Do buntu nie potrzeba być żywym - fantasy, humor

1
Herman EDIT: Wulgaryzmy się zaznacza

Postać w czarnej szacie już od ponad godziny przypatrywała się lekarzom próbującym zatrzymać w ciele pacjenta resztki uciekającego życia. Gdyby to jednak od niej zależało, rozgoniłaby towarzystwo i załatwiła sprawę po swojemu. Niestety, jej kolej na interwencję została ściśle określona, a nieprzemyślane wtargnięcie wiązałoby się z poważnymi komplikacjami. Dlatego też, kiedy na ekranie defibrylatora linia życia zaczęła płynąć spokojną kreską, postać poruszyła się, jakby zbudzona ze snu, a w otchłani jej kaptura narzuconego na głowę ukazał szczery, jasny uśmiech zadowolenia.
- Wreszcie – mruknęła do siebie. Poczekała jeszcze aż lekarze oficjalnie stwierdzą zgon pacjenta, opuszczą salę i zostawią ją sam na sam z ciałem.
Kiedy pomieszczenie opustoszało, postać uniosła się ponad stół, stanęła nad nieboszczykiem niczym wyrocznia osądzająca przestępcę i przez kilka chwil przyglądała się denatowi, lecz bynajmniej z ciekawości, przeciwnie – szukała odpowiedniego miejsca, w które mogłaby wbić Kosę i nadziać na ostrze duszę, a miała na to tylko jedną szansę, gdyby chybiła, dusza czmychnęłaby przez źle nabity otwór w ciele do świata żywych. Postać jednak doskonale wiedziała, gdzie uderzyć – zamachnęła się i idealnie trafiła we właściwy punkt na klatce piersiowej.
I w tym momencie…
- Kurwa mać! Co się dzieje?! – spod żeber wyskoczyło ciężkie przekleństwo, czego postać zupełnie się nie spodziewała. Zawahała się na moment, ale w końcu wyciągnęła z ciała Kosę.
- Pójdziesz ze mną kolego – powiedziała postać delikatnym, kobiecym głosem do duszy, którą właśnie zsuwała z ostrza.
Dusza, kiedy już odzyskała wolność, kręciła się zdezorientowana nową sytuacją i dopiero w chwili, gdy zrozumiała, że ciało nad jakim lewituje jest jej byłym naczyniem, spojrzała zaintrygowana na postać w czerni.
- Przepraszam, co ty tu robisz?
- Jak to co? Przecież – kobieta wymownie spojrzała na Kosę trzymaną w dłoni, następnie ponownie na duszę. – To chyba oczywiste co tu robię, jestem Kostucha.
- Stefan. – Dusza wyciągnęła mglistą rękę i uścisnęła dłoń kobiety. – Wiem, że jesteś Kostucha, ale czemu po mnie przyszłaś?
Na to pytanie kobieta szybko wyciągnęła z płaszcza dokument i z pomrukiwaniem sugerującym nadchodzące zdenerwowanie, zaczęła wodzić kościstym palcem po tekście. Chwilę później spojrzała na swą ofiarę.
- Stefan… Zubrzycki?
- Tak, Zubrzycki.
- Jesteś pewien?
- Tak.
- Zamieszkały?
- W Krakowie, na ulicy… Przepraszam, ale co to w ogóle…
- W polskim Krakowie? W Polsce, kraju chrześcijańskim?
- Co to ma do rzeczy? – ponowił pytanie Stefan, nie kryjąc zniecierpliwienia w głosie.
- To, że wedle informacji, jaką otrzymałam, w Polsce, kraju opanowanym przez ludzi wierzących w Boga jednego i jedynego wyznawanego w trzech postaciach, jest tylko jeden Stefan Zubrzycki! Stefan, który wiedział, że umrze. Tak się właśnie umówił z Bogiem, więc jego dusza również musiała wiedzieć o moim przyjściu! Czemu, ty duszo, do jasnej cholery, nie wiesz?!
- Z nikim się nie umawiałem – Stefan wzruszył duchowymi ramionami i zerknął na ciało. – Czyli, że… nie żyję?
- A rozmawiałbyś ze mną, gdybyś żył?
- Hm, szkoda, fajnie było. Cóż, następnym razem będzie jeszcze lepiej.
- Nie będzie następnego razu. A teraz chodź, musimy wyjaśnić, o co w tym wszystkim chodzi. – Kostucha zaczęła ciągnąć duszę w stronę czarnej sfery, portalu prowadzącego w zaświaty, który nagle wykwitł na oknie obok drzwi.
- Moment! Gdzie ty mnie zabierasz?!
- Musimy iść do Piotra, wyjaśni nam, dlaczego nie wiesz o moim przyjściu. Jakaś pomyłka musiała zajść.
- Ale wrócimy?
- Wątpię, umarłeś, a po śmierci czeka cię albo wieczne zajadanie się pysznymi, rajskimi winogronami, albo wieczne potępienie z piekielnym ogniem na dupie.
- Co?! Czyli to całe mówienie o reinkarnacji, to bzdura?!
- Jakiej reinkarnacji? Stefan, co ty pieprzysz?!
- No, jak za jednego życia jesteś dobry, w następnym możesz być jeszcze lepszy i tak za każdym razem, aż któreś twoje wcielenie staje się tak doskonałe, że wstępujesz przed oblicze Stwórcy. To, na przykład – zerknął na ciało - było moim pierwszym życiem.
Kostucha aż wysunęła swą wysuszoną twarz z kaptura, a na jej bladym obliczu pojawiło się wielkie zdziwienie.
- Natomiast jeśli jesteś zły – kontynuował Stefan – a przy każdym kolejnym wcieleniu jeszcze gorszy, to w końcu twoja dusza staje się tak przesiąknięta jadem, że nawet życie pełne dobrych uczynków nie byłoby w stanie jej oczyścić. No i trafiasz tam, gdzie nikt by nie chciał trafić - przed oblicze Upadłego. Tylko zanim trafisz przed któregoś z nich, zawsze masz szansę na zmianę postępowania – poprawę lub pogorszenie, i właśnie dlatego wierzę w reinkarnację, odradzając się, dostajesz nową szansę.
- A co z tymi, co nie wierzą w reinkarnację?
- Ich wybór. Jesteś tym, w co wierzysz, umierasz tak, jak wierzyłeś, że umrzesz.
- Tylko wyjaśnij mi jedno, ludzie przecież nie są świadomi tego, co przeżyli w poprzednich wcieleniach. Skąd mają wiedzieć, że muszą się poprawić, jeśli nie wiedzą, że byli źli?
- Za to, co człowiek pamięta za życia odpowiada pamięć, a pamięć to umysł, a umysł jest śmiertelny i umiera razem z ciałem. Natomiast dusza, to swego rodzaju naczynie, w którym przechowywane są wspomnienia, doświadczenia poprzednich bytów i jest ona nieśmiertelna, z każdą śmiercią przechodzi do następnego wcielenia.
- Ale jak dusza może wpływać na decyzje podejmowane przez człowieka, skoro umysł nie zdaje sobie sprawy z tego, co ona wcześniej przeżyła?
- Jak? Cóż, ludzie nazywają to sumieniem. Dlatego właśnie dusza tobą nie kieruje, ona jedynie ci może sugerować pewne decyzje w oparciu o poprzednie doświadczenia. Ten głos, który słyszysz w głowie, to tylko drogowskazy.
- Skąd ty to wszystko wiesz?
- Wiem, nie wiem, po prostu wierzę. Wierzę, że tak jest. No i trochę się obawiam tej swojej wiary, bo powinienem właśnie się odradzać, a nie rozmawiać z tobą, Kostuchą.
- Hm, reinkarnacja, mówisz? To do dupy. Chodzi o to, że miałam odebrać Chrześcijanina, a trafiłam na jakiegoś Hinduistę. Ktoś musiał pomylić papierki w administracji. Chodź!
- Chwila! Po pierwsze, żaden Hinduista! Wiara w reinkarnację wcale nie szufladkuje mnie do jakiejkolwiek religii. Wierzę w to, w co czuję, że powinienem wierzyć i sam określam reguły tej wiary! – oburzył się Stefan i spojrzał z obawą na czarną sferę. - Wrócimy stamtąd?
- Stamtąd owszem, to jest tylko administracja, nie trafiasz jeszcze przed Sąd Ostateczny. Ale nawet gdybyśmy mieli nie wrócić, to i tak twoje zdanie się nie liczy. - Kostucha chwyciła Stefana za niematerialne ramię i pchnęła do sfery. – Idziemy do Biura Podziału.

***

Przejście przez czarną otchłań sfery nie trwało dłużej od przekroczenia progu drzwi i właściwie nie niosło ze sobą żadnych nowości – Stefan po drugiej stronie ujrzał pusty, wąski i niekończący się korytarz, a na ścianach zwykłą boazerię. Odniósł nieprzyjemne wrażenie, że po raz kolejny zawitał do Urzędu Pracy. Zatrzymał się i spojrzał na Kostuchę.
- Ekhm, przepraszam, co to jest? – Ogarnął gestem ręki przestrzeń wokół.
- To jest korytarz. A co, myślałeś, że pstryk! i będziemy na miejscu? W jakim ty świecie żyjesz? Człowiek został stworzony na podobieństwo Boga, myślisz, że cała reszta wygląda inaczej? U nas też są kolejki, papierki i korytarze. Tylko wszystko ma bardziej mistyczny wymiar.
- Czyli to jest taka… mistyczna boazeria?
- Nie przedrzeźniaj się. I nie zatrzymuj, musimy wyjaśnić sprawę.
- Co konkretnie wyjaśnić?
- Na rany Tego, Który Umarł Na Krzyżu! – Kostucha uderzyła głową o ścianę. - Nie powinieneś przypadkiem teraz się odradzać w jakimś nowym ciele?
- No, chyba powinienem.
- A jesteś tu ze mną! I właśnie to mamy wyjaśnić! Dlaczego męczysz mi dupę! - Kostucha stanęła przy jedynych drzwiach, jakie napotkali i położyła dłoń na klamce. - Słuchaj, tam jest Biuro Podziału, gdzie obowiązuje jedna zasada – dusza milczy, ja mówię. I lepiej tego przestrzegaj, morda na kłódkę.
- Rozumiem.
Kiedy tylko drzwi się uchyliły, na korytarz wtargnął zimny podmuch, przeszywający ciało dreszczem. I choć obecna forma Stefana była ze wszech miar nie fizyczna, więc śmierci nie powinien się obawiać, to jednak poczuł się nieswojo, kiedy jego duchowe ciało zelektryzował nieprzyjemny prąd. Przeszli przez kolejny próg i tym razem trafili do miejsca, które zdecydowanie bardziej przypominało zaświaty. Ciemność panująca dookoła była tak nieprzenikniona i gęsta, że dosłownie dawała się kroić nożem, a wrażenie bezgranicznej pustki wręcz powalało na kolana. Do Stefana właściwie dopiero teraz dotarło, że stracił swój fizyczny wymiar istnienia – nie dość, że nie widział swojego ciała a jedynie dziwną mglistą postać, przypominającą jedynie konturami jego dawne ja, to jeszcze kompletnie nie czuł wykonywanych przez siebie czynności, w tym miejscu poruszanie się było raczej tylko stanem świadomości.
Nagle, tuż przed wędrowcami, zupełnie znikąd pojawiła się oświetlona, prostokątna tabliczka z napisem „Administracja”, a pod nią kolejne drzwi. Kostucha obróciła się do duszy.
- Tam ciągle obowiązuje zasada milczenia – przypomniała i nacisnęła klamkę.
Przestrzeń za progiem różniła się od poprzedniej dwoma zasadniczym rzeczami – po pierwsze była jasna, po drugie, we względnie niedużej odległości od drzwi stało biurko, a za nim siedziała postać w błękitnej szacie i głową pochyloną nad blatem. Kostucha ustawiła Stefana za sobą, jakby nie chciała, by jego obecność tutaj została ujawniona.
- Dziwi mnie, że się tu zjawiasz – przemówił mężczyzna, nie podnosząc wzroku znad dokumentu. – Zgaduję, że nie przyszłaś na herbatkę.
- No raczej. Więc Piotrze, jest problem. – Piotr zareagował jedynie gestem dłoni, zezwalającym albo też nakazującym, na wyłożenie sprawy. – Chodzi o to, że chyba zaszła… to znaczy, podczas… - Kostucha z każdym słowem traciła całą swoją pewność, widząc, jak Piotr coraz wolniej wypełnia formularze. - Chyba zaszła drobna… pomyłka, kiedy… ktoś wypisywał…
- Wypisywał co?
- Mm, no, chodzi o to, że… chyba dostałam zlecenie nie na tą duszę, co powinnam. – Piotr spojrzał groźnie na kobietę, która niby pchnięta niewidzialną ręką, cofnęła się o krok. – To znaczy, ja… ja nie mówię, że to ty, Piotrze, ale… chochlik-ki?
- Zdajesz może sobie sprawę czy kiedykolwiek w ogóle zakradły się tu chochliki? Odpowiem za ciebie – otóż nigdy. – Twarz Piotra nagle poczerwieniała, mocno kontrastując z gęstą śnieżno-białą brodą i błękitną szatą, a jednak w jego głosie nie dało się usłyszeć choćby odrobiny zdenerwowania.
- Więc nie można by tego jakoś wyprostować? Skoro to zwykła pomyłka.
- Wyprostować? – Piotr sięgnął do jednej z szuflad i wyciągnął z niej cienką tekturową teczkę, po czym zaczął przeglądać jej zawartość. Ale na pierwszej stronie skończył, dalsze kartki okazały się zupełnie puste, a rubryki nie wypełnione. – Hm, mówisz, że dostałaś zlecenie na nie tą duszę, co trzeba? Co z nią teraz powinno się dziać?
- Według tego, co mówi, powinna się reinkarnować.
- Imię?
- Stefan.
- Dobra, to się zmieni.
- Jak to zmieni?! – Stefan w tym momencie nie wytrzymał i wyskoczył zza pleców Kostuchy.
- Kurwa! Miałeś milczeć!
- Spokojnie, nic się nie dzieje – uspokoił sytuację Piotr.
- Jak to nic? Przecież tutaj żadna dusza nie może się odzywać! To jest złamanie…
- Zacznijmy od tego, że żadna dusza nie może tu przebywać. A ta przebywa, że nie może się odzywać, to jest mało ważne. Więc po pierwsze – zwrócił się do Stefana - zmienimy ci imię na… Szymon.
- Ale czemu?! Stefan mi odpowiada!
- Myślisz, że ludzie będą chcieli mówić na swojego zbawiciela Stefan?
- Zbawi… ciela? – Dusza spojrzała na Kostuchę, a w jej niematerialnych oczach błysnął ze wszech miar prawdziwy strach.
- Jak to zbawiciela?! Ktoś po prostu pomylił formularze i… no po prostu dostałam zlecenie nie na tego klienta, co trzeba! Ot, przypadek, ale żeby od razu zbawiciel?
- Co dla ciebie przypadkiem, dla innego przeznaczeniem. Wiele lat temu Najwyższy uznał, że jeśli ludzie zaczną go denerwować, ześle na nich apokalipsę, która ich zmiecie z powierzchni ziemi. Nie określił jednak kiedy, ale powiedział, że chwila ta nadejdzie, gdy przed moim obliczem stanie ten, który miał żyć ponownie. – Piotr spojrzał na Stefana. – A więc jesteś.
- Ja?
- Wedle tego, w co wierzyłeś, powinieneś się teraz odradzać. A jesteś tutaj. Jesteś tym, który miał żyć ponownie. Spokojnie, nie może być jednak tak, że twa wiara cię zawiedzie. Odrodzisz się i wrócisz na ziemię.
- Cholera, czyli wszystko da się jednak wyprostować? – odetchnęła z ulgą Kostucha. - A już myślałam, że…
- Szymonie – Piotr przerwał Kostusze - poprowadzisz zastępy aniołów śmierci. Ty będziesz ucieleśnieniem gniewu ojca. – Stefan, słysząc te słowa, zbladł tak bardzo, że prawie zniknął. – Dobrze, powiedzcie mi jeszcze, jaka jest data na ziemi?
- Dwunasty grudnia, dwa tysiące dwanaście.
- Zatem to jest data ostatniego dnia ludzkości, jutro nastąpi nowy porządek świata. Od jutra wszystko zacznie się od nowa.
- Ale… jak to? Tak bez ostrzeżenia?
- Szymonie, bez ostrzeżenia? Jezus, Mahomet, Budda i wielu, wielu innych proroków, którzy nawoływali do miłości i pojednania. Myślisz, że Najwyższy ich zsyłał, bo miał takie widzi mi się? To była Jego pomocna dłoń wyciągnięta ku ludziom. Dłoń, która została odrzucona. Stefanie Szymonie, twa wiara cię nie zawiedzie – odrodzisz się i wrócisz na ziemię, ale z misją. Będziesz ze sobą niósł śmierć i pożogę, bo taka jest wola Najwyższego. Ty wyplewisz całe zło z tego świata i dasz szansę ludziom na nowe jutro. Od jutra wszystko zacznie się od nowa.
Szymon stał ze wzrokiem wlepionym w Piotra, próbując zrozumieć słowa, jakie do niego mówił, ale nagle poczuł dziwne mrowienie w palcach i szybko skupił się na nowym doznaniu. Spojrzał na dłonie – przecież nie powinien niczego takiego teraz doświadczać, przecież nie żyje.
- Spokojnie Szymonie, Najwyższy nad tobą czuwa, wszystko zostało zaplanowane. Od jutra zapanuje ład i porządek.
Słowa Piotra jednak nie uspokoiły Stefana, który z przerażeniem obserwował, jak na jego nadgarstkach wolno rysują się kontury złotych płytek, z każdą sekundą stające się coraz wyraźniejsze i bardziej masywne, aż w końcu zlewają się w pełną zbroję. Na czole poczuł krawędź hełmu, na piszczelach nagolenniki, a na piersi skórzaną tunikę przeplecioną złotymi nićmi. Co dziwniejsze, jego ciało ponownie nabrało fizycznego wymiaru.
- Co to jest?
- Generał zastępów śmierci Najwyższego musi mieć godną zbroję. Szymonie, taka jest Jego wola. Zostałeś tu sprowadzony… - Piotr nie dokończył. Przeszkodziło mu w tym ostre kłucie w klatce piersiowej. Wolno powiódł wzrokiem tam, gdzie go bolało, do miejsca, w którym na błękitnej szacie zaczęła kwitnąć duża, krwawa plama. – Co to, kurwa, jest? – Dotknął ostrza miecza wystającego z piersi i zerknął na Szymona. – Szymonie, coś ty… uczynił?
- Primo, jestem Stefan, secundo, w dupie mam mordowanie ludzi. Wierzę w reinkarnację, bo to jest szansa na poprawę i tak, chcę wrócić na ziemię, ale nie jako pieprzony psychopata ze złotym nożem w ręku! Po prostu się nie zgadzam! Jak ten twój Najwyższy chce przeprowadzić czystkę, to niech sobie wybierze innego frajera!
- Ale… Szymonie… - Stefan, słysząc to imię, zagłębił jeszcze mocniej miecz w piersi Piotra. – Stefanie… wszystko zostało przepowiedziane, tak nie może być. Wszystko zostało ułożone.
- Ułożone? Nie po to żyłem bez grzechu, żeby odrodzić się jako ten, który zajebie wszystkich. Wsadź sobie gdzieś ten swój nowy ład i porządek, a jeśli Stefan ci nie pasuje, to możesz mi mówić chaos, bo jestem tym, który rozpieprza wszystko, co zostało zaplanowane. – Stefan spojrzał na zszokowaną Kostuchę, która przerzucała wzrok z dogorywającego Piotra na Stefana. – Prowadź do wyjścia kobieto, wracamy na ziemię.
Piotr nigdy nie sądził, że ostatnim widokiem, jaki będzie dane mu ujrzeć przed ostateczną śmiercią, będzie para odchodząca w jasną dal – kobieta w czarnym płaszczu i kosą w dłoni, oraz mężczyzna w złotej zbroi i zakrwawionym mieczem u boku.
Ostatnio zmieniony wt 20 wrz 2011, 16:26 przez Mazer, łącznie zmieniany 4 razy.
"Ludzie się pożenili albo się pożenią i pozamężnią, pooświadczali się... a ja na razie jestem na etapie robienia sobie kawy...jakkolwiek można to odnieść do życia" - Hipolit

2
Mazer pisze:Postać
powtórzenie, ale nie w najbliższym sąsiedztwie. Najgorzej w trzecim akapicie, kiedy dochodzi kobiecy głos. Czy słowo "postać" odnosi się cały czas o jednej osoby? (naliczyłam już 5 razy postać) :)
Mazer pisze:Wiem, że jesteś Kostucha, ale czemu po mnie przyszłaś?
Bardzo drętwy kawałek dialogu. :( Kiedy Stefan opowiada w co wierzy powinno być ciekawie, a nie jest. Szukam rozwiązania- hm, hmm - wydaje mi się, że jego partia jest za długa i brzmi jak wyrecytowana formułka. Może rozbić, może rwane zdania, może śmierć powinna mu przerwać...

Spostrzeżenie: Po pierwszym akapicie nasuwa się myśl, że postać jest śmiercią. Jeżeli więc jej przedstawienie się jako kostuchy miało zaskoczyć czytelnika...to mnie nie zaskoczyło. Jeżeli miało nie zaskakiwać to nie widzę powodu, dla którego cały czas powtarzasz "postać" zamiast śmierć i kostucha od momentu np. ujawnienia kosy.
Mazer pisze:A jesteś tu ze mną! I właśnie to mamy wyjaśnić! Dlaczego męczysz mi dupę! - Kostucha stanęła przy jedynych drzwiach, jakie napotkali i położyła dłoń na klamce. - Słuchaj, tam jest Biuro Podziału, gdzie obowiązuje jedna zasada – dusza milczy, ja mówię. I lepiej tego przestrzegaj, morda na kłódkę.
Mam wrażenie, że nie nakreśliłeś dobrze postaci Kostuchy - mówisz że to kobieta? Nie widać tego. Klnie, złości się, denerwuje - równie dobrze mogłaby być facetem. Nie przekonałeś mnie do jej płci. :D
Mazer pisze:Zgaduję, że nie przyszłaś na herbatkę.
O, tu jest dobrze. To mi się podoba. ;) Od tego momentu śmierć jest bardziej wyrazista (denerwuje się rozmawiając z Piotrem).

Podsumowanie:
Początek był bardzo dobry, od partii dialogowej coraz gorzej. Uważam, ze sam pomysł był w porządku. Zainteresował mnie. Zdania są raczej poprawne - logiczne i gramatyczne(pewnie weryfikatorzy coś znajdą :D ). Uważam, że trzeba ulepszyć dialogi. Podoba mi się jak prowadzisz narrację.
Pozdrawiam i mam nadzieję, że moje uwagi się do czegoś przydadzą. :)

3
Dzięki bardzo za komentarz...
Cóż, dialogi, jak zauważyłaś, to zawsze była moja słaba strona - kiedyś rzeczywiście byłem tym załamany, ale praca, praca i jeszcze raz praca. Obecnie jest jednak lepiej :D
Fajnie, że pomysł się spodobał i ogólna realizacja, a wytknięte błędy zostaną usunięte w następnych opowiadaniach.

Pozdrrrrrr!
"Ludzie się pożenili albo się pożenią i pozamężnią, pooświadczali się... a ja na razie jestem na etapie robienia sobie kawy...jakkolwiek można to odnieść do życia" - Hipolit

5
Dziękuję za tekst, wykorzystany w charakterze dodatku do porannej kawy świetnie spolaryzował mi nastrój (in plus, oczywiście).

Dialogi: IMO Kostucha troszeczkę za dużo mówi. Np.
Stefan po drugiej stronie ujrzał pusty, wąski i niekończący się korytarz, a na ścianach zwykłą boazerię. Odniósł nieprzyjemne wrażenie, że po raz kolejny zawitał do Urzędu Pracy. Zatrzymał się i spojrzał na Kostuchę.
- Ekhm, przepraszam, co to jest? – Ogarnął gestem ręki przestrzeń wokół.
- To jest korytarz. A co, myślałeś, że pstryk! i będziemy na miejscu? W jakim ty świecie żyjesz? Człowiek został stworzony na podobieństwo Boga, myślisz, że cała reszta wygląda inaczej? U nas też są kolejki, papierki i korytarze. Tylko wszystko ma bardziej mistyczny wymiar.
Co sądziłbyś o takim myku?
Stefan po drugiej stronie ujrzał pusty, wąski i niekończący się korytarz, a na ścianach zwykłą boazerię. Odniósł nieprzyjemne wrażenie, że po raz kolejny zawitał do Urzędu Pracy. Zatrzymał się i spojrzał na Kostuchę.
- Ekhm, przepraszam, co to jest?
- Co, myślałeś, że pstryk! i będziemy na miejscu? W jakim ty świecie żyłeś? Człowiek został stworzony na podobieństwo Boga. U nas też są kolejki, papierki i korytarze. Tylko wszystko ma bardziej... mistyczny wymiar.
Coś w ten deseń, chodzi mi generalnie o wykreślenie z wypowiedzi wszystkich tych elementów, bez których sens i tak jest dobrze przekazany i klarowny.

Jeśli mogę doradzić, bo i ja muszę sobie non-stop o tym przypominać: mowa pisana i mowa mówiona to zupełnie dwie różne rzeczy. Ta pierwsza może być kwiecista, ta druga zaś bywa, kiedy jest to absolutnie niezbędne.
-- Zabieraj te łapska!
- mowa potoczna
Na Boga, zmuszony jestem stanowczo zaprotestować przeciwko manifestującej się w twoich gestach przemocy i naruszeniu mojej przestrzeni osobistej.
- język pisany.

Dialog, w którym Stefan wyjaśnia swe wierzenia, jedna uwaga: Kostucha, jako urzędnik z zaświatów, nie powinna tak się dziwić, powinny być jej znane wszystkie wierzenia. Czyli tutaj mogłaby jedynie udawać ignorancję, by upewnić się, że Stefan precyzyjnie określił credo.
- Moment! Gdzie ty mnie zabierasz?!
- Musimy iść do Piotra, wyjaśni nam, dlaczego nie wiedziałeś o moim przyjściu.
- Ale wrócimy?
- Wątpię, umarłeś, a po śmierci czeka cię albo wieczne zajadanie się pysznymi, rajskimi winogronami, albo wieczne potępienie z piekielnym ogniem na dupie.
- Co?! Czyli to całe mówienie o reinkarnacji, to bzdura?!
- Reinkarnacji?
- No, jak za jednego życia jesteś dobry, w następnym możesz być jeszcze lepszy i tak za każdym razem, aż któreś twoje wcielenie staje się tak doskonałe, że wstępujesz przed oblicze Stwórcy. To, na przykład – zerknął na ciało - było moim pierwszym życiem.
Kostucha pokręciła głową w przeczuciu nieszczęścia.
- Mów dalej.
- Jeśli jesteś zły,a przy każdym kolejnym wcieleniu jeszcze gorszy, to w końcu twoja dusza staje się tak przesiąknięta jadem, że nawet życie pełne dobrych uczynków nie byłoby w stanie jej oczyścić. No i trafiasz tam, gdzie nikt by nie chciał trafić - przed oblicze Upadłego. Tylko zanim trafisz przed któregoś z nich, zawsze masz szansę na zmianę postępowania – poprawę lub pogorszenie, i właśnie dlatego wierzę w reinkarnację, odradzając się, dostajesz nową szansę.
- A jak nie wierzysz w reinkarnację? - Kostuchę zaczynała boleć głowa. Cztery tysiące lat pracy, czyste akta. A tu nagle hinduista zamiast katolika, jak kleks mleka na świeżo upranej szacie roboczej.
- Ich wybór. Jesteś tym, w co wierzysz, umierasz tak, jak wierzyłeś, że umrzesz.
- Tylko wyjaśnij mi jedno, mądralo. Ludzie przecież nie są świadomi tego, co przeżyli w poprzednich wcieleniach. Skąd mają wiedzieć, że muszą się poprawić, jeśli nie wiedzą, że byli źli?
- Za to, co człowiek pamięta za życia odpowiada pamięć, a pamięć to umysł, a umysł jest śmiertelny i umiera razem z ciałem. - pogrążony w wywodzie Stefan nie zauważył, że śmiertelnie znudzona Kostucha przedrzeźnia go niemym "bla, bla, bla" - Natomiast dusza, to swego rodzaju naczynie, w którym przechowywane są wspomnienia, doświadczenia poprzednich bytów i jest ona nieśmiertelna, z każdą śmiercią przechodzi do następnego wcielenia.
Dobra, a teraz co mi się podoba:

Postać Stefana - wiarygodna. Może rzeczywiście recytuje swe credo jak z podręcznika, ale poza tym jest z krwi i kości.

Kostucha - zaprezentowana w formie poirytowanego urzędnika - to na plus. Burzenie stereotypów nieodmiennie mi się podoba. Aż prosiłoby się o wstawienie tu opisu stereotypowej urzędniczki z pośredniaka w wersji pejoratywnej (z nadwagą, spocona, znudzona, lekko wulgarna, bezmyślna, z tępym bezrozumieniem słuchająca wysublimowanych wywodów Stefana i myśląca tylko o tym, by chronić tyłek poprzez wyjaśnienie biurokratycznej wpadki), ale... To byłaby prostacka, płytka klisza i dobrze, że to nie ja pisałem to opowiadanie. Dobra robota, Kolego, Kostucha moze nieco za mało wyrazista, ale wiarygodna, jeśli czytelnik przyjmie Twoją formułę (ja tam łyknąłem ją bez zastrzeżeń, zaintrygowany fabułą).

Humor - tak jak trzeba, ile trzeba.

Idea in toto - dobry pomysł i wykonanie. Czuję tu miłą woń "pratchettyzmu", ale na szczęście bez wpadania w kalki.

Dziękuję, chcę więcej tego Autora.
Nawet kiedy robisz źle, rób to dobrze.

6
Mazer pisze:Postać w czarnej szacie już od ponad godziny przypatrywała się lekarzom próbującym zatrzymać w ciele pacjenta resztki uciekającego życia.
Przy zatrzymać i resztkach, słowo uciekającego jest zupełnie niepotrzebne.
- Kurwa mać! Co się dzieje?! – spod żeber wyskoczyło ciężkie przekleństwo
To jest to ciężkie przekleństwo? Bo ja w w pierwszej chwili pomyślałam, że oprócz tej k... wymskło mu się coś jeszcze. Ale jeśli moje rozumowanie nie jest słuszne, to ten opis dialogowy jest niepotrzebny.
A i jeszcze uważam, że nie ma co już na tym etapie operować "postacią", skoro czytelnik się zdążył domyślić, że ma do czynienia ze "śmiercią".
- Co?! Czyli to całe mówienie o reinkarnacji, to bzdura?!
- Jakiej reinkarnacji? Stefan, co ty pieprzysz?!

To Kostucha nie wie, co to reinkarnacja?
Mazer pisze:- Hm, reinkarnacja, mówisz? To do dupy. Chodzi o to, że miałam odebrać Chrześcijanina, a trafiłam na jakiegoś Hinduistę. Ktoś musiał pomylić papierki w administracji. Chodź!
Nazwy wyznawców religii małymi literami.
To po kiego grzyba się pytała co to reinkarnacja, skoro wie? Nawet powinna wiedzieć, zważywszy na ilość umierających co roku wyznawców tego poglądu...
Mazer pisze:- Szymonie, bez ostrzeżenia? Jezus, Mahomet, Budda i wielu, wielu innych proroków, którzy nawoływali do miłości i pojednania. Myślisz, że Najwyższy ich zsyłał, bo miał takie widzi mi się?
Widzimisię. ;)
ancepa pisze:Mam wrażenie, że nie nakreśliłeś dobrze postaci Kostuchy - mówisz że to kobieta? Nie widać tego. Klnie, złości się, denerwuje - równie dobrze mogłaby być facetem. Nie przekonałeś mnie do jej płci. :D
Z tym się zgadzam. ;)

Na plus:
+ warsztat, bo ładnie operujesz słowem i Twoje zdania dobrze się czyta
+ wyczucie językowe w dialogach
+ sprawne przechodzenie od opisów do dialogów
+ ogólnie opisy - przemawiają do wyobraźni i są ładnie wkomponowane w tekst.

A na minus:
- Twoje postacie za dużo gadają. Widać, że się dobrze bawiłeś, pisząc to :) ale trochę przedobrzyłeś z tymi ich dialogami.
- Trochę za mało Stefana - niby widzimy rzeczywistość jego oczami, ale mogłoby być więcej jego w narracji.
- Nie rozumiem jakim kurka sposobem mógł zabić Piotra, skoro Piotr od ładnych dwóch tysięcy lat nie żyje. Zagadka! ;)

Ogólnie mi się podobało, choć ja bym to skróciła: "wyparowała" niepotrzebne rzeczy, żeby tekst był bardziej eee... gęsty? ;)
A tristeza tem sempre uma esperança
De um dia não ser mais triste não

7
Mazer pisze:niczym wyrocznia osądzająca przestępcę i przez kilka chwil przyglądała się denatowi, lecz bynajmniej z ciekawości, przeciwnie
bynajmniej nie z ciekawości
Ta wyrocznia osądzająca przestępcę. Metafora w porównaniu? Dla mnie jak już porównujesz to do kogoś, kto serio mógłby owego przestępcę osądzać.
Mazer pisze:Postać jednak doskonale wiedziała, gdzie uderzyć – zamachnęła się i idealnie trafiła we właściwy punkt na klatce piersiowej.
I w tym momencie…
- Kurwa mać! Co się dzieje?! – spod żeber wyskoczyło ciężkie przekleństwo, czego postać zupełnie się nie spodziewała. Zawahała się na moment, ale w końcu wyciągnęła z ciała Kosę.
- Pójdziesz ze mną kolego – powiedziała postać delikatnym, kobiecym głosem do duszy, którą właśnie zsuwała z ostrza.
Dusza, kiedy już odzyskała wolność, kręciła się zdezorientowana nową sytuacją i dopiero w chwili, gdy zrozumiała, że ciało nad jakim lewituje jest jej byłym naczyniem, spojrzała zaintrygowana na postać w czerni.
Sam wiesz
Mazer pisze:- Jak to co? Przecież – kobieta wymownie spojrzała na Kosę trzymaną w dłoni, następnie ponownie na duszę. – To chyba oczywiste co tu robię, jestem Kostucha.
- Stefan. – Dusza wyciągnęła mglistą rękę i uścisnęła dłoń kobiety
O, a jak już wiemy, że gada kobiecym głosem, to się teraz od określenia "kobieta" już nie uwolnimy?

Zastrzeżenia:

Długie tłumaczenie, czym jest reinkarnacja trochę mnie znudziło. Średnio mnie tez przekonuje to, że Kostucha miałaby nie wiedzieć, o co chodzi. Przydaje się wzmianka o tym, czego konkretnie Stefan szukał w tej wierze, ale można by pomyśleć nad jakimś zgrabniejszym wprowadzeniu tego.

Niepotrzebnie na początku zamęczasz powtarzaniem "postać". Od pierwszej chwili przecież wiadomo, ze mamy do czynienia ze Śmiercią.

Kostucha fajnie gada, ale wychodzą w tym tylko jej cechy jako urzędnika. Tak to wyszła trochę płaska.

Plusy:

Postać Stefana jest po prostu fajna. Dobrze budujesz dialogi, więc i jego wypowiedzi wyszły fajnie, lekko.

Bardzo podobało mi się zakończenie. Pomysł ze zmianą imienia "dla stylu", końcem świata w 2012 (myślałam, że na tym poprzestaniesz, a tu jeszcze fajniej) i przede wszystkim reakcją Stefana był, wg mnie, trafiony.

Humor trafiający do mnie i niezbyt nachalny.

Ogólnie całość raczej mi się podobała. Przyjemne kilka minut :)

Pozdrawiam,
Ada
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"

8
Nie będę powtarzał, o błędach, przedmówcy napisali chyba wsio. Natomiast, co mi się najbardziej kłóci, to bogobojność Stefana, który przeklina. Nie ma tu konsekwencji. No i jednak powtórzę, że niewiedza Kostuchy jest przesadzona, a definicje w rozmowach na początku, nieco nudne. Poza tym, choć pomysł Urzędu nie jest odkrywczy, ale końcówka dobra, tekst płynnie mi się czytało, słowem: Podobało mi się!
Tacitisque senescimus annis
Najmądrzejsza rzecz, to wiedzieć co jest nieosiągalne, a nie w głupocie swojej, dążyć ku temu za wszelką cenę
- Zero Tolerancji -
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”