Ja bym tu nie wdawała się w takie drobiazgowe analizy, jakie są relacje między grafomanią a kiczem, gdyż pojęcie kiczu ma rodowód zdecydowanie nieliteracki i funkcjonuje przede wszystkim poza obrębem literatury - w sztukach przedstawiających i w architekturze. Zresztą, w ogóle zjawisko kiczu daje się świetnie badać właśnie na przykładzie architektury, która jest mniej uwikłana w przekazywanie konkretnych treści. W niej wiele wynika z samej formy. Ot, chociażby "dwór polski" we współczesnym budownictwie jednorodzinnym - z kolumnami jak serdelki, blaszanym dachem i garażem w elewacji frontowej. Albo tzw. cygańskie pałace, czyli wariacje na temat chyba Disneylandu, gdyż wszelkie przykłady z realnej architektury dawnych wieków wydają mi się w tym przypadku nadużyciem. I tu dotykamy tego, o czym pisał cytowany autor: kicz jest wytworem fachowców (przecież te wszystkie projekty powstają w pracowniach architektonicznych!), a istnieje dlatego, że jest nań zapotrzebowanie. Bez odbiorcy (a w przypadku architektury - zleceniodawcy, który zamawia taką właśnie, a nie inną formę) kicz po prostu nie istnieje. Tzn. istnieje zawsze, lecz jego forma się zmienia

W tym sensie, pojęcie kiczu można przenosić na teren literatury i w owym kiczu literackim doszukiwać się szeregu innych cech, zwyczajowo z nim wiązanych.
I można go przeciwstawiać grafomanii. Tu w grę wchodziłaby nieudolność wynikająca z braku warsztatu, nieznajomości reguł sztuki (w takim podstawowym znaczeniu, jako
ars czy
techne). Plus czynniki uwarunkowane osobowością autora, jak kompulsywne dostarczanie światu wytworów własnej jaźni, na które nikt nie czeka i nikt ich nie docenia.
Mam wrażenie, że kicz w literaturze miewa się całkiem dobrze

Natomiast terminem, którego używamy zdecydowanie częściej, jest grafomania. To chyba wynika z poręczności tego określenia. Grafomania, grafoman, grafomanka - wszystko dobrze brzmi. Kicz, kicz... kicz... - jak nazwać dostarczycieli literackiego kiczu?