31

Latest post of the previous page:

Zgadzam się z Immo. Wydaję mi się, że każdy pisarz - jako artysta, a więc człowiek o większej (a przynajmniej tak być powinno) niż inni wrażliwości i zdolnościach do autorefleksji zmaga się po pierwsze - ze sobą, swoimi wątpliwościami, lękami, a dopiero po drugie - z papierem, z atramentem, z przelewaniem swoich idei na papier.

Sądzę, że jeżeli ktoś wyszedłby z założenia (to nie jest aluzja, nie wczytywałem się dokładnie w wątek): "Będę drugim Dostojewskim!" i to byłby jego motor, to nie zaszedłby daleko. Dlaczego?

Proust uwielbiał Balzaka i Dickensa. Ale jego styl i proza są całkowicie różne, nie naśladują innych. Wielcy autorzy byli tylko punktem wyjścia do rozważań i refleksji, nie zaś nieosiągalnymi posągami trwalszymi niż ze spiżu. :>

Wątpliwości przeżywa każdy kto poświęca swój czas wolny na coś, co zdaje się nie przynosić "wymiernych" korzyści. Jedynym, co może nas uchronić od permanentnego załamania, jest czerpanie faktycznej przyjemności z tego, że piszemy.

Co mam na myśli? Wszyscy, którzy coś tworzą, jeżeli pracują nad dziełem, które ich wyraża, które nie jest wymuszone, ale wypływa (albo jest przez nich wyrywane) z wnętrza, w sposób naturalny, dochodzą do punktu, w którym myślą: "Kiedy w końcu wrócę do domu i będę mógł kontynuować?". Jeżeli ktoś nie umie się wciągnąć w swoją pracę, przestać myśleć o efekcie, a skupićna procesie - nie osiągnie sukcesu w żadnej dziedzinie.

Wydaje mi się, że nie jest możliwym, aby przy regularnej pracy nie dokonać postępu na przestrzeni lat. Ewentualnie - możemy go nie dostrzegać. Może być mały, może nie objawiać się w sposób spektakularny, ale jeśli ktoś będzie przez 2 lata codziennie ćwiczył np. rysowanie jabłka, to nie istnieje szansa, że po dwóch latach jego kreska, światłocień i inne cechy stylistyczne nie zmienią się.

Talentem jest - oczywiście, obok posiadania pewnej specyficznej wrażliwości, którą umie się pokazać innym - siła wewnętrzna, która pozwoli nam utrzymać się na obranej drodze.

Gdy zaczynam myśleć, że nie będę nigdy pisał jak Dostojewski, przypominam sobie że Dostojewski na pewno nie pozwalał sobie na takie rozważania (ewentualnie gdy był w więzieniu, w przerwie od rozważań moralno-psychologicznych) i działa to na mnie motywująco: to, że natrafiamy na przeszkody - i je pokonujemy - udowadnia, że idziemy do przodu. :wink:
"Tylko zmysły mogą uleczyć duszę, tak samo jak tylko dusza może uleczyć zmysły."

"Ale najodważniejszy z nas boi się samego siebie."

"(...) geniusz trwa dłużej niż piękno."

Oscar Wilde, Portret Doriana Graya

32
Dzięki, chłopaki, za słowa wsparcia. Może jeszcze odczekam miesiąc, dwa... Zobaczymy. Jak nie, wrócę do oglądania filmów i seriali w wolnych chwilach :P
mnml pisze:Sądzę, że jeżeli ktoś wyszedłby z założenia (to nie jest aluzja, nie wczytywałem się dokładnie w wątek): "Będę drugim Dostojewskim!" i to byłby jego motor, to nie zaszedłby daleko.
Szczerze powiedziawszy, nigdy nie zamierzałam być drugim Dostojewskim. Dorównać jakiemukolwiek Mistrzowi? W ŻYCIU, nawet jakbym bardzo, bardzo chciała, bo skoro trafiam na lepsze od swoich teksty osób młodszych (czasem nawet o te 5-10 lat) i zdaję sobie sprawę, że w ich wieku byłam totalnie do bani i, porównując z obecnym dorobkiem, dochodzę do wniosku, że nadal tkwię na niższym poziomie (TAK, to diabelnie żenujące i dobijające... TAK, o to mi się rozchodzi - piszę to z rozbrajającą szczerością), to o dorównaniu Dostojewskiemu nawet nie śmiem śnić.

Mi po prostu chodzi o to, żeby napisać coś strawnego, co da się czytać i co wywoła w czytelniku określone emocje - coś co czytelnik zapamięta nawet na krótko (pozytywnie, oczywiście - niestety, nigdy mi to nie wyszło) i przy okazji to nie będzie tandetne, wymuszone i naciągane do bólu (tzn. braki w researchu, głównie od strony praktycznej, zastąpione moim "widzimisię"). A moje teksty, niestety, tak właśnie ostatnio odbieram. I boję się, że zawsze tak będzie przy każdej próbie zrealizowania jakiegokolwiek pomysłu. I tu dochodzimy do...
mnml pisze:Jeżeli ktoś nie umie się wciągnąć w swoją pracę, przestać myśleć o efekcie, a skupić na procesie - nie osiągnie sukcesu w żadnej dziedzinie.
No to kiszka... Bo, kurczę, coś w tym jest. Ale przecież każdy chce się ludziom podobać, wiadomo, nie każdemu przypadniemy do gustu (i tu nie tylko o pisanie mi chodzi) i znajdzie się masa krytyków, ale w takim wypadku zawsze przychodzi myśl o efekcie końcowym, zwłaszcza jak nam zależy.

34
To jest chyba kwestia podejścia. Ja na przykład pracuję nad swoimi tekstami bardzo długo, bo poprawki zabierają mi masę czasu. I zwykle, gdy te swoje opowiadanka czytam, już mi się zupełnie nie podobają. Poprawka trochę pomaga, ale i tak zawsze myślę, że w sumie napisałabym to inaczej (lepiej w domyśle).
Ale, Milt, jeżeli masz poczucie zastoju, to może daj komuś rzucić okiem na swoje teksty. Możliwe, że faktycznie popełniasz jakiś uporczywy błąd, którego nie możesz do końca określić, a po wskazaniu go ruszysz z kopyta. :3
jestem zabawna i mam pieski

35
Cerro pisze:Ale, Milt, jeżeli masz poczucie zastoju, to może daj komuś rzucić okiem na swoje teksty. Możliwe, że faktycznie popełniasz jakiś uporczywy błąd, którego nie możesz do końca określić, a po wskazaniu go ruszysz z kopyta. :3
O, to, to. Nawet niekoniecznie wskazanie przez kogoś innego, ale po prostu znalezienie w końcu sposobu na rozprawienie się z czymś, co Cię gryzie - dla mnie to zawsze jest kopniak. Miałem postać, która za bardzo przypominała "czyjąś" postać i długo tak sobie "leżała i pachniała", irytując mnie owym podobieństwem. Po kilku podejściach - nie ukrywam, pełnych walki - wyszło mi wreszcie właściwie idealnie to, co chciałem, co przez przypadek otworzyło mi drogę do nowego wątku, z którym też się gryzłem (przeszedłem od "czy wprowadzać go w ogóle?" do "jakby to ulepszyć, by było lepsze?", co już samo w sobie jest wielkim sukcesem.

(przepraszam, że tak o sobie, "ja", "ja", "ja", ale to jest przykład, do którego się potrafię odnieść :D)
"Och, jak zawiłą sieć ci tkają, którzy nowe słowo stworzyć się starają!"
J.R.R Tolkien
-
"Gdy stałem się mężczyzną, porzuciłem rzeczy dziecinne, takie jak strach przed dziecinnością i chęć bycia bardzo dorosłym."
C.S. Lewis

36
Immo pisze:
Cerro pisze:Ale, Milt, jeżeli masz poczucie zastoju, to może daj komuś rzucić okiem na swoje teksty. Możliwe, że faktycznie popełniasz jakiś uporczywy błąd, którego nie możesz do końca określić, a po wskazaniu go ruszysz z kopyta. :3
O, to, to. Nawet niekoniecznie wskazanie przez kogoś innego, ale po prostu znalezienie w końcu sposobu na rozprawienie się z czymś, co Cię gryzie - dla mnie to zawsze jest kopniak.
Sęk w tym, że mogę określić, co z moimi tekstami jest nie tak. Ich po prostu nie czuć. Są takie książki, że czytając je, czuje się smaki, zapachy, słyszysz dźwięki, a bohaterowie tak buzują od emocji (biorąc pod uwagę cały ich wachlarz), że prędzej czy później te emocje czytelnikowi się udzielają, nie ma bata, żeby nie. W moich tego zwyczajnie nie ma. Znaczy jest, tylko mega wymuszone. Nie wiem z czego to wynika. Wydaje mi się, że albo ma się ten dar (talent) do przekonywania, albo nie. Ewentualnie na tyle przesiąkłam swoimi wypocinami, że nic mi nie robią. Znajomym najwyraźniej też nie, bo jakiś czas temu od trzech osób usłyszałam opinię w stylu: "fajne, pisz dalej" (chyba na odczepnego - takie przynajmniej odniosłam wrażenie). No i tu właśnie chodzi o ten dar (talent). Jak go nie ma, to, cytując klasyka: "z bicza gówna nie ukręcisz". Kiedyś miałam nieco inne podejście, ale prawdą jest, że bez "tego czegoś" daleko się nie zajedzie.

Tak czy siak, nawet nie wiem czy ja to mam; mnie może się wydawać coś innego niż reszcie świata. Zawsze wychodziłam z założenia (może błędnego), że niby coś tam we mnie drzemie, ale obawiam się, że rzeczywistość mogłaby (choć niekoniecznie) okazać się zbyt brutalna, żeby przyjąć ją na klatę.

37
Milt pisze:Znaczy jest, tylko mega wymuszone. Nie wiem z czego to wynika.
Mam podobnie. I to wynika z faktu, że zanim coś napiszę, to bardzo długo i wielostronnie międlę rzecz w głowie, aż mi się całkiem znudzi, a piszę, kiedy dotrę do stanu zupełnej obojętności (dopiero wtedy wiem dokładnie, jak dany tekst ma wyglądać). Natomiast na etapie poprawiania odczuwam już jadowity wstręt do dzieła. :D Brzmi niemiło, ale ma to podejście swoje zalety. Wady, niestety, też (trzeba stosować wobec siebie przeróżne chytre sztuczki, żeby cokolwiek skończyć).
Milt pisze:Ewentualnie na tyle przesiąkłam swoimi wypocinami, że nic mi nie robią.

Możliwe. Ale uważam, że jeżeli tak jest, to dobrze. Bo one nie Tobie mają coś robić, tylko odbiorcy. Ty jesteś za kulisami, widzisz tył dekoracji, sprężynki i sznurki poruszające kukiełkami. Tworzysz to całe show i Twoje wzruszenia są związane z aktem tworzenia. Natomiast od wzruszania się treścią dzieła jest widz.
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

38
Talent sralent.

Na talent się nie oglądaj.
Rzecz idzie o motywację wewnętrzną, jeśli nie czujesz przyjemności z pisania, jeśli nie piszesz dla samego pisania, jeśli pisanie to dla ciebie męka, jakiś przymus, coś narzuconego Bóg wie jakimi imperatywami (choćby marzeniami o zawodzie, sławie i krytycznych zachwytach), to sobie odpuść. Zrób przerwę dopóki naprawdę, sama z siebie, dla samej siebie nie zapragniesz pisać. Ta ochota może nigdy nie wrócić/nie przyjść. Wtedy trudno. Są gorsze rzeczy na świecie niż niebycie pisarzem, prawda?

Nic na siłę.

Czy pisać? O zwątpieniu.

39
Wątek stary, ale wspomniany przez slaveca - dla mnie najciekawsze jest to, że autorka wątku zdobyła fiolet, czyli coś wydała. Czy ktoś pamięta co, kiedy i jak?

A co do samego wątku - mnie wątpliwości dopadają bez przerwy. I to mimo tego, że udało mi się z wielkim trudem sprzedać dwa opowiadania, z czego jedno nawet osiąga w mojej opinii jakiś przyzwoity pomysł. I tak sobie myślę, że jeżeli nie uda mi się sprzedać prawdziwej książki w ciągu powiedzmy najbliższych trzech lat, to dam sobie spokój. Wystarczająco długo już próbowałem.
http://radomirdarmila.pl

Czy pisać? O zwątpieniu.

43
normalnie - zanim pisanina pochłonie zbyt wiele zasobów lub człowiek zgorzknieje, sfrustrowany brakiem sukcesów.
jako że przy pisaniu bariera wejścia jest najniższa z możliwych - wystarczy tylko zeszyt i długopis czy komputer - więc każdy próbuje, to, niestety, działa to obosiecznie i bariera wyjścia jest z kolei jedną z najwyższych i ciężko dopuścić myśl, że jednak to nie to.

Czy pisać? O zwątpieniu.

44
Często wątpię.

Wątpliwości numer jeden pojawiają się po sukcesach :P Chwila radości, wiara, że jestem po prostu cudowna, a później pojawia się myśl typu: jedna rzecz mi wyszła, ale następna na pewno nie będzie dobra. Nie ma szans. Zresztą ta wcale nie jest taka idealna. I w ogóle z czym do ludzi.
To jest ten moment, kiedy zapominam, że świat nie dzieli na idiotów i geniuszy, że są jeszcze przeciętni (i to w większości). I, że zaliczając się do tych przeciętnych też mam szansę na przetrwanie. ;)

Wątpliwości numer dwa: nie wiem, czy dam radę pokonać siebie, pracować regularnie, więcej. I zresztą,jaki to ma niby sens? Tu napiszę trochę, tam trochę. Żółwie tempo, albo całkowita stagnacja. Nigdy nic nie osiągnę. Trzy godziny z życia zniknęły, dziesięć. A powstało zdanie, albo dwa. Nie dlatego, że tak się męczyłam nad każdym słowem, tylko nie mogłam się zebrać, skoncentrować.

A później znowu jest dobrze i wierzę, że zdobędę świat. (Przez chwilę :roll: )
http://smakpapieru.blogspot.com/2019/10/wysza.html

Czy pisać? O zwątpieniu.

45
Smoke pisze: normalnie - zanim pisanina pochłonie zbyt wiele zasobów lub człowiek zgorzknieje, sfrustrowany brakiem sukcesów.
jako że przy pisaniu bariera wejścia jest najniższa z możliwych - wystarczy tylko zeszyt i długopis czy komputer - więc każdy próbuje, to, niestety, działa to obosiecznie i bariera wyjścia jest z kolei jedną z najwyższych i ciężko dopuścić myśl, że jednak to nie to.
Zaryzykuję twierdzenie, że Smoke ma niezwykle dużo racji w tym, co pisze, więcej, niż wielu z nas/was jest w stanie przyznać.
Co więcej, zaryzykuję twierdzenie, że jest to cholernie niepopularny pogląd, a niezwykle ważny. (I chociaż Smoke jest młody - wybacz, Smoke, ale jesteś na początku życia, tak naprawdę - to tu jednak warto go posłuchać.)
Warto sobie zakreślić wyraźny horyzont dla pewnych celów. Np. pięć lat. Albo pięć lat na wydanie/przyjęcie powieści. albo pięć lat na trzy opowiadania w dobrym miejscu. Jakoś tak.
Bo pisać hobbystycznie można zawsze, ale jest faktem, że jak się nie ma pozytywnej "zwrotki", to raczej generuje to frustracje niż coś pozytywnego.

Od siebie dodam tylko jedną ważną (jak mi się wydaje) uwagę. Po zakreśleniu tego horyzontu należy walczyć na serio. Jak chcemy istnieć na rynku książkowym, to warto jednak spróbować z paroma powieściami, nie z ćwiercią powieści :)

No i żeby nie było... Ja sobie zakreślam takie horyzonty. Zawsze. Realistycznie, na podstawie zdobytych informacji o danym segmencie. Ten książkowy to mnie w tej chwili nie dotyczy, bo po prostu na nim istnieję. Ale dotyczy mnie filmowy. Zakreśliłem sobie dwa horyzonty: jeden na wbicie się w ogóle, drugi na wbicie się z fabułą. To ma sens.
Mówcie mi Pegasus :)
Miłek z Czarnego Lasu http://tvsfa.com/index.php/milek-z-czarnego-lasu/ FB: https://www.facebook.com/romek.pawlak

Czy pisać? O zwątpieniu.

46
Dobra, to teraz trochę z innej strony.
Ile dać sobie czasu na wydanie dwugiej powieści? Pierwsza wyszła w 2015r., od tego czasu idzie jak po grudzie, próbowałem z dwoma powieściami, bez efektu. Pierwsza powieść niby potwierdza, że wszystko idzie w dobrą stronę, ale - do diabła - czemu tak trudno wydać drugą?
ODPOWIEDZ

Wróć do „Kreatorium”