571
autor: slavec2723
Dusza pisarza
Ho, ho.
Dyskusja zmierza w ciekawym kierunku.
Andrzej, ja swego czasu przeczytałem Christine po angielsku - tłumacz musiał być dobry, bo wielkiej różnicy w stylu nie zauważyłem. Zresztą co by nie gadać tłumaczenie jest sztuką, i ponoć dzisiaj dobrego fachmana od translacji ze świecą szukać.
Ale ja nie chciałem o tym - a o czymś co błąka się w postach, wyrażone implicite, a mianowicie o fascynacji literackiej. Osobiście lubię Kinga, ale dla mnie nie jest autorem, którego książki zabrałbym na bezludną wyspę.
Moją pierwszą prawdziwią miłością literacką był Narrenturm, i oczywiście dalsze części trylogii husyckiej. Pomijam nawet cykl wiedźmiński, natomiast trylogię Sapkowskiego przeczytałem tyleżkrotnie, że nie potrafiłbym podać nawet przybliżonej liczby kolejnych spotkań z tą lekturą.
Żeby nie było, miłość ta przyszła dość późno, szczęśliwie miałem też kontakt z klasyką, z pisarzami z tzw. "górnej półki", z Dostojewski, Bułhakowem, Szekspirem, z Jerzym Pilchem, z Dickensem, z Proustem, z Umberto Eco.
Natomiast książka do której wracam z jakąś obsesją jest właśnie Wieża Błaznów. I tutaj, pojawia się problem. Szczególnie problem tyczący debiutanta, albo kandydata na autora. Bo owyż, kandydat na autora, często i gęsto tak mocno nasiąka fascynacją, że "musi" pisać, tak jak uwielbiany mistrz. Znam to z autopsji. I powiem szczerze, że trudno wyzwolić się z owej miłości, poszukać własnej drogi, własnego stylu. Który o zgrozo, wcale nie musi być tak "nośny" jak styl ulubionego autora. Swego czasu pisał o tym Feliks W. Kres, w którymś z felietonów w Galerii złamanych piór. Ja swój "trybut", swój hołd, Sapkowskiemu złożyłem. Gdzieś na tym forum błąka się w czeluściach fanfik odnoszący się do trylogii husyckiej.
A jak z waszymi fascynacjami literackimi? Który z autorów miał na was wpływ dalekosiężny. Tylko nie chcę abyście podawali dziesiątki autorów. Wybierzcie jednego, dwóch, takich których absolutnie kochacie. I ważniejsze, jeśli oczywiście możecie, powiedzcie, jak wyzwoliliście się z owej fascynacji, jak stało się, że przestała być ona ciężarem i balastem, a stała się przygodą. Fenomenem, który sprawia, że sięgamy po kolejne książki i szukamy (przynajmniej w przybliżeniu), tego co odnaleźliśmy w owej.
To rzeczywiście trudne, ale autor po "przejściu" owej fascynacji niejako dojrzewa. To zupełnie jak z pierwszym zakochaniem. Człowiek mądrzeje, inaczej patrzy na ową miłość, wie co było dobre, a co niekoniecznie.
Ja do dziś dnia wziąłbym ze sobą pierwszą część trylogii, na ową bezludną wyspę. Ale mam też świadomość, że nie jest to "dzieło literackie" najwyższych lotów, że są książki mądrzejsze, które potrafią więcej powiedzieć o mnie samym. Są nawet autorzy o większym talencie niźli Sapkowski. Pierwszej miłości się jednak nie zapomina, prawda?
Pozdrawiam.