To nie do wiary, z jaką łatwością śmierć bliskiej osoby może wywrócić życie do góry nogami. Mnie się to przydarzyło jakiś rok temu, gdy mój ojciec zginął w wypadku samochodowym. Od tamtej pory nic już nie jest takie jak kiedyś. (*)Często zastanawiam się, dlaczego Bóg tak się uwziął akurat na moją rodzinę, za jakież to grzechy chce nas pokarać. Wprawdzie ja już dawno temu jakoś się pozbierałam po śmierci ojca, ale mama rozpacza po dziś dzień.
Namieszane. Z pierwszego zdania czytelnik zrozumie, że to wywrócone życie dotyczy narratorki.
(*) Tutaj mamy odwrót od tego, co narratorka przeżywa i zwrot w stronę jej rodziny. W następnym zdaniu z kolei okazuje się, że narratorka ma się dobrze, czyli wcale tak życie do góry nogami jej się nie wywróciło, za to jej matka cierpi.
Skup się na jednym: albo narratorka, albo matka, albo ogólne rozważania na temat śmierci.
A miałam ich całkiem sporo, głównie w szkole. I nie, nie chodzi mi o naukę, bo dostawałam całkiem przyzwoite oceny – w końcu uczyłam się w Dwight School, jednym z najbardziej prestiżowych nowojorskich liceów. Mam raczej na myśli swoje jakże marne życie towarzyskie. W Dwight School, żeby być „kimś”, trzeba być popularnym oraz mieć kupę kasy i zero mózgu. Właściwie sama nie wiem, dlaczego się tam kisiłam, i dziwię się, że wytrzymałam tam aż dwa lata.
To samo. Wpierw dowiadujemy się, że ma problemy w szkole, potem że nie, nie w szkole ale ze znajomymi. Potem że szkoła jest świetna, żeby zaraz potem bohaterka dodała, że szkła była okropna i trudno było wytrzymać.
Ale w sumie nie dziwiło mnie takie zachowanie u innych – zawsze żyłam w ich cieniu, trzymałam się z boku i w ogóle nie angażowałam w szkolne sprawy.
Nielogiczne. Wyśmiewali ją bo była odludkiem?
To był kwietniowy wtorek – dzień jak każdy inny.
To był zwyczajny kwietniowy dzień. Wtorek.
Nie wiedzieć czemu, nawet mi to specjalnie nie przeszkadzało.
A ja wiem. Nie lubiła szkoły.
Tak naprawdę nie lubiłam wychodzić na ulicę, do ludzi.
Tu już przesada. Matka w żałobie, szykany w szkole a teraz agorafobia. Czytelnik już się połapał, że bohaterka to wrażliwa indywidualistka lubiąca samotność.
Szłam zatłoczonymi ulicami miasta ze wzrokiem wbitym w chodnik i cicho szlochałam.
Mowa o Nowym Jorku a nie o małym miasteczku. Do domu daleko, a Amerykanie preferują cztery kółka. No i raczej w wielkich miastach trzeba nieźle się natrudzić, by ktoś na ciebie zwrócił uwagę. Każdy zajmuje się sobą i jest przyzwyczajony do dziwactw. Samotna dziewczyna to nic niezwykłego.
...marząc o tym, żeby jak najszybciej znaleźć się w domu, z mamą, która była moją jedyną prawdziwą przyjaciółką.
Wcześniej było na temat tego, jak matka pogrążona jest w bólu i córki nie zauważa, a córka nie zwierza się matce...
Wysiadłszy z taksówki na Pięćdziesiątej Dziewiątej Ulicy...
Wcześniej bohaterka szła.
Bez chwili wahania weszłam do środka, na drugie piętro, do mieszkania
Wystarczy jedno: weszła do domu.
No dobrze. Tak, masz rację, skarbie. Powinnyśmy zmienić otoczenie. Zaraz razem czegoś poszukamy w Internecie, OK?
Tak po prostu? Córka poprosiła, to matka rzuci wszystko, pracę (ona pracuje?) i zacznie od razu szukać nowego mieszkania.
– Cóż to za dziwaczne miasteczko? – dziwiła się moja mama, przyglądając się małemu białemu domkowi na zdjęciu.
Czemu dziwaczne? Przecież o nim nie słyszały. I dlaczego uważają je za dziwaczne, gdy przyglądają się zdjęciu domu?
Brak twojemu opowiadaniu realności, zwłaszcza tej ostatniej scenie z szukaniem domu. Co do samego opowiadania - nic nowego. Dziewczyna źle się czująca w szkole, chce uciec w siną dal. Przypominało mi to żywcem książkę którą czytałam niedawno: dziewczyna prześladowana w szkole, nie przyznaje się do tego przed matką która straciła męża i zapomniała o życiu. Jedyna różnica to taka, że w książce dziewczyna ucieka z gwiazdą rocka, a u ciebie Summer z matką. Bohaterowie są przewidywalni, biało-czarni.
Ten fragment mnie nie zachwycił. I nie chodzi tutaj o sprawność pisania - tę masz w miarę opanowaną - ale o ciekawą, barwną historię.
...ale tak już jest, że wstępy w większości przypadków są nudnawe.
Owszem. Książek których nikt nie chce czytać. Wstęp to podstawa.