626
autor: Leszek Pipka
Umysł pisarza
Nie czytam sobie. Przeczytałem. "Długi film o miłości. Powrót na Broad Peak". Jacek Hugo Bader. Uch, jak ten facet umie pisać, gdy rzecz o męskich lekturach, jest jak znalazł. Ale kunszt Autora (hm, przepleciony delikatnie nitką samouwielbienia, wybaczalną, bo są podstawy) - to jedno.
A drugie to temat - wyprawa pogrzebowa w intencji ofiar narodowego, zimowego zdobywania tego, co jeszcze w takich warunkach niezdobyte. Ów temat mocno potrącił przemyślenia związane z "Instalacjami von Hagensa" i toczoną wówczas dyskusją, która ciągle siedzi mi w głowie. Bo JHB również dotyka tego, o czym się nie mówi w medialnych doniesieniach, koncentrujących się na "kolejnym wielkim sukcesie". Wszystkie największe pasma górskie na świecie to cmentarze, na których kolejni wchodzący spotykają zwłoki poprzedników, których nikt nie jest w stanie wyrąbać z lodowca i znieść na dół.
To - z mojego punktu widzenia - przerażająca sytuacja, kiedy w poręczówkę, z której korzysta wspinacz gdzieś wysoko, w "strefie śmierci" wpięty jest ktoś inny, zastygły na wieki w ostatnim geście odchodzącego życia. Trzeba go minąć, przepinając asekurację i iść dalej. Nie wiem, nie potrafię sobie wyobrazić rodzaju psychiki, która świadomie godzi się z taką koniecznością w imię... nie wiem czego. Bo kiedy te góry były niezdobyte, odpowiedź na pytanie "Po co na nie wchodzić?" brzmiąca: "Bo są" – była dobra. Ale potem, kiedy już je wszystkie zdobyto, były wejścia bez tlenu, w stylu alpejskim i nasza, polska nisza - wspinaczki zimowe. Ice Warriors, z których większość już nie żyje, odeszło całe pokolenie wielkich himalaistów, zginęło na ścianach ośmiotysięczników. Czy to jest jeszcze sport? Jakie są granice? Następne będzie wspinanie swobodne bez użycia sprzętu i asekuracji? Bez użycia jednej ręki? Tyłem?
JHB odsłania też odrobinę kulisy wyczynów, o których tak pięknie się mówi w telewizji śniadaniowej. Pisze o trudnych decyzjach, psychologii - swoistej, podejrzanej o zwyrodnienia spowodowane mechanizmem deterioracji na beztlenowych wysokościach, wreszcie o środowiskowym brudzie, wrogości i pieniądzach. Kasie. Smrodliwym oparem snującej się w tle wielkiego wyczynu, związanej z przekrętami na robotach, handlem i przemytem, biznesem, a i wciąganiem na najwyższe góry tych, których stać na opłacenie swojej fantazji, co nierzadko kończy się dla nich tragicznie. I tylko sygnalizuje te wszystkie rzeczy, nie może się w nie wgryźć, bo wspomniane środowisko na więcej nie pozwoli, każdy rozmówca się wyprze i zdementuje. Ktokolwiek otarł się choćby o wspinaczkowy świat, ma świadomość tego wszystkiego.
Podobno w necie są zdjęcia tych, którzy tam zostali, których uwięził bezlitosny wyrok natury. Nie mam jakoś odwagi, ani ochoty grzebać w zasobach wirtualnej pamięci, żeby na to spojrzeć. Tak, jak nie mam jej, żeby oglądać plastyfikowane ciała.
Mocna, świetnie napisana książka.