Aurea flamma, fragment

1
Część powieści, konkretnie rozdziału zatytułowanego "Porucznik Karl Krafft odkrywa ruiny Troi". Kontrola jakości. Wulgaryzmy, sztuk dużo. A, i dama, jakimś dziwnym trafem.
***
WWW - Chryste – zachrypiała, zerkając na telefon. - Jest czwarta rano. Chodźmy stąd, bo Bazyli nas zabije.
WWWWstaliśmy, co już samo w sobie nie było łatwe. Gdy wyjrzeliśmy przez balustradę, zobaczyliśmy, że faktycznie, Bazyli zdążył już zamknąć knajpę, bo cała reszta dawno się rozeszła. Ustawiał właśnie krzesła na stolikach, światła wygasił. Chwiejnym, bardzo chwiejnym krokiem zaczęliśmy schodzić na dół. Gdy postawiłem ostatni krok, odwróciłem się, akurat w porę, żeby zobaczyć lecącą na mnie Elżbietę. Złapałem ją, zatoczyłem się mocno, ale ustałem. Zaczęliśmy się śmiać.
WWW- Boże, kobieto – jęknąłem przez łzy. - Ile ty dzisiaj wypiłaś?
WWW- Nie wiem? Dziesięć?
Podeszliśmy do wieszaka. Próbowałem założyć płaszcz na lewą stronę, co doprowadziło Elę do podobnego ataku śmiechu.
WWW- A ty? Ile wypiłeś?
WWW- Bo ja wiem? Pięć? Sześć? Ej – oparłem się o ścianę, bo nagle zaciążyła mi grawitacja. - Jakim cudem ja się tak najebałem, sześcioma piwami?
WWW- Bazyli ci lał wódkę.
WWW- Co? Bazyli, kurwa! Lałeś mi wódkę do piwa?
WWW- Tak – uśmiechnął się chytrze Bazyli, otwierając nam drzwi. - Do widzenia państwu, do zobaczenia ponownie.
WWW- Ej, czemuś mi lał wódy? Przyznaj się!
WWW- Ona kazała – wskazał na Elę, która zataczając się ze śmiechu, potknęła się o próg i cudem złapała równowagę, w ostatniej chwili chwytając się znaku drogowego.
WWW- Ty żmijo – wysyczałem, a raczej próbowałem wysyczeć, bo nie dało się nas już zrozumieć. - Boże, czekaj, gdzie ja mam przystanek...
WWW- Pierdol przystanek, kimniesz u mnie.
WWW- Okej.
WWWRuszyliśmy przez ciemny, zasypany śniegiem Kraków. Po raz pierwszy od wielu dni nic nie padało z nieba, ale nie zwracałem na to uwagi. Trzymaliśmy się pod ramię, żeby lepiej łapać równowagę, śmialiśmy się, zataczaliśmy. O mały włos nie wpadliśmy na ścianę, chyba trzy razy z rzędu. Przez przejście dla pieszych przetoczyliśmy się prawie na oślep, na czerwonym. W końcu doczłapaliśmy na ulicę Koletek, gdzie mieszkała.
WWWWejście na czwarte piętro okazało się niełatwym zadaniem. Dzięki nieocenionej pomocy balustrady i ścian w końcu nam się to udało, choć Elżbieta zyskała wspaniałą, jasnobeżową smugę tynku na ciemnym płaszczu. Dotarliśmy do drzwi wejściowych.
WWW- Kurwa, nie pamiętam, który klucz – usłyszałem w ciemnościach, bo automatyczne światło zgasło.
WWW- Pokaż, daj...
Mocowałem się zamkiem, testując wszystkie klucze po kolei, a Elżbieta oparła się na mnie całym ciałem i dmuchała mi w zmarzniętą twarz ciepłym oddechem. W końcu udało mi się otworzyć i dosłownie wpadliśmy do środka, gdy przypadkiem nacisnąłem klamkę. Zebraliśmy się z podłogi, nadal śmiejąc się jak szaleni; obijając się o siebie nawzajem z trudem ściągnęliśmy płaszcze w wąskiej przestrzeni korytarza. Weszliśmy do pokoju, zapłonęło światło.
WWW- Gdzie mam spać? - Spytałem bełkotliwie i nieco bezradnie.
WWW- Ze mną, mam jedno łóżko, wiesz przecież.
WWW- To może ja na podłodze...
WWW- Ale pierdolisz.
WWWRozbierała się szybkimi, pewnymi, wyuczonymi, chociaż bardzo chaotycznymi ruchami. Gdy ściągała pończochy, zatoczyła się i padła na łóżko.
WWW- A, chuj – usłyszałem, jak zamruczała. - No, rozbieraj się! - Dodała głośniej. - Chcę spać!
Szybko zdjąłem marynarkę, koszulę i spodnie. Uznałem, że po tym, co przed chwilą widziałem, nie będę ryzykował ściągania skarpetek.
WWW- Zgaś światło!
Posłusznie uderzyłem przełącznik. Po omacku usiłowałem dotrzeć do łóżka i wpadłem na jakiś mebel, wyłożyłem się jak długi, w dodatku zrzucając coś na podłogę i robiąc makabryczny łomot. Usłyszałem wybuch nieopochamowanego śmiechu, który pozwolił mi zlokalizować mój cel. W końcu udało się położyć koło Elżbiety. Natychmiast się do mnie przytuliła.
WWW- Masz pończochy, nie rajstopy – stwierdziłem, chociaż nie wiem, czy dało się mnie zrozumieć.
WWW- A co ty myślałeś? - Wybełkotała. - Że ja kto, jakaś grażyna? Dobranoc.
WWW- Dobranoc.
WWWPocałowaliśmy się. Długo, mocno, namiętnie. A potem zasnęliśmy jak kłody, ciężkim, ołowianym snem ludzi kompletnie zalanych.
Ostatnio zmieniony śr 02 kwie 2014, 15:02 przez Sepryot, łącznie zmieniany 2 razy.
1 | 2 | 3 | 4 | O poezji

2
Szybka miotła:
Sepryot pisze:nagle zaciążyła mi grawitacja.
Sepryot pisze:Dzięki nieocenionej pomocy balustrady i ścian w końcu nam się to udało, choć Elżbieta zyskała wspaniałą, jasnobeżową smugę tynku na ciemnym płaszczu.
Przekombinowane, przez co brzmi tak: "Ach, zobaczcie, jaki ze mnie fajny, dowcipny oraz inteligentny autor!" Może się mylę, ale przypuszczam, że nie o taki efekt Ci chodziło? :D
Sepryot pisze:wybuch nieopochamowanego śmiechu,
Od chama? Czy od hamulca?

Dialogi fajne.
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

3
Thana pisze:Przekombinowane, przez co brzmi tak: "Ach, zobaczcie, jaki ze mnie fajny, dowcipny oraz inteligentny autor!" Może się mylę, ale przypuszczam, że nie o taki efekt Ci chodziło?
Rozwaliło mnie, ile w tym prawdy. :mrgreen:
1 | 2 | 3 | 4 | O poezji

4
a mnie dobiło: - śmy, - śmy i tak w kółko
Komentarz może potem...
Jak wydam, to rzecz będzie dobra . H. Sienkiewicz

5
Faktycznie, tego się dużo, ale ogólnie to fajny kawałek. Bazyli wyskakuje jak królik z kapelusza, ale co tam.
A i te skarpety, Sep, litości - to poniżające ;)
Coś tam było? Człowiek! Może dostał? Może!

6
gebilis pisze:a mnie dobiło: - śmy, - śmy i tak w kółko
Komentarz może potem...
I mnie to "śmy" frapuje, bo skacze do oczu przy pierwszym czytaniu. Przy drugim nadaje taneczny rytm zalanych myśli dwojga młodych ludzi. Trzeci raz nie czytałam.
Sep, jakoś nie wyglądasz mi na takiego co językiem nieświadomie się posługuje, więc wytłumacz się trochę.

Zgadzam się z Thaną co do dialogów.
gosia

„Szczęście nie polega na tym, że możesz robić, co chcesz, ale na tym, że chcesz tego, co robisz.” (Lew Tołstoj).

Obrazek

7
Przyłączam się do grona, które nie lubi "śmy".

Od siebie dodam, że "schodzenie na dół" uważam za masło maślane i bardzo go nie lubię, na równi z "podnoszeniem do góry" i "cofaniem do tyłu".

Ponadto dialogi są nie do końca dobrze zapisane.

Ale ogólnie - zapowiada się zaiste czytalnie.

8
Sepryot pisze:- Masz pończochy, nie rajstopy – stwierdziłem, chociaż nie wiem, czy dało się mnie zrozumieć.
WWW- A co ty myślałeś? - Wybełkotała. - Że ja kto, jakaś grażyna? Dobranoc.
Nie rozumiem, o co chodzi ze spostrzeżeniem, że pończochy, nie rajstopy. Chyba że to bełkot pijanego człowieka.
Grażyna celowo z małej?
Sepryot pisze:A potem zasnęliśmy jak kłody
Kłody nie zapadają w sen. To drewno. Podkreślam: drewno. Ścięte, nawet nie żyje. Gdyby chodziło o żywe drzewo i zrzucanie liści na zimę, ewentualnie w głębi umysłu podciągnąłbym to pod sen, ale kłoda? Nope. Porównanie mi nie podeszło.

Cóż... Ot taki sobie fragment. O dziwo, nie porwał mnie. Spodziewałem się, że trafię w rzekę talentu z miriadami kropel talentu, a to zwykły tekst, zwykły fragment.

'się' istotnie sporo.

-śmy - przychylam się do przedmówców. Sprawia to, że fragment powieści wygląda jak raport odkrywającego Troję porucznika, a nie opowieść z pierwszej osoby. "Siódma rano, oddział melduje się w stacji numer 1. z zamiarem urządzenia postoju. Rozłożenie namiotów zajmuje planowe dwanaście minut. Wieczorny apel przebiega bez zakłóceń" i tak dalej. Pobaw się językiem. Elżbieta niech nie leci, tylko przemierza przestrzeń powietrzną nad schodami i spada na bohatera jak ścięte drzewo na nieuważnego drwala, po czym jak kłody walą się na dół. Coś takiego.

Tyle jeśli chodzi o fragment. Czy czytałbym dalej? Nie wiem. Nie widzę zawiązania akcji, zagadki, czegoś, co by mnie przyciągnęło. Może to dobór fragmentu? Nie wiem.

Pracuj dalej. Zobaczę śfjontowskiego na półce, to pewnie kupię :)
„Racja jest jak dupa - każdy ma swoją” - Józef Piłsudski
„Jest ktoś dwa razy głupszy od Ciebie, kto zarabia dwa razy więcej hajsu niż Ty, bo jest zbyt głupi, żeby w siebie wątpić”.

https://internetoweportfolio.pl
https://kasia-gotuje.pl
https://wybierz-ubezpieczenie.pl
https://dbest-content.com

9
Hmm... zwrot "zasnąć jak kłoda", "spać jak kłoda", ew. "zwalić się jak kłoda" wcale nie jest wynalazkiem autora. Jest dość często spotykany.

10
Słownik frazeologiczny mówi, że można leżeć jak kłoda albo zwalić się jak kłoda. Spać jak kłoda nie można (według słownika). Logiczne - kłody leżą, ale nie śpią. ;)
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

12
Bartosh16 pisze:Nie rozumiem, o co chodzi ze spostrzeżeniem, że pończochy, nie rajstopy. Chyba że to bełkot pijanego człowieka.
Grażyna celowo z małej?
Gdzie się podziała cała arystokracja? : <


Oczywiście, że celowo, jako odpowiednik janusza.
1 | 2 | 3 | 4 | O poezji

13
Sepryot pisze:
Gdzie się podziała cała arystokracja? : <
siedzi w krakowie, rozrabia jak pijany zajac i wkurza warszawę :twisted:

Dobry text, nie mam czasu na weryfke :-)

[ Dodano: Nie 22 Gru, 2013 ]
Ach, szlag.
Ilosc zaimkow zwrotnych dusi ten kawałek. Nieźle sie to czyta, ale jak piszesz, ze nawaleni bohaterowie sie zataczaja, to... piszesz. Bo oni sie nie zataczaja, robisz relacje, nie opowiadanie.

To taki short, w którym w sumie nic ciekawego sie nie dzieje i jak na dwoje zupełnie zrobionych ludzi oboje wypowiadają sie z zaskakująca poprawnoscia. No cóż, moze to jakas krakowska rzecz :-P

Btw-widział, ze panna pończochy próbuje zdejmowac, wiec skad późniejsze zdumienie?

Eeeetam, sep, dobrze jest, ale nie tragicznie ;-)
Serwus, siostrzyczko moja najmilsza, no jak tam wam?
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.

14
Dziwne, doprawdy, jest zdziwienie tych, którzy twierdzą, że tekst ich nie porwał. Co musi mieć, żeby "porwać"? Albo inaczej: jak może porwać opis powrotu z knajpy?

Tekst jest... jakiś. Ani dobry, ani zły. Po prostu jest tekstem. O zwykłych ludziach. Bardzo trudno jest pisać o zwykłych ludziach, bo są zbyt podobni do.. innych zwykłych ludzi. Do nas. Łatwo jest popełnić na tym gruncie doniosły błąd. Trudno jest natomiast dokonać czegokolwiek spektakularnego. Chyba, że trafi się na czytelnika-fascynata lubującego się w roztrząsaniu serialowych zawiłości scenariusza.
Z tego powodu tekst do mnie nie trafia.
Jako próbka, ćwiczenie pisarskie, pisane w ramach nauki konstruowania dialogów, zdań złożonych, kraszonych co jakiś czas epitetami, narracji pierwszoosobowej - ok, może być. Ale nie jako fragment większej całości. Bo ta całość nie będzie miała nic, oprócz kalek z życia.

Co zaś do wymienionych powyżej zastrzeżeń odnośnie kłód, ich nielogicznego zasypiania czy też tynku wzbogacającego odzienie kolorem - to są akurat nieliczne elementy, które próbują sprawić, by ten martwy tekst ożył. Oczywiste jest, że im się to nie uda, ale dobrze, że przynajmniej próbują. Logikę zaś spokojnie należy odłożyć w takich sytuacjach na bok.

Odniosę się jeszcze do "schodzenia na dół". W tym ujęciu nie jest to pleonazm. Bez podania kierunku byłoby to zwykłe schodzenie. Czyli tutaj bez sensu zwyczajnie.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”