Dżem
Był już środek października, ale słońce wciąż świeciło mocno. Lidka jednak wcale nie cieszyła się złotą jesienią. Wlokła się przez park powoli, noga za nogą, zatopiona w niewesołych myślach. W tym roku jej plecak stał się jeszcze cięższy, bo przybyły dwa nowe przedmioty – francuski i fizyka. Francuski, choć dziwaczny, nie nastręczał świetnej uczennicy większych problemów: un, deux, trois – nous parlons comme il faut. Ale ta fizyka! Lidka po raz pierwszy poczuła na własnej skórze, co to znaczy być głąbem, osłem, matołem, nie rozumieć nic a nic! Podobno fizyka miała tłumaczyć prawa rządzące światem, ale dla Lidki była jedynie zbiorem absurdalnych opowieści, jakby o jakimś innym świecie, którego w ogóle nie znała. Nigdy wcześniej nie przyszło jej do głowy zastanawiać się, dlaczego papierowy samolocik puszczony z dziesiątego piętra spada wolniej niż metalowa kulka. Analizować ruch? Opisać wzorem? Ale po co? Fizyka niczego jej nie tłumaczyła, tylko wszystko komplikowała. Udzielała odpowiedzi na zupełnie niepotrzebne pytania. Rozwiązywała problemy, które wcześniej dla Lidki w ogóle nie istniały. Może i opisywała świat, ale to na pewno nie był jej, Lidki, świat, tylko jakiś zupełnie inny, całkiem obcy.wwwDziewczyna spojrzała na zegarek. Czternasta. Mama pewnie jeszcze śpi, bo miała dziś nocną zmianę. Ciekawe, czy zanim się położyła, zdążyła ugotować obiad, czy też Lidka, tak jak ostatnio, będzie musiała zatroszczyć się o siebie sama? Właściwie to nie była głodna. Straciła ostatnio apetyt. Przez fizykę. Jak wytłumaczyć mamie, że te oceny, to nie dlatego, że ona się nie uczy, tylko dlatego, że… po prostu jej umysł w to wszystko nie wierzy! Powtarzała definicje i wzory godzinami, ale pamięć niczego nie przyjmowała. A umysł Lidki nieustannie krzyczał: świat wcale taki nie jest, prawa nim rządzące są całkiem inne! Wpatrywała się długo w rysunek przedstawiający Newtona pod jabłonią. Spadające jabłko go oświeciło? Cóż, Lidce to jabłko nabiło guza.
wwwDoszła już niemal do samego domu, powinna teraz skręcić do furtki, ale nagle jakaś niezrozumiała siła pociągnęła ją w przeciwną stronę. Musi jeszcze iść do sklepu! Koniecznie! Na pewno miała coś kupić! Coś bardzo potrzebnego! Nie miała pojęcia, co, ale była przekonana, że gdy tylko wejdzie do sklepu i porozgląda się, to zaraz jej się przypomni.
wwwNic z tego. Błądziła między regałami, zawadzając o przedmioty na półkach a to koszykiem, a to plecakiem, zdezorientowana i niezgrabna jak słoń w składzie porcelany. Mąka? Nie, po co mąka… Chleb? Pieczywo na pewno jest w domu, mama zawsze kupowała je rano w piekarni, wracając z pracy. Rodzynki? Przecież nie mają w planie pieczenia ciasta, może w sobotę, a dziś dopiero wtorek…
wwwNagle stanęła jak wmurowana. Ta sama siła, która wcześniej wciągnęła ją do sklepu, teraz unieruchomiła ją naprzeciwko półki z kolorowymi słoikami. Lidka nie miała najmniejszych wątpliwości: musi kupić coś stąd, właśnie z tej półki! Ale co? Przyjrzała się produktom z najwyższą uwagą. Dynia w occie. Powidła węgierkowe. Buraczki. Marmolada wieloowocowa. Nie, to nie to. Konfitura z wiśni. Dżem truskawkowy. Dżem śliwkowy. Przecier ogórkowy… Nie! Zaraz! Serce załomotało jej gwałtownie. Dżem! Słoik dżemu nagle zaczął rosnąć i promieniować blaskiem, aż wydał jej się w końcu ogromny, jedyny, absolutny. Wszystkie inne słoiki, wszystkie regały, cały sklep i cały świat przestały nagle istnieć. Widziała tylko ten dżem. Tak. Musi go mieć. To nie może być nic innego, tylko właśnie ten dżem! Prędko złapała upragniony słoik, zapłaciła i wybiegła ze sklepu.
wwwNa ulicy wrócił jej rozum. Po co jej cały słoik śliwkowego dżemu wysokosłodzonego? Przecież ona nie cierpi dżemu! Od przedszkola! Zawsze przy śniadaniu prosiła o dodatkową kanapkę z dżemem, jak wszystkie dzieciaki. Tylko że potem w tajemnicy wymieniała ją na kolejną porcję kaszki manny na mleku albo owsianki. Bo wszyscy uwielbiali kanapki z dżemem i nienawidzili owsianki. Wszyscy, tylko nie Lidka. Ona nie znosiła dżemu. Mama tak samo. Nigdy, po prostu nigdy nie kupowały dżemu! A teraz ma cały słoik. I co z nim zrobi? Oj, trudno! Na razie zaniesie do domu, a później się zastanowi.
wwwMama już wstała. Zaspana i potargana, otworzyła Lidce drzwi. Jednak zamiast przywitania, wydobyła z siebie jedynie dziwne kwiknięcie. Najwyraźniej coś ją zaszokowało i z wrażenia zabrakło jej słów. Stała i patrzyła szeroko otwartymi oczami na nietypowy zakup córki. Lidka się zawstydziła. Zrobiła głupotę, fakt. Wydała bez sensu pieniądze na coś, czego żadna z nich nie lubi i nie zje. Ale z drugiej strony: czy mama nie przesadza? Przecież to tylko słoik dżemu, a ona patrzy, jakby to było zjawisko nie z tego świata…
wwwMama zamrugała. Dotknęła ramienia Lidki, jakoś tak nieśmiało, jakby chciała się przekonać, czy córka naprawdę tam jest. Potem wzięła z jej rąk słoik, podniosła go wysoko i zaczęła uważnie oglądać. „Dżem śliwkowy wysokosłodzony” – przeczytała napis na etykiecie. Znów popatrzyła na córkę z bezgranicznym zdumieniem.
www– Kupiłaś… dżem? – odezwała się wreszcie.
www– E, no tak… – powiedziała Lidka niepewnie. – Wiem, że to głupie, bo obie go nie lubimy, ale jakoś tak… nie mogłam się powstrzymać.
wwwMatka jeszcze raz przyjrzała się słoikowi.
www– Śliwkowy… Dokładnie taki! – wymamrotała.
www– Mamo – zaczęła Lidka – okej, to nie był przemyślany zakup, sama nie wiem, co mi odbiło, ale przecież to nie jest chyba żaden dramat, co? Dlaczego ty jesteś w takim szoku? To coś strasznego? Ten dżem?
www– Nie, nie. – Mama wreszcie oprzytomniała. – Tylko ja spałam, wiesz.
wwwLidka pokiwała głową.
www– Śniło mi się, że zjadam dżem. Śliwkowy. Jadłam go srebrną łyżeczką i nie mogłam przestać, taki był pyszny. Wspaniały! Czarodziejski! Cząsteczki tego dżemu przedostawały się do mojej krwi, potem do komórek, a one wtedy rozkwitały. No, mówię ci – cała rozkwitłam! A potem się obudziłam i pomyślałam sobie, że może to nie jest przypadek, i że chociaż nigdy nie jem dżemu, to akurat dziś powinnam? A wtedy przyszłaś ty…
wwwTeraz to Lidka miała oczy wielkie jak spodki.
www– Zobacz, a ja poszłam do tego sklepu, sama nie wiedząc, po co! – wykrzyknęła. – Usłyszałam? Usłyszałam… twoje sny?!
wwwPopatrzyły na siebie, zaskoczone, a potem zaczęły się śmiać i śmiały się bardzo długo. Kiedy wreszcie przestały, usiadły razem w kuchni. Lidka opowiedziała mamie wszystko o fizyce, o definicjach i wzorach i o tej strasznej klęsce na ostatnim sprawdzianie, a mama jadła dżem prosto ze słoika i słuchała. Na koniec oblizała łyżkę i powiedziała:
www– Ty, Lidka, jednak masz sporo racji. Z tą fizyką coś jest po prostu nie tak. Bo sama powiedz: czy ona potrafiłaby nam wytłumaczyć ten dżem?
www– Chyba nie – powiedziała Lidka. – Ona tłumaczy tylko papierowe samoloty i metalowe kulki. Ale… może istnieje jakaś inna fizyka?