Siostra i brat [fantasy]

1
Wśród wąskich uliczek przebiegała zakapturzona kobieta. Delikatnym, ale pewnym krokiem zmierzała w stronę kościoła. Wybiegając na główny rynek omal nie wpadła na młodą dziewczynę idącą w przeciwnym kierunku. Jej oczom ukazały się ogromne drewniane drzwi prowadzące do świątyni. Uderzyła kilkakrotnie kołatką, ale nie uzyskała odpowiedzi. Weszła do środka.
Zdjęła kaptur i przyklęknęła. Podnosząc głowę do góry zobaczyła makabryczny widok. Tuż za ogromnym ołtarzem wisiał człowiek. Ile sił w nogach ruszyła w jego stronę. Stanęła na znajdującym się niedaleko krześle dla ministrantów i sprawdziła puls.
- Nie. – szepnęła błagalnie.
Zza pazuchy wyjęła mały sztylet. Zaczęła przecinać nim linę, na której skonał ksiądz. W chwili gdy kończyła ciąć usłyszała skrzypienie drzwi od zakrystii. Odwróciła się w tamtą stronę. Ciało widzące na linie spadło. Ale ona to zignorowała. Zeskoczyła z krzesła i ruszyła w stronę źródła hałasu. Wchodząc do pomieszczenia została uderzona w głowę. Upadła na kolana, a do jej uszu dobiegł głos:
- Spóźniłaś się, Tangaret.
- Nie spóźniłam się, to ty byłeś przed czasem, Genai.
- Mogłaś mnie wtedy zabić, nie doszłoby do tego. Ale nie trafiłaś. Wychodzisz z wprawy, Tangaret.
Kobieta wstała i odwróciła się w stronę swojego rozmówcy. Miał w ręku miecz, a jego twarz była przecięta wielką blizną.
- Piękniejesz z dnia na dzień, Genai, ty tchórzu. – powiedziała z wyraźnym zażenowaniem Tangaret.
- A to – mężczyzna przejechał dłonią po twarzy – wypadek przy pracy. Ale my nie o tym.
- A o czym? Dlaczego go zabiłeś?! – krzyknęła kobieta.
- Oboje wiemy dlaczego. Gdybyś wtedy nie weszła mi w drogę, nie miałoby to miejsca, a twój ksiądz nie byłby martwy.
- Zabiję cię. – wysapała przez zaciśnięte zęby kobieta.
- Już raz miałaś okazję, nie wykorzystałaś. Poza tym i tak tego nie zrobisz. Widzisz tą pokrywę w podłodze – mężczyzna wskazał ruchem głowy na sporą pokrywę leżącą pod nimi – jest tam kilku moich ludzi. Słyszą wszystko co mówimy. Niewątpliwie usłyszą też strzał z łuku lub uderzenie mieczem. A wtedy wparują tutaj i rozprawią się z tobą.
- Widzę, że wszystko dobrze zaplanowałeś. Z jednym wyjątkiem. Stoisz na tej pokrywie durniu.
I w tej chwili Tangaret błyskawicznym ruchem rzuciła sztyletem w twarz Genaia, trafiając go prosto w oko. Mężczyzna upadł, krzycząc, prosto na pokrywę, pod którą znajdowali się jego podwładni. Kobieta usłyszała przekleństwa i hałasy wydawane przez nich, próbujących uporać się z wyjściem na zewnątrz. Splunęła na jego ciała i ponownie weszła do nawy głównej. Zamknęła za sobą drzwi, klamkę podpierając stojącą nieopodal ławką. Uklękła przed ołtarzem, następnie podeszła do leżącego ciała. Usiadła obok niego i zapłakała. Z zakrystii doszedł do niej huk wyważonej pokrywy. Wytarła łzy i wstała.
- Jeszcze cię pomszczę, Yvek. – powiedziała do martwego ciała i ruszyła w stronę wyjścia.
Z zakrystii z hukiem wyleciało trzech opryszków. Kobieta odwróciła się błyskawicznie z napiętym łukiem. Wystrzeliła trzy strzały, każda trafiła w jednego. Cała trójka padła martwa na ziemię.
- Mówiłam, że wtedy to był przypadek. – szepnęła sama do siebie.


Będąc w sporej odległości od kościoła zobaczyła wchodzącą do niego starszą kobietą. Usiadła na pobliskiej ławce i spoglądała w stronę świątyni. W niedługim czasie dobiegł ją przerażający krzyk wybiegającej kobiety. Tangaret zaśmiała się. Zza jej pleców wyłoniła się dłoń, która dotknęła jej barku. Kobieta błyskawicznie wstała i odwróciła się.
- Jezu, Tennak, nie możesz po prostu powiedzieć cześć? – powiedziała z wyraźną ulgą.
- Witaj, łuczniczko – zrehabilitował się mężczyzna – czy to co wystraszyło tą starszą panią w kościele jest twoją zasługą?
- Po części tak.
- Po części?
- Daj spokój, Tennak. Przecież sam wiesz co tam się wydarzyło. I dziwię się tobie, że sam nic z nimi nie zrobiłeś. Przecież dobrze wiedziałeś, że Genai jest w mieście ich chce zabić Yveka. A ty nic nie zrobiłeś…
- Od zawsze mówiłem ci, że ta znajomość z kapłanem przyniesie wam obojgu jakieś nieszczęście. A teraz masz – on nie żyje, a ty jesteś na czarnej liście w Divning.
- Daj spokój, bracie. Wszyscy wiemy jakimi byli tchórzami. Nie mogli zabić mnie, to zabili Yveka.
- Ale teraz to ty cierpisz.
- Już nie. Genai i jego szajka nie żyją. Ja ich zabiłam. – starannie zaakcentowała ostatnie zdanie.
- I już ciebie to nie dręczy? To, że przez ciebie Yvek nie żyje?
- Gdybyś go chronił, pewnie by żył. Prosiłam cię o to. Więc nie zwalaj winy jak zwykle na mnie, bracie.
Tennak jakby to zignorował i szybko zmienił temat.
- Zostajesz tutaj czy znowu gdzieś uciekasz?
- Ja nigdy nie uciekam. Ale też nie zostaję tutaj. Słyszałam, że burmistrz Worm jak zwykle ma problemy z upiorami. Chcę mu pomóc, oczywiście za odpowiednią nagrodę.
- Jak zwykle szukasz guza, ale mnie to już nie interesuje.
- Zrobisz coś dla mnie, magiku?
- Nie nazywaj mnie tak!
- Pochowaj godnie Yveka, ja tej nocy zawijam się razem z karawaną Zegdreda w stronę Worm. Bywaj, braciszku!
Przeszła obok niego, znikając w mroku kolejnej wąskiej uliczki.
- Bywaj, siostro. – szepnął Tennak.
Ostatnio zmieniony czw 21 lip 2011, 23:28 przez jkb95, łącznie zmieniany 5 razy.

2
Wśród wąskich uliczek przebiegała zakapturzona kobieta. Delikatnym, ale pewnym krokiem zmierzała w stronę kościoła.

Delikatny ale pewny krok nie kojarzy mi się z bieganiem.
Odwróciła się w tamtą stronę. Ciało widzące na linie spadło. Ale ona to zignorowała. Zeskoczyła z krzesła i ruszyła w stronę źródła hałasu.
1 - ciało "widzące" - mała, pierońska literówka ;)
2 - zignorowała, ale jednak nie, bo poszła tam gdzie był hałas.
3 - pewnie się czepiam, ale coś nie pasuje mi "źródło hałasu."
Wchodząc do pomieszczenia została uderzona w głowę. Upadła na kolana, a do jej uszu dobiegł głos:
- Spóźniłaś się, Tangaret.
- Nie spóźniłam się, to ty byłeś przed czasem, Genai.
Ej, laska dostaje po głowie i rzuca ją to na kolana, a sekundę później przytomnie rozmawia z facetem? Poza tym używanie imion w pierwszej wymianie zdań i to obu jest sztuczne jak cycki Dody.
- Mogłaś mnie wtedy zabić, nie doszłoby do tego. Ale nie trafiłaś. Wychodzisz z wprawy, Tangaret.
Oni sobie tymi imionami przypominają do kogo mówią? Trochę kosmiczne. Znaczy się nie z tej planety.
- Piękniejesz z dnia na dzień, Genai, ty tchórzu. – powiedziała z wyraźnym zażenowaniem Tangaret.
To jest Jowisz, tu się adresuje dialogi.
Widzisz tą pokrywę w podłodze – mężczyzna wskazał ruchem głowy na sporą pokrywę leżącą pod nimi
Patrząc na mleko powiedział, że widzi mleko.
Niewątpliwie usłyszą też strzał z łuku
Strzał z łuku. Zastanów się, czy to czasem nie brzmi tak lekko zabawnie.
Poza tym koleś ma nad nią kontrolę, pieprznął ją w głowę i jeszcze musi ją straszyć dryblasami? Nawet jeśli, to słabo widzę ich w akcji wychodzących spod tej pokrywy. Przypomnij sobie scenę z OiM jak Zagłoba ciął kozaków w stodole.
Widzę, że wszystko dobrze zaplanowałeś. Z jednym wyjątkiem. Stoisz na tej pokrywie durniu.

Facet rozumiem ważył tyle co hipopotam.
Mężczyzna upadł, krzycząc, prosto na pokrywę, pod którą znajdowali się jego podwładni.
Przecinek nie pomógł. Nadal to wygląda jakby krzyczał na pokrywę. Może lepiej by było:
"Mężczyzna krzycząc upadł prosto na pokrywę." Albo w ogóle może nie powinien krzyczeć?
Splunęła na jego ciała
Literówka.
Zamknęła za sobą drzwi, klamkę podpierając stojącą nieopodal ławką.

To zdanie ma ręce tam gdzie powinno mieć plecy.
Jeszcze cię pomszczę, Yvek
Znowu Jowisz.
W niedługim czasie dobiegł ją przerażający krzyk wybiegającej kobiety.
Poszukaj synonimu.
Tangaret zaśmiała się
Przed chwilą powieszono tam jej znajomego.
Jezu, Tennak, nie możesz po prostu powiedzieć cześć? – powiedziała z wyraźną ulgą.
Po pierwsze, znów Jowisz. Po drugie, Jezus tu nie pasuje. Ludzie mają imiona jak Orkowie, a Jezus to nadal Jezus.

Podsumowując: Bardzo słabo. Masa błędów. Historia nieciekawa. Nie nakreślasz w ogóle charakteru bohatera. Dialogi śmieszą, ale chyba nie o to ci chodziło. W ogóle są drętwe. Nie stworzyłeś mi, jako czytającemu, możliwości wejścia w opowiadanie. Tekst jest oschły, bez emocji i pomysłu. Warsztat tez kuleje. Niektóre zdania były poprzestawiane, jak to z ławką i drzwiami. Ćwicz dalej, ale za nim coś napiszesz, zastanów się co takiego możesz opowiedzieć, w czym twoje opowiadanie będzie zaskakiwać czytelnika, co tam umieścisz, a czego nie ma u innych.
Nie zrażaj się surową oceną - takie są najlepsze.

Pozdrawiam, Nazz
The Dude abides.

Re: Siostra i brat [fantasy]

3
1. Zły zapis dialogów, polecamy poradniki odnośnie tego.
2. Krótkie, urywane zdania, przez co czytanie staje się mechaniczne.
3. Dialogi suche i puste - same słowa bez komentarza, bez uczuć, gestów, zachowania, jakby bohaterowie stali jak posągi i mówili do siebie szarym, pozbawionym jakiegokolwiek wyrazu głosem.
4. Powtórzenia, głównie nieszczęsnej 'pokrywy' i zaimków.

W chwili gdy kończyła ciąć(,) usłyszała skrzypienie drzwi od zakrystii.
- Spóźniłaś się, Tangaret.
- Nie spóźniłam się, to ty byłeś przed czasem, Genai.
- Mogłaś mnie wtedy zabić, nie doszłoby do tego. Ale nie trafiłaś. Wychodzisz z wprawy, Tangaret.
'holiłódzkie dialogi' - powtarzanie wciąż imienia osoby, do której się zwraca. Czy ze znajomymi też tak rozmawiasz?
- Oboje wiemy(,) dlaczego.
- Widzę, że wszystko dobrze zaplanowałeś. Z jednym wyjątkiem. Stoisz na tej pokrywie(,) durniu.
I w tej chwili Tangaret
brzydko tak zaczynać zdanie od "I", brzydko.
Splunęła na jego ciała
Ile ich było?
Uklękła przed ołtarzem, następnie podeszła do leżącego ciała.
Po co tam klękała? Warto to dopisać.
Usiadła obok niego i zapłakała. Z zakrystii doszedł do niej huk wyważonej pokrywy.
Naprawdę nie ma jakiegoś synonimu? Wciąż pokrywa, pokrywa i pokrywa.
Z zakrystii z hukiem wyleciało trzech opryszków. Kobieta odwróciła się błyskawicznie z napiętym łukiem. Wystrzeliła trzy strzały, każda trafiła w jednego. Cała trójka padła martwa na ziemię.
Brzmi to trochę, jakby każda ze strzał trafiła w jednego - czyli dwóch pozostaje.
Będąc w sporej odległości od kościoła(,) zobaczyła wchodzącą do niego(wychodzi się 'z' kościoła, nie 'od' kościoła) starszą kobietą(ę). Usiadła na pobliskiej ławce i spoglądała w stronę świątyni. W niedługim czasie dobiegł ją przerażający krzyk wybiegającej kobiety(kolejna kobieta wybiegała?). Tangaret zaśmiała się. Zza jej pleców wyłoniła się dłoń, która dotknęła jej(zbędne) barku. Kobieta błyskawicznie wstała i odwróciła się.
- Jezu, Tennak, nie możesz po prostu powiedzieć cześć? – powiedziała z wyraźną ulgą.
- Witaj, łuczniczko – zrehabilitował się mężczyzna – czy to(,) co wystraszyło tą starszą panią w kościele(,) jest twoją zasługą?
- Daj spokój, Tennak. Przecież sam wiesz(,) co tam się wydarzyło. I dziwię się tobie(dziwię ci się - szyk!), że sam nic z nimi nie zrobiłeś.
- Od zawsze mówiłem ci, że ta znajomość z kapłanem przyniesie wam obojgu jakieś nieszczęście. A teraz masz – on nie żyje, a ty jesteś na czarnej liście w Divning.
W dialogach myślnika używamy TYLKO do oddzielenia słów bohatera od narracji, w innym przypadku można się pogubić.
- I już ciebie to nie dręczy?
i już cię to nie dręczy - szyk!
- Zostajesz tutaj(,) czy znowu gdzieś uciekasz?


Czytając to czuliśmy się, jakbyśmy czytali mieszankę kilku opowieści, w tym Wiedźmina, Naszej i dwóch-trzech czytanych na którymś z for. Czyli trzema słowami - czuliśmy się źle. Nawet bardzo źle, zważywszy na zapis. Wiele ćwiczenia warsztatu przed Tobą, głównie, jeśli o dialogi chodzi - są, jak już zaznaczyliśmy u góry, mdłe, szare, nijakie, a przede wszystkim sztuczne. I brakuje całości opisów, czytelnik musi sobie wyobrazić wszystkie sceny, mieć je wręcz 'narysowane' słowem, czytelnik ma poczuć się w sali kinowej, a tu, jeśli już zdanie-dwa opisu były, to takie niezgrabne, że aż musieliśmy zmusić się do całkowitego wyłączenia wyobraźni, co źle świadczy o tekście.
Kiedy ktoś spotyka kogoś
Idąc pośród zbóż
Gdy ktoś pocałuje kogoś
Płakać chciałby któż?

4
Wśród wąskich uliczek przebiegała zakapturzona kobieta. Delikatnym, ale pewnym krokiem zmierzała w stronę kościoła. Wybiegając na główny rynek omal nie wpadła na młodą dziewczynę idącą w przeciwnym kierunku. Jej oczom ukazały się ogromne drewniane drzwi prowadzące do świątyni. Uderzyła kilkakrotnie kołatką, ale nie uzyskała odpowiedzi. Weszła do środka.
Mamy tutaj wprowadzenie postaci oraz skrawek otoczenia. I jest zalążek akcji. Ale, czy ten akapit jest płynny? Nie. Jest pocięty, chociaż na pierwszy rzut oka tego nie widać. Rzecz wychodzi, gdy zacznie się go oczyszczać z rzeczy zbędnych i brzydkich. I po przeróbce wygląda tak:
Wśród wąskich uliczek przebiegała w stronę kościoła zakapturzona kobieta. Wybiegając na główny rynek omal nie wpadła na młodą dziewczynę . Jej oczom ukazały się ogromne drewniane drzwi prowadzące do świątyni. Uderzyła kilkakrotnie kołatką i Weszła do środka.
I z miejsca widać, że tekst jest pozbawiony emocji, spojrzenia narratora na tę postać, na otoczenie - to tylko suche informacje.
Zdjęła kaptur i przyklęknęła. Podnosząc głowę do góry zobaczyła makabryczny widok. Tuż za ogromnym ołtarzem wisiał człowiek. Ile sił w nogach ruszyła w jego stronę. Stanęła na znajdującym się niedaleko krześle dla ministrantów i sprawdziła puls.
- Nie. – szepnęła błagalnie.
Zza pazuchy wyjęła mały sztylet. Zaczęła przecinać nim linę, na której skonał ksiądz.
ach, ta sztuczna tajemniczość - napisz od razu, kto wisiał - pokaż to!
Kobieta wstała i odwróciła się w stronę swojego rozmówcy. Miał w ręku miecz, a jego twarz była przecięta wielką blizną.
Cały tekst jest suchy (czyli wyliczanka kolejnych czynności) lecz na tym zdaniu mogę coś pokazać. Stoi facet z mieczem. Ma bliznę. To pokazujesz. A, czy nie można naprawdę pokazać nieco więcej? Ta scena, jak i wiele innych, jest bardziej rozbudowana!
Kobieta wstała i z nienawiścią spojrzała na rozmówcę. Zaciskał dłoń na mieczu, ponura twarz z blizną nie zdradzała emocji. Mógł zabić bez mrugnięcia okiem.
- Zabiję cię. – wysapała przez zaciśnięte zęby kobieta.
jak wysapała, to wiadomo, że kobieta.
- Zabiję cię – wysapała przez zaciśnięte zęby.
Widzisz pokrywę w podłodze
tę pokrywę
Niewątpliwie usłyszą też strzał z łuku lub uderzenie mieczem.
jednak ja w to wątpię...
Kobieta usłyszała przekleństwa i hałasy wydawane przez nich
oni wydawali hałasy, czy raczej je czynili?
Z zakrystii z hukiem wyleciało trzech opryszków. Kobieta odwróciła się błyskawicznie z napiętym łukiem. Wystrzeliła trzy strzały, każda trafiła w jednego. Cała trójka padła martwa na ziemię.
- Mówiłam, że wtedy to był przypadek. – szepnęła sama do siebie.
Dopiero wypowiedź bohaterki coś pokazuje - a to połowa tekstu. Zobacz, że pokazujesz jej talent, odnosisz się do rozmowy z kolesiem z blizną, i ładnie dopełniasz pewną część historii. Dlaczego narrator tego nie robi (ty), tylko robi to za ciebie bohaterka? Czyżby miała więcej do opowiedzenia?
Będąc w sporej odległości od kościoła zobaczyła wchodzącą do niego starszą kobietą.
Gdy była w sporej...
- Jezu, Tennak, nie możesz po prostu powiedzieć cześć? – powiedziała z wyraźną ulgą.
I znów, emocje są papierowe.
- Jezu, Tennak, nie możesz po prostu powiedzieć "cześć"? – Odetchnęła z uglą, widząc znajomą twarz.

Słaby tekst - główną winę ponosisz przez narrację. Z braku wizji wytworzonego świata, z braku umiejętności ukazania go oraz bohaterów, emocji, tego, co nimi kieruje, stworzyłeś tekst złożony z listy czynności: zrobiła to, podeszła, kucnęła - ot, jakbyś pisał scenariusz dla aktora, pozostawiając wszelkie emocje na następną próbę. Widać, brakuje ci w prawy, ale ten tekst jest doskonałą platformą, aby poćwiczyć, bo przecież bohaterka i czarny charakter są ludźmi, i można pokazać ich jak ludzi, nie zaś jako zbiór czynności. Poćwicz, właśnie na tym tekście - możesz śmiało zapożyczać z książek, adoptować na potrzeby własnego tekstu, z pewnością dostrzeżesz, kto jaki jest w tym opowiadaniu. Mnie się nie podobało.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

5
jkb95 pisze:Jej oczom ukazały się ogromne drewniane drzwi prowadzące do świątyni. Uderzyła kilkakrotnie kołatką, ale nie uzyskała odpowiedzi
Naprawdę się spodziewała, że ktoś jej powie: proszę wejść?

Mam wrażenie, że nie przemyślałeś dobrze historii, którą chcesz opowiedzieć, dlatego pełno w niej rozmaitych mielizn i nielogiczności. Dotyczy to zarówno ogólnego zarysu tego opowiadania, jak i rozmaitych szczegółów.
Akcja opowiadania rozgrywa się w rzeczywistości historycznej, ale w kraju chrześcijańskim. Zabójstwo księdza (zresztą, również jakiejkolwiek innej osoby) w kościele było i jest nadal profanacją świątyni, która wówczas traci swój sakralny charakter. Kościół taki się zamyka i nie wolno sprawować w nim żadnych obrzędów, aż do czasu ponownej konsekracji przez biskupa, co jest zresztą połączone z liturgią pokutną. Jest to przestępstwo w pewnym sensie o wiele poważniejsze, niż "zwykłe" zabójstwo, gdyż naruszające również nietykalność miejsca świętego. Tymczasem u Ciebie sprawcy tego czynu (bardzo surowo karanego!) siedzą tam sobie spokojnie i czekają nie wiadomo na co. A potem dzielna kobieta zostawia tam kilka kolejnych trupów. Owszem, zabójstwa w kościołach się zdarzały, nawet w trakcie mszy, ale w literaturze jest to motyw wymagający umiejętnego rozegrania, żeby wydobyć cały dramatyzm sytuacji. Powieszenie księdza za ołtarzem wskazuje dość jednoznacznie, że morderstwo ma związek z jego funkcją kapłańską i poszło o jakieś sprawy wielkiego kalibru, skoro sprawcy nie cofnęli się przed profanacją, ale u Ciebie wszystko się rozłazi: na dobrą sprawę, nie wiadomo nawet, co łączy bohaterów i jakie jest źródło konfliktu.
jkb95 pisze:Dlaczego go zabiłeś?! – krzyknęła kobieta.
- Oboje wiemy dlaczego. Gdybyś wtedy nie weszła mi w drogę, nie miałoby to miejsca, a twój ksiądz nie byłby martwy.
Jakieś banały, które niczego nie wyjaśniają. Poza tym, dla prywatnych rozgrywek w trójkącie lepszym miejscem byłaby chociażby plebania. Przestępcy też swój rozum mają i potrafią z niego korzystać.
Do tego akcja została marnie przeprowadzona: cała ta szarpanina bandytów, którzy nie potrafią uporać się z odsunięciem pokrywy, to mało wiarygodna zagrywka, żeby kobieta zyskała na czasie. Podobnie później:
jkb95 pisze:Z zakrystii z hukiem wyleciało trzech opryszków. Kobieta odwróciła się błyskawicznie z napiętym łukiem. Wystrzeliła trzy strzały, każda trafiła w jednego.
Wystrzelenie trzech strzał wymaga o wiele więcej czasu, niż, na przykład, trzech kul rewolwerowych. Jakie tam były odległości, w tym wnętrzu, że łuczniczka tak spokojnie mogła kłaść trupem napastników, zanim ci do niej dobiegli? Przecież drzwi zakrystii prowadzą bezpośrednio do prezbiterium (nie do nawy głównej!), kobietę przy ołtarzu i opryszków powinno dzielić nie więcej, niż kilkanaście kroków.

Nawet rozmaite nieprawdopodobieństwa w przebiegu wydarzeń (wiadomo, że autor sympatyzując ze swoim bohaterem będzie mu czasem pomagał wybrnąć z opresji nawet za cenę wiarygodności) czytelnik może przełknąć, jeśli kryje się za nimi jakiś ciekawy pomysł fabularny. Tutaj, niestety, takiego pomysłu zabrakło. Zabójstwo księdza w tak dramatycznych okolicznościach dawałoby wiele możliwości, żeby napisać opowiadanie naprawdę interesujące. Wszystko jeszcze przed Tobą.

Poza tym - skąd ten tytuł: "Siostra i brat"? Brat pojawia się na samym końcu i kompletnie nie ma znaczenia. To już raczej zabity ksiądz mógłby być tym bratem.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”