Co tu się dzieje...

echO: w zasadzie już odniosłeś sukces. Masz tyle odwiedzin, że możesz zacząć żyć z reklam. A jak zarobisz, to sobie sam wydasz i nikogo o nic nie będziesz musiał prosić:)
Ja nie wiem czy Tobie pomogą te porady. Trochę się zamurowałeś w swojej twierdzy. W dodatku tak sobie myślę, że skoro to jest kawałek jakiejś większej części, to sporo pracy musi Cię kosztować składanie takich zdań... albo, co gorsza, przychodzi Ci to z łatwością.
Mam nadzieję, że komuś jednak pomogą. Jeśli nie Tobie to przynajmniej komuś, kto kiedyś będzie czytał ten wątek.
Zacznę od pewnej historii, a potem wyjaśnię, dlaczego ją opowiedziałem.
Historia:
Stwórca pewnego dnia o świcie stworzył dziecko. Dziecko od razu rzucało się w oczy, bo miało rękę na czole.
Ludzie ze zdziwieniem krzyknęli:
- Jak to? Dziecko z ręka na czole?
Stwórca też się zdziwił, tyle że ich zdziwieniem.
- No tak. Dziecko, ręka, czoło. W czym problem.
- No ale na czole???
- O co Wam chodzi? - dziwił się nadal stwórca. - Są dzieci? Są. Są czoła? Są. Są ręce są? Więc w czym problem.
- Nie ma dzieci z rękami na czole. - Coraz więcej ludzi się przyłączało do tego zdziwienia. I chociaż niektórzy byli bardzo oddani stwórcy, głęboko wierzący i wogóle w klapie mieli jego logo, to nadal nie do końca mogli zrozumieć. - Przecież coś tu jest nie tak.
- Ale o co Wam chodzi? - dopytywał nadal oburzony oburzeniem stwórca. - Dziecko zdrowe, czoło zdrowe, ręka zdrowa. Nic złego się nie dzieje. Wszystko jest dobrze.
Faktycznie, jak się przyjrzeć każdej części z osobna, wszystkie były zdrowe i sprawne. Ale razem...
- Jak dobrze? - Odezwał się jakiś mniej pokorny. - Na czole? Jeszcze tylko @&uja tam brakuje. O co chodzi?
Stwórca zrobił głęboki wdech i postanowił wyjaśnić maluczkim.
- Po pierwsze, niepokorny, nie podskakuj, bo sam będziesz miał coś na czole. Po drugie wiem, że miejsce rąk jest gdzie indziej, ale przecież różnie bywa. A to ktoś w ogóle urodzi się bez ręki, a to ktoś ma sześć palców, a to ktoś ma ręce jak należy, ale jest leniwy i nic nimi nie robi. Rozejrzyjcie się wokoło. Różnie bywa. A ten będzie się mógł spokojnie zaczesać z tyłu, albo oczy przysłonić, jak będzie miał światłowstręt. Więc w czym problem?
- No to może trzeba było go stworzyć bez światłowstrętu? Ręka na czole??? No coś tu jest nie tak.
- Ale dlaczego??? Nie rozumiem!!!
Tu historia się kończy. I teraz pytanie. Jak tu wytłumaczyć stwórcy, że nie robi się Do &#$wy nędzy ludziom rąk na czole? Na logikę? Zastraszyć? Wysłać wagarowicza z powrotem do szkoły?
Najbliższa rodzina wytłumaczy dziecku, że jest wyjątkowe, a przez to lepsze, żeby nie miało zmarnowanego całego życia. Reszta świata będzie to miała gdzieś, jak tylko puszczą w telewizji następną porcję reklam albo orędzie. Życie toczy się dalej i tylko parę osób ma nadzieję, że nie będą się już rodzić dzieci z ręką na czole.
Teraz wróćmy do tekstu. Podam Ci jeden przykład z pierwszego akapitu. Dalej jest podobnie więc jeśli tu nie wyciągniesz wniosków, to nie wyciągniesz ich już nigdy.
"W tłumie pni przeważały sosny, wiekowe i wyniosłe, o rozlicznych kikutach gałęzi."
Co z nim jest nie tak?
Odskoczę znów na chwilę na bok, żeby stopniować napięcie.
Powołałeś się tu, zdaje się na Sapkowskiego i Dukaja. To już samo w sobie jest proszeniem się o kłopoty

.
Ale kojarzę zdanie (nie chce mi się szukać dokładnego cytatu) o koniach większej krwi.
Prawdopodobnie uszyte pod konkretną stylizację.
Choć można przyjąć, że wymyślił je autor, to zwróć uwagę ile "uchwytów" daje czytelnikowi.
Określenie "koń czystej krwi" jest powszechnie znane. Występuje we współczesnym języku, jest może nawet terminem technicznym w hippice, a czasem używa się go jako przenośni.
Co zrobił autor?
"Czystej" zamienił na "większej".
I skutek mamy taki, że większość osób rozumie odniesienie do zwrotu współczesnego i codziennego. Dodatkowo dostając stopniowanie w "określeniu" koni, ma szansę zrozumieć, że te konie są lepsze od innych, ich właściciele są bogatsi bądź lepsi od innych. Może nawet z racji właściwości tych koni zajmują się wykonywaniem jakiejś szczególnej pracy w swoim świecie. I to wszystko w jednym zdaniu.
Autor jednym wyrazem załatwił stylizację i informację, a bazując na znanym zwrocie, zostawił czytelnikowi jasny punkt podparcia dla rozumienia.
Ty w swoim tekście nie pomagasz czytelnikowi prawie wcale. Nie ma w nim punktów podparcia, rusztowania, drogowskazów.
Wróćmy do zacytowanego zdania z pierwszego akapitu. Co ono właściwie oznacza?
1. Pień to nie jest synonim drzewa. Więc o co chodzi? Wykarczowane? Las był dziki więc pewnie nie. Czyli wystają z ziemi same pnie? Jakaś wichura przeszła i urwała górę?
2. Przeważały sosny. Kolejna pytanie? Pień ma gatunek? No w sumie ma, ale z takim uproszczeniem mówi się głównie w IKEI na stoisku z parkietami. To dąb kanadyjski, to sosna, to chińczyk - odradzam. Nawet nie... bardziej w zakładzie pogrzebowym. Rozumiesz moją konfuzję? Jeśli byłoby tam zwyczajnie "drzewo" od razu staje się bardziej zrozumiałe. Ale diabełek na ramieniu podszepnął, że będzie zbyt zwyczajnie i już przed pierwszym przecinkiem mamy dwie zagadki.
3. Kikuty gałęzi. Sosna to drzewo wiecznie zielone. Więc jeśli już wpadłem na to, że pień powinienem rozumieć jako drzewo (bo inaczej skąd gałęzie) to teraz dlaczego kikuty? Kojarzy mi się to z czymś uschniętym i niekompletnym. Więc co się stało? Jednak jakiś kataklizm, siłą nieczysta? W zasadzie zostałbym bez odpowiedzi, gdyby nie kolejne zdanie o rozdającym się bzie, które po starannym zdekodowaniu sugeruje mi, że jednak wokoło życie leśne kwitnie w najlepsze. Więc co za kikuty do kroćset. Kataklizm i siłą nieczysta, inaczerj być nie może.
4. Zgaduję w końcu, że może chodzi o coś takiego "W gęstym lesie najwięcej rosło bujnych i wysokich sosen". Ale czy na pewno? Bo przecież te niepokojące pnie i kikuty.
5. Jestem skonfundowany.
W jednym zdaniu, zamiast drogowskazu dostaję trzy kalambury. Jak w końcu się domyślam, o co może chodzić, to w następnych pojawiają się kolejne pytania. Pod koniec akapitu nie pamiętam o czym był początek. Jak mam zrozumieć historię?
Nie prowadzisz czytelnika, nie podpowiadasz, nie dajesz wskazówek, ani punktu oparcia. Budujesz mur w poprzek drogi.
Przyprawiłeś rękę na czole.
To jest właśnie powód, dla którego ciężko rozbierać ten tekst na kawałki. Problem musisz zauważyć całościowo.
Mogę go rozbierać zdanie po zdaniu, ale biorę około 100 zł za godzinę + VAT.
Rozgrzebywanie tego na atomy nie pomoże, a wręcz wydaje mi się, że zaciemni obraz. Jeśli problem potrafi się pojawić między drzewem a pniem i między gałęzią a kikutem to moim zdaniem powinieneś zrobić bardzo duży krok wstecz i wybrać chociaż odrobinę inną drogę w tym lesie bez ścieżek.
Teraz rozumiesz dlaczego na początku spytałem czy nie dało się tego napisać po polsku?

Jako pisarz odpowiadam jedynie za pisanie.
Za czytanie winę ponosi czytelnik.