Ogniowe przygotowanie ataku

1
Fragment czwartego rozdziału projektu: powieść. Kontrola jakości.
***
WWWSpecjalnie usiadłem tak, żeby, po pierwsze, widzieć wejście, a po drugie, żeby najdogodniejsze do zajęcia miejsce znajdowało się obok mnie. To stawiało mnie na wygranej pozycji. W końcu już Sun Tzu wiedział, że najważniejsze jest zaplanowanie miejsca potyczki. Bałem się trochę, żeby nie usiadła obok Oliwii – ale krzesło, które dla niej wybrałem, umiejscowione było naprzeciwko tamtej, a poza tym ruda tuliła się do Marcina, jakby go pierwszy raz w życiu poderwała.
WWWWspółczułem trochę Marcinowi jego rudej telenoweli. Historia, w jakiej się spotkali, była mi całkiem nieźle znana, zresztą nic dziwnego, bo Pomorski był w sumie moim najlepszym przyjacielem.
WWWPaździernik, klub na Siennej. Leje. Pada. Niebo za pułkownikiem płacze. On – wszedł tam tylko i wyłącznie dlatego, że dostał na ulicy ulotkę na darmowe piwo. Ona – przez brata, który jest didżejem i akurat miał urodziny, a nie zdążyła złożyć mu życzeń po powrocie ze szkoły. Stoją przy barze – on, w swoim garniturku, nieogolony z niedbałości brunet, nad swoim darmowym piwem. Ona – ekscentryczna rudość w zielonym żakieciku, czeka, aż brat skończy miksować Lady Gagę z Rihanną. Gapią się bezczelnie na siebie, bo stanowią przepiękny kontrast z cekinowymi spódniczkami, koszulkami adidasa i migającym, amarantowo-fioletowo-limonowym światłem błyskaczy. Co się robi w takiej sytuacji? Na pewno nie to, co zrobiła Oliwia.
WWWZ nudów, ze zwykłych nudów – a trochę z wrodzonej tendencji do robienia sobie jaj ze wszystkiego i wszystkich – podeszła do niego i wypaliła: "Czy nie postawiłby pan drinka samotnej kobiecie?". Jak się później okazało, wyczytała to w "Igle" Folleta jako beznadziejny tekst na podryw, który w dodatku zaowocował śmiercią wypowiadającej go bohaterki. Jak się później okazało, on też czytał "Igłę" i natychmiast skojarzył. Postawił jej drinka. Wyszli w jakieś bardziej ustronne miejsce, ani nie kończąc piwa, ani nie składając życzeń bratu. No i się zeszli. Po tygodniu.
WWWOd tamtego czasu rzucali się i wracali do siebie pięć razy. Średnio raz na miesiąc. Dlatego mu współczułem. Bo Marcin potrzebował stabilizacji, kochającej, dojrzałej kobiety, która chwyci go za mordę i ustawi w jakimś życiowym prądzie, bo on na pewno nie zdecyduje się na żaden. A dostał roztrzepaną maturzystkę, która sama nie za bardzo nadąża za sobą. I nie ma wystarczająco dużo doświadczenia ani dojrzałości, żeby go ogarnąć.
WWWRzecz jasna, przy okazji zazdrościłem mu tego jak cholera.
WWWMoje rozważania zostały gwałtownie przerwane. W drzwiach pojawiła się moja niespodzianka, owinięta szczelnie w płaszcz, osłaniając twarz ręką. Poznałem ją od razu. Weszła, tupnęła trzy razy w wycieraczkę butem na zimowym koturnie i opuściła ręce, nagle zmieniając znacząco światłocienie w pomieszczeniu.
WWWPrzyszła. Jednak przyszła. A już się bałem, że tego nie zrobi, że oleje, że nie będzie jej się chciało tłuc wieczorem do praktycznie obcych ludzi, do knajpy, której nie zna. Ale nerwowe zerkanie na zegarek się opłaciło i przed sekundą, o dwudziestej czternaście, przekroczyła te drzwi.
WWWGdy tylko zrzuciła z siebie płaszcz i podeszła do stolika, dokonałem oficjalnej prezentacji:
WWW- Hej, ludzie! To jest Julia, znajoma Oliwii i Basi. A tu, ee, po kolei, Elę już znasz, Magda, Norbid, Marcin, no i Oliwię...
WWW- Cześć – uśmiechnęła się uroczo do zebranych. - Jak rozumiem, można się dosiąść.
WWW- Siadaj, siadaj! - Zabrzmiał chór głosów.
I usiadła. Dokładnie tam, gdzie chciałem. Ela nie zwróciła zupełnie uwagi na jej przybycie, zajęta swoim telefonem. Norbid skasował ją krótkim spojrzeniem – z jego wzrostem też bym się nie zainteresował – i wrócił do opowiadania Magdzie jakiejś anegdotki. Marcin spojrzał na Julię, spojrzał na mnie – i chyba już wiedział.
WWWA Julia natychmiast zaczęła plotkować z Oliwią o jakimś instruktorze tańca, który zdradzał żonę i podobno ta żona kropnęła i jego i jego kochankę i jest w areszcie, ale nie wiadomo, czy to nie ktoś inny. Na razie mi to odpowiadało, bo mogłem obserwować. A było co.
WWWByła niewiarygodnie piękna. Gdy zrzuciła płaszcz, zauważyłem, jakby wcześniej tego nie widząc, że miała idealną figurę, istnie modelską – biust pełny i wysoki, talię ostrą jak osa, a pas odpowiednio rozłożysty. Uwypuklała to jeszcze czerwona, wieczorowa sukienka, marszczona na biodrach. Pod kolor sukni miała też szminkę i kolczyki – tylko na szyi, nad sporym dekoltem błyskała nieśmiało pojedyncza perełka w srebrze. Wszystko było jednak tak gustownie dobrane, że tej perełki nie zamieniłbym na całą kolię z brylantów. W tej perełce skupiało się całe jej piękno.
Ostatnio zmieniony pt 01 lis 2013, 00:28 przez Sepryot, łącznie zmieniany 2 razy.
1 | 2 | 3 | 4 | O poezji

2
Więc tak:

1. mam wrażenie że tu w tym fragmencie nie zapanowałeś pierwszoosobową - dynamiką emocji. Inaczej - nie znam tego bohatera - ale w narracji od-niego chyba nie możesz go utrzymać w konwencji spójnej osobowości. (to uwaga do obwąchania w kontekście całości )
2. Scena rodzajowa nie ma podziału na plany i sztafaż też rozjechał się - to wina niespójności bohatera i Twojej niepewności kto tu rządzi. Poszukaj dominanty w opisie sytuacji. Może ruchu jako kontrastu do wewnętrznie statycznego czekania na Julię

3. Językowo - gładko, trochę nerwowo, widać, że to surowiec. Zaimki!
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

3
Natasza pisze:1. mam wrażenie że tu w tym fragmencie nie zapanowałeś pierwszoosobową - dynamiką emocji. Inaczej - nie znam tego bohatera - ale w narracji od-niego chyba nie możesz go utrzymać w konwencji spójnej osobowości. (to uwaga do obwąchania w kontekście całości )
Chodzi Ci o różnicę stylistyczną między retrospekcją a teraźniejszością? Albo między opowiadaną historią a opisem Julii?
1 | 2 | 3 | 4 | O poezji

4
Sepryot pisze:Chodzi Ci o różnicę stylistyczną między retrospekcją a teraźniejszością? Albo między opowiadaną historią a opisem Julii?
Nie. Zaznaczam że Twoich bohaterów znam z wyimków.
Tu nie do końca chodzi o styl, ale to to Kim on jest , kim go tworzysz. On jest "ruchu" - zmienia się jego ogląd przyjaciół w "czekaniu" - opis Julii jest pisana innym bohaterem niż opisy pozostałych. Nie antycypujesz - moim zdanie to źle - nadejścia Julii w relacjach z przeszłością grupy przyjaciół. Może przez to mam wrażenie przegadania retrospektyw i niespójności psychologicznej bohatera
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

5
Yhm. Dzięki. ^ ^ Przyda się przy korekcie.

Wiem, o co Ci chodzi. To wynika z tego, że piszę w taki a nie inny sposób - flow. Poprawię takie rzeczy, jak już będę miał całość. Więcej roboty niby, ale inaczej tego nie napiszę.
1 | 2 | 3 | 4 | O poezji

6
Moim zdaniem to bardzo dobry tekst. Wyjątkowo starannie napisany, przemyślany i starannie poprowadzony.
I życzyłbym sobie więcej takich rodzynków (choć wiem, że nie wyciąga się ich jak króliki z kapelusza):
Weszła, tupnęła trzy razy w wycieraczkę butem na zimowym koturnie i opuściła ręce, nagle zmieniając znacząco światłocienie w pomieszczeniu.

7
No to przyszedł czas powalcować jakiegoś Dużego. A ten Duży ma się ostatnio dobrze, bo że pyskaty jest i do tego merytorycznie muskularny, to tylko Jeszcze Więksi mają odwagę mu coś tam w tekstach pogmerać. A może czytaczy obyczaju jest za mało? No w każdym razie się odważę.

Z poważnym walcowaniem trochę przesadziłem, do tego potrzebne byłoby metalurgiczne przygotowanie i odpowiednia maszyna (obu brak na stanie) – chodzi raczej o przetańczenie nieuciążliwego walczyka. Maestro, muzyka, SVP!

"Bałem się trochę, żeby nie usiadła obok Oliwii – ale krzesło, które dla niej wybrałem, umiejscowione było naprzeciwko tamtej, a poza tym ruda tuliła się do Marcina, jakby go pierwszy raz w życiu poderwała.”

Niby w kontekście późniejszego opisu wszystko się wyjaśnia, ale samo w sobie brzmi dziwnie. Jakby Oliwia była jakimś wyczynowcem w tej dziedzinie i do tego cokolwiek obsesyjnym, to znaczy mało tego, ze podrywaczka, to jeszcze nawracająca. „..jakby dopiero co go poderwała.” byłoby chyba spokojniejsze. A ten Marcin co? Ona się tuli, a on jak ten tępy kloc? Pozwala się adorować?
Dalej – nadużycie „rudości” w kolejnych akapitach. Gdzieś należałoby zapodać jakieś inne określenie, coś ze „złota”, „miedzi”, „jesieni”, „lisa” czy choćby „marchewki”.

„Historia, w jakiej się spotkali, była mi całkiem nieźle znana, zresztą nic dziwnego, bo Pomorski był w sumie moim najlepszym przyjacielem.”

Tu zaczyna się drobna polka z narratorem. On jest jakiś…niedookreślony. To znaczy z jednej strony całkiem obiektywny, szczegółowy, rzec by można ogarniający, z drugiej – powierzchowny, potoczny, pospolity. Zastygł wpół kroku od klasyki do trzepaka i dysonansuje. Wydaje mi się, że kompozycyjnie (akurat jeśli chodzi o ten fragment) lepiej byłoby potraktować go całkiem poważnie, tym bardziej, że na koniec, w opisie Julii jest tak poważny, jakby był francuskim klasykiem.
Gdyby przyjąć takie założenie, zdanie mogłoby wyglądać tak:
„Historia, w jakiej się spotkali, była mi całkiem nieźle znana, zresztą nic dziwnego, przecież był moim najlepszym przyjacielem”.
Bo: 1. Używanie nazwiska w opisie przyjaciela jest nieteges, 2. Można się zastanawiać, który ze ZNAJOMYCH jest najbliższy, wobec PRZYJACIÓŁ raczej nie ma się wątpliwości (szczęśliwy, kto potrzebuje palców u choćby jednej dłoni, dla ich policzenia) 3. „w sumie”, to trzepakowy właśnie, kolokwializm, z którego warto zrezygnować.

„Niebo za pułkownikiem płacze.”

Nie sklejam. Nie wiem, o co chodzi, choć pewnie powinienem.

„….że dostał na ulicy ulotkę na darmowe piwo.”

Frazeologia. Talon, bon, kupon jest na coś darmowego. Reklamowa ulotka mogłaby być ostatecznie „z” darmowym piwem (w domyśle jako zachęcający dodatek). Chyba?

„…akurat miał urodziny, a nie zdążyła złożyć mu życzeń po powrocie ze szkoły.”

Logicznie – to poszło jakoś na skróty. Oliwia wraca ze szkoły, brat jest w domu, ona o tym wie i co? Przemyka pod ścianami, żeby przygotować specjalną przemowę, a brat w tym czasie wychodzi? Dziwnie.


„Gapią się bezczelnie na siebie, bo stanowią przepiękny kontrast z cekinowymi spódniczkami, koszulkami adidasa i migającym, amarantowo-fioletowo-limonowym światłem błyskaczy. Co się robi w takiej sytuacji? Na pewno nie to, co zrobiła Oliwia.”

1.„Przepiękny” jest ironią, ale znowu – tak użyte jest kolokwializmem narratorskim. Zbyt agresywnym, pospolitym. ”Duży”, „wyjątkowy” byłoby na przykład spokojniejsze, bardziej stonowane, neutralne. Czytelnik da rade wykoncypować ironię. Tu jest na talerzu.
2. W tłumie klonów odnajdują się dwie osoby z innej bajki. Mają świadomość swojej odmienności. Wydaje mi się, że przejście od kontaktu wzrokowego do werbalnego jest całkowitą, naturalną oczywistością, bez tych wszystkich udziwnień psychologicznych i dialogowych, oraz literackich odniesień. Co z kontaktu werbalnego wychodzi, to już całkiem inna historia.
3. „Błyskacze”. No jest coś takiego (boje i latarnie morskie), ale w odniesieniu do oświetlenia klubowego pierwsze słyszę. Wujek G też nie pomógł. Ale nie będę się czepiał, przecież mogę nie być na bieżąco. Zatrzymałem się na etapie laserów i stroboskopów. Chyba, że to narratorski neologizm.

„Wyszli w jakieś bardziej ustronne miejsce, ani nie kończąc piwa, ani nie składając życzeń bratu. No i się zeszli. Po tygodniu.”

Niezgrabnie jakoś. No, bo tak: Oliwia pije drinka, którego Marcin jej postawił, a on co? Przecież gadają, co jakiś czas popijając – każde ze swojej szklanki. Jakby było, że go pozamiatała tak, że się tylko w nią wpatrywał, nie mogąc złapać tchu, to byłoby jakieś wyjaśnienie. No i powtórzenie „ani – ani” zgrzytliwe nieco.
Może by tak: „Wyszli w jakieś bardziej ustronne miejsce, nie kończąc piwa i nie składając życzeń bratu. A potem znowu się zeszli. Po tygodniu.” Albo tak: „Wyszli w jakieś bardziej ustronne miejsce, pozostawiając niedokończone piwo i brata bez urodzinowych serdeczności”.
Swoją drogą też trochę dziwne, że po upojnym wieczorze oddalili się od siebie na cały tydzień, na ogół popadając w stan emocjonalnego zauroczenia chce się ten stan pogłębiać – i to szybko, ale mogę się mylić, tu za mało wiemy o bohaterach.

„Od tamtego czasu rzucali się i wracali do siebie pięć razy.”

Wydaje mi się niewiarygodna taka dokładna statystyka, zwłaszcza u osoby zdającej relację, czyli tej, której owe wydarzenia bezpośrednio nie dotyczą. „Kilka razy” (zwłaszcza wobec „średnio raz na miesiąc” w kolejnym zdaniu) wydawałoby się wystarczająco obrazowe. Albo - „z pięć razy” również zmiękczające kategoryczność rachunku.

„Bo Marcin potrzebował stabilizacji, kochającej, dojrzałej kobiety, która chwyci go za mordę i ustawi w jakimś życiowym prądzie, bo on na pewno nie zdecyduje się na żaden. A dostał roztrzepaną maturzystkę, która sama nie za bardzo nadąża za sobą. I nie ma wystarczająco dużo doświadczenia ani dojrzałości, żeby go ogarnąć.”

Dużo – jak mi się wydaje – do poprawienia.
1. Zaimkoza.
2. Powtórzenie „bo – bo” i „dojrzałości”.
3.”Morda”, „ogarnianie kogoś” to znowu kolokwializmy, które do proponowanej postawy narratora mi nie pasują.

Jeśli wolno mi podpowiedzieć na przykład takie rozwiązanie:

„Bo Marcin potrzebował stabilizacji, kochającej, zdecydowanej kobiety, potrafiącej przytrzymać go krótko i ustawić w jakimś życiowym prądzie, ucinając niepotrzebne rozterki (jego brak kompetencji w tym względzie). A dostał roztrzepaną maturzystkę, która nie za bardzo nadąża sama za sobą. I nie ma wystarczająco dużo doświadczenia ani dojrzałości, żeby ogarnąć całą sytuację.”
Oczywiście – tylko propozycja.

„Moje rozważania zostały gwałtownie przerwane. W drzwiach pojawiła się moja niespodzianka, owinięta szczelnie w płaszcz, osłaniając twarz ręką. Poznałem ją od razu.”

”Te rozważania” pozwolą uniknąć powtórki zaimka dzierżawczego „mój”. Niezręczna zbitka „twarz ręką”, inny szyk (z czasownikiem pomiędzy) byłby lepszy.
Teraz: wyobrażając sobie scenę wkroczenia Julii nie bardzo rozumiem – bez dodatkowych wyjaśnień – po co osłaniała twarz. Z rozpędu, bo na zewnątrz chroniła się przed wiatrem? Weszła z ciemnej ulicy do jasno oświetlonego lokalu, co wiązało się z chwilowym porażeniem źrenic? Przydałaby się jakaś wskazówka. I narrator rozpoznał ją MIMO zasłoniętej twarzy.
No i potem opuszcza RĘCE. Obie. Czemu?
A gdzie torebka? Istotna część wieczorowej kreacji? Nie ma? OK. To może Julia zawinięta w płaszcz drugą rękę trzyma po prostu w kieszeni, instynktowny odruch chroniącego się przed zimnem (zimowy koturn – lubiany przez Ciebie) człowieka. Gdzieś uciekło parę karmiących wyobraźnię szczegółów.

„Ale nerwowe zerkanie na zegarek się opłaciło i przed sekundą, o dwudziestej czternaście, przekroczyła te drzwi.”

Przekracza się próg. Może bramę (y), Rubikon, na pewno metę. Przez drzwi to się chyba przechodzi, prześlizguje, przemyka. „Wkroczyła, weszła do...” dla ominięcia pułapki? Zamiast „i” w charakterze łącznika dałbym „bo” - dla podkreślenia charakterystycznego dla osób czekających życzeniowego myślenia.

„- Hej, ludzie! To jest Julia, znajoma Oliwii i Basi. A tu, ee, po kolei, Elę już znasz, Magda, Norbid, Marcin, no i Oliwię...”

Ale że co – Oliwię...? Narratora zatkało, czy Julia niegrzecznie mu przerwała? „Oliwia...” w mianowniku byłaby lepsza, nie ścięłoby tak dosadnie wypowiedzi narratora.

„- Jak rozumiem, można się dosiąść.”

Rany, jakie drewno. Dziewczyna, która uśmiecha się uroczo (w domyśle jest urocza) zapyta po prostu: „- To jak, mogę się dosiąść?”

„Norbid skasował ją krótkim spojrzeniem – z jego wzrostem też bym się nie zainteresował – i wrócił do opowiadania Magdzie jakiejś anegdotki.”

Ej, no! Co ma wzrost do bycia facetem? Pewnie istnieją powody, dla których jakiś gostek może nie być zainteresowany cudną laską (no na przykład jest dobrze wychowany i zdaje sobie sprawę, że pozostawienie samej sobie dotychczasowej interlokutorki, żeby wgapiać się w inne kobiece zjawisko jest niegrzeczne), ale żeby różnica wzrostu? Obojętnie, w którą stronę?

„Gdy zrzuciła płaszcz, zauważyłem, jakby wcześniej tego nie widząc, że miała idealną figurę, istnie modelską – biust pełny i wysoki, talię ostrą jak osa, a pas odpowiednio rozłożysty.”

„Modelska?” No nie wiem, z formalnego punktu widzenia to może jest poprawnie, ale nie miałem jeszcze przyjemności spotkania z takim przymiotnikiem w tekście pisanym. No i ten „pas rozłożysty”... słucki, pas lity – samo się dodaje w głowie. Nie, to, o czym piszesz, to figura modelki z lat pięćdziesiątych, dzisiaj piersi większe od śliwek węgierek, a nie daj Boże szerokie, klasycznie kobiece biodra - nawet pod wciętą talią - dyskwalifikują kandydatki na obiekt masowego pożądania w przedbiegach. Chyba, że chodzi o lokalne piękności w Ameryce Łacińskiej, tam biodra i odpowiednio wybrzuszone półdupki są ciągle żywym ideałem.

I jeszcze: powtórzenie „piękna” na początku i na końcu ostatniego akapitu, którego to powtórzenia nic nie uzasadnia. Może jedno będzie „urodą”?

Maestro, stop, bardzo proszę.

Pora na podsumowanie.

Sep, teoretycznie powinno się Ciebie głaskać i hołubić, bo konsekwentnie trzymasz się wymierającego na Wery gatunku, co więcej, piszesz znacznie powyżej przeciętnego, obowiązującego tu poziomu. Ale ten tekst jest tylko brudnopisem, notatką, pierwszą galopadą przed właściwym wyścigiem. Kontrola jakości nie wypadła rewelacyjnie.
Zdaję sobie sprawę, że to drobniutki wycinek większego zamierzenia, pozbawiony jakiegokolwiek kontekstu, pozwalającego na bardziej ogólne wnioski.

Jednak parę myśli mi się sformułowało.

1. Odnoszę wrażenie pewnego przytłumienia emocjonalnego narracji, opowieść – mimo, że pierwszoosobowa – jest jakby z drugiej ręki, niby scena oglądana przez płachtę przezroczystej folii. To byłby zapewne dobry zabieg w powieści akcji, gdzie stanowiłoby dobry kontrapunkt dla fragmentów zmasowanego „dziania się”. W obyczaju, gdzie nie ma się się owego czynnika w nadmiarze, narracja pozwalająca załączyć empatię ma znaczenie.

2. Nie byłoby dobrze, gdyby ten kawałek błyszczał i skrzył się niczym diament, zważywszy, ze nic specjalnego w nim nie zaszło. Jest w gruncie rzeczy klockiem, z którego buduje się znaczenia w docelowym utworze, a jako taki ma swoją funkcję do spełnienia. Jednak nie może być tak bardzo płaski.
Jest jakaś magia w sposobie, jaki dobrzy pisarze używają znanych wszystkim środków, dyskretna elegancja pozwalająca uzyskać głębię. Wydaje mi się, że łatwiej ten proces zachodzi pod wpływem wrodzonych zdolności i (tu bez wdawania się w wyczerpujące definicje) natchnienia, lub – z drugiej strony - życiowego doświadczenia autora. Jeśli akurat nie ma się jednego czy drugiego w potrzebnych ilościach, trzeba nadrabiać wielokrotnym namysłem, wyobraźnią, cyzelowaniem szczegółu. Tego mi w Twoim tekście zabrakło.

Na przykład rozegranie sceny powitania Julii.
Popatrz: są cztery nazwijmy to ludzkie elementy sytuacji – narrator, Julia, Oliwia i Grupa. Narrator stoi nieco z boku, wypełniając obowiązek wprowadzenia Julii w towarzystwo. Jedyną znaną Julii osobą jest Oliwia, może jeszcze Marcin (przynajmniej ze słyszenia). Wydaje mi się, że Oliwia odruchem powinna od razu wykonać jakiś gest, wstać, przychylić się w stronę nowo przybyłej, przywitać się, cokolwiek, bo jest naturalnym pośrednikiem między Julią i resztą. I tak samo odruchowo Julia powinna szukać towarzystwa Oliwii, zanim nawiążą się jakieś wspólnotowe relacje. Co zresztą robi, plotkując o tragicznym romansie. No i wtedy cała intryga z krzesłami bierze w łeb, przecież Julia poszuka siedziska przy znajomej! Czyli zabrakło opisu jednego zachowania, aktywnej roli narratora, który przecież jakoś musi nakłonić Piękną, żeby usiadła tam, gdzie on chce.

3. Tempo jest trochę jednostajne, ciutkę usypiające, co stanowi konsekwencje słabości, o których pisałem wyżej. Przydałoby się coś, co spowoduje przeskok z rejestrowania czytelniczym okiem kolejnych linijek do kontemplacji detalu, albo niezwykłej urody sformułowania, żachnięcia się na czyjąś głupotę czy niegodziwość.

Komuś innemu na koniec napisałbym o pozytywach, które w oczywisty sposób występują. Jednak Ty już jesteś poza granicą podcinania skrzydeł przez jakąś tam krytykę i nie potrzebujesz sztucznego podtrzymania. Mocne punkty od dawna pozostają te same, masz w sobie siłę, żeby czytelnika oczarować.

Ale jeszcze nie tym i jeszcze nie teraz.
Moim zdaniem :-)

Weryfikacja zatwierdzona przez rubię.
Ostatnio zmieniony czw 31 paź 2013, 23:53 przez Leszek Pipka, łącznie zmieniany 1 raz.

9
Leszek napisał trafny komentarz. Może nie z każdym szczegółem się zgadzam, ale ogólne odczucia miałam podobne. Tylko nie chciało mi się ich spisywać :P Możesz sobie pomnożyć jego odpowiedź razy dwa, umówmy się ;)

Tekst jest niezły jak na szkic po pierwszym czytaniu (czyli wyłapaniu oczywistych błędów i nielogiczności), ale powinieneś bardzo porządnie go dopieścić, jeśli chcesz, żeby to było coś więcej niż "dobry, jak na tutejsze standardy".

Fabularnie ten fragment jest raczej przeciętny (nie nudny, ale w pamięci mi nie zostanie na długo), co nie jest żadnym zarzutem, bo takie kawałki w tekście też są potrzebne i trzeba umieć je pisać.

Jeżeli głównym celem tego fragmentu było pokazanie uczuć bohatera do Julii, to udało się średnio, nie odczułam szczególnego napięcia (a przecież on czeka na kobietę! można z tego pot, krew i łzy wycisnąć ;). Jeżeli jest to tylko wstęp do wydarzeń, niezbędny "zapychacz" to ok, w takiej roli się sprawdza lepiej. Tutaj trzeba nadrabiać pięknem języka, zaskakującą perspektywą, trafną metaforą i takie tam, wiadomo... Pod tym względem tekst nie jest zły, ale też nie zachwyca.

Zachwycił mnie za to tekst z bitwy o prostytutkach i lawendzie (serio, bardzo to dobre było), więc masz u mnie spory kredyt (= co wrzucisz, to przeczytam). Ale też wymagania rosną :)

Łapanek robić nie lubię, ale to rzuciło mi się w oczy:
Jak się później okazało, wyczytała to w "Igle" Folleta jako beznadziejny tekst na podryw, który w dodatku zaowocował śmiercią wypowiadającej go bohaterki. Jak się później okazało, on też czytał "Igłę" i natychmiast skojarzył. Postawił jej drinka.
To powtórzenie jest celowe? Bo nie wygląda dobrze.
„Nie rozumiem, wie pan, jak można przechodzić koło drzewa i nie być szczęśliwym, że się je widzi? Rozmawiać z człowiekiem i nie być szczęśliwym, że się go kocha!”

„I co to znaczy śmieszny? Cóż z tego, ileż to razy człowiek bywa albo wydaje się śmieszny? A teraz prawie wszyscy zdolni ludzie strasznie się boją śmieszności i w skutek tego są nieszczęśliwi.”

F.D.

10
Aaaa... No to teraz już wiem. Rzeczywiście, nie wiedzieć nie wypada.

Nie chciało mi się. Nigdy mi się nie chce. Nicnierobienie to moje środowisko naturalne.
Ale: raz - nie zawsze, dwa razy nie wciąż...

Niech Ci idzie na zdrowie :-P

11
Swoją drogą, pozwolę sobie podkreślić: to jest KONTROLA JAKOŚCI, czyli 10k znaków z napisanych 200k, a planowanych 500k i jako takie nie może ani nie próbuje funkcjonować jako samodzielny tekst; co nie zmienia faktu, że dziękuję za komentarze i więcej, więcej! Z każdego czegoś się uczę.
1 | 2 | 3 | 4 | O poezji

12
Skoro tak, to nadmienię, że ugryzła mnie figura modelska (abstrahując od poprawności tego słowa. Może to słowotwórska popisówka narratora...?). Rzadko gdzie i rzadko kiedy spotyka się "wykształconą" modelkę. W teorii powinna mieć bogate kształty zbalansowane ze szczupłą sylwetką, w praktyce okazuje się, że nadmierne krągłości są gorsze niż piętno, co skutkuje chudnięciem "na masę".
Dlatego też zastanowiłbym się, czy np. (użyta w filmie "Chłopaki nie płaczą") "kwintesencja kobiecości" nie nadawałaby się lepiej na to miejsce.
Sepryot pisze:Moje rozważania zostały gwałtownie przerwane. W drzwiach pojawiła się moja niespodzianka
Zgrzytnęło mi.
Sepryot pisze:że tej perełki nie zamieniłbym na całą kolię z brylantów. W tej perełce skupiało
Tu z kolei mam nieodparte wrażenie, że powtórzenie jest zamierzone.
Jeśli nie, zostawiam pod rozwagę autorowi.

Hmm... Strzelając wyobraźnią w kierunku całości utworu, spodziewam się p***nięcia. Ten fragment to - mam nadzieję - cisza przed burzą. Preludium doskonałości.
Spokojny.
Styl? O stylu mogę powiedzieć tylko tyle, że to styl Sepryota, ni mniej, ni więcej.

Pozostaje czekać na publikację:)
„Racja jest jak dupa - każdy ma swoją” - Józef Piłsudski
„Jest ktoś dwa razy głupszy od Ciebie, kto zarabia dwa razy więcej hajsu niż Ty, bo jest zbyt głupi, żeby w siebie wątpić”.

https://internetoweportfolio.pl
https://kasia-gotuje.pl
https://wybierz-ubezpieczenie.pl
https://dbest-content.com

13
Leszek Pipka tak przeorał Twój tekst, a inni komentatorzy się dorzucili, że trudno na tej niwie jeszcze jakieś kwiatki zebrać, więc ja tylko w kwestiach niewielkiej wagi.
Mam wrażenie, że językowo sobie trochę ten fragment odpuściłeś. Potoczyście jest, owszem, a do tego obrazowo (co lubię), lecz nie obeszło się bez zgrzytów. Na przykład tutaj:
Sepryot pisze:Stoją przy barze – on, w swoim garniturku, nieogolony z niedbałości brunet, nad swoim darmowym piwem. Ona – ekscentryczna rudość w zielonym żakieciku, czeka, aż brat skończy miksować Lady Gagę z Rihanną. Gapią się bezczelnie na siebie,
Właściwie, czemu użyłeś tu czasu teraźniejszego? Twój bohater jest w pewnym momencie podwójnym narratorem: opowiada o spotkaniu, w którym właśnie uczestniczy, oraz przypomina sobie historię Marcina i Oliwii, wcześniejszą przecież od tego spotkania. Nie ma więc żadnego powodu, żeby wyróżniać ją narracją w czasie teraźniejszym, tym bardziej, że po chwili i tak przechodzisz do przeszłego.
I tak przy okazji, choć to nie jest już kwestia językowa: może owa rudość jest ekscentryczna, ale rude włosy + zielony ciuch to zestawienie klasyczne, a wiadomo o tym przynajmniej od czasów Ani z Zielonego Wzgórza. Mam nadzieję, że ekscentryczność Oliwii ujawni się przy innej okazji.
Sepryot pisze: tupnęła trzy razy w wycieraczkę butem na zimowym koturnie
Rózne rodzaje koturnów znam. Ale żeby akurat zimowe?
Sepryot pisze:opuściła ręce, nagle zmieniając znacząco światłocienie w pomieszczeniu.
Przekombinowałeś. W takim pomieszczeniu, jak klub, źródeł światła jest na ogół wiele, pada ono z różnych kierunków, więc wejście jednej osoby w rozkładzie świateł i cieni niewiele zmienia, jeśli w ogóle cokolwiek.
Sepryot pisze:miała idealną figurę, istnie modelską – biust pełny i wysoki, talię ostrą jak osa, a pas odpowiednio rozłożysty.
"Talia osy" to związek frazeologiczny, który lepiej zostawić w spokoju, żeby czytelnik nie miał nad czym się zastanawiać. Ostra talia? Piszesz o ciele kobiecym, pełnym krągłości.
A ten pas jest dla mnie prawdziwą zagadką. Gdyż talia to właśnie pas. Obwód w talii = obwód w pasie. Bo przecież nie piszesz o pasku do sukienki, który może być co najwyżej szeroki? Rozłożyste, to już raczej biodra...
Utknęłam przy tych detalach anatomiczno-krawieckich.
Sepryot pisze: W tej perełce skupiało się całe jej piękno.
E, tam, lecisz stereotypami. Perły, nawet te duże i ciemne, są delikatne, a ich połysk - subtelny. Twoja bohaterka ma czerwoną sukienkę, takież kolczyki i czerwoną szminkę na ustach. Nie przeczę, że może być wstrząsająco urodziwa, lecz w takiej postaci, w jakiej ją tu ukazałeś, do perły ma się nijak.
Piszesz o pięknie zmysłowym, dostrzeganym wzrokiem, a zatem nie może być ono potraktowane in abstracto, oderwane od obiektów, które je ucieleśniają.
Bo wtedy metafora z efektownej zamienia się w efekciarską.

A poza tym - dobre tempo narracji i swoboda narratora, który coś dostrzeże, coś sobie przypomni, znów wróci do chwili bieżącej, podzieli się obserwacją, streści rozmowę, o własnych uczuciach napomknie... Zręczne to jest i dobrze się czyta.

Aha: w kwestii zachowań towarzyskich zgadzam się z L. P.: jakiś gest ze strony Oliwii byłby tam jednak potrzebny.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

Re: Ogniowe przygotowanie ataku

14
Sepryot pisze:Gdy zrzuciła płaszcz, zauważyłem, jakby wcześniej tego nie widząc, że miała idealną figurę, istnie modelską – biust pełny i wysoki, talię ostrą jak osa, a pas odpowiednio rozłożysty. Uwypuklała to jeszcze czerwona, wieczorowa sukienka, marszczona na biodrach. Pod kolor sukni miała też szminkę i kolczyki – tylko na szyi, nad sporym dekoltem błyskała nieśmiało pojedyncza perełka w srebrze. Wszystko było jednak tak gustownie dobrane, że tej perełki nie zamieniłbym na całą kolię z brylantów. W tej perełce skupiało się całe jej piękno.
A tu piszesz jak baba :P Zbyt dużo detali odzieżowo - ozdobnych. I jeszcze jedno: jeśli chcemy przedstawić kogoś jako osobę urodziwą i ubraną ze smakiem, nie powinniśmy używać w ogóle takich określeń jak "piękna" czy "gustowna". To czytelnik - po naszym opisie - powinien sam dojść do takich wniosków.
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron