"Groźba" [fantasy] (fragment opowiadania)

46

Latest post of the previous page:

fajnie. Skoro taką prozę lubisz, tak jest OK, i w ogóle nie ma o czym rozmawiać... to nie ma o czym rozmawiać. Baw się dobrze, ja akurat takiej prozy nie czytam, więc nasze drogi muszą się rozejść. Wszystkiego dobrego i powodzenia, over and out.
I told my whole body to go fuck itself Patrick Coleman, Churchgoer

"Groźba" [fantasy] (fragment opowiadania)

47
Gelsomina pisze: Dlaczego także? To, co jeszcze miała w objęciu mała dłoń? Dlaczego jedną z łydek, a nie po prostu łydkę?
Masz rację, starczy samo "łydkę" - tym bardziej, że potem znowu pojawia się "jedna z". Dzięki.
Ogólnie mała, wzorem swej mamy, obejmowała pień drzewa, ale objęła też łydkę matki. Zmieniłem to zdanie, nie ma co się bawić w takie detale, tym bardziej, że nieczytelne. Dzięki raz jeszcze.
Gelsomina pisze: noga spełzła?
Tak, wcześniej było wspomniane, że zgięła się w kolanie, posunęła wzwyż pnia. To wydaje mi się w miarę jeszcze czytelne (ale przemyślę to) za to twoja druga uwaga:
Gelsomina pisze: Na jaką wątpliwość? Że to jest matka z córką? Chodzi o podobieństwo?
mnie nie dziwi, bo od początku nie jestem tego motywu pewny. Tzn. klarowności tego zdania. Domyśliłaś się, to dobrze. Chodzi o podobieństwo. Nie wiem, czy to jeszcze bardziej dookreślić. Pomyślimy.

"Groźba" [fantasy] (fragment opowiadania)

48
Napisałeś, że chcesz ten fragment poprawić. Dobrze. A jaki konkretnie efekt chcesz uzyskać? Pytano Cię już tu o to, ale zamiast normalnie odpowiedzieć, to robisz jakieś wygibasy, ciskasz się, miotasz i wymyślasz cuda-wianki. Ja poproszę o konkretną informację: co chciałbyś, żeby finalnie powstało: typowa rozrywkowa fantasy czy proza erudycyjna z zabawami językowymi? To istotne, bo trochę inaczej poprawia się tekst w zależności od tego, co się chce uzyskać. Jeżeli chcesz typową rozrywkę, to tam się liczy akcja, łubudu, swawole i przygody, a nie opisy puszczy. Natomiast jeżeli chcesz się pobawić zwariowanymi opisami lasu a fantastyka ma być tylko dodatkiem, to możemy się snuć przez ten las przez całą opowieść bez specjalnych przygód, bo co innego będzie decydowało o wartości tekstu.
I w zależności od Twojej decyzji:
- w pierwszym przypadku nie mogę Ci pomóc, bo nie lubię literatury rozrywkowej, a proste łubudu (z nielicznymi wyjątkami) nudzi mnie śmiertelnie;
- w drugim przypadku pomóc Ci mogę, ale to będzie trwało długie tygodnie i znudzi śmiertelnie wszystkich, poza Tobą i mną, bo będziemy sobie rozkminiać znaczenie i konteksty każdego słówka. Ja tak mogę, bo to lubię. A Ty?
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

"Groźba" [fantasy] (fragment opowiadania)

49
Nie chcę pisać dla pisania, mam do opowiedzenia historię. Gdy bohater jest sam, liczę na opisy; nie zostaję z nim, nie przeskakuję w czasie, tym bardziej, że co krok stają mu na drodze i ciekawe (imho) osobliwości, i zjawiska/zdarzenia istotne dla fabuły. Cały pierwszy tom jest przepleciony losem samotnego wędrowca, on rzadko w ogóle japę otwiera (notabene stąd to niezręczne zdanie o uśmiechu; on się nie uśmiecha).

Więc nie wiem, jak odpowiedzieć, żeby było uczciwie. Na pewno nie number ONE. "Drugi przypadek" to moje marzenie. Marzy mi się jakaś pomoc, bo ja sam to już tylko łatam nieporadnie to, co mam, a co rusz widzę nowe rozdarcia w tym gobelinie.

Te, powiedzmy, "uniki" jakie robię biorą się stąd, że nie rozumiem pytania. Chcę przedstawić historię, a że tu i ówdzie, w tym czy innym rozdziale, przeważa opis - nie pada ni jedno słowo, mamy "fantasy drogi" jak to ja się śmieję (choć dzieje się tam dzieje, jest nie tylko droga, a większość dotyczy głównej intrygi powieści) - to pozostaje mi polegać na opisowości. Więc wcale nie chcę wybierać między rozrywką a próbą polatania formą. To pewnie wielu zaskoczy, ale ja wcale chcę poredukować swoje opisy, chcę ograniczyć formę do minimum - ale ona nie może być sucha, a już tym bardziej pozbawiona mnie. Pomijam, że ktoś autorytarnie zarzucał mi, że właśnie czego jak czego ale mnie w tym tekście nie ma - jestem, choć nałożyłem też na to taki płaszczyk kreacji narratora, który jest częścią składową świata. Tekst jest stary, na pewno jeszcze można znaleźć w sieci jego publikacje na innych forach, można więc przekonać się, że narrator jest częścią świata przedstawionego (rozdział drugi to pokazuje) choć ja nie uważam tego za konieczność, gwarantującą autorowi prawo do kombinowania przy stylistyce.

Added in 5 minutes 51 seconds:
Ogólnie więc chętnie prześlę jakiś fragment na priv albo cuś ;) Ja tam bardzo się do takiego czegoś uśmiecham.

"Groźba" [fantasy] (fragment opowiadania)

50
Ja tu nadal nie widzę konkretnej odpowiedzi. Napisałeś, że chciałbyś mieć ciastko i zjeść ciastko, a w ogóle najlepiej to dwa ciasteczka z kremem. :) Niestety, cukiernia Thana ma bardzo ograniczony wybór i trzeba się zdecydować: ja mogę popracować z Tobą nad opisami lasu, ale nie nad fabułą fantasy. Chcesz czy nie?
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

"Groźba" [fantasy] (fragment opowiadania)

51
No jak tak to okej. Biera, pany! To znaczy... biorę, dziękuję. Wysłać na PW wybrane "opowiadanie"? Całą powieść? Wybrane z całości opisy?

Added in 2 minutes 17 seconds:
Thana pisze: Jeżeli chcesz typową rozrywkę, to tam się liczy akcja, łubudu, swawole i przygody, a nie opisy puszczy
Ale ile tu jest tych opisów? Nikt tu nie czytał tolkiena? Stokroć więcej jest we "władcy.." opisów lasu. Ja po prostu nie zostawiam miejsce jałowym, jest ono też fantastyczne, a to istotne - no więc takie nie inne mam opisy. Nie wiem, czy będziesz miała materiał na tygodnie. Takich opisów wcale nie jest tu dużo.

"Groźba" [fantasy] (fragment opowiadania)

52
Proponuję na razie skoncentrować się na tym materiale, który mamy tu, w tym wątku. Fragment zaczyna się od opisu puszczy i ten opis ma wady, ale ma też pewne zalety. Moim zdaniem, warto mu się przyjrzeć uważnie.

Aha, powiedz mi jeszcze jedną rzecz: w swoim pierwszym poście pod tekstem w tym wątku pisałeś, że nie widzisz, co jest nie tak. Chcesz tylko darmowej korekty (którą i tak zakwestionujesz) czy chcesz się nauczyć widzieć i po prostu pisać lepiej? Jakie masz oczekiwania? Bo to też wpływa na sposób pracy.
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

"Groźba" [fantasy] (fragment opowiadania)

53
echO pisze: Serce bijące wolno mnie tak ujęło, że zmieniłem tylko bicie na młócenie (też jestem w trakcie szukania tego, cierpliwości, przytoczę wam cytat). I ja wiem, jak to możecie odebrać, że strzelam sobie manieryzmem w kolano waszym zdaniem -
No właśnie.

Ktoś już tutaj wspomniał, że Twoim wrogiem w pisaniu jest Thesaurus rex. Jak mniemam bierzesz sobie jakieś wyrażenie typu "serce bije wolno", myślisz "bicie brzmi za zwyczajnie, muszę je zamienić na coś bardziej fensi", odpalasz słownik synonimów i wychodzi Ci, że można bicie zamienić na młócenie. Zamieniasz więc nie sprawdziwszy, co to znaczy "młócić". A tak się składa, że "młócić" znaczy:

1. «wyłuskiwać ziarna z kłosów, strąków, łuszczyn itp. za pomocą cepów lub maszyn»
2. pot. «uderzać w coś szybko, miarowo»
3. pot. «bić kogoś z całej siły»
4. pot. «powtarzać ciągle to samo»
5. pot. «jeść prędko, żarłocznie»

Co zatem chciałeś napisać? Najprawdopodobniej chodziło Ci o drugie znaczenie, ale nie zwróciłeś uwagi, że "młócić" nie znaczy po prostu "uderzać", tylko "uderzać szybko, miarowo". Napisałeś zatem, że serce biło szybko wolno. Na ten oksymoron zwrócił Ci uwagę Romecki, a Ty zacząłeś twierdzić, że oksymoron nie zawsze jest błędem. Masz rację, ale nie wmówisz mi, że w tym przypadku był to celowo i świadomie zastosowany środek stylistyczny. Użyłeś wyrazu, którego znaczenia nie znałeś. To już nie jest kwestia stylu, a ocena nie jest kwestią gustu czy przygotowania czytelnika na trudny tekst. I OK, rozumiem, zdarza się. Nie wiem, czy jest chociaż jedna osoba, która zna znaczenie absolutnie każdego wyrazu naszego języka. Nie znać znaczenia jakiegoś słowa to żaden wstyd. Nie widzieć potrzeby sprawdzenia i upierać się przy obronie błędów - to już trochę wstyd.
echO pisze: Nie jestem pewien, czy cię rozumiem. Jeśli sugerujesz, że jaskrawa zieleń drzew (korony drzew powiedzmy) jest masłem maślanym masła, to wybacz, ale po pierwsze zieleń to zieleń, jaskrawość już jest oceną tej zieleni (a o to chodzi w tym urywku) narrator ponadto podkreśla niezwykłość tego faktu wyrażeniem "wprost jaskrawa".
Nie wiem, skąd wziąłeś przekonanie, że sugeruję, iż wyrażenie "jaskrawa zieleń" jest masłem maślanym.

Wydawało mi się, że piszę dość zrozumiale, ale ponoć bycie średnio zrozumiałą to jeden z moich stałych problemów. Spróbuję zatem jaśniej.

Jaskrawa zieleń to określenie dla dość konkretnego koloru. Takiego, który nie występuje u roślin. Widzę dla jego użycia dwa wytłumaczenia, co też wyraźnie napisałam:
Opcja 1) Naprawdę wyobraziłeś sobie drzewo o mniej więcej takich liściach. W końcu to las fantastyczny, drzewa w nim mogą być nawet oktarynowe, a grające drzewo faktycznie jest raczej dziwne.
Opcja 2) Nie wiesz, co to znaczy "jaskrawa zieleń" i tak sobie napisałeś, bo fajnie brzmi.

Nie upieram się, że opcja nr 1 nie wchodzi w grę, ale sądząc po reszcie tekstu i rosnących w nim kwiatkach jestem skłonna uwierzyć raczej w opcję nr 2. I tu znów się kłania kredyt zaufania. Gdyby reszta tekstu była poprawna i gdyby nie było w niej widać tendencji do bezmyślnego dodawania objętości, uwierzyłabym bez problemu w opcję nr 1 i od razu wyobraziła sobie oczoj*ne drzewo.

"Groźba" [fantasy] (fragment opowiadania)

54
Co tu się dzieje... :)
echO: w zasadzie już odniosłeś sukces. Masz tyle odwiedzin, że możesz zacząć żyć z reklam. A jak zarobisz, to sobie sam wydasz i nikogo o nic nie będziesz musiał prosić:)
Ja nie wiem czy Tobie pomogą te porady. Trochę się zamurowałeś w swojej twierdzy. W dodatku tak sobie myślę, że skoro to jest kawałek jakiejś większej części, to sporo pracy musi Cię kosztować składanie takich zdań... albo, co gorsza, przychodzi Ci to z łatwością.
Mam nadzieję, że komuś jednak pomogą. Jeśli nie Tobie to przynajmniej komuś, kto kiedyś będzie czytał ten wątek.

Zacznę od pewnej historii, a potem wyjaśnię, dlaczego ją opowiedziałem.

Historia:
Stwórca pewnego dnia o świcie stworzył dziecko. Dziecko od razu rzucało się w oczy, bo miało rękę na czole.
Ludzie ze zdziwieniem krzyknęli:
- Jak to? Dziecko z ręka na czole?
Stwórca też się zdziwił, tyle że ich zdziwieniem.
- No tak. Dziecko, ręka, czoło. W czym problem.
- No ale na czole???
- O co Wam chodzi? - dziwił się nadal stwórca. - Są dzieci? Są. Są czoła? Są. Są ręce są? Więc w czym problem.
- Nie ma dzieci z rękami na czole. - Coraz więcej ludzi się przyłączało do tego zdziwienia. I chociaż niektórzy byli bardzo oddani stwórcy, głęboko wierzący i wogóle w klapie mieli jego logo, to nadal nie do końca mogli zrozumieć. - Przecież coś tu jest nie tak.
- Ale o co Wam chodzi? - dopytywał nadal oburzony oburzeniem stwórca. - Dziecko zdrowe, czoło zdrowe, ręka zdrowa. Nic złego się nie dzieje. Wszystko jest dobrze.
Faktycznie, jak się przyjrzeć każdej części z osobna, wszystkie były zdrowe i sprawne. Ale razem...
- Jak dobrze? - Odezwał się jakiś mniej pokorny. - Na czole? Jeszcze tylko @&uja tam brakuje. O co chodzi?
Stwórca zrobił głęboki wdech i postanowił wyjaśnić maluczkim.
- Po pierwsze, niepokorny, nie podskakuj, bo sam będziesz miał coś na czole. Po drugie wiem, że miejsce rąk jest gdzie indziej, ale przecież różnie bywa. A to ktoś w ogóle urodzi się bez ręki, a to ktoś ma sześć palców, a to ktoś ma ręce jak należy, ale jest leniwy i nic nimi nie robi. Rozejrzyjcie się wokoło. Różnie bywa. A ten będzie się mógł spokojnie zaczesać z tyłu, albo oczy przysłonić, jak będzie miał światłowstręt. Więc w czym problem?
- No to może trzeba było go stworzyć bez światłowstrętu? Ręka na czole??? No coś tu jest nie tak.
- Ale dlaczego??? Nie rozumiem!!!

Tu historia się kończy. I teraz pytanie. Jak tu wytłumaczyć stwórcy, że nie robi się Do &#$wy nędzy ludziom rąk na czole? Na logikę? Zastraszyć? Wysłać wagarowicza z powrotem do szkoły?
Najbliższa rodzina wytłumaczy dziecku, że jest wyjątkowe, a przez to lepsze, żeby nie miało zmarnowanego całego życia. Reszta świata będzie to miała gdzieś, jak tylko puszczą w telewizji następną porcję reklam albo orędzie. Życie toczy się dalej i tylko parę osób ma nadzieję, że nie będą się już rodzić dzieci z ręką na czole.

Teraz wróćmy do tekstu. Podam Ci jeden przykład z pierwszego akapitu. Dalej jest podobnie więc jeśli tu nie wyciągniesz wniosków, to nie wyciągniesz ich już nigdy.

"W tłumie pni przeważały sosny, wiekowe i wyniosłe, o rozlicznych kikutach gałęzi."

Co z nim jest nie tak?

Odskoczę znów na chwilę na bok, żeby stopniować napięcie.
Powołałeś się tu, zdaje się na Sapkowskiego i Dukaja. To już samo w sobie jest proszeniem się o kłopoty ;).
Ale kojarzę zdanie (nie chce mi się szukać dokładnego cytatu) o koniach większej krwi.
Prawdopodobnie uszyte pod konkretną stylizację.
Choć można przyjąć, że wymyślił je autor, to zwróć uwagę ile "uchwytów" daje czytelnikowi.
Określenie "koń czystej krwi" jest powszechnie znane. Występuje we współczesnym języku, jest może nawet terminem technicznym w hippice, a czasem używa się go jako przenośni.
Co zrobił autor?
"Czystej" zamienił na "większej".
I skutek mamy taki, że większość osób rozumie odniesienie do zwrotu współczesnego i codziennego. Dodatkowo dostając stopniowanie w "określeniu" koni, ma szansę zrozumieć, że te konie są lepsze od innych, ich właściciele są bogatsi bądź lepsi od innych. Może nawet z racji właściwości tych koni zajmują się wykonywaniem jakiejś szczególnej pracy w swoim świecie. I to wszystko w jednym zdaniu.
Autor jednym wyrazem załatwił stylizację i informację, a bazując na znanym zwrocie, zostawił czytelnikowi jasny punkt podparcia dla rozumienia.

Ty w swoim tekście nie pomagasz czytelnikowi prawie wcale. Nie ma w nim punktów podparcia, rusztowania, drogowskazów.
Wróćmy do zacytowanego zdania z pierwszego akapitu. Co ono właściwie oznacza?
1. Pień to nie jest synonim drzewa. Więc o co chodzi? Wykarczowane? Las był dziki więc pewnie nie. Czyli wystają z ziemi same pnie? Jakaś wichura przeszła i urwała górę?
2. Przeważały sosny. Kolejna pytanie? Pień ma gatunek? No w sumie ma, ale z takim uproszczeniem mówi się głównie w IKEI na stoisku z parkietami. To dąb kanadyjski, to sosna, to chińczyk - odradzam. Nawet nie... bardziej w zakładzie pogrzebowym. Rozumiesz moją konfuzję? Jeśli byłoby tam zwyczajnie "drzewo" od razu staje się bardziej zrozumiałe. Ale diabełek na ramieniu podszepnął, że będzie zbyt zwyczajnie i już przed pierwszym przecinkiem mamy dwie zagadki.
3. Kikuty gałęzi. Sosna to drzewo wiecznie zielone. Więc jeśli już wpadłem na to, że pień powinienem rozumieć jako drzewo (bo inaczej skąd gałęzie) to teraz dlaczego kikuty? Kojarzy mi się to z czymś uschniętym i niekompletnym. Więc co się stało? Jednak jakiś kataklizm, siłą nieczysta? W zasadzie zostałbym bez odpowiedzi, gdyby nie kolejne zdanie o rozdającym się bzie, które po starannym zdekodowaniu sugeruje mi, że jednak wokoło życie leśne kwitnie w najlepsze. Więc co za kikuty do kroćset. Kataklizm i siłą nieczysta, inaczerj być nie może.
4. Zgaduję w końcu, że może chodzi o coś takiego "W gęstym lesie najwięcej rosło bujnych i wysokich sosen". Ale czy na pewno? Bo przecież te niepokojące pnie i kikuty.
5. Jestem skonfundowany.

W jednym zdaniu, zamiast drogowskazu dostaję trzy kalambury. Jak w końcu się domyślam, o co może chodzić, to w następnych pojawiają się kolejne pytania. Pod koniec akapitu nie pamiętam o czym był początek. Jak mam zrozumieć historię?
Nie prowadzisz czytelnika, nie podpowiadasz, nie dajesz wskazówek, ani punktu oparcia. Budujesz mur w poprzek drogi.
Przyprawiłeś rękę na czole.

To jest właśnie powód, dla którego ciężko rozbierać ten tekst na kawałki. Problem musisz zauważyć całościowo.
Mogę go rozbierać zdanie po zdaniu, ale biorę około 100 zł za godzinę + VAT.
Rozgrzebywanie tego na atomy nie pomoże, a wręcz wydaje mi się, że zaciemni obraz. Jeśli problem potrafi się pojawić między drzewem a pniem i między gałęzią a kikutem to moim zdaniem powinieneś zrobić bardzo duży krok wstecz i wybrać chociaż odrobinę inną drogę w tym lesie bez ścieżek.
Teraz rozumiesz dlaczego na początku spytałem czy nie dało się tego napisać po polsku? :)
Jako pisarz odpowiadam jedynie za pisanie.
Za czytanie winę ponosi czytelnik.

"Groźba" [fantasy] (fragment opowiadania)

55
Seener, piękna historia! :D Może skopiuj i wrzuć ją do działu "Jak pisać" pod tytułem: "Nie przyklejać rąk na czole!". Będziemy mogli odsyłać do niej, jeżeli ktoś będzie miał podobny problem.

Margot, pozwól, że wykorzystam Twój komentarz do sporządzenia czegoś w rodzaju instrukcji obsługi informacji zwrotnych od czytelników.

Jaskrawość. Cóż to w ogóle jest? Wyobraźmy sobie las taki oto:

https://www.tulup.pl/obrazy-na-szkle/ob ... 2ed4432676

Opisuję ten las i mam problem: mech jest jaskrawy czy nie? Zapytałam wyroczni, czyli słownika i dowiedziałam się, że: https://sjp.pwn.pl/sjp/jaskrawy;2467486.html
Nic mi to nie pomogło.

Pytam więc czytelników i czytelniczka Margot pisze mi, że wyobraźnia podsuwa jej neonowy, oczoj... kolor kamizelek odblaskowych. Co ja, autorka, mogę z taką informacją zrobić?

1. Zignorować, uznać, że Margot marudzi i niech się lepiej odturla od mojego mchu i idzie czytać Prousta. Czasami należy tak zrobić, bo nie każdy czytelnik jest nasz, nie z każdym mamy chemię, nie każdy jest dla nas tzw. targetem. Ale jeżeli potraktuję tak czytelniczkę Margot, czytelnika Seenera, czytelnika Szopena, czytelnika Godhanda... to za chwilę będę gadać do lustra, bo okaże się, że nikt, poza mną, mego genialnego dzieła nie rozumie. :mrgreen:

2. Zastanowić się, czy przeszkadza mi , że Margot wyobraża sobie jaskrawą zieleń jako odblaskową, podczas gdy ja miałam na myśli tylko jasną i wyrazistą. Bo może nie? Czy mech w moim lesie musi być koniecznie tylko jasny, czy neonowy też może być? W końcu zanim powstał film, każdy czytelnik po swojemu wyobrażał sobie twarz Galadrieli. I nie było napisane, jakiej długości był jej nos, każdy sam sobie decydował, czy jest dłuższy, czy krótszy, czy płaski, czy zadarty.

3. Uznać, że jest rzeczą bardzo ważną, żeby mech był opisany dokładnie tak, jak ja go sobie wyobrażam, a więc jasny i wyrazisty, ale nie odblaskowy. I wtedy muszę wykombinować, jak zachować jaskrawość mchu, pozbawiając ją zarazem kamizelkowej odblaskowości. I muszę to zrobić w samym tekście, a nie w komentarzu pod nim!

Moim zdaniem, właśnie to kombinowanie w punkcie 3 jest w pisaniu najfajniejsze. :)
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

"Groźba" [fantasy] (fragment opowiadania)

56
MargotNoir pisze: bicie brzmi za zwyczajnie, muszę je zamienić na coś bardziej fensi
Nie, pewne rzeczy się egzaltuje i jakoś nikt nie ma z tym problemu, chyba że bardzo chce go mieć, a to wtedy owszem.

Ludzie czasem myśleć samodzielnie nie potrafią. Młócenie dawniej odbywało się za pomocą cepów. Wiązało się toto nie tyle z szybkim uderzaniem (choć wiadomo że było takie wydajniejsze) ale z uderzaniem w ogóle. Mamy nawet tego nagrania na utube dla tych, którzy muszą to zobaczyć. W młóceniu ważniejsza jest moc i regularność uderzenia, łup łup łup, dziwi mnie taka definicja, ale nie będę starał się być mądrzejszy. Mamy czarno na białym, że nie wiedziałem, czego na temat młócenia nie zawiera bezbłędny słownik języka polskiego. Okej.

Seener, mowa była o wielkiej, nie większej krwi. Samo wielka krew nie jest niczym odkrywczym i nie trzeba być nadprzeciętnie domyślnym, żeby je odczytać. W tym wypadku konie miały tę krew. Miałem przytoczyć przykład z mgieł avalonu (strzelam że to stamtąd, ale przetrzepię jeszcze parę utworów) i "bronił tego" będę tym wspomnianym przez ciebie Sapkowskim czy Dukajem (tego drugiego nie przywoływałem; zresztą nie rozumiesz odniesienia, co widzę po twoim komentarzu. Chodziło w nim o kogokolwiek z dorobkiem, gdzie eksperymenty i co odważniejsze przełamanie związku frazeologicznego często równają się od razu z wyśmianiem, bo popełnia je debiutant; tymczasem śmieszne jest to, że gdyby nieco mienić okoliczności - czyli pod debiutanta podstawić kogoś z dorobkiem - raptem problem nie istnieje)

Piękna bajka, ale za długa i jak rozumiem niepotrzebna w ogóle, więc nie przeczytałem :(
Seener pisze: 1. Pień to nie jest synonim drzewa. Więc o co chodzi? Wykarczowane? Las był dziki więc pewnie nie. Czyli wystają z ziemi same pnie? Jakaś wichura przeszła i urwała górę?
Mistrzu, sam sobie to tłumaczysz (pnie to jeszcze nie drzewa) a na koniec masz do tego wąty. Stoi jak byk "tłum pni", czy brzydkie czy ładne, czy twoim zdaniem eksplicytne czy mętne, masz tłum czegoś (zwyczajowo słowo to dotyczy ludzi/zwierząt, ale nikt nie zakazuje użyć go, byle świadomie, w kontekście rzeczy nieożywionych, tłum krzyży - od razu nasuwa się poczucie osaczenia, sugestia personifikacji krzyży - tłum kamieni, pni, cokolwiek) wiemy, że to las, pnie nikogo nie powinny zaskakiwać. Były "łyse" (przynajmniej sosnowe, jak nie wiesz, czemu sosny bywają łyse przez większość pnia, pogadaj z leśnikiem) wyglądało to jak tłum pni.
Nie podoba ci się taki opis i ja to mogę zrozumieć. Bardzo się uparłeś tego opisu nie zrozumieć - i tego nie rozumiem.
Seener pisze: 2. Przeważały sosny. Kolejna pytanie? Pień ma gatunek? No w sumie ma, ale z takim uproszczeniem mówi się głównie w IKEI na stoisku z parkietami. To dąb kanadyjski, to sosna, to chińczyk - odradzam. Nawet nie... bardziej w zakładzie pogrzebowym. Rozumiesz moją konfuzję? Jeśli byłoby tam zwyczajnie "drzewo" od razu staje się bardziej zrozumiałe. Ale diabełek na ramieniu podszepnął, że będzie zbyt zwyczajnie i już przed pierwszym przecinkiem mamy dwie zagadki.
A na to nie zwróciłem uwagi... Dzięki :) Przeważały sosnowe, winno być, skoro już padła decyzja pni. O, celna uwaga. Człowiek czyta zdanie wielokrotnie i nie widzi takiej gafy ;/
Seener pisze: 3. Kikuty gałęzi. Sosna to drzewo wiecznie zielone. Więc jeśli już wpadłem na to, że pień powinienem rozumieć jako drzewo (bo inaczej skąd gałęzie) to teraz dlaczego kikuty? Kojarzy mi się to z czymś uschniętym i niekompletnym. Więc co się stało? Jednak jakiś kataklizm,
Dobra tu się poddaję, znowu odsyłam do leśnika (ewentualnie do mojej odpowiedzi, bo jest ona w tym wątku, pamiętam jak o tym pisałem).
Seener pisze: Przyprawiłeś rękę na czole.
Mówi się: czołu, nie na czole. Nie przyprawia się do zupy, tylko zupę.
Seener pisze: Mogę go rozbierać zdanie po zdaniu, ale biorę około 100 zł za godzinę + VAT.
Widać z daleka, że nie bierzesz. Ale rozumiem, co chciałeś powiedzieć.
Seener pisze: Teraz rozumiesz dlaczego na początku spytałem czy nie dało się tego napisać po polsku?
No właśnie rozumiem od samego początku :) Ale dzięki za wysiłek.

Added in 13 minutes 37 seconds:
Thana pisze: Zignorować, uznać, że Margot marudzi i niech się lepiej odturla od mojego mchu i idzie czytać Prousta. Czasami należy tak zrobić, bo nie każdy czytelnik jest nasz, nie z każdym mamy chemię, nie każdy jest dla nas tzw. targetem. Ale jeżeli potraktuję tak czytelniczkę Margot, czytelnika Seenera, czytelnika Szopena, czytelnika Godhanda... to za chwilę będę gadać do lustra, bo okaże się, że nikt, poza mną, mego genialnego dzieła nie rozumie.
Tylko czy ja naprawdę "zignorowałem" czy odpowiedziałem na to? Podkreśliłem, że to nie była jaskrawa zieleń (bo to żaden fenomen, jesteśmy w zdrowym lesie) ale że jest ona "wprost" jaskrawa. Rzeczywiście nie jest toto idealne, znalazłem lepsze rozwiązanie. Nie chcę, żeby to się jarzyło, ale no dawało po oczach jaskrawością - w kontraście do minionej już przez bohatera, standardowej zieloności lasu.

Nie wiem, czy jaskrawość ma koniecznie oznaczać blask, tym bardziej, że stoi to w epitecie z kolorem, atrybutem przedmiotu, nie z samym przedmiotem. Jaskrawe liście - owszem, sugeruje już coś bliskie jarzeniu. Jaskrawy kolor - nie.

Zgadzam się, trzeci punkt jest spoko. Pierwszy, jak mi się zdaje, pije do mojego zachowania i ja mogę tylko powiedzieć: źle mnie odbieracie. Choć z drugiej strony się wam nie dziwię, bo i nie byłem jakiś szczególnie ciepły w stosunku do was, możecie mieć wręcz odwrotne odczucie. Nie miejcie. Pewnie niejeden tu buchnie śmiechem, ale co ja poradzę? Piszę szczerze: nie miejcie, nie staram się walczyć z wami tylko ewentualnie z argumentami, z którymi nie do końca się zgadzam. Czekam więc na odpowiedzi i jeśli znowu tłumnie się okaże, że w przypadku jaskrawości (i może jeszcze kikutów gałęzi; bo młócenie z miłą chęcią zmienię na bicie) wszyscy są zgodni, tylko ja się wyłamuje, to spoko, tak docierają ciężkie fakty do echa - opornie najwidoczniej.
Ostatnio zmieniony pt 05 lip 2019, 15:05 przez echO, łącznie zmieniany 1 raz.

"Groźba" [fantasy] (fragment opowiadania)

57
Ech... Ja się poddaję. Echo, masz rację. Zbudowałeś kunsztownie wspaniałe obrazy i to nasza, wspólna wina, że tych obrazów nie widzimy i że zamiast tego, co chciałeś przekazać, widzimy coś kompletnie innego. Przepraszam, że ośmieliłem się skrytykować Twoje dzieło. Więcej nie będę próbował nawet cokolwiek radzić, tylko będę w niemym zachwycie siedzieć po minucie nad każdym zdaniem, usiłując zrozumieć ukryte w nim przesłanie. I dobrze tak będzie, bo dzięki temu wyślesz swe dzieło do wydawców unikalne w stylu, nieskażonym niesłusznymi i dyktowanymi niską zawiścią radami. A dzięki temu na pewno się wybijesz w tłumie miernych, nijakich powieści, dzięki temu z pewnością nasze książki nie będą nawet stawać w konkurencji z Twoimi. Co z pewnością odbije się korzystnie na jakości polskiej literatury.

Jeszcze raz, napisałeś wspaniale. Porywasz plastycznością opisów, dynamizmem akcji, oryginalnością porównań. Chwała ci, o wielki.
http://radomirdarmila.pl

"Groźba" [fantasy] (fragment opowiadania)

59
Ale to ja nie rozumiem co do mnie piszesz, czy Ty nie rozumiesz co ja pisze do Ciebie?
No... za siebie to mogę ręczyć :).
echO pisze: Seener, mowa była o wielkiej, nie większej krwi.
Nie ma znaczenia, jeden autor wprawnie zmienił jeden wyraz w znanym zwrocie dając mu styl i bogactwo informacji, drugi... nie. To była istota mojego wywodu. Jedno się czyta dobrze i rozumie, drugie nie. Znajdź różnicę.
echO pisze: pnie to jeszcze nie drzewa
Użyłbym "już", ale to znowu bez znaczenia. Czyli jednak źle zdekodowałem te kalambury? No to jak ja mam to czytać jak się wykładam na jednym zdaniu, tak prostym, że żeby je zrozumieć, wystarczy znać jakiegoś leśnika? Czyli jednak pnie z kikutami. Parę dni roboty na marne :(.
echO pisze: Widać z daleka, że nie bierzesz.
Coś czuję, że jednak mógłbyś się zdziwić...
echO pisze: Piękna bajka (...), więc nie przeczytałem
No i takich sprzeczności i nielogiczności pełen jest Twój tekst.
Ale żałuj, końcówka mi wyszła ;).
echO pisze: No właśnie rozumiem od samego początku
Znam chyba trzy książki gdzie język został, przynajmniej miejscami, "wynicowany" do granic poznania.
"Alicje" Carrolla i "Mechaniczna pomarańcza". Jeśli całość Twojego tekstu dorównuje im literacko to z największą przyjemnością zapłacę za nie w księgarni.
echO pisze: Mówi się: czołu, nie na czole.
Jednak przeczytałeś :)
Kłamczuszek ;)
Przyznaj, że Ci się podobało.

PS. Ja też już się tu więcej nie odezwę. Fakt, może nie byłem zbyt delikatny, ale to nie zmienia faktu, że styl w jakim napisałeś ten tekst, jest (używając oszczędnego eufemizmu) ekscentryczno-kontrowersyjny.
Powodzenia.
Jako pisarz odpowiadam jedynie za pisanie.
Za czytanie winę ponosi czytelnik.

"Groźba" [fantasy] (fragment opowiadania)

60
Seener pisze: Piękna bajka (...), więc nie przeczytałem
No i takich sprzeczności i nielogiczności pełen jest Twój tekst.
I ty mi chcesz powiedzieć, że jesteś korektorem :D Dzięki za ten przykład. Nawet korektorom warto strzelić jakąś minigafę, ale nie umieć czytać zdań...
Seener pisze: Jednak przeczytałeś
Kłamczuszek
Przyznaj, że Ci się podobało.
Przeczytaj jeszcze raz swój komentarz i znajdź tę swoją gafę. Podpowiedź: wpisz w pole wyszukaj "Przyprawiłeś rękę na czole".

Added in 3 minutes 29 seconds:
Poprawnie, panie korektorze, byłoby: przyprawiłeś dziecku rękę na czole. Albo: przyprawiłeś rękę czołu.
Masz ode mnie za free. Korektorem nie jestem.

"Groźba" [fantasy] (fragment opowiadania)

61
echO pisze:Tylko czy ja naprawdę "zignorowałem" czy odpowiedziałem na to?
Akurat w tym poście nie odnosiłam się w ogóle do Twojego tekstu, tylko do hipotetycznej sytuacji, co by mogło się wydarzyć, gdybym chciała opisać taki mech. I jakie problemy mogłyby się wówczas pojawić. Bo opis lasu, a zwłaszcza fantastycznego lasu, to wcale nie jest taka prosta sprawa.

echO pisze: Nie chcę, żeby to się jarzyło, ale no dawało po oczach jaskrawością - w kontraście do minionej już przez bohatera, standardowej zieloności lasu.
Sam pomysł i jego sens rozumiem, chociaż nie wiem, co masz na myśli, pisząc o "standardowej zieloności". Według mnie, las ma wiele odcieni zieleni i nie da się tam wyznaczyć żadnego standardu.

echO pisze: Pierwszy, jak mi się zdaje, pije do mojego zachowania
Bardzo dużo czasu i uwagi poświęcasz na domyślanie się, a właściwie wymyślanie, co też kto myśli i uważa, ale nie o tekście, tylko o Tobie. Nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę, ale prowadzisz w ten sposób dyskusję o samym sobie... z samym sobą. :) Wyobrażasz sobie, co kto myśli i na to odpowiadasz. Nie rozmawiasz w ten sposób z nami, rozmawiasz z lustrem.

Czy dasz radę skoncentrować się wyłącznie na tym, co zostało napisane czarno na białym, a nie na tym, co Ci się wydaje, że ktoś myśli, kim jest itd.?
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”