WYNALAZEK
	Mój przyjaciel Grześ siedział w pubie przy swoim ulubionym stoliku i  wpatrywał się w blat. Przysiadłem się do niego, ale nawet na mnie nie spojrzał.
	- Jak tam? - spytałem bez przesadnego zainteresowania.
	Wzruszył ramionami.
	- Masz jakiś kłopot? - moje pytanie znowu zawisło w próżni. Tym razem nawet nie wzruszył ramionami.
	- No, stary, co się z tobą dzieje?! - zdenerwowałem się nieco.
	Spojrzał na mnie tępo.
	- Wynalazek - powiedział przez nos.
	- Jaki? - spytałem.
	- Mój - mruknął ponuro.
	- Nie działa? - przeszedłem do konkretów.
	- Działa.
	- To w czym problem?
	- Nie zawsze.
	- Co „nie zawsze”?
	- Działa. Nie zawsze. Czasami działa, czasami nie.
	- Aha - powiedziałem domyślnie. - A co to za wynalazek?
	- Zegar - odpowiedział Grześ krótko i zwięźle.
	- Normalny zegar? - poczułem się nieco rozczarowany.
	- Niezupełnie normalny.
	- No więc jaki?
	- Bardzo nietypowy. W zasadzie elektryczny. Mechanizm ma niezbyt skomplikowany. A co najważniejsze - głośno podaje godzinę. Zazwyczaj męskim głosem.
	- Jak to możliwe? - spytałem naprawdę zaciekawiony.
	- Nie wiem - Grześ wzruszył ramionami. - Aha - dodał po chwili - czasami podaje godzinę przez telefon.
	- Przez telefon?
	- Tak. Dzwoni i mówi.
	- Genialne - wyszeptałem z nabożną czcią. - No, to przecież jest genialne...
	Grześ uśmiechnął się ponuro. Był to bardzo przykry uśmiech.
	- I co z tego, że genialne, jak nie działa tak, jak się należy? - spytał.
	Milczałem, czekając na dalszy ciąg. Dalszy ciąg nastąpił.
	- Po pierwsze - Grześ odgiął jeden palec - nie zawsze podaje czas dokładnie. Czasami tylko w przybliżeniu. Po drugie - odgiął drugi palec - mam problemy z regulacją głośności. Zupełnie nie wiem, jak to się robi. I po trzecie - odgiął trzeci palec - w zasadzie działa tylko w nocy. W dzień – bardzo kiepsko, albo nawet wcale. Może to wpływ wybuchów na Słońcu? - zasępił się wyraźnie.
	Taktownie milczałem. Grześ też, chociaż mniej taktownie niż ja. On milczał tak jakby bardziej refleksyjnie. Posiedzieliśmy zatem parę chwil w milczeniu. Wreszcie Grześ wstał.
	- Idziesz już? - spytałem zupełnie bez sensu.
	- Muszę zdemontować - odpowiedział i ruszył do drzwi.
	- Hej, Grzesiu! - zawołałem za nim. - Czy mogę TO zobaczyć?
	Odwrócił się powoli.
	- Jasne – powiedział.
	Całą drogę do jego mieszkania przebyliśmy w głębokiej ciszy. Winda na szczęście działała i po paru chwilach byliśmy już w niezbyt przytulnym lokum na dziewiątym piętrze jednego z wieżowców na nowym osiedlu. Od razu wprowadził mnie do małego pokoju, w którym stał ów cud techniki dwudziestego pierwszego wieku.
	Jak na cud wyglądało toto dość, powiedziałbym, przeciętnie. Ot, silnik od pralki, na którego osi zainstalowany był jakiś sprytny mechanizm z przekładnią i dwoma młotkami produkcji, zdaje się, radzieckiej. Wszystko to tkwiło w starym cebrze.
	- Jak to działa? - zapytałem podejrzliwie, bo urządzenie swoim wyglądem przypominało wszystko, tylko nie zegar. Grześ uśmiechnął się pod nosem i włączył całe urządzenie do prądu.
	Młotki zaczęły walić o ścianki cebra, a straszliwe dudnienie słychać było chyba na całym osiedlu. Jak oparzony dopadłem do przewodu i wyszarpnąłem wtyczkę z gniazdka.
	- Czyś ty oszalał, Grzesiu?! - syknąłem ze złością. - Wiesz, która jest godzina?! 
	I w tym momencie zegar... zadziałał. Usłyszałem walenie w ścianę, a po chwili zrozpaczony męski głos zawył:
	- Panie, jest wpół do trzeciej w nocy!!!
	Grześ spojrzał na zegarek i westchnął. 
	- No, sam widzisz... Spieszy się o pięć minut - powiedział i zaczął demontować.
					
																					WYNALAZEK
1
							Ostatnio zmieniony wt 31 lip 2012, 23:33 przez MaciejŚlużyński, łącznie zmieniany 3 razy.
													
					
																				
					
					
																																																			
					