Rewanż

1
Okres ochronny minął, więc wrzucam kawałek opka, które pierwsze "wpadło mi w ręce" :)
Niewielka dawka wulgaryzmów, jakby co :P


Rewanż

WWMłodszy inspektor Andrzej Kujawiak unosił właśnie do ust filiżankę, gdy otworzyły się drzwi jego gabinetu. Komisarz Mariusz Tokarz jak zwykle wszedł bez pukania, ale tym razem stawiał się na wezwanie, więc dowódca darował sobie reprymendę. Komisarz bez zachęty zasiadł w fotelu naprzeciw biurka Kujawiaka, rozparł się wygodnie, a potem machnął dwoma palcami w okolicach czoła, w geście niedbale imitującym salut. Dowódca tymczasem upił łyk czerwonej herbaty, po czym ostrożnie odstawił delikatną filiżankę z kruchej porcelany na misternie zdobiony spodek. Filiżanka zadrżała i zabrzęczała złowieszczo, gdy komisarz przypadkiem trącił biurko butem, zarzucając nogę na kolano. Inspektor syknął z rozdrażnienia, szybko przytrzymał drogocenne naczynie. Na czubku jego łysej głowy pojawiła się niewielka kropelka potu.
WW– Proszę wejść komisarzu, siadać, rozgościć się – burknął z lekkim niesmakiem. Spojrzał na podwładnego groźnie spod gęstych brwi. Komisarz z wyrazem twarzy niewiniątka, wzruszył ramionami. Po chwili Kujawiak uśmiechnął się nieznacznie, a Tokarz odpowiedział podobnym grymasem. Wiedział, na co może pozwolić sobie z szefem i jak daleko jest jeszcze od nieprzekraczalnych granic, gdyż znali się jak, nie przymierzając, łyse konie. Pracowali razem od blisko dwóch dekad. Od niedawna, co prawda, jeden był szefem drugiego, ale to nie zmieniło ich wzajemnych stosunków. Tokarz, choć nieokrzesany, na szczęście był na tyle taktowny, by na swobodne zachowanie pozwalać sobie tylko na osobności.
WW– Co tam, Jędruś? – zapytał komisarz, sięgając po herbatnik z talerzyka obok filiżanki dowódcy. – To wezwanie brzmiało strasznie oficjalnie. Coś się stało?
WW– Wezwałem cię oficjalnie – westchnął Kujawiak – ponieważ dostałem dwie skargi na ciebie. To w sumie już trzy w tym tygodniu.
WW– Skargi? Od kogo?
WW– Od pani Mirosławy Mareckiej, naszej nowej sekretarki.
WW– Czego znowu ode mnie chce Wąsata Mirka?
WW– Mariusz, proszę cię – dowódca spiorunował komisarza wzrokiem. – To oficjalna rozmowa. Tę poprzednią skargę, że niby posyłasz jej pożądliwe i niegodne policjanta spojrzenia, mogłem jeszcze zignorować, przypisać bujnej wyobraźni pani Mareckiej. Niestety, teraz zaczyna się robić nieciekawie.
WW– Co tam powypisywała tym razem? – Tokarz zdawał się nieporuszony.
WW– Pierwsza skarga, złożona wczoraj rano, to oskarżenie o seksizm i dyskryminację płciową. Naprawdę musiałeś przy niej opowiadać ten dowcip?
WWTokarz zaśmiał się na wspomnienie kawału, który opowiedział wczoraj rano kolegom. Dowcip faktycznie był seksistowski, odwoływał się do najgorszych stereotypów opisujących stosunki damsko–męskie, a jego słuchacze pokładali się ze śmiechu. Poza jednym.
WW– Wybacz, Andrzej. Myślałem, że wokół są same chłopy. Wąsy mnie zmyliły.
WW– Komisarzu! – warknął dowódca.
WW– Dobra już, dobra. Przepraszam. Może być? – Tokarz rozciągnął usta w szerokim uśmiechu.
WW– Powiedzmy, że może być. Jakoś to załagodzę. Niestety, z drugą sprawą może nie pójść tak gładko.
WW– Dawaj, co tam wyobraźnia Wąsatej Mirki jeszcze urodziła?
WWKujawiak westchnął i podał Tokarzowi arkusz papieru. Ten przez chwilę wodził wzrokiem po tekście, a potem rzucił go na biurko.
WW– Molestowanie?! – ryknął. – Teraz, to już przesadziła. Że niby załapałem ją za dupsko w windzie? Andrzej, spójrz na moje ręce – powiedział i wystawił dłonie przed siebie. – Czy to są ręce gracza NBA? Jak miałbym obłapić tę wielką walizę tymi rączkami?
WWDowódca zaniemówił. Tokarz wytrzymał trzy sekundy, zanim wybuchł śmiechem.
WW– Mariusz, to naprawdę poważne oskarżenia. W windzie nie ma kamer, więc nie skonfrontujemy jej zeznań z zapisem wideo. A sprawdzałem, że faktycznie wczoraj raz jechaliście tą samą kabiną. Jedna z kamer zarejestrowała, jak wsiadaliście.
WW– A to dzi... – zaczął Tokarz, lecz urwał widząc uniesiony w ostrzegawczym geście palec przełożonego. – Dziwna baba!
WW– Muszę usłyszeć jakie jest twoje stanowisko w tej sprawie.
WW– Nie ma żadnego. Z Wąsatą Mirką nie mam nic wspólnego, nigdy jej nie dotknąłem i nie mam takiego zamiaru. Nawet nigdy nie spojrzałem na nią jak na kobietę! Przecież jej wąsy są gęstsze od twoich. – Głos Tokarza był poważny. Zamyślony młodszy inspektor Kujawiak bezwiednie przesunął palcem nad górną wargą, gdzie dumnie rozciągała się równiutka, cienka kreska, utworzona przez siwiejące włoski. – Idiotka nasłuchała się zbyt wiele od tych młodych dup z drogówki, co to z kilkoma z nich miałem – Tokarz chrząknął znacząco – bliższy kontakt. I teraz wyobraża sobie nie wiadomo co!
WW– Rozumiem. Spiszę raport, a ty módl się, żeby nam się wewnętrzni nie dobrali do dupy.
WW– Się wie, panie inspektorze – zaśmiał się Tokarz, sięgnął po jeszcze jeden herbatnik, ponownie zasalutował niedbale i wstał.
WW– Czekaj, siadaj – zatrzymał go dowódca. – Jeszcze jedno. Dwie godziny temu w gimnazjum numer pięć odebrano telefon o podłożonej w budynku bombie. To chyba szkoła, do której chodzi twój syn? – Tokarz skinął głową w potwierdzeniu. – Ewakuacja już się skończyła, właśnie wchodzą saperzy.
WW– Wiem, Rybicki też tam pojechał.
WW– Owszem. Jak może wiesz, głos w telefonie został nagrany syntezatorem mowy. Tym, co czyta napisy filmów w Internecie.
WW– A to pan inspektor ściąga filmy na lewo? – Tokarz mrugnął, a dowódca machnął ręką zniecierpliwiony.
WW– Nie przerywaj. Nasi technicy sprawdzili numer, z którego dzwoniono.
WW– No i? Mam przekazać go Rybickiemu?
WW– To numer domowy twojej żony.
WWTokarz zbladł momentalnie.
WW– Zabiję gówniarza – syknął, ponownie wstając z fotela. – Nogi mu z dupy powyrywam.

***

WWTokarz wystawił na dach służbowego samochodu koguta, który zawodził głośno, błyskając naprzemian czerwonym i niebieskim światłem. Wiedział, że kiedyś doigra się za używanie sygnału bez zezwolenia, ale do tego czasu, miał zamiar korzystać z niego do woli. Komisarz gnał przez miasto, prowadząc jedną ręką, gdyż w drugiej trzymał telefon komórkowy.
WWWybrał numer byłej żony. W słuchawce odezwała się melodia, mająca umilać mu oczekiwanie na połączenie – „Hello”, Lionela Richie. Przez głowę przemknęła mu myśl, że on z pewnością nie jest już tym, kogo jego była żona szuka i czego zawsze pragnęła, więc słowa Lionela były co najmniej nie na miejscu. Po chwili usłyszał znajomy głos, a w nim nutę zadowolenia, i coś jakby lekką zadyszkę, ale nie zwrócił na to większej uwagi.
WW– Alina? – zapytał, po sekundzie zdając sobie sprawę, że przecież wie z kim rozmawia. – Jesteś w domu?
WW– Tak, ale... – zaczęła kobieta.
WW– Musimy pogadać. Zaraz będę u ciebie.
WWZakończył połączenie, nie czekając na odpowiedź. Wiedział, że jego była żona musiała być w szoku. Przez piętnaście lat małżeństwa nieczęsto słyszała od niego te słowa. Zazwyczaj mówił „Nie czekaj na mnie, będę późno”. A jeszcze częściej „Nie wrócę dziś na noc, mam kupę roboty”. Nierzadko robota ta wiązała się z młodszymi koleżankami z pracy, a wykonywał ją w klubach, dyskotekach i obskurnych motelach.
WWPo chwili wybrał drugi numer – podkomisarza Piotra Rybickiego, jego służbowego partnera.
WW– Cześć, jak tam akcja w szkole? – zapytał, gdy Rybicki odebrał telefon.
WW– Powoli. Ewakuacja bez problemu, saperzy z psami już w środku. Przez jakiegoś głupiego gówniarza znowu budżet państwa straci kupę kasy.
WW– Nie zgadniesz, co to za gówniarz – niemrawo zaśmiał się komisarz i nie dając partnerowi szansy na odpowiedź, dodał: – Mój syn.
WW– No proszę. A nawet mignął mi gdzieś tutaj, w tłumie. Naszym jeszcze trochę zejdzie, więc przed chwilą odprawili dzieciaki do domów.
WW– Dobrze się składa. Jadę do Aliny, poczekam sobie na niego. A potem dam mu po tym pustym łbie – westchnął Tokarz.
WW– No tak, ojcowski obowiązek – podsumował Rybicki, który sam był bezdzietnym kawalerem. – Czy mi się wydaje, czy przez cały czas słyszę syrenę? Znowu zapieprzasz pod kogutem?
WW– Wydaje ci się – odparł komisarz i rozłączył się.

***

WWByła żona otworzyła mu drzwi w szlafroku i z odrobinę potarganą fryzurą. Zauważył, że musiała próbować w pośpiechu doprowadzić do ładu makijaż, ale nie do końca jej się to udało. Jedno oko straszyło rozmazanym tuszem, a szminka wychodziła poza obręb ust.
WWPo chwili Alina zniknęła w łazience, by dokończyć prace remontowe przy naruszonej elewacji własnej, a on wszedł do przedpokoju i odetchnął głęboko. Poczuł kadzidełko. Uchylił drzwi sypialni i zauważył rozchełstaną pościel. Od razu przypomniał sobie zadyszkę wyczuwalną w głosie byłej żony, gdy rozmawiała z nim przez telefon.
WW– Nie musiałaś specjalnie wyganiać fagasa – rzucił do niej z kuchni, gdy w końcu wyszła z łazienki w pełni odnowiona i ubrana. – Przecież już nie jestem twoim mężem.
WW– Odkąd dałeś w mordę mojemu kuzynowi, wolę być ostrożniejsza – syknęła kobieta.
WW– Oj tam, skąd miałem wiedzieć, że to nie twój kochaś?
WW– Przecież nawet nie byliśmy już wtedy małżeństwem! A poza tym chyba zapomniałeś, że rozwód orzeczono z wyłącznie twojej winy?
WW– Dobra – Tokarz machnął ręką. – Daj spokój. Nie przyjechałem tu gadać o pierdołach.
WW– No proszę, a to niespodzianka – głos byłej żony aż ociekał jadem. – W takim razie mów z czym przyjeżdżasz tak nagle.
WW– W szkole Arka była dzisiaj ewakuacja. Anonimowy telefon z informacją o bombie
WWAlina wykrzywiła twarz wystraszona. Sięgnęła po leżącą opodal bezprzewodową słuchawkę telefonu.
WW– Z Arkiem wszystko w porządku – powiedział komisarz, wyjmując jej telefon z dłoni. – Niedługo będzie, bo puścili ich do domu. Nasi przeszukują budynek, ale to zapewne fałszywy alarm, jak zawsze. Jednak nie przyjechałem tylko z powodu samej ewakuacji. Chciałem ci powiedzieć, jakiego masz zdolnego syna.
WW– Co masz na myśli?
WW– To Arek zadzwonił z anonimem. Stąd, z domowego numeru.
WWByła żona komisarza zbladła i ciężko usiadła na kuchennym taborecie. W tym momencie ich uszu dobiegł dźwięk chrobotania klucza w zamku drzwi wejściowych.
WW– Mamo? – usłyszeli z przedpokoju. – Ale jaja, mieliśmy alarm bombowy w szkole. Puścili nas do domu.
WW– Tutaj jestem – odezwała się Alina, nie wstając ze stołka.
WWChłopak stanął w drzwiach, a jego wzrok padł na siedzącego obok matki Mariusza Tokarza. Mina zrzedła mu w mgnieniu oka.
WW– Dzień dobry, tato – powiedział najbardziej oschle, jak tylko potrafi trzynastolatek.
WW– Cześć, bombermanie – odparł Tokarz.
WW– Że co?
WW– To my się pytamy co! – Alina wrzasnęła na chłopaka. – Czyś ty zdurniał do reszty? Anonimów ci się zachciało? Z domowego telefonu?
WWChłopaka wyraźnie zatkało. Otworzył usta zdumiony, próbował coś powiedzieć, ale matka zasypała go gradem oskarżeń i bezładnych wrzasków. Tokarz nie odzywał się wcale. Wiedział, że jego żona jest wybuchowa i jedynym sposobem na uspokojenie jej jest przeczekanie. Odzywanie się teraz może tylko podsycić jej ogień. W pewnym momencie, gdy po raz któryś z rzędu wypominała synowi bezmyślność, kobieta chwyciła leżącą na stole słuchawkę telefonu i cisnęła nią z furią o podłogę. W końcu, po kilku minutach nieustającej tyrady, opadła z sił i pozwoliła chłopcu dojść do słowa.
WW– To nie ja! – wyjęczał Arek. W jego oczach błyszczały łzy, a głos wyraźnie mu drżał. Tokarz wstał, położył synowi ręce na ramionach i spojrzał mu prosto w oczy.
WW– O której wyszedłeś do szkoły? – Mariusz zwrócił się do syna.
WW– Za dwadzieścia ósma. Mam autobus o siódmej pięćdziesiąt.
WW– Alina, to naprawdę nie on – powiedział Tokarz. Wiedział, że stąpa po kruchym lodzie i jego żona za moment może znów wybuchnąć, nie słuchając tłumaczeń. Ta jednak zrobiła tylko zdziwioną minę, wlepiając wzrok w byłego męża.
WWKomisarz zmarszczył brwi i spojrzał na byłą żonę.
WW– Byłaś w domu przez cały dzień?
WW– Tak, oczywiście. A gdzie miałam być?
WW– No pewnie, zapomniałem, że nie pracujesz jak człowiek, tylko żyjesz z tej swojej pisaniny – wycedził przez zęby Tokarz. – I moich alimentów – dodał, jeszcze bardziej jadowicie. – Do szkoły dzwoniono około ósmej trzydzieści. Arka nie było już wtedy w domu. Kto był tutaj z tobą?
WW– Nie twoja sprawa! – wrzasnęła.
WW– Teraz już moja. Mój syn został oskarżony o coś, czego nie zrobił. Teraz muszę dojść, czyja to robota. Gadaj, kto tutaj był.
WW– Nie znasz – poddała się kobieta. – Z resztą do dziewiątej byłam sama.
WW– Jak to sama? Chcesz mi powiedzieć, że to ty zadzwoniłaś do gimnazjum Arka z anonimem?
WW– Oszalałeś? – krzyknęła, aż Tokarzowi przeszły ciarki po plecach. W takich chwilach czuł, że rozwód był prawdziwym błogosławieństwem.
WW– To w takim razie jak to wyjaśnisz? – wrzasnął Tokarz. – Telefon zadzwonił sam? – wziął zamach i kopnął solidnie w leżący na podłodze aparat, który uderzył w drzwi kuchennej szafki. Obudowa urządzenia rozsypała się na kawałki, ukazując płytkę drukowaną, kilka przewodów, baterię i małe czerwone pudełeczko z kilkoma wystającymi zeń drucikami. Komisarz ukląkł przy rozbitym aparacie i delikatnie poruszył rozbitą obudową. Sięgnął do szuflady po szczypce do lodu – na szczęście jeszcze pamiętał, gdzie się zawsze znajdowały – i ostrożnie chwycił czerwony prostopadłościan. Był o przeszło połowę mniejszy niż pudełko zapałek. Na jednym boku pulsowała powoli zielona dioda, a z obu stron wychodziły miedziane druciki.
WW– O kurwa – podsumował znalezisko komisarz.


Być może cdn...
Ostatnio zmieniony wt 13 maja 2014, 19:05 przez Anakolut, łącznie zmieniany 4 razy.

2
więc dowódca darował
Dowódca mnie tutaj gryzie. Bardziej przełożony.
Dowódca tymczasem upił łyk czerwonej herbaty
Powtórzenie dowódcy.
zarzucając nogę na kolano
Nogę na nogę.
Inspektor syknął z rozdrażnienia, szybko przytrzymał drogocenne naczynie
Jeśli zamiast przecinka byłoby "i", to zdanie byłoby lepsze - teraz nie ma połączenia między jedną jego częścią a drugą.
Na czubku jego łysej głowy pojawiła się niewielka kropelka potu
Dosyć specyficznie - pierwsze krople potu raczej pojawiają się na czole czy skroniach.
Proszę wejść komisarzu, siadać, rozgościć się
"Komisarzu" bym wyrzucił - w czasie rozmowy, ranga pada raczej gdy ktoś "młodszy" zwraca się do starszego, w druga stronę raczej nie.
z talerzyka obok filiżanki dowódcy
Filiżanki i później kropka - jest tylko jedna filiżanka, więc nie musisz nic dodawać.
moje ręce – powiedział i wystawił dłonie przed siebie. – Czy to są ręce gracza NBA? Jak miałbym obłapić tę wielką walizę tymi rączkami?
Rozmowa rozmową, emocje emocjami, ale jak dla mnie za dużo tu rąk i rączek.
Zabiję gówniarza – syknął, ponownie wstając z fotela
Tutaj raczej emocje byłyby silniejsze i nie syczałby, tylko powiedziałby to dosyć głośno.

Wrażenia po pierwszym fragmencie - zdecydowanie za dużo dowódców/przełożonych/inspektorów itp. Nie musisz przypominać czytelnikowi na każdym kroku kto kim jest. A motyw filiżanki mógłby być lepiej dopracowany.
Piotra Rybickiego, jego służbowego partnera.
WW– Cześć, jak tam akcja w szkole? – zapytał, gdy Rybicki odebrał telefon
Powtórzenie nazwiska - wiadomo, że to Rybnicki odbierze, jeśli dzwoni na komórkę Rybnickiego.
Przez jakiegoś głupiego gówniarza znowu budżet państwa straci kupę kasy.
Straszliwie sztuczne słowa. Wątpię, żeby w prywatnej (no, może półprywatnej) rozmowie mówił "budżet państwa" itp? Raczej narzekałby, że traci tu czas przez gówniarza, który chciał uniknąć sprawdzianu.

Co jak co, ale chwalenie się na prawo i lewo, że to jego syn zadzwonił jest co najmniej głupie. Mimo tego, że syn mieszka u żony, to raczej "sława" tego czynu odbije się też na jego życiu, no i pozostaje kwestia wsparcia finansowego żony, która będzie musiała zapłacić za pracę saperów itp.
Przecież nawet nie byliśmy już wtedy małżeństwem!
Wg mnie "nawet" jest niepotrzebne - bardziej pasowałoby w sytuacji "nawet nie byliśmy jeszcze małżeństwem".
Alina wykrzywiła twarz wystraszona
Nie wyszło to zdanie - nie brzmi zupełnie. "wykrzywiła twarz w przerażeniu" itp. byłoby lepsze.
ale to zapewne fałszywy alarm
Nie zapewne, bo on dobrze wie, że na pewno był to fałszywy alarm.
Była żona komisarza zbladła
Chyba lubisz mówić o tym, że to komisarz. Była żona/Alina/kobieta - nieważne, ważne, żebyś nie przesadzał z superdokładnością określeń.
a jego wzrok padł na siedzącego obok matki Mariusza Tokarza.
A to już zupełnie sztywne i nierealne - mówi do niego tato, ale pierwszą myślą jest "o, Mariusz Tokarz". Dla niego będzie to tato, ojciec, czy stary. Nie będzie posługiwał się w stosunku do niego imieniem i nazwiskiem (na pewno nie jako dziecko).
jedynym sposobem na uspokojenie jej jest przeczekanie
Szyk "na jej uspokojenie".
Odzywanie się teraz może tylko podsycić jej ogień
"Jej" jest zbędne - bez tego też wiadomo o co chodzi.
gdy po raz któryś z rzędu wypominała synowi bezmyślność, kobieta chwyciła leżącą na stole słuchawkę telefonu i cisnęła nią z furią o podłogę
Bez "kobieta" - wiadomo kto wykonuje czynność, bo to cały czas ta sama osoba.


Po lekturze zdecydowanie mam jedno ale - zdecydowanie za dużo słów typu Tokarz/komisarz/inspektor itp. Popracuj nad tym, żeby ograniczyć ich użycie, bo jest to strasznie irytujące. Pamiętaj, że czytelnik swój rozum ma i nie musisz o wszystkim przypominać i informować - sam będzie wiedział, że filiżanka jest inspektora, bo pił z niej herbatę, a jeśli ciastka leżą przy filiżance, to będzie to właśnie ta filiżanka.

Niezbyt przekonują mnie też relacje inspektor-komisarz. Rozumiem, że nie są w pełni służbowe, a nie mogą być w pełni prywatne, ale w Twojej wersji są po prostu bylejakie. Komisarz wydaje się być błaznem, który za wszelką cenę stara się zirytować przełożonego - zero posłuchu.
Do tego dochodzi sprawa rozgadywania o tym, że to jego syn dzwonił - moim zdaniem powinien zachować to dla siebie.
Historia się klei, choć przyznam, że nie wciąga od razu. Język nie jest zły i nie ma rażących błędów, lecz mimo wszystko nie czyta się tego tak płynnie jak powinno.

Pracuj nad wykorzenieniem błędów i szlifuj warsztat.
A ciąg dalszy mógłby być kuszący.

3
Jeśli chodzi o wytknięte błędy interpunkcyjne, powtórzenia i inne usterki techniczne, to dziękuję i oczywiście nie mam żadnych zastrzeżeń - faktycznie, czasem coś tam zgrzytnie ;)

Co do innych uwag:
zarzucając nogę na kolano
Nie napisałem nogę na nogę, bo mnie to kojarzy się z typowym siadaniem "po damsku" - a mnie chodziło sytuację, gdy jedna stopa oparta jest o ziemię, a druga leży na kolanie :P Chociaż przyznaję, że z tego co napisałem to i tak nie wymina ;)
"Komisarzu" bym wyrzucił - w czasie rozmowy, ranga pada raczej gdy ktoś "młodszy" zwraca się do starszego, w druga stronę raczej nie.
Ranga pojawia się dlatego, że - jak zostało wyjaśnione kilka zdań dalej - wezwanie jest niby oficjalne.
Tutaj raczej emocje byłyby silniejsze i nie syczałby, tylko powiedziałby to dosyć głośno.
To akurat Twoje subiektywne odczucie - staram się "odgrywać scenki" we własnej wyobraźni i tak samo dobrze potrafię wyobrazić sobie bohatera syczącego ze złości, jak i krzyczącego i tłukącego pięściami w stół. Jeśli jednak, jak sam zauważyłeś, nie powinien się chwalić, że to sprawka jego syna, czy w takim razie wrzaski w biurze przełożonego to dobry pomysł? :>
Wszystko, moim zdaniem, zależy od umiejętności opanowania gniewu - a tej raczej Tokarzowi nie brakuje, bo najczęściej złość obraca w żart (niejednokrotnie głupi, ale taki jego urok ;) ).
Straszliwie sztuczne słowa. Wątpię, żeby w prywatnej (no, może półprywatnej) rozmowie mówił "budżet państwa" itp? Raczej narzekałby, że traci tu czas przez gówniarza, który chciał uniknąć sprawdzianu.
To wynika z odrobinę naiwnego charakteru Rybickiego - swego rodzaju społecznika i filantropa, którego Tokarz często musi sprowadzać na ziemię. Ten fragment go dostatecznie nie opisuje, dlatego faktycznie może to brzmieć dziwnie. Przy lepszym poznaniu postaci nie będzie już tak razić (mam nadzieję :P )
Co jak co, ale chwalenie się na prawo i lewo, że to jego syn zadzwonił jest co najmniej głupie. Mimo tego, że syn mieszka u żony, to raczej "sława" tego czynu odbije się też na jego życiu, no i pozostaje kwestia wsparcia finansowego żony, która będzie musiała zapłacić za pracę saperów itp.
Akurat zatajanie takich informacji przed służbowym partnerem - który i tak musiałby się dowiedzieć, skoro obaj są zaangażowani w sprawę - podziałało by raczej na niekorzyść bohatera, nie sądzisz?
Wykładając karty na stół daje do zrozumienia, że on nie ma z tym nic wspólnego i poniekąd sugeruje, że była żona nie radzi sobie do końca z samotnym wychowywaniem syna.
Nie zapewne, bo on dobrze wie, że na pewno był to fałszywy alarm.
Rzeczywiście, w tamtym momencie podejrzanym był tylko jego syn - zbyt wcześnie wprowadziłem wątpliwość.
Niezbyt przekonują mnie też relacje inspektor-komisarz. Rozumiem, że nie są w pełni służbowe, a nie mogą być w pełni prywatne, ale w Twojej wersji są po prostu bylejakie. Komisarz wydaje się być błaznem, który za wszelką cenę stara się zirytować przełożonego - zero posłuchu.
Naprawdę tak to wygląda? A gdybyś przedtem przeczytał tekst o tym, jak Tokarz i Kujawiak pracowali jeszcze jako równorzędni funkcjonariusze i ich relacje wówczas były takie same jak teraz? To chyba uwiarygodniłoby ten tekst, prawda?

Dzięki za weryfikację - bardzo pouczająca :)

4
zależy od umiejętności opanowania gniewu - a tej raczej Tokarzowi nie brakuje
Scena w domu jego żony nie pokazuje tego w takim świetle. :)
A gdybyś przedtem przeczytał tekst o tym, jak Tokarz i Kujawiak pracowali jeszcze jako równorzędni funkcjonariusze i ich relacje wówczas były takie same jak teraz?
Wtedy takie zachowania by nie dziwiły - jeśli jeden znajomy staje się przełożonym drugiego, to mimo wszystko relacje się zmieniają - na pewno te w biurze, nawet gdy są sam na sam.
Co do nogi na kolano - zawsze odbieram to tak - mężczyzna zarzuca nogę na nogę, znaczy daje stopę na kolano, kobieta zarzuca nogę na nogę, to siedzi "udo w udo". Nie zetknąłem się chyba jeszcze z opisem dawania stopy na kolano jako takim. ;)

5
zaqr pisze:Co do nogi na kolano - zawsze odbieram to tak - mężczyzna zarzuca nogę na nogę, znaczy daje stopę na kolano, kobieta zarzuca nogę na nogę, to siedzi "udo w udo". Nie zetknąłem się chyba jeszcze z opisem dawania stopy na kolano jako takim. ;)
Kiedyś, jak byłem jeszcze dzieckiem, faceci siadali wyłącznie w ten sposób, który miałem na myśli - stopa na kolano. Teraz, ku mojemu zdziwieniu, a wręcz obrzydzeniu, coraz częściej mężczyźni siadają po damsku - szczególnie widzi się to w wywiadach telewizyjnych (zwłaszcza wśród polityków). Przecież to nie jest naturalna pozycja dla kogoś, kto ma anatomicznie dość wąskie biodra i jeszcze pewien "zawadzacz" między nogami. No nie? Oo
Bałem się, że jak napiszę "nogę na nogę", to Tokarz w oczach niektórych czytelników wyjdzie na kogoś takiego właśnie - a to ma być chłop, nie jakiś laluś bez przyrodzenia :P

6
Przeczytałam (o tych trzech grosikach)
Fajnie poprowadzone opowiadanie, wyraziste postaci, dzieje się.
Zwróciłabym uwagę na dwie rzeczy:
wrzuciłeś fragment, w którym zastosowałeś trzykrotnie "blackout". Z reguły czytelnik resetuje wtedy uwagę. O to Ci chodziło? Żeby podawać narrację w "strzępkach?
Ja bym zastanowiła się nad tym, bo trochę to tak jest, jakby gwiazdki pojawiły się zamiast narracyjnie poprowadzonych sekwencji.
druga sprawa
bardzo podoba mi się motyw wąsatej biurowej koleżanki i kupuję to. Zawahałam się, gdy przeczytałam o kuzynie trzaśniętym w pysk - czy nie zaczynasz skręcać w karykaturyzację postaci.
Anakolut pisze:Chłopak stanął w drzwiach, a jego wzrok padł na siedzącego obok matki Mariusza Tokarza.
to zdanie nic a nic mi nie gra. Syn - bo z jego strony patrzysz - nazwałby ojca imieniem i nazwiskiem? Nie mówiąc o tym, że tam jest także logiczna niejasność o czyją matkę chodzi.
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

7
zaqr pisze:Co do nogi na kolano - zawsze odbieram to tak - mężczyzna zarzuca nogę na nogę, znaczy daje stopę na kolano, kobieta zarzuca nogę na nogę, to siedzi "udo w udo".
Abstrahując, whatever..., Elżbieta Jaworowicz ;)
Dla mnie to jest zagadka życia: wszystkie kobiety, które znam, potrafią usiąść, założyć nogę na nogę i przełożyć/przepleść stopę nogi zakładanej poniżej łydki drugiej nogi. Nie potrafię tego opisać, ale to jest cudne.
Coś tam było? Człowiek! Może dostał? Może!

8
Głos w sprawie nogi na nogę.
Facet siedzący jak opisał Anakolut - on jest rozkraczony :D
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

9
Zapowiada się ciekawie. Rodzinne kłopoty komisarza wciągnęły mnie. Prosta sytuacja, lecz daje mozliwość rozwinięcia akcji w różnych kierunkach.
Ale jednak bez zgrzytów się nie obeszło. Nie chcę powtarzać tego, co już wyłapali zaqr i Natasza.
Anakolut pisze:Komisarz bez zachęty zasiadł w fotelu naprzeciw biurka Kujawiaka, rozparł się wygodnie,
Anakolut pisze:– Proszę wejść komisarzu, siadać, rozgościć się – burknął z lekkim niesmakiem.
Musztarda po obiedzie. Przecież tamten już to wszystko właśnie zrobił, bez zachęty. Jesli Kujawiaka drażni taka bezceremonialność, to trzeba było napisać coś w rodzaju: Inspektor skrzywił się z niesmakiem. Ten to sobie pozwala! albo podobnie.
Anakolut pisze:Dowódca tymczasem upił łyk czerwonej herbaty, po czym ostrożnie odstawił delikatną filiżankę z kruchej porcelany na misternie zdobiony spodek.
Rozumiem, że inspektor jest koneserem herbaty i nie będzie pił byle czego w byle czym, ale to stanowczo zbyt krótkie zdanie i zbyt bagatelna czynność jak na taką ilość przymiotników i przysłówków.
zarzucając nogę na kolano.
Też mi, niestety, nie pasuje.

A tu sprawa poważniejsza, bo dotyczy meritum tekstu.
Anakolut pisze:Dwie godziny temu w gimnazjum numer pięć odebrano telefon o podłożonej w budynku bombie. To chyba szkoła, do której chodzi twój syn?
Anakolut pisze:– O której wyszedłeś do szkoły? – Mariusz zwrócił się do syna.
WW– Za dwadzieścia ósma. Mam autobus o siódmej pięćdziesiąt.
WW– Alina, to naprawdę nie on – powiedział Tokarz.
Anakolut pisze:Do szkoły dzwoniono około ósmej trzydzieści. Arka nie było już wtedy w domu.
Zacznę od podkreślonego. A skąd on to wie? Przełożony powiedział dwie godziny temu, a to jest mocno nieprecyzyjne, może być plus-minus kwadrans w każdą stronę. Twój komisarz powinien jednak się upewnić, zapytać o dokładną godzinę, a skoro nie szefa od razu, to potem Rybickiego, jeśli zamierza prowadzić prywatne śledztwo, a nie tylko sprać tyłek gówniarzowi.
Po drugie - zbyt szybko uwierzył synowi. Rodzic dziesięć razy się musi upewnić, że potomek nie kłamie. Może zadać serię pytań, typu: Na pewno? I zdążyłeś na ten autobus? A nie wróciłeś po coś do domu? To o ósmej byłeś już w szkole? Nawet jeśli widzi, że dzieciak wygląda na wstrząśniętego, to i tak będzie drążył, dla spokoju rodzicielskiego sumienia. Nie ma tak dobrze, żeby jedno zapewnienie "to nie ja" wystarczyło. I już, szast-prast, podejrzenie pada na żonę.
Anakolut pisze:– Nie zgadniesz, co to za gówniarz – niemrawo zaśmiał się komisarz i nie dając partnerowi szansy na odpowiedź, dodał: – Mój syn.
Nie znam się na międzyludzkich relacjach w policji, ale określenie "partner" pasuje mi raczej do jakiejś akcji, w której obaj bezpośrednio ze sobą współpracują. Przecież nie są przypisani sobie na stałe, jak w związku partnerskim? No i też uważam, że nie ma powodu, aby akurat teraz mówił, że to jego syn.
Anakolut pisze:jedynym sposobem na uspokojenie jej jest przeczekanie. Odzywanie się teraz może tylko podsycić jej ogień.
Za dużo tych rzeczowników odczasownikowych. Jedynym sposobem na nią jest przeczekanie. Gdyby się teraz odezwał, mógłby tylko... albo podobnie.
Anakolut pisze:Z resztą do dziewiątej byłam sama.
ZRESZTĄ, do dziewiątej...
Czasem niepotrzebnie komplikujesz opisy, przydałoby się oczyścić teks z nadmiaru słów. Ogólnie jednak - chętnie przeczytałabym ciąg dalszy.
Ostatnio zmieniony ndz 16 cze 2013, 20:59 przez Rubia, łącznie zmieniany 1 raz.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

10
Anakolut pisze: Kiedyś, jak byłem jeszcze dzieckiem, faceci siadali wyłącznie w ten sposób, który miałem na myśli - stopa na kolano. Teraz, ku mojemu zdziwieniu, a wręcz obrzydzeniu, coraz częściej mężczyźni siadają po damsku - szczególnie widzi się to w wywiadach telewizyjnych (zwłaszcza wśród polityków). Przecież to nie jest naturalna pozycja dla kogoś, kto ma anatomicznie dość wąskie biodra i jeszcze pewien "zawadzacz" między nogami. No nie? Oo
Bałem się, że jak napiszę "nogę na nogę", to Tokarz w oczach niektórych czytelników wyjdzie na kogoś takiego właśnie - a to ma być chłop, nie jakiś laluś bez przyrodzenia
Hehe: http://weryfikatorium.pl/forum/viewtopi ... 056#120056
1 | 2 | 3 | 4 | O poezji

11
Natasza pisze: Fajnie poprowadzone opowiadanie, wyraziste postaci, dzieje się.
Dzięki :)
wrzuciłeś fragment, w którym zastosowałeś trzykrotnie "blackout". Z reguły czytelnik resetuje wtedy uwagę. O to Ci chodziło? Żeby podawać narrację w "strzępkach?
Postanowiłem skupić się na fragmentach istotnych, pomijając przede wszystkim to, co mogłoby sprawić, że tekst będzie zwyczajnie nudny - zakładam pomijanie większości fragmentów, gdy bohater przemieszcza się pomiędzy lokacjami (oczywiście nie wszystkich - część posłuży z pewnością dopełnieniu narracji, doprecyzowaniu informacji, które nie wynikają z samej akcji itp.), oraz nie chcę zagłębiać się zbytnio w szczegóły, które czytelnika nie zainteresują.
Anakolut pisze:Chłopak stanął w drzwiach, a jego wzrok padł na siedzącego obok matki Mariusza Tokarza.
to zdanie nic a nic mi nie gra. Syn - bo z jego strony patrzysz - nazwałby ojca imieniem i nazwiskiem? Nie mówiąc o tym, że tam jest także logiczna niejasność o czyją matkę chodzi.
zaqr już zwrócił na to uwagę - rzeczywiście, to zdanie wyszło dość niefortunnie ;)


rubia pisze:
Anakolut pisze:– Proszę wejść komisarzu, siadać, rozgościć się – burknął z lekkim niesmakiem.
Musztarda po obiedzie. Przecież tamten już to wszystko właśnie zrobił, bez zachęty. Jesli Kujawiaka drażni taka bezceremonialność, to trzeba było napisać coś w rodzaju: Inspektor skrzywił się z niesmakiem. Ten to sobie pozwala! albo podobnie.
Naprawdę nie widać, że inspektor wypowiada te słowa z przekąsem? :> Czy dodanie słowa "ironicznie" wystarczy? :P On nie jest zdegustowany, raczej lekko zażenowany, znudzony i w pewnym sensie bezradny, bo z jednej strony jest dobrym kumplem Tokarza, a z drugiej jego przełożonym - oczywiście może go ukarać za niewłaściwe zachowanie, ale woli to zbyć ironicznym komentarzem.
Zacznę od podkreślonego. A skąd on to wie? Przełożony powiedział dwie godziny temu, a to jest mocno nieprecyzyjne, może być plus-minus kwadrans w każdą stronę. Twój komisarz powinien jednak się upewnić, zapytać o dokładną godzinę, a skoro nie szefa od razu, to potem Rybickiego, jeśli zamierza prowadzić prywatne śledztwo, a nie tylko sprać tyłek gówniarzowi.
Zazwyczaj uważam, że niepotrzebne przedłużanie dialogów do niczego dobrego nie prowadzi, o ile nie jest naprawdę konieczne. Założyłem, że Tokarz wiedział o tym, kiedy dzwoniono do szkoły, już przed rozmową z przełożonym - w końcu wspomina, że Rybicki tam pojechał - toteż Tokarz może znać (a wręcz powinien) już pewne szczegóły sprawy.
Nie ma tak dobrze, żeby jedno zapewnienie "to nie ja" wystarczyło. I już, szast-prast, podejrzenie pada na żonę.
Biorąc pod uwagę, że z byłą żoną żyją raczej jak pies z kotem, a syn jest jedyną osobą, na której jeszcze mu jakoś zależy (pomimo surowości, wynikającej z charakteru postaci), to jednak nie jest to aż tak oczywiste - z resztą, w pierwszej chwili podejrzenie nie pada bezpośrednio na żonę, lecz na kogoś, kogo sprowadziła do domu. No ale faktycznie, może Tokarz trochę się pospieszył z tą pewnością co do niewinności syna - przemyślę to.
Nie znam się na międzyludzkich relacjach w policji, ale określenie "partner" pasuje mi raczej do jakiejś akcji, w której obaj bezpośrednio ze sobą współpracują. Przecież nie są przypisani sobie na stałe, jak w związku partnerskim?
W pewnym sensie, są przypisani na stałe. Nie wiem, co prawda, czy w polskiej policji każdego szczebla (wojewódzkiej, miejskiej itp.) tak to wygląda, ale kojarzę z jakiejś dawnej rozmowy z dalekim znajomym, że tak to mniej więcej jest - kryminalni pracują parami, zazwyczaj przez długi czas w takich samych parach. Podobny model przedstawia się też w telewizji. Rybicki jest więc zawodowym partnerem Tokarza, który siedzi na "tej samej gałęzi" w ich wewnętrznej hierarchii (pomimo niższej rangi służbowej, ale to już kwestia raczej stażu pracy) - najczęściej pracują nad sprawą wspólnie, chyba że jej niewielka waga nie wymaga zaangażowania obu na raz.
Nieraz zdarza się też relacja typu "oficer prowadzący - asystent". Tokarz - Rybicki to miejscami taki też układ, ale z racji różnicy rang, która wynosi tylko jeden stopień, to rozgraniczenie jest niemal niewidoczne, i obaj są dla siebie bardziej partnerami, niż "tym ważniejszym" i "tym od popychania". Mam nadzieję, że zrozumiale wyłożyłem, co mam na myśli ;)

Sepryot pisze: Hehe
Savoir-vivre jest na tyle niewdzięcznym "wynalazkiem", że nie idzie z duchem czasu ;)
Kluczowe jest słowo "dawny", którego sam używasz - wiele zasad s-v jest przestarzała, nienaturalna, nieraz komiczna (w moim przypadku praktyczne ich użycie ogranicza się do zasad podawania ręki - przez co nieraz zostaję niesłusznie spiorunowany, kiedy pierwszy nie wyciągnę dłoni do kobiety, lub kogoś starszego ;) ). I tego będę się trzymał.
Z resztą, s-v to temat na baaardzo długą dyskusję, której nie ma sensu prowadzić :P


Dzięki wszystkim za szybki odzew na prośbę z SB :)
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”