Latest post of the previous page:
Cóż poradzić, że mam na pleonazmy uczulenie. I będę obstawać przy swoim. A podeprę się takim autorytetem.17
A jak, przepraszam, można zejść inaczej, jeśli nie w dół?Bez podania kierunku byłoby to zwykłe schodzenie. Czyli tutaj bez sensu zwyczajnie.

Antologia opowiadań Czarna Kawka - wyślij nam swój tekst!
18
A podpieraj się czym chcesz, ale przytoczyłaś akurat "schodzenie w dół", a w tekście było "na dół". To jest bardzo subtelna różnica, bo - mimo tego, że w swoim poście użyłem w uproszczeniu słowa "kierunek" - "w" wskazuje właśnie kierunek schodzenia, które z definicji musi być dokonywane dokładnie w tym kierunku, zaś "na" mówi o miejscu, celu tej czynności. Można przecież "schodzić na platformę (poniżej)", "schodzić na dno".
A poza tym - pleonazmy maja w sobie pewien urok, zwłaszcza gdy zostaną uzyte w mowie potocznej.
[ Dodano: Nie 22 Gru, 2013 ]
A poza tym - pleonazmy maja w sobie pewien urok, zwłaszcza gdy zostaną uzyte w mowie potocznej.
[ Dodano: Nie 22 Gru, 2013 ]
Można po prostu "zejść". Ale to już nie będzie się wiązać z czymkolwiek dokonanym na tym świecie.beryl pisze:A jak, przepraszam, można zejść inaczej, jeśli nie w dół?Bez podania kierunku byłoby to zwykłe schodzenie. Czyli tutaj bez sensu zwyczajnie.
19
Subtelna różnica subtelną różnicą, ale samo słowo "schodzenie" zawiera już określenie kierunku. Czy w, czy na, to się nie zmienia.
I jeśli mamy zdanie skonstruowane tak, że samo "schodzenie" brzmi kulawo, to trzeba dodać słowo, które dopowiada, gdzie schodzimy. Na parter. Na ziemię. Do kuchni. Gdziekolwiek. Ale "schodzenie" i "dół" w jednym to dla mnie wcale nie subtelny pleonazm.
Niech każdy pozostanie przy swoim zdaniu, w końcu mamy wolność słowa i przekonań ; )
I jeśli mamy zdanie skonstruowane tak, że samo "schodzenie" brzmi kulawo, to trzeba dodać słowo, które dopowiada, gdzie schodzimy. Na parter. Na ziemię. Do kuchni. Gdziekolwiek. Ale "schodzenie" i "dół" w jednym to dla mnie wcale nie subtelny pleonazm.
Niech każdy pozostanie przy swoim zdaniu, w końcu mamy wolność słowa i przekonań ; )
21
Ponieważ należę do wrogów pleonazmów, pozwolę sobie chwilkę na ten temat podeliberować.
Mówiąc "schodzę na platformę" informujesz rozmówcę o miejscu, do którego się udajesz. Tak samo "schodzę do piwnicy" itd. Dół nie jest jednak określeniem miejsca, a "schodzę na dół" ma dokładnie takie samo znaczenie, co samo "schodzę', tyle że jest niepotrzebnie zdublowanym opisem czynności. Gdziekolwiek i na cokolwiek schodzisz, zawsze będzie to dół, więc to jest klasyczny, szkolny przykład pleonazmu.
Mówiąc "schodzę na platformę" informujesz rozmówcę o miejscu, do którego się udajesz. Tak samo "schodzę do piwnicy" itd. Dół nie jest jednak określeniem miejsca, a "schodzę na dół" ma dokładnie takie samo znaczenie, co samo "schodzę', tyle że jest niepotrzebnie zdublowanym opisem czynności. Gdziekolwiek i na cokolwiek schodzisz, zawsze będzie to dół, więc to jest klasyczny, szkolny przykład pleonazmu.
Antologia opowiadań Czarna Kawka - wyślij nam swój tekst!
23
Kogo tu o pleonazmach uczą...
Patrz posty Nataszy.
Za komentarze bardzo dziękuję
Jestem troszkę zawiedziony, bo mam słabość do tego fragmentu, ale może to dlatego, że w tych 5 tysiącach znaków wiąże się w całość fabuła czegoś pomyślanego na 500 tysięcy znaków, czego, rzecz jasna, we fragmencie nie widać.
siso uspokajam, że takich "dokumentalnych" fragmentów nie ma wcale zbyt dużo; treść zamyka się na poziomie przemyśleń i wypowiedzi bohaterów (gdzieś wrzucałem taki fragment), więc nie jest to "Z kamerą wśród pijanych".
ravva, a wyobrażasz sobie czytanie czterech z rzędu rozdziałów z zapisem z rodzaju: "Khuuuurrwwa, Baaazli lauuueź mii wód... kę... dopfiiwa"?
Dość, jak mi się zdaje, jest wtrąceń narzucających bełkot, resztę pozostawiam czytelnikowi, tak samo, jak nie będę przy każdym przywołaniu bohatera-bruneta pisał, że jest brunetem. Wydaje mi się to dobrą strategią.
Odnośnie -śmy, częściowo przyjmuję krytykę. Częściowo, bo w pierwszej połowie faktycznie tego za dużo, natomiast w drugiej wydawało mi się uzasadnione i miało sygnalizować specyficzną jednomyślność bohaterów co do wszystkiego, co robią w stanie błogosławionym, słowem, sugerować ich eee... jedność mentalno-pijacką. Z tego co piszecie, wynika, że nie wyszło, więc przetrzepię ten kawałek przy korektach. Dzięki!

Za komentarze bardzo dziękuję


siso uspokajam, że takich "dokumentalnych" fragmentów nie ma wcale zbyt dużo; treść zamyka się na poziomie przemyśleń i wypowiedzi bohaterów (gdzieś wrzucałem taki fragment), więc nie jest to "Z kamerą wśród pijanych".

ravva, a wyobrażasz sobie czytanie czterech z rzędu rozdziałów z zapisem z rodzaju: "Khuuuurrwwa, Baaazli lauuueź mii wód... kę... dopfiiwa"?

Odnośnie -śmy, częściowo przyjmuję krytykę. Częściowo, bo w pierwszej połowie faktycznie tego za dużo, natomiast w drugiej wydawało mi się uzasadnione i miało sygnalizować specyficzną jednomyślność bohaterów co do wszystkiego, co robią w stanie błogosławionym, słowem, sugerować ich eee... jedność mentalno-pijacką. Z tego co piszecie, wynika, że nie wyszło, więc przetrzepię ten kawałek przy korektach. Dzięki!

25
Króciutki tekst, króciutka weryfka.
"- Chryste – zachrypiała.."
Specjalnie tak? Poetyzująco?
"Gdy wyjrzeliśmy przez balustradę, zobaczyliśmy, że faktycznie, Bazyli zdążył już zamknąć knajpę, bo cała reszta dawno się rozeszła."
No wiem, przypuszczam, że wcześniej był czad w większym gronie, ale bez tego przypuszczenia podkreślony fragment zdania wygląda, jak tłumaczenie żony przed mężem, gdy zamiast schabowego na stole lądują naleśniki z dżemem.
"Próbowałem założyć płaszcz na lewą stronę, co doprowadziło Elę do podobnego ataku śmiechu."
Ponownego?
"- Bazyli ci lał wódkę."
„Lał ci”. Bo inaczej wychodzi cilałt :-)
"- Ty żmijo – wysyczałem, a raczej próbowałem wysyczeć, bo nie dało się nas już zrozumieć."
Eee, perspektywa się narratorowi pomyliła. Nie mógł jednocześnie syczeć i obiektywnie stwierdzić, że syczenie jest niezrozumiałe. „... produkując dźwięki mocno nieartykułowane.” „...bo zesztywniałe usta nie potrafiły wypowiedzieć czegokolwiek zrozumiałego” ot, tak, naprędce.
"Po raz pierwszy od wielu dni nic nie padało z nieba, ale nie zwracałem na to uwagi."
Zwrócił uwagę (inaczej by się nie znalazło w narracji), tylko miał to gdzieś, nic go to nie obchodziło, bo nie miało znaczenia wobec prób utrzymania się w pionie.
"O mały włos nie wpadliśmy na ścianę, chyba trzy razy z rzędu."
Jakoś niezgrabnie. Ta sama ściana i ciężki start z buksowaniem? Trzykrotne zdryfowanie na ściany po drodze? Da się zręczniej.
"W końcu udało mi się otworzyć i dosłownie wpadliśmy do środka, gdy przypadkiem nacisnąłem klamkę."
Nie, to raczej drzwi się otworzyły przypadkiem, przy kolejnej próbie naciśnięcia klamki. Tak to sobie raczej wyobrażam w stanie upojenia :-)
"Rozbierała się szybkimi, pewnymi, wyuczonymi, chociaż bardzo chaotycznymi ruchami."
O jeden przymiotnik za dużo. „Pewne” są w niejakiej opozycji do „chaotycznych”.
"Uznałem, że po tym, co przed chwilą widziałem, nie będę ryzykował ściągania skarpetek."
Nawet skrajne upojenie faceta nie stanowi jakiegokolwiek usprawiedliwienia dla pozostania w skarpetach. Albo w opakowaniu, albo saute, wyćwiczonym ruchem na: raz! (od pasa w górę z kurtką i nakryciem głowy) i dwa! (od pasa w dół wraz z obuwiem i oczywiście onucami). Ale never, never, never w skarpetach! Cipa jakaś, sympatia mi się nadkruszyła :-P
"Usłyszałem wybuch nieopochamowanego śmiechu, który pozwolił mi zlokalizować mój cel."
Nic nie widziałem, Wysoki Sądzie, oglądałem sobie bardzo interesujące grafiki na ścianie :-)
"- A co ty myślałeś? - Wybełkotała. - Że ja kto, jakaś grażyna?"
„Że ja grażyna jakaś?” Prościej brzmiałoby lepiej, ale nie będę się upierał.
"A potem zasnęliśmy jak kłody, ciężkim, ołowianym snem ludzi kompletnie zalanych."
„A potem, leżąc jak kłody, zasnęliśmy ciężkim, ołowianym snem ludzi kompletnie zalanych.”
Wilk syty, owca cała.
„Śmy” do korekty, połowa - albo nawet jedna trzecia - wystarczy na zbudowanie wrażenia „wespół-zespół”.
Jedno, jedyne miejsce, gdzie poszalałeś, Thana wytropiła jak ćwiczony posokowiec :-P
Podobało mi się. Prosto, z nastrojem i nadziejami na ciekawe rozwinięcie.
Rozśmieszyło bardzo, ale też, no, lyryka się jakaś przyplątała. Ech, drzewiej bywało...Wspomnienia...
Fajny fragmencik.
Natasza: z przyjemnością etc. zatwierdzam weryfikację.
"- Chryste – zachrypiała.."
Specjalnie tak? Poetyzująco?
"Gdy wyjrzeliśmy przez balustradę, zobaczyliśmy, że faktycznie, Bazyli zdążył już zamknąć knajpę, bo cała reszta dawno się rozeszła."
No wiem, przypuszczam, że wcześniej był czad w większym gronie, ale bez tego przypuszczenia podkreślony fragment zdania wygląda, jak tłumaczenie żony przed mężem, gdy zamiast schabowego na stole lądują naleśniki z dżemem.
"Próbowałem założyć płaszcz na lewą stronę, co doprowadziło Elę do podobnego ataku śmiechu."
Ponownego?
"- Bazyli ci lał wódkę."
„Lał ci”. Bo inaczej wychodzi cilałt :-)
"- Ty żmijo – wysyczałem, a raczej próbowałem wysyczeć, bo nie dało się nas już zrozumieć."
Eee, perspektywa się narratorowi pomyliła. Nie mógł jednocześnie syczeć i obiektywnie stwierdzić, że syczenie jest niezrozumiałe. „... produkując dźwięki mocno nieartykułowane.” „...bo zesztywniałe usta nie potrafiły wypowiedzieć czegokolwiek zrozumiałego” ot, tak, naprędce.
"Po raz pierwszy od wielu dni nic nie padało z nieba, ale nie zwracałem na to uwagi."
Zwrócił uwagę (inaczej by się nie znalazło w narracji), tylko miał to gdzieś, nic go to nie obchodziło, bo nie miało znaczenia wobec prób utrzymania się w pionie.
"O mały włos nie wpadliśmy na ścianę, chyba trzy razy z rzędu."
Jakoś niezgrabnie. Ta sama ściana i ciężki start z buksowaniem? Trzykrotne zdryfowanie na ściany po drodze? Da się zręczniej.
"W końcu udało mi się otworzyć i dosłownie wpadliśmy do środka, gdy przypadkiem nacisnąłem klamkę."
Nie, to raczej drzwi się otworzyły przypadkiem, przy kolejnej próbie naciśnięcia klamki. Tak to sobie raczej wyobrażam w stanie upojenia :-)
"Rozbierała się szybkimi, pewnymi, wyuczonymi, chociaż bardzo chaotycznymi ruchami."
O jeden przymiotnik za dużo. „Pewne” są w niejakiej opozycji do „chaotycznych”.
"Uznałem, że po tym, co przed chwilą widziałem, nie będę ryzykował ściągania skarpetek."
Nawet skrajne upojenie faceta nie stanowi jakiegokolwiek usprawiedliwienia dla pozostania w skarpetach. Albo w opakowaniu, albo saute, wyćwiczonym ruchem na: raz! (od pasa w górę z kurtką i nakryciem głowy) i dwa! (od pasa w dół wraz z obuwiem i oczywiście onucami). Ale never, never, never w skarpetach! Cipa jakaś, sympatia mi się nadkruszyła :-P
"Usłyszałem wybuch nieopochamowanego śmiechu, który pozwolił mi zlokalizować mój cel."
Nic nie widziałem, Wysoki Sądzie, oglądałem sobie bardzo interesujące grafiki na ścianie :-)
"- A co ty myślałeś? - Wybełkotała. - Że ja kto, jakaś grażyna?"
„Że ja grażyna jakaś?” Prościej brzmiałoby lepiej, ale nie będę się upierał.
"A potem zasnęliśmy jak kłody, ciężkim, ołowianym snem ludzi kompletnie zalanych."
„A potem, leżąc jak kłody, zasnęliśmy ciężkim, ołowianym snem ludzi kompletnie zalanych.”
Wilk syty, owca cała.
„Śmy” do korekty, połowa - albo nawet jedna trzecia - wystarczy na zbudowanie wrażenia „wespół-zespół”.
Jedno, jedyne miejsce, gdzie poszalałeś, Thana wytropiła jak ćwiczony posokowiec :-P
Podobało mi się. Prosto, z nastrojem i nadziejami na ciekawe rozwinięcie.
Rozśmieszyło bardzo, ale też, no, lyryka się jakaś przyplątała. Ech, drzewiej bywało...Wspomnienia...
Fajny fragmencik.
Natasza: z przyjemnością etc. zatwierdzam weryfikację.
Ostatnio zmieniony pt 28 lut 2014, 23:05 przez Leszek Pipka, łącznie zmieniany 1 raz.
26
Ej, no co, no co? Prowokator...Leszek Pipka pisze:Thana wytropiła jak ćwiczony posokowiec :-P

Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium
Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium
Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka