2
autor: Grimzon
Zasłużony
Tekst 1
Kirasjer jest wyczerpany.
Zmęczenie wżera się w jego ciało, trawi je, tak samo, jak rdza naznaczony wgnieceniami kirys.
Jest dezerterem, tchórzliwym uciekinierem spod Quatre Bras. Jest nikim.
Ale ma cel. Siedząc na sapiącym z wycieńczenia koniu, mechanicznie odwraca się powoli w siodle i patrzy na idących za nim w smutnym pochodzie ludzi. Jest ich pięcioro. Brudnych, zakurzonych, głodnych i padających ze zmęczenia. Trzech mężczyzn, jedna kobieta i jedna mała dziewczynka. Jak na komendę, uciekinierzy z wiosek ogarniętych bitewną pożogą - czując na sobie wzrok przewodnika - podnoszą głowy.
Prowadzący ich jeździec jest szansą, jest nadzieją.
Dezerterem.
Uciekinierem.
Jest bogiem.
*
Babcia Aniela podlewała pelargonie, stojące na wielkim kuchennym parapecie. Zawsze mówiła, że w życiu należy dbać o rodzinę, zdrowie i kwiaty.
Gwałtownie otworzyły się drzwi i do kuchni - w towarzystwie głośnej, wydobywającej się z nowoczesnego telefonu muzyki - wszedł szczupły nastolatek. Nie wyłączając muzyki rzucił telefon na stół, usiadł ciężko na krześle i spuścił głowę.
Aniela odłożyła powoli konewkę, popatrzyła chwilę na siedzącego chłopaka, po czym usiadła na stole. Miała sześćdziesiąt dwa lata i dalej uwielbiała siadać na stole.
- Wyłącz muzykę Adaś.
Nastolatek niechętnie podniósł głowę, sięgnął po telefon i wyłączył odtwarzacz.
- To Mettallica babciu, pomaga mi - wymruczał i na powrót spuścił głowę.
Kobieta przyglądała mu się przez chwilę.
- Co się stało?
- Nic, babciu.
- Adaś, nie kręć.
Nastolatek milczał, Aniela nie naciskała. Siedzieli w milczeniu.
- Bo ona! - poderwał się gwałtownie i natychmiast usiadł ponownie.
Babcia westchnęła ze zrozumieniem.
- Pamiętasz jak rano dałam ci ciastko? Bardzo chciałeś je zjeść, ale upadło ci na podłogę. Tak czasem się dzieje, mimo że bardzo chcesz żeby było inaczej. Upada to wasze miłosne ciastko i leży. Po prostu. Nie popełnij innego błędu i nie staraj się jej trzymać jak najmocniej, zmiażdżysz ciastko i krem wycieknie ci między palcami.
Adam uniósł głowę. Ślady po łzach przypominały rzeki nam mapie.
- Nie będę cię pocieszać - kontynuowała babcia. - Wiem że nie uwierzysz, że kiedyś będzie jakaś inna. Twoje serce w to teraz nie wierzy. Ale serce zmienia poglądy, sam zobaczysz. Poza tym - zsunęła się ze stołu - to co teraz czujesz uszlachetnia, czyni wrażliwszym i lepszym człowiekiem.
Podeszła do Adama i zacisnęła rękę na jego ramieniu.
- Przyjdź wieczorem. Zamówimy pepperoni i wypijemy po jednej lampce nalewki.
Adaś uśmiechnął się słabo.
- Przyjdę babciu, dziękuję.
- Daj spokój. I uciekaj już. Złamane serce należy opłakiwać w samotności.
Nastolatek zabrał telefon i ruszył do drzwi. Kiedy już je za sobą zamykał, zatrzymał go głos Anieli.
- Adaś?
- Tak babciu?
- Mettallica skończyła się na Kill'em all.
*
Kirasjer jest wycieńczony, ale nie daje tego po sobie poznać. Jeśli chce ich uratować muszą widzieć w nim siłę.
Ostoję.
Słyszy za plecami płacz dziewczynki. Zatrzymuje konia, czeka aż przyzwyczajeni do jego postojów uciekinierzy miną go, po czym łapie idącą na końcu pochodu dziewczynkę i sadza przed sobą.
Gestem, który kosztuje go mnóstwo energii głaszcze ją po włosach.
Ruszają dalej.
*
Babcia Aniela usłyszała dochodzącą z werandy głośną rozmowę, dźwięk trzaskających drzwi wejściowych, a w końcu odgłos gwałtownego przekręcania klucza w zamku.
A potem do kuchni wpadła wściekła Anka.
- Znowu!
- Uspokój się - powiedziała Aniela.
- Mieliśmy wyjść do znajomych, a on znowu się spił! Chcesz zobaczyć jak wygląda? Wyjrzyj na zewnątrz. - Anka rozpaczliwie szukała popielniczki. - Nie wpuszczę gnoja do domu, niech śpi na ławce.
Babcia zmarszczyła brwi.
- Szanuj słowa. To twój mąż.
- Mój mąż, a twój zięć - prychnęła Anka stawiając popielniczkę na stole. - Tyle, że pijak pasuje do niego bardziej. Zaciągnęła się głęboko zapalonym przed chwilą papierosem i spojrzała uważnie na Anielę.
- Czemu go zawsze bronisz?
- Nie bronię go. Wiem gdzie to wszystko zmierza i chce was przed tym uchronić.
Anka wstała i popatrzyła przez okno na leżącą na ławce postać.
- Wyśpi się na zewnątrz, przemarznie, to na następny raz pomyśli - powiedziała.
Siedziały chwilę w milczeniu.
- Daj jednego.
- Palisz mamo?
- Kiedy chcę.
Młodsza kobieta przesunęła paczkę papierosów i zapalniczkę po stole.
- Już go nie kocham - powiedziała spokojnie.
Słowa zawisły w powietrzu, dokładnie pomiędzy smugami papierosowego dymu. Kobiety mierzyły się spojrzeniami, starając się przeniknąć wzrokiem dymną ścianę.
W końcu Aniela uśmiechnęła się smutno.
- Myślisz, że po tym ciosie przestanę to robić Aniu? Że już nie będę kleić cierpliwie wszystkiego co się tu rozbija? Nie, nie przestanę. Robię to mechanicznie, tak zostałam wychowana. Zawsze będę się starać, aby ta rodzina przetrwała, trzymała się razem, nawet jeśli wszystko jest przeciw nam.
- Ja już nie mam siły mamo.
- To nie znaczy, że wolno ci się poddać - powiedziała stanowczo starsza kobieta.
Anka długo przyglądała się matce. W końcu zgasiła papierosa, kiwnęła głową i wyszła.
Starsza kobieta patrzyła chwilę w ślad za córką, potem podeszła do sekretarzyka i nalała sobie anyżówki. Piła wolno, patrząc przez okno. Odstawiła kieliszek, wzięła z kredensu klucze i wyszła na zewnątrz.
Jarek chrapał głośno, z jego ust unosiły się rytmicznie małe obłoczki pary.
- Wstawaj!
Poruszył się niezgrabnie i zaraz zaczął chrapać znowu. Aniela chwyciła go za kołnierz koszuli i pociągnęła. Mężczyzna spadł z ławki i z głośnym łoskotem wylądował na ziemi.
- Co kur...? - rozejrzał się wokół. - Mama?
- Do sieni młody człowieku. Natychmiast.
Powlókł się niczym skazaniec za teściową. Bo z Anielą się nie dyskutowało.
Kiedy weszli do sieni, teściowa wskazała mu ruchem głowy drzwi do piwnicy. Jego buty na piwnicznych schodach brzmiały jak klekoczące sumienie. Usiadł na starej ławie obok pieca, Aniela stanęła naprzeciw.
- Wiesz, że zawsze osiągam to co chcę - powiedziała twardo. - Powiem raz i nie będę więcej powtarzać. Masz dwa tygodnie żeby się ogarnąć i doprowadzić wszystko do ładu. Przestaniesz pić. Nie całkowicie, ale zadbasz żeby to nie wpływało na wasze życie. Zaczniesz się dogadywać z Adasiem bo chłopak przechodzi trudny okres. Jeśli nie, to się wyniesiesz. Z tego domu, z tej wsi, z życia Anki i Adasia. Nie będziesz miał nic, a ich nigdy już nie zobaczysz, zadbam o to. Wyniesiesz się, znajdziesz pracę, przepij wszystko albo zostań menelem - twoja wola, ale dopóki jesteś tu masz być mężem i ojcem.
Jarek nie przerywał. Anieli się nie przerywało.
- Masz dwa tygodnie. Wybieraj jak to się ma potoczyć - powiedziała starsza pani i skierowała się w stronę schodów do mieszkania.
Mężczyzna ruszył za nią. Słysząc za sobą jego kroki Aniela odwróciła się gwałtownie.
- Ty zostajesz. Anka nie życzy sobie spać z tobą.
*
Kirasjer słyszy nadjeżdżającego z przeciwka konia. Czas jakby zwalnia. Widzi wyłaniającego się zza zakrętu jeźdźca, który napina cięciwę. Świst strzały. Krzyk. Kirasjer nawołuje do swoich uciekinierów aby kryli się w lesie. Sam pogania konia i wpada w gęstwinę. Kryje się kilka godzin. Łamie wystającą spod ramienia strzałę. W końcu znajdują go ludzie, których prowadził. Wszyscy są cali. Uśmiecha się do nich. Mogą ruszać dalej. Taka rana nie może go powstrzymać.
*
Babcia Aniela czytała właśnie książkę, kiedy zadzwonił dzwonek. Ściągnęła okulary i wstała otworzyć. Za drzwiami stał - jak zawsze elegancki - posterunkowy Goszcz.
- Dobry wieczór pani Anielu.
- Witaj Jurku. Wejdź.
- Niestety nie mam na tyle czasu. - Waldemar patrzył na swoje wypastowane buty.
- O co chodzi?
- Zgłoszono kradzież w monopolowym u Zębickiej.
- I?
- Na taśmie jest Adam.
Aniela przyjrzała się uważanie policjantowi.
- To niemożliwe - powiedziała wyraźnie.
- Ale...
- To nie Adam.
- Gdzie był wczoraj w nocy?
- Grał ze mną w karty.
Teraz policjant przyjrzał się starszej kobiecie.
- To oficjalna wersja?
- Oczywiście.
- Rozumiem. Proszę mu przekazać żeby był jutro w domu, dobrze?
Pani Aniela skinęła głową. Policjant zrobił kilka kroków w kierunku stojącego na podjeździe samochodu ale zatrzymał się i obrócił.
- Pani ich automatycznie, z marszu, chroni jak zbroja pani Anielu, ale co jest pani zbroją?
Starsza kobieta przeczesała siwe włosy.
- Wiara w rodzinę Waldku.
Policjant kiwnął delikatnie głową i wsiadł do samochodu.
*
Kirasjer prowadzi grupę ale czuje jak ucieka z niego życie. Rana jest głębsza niż przypuszczał. Ma nadzieję, że widzieli dość i nauczyli się dosyć, aby udało im się samym dotrzeć do celu. Po raz ostatni odwraca się w siodle i patrzy na nich. Uśmiecha się. A później osuwa się z siodła i umiera, czując padające na niego, z pochylonych twarzy, krople łez.
*
Babcia Aniela zamknęła drzwi za policjantem i weszła do kuchni. Chciała nalać sobie kieliszek anyżówki ale w połowie drogi do sekretarzyka poczuła się bardzo, bardzo źle.
Tekst 2
Trzynaście scen
WWW(1)
WWW- Mój dziadek był kirasjerem – mówiłem do srebrnookiej. - To był taki rodzaj konnicy, coś w stylu naszej husarii. Nosili ciężkie zbroje i mieli przełamywać opór przeciwnika.
Dobór słów nie był wcale przypadkowy. Słuchała zafascynowana, a zza jej pleców błyszczały nerwowo świeczki na stolikach. Z otwartych szeroko drzwi kawiarni wionęło letnie powietrze, zapachem lipy obiecując specjalną noc.
WWW- Ruszali na wroga galopem – ciągnąłem – i nie mogli się zatrzymać. Blokowali ich towarzysze obok, uniemożliwiali wyłamanie się z szyku, a poza tym formacja jechała za szybko i nie dało się tak po prostu zahamować konia. Jak już ruszyli, to musieli biec do końca, aż przebiegli po trupach. Sami często ginęli, ale za to byli bohaterami – wiesz, dostawali większy żołd, kochały ich kobiety i tak dalej.
Miała przepiękne, pełne usta. Jak miąższ wiśni.
WWW- No i mój pradziadek właśnie do nich należał, pod Napoleonem. Walczył w Rosji i w Lipsku. Chyba po nim przejąłem sporo usposobienia. Ja też się nie zatrzymuję, jak już zacznę.
W tym momencie ująłem ją delikatnie, kładąc dłoń na jej talii i uśmiechnąłem się. Zarumieniła się słodko, odkaszlnęła i bąknęła, że musi iść do toalety. Wyśliznęła się zręcznie i zostałem na chwilę sam.
WWWWróciła szybciej, niż się spodziewałem. Podchodząc, chowała do torebki telefon. Pisała smsa? Jakiego? Do kogo?
WWW- Może zmienimy lokal? - Mruknęła, muskając mnie dłonią.
Zmieniliśmy lokal i było dobrze: ciepło, miękko, lepko, a jej nabrzmiałe krwią usta stały się tak miękkie jak kocia sierść w mroźny wieczór.
WWW(2)
WWWRano jej oczy okazały się niebieskie. Na szczęście nie robiła scen. Kochaliśmy się jeszcze raz. Potem po prostu wstała, pocałowała mnie, ubrała się i wyszła, nie chcąc ani kawy, ani śniadania – wzięła mi tylko kilka papierosów. Obserwując, jak chodzi po pokoju w poszukiwaniu zaginionych strzępków stroju, zacząłem nagle żałować, że wychodzi. Pomyślałem, że mógłbym ją poznać – wiedziałem tylko tyle, że ma na imię Kamila. Pogadać, może umówić się na piwo albo do kina. Na randkę. Ale zanim zdobyłem się na odwagę i złamałem niepisany protokół ludzi, którzy lądują ze sobą w łóżku na jedną noc, mrugnęła rozmazaną nieco czernią powieki nad błękitną tęczówką i sobie poszła.
WWWWstałem, wziąłem prysznic i zjadłem byle jakie śniadanie, po czym usiadłem nad książką. Zrobiło się popołudnie, gdy zadzwonił Adrian.
WWW- Ej, stary, wbijaj do Negatywu, pijemy.
WWW- Nie, Adrian, ja się dzisiaj uczę.
WWW- Oj, nie pierdol, tylko chodź, zawsze się uczysz. Czekamy.
WWW- Nie, serio stary. Nie dzisiaj.
WWW- Ehe, spoko. To my jesteśmy w Negatywie.
Dziesięć minut później byłem w drodze do Negatywu.
WWW(3)
WWWRano, to znaczy koło trzynastej, obudziła mnie Natalia. Weszła, usiadła na krześle pod ścianą, nie zdejmując nawet płaszcza i patrzyła na mnie - zaspanego, jeszcze w łóżku. Bawiła się kosmykiem kasztanowych włosów. Oczy miała niewidzące.
WWW- Musisz się ogarnąć trochę – powiedziała, rozglądając się dokoła.
WWW- No, muszę – mruknąłem. Cicho, bo moją duszę gnębił kac-morderca.
Odpaliłem papierosa, rozglądając się. Faktycznie, mieszkanie było w opłakanym stanie. Po zastanowieniu, przypominało raczej pijacką melinę niż studencką norkę.
WWW- Nie masz dzisiaj zajęć? - Spytała.
WWW- Mam.
WWW- O której?
WWW- Od ósmej do jedenastej.
Spojrzała na zegarek.
WWW(4)
WWW- Jestem kirasjerem – powiedziałem, trochę za głośno. Za dużo wypiłem i mi się pomyliło. - Znaczy się, mój pradziadek był, pod Napoleonem. Kirasjerzy to taka jednostka konnicy, coś jak nasza husaria. Mieli przełamywać opór. Jak już ruszyli, to nie mogli się zatrzymać, bo lecieli galopem, a poza tym ich blokowali jeźdźcy po bokach. Mam coś z niego, wiesz?
WWW- W sensie? - Spytała zielonooka, zafascynowana.
WWW- Też się nie zatrzymuję, jak już zacznę – odpowiedziałem, odsuwając jej kosmyk włosów z czoła.
Spojrzała na mnie bystro. Miała olśniewająco zarysowane brwi, nawet niespecjalnie podkreślone makijażem, a śliczne – otaczały jej skronie jak arkady gotyckich krużganków.
WWW- Nie postawiłbyś mi jeszcze drinka?
Postawiłem. Gdzieś za jej plecami Konrad mrugał porozumiewawczo, pokazywał mnie palcem, a Marcin śmiał się głośno i też mrugał.
WWW- Daleko masz do domu? Bo ja mieszkam niedaleko – wyłapałem z monologu zielonookiej, której przestałem na chwilę słuchać.
Zachciało mi się rzygać.
WWW- Ja? Tuż obok mieszkam – skłamałem. - I chyba będę już leciał, wiesz?
WWW- Serio?
WWW- Tak, jest już późno – odpowiedziałem cokolwiek, chociaż była ledwo dziesiąta. - Na razie. Miło było.
WWW- Yhm – mruknęła, rozczarowana i odwróciła się do mnie plecami, złym wzrokiem wyklejając lustro za barem.
Wyszedłem z knajpy. Poszedłem przecznicę dalej, gdzie usiadłem w innej i urżnąłem się do nieprzytomności.
WWW(5)
WWW- Eeee... Natalia, przyjdzieszsz... przyjdziesz do mnie? - Wybełkotałem w słuchawkę.
WWW- Co? Teraz? Wiesz która jest godzina?
WWW- Ee, jakoś późno?
WWW- Trzecia w nocy, do kurwy nędzy.
WWW- No ale przyjdziesz?
WWW- Czekaj... - rozłączyła się.
Gdy przyszła, chyba już spałem.
WWW(6)
WWWSiedziała przy otwartym oknie, paląc papierosa i patrząc niewidzącym wzrokiem w liściastą kurtynę drzewa, które zarosło mi widok na ulicę.
WWW- O Boże – wychrypiałem, łapiąc się za głowę – Przyjechałaś?
WWW- Tak – nie odwróciła głowy. - Ciesz się, że zostawiłeś drzwi otwarte, bo bym cię zamordowała.
WWW- Kurwa, sorry...
WWW- Spoko.
Na kilkanaście sekund przywarłem wargami do butelki z wodą, a potem wstałem. Zorientowałem się, że spałem bez pościeli. Niejasno czułem, że chyba próbowałem wyciągnąć ją z łóżka, ale poległem. W muszli klozetowej zauważyłem resztki wymiocin. Każdy dźwięk urastał do rangi miażdżącego.
WWW- Miałeś dzisiaj zajęcia? - Spytała, gdy wyszedłem z łazienki.
WWW- Jest niedziela przecież...
WWW- Kotku – spojrzała na mnie poważnie – jest wtorek.
WWW- Serio..?
WWW- Serio.
WWW- Muszę się chyba ogarnąć...
WWW- Musisz.
Dmuchnęła dymem w otwarte okno.
WWW- Musisz – powtórzyła lirycznie.
WWW(7)
WWWWszedłem do Arkadii z sercem na ramieniu, bo wiedziałem, że będą tam wszyscy. I byli. Siedzieli przy zawalonym kuflami i popielniczkami stoliku, śmiali się, rechotali.
WWW- O, cześć! - Zawołał w moją stronę Maciek, po czym wrócił do opowiadanej anegdoty – No i on – nadążacie – podbija do niej i pyta, która godzina. A ona do niego: „Chuj wie!”.
Towarzystwo zarżało jednym głosem jak stajnia, na którą spadła nieoczekiwana burza. Podszedłem do baru i zamówiłem kawę.
WWW- A ty co, nie pijesz? - Spytał Marcin, gdy dosiadłem się do stolika.
WWW- Nie, nie dzisiaj. Jutro idę na zajęcia.
WWW- Oj tam, zajęcia. Pij, nie pierdol!
WWW- Nie, nie dzisiaj.
WWW- Jak tam sobie chcesz.
WWW- A słyszeliście, co odjebał Kamil ostatnio...? - Konrad darł mi się nad uchem.
Anegdoty robiły się coraz bardziej sprośne i nieśmieszne. Loża szyderców z każdym opróżnionym kuflem stawała się coraz głośniejsza, rozhukana i brutalna. Czułem się tak nieswojo, jak tylko można się czuć – przekleństwo człowieka trzeźwego wśród ludzi pijanych. Siedziałem. Cichy i niespokojny.
WWWGdy arcyzabawna pointa kolejnej historyjki ominęła swoją zabawnością mój wyostrzony abstynencją umysł, zamówiłem od razu dwa piwa, żeby nadrobić zaległości.
WWW(8)
WWWNie wiem, skąd się tu wzięła – dzwoniłem? Przyszła sama? Już nic nie mówiła.
WWW(9)
WWW- Mój pradziadek był kirasjerem – mówiłem do złotookiej. - To była taka formacja kawalerii pod Napoleonem. Jak już ruszyli, nie mogli się zatrzymać. Chyba coś z nich mam.
Musnąłem wargami jej ucho, gdy nachyliła się, roześmiana. Po chwili dalszej rozmowy spojrzała na zegarek.
WWW- Chyba mi uciekł ostatni nocny...
WWW- Możesz przenocować u mnie.
WWW- Serio? - Oczy jej błysnęły, gdy zaciągała się miętowym linkiem.
WWW- Pewnie.
Była kiepska. Rąk używała tylko do obejmowania, gdy gryzła mnie w ramię.
WWW(10)
WWW- Zrobiłam Ci wieczorem herbatę – powiedziała Natalia, gdy stanęła nad moim łóżkiem – chociaż nie wiem, po co. Kurwa, masz zamiar w końcu coś ze sobą zrobić?
WWW- Taaa... - mruknąłem, przełykając hausty lodowatej „Minutki”.
WWW- Poważnie. Kiedyś musisz to skończyć. Z uczelni cię już prawie wyjebali.
WWW- Wiem, wiem – wychrypiałem. - Skąd się tu wzięłaś właściwie?
WWW- Spałam tutaj.
WWW(11)
WWWZauważyłem – może dlatego, że nie byłem pijany ani skacowany – że w Natalii coś się zmieniło. Bruzda na jej czole była jakby głębsza niż zwykle, a oczy – głębiej osadzone. Podbródek cofnięty. Policzki blade, spojówki krwiście czerwone.
WWW- Coś się stało? - Spytałem.
WWW- Adam mnie rzucił.
WWW- Co? Kiedy?
WWW- Dwa tygodnie temu.
WWW- Boże, kobieto, czemu nic nie mówiłaś?
WWW- Masz swoje problemy.
Spojrzała na mnie bystro. Widzącym wzrokiem. Była bardzo ładna, ze swoimi brązowymi oczami i delikatnym obrysem twarzy, kojarzącym się z miękko opiętym w marmurowe kształty posągiem.
WWW(12)
WWW- Wiesz, mój pradziadek był kirasjerem – powiedziałem, gdy położyła mi głowę na ramieniu.
WWW- No nareszcie, idioto...
Jej włosy były równie brązowe co oczy, a uda równie rozgrzane, co głos, którym wykrzyczała to, co miała wykrzyczeć.
WWW(13)
WWWSpojrzałem na przerzucone przez moją pierś ramię i zrozumiałem, że to jej ramię. Jej włosy leżały na mojej twarzy. Jej prosty nos dotykał mojego obojczyka. Jej pierś z różowym sutkiem kusiła, ledwo widoczna w ciemności. Jej pośladki rysowały się namiętną elipsą, oświetlone tylko mozolnie przebijającym się przez liście światłem latarni. Jej oddech był spokojny. Jej ciało leżało bezwładnie. Ona leżała na mnie.
WWWUświadomiłem sobie, co zrobiłem i zachciało mi się rzygać. Nie bez trudu wyplątałem się z jej objęć. Mruknęła coś, ale się nie obudziła. Pośpiesznie wciągnąłem na siebie ubranie i poszedłem urżnąć się jak świnia.
Wszechnica Szermiercza Zaprasza!!!
Pióro mocniejsze jest od miecza. Szczególnie pióro szabli.
