Niedługo będzie w kinach "Wolny strzelec" - film żerujący na sensacji związanej z żerowaniem mediów na tychże sensacjach. Jedna z bohaterek, redaktorka wiadomości, mówi:
Nasze newsy muszą być jak krzycząca kobieta, biegnąca ulicą z poderżniętym gardłem. Już chwalą Księcia Persji za świetną rolę.
Kiedyś była cała pula tematów, których wykorzystanie wywoływało określone emocje - dziś panuje przekonanie, że ten zbiór został mocno uszczuplony, bo dużo rzeczy się opatrzyło a niektóre wartości uległy zdewaluowaniu. Tylko że główny wpływ na taki stan rzeczy mają autorzy - odbiorca ma przesyt, bo twórcy w pocie czoła przez lata powtarzali te same motywy. Już stary Franc Maurer mówił, że nie podobają mu się newsy w telewizji. Więc ci bardziej kumaci autorzy zaczęli wymyślać nowe formy do starych treści - lecz to patent stary jak świat i zaskoczyć można tylko raz. Potem ściemniają, że dzięki formie nadają nowy sens prawdom znanym od wieków. Niektórzy z nich mają rację, ale dzieła większości powiększają tylko zbiór frazesów w notesach recenzentów: nie powiedziałeś NIC nowego! Inaczej: czy wybieranie "innej" formy, to jeszcze ryzyko, czy już ukłon w stronę głównego nurtu? Już Hłasko pisał:
Ucieczka w śmieszność i groteskę stała się jedyną możliwością uniknięcia śmieszności: lepiej być błaznem grającym przed pełną salą niż Hamletem przemawiającym do pustych krzeseł. Wiadomo przecież, że rola męczennika zwiększa szanse na Oscara.
Ci mniej ogarnięci krótką kołderkę sensacji sztukują prawdami rodem z powieści pewnego brazylijskiego pisarza - potem również ściemniają, że głęboki przekaz jest skryty pod formą, a ciemna masa nie potrafi rozszyfrować ich intencji. Zwykle jest to prosty brak umiejętności, częściej wyrachowanie, związane z chęcią lepszego opakowanie produktu. Można też odczuwać potrzebę sportretowania życia za oknem lub ścianą, co jest piekielnie trudne, bo brakuje dystansu; świat się zmienia, a pisarz też chce
zdanżać. W ramach poszukiwań formy wybiera język korporacyjno-onetowy, zbiera legion postaci z miejskich legend i bach!: głęboka analiza problemów współczesnego człowieka. Do tego jeszcze koniecznie trzeba dołożyć dwuwarstwowość, która wysoko leveluje każdą książkę. Dobra, uogólniam - do tego też jest potrzebny talent, umiejętności i zdolność obserwacji - ale trend jest zauważalny. Tak się zastanawiam, jakie recenzje zebrałaby książka traktującą o współczesności, napisana językiem
Rodziny Połanieckich, gdzie język literacki zostałyby wtłoczony w ramy dziewiętnastowiecznej cenzury obyczajowej?
Wg mnie to kolejny temat weryformatowy, który nie może być rozstrzygnięty: bo szukać trzeba, tylko wcześniej również trzeba się zapoznać z tym, co już było. I nie robić nic na siłę - trudno, Nike zgarną inni
Pytanie: czy o II wojnie światowej można jeszcze opowiadać w sposób klasyczny/utrwalony, czy już trzeba z zombiakami i dubstepem? Albo inaczej: czy Rzeźnia nr 5 byłaby lepsza bez Tralfamadorian?
Zdarzyło mnie się ostatnio oglądać film
Noe.Wybrany przez Boga - ciekawy zamysł i dobry scenariusz zupełnie zarżnięte przez reżysera i hollywoodzką machinę do wysysania dolarów z hamburgerów. Bo ściemniać też trzeba umieć.