Kufel piwa

1
Uwaga, brzydkie słowa (wulgaryźmiki)!

W sumie to jestem z tego zadowolony więc czekam, aż mnie sprowadzicie na ziemię ;).

Kufel piwa

Karczmarz podniósł wzrok nie przerywając przecierania kufla. Typ, który przysiadł przy barze, wyglądał na razowego piwosza. Tacy zawsze na pytanie: „Co podać” zwykli odpowiadać: „Piwo”, tudzież: „Piwo raz” lub coś podobnego. Wypadało więc, by tradycji stało się za dość.
– Co podać?
– Piwo – bez zbędnych ubarwień odparł zapytany. Gospodarz napełnił więc złotym trunkiem dopiero co wyczyszczony kufel i podał klientowi.

W karczmie panował gwar. Przy głównym stole grupa górników opowiadała rubaszne żarty, śmiechem zagłuszając nieśmiałe pieśnie młodego grajka; jeden z siedzących w rogu chłopów, próbując wstać, upadł na stół wylewając kufle kompanów; gdzieś z drugiej strony pisnęła złapana za tyłek kelnerka; zaś, w tak zwanym: „cichym zakątku”, dwoje zamaskowanych typów prowadziło cichą rozmowę – tak to przynajmniej wyglądało z punktu widzenia gospodarza. Wszystko to było jednak zwykłą, karczemą codziennością. Wszystko, za wyjątkiem gościa siedzącego przy barze. Tacy nie pojawiali się codziennie. Choć klient na początku sprawiał wrażenie zwykłego, znudzonego życiem osobnika, wprawne oko gospodarza wychwyciło jego wpatrzony w opadającą pianę wzrok – wzrok przepełniony bólem i troską. Oberżysta obsłużył kolejnego klienta, wciąż jednak przyglądając się, jak mniemał, cierpiącemu. Wiedział z doświadczenia, że osobnik tak na prawdę nie miał ochoty na piwo, gdyby było inaczej, nie pozwoliłby opaść pianie bez wcześniejszego choćby zwilżenia warg, o nie! Nieznajomy nie miał także ochoty na towarzystwo, wszak w innym wypadku usiadłby przy jednym w wolnych stolików. To, że usiadła przy barze, niezainteresowany zdarzeniami dookoła, oznaczało, że najchętniej chciałby mieć przed sobą ścianę (a że w tym przypadku nie było takiej możliwości, skazany był na obraz krzątającego się na tle butelek i niezbyt urodziwego karczmarza – choć kto to do końca wie, na co tam lubił patrzyć). Gospodarz krzyknął coś do jednej ze służących, a ta zaraz pobiegła do kuchni. Siedzący przy piwie jakby na chwilę ożył i spojrzał za znikającą w drzwiach kobietą. Ruch ten nie uszedł uwagi karczmarza.
– Dobra dziewczyna – rzucił od niechcenia oberżysta, spoglądając za służką. Jednak nieznajomy nie odpowiedział, a zamiast tego, pierwszy raz tego wieczoru pociągnął łyk piwa. Był to znak i dobry, i zły; łyk był solidny, co wskazywało na to, iż klient w końcu doszedł do jakiegoś wniosku – co było znakiem dobrym, – ale był też, poniekąd, wybiegiem, by nie rozpoczynać tematu o kobietach – a to był sygnał definitywnie zły. Karczmarz wrócił do własnych zajęć – problemy nieznajomego wymagały więcej, niż jednego piwa.
Sytuacja w karczmie nabierała dynamiki: górnicy po solidnej porcji żartów rozpoczęli rozmowę o pracy w kopalni, po raz setny opowiadając niezwykłe historie o tym, jak to ocierali się o śmierć i z kim to tym razem puszcza się żona kierownika; młody grajek nabrawszy odwagi (któż po winie jej nie nabiera) podrywał jedną z kelnerek, starając się ignorować nawoływania ze strony chłopów, by zagrać jakąś skoczną melodię, zaś do siedzących w „cichym zakątku” doszedł jakiś niewielki typ.
Karczmarz wydał resztę podróżnemu, który właśnie zamówił pokój, i rzucił okiem na siedzącego przy barze, który po raz drugi podniósł kufel i opróżnił do do połowy. Dopiero teraz zainteresował się jego wyglądem, chcąc wyrobić sobie zdanie na temat nieznanego jegomościa. Mężczyzna był lekko nieogolony, ale zważywszy na jego obecną sytuację, nie należało się tym kierować. Brązowa koszula i czyste włosy wskazywały bowiem na to, że siedzący przy barze raczej dobrze się prowadzi. Wskazywała na to także podłużna, pozbawiona blizna twarz i wąski, nie noszący śladów złamania, nos. Karczmarz podrapał się za uchem rozważając, co też przywiodło przybysza do „Złotego Kufla”. Nigdy nie zaprzeczał, gdy ktoś mówił o tawernie, że żadna z niej gospoda, a zwykła mordownia i, że prędzej niż dobre żarcie, to można w niej wpierodol dostać – nie zaprzeczał, bo i po co. W górniczym miasteczku nie brakowało ani tych, którzy chcieli dobrze zjeść, ani tych, którzy chcieli dostać po mordzie. Gospodarz westchnął, widząc, iż siedzący przy barze dzisiejszego wieczora nie kwalifikował się do pierwszej z wymienionych grup. Już chciał zapytać, czy gość aby nie życzy sobie czegoś na ząb, gdy ten po raz trzeci przytknął kufel do warg. Sączył. Powoli i jakby z trudem, jakby w kuflu wcale nie było piwo (trochę z wodą, co prawda, ale piwo), a jakiś gęsty wywar, niczym żur jakiś, czy krew. Krew... określenie to pasowało do obecnej sytuacji, nieznajomy sączył bowiem niczym wampir, który po trzech miesiącach postu dopadł dziewicę. „Te kobiety...” przebiegło przez myśl oberżysty, kiedy tak patrzył na pijącego. Mężczyzna powoli zbliżał się do końca, ale nie zmieniał tempa pochłaniani piwa, jakby rzeczywiście był wyposzczonym wampirem, a drewniane naczynie nieletnią dziewicą.
Nie czekając aż owa dziewica skona, gospodarz napełnił kolejny kufel i postawił przed nieznajomym. Mężczyzna dostrzegł gest i w jego oczach pojawiły się łzy. Jeszcze raz tego wieczora popatrzył na prowadzące do kuchni drzwi i oberżysta już wiedział, że problemy nieznajomego wymagają więcej, niż dwóch piw.
Uśmiechając się do deszczu mniej się moknie

2
O, jejku. Domyślam się, że to fragment czegoś większego.
Namrasit pisze:Typ, który przysiadł przy barze, wyglądał na razowego piwosza.
Jak razowy, to może równieź czerstwy ;) nie no, domyślam się, że miał być "rasowy"
Namrasit pisze:w tak zwanym: „cichym zakątku”, dwoje zamaskowanych typów prowadziło cichą rozmowę
powtórzenie
Namrasit pisze:wszak w innym wypadku usiadłby przy jednym w wolnych stolików.
z wolnych
Namrasit pisze:To, że usiadła przy barze
usiadł
Namrasit pisze:Był to znak i dobry, i zły; łyk był solidny, co wskazywało na to, iż klient w końcu doszedł do jakiegoś wniosku – co było znakiem dobrym, – ale był też, poniekąd, wybiegiem, by nie rozpoczynać tematu o kobietach – a to był sygnał definitywnie zły.
wiadomo:)
Namrasit pisze:Sytuacja w karczmie nabierała dynamiki
źle brzmi. Może "stawała się bardziej dynamiczna" albo "nabierała rozpędu".
Problem jest też taki, że nic, co opisałeś później, na ową dynamikę nie wskazywało. Już prędzej by pasowała Twoja wcześniejsza wzmianka - była to karczemna codzienność...
Namrasit pisze:młody grajek nabrawszy odwagi (któż po winie jej nie nabiera)
po pierwsze: na przykład JA, po drugie, znak zapytania
Namrasit pisze:rzucił okiem na siedzącego przy barze, który po raz drugi podniósł kufel i opróżnił do do połowy
Te kufle to były literatki? Wiem, co to są solidne łyki, ale żeby opróżnić aż do połowy?
Namrasit pisze:Mężczyzna był lekko nieogolony
hmm... raz golił się mocno, a raz lekko? No nie wiem, może niedokładnie ogolony, zarost dwudniowy albo coś...
Namrasit pisze:Brązowa koszula i czyste włosy wskazywały bowiem na to, że siedzący przy barze raczej dobrze się prowadzi.
Jedno z drugim nie ma wiele wspólnego, zwłaszcza, że złe "prowadzenie się" przywodzi na myśl rozpustę, a Tobie chyba chodziło o ogólny poziom życia faceta... A może się mylę?
Namrasit pisze:Wskazywała na to także podłużna, pozbawiona blizna twarz i wąski, nie noszący śladów złamania, nos.
blizn; poza tym wystarczyłby prosty nos. Złamanie nosa chyba nie jest standardem.
Namrasit pisze:Nigdy nie zaprzeczał, gdy ktoś mówił o tawernie, że żadna z niej gospoda, a zwykła mordownia i, że prędzej niż dobre żarcie, to można w niej wpierodol dostać – nie zaprzeczał, bo i po co.
Bałam się, że następnymi synonimami będzie "pensjonat" i "hotel". Przecinki też trochę źle.
Namrasit pisze:jakby w kuflu wcale nie było piwo
piwa

Przede wszystkim, ciężko było się połapać, w jakim to się czasie rozgrywa. Jeżeli to fantasy, i to takie typowe fantasy, to prawdopodobnie realia przypominają średniowiecze, a do niego w ogóle nie pasują te słowa: kelnerka, bar, klient, pokój, żona kierownika kopalni. Zbyt "unowocześnione" te realia.
Kufel piwa - przez cały czas myślałam, że był szklany, a na koniec dowiaduję się, że drewniany. Z karczmarza zrobiłeś niezwykle empatycznego wrażliwca - oni tacy NIE są. Nie czyszczą starannie kufli, tylko płuczą w pomyjach (o ile w ogóle to robią). Nie zastanawiają się nad gośćmi. Obchodzi ich tylko to, by zamawiali i płacili. W gospodzie mają zawsze ostry zapieprz. Weźmy takiego szefa kuchni z Hell's Kitchen - oglądałeś? Pasowałby tu jak ulał... Dlatego fragment był dla mnie niewiarygodny. A samych scenek o smutnych gościach przy barze jest od groma. Niestety, nie podobało mi się.

3
Moje pierwsze wrażenie było pozytywne.

Potem przeczytałam co sądzi Luka i do większości rzeczy się z nią zgodzę.

Ale:

Mnie się właśnie podobał fakt, że czyścił kufel a nie płukał w pomyjach. Fantastyka fantastyką, ale czysta gospoda czasem istnieje. :)

Drugi plus - podobało mi się pokazanie gospody oczami karczmarza.

Szkoda tylko, że nie była ona bardziej wyjątkowa. Podsumowanie opisu- to jest zwyczajna karczma. I jeżeli jest zwyczajna to czy warto poświęcać jej aż tyle uwagi? :)
Zdecydowanie bardziej od samej karczmy interesujący jest mężczyzna przy barze.:)

Pozdrawiam :)

4
Tacy zawsze na pytanie: „Co podać” zwykli odpowiadać: „Piwo”, tudzież: „Piwo raz” lub coś podobnego.
To „lub coś podobnego” jakoś zaburza rytm zdania, niepotrzebnie je wydłuża. I co jest dziwnego w tym, że ktoś zamawia piwo słowami „piwo raz”?

Przy głównym stole grupa górników opowiadała rubaszne żarty, śmiechem zagłuszając nieśmiałe pieśnie młodego grajka; jeden z siedzących w rogu chłopów, próbując wstać, upadł na stół wylewając kufle kompanów; gdzieś z drugiej strony pisnęła złapana za tyłek kelnerka; zaś, w tak zwanym: „cichym zakątku”, dwoje zamaskowanych typów prowadziło cichą rozmowę – tak to przynajmniej wyglądało z punktu widzenia gospodarza.
Kufle nie są płynem, tylko ich zawartość. Ona może się wylać, kufle mogą się na przykład przewrócić. I nie rozumiem trochę tej wstawki na końcu. Z punktu widzenia gospodarza ta rozmowa zamaskowanych gości była cicha? A z ich punktu widzenia była głośna czy jak? Czy może to odnosi się do ogólnego obrazu karczmy tego wieczoru? Nie wiem, o co chodzi.
Wszystko to było jednak zwykłą, karczemą codziennością
Jaką?
Wszystko to było jednak zwykłą, karczemą codziennością. Wszystko, za wyjątkiem gościa siedzącego przy barze. Tacy nie pojawiali się codziennie. Choć klient na początku sprawiał wrażenie zwykłego, znudzonego życiem osobnika,
Wiedział z doświadczenia, że osobnik tak na prawdę nie miał ochoty na piwo
naprawdę
Wiedział z doświadczenia, że osobnik tak na prawdę nie miał ochoty na piwo, gdyby było inaczej, nie pozwoliłby opaść pianie bez wcześniejszego choćby zwilżenia warg, o nie!
To wykrzyknienie na końcu - no sama nie wiem, jakieś takie… Nie pasowało mi zbytnio do obranego stylu. Ale może to tylko moje widzimisię.
Nieznajomy nie miał także ochoty na towarzystwo, wszak w innym wypadku usiadłby przy jednym w wolnych stolików. To, że usiadła przy barze
Gospodarz krzyknął coś do jednej ze służących
W tym miejscu zaczęłabym nowy akapit, ponieważ przechodzisz od opisywania wyglądu tajemniczego gościa do opisu jakiejś akcji.
po raz setny opowiadając niezwykłe historie o tym, jak to ocierali się o śmierć i z kim to tym razem puszcza się żona kierownika;
Powtórzenie. Poza tym przeczytaj szybko na głos „z kim to tym”. Śmiesznie brzmi, prawda?
Karczmarz wydał resztę podróżnemu, który właśnie zamówił pokój, i rzucił okiem na siedzącego przy barze, który po raz drugi podniósł kufel i opróżnił do do połowy. Dopiero teraz zainteresował się jego wyglądem
Kto czyim wyglądem? Karczmarz wyglądem podróżnego? Podróżny karczmarza? Siedzący przy barze podróżnym? Siedzący przy barze kuflem? Karczmarz siedzącym przy barze? Za dużo opcji. Dopiero z dalszej części tekstu wynika o kogo w tym zdaniu chodzi.
nieznajomy sączył bowiem niczym wampir, który po trzech miesiącach postu dopadł dziewicę. „Te kobiety...” przebiegło przez myśl oberżysty, kiedy tak patrzył na pijącego. Mężczyzna powoli zbliżał się do końca, ale nie zmieniał tempa pochłaniani piwa, jakby rzeczywiście był wyposzczonym wampirem, a drewniane naczynie nieletnią dziewicą.
Niepotrzebnie powtarzasz to porównanie. I to w takiej małej odległości od poprzedniego.


Hm, smutni goście przy barze, upijający się z powodu kobiety to nie jest aż tak niecodzienny widok, żeby tę niecodzienność tak podkreślać. Powiedziałabym raczej, że to sytuacja dosyć typowa. No chyba że ta konkretna karczma jest inna.
Gospodarz rzeczywiście mocno empatyczny, zupełnie jakby się minął z powołaniem. Może warto by jakoś to wyjaśnić, bo teraz nie pasuje zbytnio na właściciela mordowni.
To bardzo krótki fragment, ale jedna rzecz zdążyła mi się rzucić w oczy. Bardzo często używasz sformułowania „co wskazywało na…”. Facet zachowywał się tak, co wskazywało na to, że czuł się tak i tak. Wyglądał siak, co wskazywało na to, że był taki i śmaki. Przez to wychodzi Ci czasem łopatologiczne tłumaczenie.
I niezbyt dokładnie sprawdziłeś tekst przed wysłaniem. Sporo literówek.
Nie będę decydować, czy mi się podobało, czy nie. Za mało tego tekstu, by się jakoś ustosunkować.

5
Z karczmarza zrobiłeś niezwykle empatycznego wrażliwca - oni tacy NIE są. Nie czyszczą starannie kufli, tylko płuczą w pomyjach (o ile w ogóle to robią). Nie zastanawiają się nad gośćmi. Obchodzi ich tylko to, by zamawiali i płacili.
Wszystkich. Dokładnie tak samo. Bo to tak naprawdę nie są ludzie, tylko roboty i wszystkie mają dokładnie ten sam program i zachowują się dokładnie tak samo, bez żadnych wyjątków, bo to robota seryjna, rozumiesz. Koleżanka o tym wie, ona na co dzień mieszka w takim świecie i zna tajniki produkcji karczmarzy. Słyszałam nawet, że ich programuje. Ja bym jej posłuchała.

Kawałek nie pozbawiony pewnych niezręczności, ale przeczytałam go - to już o czymś świadczy ;) - i sprawił mi trochę radości, bo ma coś w sobie mimo wszystko. Uśmiechnęłam się na końcu, o tu:
Mężczyzna powoli zbliżał się do końca, ale nie zmieniał tempa pochłaniani piwa, jakby rzeczywiście był wyposzczonym wampirem, a drewniane naczynie nieletnią dziewicą.
Nie czekając aż owa dziewica skona, gospodarz napełnił kolejny kufel i postawił przed nieznajomym.
Bo bardzo zgrabne są te dwa zdania. Klimat karczmy też ładny mimo wszystko ;-)

6
Dzięki wszystkim za konstruktywną krytykę, na pewno wykorzystam to przy następnym ćwiczeniu (i tym razem nie skończę na jednej korekcie, bo jakiś ślepy jestem chyba).

To fragment niczego większego, tak miało po prostu być.

A i jeszcze taka ciekawostka dotycząca Hels Kitchen: ostatnio rozmawiałem z kuzynem (kucharzem który pracuje w angielskiej restauracji, nie pamiętam teraz nazwy) właśnie o tym, czy tak na prawdę to wygląda na kuchni, co on skwitował krótko: "to jest dla telewizji, to musi być show" ;).
Uśmiechając się do deszczu mniej się moknie

7
Wyłapując potknięcia ignorowałam wszelkie literówki (których jest tu zatrzęsienie) i starałam się nie powtórzyć tego, co wymieniły Luka i Obywatelka (co nie oznacza, że mi też znaczna część tych rzeczy nie przeszkadzała). Nie wypisuję też interpunkcji, bo momentami kwalifikuje się do odesłania do podstawowych zasad.
Wypadało więc, by tradycji stało się za dość
by tradycji stało się zadość
Przy głównym stole grupa górników opowiadała rubaszne żarty, śmiechem zagłuszając nieśmiałe pieśnie młodego grajka; jeden z siedzących w rogu chłopów, próbując wstać, upadł na stół wylewając kufle kompanów; gdzieś z drugiej strony pisnęła złapana za tyłek kelnerka; zaś, w tak zwanym: „cichym zakątku”, dwoje zamaskowanych typów prowadziło cichą rozmowę – tak to przynajmniej wyglądało z punktu widzenia gospodarza.
Po cholerę te średniki i kilkulinijkowe zdanie za ich pomocą? Nie można tego było rozdzielić i najlepiej uplastycznić? Bo masz taką wyliczankę klep, klep, klep.
najchętniej chciałby mieć
okropna konstrukcja
może najchętniej widziałby przed sobą ścianę albo po prostu "chciałby mieć" (bez najchętniej)
górnicy po solidnej porcji żartów rozpoczęli rozmowę o pracy w kopalni, po raz setny opowiadając niezwykłe historie o tym, jak to ocierali się o śmierć i z kim to tym razem puszcza się żona kierownika;
Słowo "kierownik" bardzo mi nie pasuje do fantastycznej karczmy. Jak to górnicy, to może sztygar?
Sytuacja w karczmie nabierała dynamiki: górnicy po solidnej porcji żartów rozpoczęli rozmowę o pracy w kopalni, po raz setny opowiadając niezwykłe historie o tym, jak to ocierali się o śmierć i z kim to tym razem puszcza się żona kierownika; młody grajek nabrawszy odwagi (któż po winie jej nie nabiera) podrywał jedną z kelnerek, starając się ignorować nawoływania ze strony chłopów, by zagrać jakąś skoczną melodię, zaś do siedzących w „cichym zakątku” doszedł jakiś niewielki typ.
Czy ja wiem, czy tak nabierała dynamiki? Patrząc z dystansu wszyscy robią to samo, tylko zmieniły się tematy rozmów, parę osób się przemieściło... Co mi wciskasz jakąs dynamikę, jak jej nie pokazujesz, tylko walisz kolejną wyliczankę w zdaniu-potworze?
Mężczyzna był lekko nieogolony
Lekko nieogolony? Jakoś tak strasznie potocznie brzmi.

Straaaaasznie niechlujny ten tekst. Grrr.

A teraz do spraw ogólniejszych.

Bardzo niewiarygodnie wypadło, według mnie, to wciskanie, że facet zapijający smutki związane z jakąś kobitą to taki nietypowy widok. W ogóle scena momentami mocno siłowa. Więcej o jej wyjątkowości chcesz powiedzieć, niż mi tej wyjątkowości pokazać. W kółko narrator próbuje coś zasugerować, ale obraz nie wspiera tego zbyt mocno.

Sama wizja karczmy jakoś mnie nie przekonuje. Obraz wydaje mi się jakiś niespójny. Może to kwestia niezbyt wprawnego języka? Nie wiem. Karczmarz - wrażliwiec dbający o higienę - jeszcze ok, to Twój świat. Ale połączenie z nazwaniem tego mordownią, ogólnym syfem klientów, podejrzanymi typami, górnikami, obsługiwanymi przez kelnerki, którzy mają kierownika, wynajmowanymi pokojami, seksownymi służącymi itd. Strasznie dużo wtłaczasz, strasznie mało detali, jakiś smaczków dajesz. Momentami jest straszna łopatologia. Zamiast opisać i uwiarygodnić to tłumaczysz jak krowie.

Nie zaciekawiło mnie. Język nie najlepszy. Korekta, jeżeli była, to chyba po pijaku. Krótko mówiąc, niestety, nie podobało mi się.

Pozdrawiam,
Ada
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"

8
Dzięki Adrainno za weryfikację i wysiłek szukania dalszych baboli, mimo że wcześniej już ich tyle wskazano. Tekst można już przenieść do zweryfikowanych (dokonana weryfikacja satysfakcjonuje mnie w 100,5%), chyba że jest jeszcze jakiś weryfikator-masochista, który chciałby się z nim zapoznać.

Mam nadzieję, że tekst nie wyczerpał waszej wyrozumiałości.
Uśmiechając się do deszczu mniej się moknie

9
Namrasit pisze:Sączył. Powoli i jakby z trudem, jakby w kuflu wcale nie było piwo (trochę z wodą, co prawda, ale piwo), a jakiś gęsty wywar, niczym żur jakiś, czy krew. Krew... określenie to pasowało do obecnej sytuacji, nieznajomy sączył bowiem niczym wampir, który po trzech miesiącach postu dopadł dziewicę. „Te kobiety...” przebiegło przez myśl oberżysty, kiedy tak patrzył na pijącego. Mężczyzna powoli zbliżał się do końca, ale nie zmieniał tempa pochłaniani piwa, jakby rzeczywiście był wyposzczonym wampirem, a drewniane naczynie nieletnią dziewicą.
Głodny wampir i wiaderko (ok. pięciolitrowe) ciepłej, świeżej, krwi grupy BRh- w kształcie dziewicy (męskie tęsknoty za chętną dziewicą?) - dla mnie orgia (a cóż dopiero dla wampira). Słyszę jęki, westchnienia, łkania, stękania, siorbanie, ssanie, chłeptanie, mlaskanie, lizanie i co tam sobie jeszcze chcecie. A ten przy barze robaka zalewa, wlewając w siebie powolutku kolejne mililitry cienkiego piwa z czystego (jako ta dziewica) kufla.
Jakoś mi to nie zgrywa!

Pozdrawiam!
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

10
Będzie krótko. Historia mało ciekawa - że tak to ujmę, to wszystko było. Trudno, bo być mogło. Gorzej, że fantasy w tym tylko dlatego, że ty tak uważasz - gdybym słowo Karczma zamienił na pub, i dokonał kilku zmian w postaciach, wyszłoby opowiadanie z mojego osiedla. O, tak by było. Nazbyt to nowoczesne, język słabiutki, powtórzeń w brud, i narracja dość skomplikowana, jak na prosty tekst. Mnie się nie podobało - większość błędów istotnych dla mojej opinii zostało ci pokazanych.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron