Lola (z cyklu: "Ustawienia ostrości") [miniatura o

1
Lola

Stała na drugim peronie Dworca Centralnego. To znaczy ona siedziała, a stał wózek inwalidzki. Niedługo odgwiżdżą odjazd.
Nie wiadomo, czy kogoś żegnała - nikt się do niej nie wychylał z drzwi, żadne okno w zasięgu wzroku nie pozostało otwarte. Jej głowa ledwo sięgała podgłówka, zatopiona w korpusie szczelnie wypełniającym przestrzeń wózka. Miała na sobie dwie bluzki: wierzchnia, kwiecista i na ramiączka opinała spodnią, gładki t-shirt, nie zasłaniając prawej piersi i tworząc dla niej rodzaj temblaka. Okolice serca za to przykrywała podwójna warstwa materiału.
Spokojnymi oczami koloru czarnej herbaty Lola patrzyła na pociąg, który za minutę miał wyruszyć i zostawić ją samą. Zresztą, w pewnym sensie i tak zawsze była sama.
Sama czy nie, uważała, że nie powinna żegnać nikogo ważnego - a właściwie w ogóle nikogo - bez makijażu. Nie chciała być bezbarwna dla świata, przecież świat nie był bezbarwny dla niej. Odwdzięczała mu się delikatnie czerwoną szminką, granatowym cieniem, odrobiną różu.
Pociąg drgnął i zaczął się wolno toczyć. Ostrożny, jakby z początku niepewny swojej decyzji o opuszczeniu stacji, po chwili zyskał pewność i rozpędził się w dal. Gdzieś na górze zaklaskały skrzydła gołębi.
Siedziała na wprost pustki, którą dopiero co odsłoniła mechaniczna dżdżownica. Fałdki na brzuchu układające się w harmonijkę razem z obcisłym ubraniem, stopy pewnie oparte na podnóżku. Ręce o niezwykle gładkiej, mlecznej skórze odpoczywały na podłokietnikach. Patrzyła jeszcze jakiś czas na zatopione w ciemnym dole szyny, ledwo widoczne na zasmolonym przez dziesiątki lat podkładzie.
A może patrzyła na sąsiedni peron? Może na wszystkie perony świata?
Potem odjechała, w przeciwną stronę, niż pomknął pociąg.
Z tyłu wyglądało to tak, jakby fotel poruszał się sam. Tylko łokcie lekko wystawały. Łokcie, które nigdy nie brały udziału w żadnej walce, ale które konsekwentnie, codziennie, torowały sobie drogę, poszerzając rzeczywistość.
Rzeczywistość potrzebującą odrobiny makijażu.
Ostatnio zmieniony pt 24 paź 2014, 19:07 przez Eir, łącznie zmieniany 2 razy.

2
Dobre. Magiczne i nastrojowe. Zwłaszcza końcowy fragment. Przenikliwa obserwacja fragmentu świata, którego samodzielnie, bez zwrócenia uwagi, najczęściej nie dostrzegamy, nie podejrzewamy, że może być, że jest obok, świata postrzeganego w bardzo indywidualny i specyficzny sposób, świata odbitego w czyjejś świadomości i wykreowanego jako subiektywna rzeczywistość.
Klimatem trochę przypomina Bunina.
Nie wiadomo, czy kogoś żegnała - nikt się do niej nie wychylał z drzwi, żadne okno w zasięgu wzroku nie pozostało otwarte.
Zastanawiam się, czy „do niej” jest potrzebne. W poprzedzającym zdaniu mamy zaimek ona, w następnych „jej”, „sobie” i „dla niej”. Z jednej strony tworzą one pewien rytm, ale z drugiej wszystkie dotyczą tej samej osoby, tak więc akurat ten nie wnosi nic nowego, wiadomo o kogo chodzi, a w sumie jest ich trochę zbyt dużo.

„Nie wiadomo, czy kogoś żegnała - nikt nie wychylał się z drzwi, żadne okno w zasięgu wzroku nie pozostało otwarte.”

To tylko luźna sugestia.
Okolice serca za to przykrywała podwójna warstwa materiału.
Jeśli tak, to po „to” przydałby się przecinek, ale ja bym zmienił kolejność słów: ”Okolice serca przykrywała za to podwójna warstwa materiału.”

Miała na sobie dwie bluzki: wierzchnia, kwiecista i na ramiączka opinała spodnią, gładki t-shirt, nie zasłaniając prawej piersi i tworząc dla niej rodzaj temblaka.
Przecinek po „ramiączka”

Zakończenie tego zdania trochę mi zgrzyta; może tak:
„...gładki t-hirt nie zasłaniając prawej piersi, tworzył dla niej rodzaj temblaka.”
lub
„...gładki t-hirt nie zasłaniający prawej piersi i tworząc dla niej rodzaj temblaka.”
Spokojnymi oczami koloru czarnej herbaty Lola patrzyła na pociąg, który za minutę miał wyruszyć i zostawić ją samą.
Przecinek po „herbaty”.
Ostrożny, jakby z początku niepewny swojej decyzji o opuszczeniu stacji, po chwili zyskał pewność i rozpędził się w dal.
Jednak w sensie brzmieniowym, można to odbierać jako powtórzenie.
Może tak:
„Ostrożny, jakby z początku niepewny swego zamiaru o opuszczeniu stacji, po chwili podjął decyzję i rozpędził się w dal.”

3
Dziękuję za przeczytanie, miłe słowa i przydatne uwagi! Do Bunina na pewno zajrzę, nie znam tej literatury. Pozdrawiam - Eir

5
Klimat bije po pysku: jest lirycznie, melancholijnie, czuć w tekście alienację i taki piękny rodzaj samotności, którego nie umiem do końca nazwać słowami. Gdybym się postarał to rzekłbym, że to taki rodzaj samotności, w której zarówno potrzebujesz innych, jak i doskonale zdajesz sobie sprawę z tego, że reszta ludzi nie jest ci do niczego potrzebna. Nie wiem, czy dobrze zrozumiałem treść, ale z tego co mi wiadomo wielu pisarzy stosuje zasadę, że jeśli coś jest niejasne, to niech czytelnik sam sobie dopowie o co chodziło. I jeśli o moją interpretację chodzi to Lola codziennie zbiera się na odwagę, by wepchnąć swój wózek pod pociąg.

6
Marcinie - dziękuję, taki miałam właśnie cel. Starałam się jak gdyby oprawić pojedynczą scenę w ramki :)

[ Dodano: Śro 12 Lis, 2014 ]
Cierpisławie - dziękuję za budujący opis tekstu :) Co do interpretacji - być może jest właśnie tak, jak napisałeś. A być jest inaczej - może Loli do życia potrzebna jest właśnie tylko lekka korekta makijażu rzeczywistości. Co do zabiegu pozostawiania tekstów otwartych na interpretacje - to właściwie jest nie tyle zabieg, co unik - unik przygważdżania takich scen zamykającym komentarzem (bo puenta to niezupełnie to samo). Według mnie jest coś nieprawdopodobnie pięknego w tym, że możemy zobaczyć, wyłapać, uwypuklić tysiące sytuacji smakowitych literacko (oczywiście kwestia 'smakowitości literackiej' to kwestia bardzo indywidualna), opisać je i delikatnie pchnąć w pewnym kierunku, według własnej wyobraźni, wiedzy, czy intuicji. Nie próbuję udawać, że znam Lolę i jej plany na przyszłość, w tym byłaby jakaś sztuczność. Ale chciałam zwrócić na nią uwagę i dodać jej ważności na tym naszym pięknym, ale często strasznie smutnym świecie.

9
Prawdziwy obraz i prawdziwa Lolo - jeśli nawet to literacka fikcja, nic to. Proponuję się poczuć, jak ktoś patrzący na nią z okna tego pociągu.

Ostatnie zdanie fajne, chociaż skłania do podważania (nie formy myśli, bo ta jest bez zastrzeżeń, tylko treści). Czy naprawdę potrzebujemy? A jeśli tak, to dlaczego tylko odrobiny, a nie całej tapety i botoksu? Cały Twój tekst mówi, że tak - i za tę konsekwencję mu chwała. Chętnie bym też zobaczył inne opinie.

Pozdrawiam,
Jim
"Naucz się, że można coś innego roznosić niż kiłę. Można roznieść światło, tak?"
Robert Brylewski

10
@Jim Skalniak - dziękuję za przeczytanie i odniesienie się. Cóż, jedni uważają, że wymaga delikatnego makijażu, dla innych i botoks by nie wystarczył. W dodatku zupełnie niezależnie od tego, czy to ktoś pełno- czy niepełnosprawny. Jedno jest pewne - cieszę się, że ją tam widziałam. I życzę jej, żeby wystarczyła (ta odrobina) ;)

[ Dodano: Nie 23 Lis, 2014 ]
@Sepryot - Rozumiem kwestię czarnych dziur wchłaniających tematy niepełnosprawnych i innych poszkodowanych przez los...(z kurami domowymi to już bym na tym tle uważała...). Chciałam jednak przypomnieć, że to jest króciutka, bezpretensjonalna miniatura i, jak można zauważyć w jej treści, nie aspiruje ona do poruszania i zgłębiania tych tematów - nie ten rozmiar, nie ta forma, nie ten styl. Jak już napisałam wcześniej: moim celem było „oprawić pojedynczą scenę w ramki”. I nikt mnie, przepraszam, nie przekona, że takie oprawianie w ramki jest nikomu niepotrzebne. Poza tym jest tam kilka subtelnie zaznaczonych kwestii, bo w takim maleństwie literackim tylko tak można dobrać się do miąższu życia, dotknąć go - zaznaczając, wspominając, otwierając pewne przestrzenie znaczeniowe. Lola tam była i ja tam byłam - zaprosiłam ją do tekstu i dałam jej rolę uniwersalnego symbolu ( jakkolwiek [łopatologicznie] to brzmi). Ale zaraz...po co ja się tak gęsto tłumaczę? Poza wszystkim, to jest tego rodzaju tekst, że albo ktoś tam coś dla siebie odczyta, albo nie. Być może to jest aż tak proste... Dziękuję za komentarz!
ODPOWIEDZ

Wróć do „Miniatura literacka”