
Niewielka dawka wulgaryzmów, jakby co

Rewanż
WWMłodszy inspektor Andrzej Kujawiak unosił właśnie do ust filiżankę, gdy otworzyły się drzwi jego gabinetu. Komisarz Mariusz Tokarz jak zwykle wszedł bez pukania, ale tym razem stawiał się na wezwanie, więc dowódca darował sobie reprymendę. Komisarz bez zachęty zasiadł w fotelu naprzeciw biurka Kujawiaka, rozparł się wygodnie, a potem machnął dwoma palcami w okolicach czoła, w geście niedbale imitującym salut. Dowódca tymczasem upił łyk czerwonej herbaty, po czym ostrożnie odstawił delikatną filiżankę z kruchej porcelany na misternie zdobiony spodek. Filiżanka zadrżała i zabrzęczała złowieszczo, gdy komisarz przypadkiem trącił biurko butem, zarzucając nogę na kolano. Inspektor syknął z rozdrażnienia, szybko przytrzymał drogocenne naczynie. Na czubku jego łysej głowy pojawiła się niewielka kropelka potu.
WW– Proszę wejść komisarzu, siadać, rozgościć się – burknął z lekkim niesmakiem. Spojrzał na podwładnego groźnie spod gęstych brwi. Komisarz z wyrazem twarzy niewiniątka, wzruszył ramionami. Po chwili Kujawiak uśmiechnął się nieznacznie, a Tokarz odpowiedział podobnym grymasem. Wiedział, na co może pozwolić sobie z szefem i jak daleko jest jeszcze od nieprzekraczalnych granic, gdyż znali się jak, nie przymierzając, łyse konie. Pracowali razem od blisko dwóch dekad. Od niedawna, co prawda, jeden był szefem drugiego, ale to nie zmieniło ich wzajemnych stosunków. Tokarz, choć nieokrzesany, na szczęście był na tyle taktowny, by na swobodne zachowanie pozwalać sobie tylko na osobności.
WW– Co tam, Jędruś? – zapytał komisarz, sięgając po herbatnik z talerzyka obok filiżanki dowódcy. – To wezwanie brzmiało strasznie oficjalnie. Coś się stało?
WW– Wezwałem cię oficjalnie – westchnął Kujawiak – ponieważ dostałem dwie skargi na ciebie. To w sumie już trzy w tym tygodniu.
WW– Skargi? Od kogo?
WW– Od pani Mirosławy Mareckiej, naszej nowej sekretarki.
WW– Czego znowu ode mnie chce Wąsata Mirka?
WW– Mariusz, proszę cię – dowódca spiorunował komisarza wzrokiem. – To oficjalna rozmowa. Tę poprzednią skargę, że niby posyłasz jej pożądliwe i niegodne policjanta spojrzenia, mogłem jeszcze zignorować, przypisać bujnej wyobraźni pani Mareckiej. Niestety, teraz zaczyna się robić nieciekawie.
WW– Co tam powypisywała tym razem? – Tokarz zdawał się nieporuszony.
WW– Pierwsza skarga, złożona wczoraj rano, to oskarżenie o seksizm i dyskryminację płciową. Naprawdę musiałeś przy niej opowiadać ten dowcip?
WWTokarz zaśmiał się na wspomnienie kawału, który opowiedział wczoraj rano kolegom. Dowcip faktycznie był seksistowski, odwoływał się do najgorszych stereotypów opisujących stosunki damsko–męskie, a jego słuchacze pokładali się ze śmiechu. Poza jednym.
WW– Wybacz, Andrzej. Myślałem, że wokół są same chłopy. Wąsy mnie zmyliły.
WW– Komisarzu! – warknął dowódca.
WW– Dobra już, dobra. Przepraszam. Może być? – Tokarz rozciągnął usta w szerokim uśmiechu.
WW– Powiedzmy, że może być. Jakoś to załagodzę. Niestety, z drugą sprawą może nie pójść tak gładko.
WW– Dawaj, co tam wyobraźnia Wąsatej Mirki jeszcze urodziła?
WWKujawiak westchnął i podał Tokarzowi arkusz papieru. Ten przez chwilę wodził wzrokiem po tekście, a potem rzucił go na biurko.
WW– Molestowanie?! – ryknął. – Teraz, to już przesadziła. Że niby załapałem ją za dupsko w windzie? Andrzej, spójrz na moje ręce – powiedział i wystawił dłonie przed siebie. – Czy to są ręce gracza NBA? Jak miałbym obłapić tę wielką walizę tymi rączkami?
WWDowódca zaniemówił. Tokarz wytrzymał trzy sekundy, zanim wybuchł śmiechem.
WW– Mariusz, to naprawdę poważne oskarżenia. W windzie nie ma kamer, więc nie skonfrontujemy jej zeznań z zapisem wideo. A sprawdzałem, że faktycznie wczoraj raz jechaliście tą samą kabiną. Jedna z kamer zarejestrowała, jak wsiadaliście.
WW– A to dzi... – zaczął Tokarz, lecz urwał widząc uniesiony w ostrzegawczym geście palec przełożonego. – Dziwna baba!
WW– Muszę usłyszeć jakie jest twoje stanowisko w tej sprawie.
WW– Nie ma żadnego. Z Wąsatą Mirką nie mam nic wspólnego, nigdy jej nie dotknąłem i nie mam takiego zamiaru. Nawet nigdy nie spojrzałem na nią jak na kobietę! Przecież jej wąsy są gęstsze od twoich. – Głos Tokarza był poważny. Zamyślony młodszy inspektor Kujawiak bezwiednie przesunął palcem nad górną wargą, gdzie dumnie rozciągała się równiutka, cienka kreska, utworzona przez siwiejące włoski. – Idiotka nasłuchała się zbyt wiele od tych młodych dup z drogówki, co to z kilkoma z nich miałem – Tokarz chrząknął znacząco – bliższy kontakt. I teraz wyobraża sobie nie wiadomo co!
WW– Rozumiem. Spiszę raport, a ty módl się, żeby nam się wewnętrzni nie dobrali do dupy.
WW– Się wie, panie inspektorze – zaśmiał się Tokarz, sięgnął po jeszcze jeden herbatnik, ponownie zasalutował niedbale i wstał.
WW– Czekaj, siadaj – zatrzymał go dowódca. – Jeszcze jedno. Dwie godziny temu w gimnazjum numer pięć odebrano telefon o podłożonej w budynku bombie. To chyba szkoła, do której chodzi twój syn? – Tokarz skinął głową w potwierdzeniu. – Ewakuacja już się skończyła, właśnie wchodzą saperzy.
WW– Wiem, Rybicki też tam pojechał.
WW– Owszem. Jak może wiesz, głos w telefonie został nagrany syntezatorem mowy. Tym, co czyta napisy filmów w Internecie.
WW– A to pan inspektor ściąga filmy na lewo? – Tokarz mrugnął, a dowódca machnął ręką zniecierpliwiony.
WW– Nie przerywaj. Nasi technicy sprawdzili numer, z którego dzwoniono.
WW– No i? Mam przekazać go Rybickiemu?
WW– To numer domowy twojej żony.
WWTokarz zbladł momentalnie.
WW– Zabiję gówniarza – syknął, ponownie wstając z fotela. – Nogi mu z dupy powyrywam.
***
WWTokarz wystawił na dach służbowego samochodu koguta, który zawodził głośno, błyskając naprzemian czerwonym i niebieskim światłem. Wiedział, że kiedyś doigra się za używanie sygnału bez zezwolenia, ale do tego czasu, miał zamiar korzystać z niego do woli. Komisarz gnał przez miasto, prowadząc jedną ręką, gdyż w drugiej trzymał telefon komórkowy.
WWWybrał numer byłej żony. W słuchawce odezwała się melodia, mająca umilać mu oczekiwanie na połączenie – „Hello”, Lionela Richie. Przez głowę przemknęła mu myśl, że on z pewnością nie jest już tym, kogo jego była żona szuka i czego zawsze pragnęła, więc słowa Lionela były co najmniej nie na miejscu. Po chwili usłyszał znajomy głos, a w nim nutę zadowolenia, i coś jakby lekką zadyszkę, ale nie zwrócił na to większej uwagi.
WW– Alina? – zapytał, po sekundzie zdając sobie sprawę, że przecież wie z kim rozmawia. – Jesteś w domu?
WW– Tak, ale... – zaczęła kobieta.
WW– Musimy pogadać. Zaraz będę u ciebie.
WWZakończył połączenie, nie czekając na odpowiedź. Wiedział, że jego była żona musiała być w szoku. Przez piętnaście lat małżeństwa nieczęsto słyszała od niego te słowa. Zazwyczaj mówił „Nie czekaj na mnie, będę późno”. A jeszcze częściej „Nie wrócę dziś na noc, mam kupę roboty”. Nierzadko robota ta wiązała się z młodszymi koleżankami z pracy, a wykonywał ją w klubach, dyskotekach i obskurnych motelach.
WWPo chwili wybrał drugi numer – podkomisarza Piotra Rybickiego, jego służbowego partnera.
WW– Cześć, jak tam akcja w szkole? – zapytał, gdy Rybicki odebrał telefon.
WW– Powoli. Ewakuacja bez problemu, saperzy z psami już w środku. Przez jakiegoś głupiego gówniarza znowu budżet państwa straci kupę kasy.
WW– Nie zgadniesz, co to za gówniarz – niemrawo zaśmiał się komisarz i nie dając partnerowi szansy na odpowiedź, dodał: – Mój syn.
WW– No proszę. A nawet mignął mi gdzieś tutaj, w tłumie. Naszym jeszcze trochę zejdzie, więc przed chwilą odprawili dzieciaki do domów.
WW– Dobrze się składa. Jadę do Aliny, poczekam sobie na niego. A potem dam mu po tym pustym łbie – westchnął Tokarz.
WW– No tak, ojcowski obowiązek – podsumował Rybicki, który sam był bezdzietnym kawalerem. – Czy mi się wydaje, czy przez cały czas słyszę syrenę? Znowu zapieprzasz pod kogutem?
WW– Wydaje ci się – odparł komisarz i rozłączył się.
***
WWByła żona otworzyła mu drzwi w szlafroku i z odrobinę potarganą fryzurą. Zauważył, że musiała próbować w pośpiechu doprowadzić do ładu makijaż, ale nie do końca jej się to udało. Jedno oko straszyło rozmazanym tuszem, a szminka wychodziła poza obręb ust.
WWPo chwili Alina zniknęła w łazience, by dokończyć prace remontowe przy naruszonej elewacji własnej, a on wszedł do przedpokoju i odetchnął głęboko. Poczuł kadzidełko. Uchylił drzwi sypialni i zauważył rozchełstaną pościel. Od razu przypomniał sobie zadyszkę wyczuwalną w głosie byłej żony, gdy rozmawiała z nim przez telefon.
WW– Nie musiałaś specjalnie wyganiać fagasa – rzucił do niej z kuchni, gdy w końcu wyszła z łazienki w pełni odnowiona i ubrana. – Przecież już nie jestem twoim mężem.
WW– Odkąd dałeś w mordę mojemu kuzynowi, wolę być ostrożniejsza – syknęła kobieta.
WW– Oj tam, skąd miałem wiedzieć, że to nie twój kochaś?
WW– Przecież nawet nie byliśmy już wtedy małżeństwem! A poza tym chyba zapomniałeś, że rozwód orzeczono z wyłącznie twojej winy?
WW– Dobra – Tokarz machnął ręką. – Daj spokój. Nie przyjechałem tu gadać o pierdołach.
WW– No proszę, a to niespodzianka – głos byłej żony aż ociekał jadem. – W takim razie mów z czym przyjeżdżasz tak nagle.
WW– W szkole Arka była dzisiaj ewakuacja. Anonimowy telefon z informacją o bombie
WWAlina wykrzywiła twarz wystraszona. Sięgnęła po leżącą opodal bezprzewodową słuchawkę telefonu.
WW– Z Arkiem wszystko w porządku – powiedział komisarz, wyjmując jej telefon z dłoni. – Niedługo będzie, bo puścili ich do domu. Nasi przeszukują budynek, ale to zapewne fałszywy alarm, jak zawsze. Jednak nie przyjechałem tylko z powodu samej ewakuacji. Chciałem ci powiedzieć, jakiego masz zdolnego syna.
WW– Co masz na myśli?
WW– To Arek zadzwonił z anonimem. Stąd, z domowego numeru.
WWByła żona komisarza zbladła i ciężko usiadła na kuchennym taborecie. W tym momencie ich uszu dobiegł dźwięk chrobotania klucza w zamku drzwi wejściowych.
WW– Mamo? – usłyszeli z przedpokoju. – Ale jaja, mieliśmy alarm bombowy w szkole. Puścili nas do domu.
WW– Tutaj jestem – odezwała się Alina, nie wstając ze stołka.
WWChłopak stanął w drzwiach, a jego wzrok padł na siedzącego obok matki Mariusza Tokarza. Mina zrzedła mu w mgnieniu oka.
WW– Dzień dobry, tato – powiedział najbardziej oschle, jak tylko potrafi trzynastolatek.
WW– Cześć, bombermanie – odparł Tokarz.
WW– Że co?
WW– To my się pytamy co! – Alina wrzasnęła na chłopaka. – Czyś ty zdurniał do reszty? Anonimów ci się zachciało? Z domowego telefonu?
WWChłopaka wyraźnie zatkało. Otworzył usta zdumiony, próbował coś powiedzieć, ale matka zasypała go gradem oskarżeń i bezładnych wrzasków. Tokarz nie odzywał się wcale. Wiedział, że jego żona jest wybuchowa i jedynym sposobem na uspokojenie jej jest przeczekanie. Odzywanie się teraz może tylko podsycić jej ogień. W pewnym momencie, gdy po raz któryś z rzędu wypominała synowi bezmyślność, kobieta chwyciła leżącą na stole słuchawkę telefonu i cisnęła nią z furią o podłogę. W końcu, po kilku minutach nieustającej tyrady, opadła z sił i pozwoliła chłopcu dojść do słowa.
WW– To nie ja! – wyjęczał Arek. W jego oczach błyszczały łzy, a głos wyraźnie mu drżał. Tokarz wstał, położył synowi ręce na ramionach i spojrzał mu prosto w oczy.
WW– O której wyszedłeś do szkoły? – Mariusz zwrócił się do syna.
WW– Za dwadzieścia ósma. Mam autobus o siódmej pięćdziesiąt.
WW– Alina, to naprawdę nie on – powiedział Tokarz. Wiedział, że stąpa po kruchym lodzie i jego żona za moment może znów wybuchnąć, nie słuchając tłumaczeń. Ta jednak zrobiła tylko zdziwioną minę, wlepiając wzrok w byłego męża.
WWKomisarz zmarszczył brwi i spojrzał na byłą żonę.
WW– Byłaś w domu przez cały dzień?
WW– Tak, oczywiście. A gdzie miałam być?
WW– No pewnie, zapomniałem, że nie pracujesz jak człowiek, tylko żyjesz z tej swojej pisaniny – wycedził przez zęby Tokarz. – I moich alimentów – dodał, jeszcze bardziej jadowicie. – Do szkoły dzwoniono około ósmej trzydzieści. Arka nie było już wtedy w domu. Kto był tutaj z tobą?
WW– Nie twoja sprawa! – wrzasnęła.
WW– Teraz już moja. Mój syn został oskarżony o coś, czego nie zrobił. Teraz muszę dojść, czyja to robota. Gadaj, kto tutaj był.
WW– Nie znasz – poddała się kobieta. – Z resztą do dziewiątej byłam sama.
WW– Jak to sama? Chcesz mi powiedzieć, że to ty zadzwoniłaś do gimnazjum Arka z anonimem?
WW– Oszalałeś? – krzyknęła, aż Tokarzowi przeszły ciarki po plecach. W takich chwilach czuł, że rozwód był prawdziwym błogosławieństwem.
WW– To w takim razie jak to wyjaśnisz? – wrzasnął Tokarz. – Telefon zadzwonił sam? – wziął zamach i kopnął solidnie w leżący na podłodze aparat, który uderzył w drzwi kuchennej szafki. Obudowa urządzenia rozsypała się na kawałki, ukazując płytkę drukowaną, kilka przewodów, baterię i małe czerwone pudełeczko z kilkoma wystającymi zeń drucikami. Komisarz ukląkł przy rozbitym aparacie i delikatnie poruszył rozbitą obudową. Sięgnął do szuflady po szczypce do lodu – na szczęście jeszcze pamiętał, gdzie się zawsze znajdowały – i ostrożnie chwycił czerwony prostopadłościan. Był o przeszło połowę mniejszy niż pudełko zapałek. Na jednym boku pulsowała powoli zielona dioda, a z obu stron wychodziły miedziane druciki.
WW– O kurwa – podsumował znalezisko komisarz.
Być może cdn...