61

Latest post of the previous page:

Jeśli nie hejtujesz, to bardzo dobrze.
Tamto pisałem ze sporym przymrużeniem oka, bo niektórzy serio wyglądają, jakby mieli alergię na konkretne gatunki ;)

Nie lubię wartościowania ilościowego typu: "u tamtych bardziej biją murzynów". Gdy coś oceniam, to staram się na każdy przypadek patrzeć osobno.
Po piąte – dam radę ocenić wartości literackie dysertacji o wpływie zorzy polarnej na miesiączkowanie pingwinów bez znajomości zagadnienia. Da radę każdy średnio rozwinięty czytelnik.
Wierzę na słowo, że potrafisz. Nie jestem w stanie ocenić.

Mogę co najwyżej napisać, jak to wygląda z mojej perspektywy:
Jako miłośnik fantastyki nie podjąłbym się poważnej oceny tekstu z zakresu np. SF. Albo fantastyki militarnej.
To kompletnie nie moja działka i brak mi odpowiedniej wiedzy fachowej, znajomości kontekstu, oczekiwań czytelników i obecnych trendów na rynku.
Mógłbym opisać swoje wrażenia czytelnicze, zwrócić uwagę na warstwę językową, ale dawać rady przyszłemu pisarzowi? Raczej bym się nie odważył.
Po szóste – na potrzeby Wery głęboka znajomość fantasy jest zbędna, kompletny dyletant w temacie nie powinien mieć trudności z określeniem, jakim autorem jedzie młody pisarz.
W jednym z ostatnio wrzuconych tekstów (średniowieczne fantasy) nikt nie zauważył, że góralski kowal(?) ma stalowe obcęgi.
Mniej by mnie zdziwiło, gdyby rzeczony góral wypuszczał błyskawice z tyłka :P
Po ósme – intertekstualność wewnątrzgatunkowa jest mniej uniwersalna od intertekstualności ogólnoliterackiej :-P
Zgoda. A ponieważ utwory fantasy zazwyczaj są kierowane do ludzi, którzy czytają literaturę fantasy, to wydaje mi się, że czytelnicy oceniają te teksty w kontekście innych powieści fantasy, doszukując się (i znajdując) nawiązania do tego, co znają ;)

P.S. Forsujesz bardzo dyskusyjną tezę: "Nie muszę znać tematu, aby się wypowiadać".
ichigo ichie

Opowieść o sushi - blog kulinarny

62
Jason pisze:Jako miłośnik fantastyki nie podjąłbym się poważnej oceny tekstu z zakresu np. SF. Albo fantastyki militarnej.
To kompletnie nie moja działka i brak mi odpowiedniej wiedzy fachowej, znajomości kontekstu, oczekiwań czytelników i obecnych trendów na rynku.
Mógłbym opisać swoje wrażenia czytelnicze, zwrócić uwagę na warstwę językową, ale dawać rady przyszłemu pisarzowi? Raczej bym się nie odważył.
Ale z pewnością potrafisz ocenić, czy autor pisze sprawnie, potoczyście, czy też Twój wzrok potyka się na każdym zdaniu, a ucho rażą jakieś zgrzyty. Potrafisz rozpoznać, czy dialogi brzmią w miarę naturalnie, czy rażą drętwotą, wydarzenia układają się w logiczny ciąg, akcja ma tempo, fabuła sens, zachowania bohaterów są prawdopodobne i uzasadnione sytuacyjnie, realia opowieści nie kłócą się z podstawową wiedzą o świecie i nie przeczą prawom fizyki, a jeśli to robią, czy zostało to przekonująco uzasadnione. Jednym słowem, czy zaprezentowany przez autora świat jest w miarę spójny, wiarygodny, bohaterowie nie szeleszczą papierem i do tego wszystko zostało tak napisane, że czytanie nie sprawia przykrości.

Inna kwestia, to przynależność gatunkowa.

Tu w odbiorze/ocenie dochodzi kilka innych czynników, takich jak nieprzestrzeganie reguł gatunku (powieść sensacyjna bez sensacji i bez dobrego tempa) oraz stosunek do - nazwę to ogólnie - klasyki tegoż właśnie gatunku. Dopiero tutaj pojawia się problem wtórności i jałowości pewnych rozwiązań. Czasem owa wtórność jest uchwytna dla średnio oczytanego czytelnika, czasem dopiero dla miłośników gatunku lub nawet konkretnego autora.

Fantasy, którą zresztą lubię (w wydaniu kilkorga autorów), jest pod tym względem szczególnie obciążona, gdyż stała się zastępnikiem eposu rycerskiego, powieści łotrzykowskiej, a częsciowo również historycznej - tej osadzonej w realiach feudalnych. Często mam wrażenie - i nie dotyczy to tylko tekstów na Wery, lecz również tych wydanych drukiem - że zabierają się za nią autorzy, którym nie chciało się szperać w źródłach, czyli przeprowadzać kwerendy, zwanej teraz researchem, więc zamiast napisać coś o, powiedzmy, Ryszardzie Lwie Serce albo Henryku Probusie (to były życiorysy!), biorą się za wymyślanie własnego uniwersum i tworzą te opowieści o karczmach, opryszkach i rycerzach wymieszanych z elfami i orkami, wzorowane na innych opowieściach o karczmach, opryszkach, itd., bo ten świat rycersko - królewski ich pociąga, lecz rzeczywistość historyczna odstręcza, gdyż wypadałoby ją poznać, a i tak później ktoś się może przyczepić, że naprawdę było inaczej.

Tak więc mamy to, co mamy.

Wracając do oceniania: jeżeli szwankuje ten pierwszy poziom odbioru, o którym tu pisałam, to drugi, w ramach konkretnego gatunku, nie ma już większego znaczenia. Bo magia działa skutecznie tylko w świecie, który i bez niej byłby kompletny. Nie jest akrylową szpachlówką do zalepiania dziur w fabule. Podobnie jak super-zaawansowane technologie militarne nie przesłonią faktu, że żołnierze zachowują się jak cywile i dla autora w ogóle nie istnieje wojsko jako pewna struktura wyraźnie zhierarchizowana.

Tekst dobrze napisany przyciąga uwagę czytelnika nawet kompletnie nie zorientowanego w zawiłościach gatunkowych. Ja nie miałam pojęcia, że istnieje coś takiego, jak fantasy, kiedy trafiłam na fragment U. Le Guin, zresztą trzeciego tomu Ziemiomorza (Najdalszy brzeg). Od razu wiedziałam, że to jest to i chcę przeczytać więcej. Bo cała ta sieć odniesień i skojarzeń literackich może funkcjonować, albo i nie. Natomiast tego pierwszego poziomu odbioru nie da się pominąć.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

63
DAF pisze:
Phoe pisze:DAF, ja nie uważam to za głupotę. Zawsze, gdy próbuję coś pisać bez dokładnego obmyślenia świata, polegam na prozaicznych rzeczach. Raz potrafię napisać, że tamci mieszkali za moczarami, a kilka stron później, już że za górami :P Tak się nie da. Nie mówię o rozległych biografiach i historii tysiąc lat wstecz, ale bez planu i rozpiski uniwersum wychodzi zwykła sieczka.
Ok, ok, dokładne obmyślenie świata oczywiście, ale w granicach, które wyznacza fabuła. Dalej, więcej, szerzej oczywiście można, ale nie koniecznie, to nie jest wymóg. Bardziej narzędzie do kolorowanie rzeczonych dekoracji, którymi fantasy ponoć stoi. Zresztą Cerro objaśniła już co poeta miał na myśli, za co chwała jej! :wink:
Ja na przykład param się wielkim, dogłębnym i obsesyjnym światotworzeniem z kilku prostych przyczyn:
Po pierwsze, żeby mieć dla siebie zasób rozwiązań na podorędziu. Jeśli epizodyczny halabardnik ma za sobą jakieś backstory, wiem, w jaką stronę pójdą jego wypowiedzi, bo kiedyś mu ktoś coś. Jeśli bohater pochodzi z miejsca X, będzie myślał w taki, a nie inny sposób. Jeśli spluwa będzie zrobiona przez manufakturę Y, będzie strzelać różowymi pociskami. I nie muszę tego wymyślać na bieżąco, bo już to wiem, bowiem wynika to z hasła encyklopedycznego, które kiedyś napisałem. Oczywiście, można wymyślać na bieżąco, ale - jak wspomniała Phoe, jest wtedy większa szansa na walnięcie się.
Druga przyczyna jest bodaj jeszcze bardziej zasadnicza: tworzę "projekt multimedialny", a więc nie tylko teksty, ale i grę i inne takie.
Trzecia, banalna - osobiście lubię światy, które są złożone. Nie znoszę dorzucanych do sztampowego fantasy mapek które są kopią Europy lub Śródziemia, ale lubię w nich to, że przynajmniej sugerują, że świat nie kończy się na Królestwie Desbonkuloth położonym w najdogodniej i najbardziej szczegółowo opracowanym fragmencie tejże. W dzisiejszych zamerykanizowanych czasach zdajemy się zarażać od naszych braci zza oceana (:P) etnocentrycznym myśleniem na zasadzie - świat się kończy za płotem. Tolkien, swoją drogą, jednocześnie chciał pokazać błędność takiego założenia, ale wciąż w nim tkwił (co mieści się na północ od Nurnen? Na wschód od Żelaznych Wzgórz? Czysty kawałek papieru, choć mamy nadzieję, że jest to tolkienowski odpowiednik rosyjskiej tajgi i tundry, gdzie nie ma nic, bo co by być miało? Wracając do meritum - wychowany na "Gwiezdnych wojnach", strasznie lubię takie światy, gdzie ów nieszczęsny halabardnik ma za sobą biografię, prowincjonalne miejsca mają choć skrawek historii, a coś, co amator uważa za greeble (detal pozorujący większą złożoność) jest wewnątrz świata czymś istotnym. Oczywiście, jednych to kręci, innych nie, ale jak to powiedział Woody Allen: "whatever works". Spójność, jednolitość to dla mnie także wyraz szacunku wobec odbiorcy oraz gwarancja dobrej odskoczni od "naszego" świata.

No, dobra, jest jeszcze jedna przyczyna: przyjemność. Światotworzenie sprawia mi ogromną frajdę, a jeśli nie byłoby w pisaniu i tworzeniu frajdy, to zamieniło by się w wyrobnictwo w bliżej nieokreślonym utylitarno-koniecznościowo-pieniężnym celu, pozbawione zaś Ducha czy czegoś tam innego, co w napompowanej literaturze zazwyczaj pisze się wielką literą. :wink:
A poza tym, dobrze, 99% czytelników będzie miało serdecznie gdzieś lewy dolny róg mapy, bo nikt tam się nie zapuścił. Ale może ten 1%, jak ja, będzie czuło miłe łaskotanie na myśl o tym, jakie fajne rzeczy na tym skrawku mapki mogłyby się dziać. :wink:

Podsumowując - co kto lubi :D
"Och, jak zawiłą sieć ci tkają, którzy nowe słowo stworzyć się starają!"
J.R.R Tolkien
-
"Gdy stałem się mężczyzną, porzuciłem rzeczy dziecinne, takie jak strach przed dziecinnością i chęć bycia bardzo dorosłym."
C.S. Lewis

64
Tak, wydaje mi się, że potrafię ocenić tekst od strony językowej. Pisałem na sb i tutaj, że to nie wymaga dogłębnej znajomości gatunku.
Z logicznością fabuły już gorzej. Na podstawowym poziomie tak, ale niektóre dziwniejsze zagrania wynikają wprost z przyjętej/naśladowanej konwencji i trzeba ją znać, by ocenić.

Sama piszesz, o odtwórczych fantasy, które są dostępne na rynku. Do tego o czym piszesz dochodzi też kontynuowanie tradycji powieści przygodowej. Jeśli przyszły autor chce coś takiego napisać, to IMO należy mu w tym pomóc, przyjąć inne kryteria oceny oryginalności i poziomu druku. Może pokazując przy okazji inne, ciekawsze naszym zdaniem opcje.
Wracając do oceniania: jeżeli szwankuje ten pierwszy poziom odbioru, o którym tu pisałam, to drugi, w ramach konkretnego gatunku, nie ma już większego znaczenia. Bo magia działa skutecznie tylko w świecie, który i bez niej byłby kompletny. Nie jest akrylową szpachlówką do zalepiania dziur w fabule. Podobnie jak super-zaawansowane technologie militarne nie przesłonią faktu, że żołnierze zachowują się jak cywile i dla autora w ogóle nie istnieje wojsko jako pewna struktura wyraźnie zhierarchizowana.
I tak i nie.
Są przypadki, w których niekompetencja autora jest rażąca, prawda.
Ale też inne, gdy ja dany tekst oceniam bardzo nisko, ale ma on pełno fanów. I za bardzo nie rozumiem dlaczego, bo nie znam kontekstu i docelowych odbiorców. Nie na tyle, by wskazywać autorowi co powinien robić, a czego nie.
Tekst dobrze napisany przyciąga uwagę czytelnika nawet kompletnie nie zorientowanego w zawiłościach gatunkowych. Ja nie miałam pojęcia, że istnieje coś takiego, jak fantasy, kiedy trafiłam na fragment U. Le Guin, zresztą trzeciego tomu Ziemiomorza (Najdalszy brzeg). Od razu wiedziałam, że to jest to i chcę przeczytać więcej. Bo cała ta sieć odniesień i skojarzeń literackich może funkcjonować, albo i nie. Natomiast tego pierwszego poziomu odbioru nie da się pominąć.
Ziemiomorze to ciężki przykład, bo późniejsze tomy zahaczają zbyt mocno o publicystykę feministyczną. Jak pierwsze dwa mnie wciągnęły, tak kolejne czytało mi się bardzo ciężko. Gdybym od nich zaczął, to nie zabrałbym się za resztę. Ostatni jeszcze czeka na swój czas ;)

BTW Kamienna Bitwa bardzo dobrze pokazuje problemy o których piszę. Jeśli poziom językowy jest niezły, to niemal każdy odbiera tekst inaczej i ma inny przepis na poprawienie go :)
ichigo ichie

Opowieść o sushi - blog kulinarny

65
Jason pisze:niektóre dziwniejsze zagrania wynikają wprost z przyjętej/naśladowanej konwencji i trzeba ją znać, by ocenić.
tu jest zonk. Bo zakładasz konieczność Towarzystwa Wzajemnej Adoracji Genologicznej, egzegezę specjalistyczną, która na poziomie dzieła nieskończonego w ogóle jest błędem. To po pierwsze. To dugie - dążysz do scholastyki, zdogmatyzowania gatunku i kategorii.
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

66
Immo dość ciekawie rozwinął myśl. Raz dostałam dwa zupełnie sprzeczne komentarze do tekstu, które idealnie powyższe ilustrują. Jedni będą mieli w nosie, co się kryje w prawym górnym rogu, a inni to do cenią i jeszcze będą się zachwycać. Ja sama należę do kategorii uwielbiających rozbudowane światy, choć w granicach rozsądku, żeby nie przyćmiewało fabuły.

Ale tak widzę, że dyskusja zeszła wyłącznie na high fantasy, a co myślicie nad resztą? Nad fantasy rozgrywającym się w rzeczywistym, współczesnym świecie albo mieszające gatunki, gdzie przykładowo wampir jest głównym bohaterem? Mnie osobiście takich najbardziej brakuje, bo jak coś się pojawia, to jest dla dzieci albo nastolatek. Ostatnio szukam czegoś dla siebie, ale zaczynam dochodzić do wniosku, że chyba sama będę musiała sobie napisać :P
Ostatnio zmieniony czw 16 paź 2014, 12:16 przez Phoe, łącznie zmieniany 2 razy.

67
Jeśli poziom językowy jest niezły, to niemal każdy odbiera tekst inaczej i ma inny przepis na poprawienie go
Gdyby wszyscy odbierali jakiś tekst tak samo, to znaczy, że można go wyrzucić, a (pseudo)twórcę walić po łapach, kiedy zasiądzie do pisania.

68
Phoe pisze:Ale tak widzę, że dyskusja zeszła wyłącznie na high fantasy, a co myślicie nad resztą? Nad fantasy rozgrywającym się w rzeczywistym, współczesnym świecie albo mieszające gatunki (...)
No, osobiście już raczej nie tykam typowego high fantasy, bo zelfienie obyczajów mi nie pasuje. Uwielbiam gatunki mieszane, szczególnie idące w kierunku łotrzykowskim/awanturniczym lub ze stylizacją typu R-F albo weird west (samemu zresztą coś takiego pisząc) i wydaje mi się, że tam jest dość podobnie - super, jeśli wszytko się trzyma kupy, a stworzenie uwarunkowań jest przydatne w celu wyjaśnienia chociażby sensu działań jednostek. Szczególnie w wypadku, gdy nasi bohaterowie parają się półlegalną bądź nawet nielegalną pracą. Choć z drugiej strony, taki na przykład "dzikozachodni" klimat dużo traci, jeśli wszystko jest wyjaśnione, a na mapie nie ma białych plam.

Swoją drogą, te białe plamy, niedopowiedzenia i tajemnice są wspaniałą rzeczą i na przykład nigdy nie wybaczę wszystkim firmom należącym do Lucasfilmu tego, co zrobili z Bobą Fettem (jeśli ktoś nie kojarzy, to ten koleś:Obrazek). Od tajemniczego, małomównego człowieka bez twarzy i twardziela z własnymi zasadami po płaczliwego, byle-jakiego gadułę, który pokazuje "byle frajerowi" swoją twarz. Choć teoretycznie otworzyło ją na nowe możliwości, tak naprawdę zniszczyło to postać "większą od życia".
"Och, jak zawiłą sieć ci tkają, którzy nowe słowo stworzyć się starają!"
J.R.R Tolkien
-
"Gdy stałem się mężczyzną, porzuciłem rzeczy dziecinne, takie jak strach przed dziecinnością i chęć bycia bardzo dorosłym."
C.S. Lewis

69
Jason pisze:Jeśli przyszły autor chce coś takiego napisać, to IMO należy mu w tym pomóc, przyjąć inne kryteria oceny oryginalności i poziomu druku.
W życiu. Kryteria są jedne, niezależne od gatunku. Natomiast warto zainwestować swój czas i wysiłek, pochylając się nad pracą autora, który pokazuje bodaj cień talentu, nawet jeśli ta praca to fantasy.

Oddzielmy dwie rzeczy: fantasy w ogóle i fantasy w Tuwrzuciu. Ta pierwsza jest różna; lepsza i gorsza (epigońska, prymitywna, drewniana). Jak w każdym gatunku. Ta druga na ogół... spuśćmy miłosiernie zasłonę milczenia (jasne, są nieliczne wyjątki).

A to dlatego, że dziś po czytaniu bajek przez mamę młodzież szkolna płynnie przechodzi od razu do lektur fantastycznych, bo: a) jest to naturalna kontynuacja mutimedialnej aktywności ze szczególnym uwzględnieniem komputera b) jest na ogół (ta wybierana) łatwa w odbiorze, porównywalna przyswajalnością z obrazkami c) stoi w wyraźnej opozycji, ba, jest ucieczką od nudnych gniotów zalecanych jako szkolne lektury (to była ironia, jakby ktoś się nie domyślił) d) komuś zależy na tym, by rzeczona młodzież bujała się w fantazyjnych światach i nie przyglądała się zbyt wnikliwie światu realnemu (uwielbiam paranoję :-P )

Potem nie ma się już intelektualnych narzędzi, by czytać inne rzeczy, w znajomości literatury tworzy się głęboka luka, którą czasem można wypełnić, lecz na ogół pozostaje się w bliskim, choć wąskim spektrum książek podobnej proweniencji. Lektura powitań na Wery daje dużo do myślenia w tym względzie.

Fantaści w ogóle i fantaści na Wery mają coś wspólnego, chcieliby mianowicie siedzieć przy jednym stole z literatami, ale propozycję oceniania innych zbywają wzruszeniem ramion jako kompletnie nieinteresującą (wiadomo, inni nie piszą fantasy), zaś ocenę utworów własnego gatunku rezerwują dla siebie. Bo przecież oni nie podlegają tym samym kryteriom. Bo przecież są inni :-P
Jason pisze:Z logicznością fabuły już gorzej. Na podstawowym poziomie tak, ale niektóre dziwniejsze zagrania wynikają wprost z przyjętej/naśladowanej konwencji i trzeba ją znać, by ocenić.
Właśnie zbudowałeś, Jasonie kolejne mury w oblężonej twierdzy. Na poziomie Tuwrzucia przypadki, o których piszesz, są wybitnie rarytaśne. A i wtedy średnio ogarnięty czytelnik zauważy, że obcuje z konwencją, bo Autorzy z braku umiejętności walą nią po oczach.
Immo pisze:Po pierwsze, żeby mieć dla siebie zasób rozwiązań na podorędziu. Jeśli epizodyczny halabardnik ma za sobą jakieś backstory, wiem, w jaką stronę pójdą jego wypowiedzi, bo kiedyś mu ktoś coś. Jeśli bohater pochodzi z miejsca X, będzie myślał w taki, a nie inny sposób. Jeśli spluwa będzie zrobiona przez manufakturę Y, będzie strzelać różowymi pociskami. I nie muszę tego wymyślać na bieżąco, bo już to wiem, bowiem wynika to z hasła encyklopedycznego, które kiedyś napisałem. Oczywiście, można wymyślać na bieżąco, ale - jak wspomniała Phoe, jest wtedy większa szansa na walnięcie się.
To w niczym nie przekracza strategii sporządzania takiego czy innego planu przed przystąpieniem do pisania książki, a temat był całkiem niedawno na Wery omawiany.

Ale to:
Immo pisze:Druga przyczyna jest bodaj jeszcze bardziej zasadnicza: tworzę "projekt multimedialny", a więc nie tylko teksty, ale i grę i inne takie.
już jest bardzo interesujące w kontekście oceny wartości czyjegoś pisania. Książka, powieść, opowiadanie przestaje być autonomiczne, jest tylko jedną ze składowych celu twórcy. Na ile podobna strategia zmienia (spłyca) samą materię literacką? Na ile efekt jest tylko trybikiem w całym projekcie innego świata? Hę?

70
Leszek Pipka pisze: Potem nie ma się już intelektualnych narzędzi, by czytać inne rzeczy, w znajomości literatury tworzy się głęboka luka, którą czasem można wypełnić, lecz na ogół pozostaje się w bliskim, choć wąskim spektrum książek podobnej proweniencji. Lektura powitań na Wery daje dużo do myślenia w tym względzie.

Fantaści w ogóle i fantaści na Wery mają coś wspólnego, chcieliby mianowicie siedzieć przy jednym stole z literatami, ale propozycję oceniania innych zbywają wzruszeniem ramion jako kompletnie nieinteresującą (wiadomo, inni nie piszą fantasy), zaś ocenę utworów własnego gatunku rezerwują dla siebie. Bo przecież oni nie podlegają tym samym kryteriom. Bo przecież są inni :-P
Eee, myślę, że trochę tu przesadzasz, podałbym za przykład przeczący tym słowa siebie, ale ja chyba jestem fantastą na pół etatu i nie wiem czy się będzie liczyło. Może mam niewłaściwe wyobrażenie o środowisku, ale zdaje mi się że ta opinia ciąży bardziej ku fantastycznej patologii (częstej w tuwrzuciu, ale że fantaści w ogóle?, eee... niekoniecznie).

Immo, światotworzenie jest ekstra, jako przedstawiciel starej szkoły rpg wiem jak to może być dobra zabawa;) Z tym halabardnikiem to ok, fajnie jak ma backstory, ale bez przesady, nie jest mu ono niezbędne gdy jedynie zatrzaskuje kratę celi za bohaterem i cześć, nie ma go więcej;) A spluwa fajnie że grzeje na różowo bo coś tam, ale wtedy gdy ta różowość jest potrzebna fabule, inaczej nie jest to niezbędne. Zresztą, jak napisałeś, co kto lubi, tylko ten pogląd jakoby rozbudowane światotworzenie jest w fantasy niezbędne i w ogóle jak to się trzeba namordować przy kreacji świata jakoś mnie denerwuje. Dobra, koniec tematu, bo w koło Macieju do jednego wracam.

71
Leszek Pipka pisze:warto zainwestować swój czas i wysiłek, pochylając się nad pracą autora, który pokazuje bodaj cień talentu, nawet jeśli ta praca to fantasy. (...)Fantaści w ogóle i fantaści na Wery mają coś wspólnego, chcieliby mianowicie siedzieć przy jednym stole z literatami (...)
Jakże oni śmieją! Na litość... To brzmi trochę jak "Trzeba kochać bliźniego swego nawet jeśli jest zwyrodniałym zboczeńcem." :P Ogólny Twój ton idzie trochę w stronę: są pisarze lepsi i są pisacze od fantastyki.
Leszek Pipka pisze:(...) Książka, powieść, opowiadanie przestaje być autonomiczne, jest tylko jedną ze składowych celu twórcy. Na ile podobna strategia zmienia (spłyca) samą materię literacką? Na ile efekt jest tylko trybikiem w całym projekcie innego świata? Hę?
Na pewno spłyca, skoro tak mówisz. Zapewne dzięki temu moja ciężka praca ostatnich dziesięciu lat jest niewiele warta. :wink:

A poważniej - na ile? To zależy od wykonania. Osobiście nie dam się zniechęcić do pisania insynuacjami, że to co robię może być niewiele warte, bo to pop/multimedialne/część całości/fantastyka/cokolwiek chcesz. :)
W czym w ogóle gorsza jest "składowa" większej całości od autonomicznego, jednolitego dzieła?
Taki człowiek może, ale nie musi stać się czymś gorszym, gdy przynależy do grupy. Wciąż ma wartość "solo". Może i poszczególne elementy mojego projektu są w pewnym sensie utylitarne względem innych, ale funkcjonują też jako autonomiczne dzieła, spięte klamrą spójności. I w niczym im nie umniejsza "współpraca" z innymi dziełami. Wszystko zależy od wykonania, ale można przyjąć odgórne założenie, że będzie ono słabe, bo to przecież pseudoliteratura... :wink:
I co to znaczy "tylko trybikiem"? Bez niego maszyna staje.
DAF pisze:resztą, jak napisałeś, co kto lubi, tylko ten pogląd jakoby rozbudowane światotworzenie jest w fantasy niezbędne i w ogóle jak to się trzeba namordować przy kreacji świata jakoś mnie denerwuje.
Oczywiście. Ja bronię tego punktu widzenia ze względu na indywidualne preferencje i zapotrzebowanie.
"Och, jak zawiłą sieć ci tkają, którzy nowe słowo stworzyć się starają!"
J.R.R Tolkien
-
"Gdy stałem się mężczyzną, porzuciłem rzeczy dziecinne, takie jak strach przed dziecinnością i chęć bycia bardzo dorosłym."
C.S. Lewis

75
Sepryot pisze:Fantasy to literatura, o której za pięćdziesiąt lat będą pamiętać tylko dzieci autorów, chwalące się, że ich papa był pisarzem. 8)
iiiitam - prowokacja :P
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

76
W sumie zastanawiam się, czy tak bezczelny trolling jaki ja uprawiam na tym forum licuje z powagą stanowiska redaktora naczelnego. xD

[ Dodano: Pią 17 Paź, 2014 ]
BTW - Hum, odpowiadając na Twoje pytanie:

Bezwzględna wartość dzieła sztuki waha się pomiędzy 24 godzinami a miesiącem. W kraju, gdzie wszystko przeżywa się tak powoli - u nas - przedłużamy ten termin do 1 roku. Po upływie tego czasu wszystkie nie wysprzedane książki mają być wycofane z handlu księgarskiego. Wszelkich drugich i trzecich wydań zabrania się. Nie poddający się temu postanowieniu pociągnięci będą do odpowiedzialności przed społeczeństwem, które samo rozstrzygać będzie poszczególne wypadki w drodze plebiscytu.

- Bruno Jasieński, Mańifest w sprawie poezji futurystycznej. :mrgreen:
1 | 2 | 3 | 4 | O poezji

Wróć do „Rozmowy o tekstach z 'Tuwrzucia'”

cron