2015

1
Zaczynam pisać. Umieszczam, bo chciałabym się dowiedzieć, czy to dobry początek jak na coś dłuższego? Czy lekko się czyta? Łatwo wdraża w temat?
Wbrew pozorom, nie ma to być o narkotykach, ale gdzieś one tu będą na pewno. Głównie ma to być o roku 2015, w którym ludzie są uzależnieni, podatni na wszystko... no i jacyś tacyś.

Krótki początek.

***

Boję się siebie i wszystkich swoich słów. Boję się, że skończę się, zanim się zaczęłam. I boję się, że skończę źle. Najgorzej ze wszystkich osób w klasach, do jakich chodziłam. A najbardziej boję się, że w ogóle siebie nie odnajdę i będę chodzić dokładnie obok siebie; takim pustym ciałem. Bo ktoś był w aptece, ale nie ja. Od dawna już nie chcę siebie znać. Bo mi się nie podoba. Wszystko. Robię się zawistna i stara jak stary dziad, i stara panna. W nocy cierpną mi nogi, piszę wiersze w głowie. Potem je zapominam. Bo nie chcę pisać, nie chcę się obnażać z tej martwicy, która ze mnie pozostała. Myślę ciągle: jest smutne życie. Najbardziej złośliwym banałem myślę, jak idę. To coś czasem przychodzi do głowy. I myślę: idę, kurwa, idę. Przeglądam się w czymś i widzę, i nie mogę w to uwierzyć. Nigdy. To samo od nowa każdego dnia, uporczywy dzień świstaka. Nie mogę się z sobą pogodzić i nie chcę już o niczym krzyczeć. Każdy dzień zdaje się być przerażającym żartem. Moja niemoc, złudnie wzbudzana pewność siebie… i mam wrażenie, że jeżdżę w kółko autobusem! W kółko, wokół tego samego dnia. Kręcę się z tak wielką grozą, jakby zaraz miała rozstąpić się ziemia. Ale potem nie dzieje się nic. I powtarza się to samo, a ja jestem sucha i zimna. Jestem tym męczącym telewizorem, który włączam każdego dnia. Nazywam sama siebie beznogiem, gdy leżę w łóżku. I tymi wszystkimi ludźmi, których nie mogę przestać nienawidzić, też jestem. Jestem nawet, gdy budzę się i nie wiem, co się dzieje. I czasem już nie wiem, po co mi to jestem i ja. Od nowa. Nie wiem, po kim mi to przyszło i czy coś może po kimś przychodzić. I czy można zwalać na kogoś winę, też nie wiem. Ograniczam dzień do poczucia obrzydzenia i zniechęcenia. Jakiś grymas twarzy, to wszystko. I czasem myślę, że bardzo mi ciężko, a czasem, że wcale nie. Śni mi się na jawie, że jestem zesłana przez aniołów, że mam prawo mówić o czymś więcej. Ale nie ma niczego, co chciałabym komukolwiek powiedzieć.
Postanowiłam pozbyć się z siebie wilka stepowego i pozostałości po wszystkich, których przyszło mi znać. I którymi tak mocno się zatrułam. Wcześniej myślałam: rzucam siebie. Zostanę maszyną. Z maszyn nic mi nie przyszło, oprócz rozregulowanego dnia, niechęci do siebie i przewlekłego uzależnienia. I ta resztka miłości, której nie potrafię już poczuć, czasem się we mnie budzi. Ale chyba tylko po to, żebym mogła czuć się bardziej obco i samotnie.
Trudność każdej rzeczy, którą mam wykonać wzrasta z każdym dniem. Choć mogłoby się zdawać, że jestem utalentowana w jakiś odwrotny sposób. To nie ma na to nazwy. Cofam się, idąc do przodu. I nie potrafię odnaleźć się w żadnym kolorze, gdy maluję. Tylko się pobrudzę, choć wszystko robię niewzruszona, jak zawsze. I mam wrażenie, że skończyło się dla mnie życie. Choć to pewnie tylko wyobrażenie, rezultat zbyt długiej nerwicy albo tego podeszłego pod dwudziestkę wieku. Jeśli poznać kogoś, to tylko na papierze. Chcą mnie znać, niech mnie widzą. Nie przywołuję jednak żadnych konkretnych wyobrażeń, wszystko ulatuje i miota się pod moimi palcami. Myślę: defekt. Poważny defekt, ułomność i degeneracja. Koniec. I nie mam ochoty już dalej. Kogo to obchodzi? Bo nawet już mnie nie.
No.
No i jest ten ktoś. Tylko jeden raz. Wszedł szybko, nie wywarł na mnie żadnego wrażenia. Myślałam urywkami zdań. Kilkoma słowami, że chyba nigdy nie byłam zakochana. Ale on też nie. Więc mogliśmy razem milczeć. Ale on chciał mówić i musiałam go słuchać. Zaczął od tego, że wplątaliśmy się w niezłe gówno. Mnie to, wiadomo, nie obeszło. Gówno mniejsze, większe – może być, wszystko jedno. To gramy w lotto. I zaczęliśmy grać. Bez żadnych skutków. Też bez wrażenia. A on się przejmuje, czasem wpada w szał. Ja na to tylko: „aha”. A jemu się znowu chce płakać i znowu muszę go słuchać. No, dobra.
- Wiesz, że moje nazwisko w innym kraju mogłoby brzmieć naprawdę dobrze? Brzmiałoby nawet tak wiesz, dostojnie… - zaczyna.
- Może.
- A bo tak mi się coś przypomniało. Bo ty piszesz, no nie? Kiedyś coś mówiłaś. – Patrzy na mnie z zainteresowaniem. Może z lekką desperacją. I powiedział do mnie: napisz o tym całym gównie, którego nie możemy zapomnieć. O tych wszystkich ludziach, którzy wciąż chodzą po naszych małych głowach. Trzeba się tego pozbyć raz na zawsze.
Tak jak raz na zawsze rzuca się ćpanie.
Ale odpowiedziałam, że nie ma mowy, ja już skończyłam z wylewaniem brudów. Chcę wegetować, bo nie widzę innej opcji. A on, że marnuję życie, którego mało nam zostało. I podsumował, że nigdy jeszcze nie był tak stary, jak dziś. Przytaknęłam.

Jakoś tak oglądaliśmy „Miodowe lata” i było bardzo smutno. Dawno już nie widziałam innego człowieka. Wciąż tylko my razem, nierozłączni. I sobą tak zmęczeni. Wciąż powtarzał, że męczy go jego głowa, że ma dość tych nawrotów myśli. Ciągnęło go do ćpania, znowu. I mnie też. Ale ćpanie się skończyło, samo postanowiło odejść. Przestało działać. I została nam dziura w głowie.
Ktoś, z kim się spotykam, ma metr osiemdziesiąt, krótkie brązowe włosy, zapadnięte policzki i nieobecny wzrok. Nigdy nie mówię do niego po imieniu. I on do mnie też nie. Nasza relacja jest tak głęboka, że wydaje się być niemożliwa. Tylko ona trzyma mnie przy życiu. On chce się zabijać, każdego dnia mówi o tym samym. Że czytał Wojaczka, będzie umierał. Będzie do siebie strzelał, bo „jest poręcz, ale nie ma schodów”. A ja tylko „daj spokój”. Przypomina mi jak się zaczynało z DXM. Nigdy nie chcę do tego wracać, ale tym razem go słucham.
- Faktycznie, od tego się zaczęło. Już zapomniałem, że są inne narkotyki… Boże, że to też się musi tak ciągle plątać koło głowy – zaczyna swoje. Mnie wali serce, nie mogę mówić. Mam nawroty nerwicy, drżące ręce i rozwalony żołądek. Napady płaczów bez łez. On ma to samo. – Gdyby nie to, to nie siedziałbym teraz tutaj.
- A co? Źle ci? – pytam.
- A tobie dobrze?
- Jak wygramy w końcu w lotto, to tak – mówię wpatrzona w telewizor, od dawna nie utrzymuję wzrokowego kontaktu.
- Głupia jesteś z tym graniem. Może masz obsesje, jesteś bardzo podatna na takie rzeczy – stwierdza jakże błyskotliwie. – W DXM najbardziej lubiłem to chodzenie jak robot. Kurde, pamiętasz jak umierałaś na pustyni i trzymałem cię za rękę? Boże – śmieje się głośno.
- No nie, a najlepiej było jak było otworzone okno u mnie na poddaszu w środku nocy, była wielka burza, a my leżeliśmy na podłodze i trzymaliśmy się za ręce, to był taki klimat. Szkoda, że już nie działa. Hahaha, a ja nadal mam nasz dziennik faz!
- A jak biegaliśmy w piżamach po ulicy w nocy, to było coś. Kto ma takie wspomnienia, co? – cieszy się, jak mało kiedy. – Chyba za szybko się wyszaleliśmy.
Patrzę na niego i myślę, że w jego życiu to już chyba wszystko się skończyło. Trochę lepiej myślę o sobie. Ma dwadzieścia siedem lat i nie wydaje się, żeby kiedykolwiek miał mieć więcej.

cdn
Ostatnio zmieniony śr 11 lut 2015, 14:43 przez Miggy, łącznie zmieniany 1 raz.
Zilustruję książkę

www.agatapruciak.bloog.pl

2
Sam początek, to introspekcja. No dobrze, mogę się zgodzić, ale pod warunkiem, że będzie czymś zrównoważona. I dokładnie wiem czym. Konkretem, twardym realizmem zewnętrznego świata, jego opisem, relacją, płynną wciągającą akcją, a przede wszystkim – kontrastem. I dobrze, że idziesz w tym kierunku, bardzo zgrabnie i właśnie konkretnie przedstawiając relacje z chłopakiem – sądzę, że w ten sposób należy konyunuować. Bo jakby dobra nie była samoanaliza, to na dłuższa metę, może okazać się nużąca. Reasumując, w moim odczuciu, jako początek większej całości – jest w porządku. Czyta się lekko (sam początek trochę trudniej, ale takiej tematyki lżej ująć pewnie się nie da), no i jakiś temat się zaczyna, a o wdrożeniu, chyba jeszcze za wcześnie mówić.

Generalnie bardzo dużo „się” zwłaszcza na początku. W pierwszych zdaniach jest ono uzasadnione, stwarza określony styl i poetykę, ale potem - trochę wątpliwe; przemyślał bym tę kwestie.
Tylko tutaj:
A najbardziej boję się, że w ogóle siebie nie odnajdę i będę chodzić dokładnie obok siebie; takim pustym ciałem.
- usunąłbym „boję się”. Było już trzykrotnie i domyślnie doskonale wiadomo o co chodzi. Ale tak, tez może być.
Robię się zawistna i stara jak stary dziad, i stara panna.
Powtórzenie „stara – stary – stara” jest tutaj uzasadnione i nie musi razić, ale jednak poszukałbym innego słowa. Może: Robię się zawistna i zużyta jak stary dziad i stara panna. (przecinek niepotrzebny)
I czasem myślę, że bardzo mi ciężko, a czasem, że wcale nie. Śni mi się na jawie, że jestem zesłana przez aniołów,
Powtórzone „mi”. Napisałbym: Śnię na jawie, że jestem zesłana...
Postanowiłam pozbyć się z siebie wilka stepowego i pozostałości po wszystkich, których przyszło mi znać.
„z siebie” niepotrzebne. Domyślnie wiadomo o co chodzi; zwłaszcza, że zaraz słowo to zostanie powtórzone i to dwukrotnie, co zresztą należałoby skorygować.
których przyszło mi znać. I którymi tak mocno się zatrułam. Wcześniej myślałam: rzucam siebie. Zostanę maszyną. Z maszyn nic mi nie przyszło,
„przyszło” – to jest powtórzenie. Może: z maszyn nic nie powstało. („mi” bym wyrzucił)
I ta resztka miłości, której nie potrafię już poczuć, czasem się we mnie budzi. Ale chyba tylko po to, żebym mogła czuć się bardziej obco i samotnie.
„poczuć – czuć”: powtórzenie
Cofam się, idąc do przodu. I nie potrafię odnaleźć się w żadnym kolorze, gdy maluję. Tylko się pobrudzę, choć wszystko robię niewzruszona, jak zawsze. I mam wrażenie, że skończyło się dla mnie życie.
Tutaj mamy „się” w każdym zdaniu. Niedobrze.
I nie potrafię odnaleźć się w żadnym kolorze, gdy maluję.
Można by o tym malowaniu wtrącić ze dwa – trzy zdania, może nawiązać do jakiś znanych obrazów czy artystów (van Gogh sam się nasuwa – z powodu życiorysu).
Jeśli poznać kogoś, to tylko na papierze. Chcą mnie znać, niech mnie widzą.
Na papierze mają Cię widzieć? Jakim papierze? Jeśli już, to w dzisiejszych czasach chyba na monitorze, też zresztą płasko i dwuwymiarowo.
Trochę to niejasne.
Bo nawet już mnie nie.
Lepiej by było: Bo nawet już nie mnie.
No.
Po tym no zrobiłbym odstęp. Bo – jak rozumiem – zaczyna się fabula, a kończy wysublimowane, ścisłe preludium, koncentrujące się na samoanalizie.
Tylko jeden raz.
Ta fraza wydaje mi się niezrozumiała i nie odnosząca się do niczego. Ale może się mylę.
On chce się zabijać, każdego dnia mówi o tym samym. Że czytał Wojaczka, będzie umierał.
On chce się zabijać, każdego dnia mówi o tym samym, że czytał Wojaczka, że będzie umierał.
Napady płaczów bez łez.
Lepiej: Napady płaczu bez łez. Liczba mnoga jakoś niezbyt wygląda.
- No nie, a najlepiej było jak było otworzone okno u mnie na poddaszu w środku nocy, była wielka burza, a my leżeliśmy na podłodze i trzymaliśmy się za ręce, to był taki klimat.
Do przeredagowania: było – było – była – był
I zamiast „otworzone” lepiej „otwarte”
Kto ma takie wspomnienia, co? – cieszy się, jak mało kiedy.
„Cieszy” lepiej dużą literą.


Aha; dałbym tytuł „Rok 2015”. Aluzja czytelna. Jakbyś jeszcze nawiązała w jakiś dyskretny sposób...

3
Cześć

Mnie się z kolei nie podobało. Przykro mi.
Przyznaję, tematyka nie jest moją ulubioną, a fragment bardzo krótki, więc może stąd taka niska ocena.
Głównie ma to być o roku 2015, w którym ludzie są uzależnieni, podatni na wszystko... no i jacyś tacyś
Dla mnie ten tekst jest właśnie „jakiś takiś”.
Bez większych błędów, ale styl do mnie nie przemawia. Poza tym przegadane – dobrze, że pojawił się ten chłopak, bo można się było zgubić w natłoku myśli i negatywnych odczuć dziewczyny. Niby buduje to klimat, ale na dłuższą metę męczy.
Mimo wszystko ciekawa jestem, w którą stronę pójdziesz. Dalszej analizy bohaterki, relacji między tą dwójką, czy jeszcze coś innego.

Ma dwadzieścia siedem lat i nie wydaje się, żeby kiedykolwiek miał mieć więcej.
Forever 27 Club? – bardzo wyeksploatowane.
"Idź więc, są światy inne niż ten."

---

"If you don't believe in even the possibility of magic, you'll never ever find it."

4
hej.

Pierwsze cztery zdania mi się podobają (z wyrzuconym "boję się" z drugiego zdania), zwłaszcza to nawiązanie do klas mnie ujęło, to jest b.fajne, bo budzi u czytelnika skojarzenia, każdy przecież gdzieś tam chodził i był porównywany.W całości jednak pierwszy akapit męczy strasznie. Dużo ogólników i słów, które mogą mówić wiele, ale bez kontekstu znaczą prawie tyle co nic. Tu nie ma zrozumienia, tracę z Tobą kontakt jako czytelnik i nie jest mi Ciebie nawet szkoda. Farmazonisz, biadolisz i tyle, a przecież wiem, że umiesz inaczej, bo niżej jest już lepiej (zwłaszcza "Patrzę na niego i myślę, że w jego życiu to już chyba wszystko się skończyło. Trochę lepiej myślę o sobie"), a co najważniejsze napisałaś kiedyś to:
http://weryfikatorium.pl/forum/viewtopi ... ht=#145573[/URL]

A to dla mnie jeden z ciekawszych tekstów, jakie czytałam na tym forum.
(wybaczcie, fantastyki nie czytam, nie znam się i nie umiałabym nawet ocenić).

5
Taa... Miggy napisała nowy kawałek, wiadomo, kto się pod spodem odmelduje. O, grono się powiększyło :-P

Słuchaj, te Twoje teksty to czarna rozpacz. W przeciwieństwie do czynności wykonywanych przez Gorgiasza, to jego całe poprawianie - jest mistrzostwem świata w stoicyzmie, ja bym Ci wszystko przeredagował, zabronił używania zdań z użyciem mniej niż dziesięciu wyrazów, wyrzucił nadmierne pojękiwania i sprowadził na glebę, do chleba naszego powszedniego i świata bez krzywych luster. Żebyś nie cedziła, nie wyrywała z siebie po kawałeczku, lecz popłynęła.

Tylko co z tego? Co z tego, że wstępną część czyta się ciężko, jeśli (zadawszy sobie sporo bólu) człek się zdecyduje na uważną lekturę - a dalej jest nieco lepiej? I tak w tej swoistej, lakonicznej rąbance, jak zwykle, od niechcenia rozrzucasz perły, anorektyczne i anemiczne zarazem, bez oprawy, bez szlifu, niech się namęczy ten, kto chce zobaczyć światło kładące się miękko na ich obłościach.

Szlag by trafił. Wiesz, czytanie Twojego, to jak siedzenie na plastikowej ławce w osobowym pociągu. Dupa boli, ale wstać, cholera, nie ma sensu, bo lepiej siedzieć, niż stać, szarpanym przez kolebiące się wagony. A piechotą się do celu nie zajdzie.

To i tak się męczę, medytując, robisz mi to za każdym razem, za każdym razem muszę się bawić w jakiegoś owiniętego w żółte szaty mnicha z łysą czaszką. Mam wybór – wiem, mogę się nie umartwiać. Ale nie mogę.

Żeby Cię...

6
Hej,

nie chcę Cię martwić swoją opinią, ale średnio mi się podobało.

To, co zwróciło moją uwagę to mnogość tożsamości bohaterki, które biorą się jakoś znikąd i nie mają ze sobą nic wspólnego. Policzmy, bohaterka jest: martwicą, z której nie chce się obnażać (?), sucha i zimna, jest telewizorem, beznogiem, wszystkimi znienawidzonymi ludźmi, ma w sobie wilka stepowego i pozostałości po wszystkich znanych sobie ludziach.

Na dodatek chce zostać maszyną. WTF?

Gdyby w pierwszym lepszym gimnazjum dorwać wybitnie nieszczęśliwego osobnika (a o to nietrudno), za to utalentowanego literacko (z grubsza też nietrudno), kazać mu opisać swoje samopoczucie, wyszłoby właśnie coś jak ten wstęp. To jak mówienie o problemach zupełnie bez konkretów, można się wygadać i jednocześnie nadal ukrywać tajemnicę. Dlatego, mimo że naprawdę lubię smutne lub poważne teksty, czasem mnie one rozdrażniają.

Części dialogowe z kolei bardzo mi się podobały. Zaczęłabym w ogóle od samych dialogów. Piszesz, że "wbrew pozorom to nie będzie o narkotykach", ale te narkotyki jednak wycisnęły piętno na tekście. Trudno będzie się z tego wyplątać, a jeśli tak po prostu utniesz temat, to... po co był ten wysiłek? :D

Chyba stanie się to moim zwyczajem - wyszukiwanie najlepszego fragmentu, a jest to (fanfary):
Miggy pisze:Ktoś, z kim się spotykam, ma metr osiemdziesiąt, krótkie brązowe włosy, zapadnięte policzki i nieobecny wzrok. Nigdy nie mówię do niego po imieniu. I on do mnie też nie.
I właśnie tu tak naprawdę zobaczyłam tych ludzi. Takich, którym warto dać chwilkę zainteresowania.

7
Umieszczam, bo chciałabym się dowiedzieć, czy to dobry początek jak na coś dłuższego?
Dla mnie osobiście- zbyt dołujące. Czytam by się zrelaksować, a nie rozmyślać nad umysłową pustką dwójki ćpunów ;)
Czy lekko się czyta?
Nie- z powodu tematyki. Jakbyś zapytała czy czyta się płynnie odparłbym: tak.

Wbrew pozorom, nie ma to być o narkotykach(...)
Będzie. Jest. Wyjaśnie później...
Robię się zawistna i stara jak stary dziad, i stara panna.
Wiem co chciałaś osiągnąć, ale sposób mi się nie podoba. Ja bym napisał prościej:

Robię się zawistna jak stary dziad, jak stara panna.

To samo, ale wydaje mi się, że bardziej gładko.
Myślę ciągle:jest smutne życie.
Nie wiem jak inni, ale ja zawsze czytam swoje wypociny na głos. Jak przeczytasz ten fragmencik na głos sama zobaczysz, że coś jest nie tak.

Ciągle myślę: życie jest smutne. Brzmi lepiej i wyraża dokładnie to samo. Choć może takie jest twoja intencja, żeby wytrącać z rytmu czytelnika? Mnie to nie kręci.

Bo ktoś był w aptece, ale nie ja.
Nie bardzo rozumiem. Jak czytając ominąłem to zdanie wszystko brzmiało znaaaacznie lepiej. Albo rozwiń, albo usuń, bo to zdanie nie ma zaczepienia w tekście.

Najbardziej złośliwym banałem myślę, jak idę
Znów dziwny szyk zdania. Zaczynam myśleć, że jest to celowe...

I czasem już nie wiem, po co mi tojestemija
Ja dałbym te wyrazy w cudzysłowie, a nie kursywą.

I ta resztka miłości, której nie potrafię już poczuć, czasem się we mnie budzi.
Sprzeczność. Jeśli jej nie czujesz, to nawet jak się zbudzi to jej nie poczujesz. Do przeredagowania z tym, że trudno powiedzieć jak, bo ciężko powiedzieć na co chcesz położyć nacisk- czy na to, że miłość w tobie umarła, czy na to, że czasem ją czujesz.

To nie ma na to nazwy.
Pozbyłbym się pierwszego „to”.

Bo nawet już mnie nie.
Dziwny szyk zdania. Na głos brzmi to jak potworek ;) Z tym, że ponownie czuję, że taka była intencja. Mogę to zrozumieć, ale i tak dziwnie się to czyta.

I sobą tak zmęczeni.
Znów ten dziwny szyk zdania, który na głos brzmi jak oczywisty błąd. Do tego „i” na początku zdania. Wiem, że twórca ma „licencję”, ale miałem w podstawówce bardzo surową nauczycielką od języka polskiego i jedną z wielu rzeczy jakie mi „wbiła do łba” było to, że nie zaczyna się zdania od „i”. Choć podejrzewam, że to specjalny zabieg autorki.

Szczerze mówiąc na początku czytania mnie to raziło. Z czasem się przyzwyczajam. Dalej brzmi dziwnie, ale może o to chodzi- żeby było dziwnie.

Ciągnęło go do ćpania, znowu. I mnie też. Ale ćpanie się skończyło, samo postanowiło odejść.
Wychowywałem się w dzikich czasach przełomu komunizmu i „kapitalizmu”. W tamtm czasie łatwiej mi było kupić narkotyki niż butelkę piwa. Masa moich przyjaciół i znajomych wpadła w to gówno i jak ktoś zaczął na serio ĆPAĆ- to już nigdy z tego nie wyszedł. Nie znam takiej jednostki.

Co, którym „odeszło” zażywali narkotyki sporadycznie.

Wiem, że większość czytelników nie ma wśród swoich znajomych ludzi, którzy stoczyli się na dno lub powiesili się po „złej działce”, ale dla mnie osobiście fragment ten brzmi fałszywie. Jak ktoś „ćpa” to już od tego nie „odejdzie”. „Ćpanie” zabiera ludzi.

Przypomina mi jak się zaczynało z DXM
Nie mam zielonego pojęcia co to jest dxm. Jakiś nowy narkotyk, krórego nie było w moich czasach? Ok. Zdanie później wyjaśniłaś, że to narkotyk, ale wrażenie niewiedzy zostało. DXM brzmi jak jakaś hiphopowa kapela ;)

Podsumowując: cięęęężki temat. Nie ma możliwości, żeby się „lekko czytało”. Płynnie? Tak. Jak poczytasz się na głos i wygładzisz te zdania, które będą dziwnie brzmieć. (choć przyznaje, że nie wiem czy to nie jest celowe zamierzenie). Nie mam wątpliwości, że masz lekkie pióro i coś z tego może wyjść.

Czasem masz dziwne manieryzmy w budowaniu zdań, ale o dziwo z upływem tekstu jakoś się je przyjmuje i z czasem przestają przeszkadzać (zaczynanie zdań od „i”; dziwny szyk zdań).

Chętnie przeczytam dalej, bo coś w tym jest choć wydaje mi się, że ciężko ci będzie sprawić, że „nie ma to być o narkotykach”. Może laika przekonasz. Dla mnie- jako osoby, która straciła wielu przyjaciół przez narkotyki- jakakolwiek próba „znormalizowania” tej kobiecej bohaterki będzie fałszem, fikcją. Ktoś, kto się aż tak zatracił i „nie czuje siebie” na trzeźwo, może iść tylko w jednym kierunku. Przynajmniej tak wynika z mojego życiowego doświadczenia. Jak to ma być realizm to niezwykle ciężko będzie ci się wyplątać z tego "narkotycznego wątku".
Podpisano

8
tsjones pisze:Dla mnie osobiście- zbyt dołujące. Czytam by się zrelaksować, a nie rozmyślać nad umysłową pustką dwójki ćpunów
Boże xD

Strzeż nas przed czytelnikami
1 | 2 | 3 | 4 | O poezji

9
Może źle to napisałam, ale miałam na myśli, że to będzie o narkotykach, zdecydownanie, ale narkotyki mają być tylko pretekstem to odgadnięcia prawdziwego tematu. A tematem ma być mniej więcej to, co powoduje, że ludzie zaczynają brać. I różne takie. Ciężko mi sprecyzować.

Dzięki za wszystkie komenatarze.
Zilustruję książkę

www.agatapruciak.bloog.pl
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”