***
WWWDziewczę płacze. Mówię: „dziewczę”, bo miasto odarło nas z imion. Na długiej rzęsie kołysze się pojedyncza łza, wprawiana w ruch przez potknięcia tramwaju na nierównościach szyn. Zaraz spadnie na książkę. Gdyby scena była uwieczniona na artystycznym zdjęciu z tmblra, tajemna księga na kolanach dziewczęcia byłaby czymś symbolicznym, Cioranem albo Sartrem, albo chociaż Schopenhauerem, ale nie, to pospolita Tokarczuk ze swoim sielankowym świętokrzyskim. Smutne. Bez symbolu nie powstanie dzieło i nikt nie opieje bladości dziewczęcia za pomocą laserunku.
WWWDziewczę, co istotne, udaje, że wcale nie płacze. Twarz zasłoniło kurtyną włosów i pochyliło się nad książką, tworząc kiepsko zagraną pantomimę o tytule „czytam”. Ale ja widzę, że oko zawiesiła na jakimś nieistotnym przecinku... no i ta łza. Nie płacz, dziewczę. Źle mi z tym, że płaczesz. No nie płacz, durna.
WWWNikt tego, rzecz jasna, nie zauważa, bo po co patrzeć na ludzi, a już szczególnie na ludzi w tramwaju numer trzynaście? Nie jest to nawet tramwaj zwany pożądaniem. Nie ma w nim nic ciekawego. Chyba, że utrafiło się na cichego ptaszka, desperacko usiłującego ukryć przed światem jakąś personalną tragedię. Nie płacz, idiotko.
WWWChciałoby się pocieszyć. Wyplątać żal z tych umęczonych włosów, a przy okazji wyszarpać dziewczę z uroczej, haftowanej sukienki w stylu późnych lat pięćdziesiątych i złożyć pieczęć pocałunku na muślinowej skórze.
WWWŁza w końcu spadła, roztrzaskując się o kant okładki na offsetowym ekopapierze. To dobry moment, świetna okazja, można powiedzieć: punkt kulminacyjny tej sceny, odpowiedni, aby podjąć działania. Podejść i powiedzieć:
WWW- Mam dwadzieścia lat, a tankuję więcej i częściej niż rasowy żul spod sklepu. Studiuję siłą rozpędu coś, co mnie właściwie nie interesuje. Niedawno rzuciłem jednocześnie pracę i dziewczynę, bo ani jedno, ani drugie nie było w stanie wytrzymać mojej skrajnej nieodpowiedzialności. Piszę wiersze o kwiatkach i pseudoromantyczną prozę, usiłując sam siebie przekonać, że to nie grafomania, tylko reakcjonizm literacki. Zgubiłem gdzieś wszystkie wartości, przekonania, stałem się apolityczny i areligijny, żyję już tylko estetyką, a i to zaczyna mi się nudzić. Mam chroniczną, pangalaktyczną depresję, cierpię na bezsenność, jestem uzależniony od papierosów, alkoholu, kawy, kubusia malinowego, ibupromu i muzyki klasycznej. W domu rodzinnym nie byłem od dwóch lat. Mógłbym skoczyć do Wisły, podpalić restaurację „Szarą” na rynku albo zmienić wyznanie na islam obrządku szyickiego – i nikt na świecie by się tym nie przejął, może poza właścicielem restauracji. Nic mi się w życiu nie udało i nie widzę przed sobą żadnych perspektyw. Chciałem być artystą, ale nic z tego nie wyjdzie, bo jestem zbyt przeciętny, leniwy i autodestrukcyjny. Spędzę życie zazdroszcząc i nienawidząc ludzi, którzy umieją lepiej.
A dziewczę powiedziałoby pewnie, że lubi Klimta i Witkacego i wszystko byłoby dobrze.
WWWNie płacz, idiotko. Cokolwiek ci się stało, nie płacz; jeśli facet, to wróci, jeśli matka, to na pewno jest w lepszym miejscu, jeśli uczelnia, to poprawisz w drugim terminie. Nie płacz, bo kiedy patrzę na ciebie, przypominam sobie, że ja już bardzo dawno nie płakałem. Jeśli Ravic mógł kroić francuzów za grosze, a Moryc wyłudzać ruble od Grosglika, to czemu ty nie możesz po prostu przestać płakać? Pomyśl o czymś miłym, zaśpiewaj sobie pod nosem „always look on the bright sides of life”, cokolwiek. A już na pewno nie wysiadaj tutaj, na Placu Wolnica, bo ja jadę aż do cmentarza i nigdy więcej cię nie zobaczę.