Ostatnia transmisja [opowiadanie, SF]

1
Ostatnia transmisja
dargoth

Wieża World Media Center była imponującym pomnikiem ludzkich możliwości. Górowała nad wielką metropolią, jak gigantyczny owad oczekujący w bezruchu na swoją ofiarę. Wrażenie drapieżności było zamierzonym efektem pracy zespołu najzdolniejszych architektów ostatnich dekad. Jeśli mimo ich wysiłków jakiemuś postronnemu obserwatorowi wieża nie kojarzyła się z drapieżnością, to nikt nie miał wątpliwości, że człowiek, którego biuro zajmowało całe najwyższe jej piętro, był wielkim żarłaczem białym w oceanie ludzkich istnień.
Lester Van Dirk - jeden z najbogatszych i najbardziej wpływowych ludzi na Ziemi, siedział rozparty w wygodnym fotelu, za wielkim mahoniowym biurkiem i oddawał się rozmyślaniom. Palił cygaro i sączył z pękatego kryształu stary koniak. Wszystko w najlepszym gatunku. Patrzył na holograficzny obraz, zawieszony w przestrzeni pomiędzy podłogą, a sufitem przed jego antycznym, bardzo kosztownym biurkiem. Projektor wyświetlał długi rząd dużych cyfr, z których te najbliższe prawej strony rozmywały się w szarej mgiełce. Wielka liczba, którą tworzyły, rosła w zastraszającym tempie.
Lester przed innymi ludźmi nigdy nie okazywał żadnych uczuć, ale teraz, siedząc samotnie w zacienionym biurze, pozwolił sobie na zauważalny uśmiech. W ciągu zaledwie kilku dni powiększył rodową fortunę o jedną czwartą, a to dopiero były pieniądze z głosowania. Był pewny, że za transmisję, pomimo kosmicznej ceny jaką zażąda, zarobi przynajmniej drugie tyle, a najbliższy przekaz przejdzie do historii telewizji z rekordem oglądalności. Rozbawiło go sformułowanie którego użył w myślach. Cała cholerna planeta miała przejść do historii za niewiele ponad miesiąc. Przeznaczeniem wielkiej ognistej kuli z długim ogonem, która nieuchronnie zbliżała się do Ziemi, było wykasowanie na zawsze wszystkich rekordów, jakie człowiek kiedykolwiek ustanowił.
Jeszcze niedawno wydawało się, że kometa nie jest zagrożeniem dla trzeciej planety od słońca. Od kilku lat było wiadomo, że jest na kursie kolizyjnym i mieli dużo czasu na przygotowanie rozwiązań. Prezydent Federacji Zjednoczonych Państw wielokrotnie uspokajał społeczeństwo powtarzając w licznych orędziach, że wszystko jest pod kontrolą, że dysponują środkami do zażegnania kryzysu. Jednak gdy kometa pojawiła się w zasięgu ziemskiej technologii, ponura prawda ujrzała światło dzienne - środki nie były wystarczające. Jak to zwykle bywa , ktoś coś źle wyliczył, nie doszacował, zapomniał o jakiejś istotnej składowej. "Plan b" też okazał się fiaskiem, a kiedy sięgnęli po "plan c" wyszło na jaw, że pieniądze nań przeznaczone zostały zdefraudowane i ostatnia nadzieja ludzkości była pieprzoną atrapą. Wszystkie te kompromitujące i fatalne w skutkach porażki utwierdzały tylko Lestera w przekonaniu, że gatunek ludzki jest słaby i nie zasługuje na przetrwanie.
Van Dirk, spoglądając przez przezroczystą ścianę w dół, na wielkie skąpane w ferii barwnych świateł miasto, tętniące nocnym życiem z intensywnością, jakiej świat wcześniej nie znał, nie mógł się oprzeć biblijnym skojarzeniom. Już od dawna Ziemia była jedną wielką Sodomą, która prosiła się o karę. I oto nadchodził biblijny ognisty deszcz, by wymierzyć ludzkiej rasie sprawiedliwość. Jednak tym razem, nikt od Boga nie dostanie drugiej szansy. Nie będzie żadnych uciekinierów. Populistyczne rządy dawno zapomniały o projektach eksploracji kosmosu. Cholerni głupcy przekierowali wszystkie środki na wspieranie wyuzdanej konsumpcji obywateli nastawionych na czerpanie pełnymi garściami z atrakcji, jakich dostarczał rozbudowany do monstrualnych rozmiarów przemysł rozrywkowy. Mogli w ten sposób trwać u władzy kadencja po kadencji, ciesząc się niesłabnącym poparciem. Nie żywił do nich akurat o to żadnych pretensji, bo sam wielokrotnie i skutecznie lobbował za takimi rozwiązaniami. Nie zmieniało to jednak faktu, że miał jak najgorszą opinię o politykach.
Van Dirk zastanawiał się, jak dużą rolę w tym wszystkim odegrał on sam. Czy był wężem, który wciskał ludziom zakazane owoce i do tego rozpościerał przed nimi wizję fałszywego raju? Nawet jeśli to nie było precyzyjne porównanie, to wiedział, że prawie trafił w sedno. Medialne imperium od dekad realizowało jego strategię, promując i wtłaczając brutalnie w młode umysły wzorce postępowania, które doprowadziły w efekcie do wyjałowienia duchowego całych społeczeństw. Sprzyjało to osiąganiu coraz większych zysków, a to od zawsze było dla niego priorytetem. Nigdy dotąd nie miał żadnych dylematów moralnych i teraz też nie pojawiły się najmniejsze wyrzuty sumienia. Ludzie w całej swej masie byli słabi i głupi, a wyjątki takie jak Lester Van Dirk nie zmieniały ogólnej oceny tej skreślonej przez Boga rasy. To właśnie ich słabości pozwalały silnym jednostkom kształtować przez wieki ten świat, jak bryłę plastycznej masy. Każde z minionych stuleci pokazało, że wystarczą niewielkie bodźce, by z szarego tłumu stworzyć armie gotowe mordować, palić i niszczyć wszystko, co stanęło na drodze fałszywych idei ich przywódców. Lester nie chciał, by ludzie zabijali. Chciał tylko ich pieniędzy. Pracowali po to, by oddać mu lwią część swoich dochodów, a on im zapewniał to, czego najbardziej potrzebowali - tanią, płytką rozrywkę. Dziś, ludzie z potrzebą poznawania nowego, szukania odpowiedzi na trudne pytania, byli jak maleńkie, samotne wysepki na bezkresnym oceanie biorców prymitywnych uciech i tandetnych przyjemności. Dawniej, kiedy konkurencja była jeszcze silna. Liczył się każdy klient, więc trzeba było wypełniać wiele nisz bardziej ambitnymi projektami, ale i to się zmieniło.
Prawdziwy przełom nastąpił, kiedy naukowcy wynaleźli maszynę czasu. Mimo gigantycznych funduszy, które pochłonęła budowa maszyny, wynalazek nie zaspokoił oczekiwań większości. Okazało się bowiem, że cofając się w przeszłość nie można zmienić teraźniejszości. Mnóstwo nadziei związanych z nowym odkryciem legło w gruzach. Szczególnie rozczarowani byli wojskowi, którzy widzieli w maszynie czasu broń doskonałą. Wynalazek miał też wiele innych ograniczeń. Lester nawet nie zagłębiał się w to, jakie fizyczne, czy mechaniczne prawa decydowały o tym, że maszynę można było wykorzystać jedynie raz na trzydzieści dni, a czas jakim dysponowali podróżnicy w przeszłość, nie przekraczał stu pięćdziesięciu godzin. Sprawy techniczne nigdy go nie interesowały. Był strategiem pokazującym kierunki i określającym ogólną wizję, szczegóły wykonania zostawiał swoim podwładnym.
To co dla innych okazało się fiaskiem, dla wielkiego wizjonera, za którego uważał się Van Dirk, stanowiło wielką okazję. Wydatek poniesiony na skonstruowanie własnej maszyny czasu doprowadził budowane od pokoleń imperium na skraj bankructwa. Jednak już po trzech pierwszych transmisjach koszty jej budowy się zwróciły, a po kolejnych dwudziestu mógł przejąć największych konkurentów. Pomysł Lestera na zawsze odmienił oblicze mediów i w ciągu kilku lat doprowadził go na sam szczyt.
Schemat był prosty. Najpierw historycy typowali ciekawe wydarzenia z przeszłości, a spece od reklamy dbali o odpowiednią promocję każdego z projektów. Widzowie wybierali jeden z nich, głosując własnymi pieniędzmi. Za każdy oddany głos musieli słono zapłacić. Wyniki poznawali dopiero po zakończeniu głosowania, by zbyt wcześnie nie rezygnowali z walki o swoją transmisję. Później na konto Van Dirka płynęły jeszcze większe pieniądze, bo każda godzina przekazu miała swoją cenę. W dniu rozpoczęcia transmisji wprowadzano do maszyny pożądane parametry i gdy dziura w czasoprzestrzeni się otwierała, wlatywały w nią cztery większe kamery panoramiczne, przekazujące całościowy obraz z dużej wysokości oraz rój czterdziestu mikro-kamer do rejestrowania scen z najbliższej odległości. Każda miała osobnego operatora-pilota, który nią sterował i wyszukiwał najciekawsze momenty. Ten, którego transmisja była najczęściej przywoływana na pierwszy plan w projektorach widzów, mógł liczyć na wysoką premię.
Najpierw ludzie wybierali największe i najbardziej krwawe bitwy wszech czasów. Wszelkie inne wielkie wydarzenia związane ze sportem, kulturą, nauką, religią ledwo zarabiały na oprawę promocyjną. Szybko więc z nich zrezygnowano i telewidzowie zaczęli licytować się między starciami wojsk w różnych epokach. Bitwy były bardzo widowiskowe, ale wkrótce się okazało, że nie zaspokajają wszystkich potrzeb współczesnego widza. Lester wówczas wprowadził na rynek nowy produkt. Historycy musieli się bardziej wysilić, ale efekt finansowy przekroczył najśmielsze oczekiwania. Zagłady miast stały się nowym przebojem. Sceny gwałtów i bezsensownej przemocy dokonywanej na cywilnej ludności przez bezwzględnych agresorów, były najczęściej odtwarzanymi fragmentami transmisji. Doszło do tego, że ludzie spędzali przed projektorami całe godziny, a przemysłowcy narzekali, że w tygodniu emisji lawinowo zwiększała się absencja personelu, powodując straty na dużą skalę. Jakiś znany ekonomista nawet wyliczył, że transmisje spowalniają rozwój światowej gospodarki o około jeden procent rocznie.
Lester był ogromnie zadowolony z tego, że jego decyzje miały tak wielki wpływ na świat. Rozpierała go dumna, że przyćmił wszystkie osiągnięcia swoich przodków. I nie chodziło mu jedynie o wielkość majątku, ale również o władzę jaką posiadł. Ten jeden procent, którego żaden inny człowiek na świecie nie mógłby sobie przypisać, był dowodem jego geniuszu i nie miało dla niego znaczenia, że nie była to wartość dodana.
Teraz nadchodził koniec wszystkiego, jednak Lester nie żałował. Był spokojny, kiedy 3 tygodnie temu oglądał na żywo spektakularną klęskę "planu b", na transmisję której jego koncern miał wyłączność i na której zarobił krocie. Nie wzbudziła w nim większych emocji wiadomość o tym, że ostatnia nadzieja nazwana "planem c" jest fikcją. Miał już siedemdziesiąt siedem lat, i przeżył życie jak chciał. Czuł się spełniony, a jego myśli krążyły wokół ostatniego pomysłu, którym zamierzał postawić wielką kropkę nad "i" swojego życia i kariery. Liczba, którą miał przed oczami dowodziła, że jego geniusz wyprzedzał epokę, a ostatni pomysł spychał w cień wszystkie poprzednie. No może poza decyzją o zainwestowaniu w maszynę czasu.
Spodziewał się, że transmisja, która rozpocznie się za tydzień, przyciągnie przed projektory przynajmniej jedną trzecią populacji. Będzie ona znacznie się różnić od wszystkich poprzednich, bo ludzie obejrzą śmierć jedynie trzech mężczyzn. Ale tym razem, to nie śmierć ich tak interesowała. To na co czekają zobaczą dopiero trzy dni później. Głupcy myśleli, że zasłużą na zbawienie w ostatnich dniach swojego życia. Ale najpierw musieli się przekonać, czy warto zrezygnować z uciech na rzecz modlitwy i żalu za grzechy. Cholerni głupcy.
On sam nie miał złudzeń. Nawet nie próbował wychodzić ze swej roli, którą całe pokolenia Van Dirków zaprogramowały w jego genach. Nie szukał boga, nie szukał zapomnienia w narkotykach, alkoholu czy hedonistycznych przyjemnościach. Siedział w swym biurze i wpatrywał się w czarne cyfry, które przynosiły mu tyle samozadowolenia.
Przywołał na pierwszy plan widok z kamery satelity. Niebieska planeta i ognista kula z długim warkoczem, na tle czarnej nieskończoności. Lester wyciągnął przed siebie otwarte dłonie. Co za piękne ujecie - pomyślał, patrząc na Ziemię przez kwadrat między złożonymi palcami, udającymi oko kamery i uśmiechając się pod nosem.
- Ze śmiercią jej do twarzy. - Wypowiedziane na głos słowa przerwały panującą w biurze od dłuższego czasu ciszę.
Ostatnio zmieniony wt 13 maja 2014, 18:54 przez dargoth, łącznie zmieniany 4 razy.

2
W ogóle nie pojmuję, po co w tekście umieściłeś ten pierwszy akapit. Ja rozumiem, ze bohater tam sobie siedzi, jak ten karaluch na torcie, ale i tak mi nie pasuje.
Sam pomysł ciekawy. Wehikuł czasu, oglądanie wydarzeń z przeszłości jako transmisji telewizyjnych.
Na końcu nie zrozumiałam, o co chodziło z trzema mężczyznami. Jakoś tak zagmatwanie wyszło, jak na mój gust.

Ogólnie mi się podobało.
Pozdrawiam.
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

3
Pierwszy akapit to zwykłe wprowadzenie i początek "rysowania" głównego bohatera. Ta ogromna wieża jest własnością Lestera, a on siedzi na jej szczycie patrząc z góry na całą metropolię i rozmyśla.
Co do ostatniej transmisji, to dla ułatwienia dodam, że tych trzech mężczyzn umarło na krzyżach, a znaczenie miała śmierć tylko jednego z nich. Co się wydarzyło trzy dni później i na co czekać będą miliardy widzów, nie muszę chyba przypominać. Zdaję sobie sprawę, że wyjaśnienie czego dotyczyć będzie tytułowa ostatnia transmisja nie jest podane na tacy, jednak chyba zostawię to napisane w taki - trochę zawoalowany sposób. Według mnie dodaje to smaczku. Może jednak się mylę i jeśli pojawi się więcej głosów mówiących, że jest zbyt trudno zrozumieć zakończenie, to zastanowię się nad korektą.
Dzięki za wpis i uwagi.
Pozdrawiam.

4
Aaaa! Ci trzej, co to jeden tylko ważny. Raczej bym się nie domyśliła, że to o Tych trzech chodzi. Ale może innym pójdzie łatwiej.

Z treści nie wynika, że to jest budynek WTC jest własnością L., a jeśli to zamknięta opowieść, to może powinno wynikać? Poza tym, skoro jest takie wprowadzenie, to jakoś oczekiwałam, że te wieże będą ważne, a tu nie. To po co je tek opisywać?

Ale to twoja bajka, nie moja.

:)
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

5
Górowała nad wielką metropolią, jak gigantyczny owad oczekujący w bezruchu na swoją ofiarę.
mam poważny problem z wyobrażeniem sobie wieży w kształcie robaka. Budynek gdzie kształty są nieokreślone to inna sprawa, ale wieża... wieża!
Jeśli mimo ich wysiłków jakiemuś postronnemu obserwatorowi wieża nie kojarzyła się z drapieżnością, to nikt nie miał wątpliwości, że człowiek, którego biuro zajmowało całe najwyższe jej piętro, był wielkim żarłaczem białym w oceanie ludzkich istnień.
całe te przeniesienie obserwowania budynku, jego wyglądu, wykonane w jednym akapicie z porównaniem osoby i jej charakterem jakoś mnie nie przekonuje. Brakło ogniwa spajającego - zamiast postronnego obserwatora, umieściłbym tam mieszkańców. Albo coś koło tego.
Wszystko w najlepszym gatunku.
najlepszego gatunku
Patrzył na holograficzny obraz, zawieszony w przestrzeni pomiędzy podłogą, a sufitem przed jego antycznym, bardzo kosztownym biurkiem.
przecinki - zobacz, co jest wtrąceniem.
Patrzył na holograficzny obraz zawieszony w przestrzeni, pomiędzy podłogą a sufitem, przed jego antycznym, bardzo kosztownym biurkiem.
"Plan b" też okazał się fiaskiem, a kiedy sięgnęli po "plan c" wyszło na jaw, że pieniądze nań przeznaczone zostały zdefraudowane i ostatnia nadzieja ludzkości była pieprzoną atrapą.
naprawdę nie wierzę, że w obliczu całkowitej zagłady, ktokolwiek liczyłby się z kosztami, a już tym bardziej je defraudował - niby po co?
Wszystkie te kompromitujące i fatalne w skutkach porażki utwierdzały tylko Lestera w przekonaniu, że gatunek ludzki jest słaby i nie zasługuje na przetrwanie.
a, to już fajna myśl, tylko szyk się zepsuł. Po zmianach:
Wszystkie te kompromitujące i fatalne w skutkach porażki, tylko utwierdzały Lestera w przekonaniu, że gatunek ludzki jest słaby i nie zasługuje na przetrwanie.
Van Dirk, spoglądając przez przezroczystą ścianę w dół, na wielkie skąpane w ferii barwnych świateł miasto, tętniące nocnym życiem z intensywnością, jakiej świat wcześniej nie znał, nie mógł się oprzeć biblijnym skojarzeniom.
a nie lepiej: szybę?
Był spokojny, kiedy 3 tygodnie temu oglądał
zapis słowny: trzy tygodnie

Pomysł ciekawy. Nawet zaciekawiło mnie życie Van Dirka, chociaż mało go pokazałeś, poświęcając więcej miejsca na rozprawki na temat konsumpcji, które z kolei nie porywają trafnością, ani nie są uszczypliwe ani pochwalne - takie normalne, rzekłbym. Transmisje w czasie mają ograniczenia, w porządku - ale, dlaczego ludzie upatrzyli sobie akurat bitwy? W moim odczuciu są tysiące innych wydarzeń, które po dziś dzień spędzają sen z powiek historyków, a miliony ludzi zadaje sobie pytanie, np.: kto zabił Kennediego? Ostatnia transmisja jest niejasna - poważnie, nie pojąłem, o kim mowa. Inna rzecz z kolei nie dała mi spokoju - koniec świata niebawem, a ludzie sobie transmisje oglądają?

Język mnie nie powalił, ale też nie jest brzydki - bardzo stonowany, wyważony przez to nijaki. W narracji wypadasz w tym tekście mniej więcej jak niezaangażowany historyk, spisujący wiązkę faktów. Brakło literackiego zacięcia. Tekst się podobał, pomysł fajny, wykonanie przeciętne.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

6
Zauważ, że akcja dzieje się w bliżej nieokreślonej przyszłości. Analiza z perspektywy współczesnego człowieka nie ma sensu. Pozwól ponieść się wyobraźni mając na uwadze, że wiele mogło się zmienić od naszych czasów do czasów Van Dirka. Architektura mogła bardzo wyewoluować na przestrzeni np. setek lat i technologia budowlana również. Osobiście oczami wyobraźni widziałem coś przypominającego smukłą modliszkę górującą nad miastem molochem, a na samym jej szczycie człowieka, który jest potężny i drapieżny jak wieża w której siedzi.

Defraudacja funduszy przeznaczonych na plan "c". A czemu nie? Skoro najwyżsi urzędnicy państwowi przekonują, że praktycznie nie ma zagrożenia, a przecież plan "a" i plan "b" są pierwsze do wprowadzenia w życie. Może nadmierny optymizm pozwolił zdemoralizowanym ludziom, lub człowiekowi na sięgnięcie po fundusze, które wydawały się i tak wyrzucanymi w błoto.

Przezroczysta ściana przyszłości nie musi mieć wiele wspólnego z szybą.

Dlaczego bitwy? Moim zdaniem to jedyny oczywisty wybór. Kogo za 500 czy 1000 lat będzie interesowało, kto zabił Kenedy'ego? Może znajdzie się paru chętnych na taką transmisję, ale czy wygrali by głosowanie przeciwko widowisku, w którym wielotysięczne armie ścierają się ze sobą? Śmiem wątpić. Gdybym miał wybór obejrzeć na żywo bitwę pod Lepanto, a popis jakiegoś snajpera, to nawet by mi ręka nie zadrżała wybierając najkrwawsze starcie wszechczasów na morzu.

Dlaczego ludzie chcą obejrzeć kolejną transmisję w obliczu zagłady? W zasadzie gdyby to nie była właśnie ta transmisja to odpowiedział bym , że nie wiem. Ale ludzie chcą się przekonać na własne oczy, czy jest dla nich jakaś nadzieja, czy Bóg istnieje. Taka wiedza pozwoli im dokonać wyboru, jak spędzić ostatnie chwile. Na tym właśnie polega geniusz Van Dirka, że potrafi w takich okolicznościach jeszcze coś ludziom sprzedać i zarabia na tym krocie.

Język mnie też niestety nie powala. Ubolewam nad tym i zazdroszczę innym lepszych umiejętności. To moje trzecie opowiadanko i mam wiele do nadrobienia. Dzięki za wytknięcie błędów. Pomoże mi to szybciej się wyedukować literacko.

Dziękuję za pomoc i pozdrawiam!

7
No tak. Dość poważny, stonowany tekst o genialnym magnacie medialnym, który sprzeda wszystko i zawsze oraz o głupich, słabych ludziach potrzebujących jedynie płytkiej rozrywki, którzy w ostatniej chwili zaczynają myśleć o Bogu.
Nawet podoba mi się to, że ująłeś temat tak spokojnie, neutralnie, a nie szukałeś na siłę ironii czy sarkazmu.

Co mi się mniej podobało to brak fabuły. No niestety, jakby nie patrzeć mamy tutaj do czynienia z rozbudowanym opisem sytuacji... Mnie w tym czegoś brakuje. Może nawet nie dramatycznych wydarzeń czy wielkich emocji, ale jakiegoś ubarwienia tego świata. Bo tak to mamy głupi bezbarwny motłoch i genialnego Van Dirka. A wydaje mi się, że na przykład z tych ludzi można by jeszcze co nieco wyciągnąć.

Co do zakończenia, to ja bez problemu załapałam o jakich trzech panów chodzi, więc się da ;)

Tekst jest dla mnie trochę szkicem pomysłu. Pomysłu bardzo ciekawego - z takim wykorzystaniem wehikułu czasu się jeszcze nie zetknęłam - ale bezbarwnie zrealizowanego.

Styl jest, jak napisał Marti, trochę nijaki, ale poprawny i czytelny.

Ogólnie, mimo pewnego niedosytu mogę powiedzieć, że tekst mnie się spodobał. Może nie powalił, ale jest ok.

Pozdrawiam,
Ada
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"

8
Pisanie shortow jest demonicznie trudne, gdyz wymaga, tak jak to jest w dobrych kawalach - vicach - tak zwanego Punktu Rozbawienia - kiedy wszyscy zaczynaja sie smiac. Albo punktu zadziwienia, czy przerazenia, gdy mowimy o shortach oraz ich technicznej konstrukcji.
Lepiej jest rozpoczynac debiut pisarski od sredniej wielkosci opowiadan.
Tutaj zawsze sa okreslone i ksiazkowo opisane metody budowania tekstu.
A co do shortow?
Akurat z shortami, to mozna na kazdy sposob - na wesolo, na smutno, paranoicznie, psychodelicznie, suspens, kryminal, kontrowersja - np. oparta o walke pokolen, czy odrebnosci seksualnych upodoban, czy nawet kulinarnych zderzen. Polityka oraz big biznes nie mieszcza sie dobrze w shortach.
A to wlasnie oferujesz.
W twoim tekscie brakuje - dobrej puenty - sorry.
Wiesz, niedociagniecia techniczne, nawet brak obycia literackiego, da sie szybko poprawic - tego mozna nauczyc i tego ucza w szkolach pisarskich.
Ale pomyslow na tekst i wyrobionego stylu juz nikt cie nie nauczy.
Tu trzeba samemu... dluuuugooo trenowac ;)))
Ale nie lam sie, czas jest po twojej stronie...
Masz ogromne zadatki.
FM

10
Sepryot pisze:Orson Scott Card, "Badacze czasu".
Czy jest jakiś szczególny powód, dla którego to napisałeś?
Pytam, bo nie znam tego tekstu.

11
dargoth pisze:Czy jest jakiś szczególny powód, dla którego to napisałeś?
Pytam, bo nie znam tego tekstu.
Szczególny powód jest taki, że przewodni motyw Twojego opowiadania został w tej książce wykorzystany. :P
1 | 2 | 3 | 4 | O poezji

12
Możesz wierzyć lub nie, ale nie widziałem tego tekstu na oczy. Nie wiem co prawda jak duże są analogie, ale okazuje się, że trudno stworzyć coś naprawdę oryginalnego, o czym ktoś wcześniej by już nie napisał. Będę musiał kiedyś zajrzeć do tej książki i porównać. Może podobieństwa nie są aż tak duże i uratuję odrobinę mojego samozadowolenia z tego opka.

13
Nie są aż tak duże, teksty są zupełnie o czym innym, idzie mi o koncepcję oglądania czasu. ;) A książkę polecam, bardzo fajna, nawet jak na sajens fikszyn.
1 | 2 | 3 | 4 | O poezji
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”