16

Latest post of the previous page:

Według mnie jest dobrze.
Ale cóż - zawsze znajdzie się ktoś, komu to się nie będzie podobało. Każdy człowiek ma inny gust i ja już nic na to nie poradzę.
Z moich obliczeń wynika, że nowy tekst będę mogła wrzucić dopiero 31 sierpnia, więc dam wtedy drugi rozdział. Może będzie lepiej.
Każdego ranka, każdej nocy
Dla męki ktoś na świat przychodzi.
Jedni się rodzą dla radości,
Inni dla nocy i ciemności.

Wieczność kocha dzieła czasu.


– William Blake

17
Serena pisze:Tak więc złapałam pierwszą lepszą taksówkę i kazałam się zawieźć na Upper East Side.
No to na pewno się spóźniła, 291 Central Park West, jest jak się można domyślić na Upper West Side :-) Poza tym w NY najszybciej w godzinach szczytu porannego jeździ się metrem...
Serena pisze:Nowojorczycy, których mijałam, znów się na mnie gapili, ale miałam to głęboko gdzieś.
Już to widzę, szlochające emo-nastolatki są na tyle powszechne, że mało kto zwraca na nie uwagę.

Widzę, że koniecznie chcesz osadzać swoje bohaterki w realiach o których nie masz zielonego pojęcia. Ten tekst to żałosna kopia tzw Teen Movies. Widać, że czerpiesz całymi garściami, tylko że w moim odczuciu jest to po prostu nieprofesjonalne. A już zawiązanie akcji (wyjazd z miasta) potraktowałaś tak tragicznie, że należałoby ci się za to batożenie ;-)

Po pierwsze praca matki - czytelnikowi należy się wyjaśnienie za co będą żyły - skoro dziewczyna (o typowo głupim imieniu i nazwisku Lato Ujarzmione) chodziła do prywatnej szkoły pełnej dzieci bogaczy i ambasadorów, to znaczy, że mają kasę. Ale skąd - z ubezpieczenia po tatusiu? To ważne, bo pozwoli ci uzasadnić, dlaczego matka tak łatwo się zgodziła (bo miłość matczyna to za mało)

Po drugie kredyt - 99,99 % rodzin w USA ma dom na kredyt, w związku z czym kupno domu zaczyna się od wizyty w banku i pośrednika nieruchomości. Poczytaj trochę na ten temat, albo rozwiąż to fabularnie w ten sposób, żebyś czytać nie musiała.

A po trzecie i ostatnie to nie podobało mi się - napisane jest byle jak i po łebkach, zaimkoza straszna, bohaterka sztampowa aż do bólu. No i jak sama stwierdziłaś w komentarzach nie masz pojęcia co będzie dalej. Ale zapowiada się nie mniej sztampowo - dom gdzieś w puszczy przy granicy z Kanadą. Piąta woda po Kingu...
Ostatnio zmieniony czw 28 cze 2012, 09:00 przez Maladrill, łącznie zmieniany 2 razy.

18
Serena pisze:Według mnie jest dobrze.
Ale cóż - zawsze znajdzie się ktoś, komu to się nie będzie podobało. Każdy człowiek ma inny gust i ja już nic na to nie poradzę.
Czasami umiejętność przyjmowania krytyki jest o wiele cenniejsza niż pewność siebie.

19
Serena pisze:Według mnie jest dobrze.
Jakoś przegapiłem ten komentarz autorki. Sereno, skoro uważasz, że jest dobrze, to może nie powinnaś wstawiać tu tekstów, chyba, że nie chodzi ci o oceny, ale o pochwały.

O ile jakość stylistyczną można jeszcze poprawić w kolejnych etapach, przy następnych czytaniach, to w przypadku spraw fabularnych, niedorobionych pomysłów i zasadniczych błędów rzeczowych mogą pojawić się problemy.

Bo wyobraź sobie, że zbudujesz całą konstrukcję fabularną na błędnym przekonaniu, że "w USA tak jest", dobudujesz sobie wątki poboczne, spleciesz to wszystko w eleganckim zakończeniu, a tu jakiś durny recenzent powie ci złośliwie: Tak być nie mogło, przecież w Arkansas stosowana jest chemiczna kastracja, więc jak Zły Gwałciciel wyszedł z pudła po dwudziestoletniej odsiadce, to na pewno nie zgwałcił twojej słodkiej-lecz-skopanej-przez-życie Summer Tamed". A to na przykład był najważniejszy element całej powieści.
Tym sposobem Twoja ignorancja w zasadniczych sprawach i budowanie wiedzy o kraju w którym rozgrywa się akcja na wątpliwych źródłach może 'uwalić' najlepsze nawet pomysły.

Może zamiast pisać kolejną powieść, siądź sobie spokojnie, wymyśl CAŁĄ fabułę, naszkicuj najważniejsze postaci, zrób research w kwestii miejsca akcji (ale nie tylko oglądanie filmów, lub czytanie wikipedii) i na tej podstawie zaprezentuj krótkie opowiadanie...


Co Ty na to???

20
Maladrill pisze: Może zamiast pisać kolejną powieść, siądź sobie spokojnie, wymyśl CAŁĄ fabułę, naszkicuj najważniejsze postaci, zrób research w kwestii miejsca akcji (ale nie tylko oglądanie filmów, lub czytanie wikipedii) i na tej podstawie zaprezentuj krótkie opowiadanie...


Co Ty na to???

W sumie czemu nie... Mogłabym spróbować.
Ale w sumie i tak akcja toczy się w Nowym Jorku tylko w tym jednym rozdziale. Dalej już nie. Wydaje mi się, że nie warto się jeszcze zniechęcać, bo od następnych rozdziałów akcja się rozkręca. Jeszcze przed szkołą wrzucę tu drugi rozdział i wtedy zobaczymy, jakie będą opinie.

[ Dodano: Sro 25 Sie, 2010 ]
Poza tym wczoraj nastąpiły pewne komplikacje, przez które zmieniłam odrobinę fabułę.
Każdego ranka, każdej nocy
Dla męki ktoś na świat przychodzi.
Jedni się rodzą dla radości,
Inni dla nocy i ciemności.

Wieczność kocha dzieła czasu.


– William Blake

21
Serena pisze:W sumie czemu nie... Mogłabym spróbować.
Ja bym nie próbował na Twoim miejscu, tylko przygotował plan. Pisanie bez planu, bez wizji zakończenia,bez pomysłu na splecenie różnych wątków w spójną fabułę sprawia,że efekt końcowy będzie co najwyżej średni.
Serena pisze:i tak akcja toczy się w Nowym Jorku tylko w tym jednym rozdziale.
no to w czym problem? Liceum w Polsce znasz z własnych doświadczeń, a katowickie solarynki możesz opisać z własnego doświadczenia,potem przenieś akcję w Bieszczady i ześlij na bohaterkę ducha smolarza. A imię i nazwisko Renata Poskramiacz będą tak samo ciekawe jak Summer Tamed :-P

23
To nie do wiary, z jaką łatwością śmierć bliskiej osoby może wywrócić życie do góry nogami. Mnie się to przydarzyło jakiś rok temu, gdy mój ojciec zginął w wypadku samochodowym. Od tamtej pory nic już nie jest takie jak kiedyś. (*)Często zastanawiam się, dlaczego Bóg tak się uwziął akurat na moją rodzinę, za jakież to grzechy chce nas pokarać. Wprawdzie ja już dawno temu jakoś się pozbierałam po śmierci ojca, ale mama rozpacza po dziś dzień.
Namieszane. Z pierwszego zdania czytelnik zrozumie, że to wywrócone życie dotyczy narratorki.
(*) Tutaj mamy odwrót od tego, co narratorka przeżywa i zwrot w stronę jej rodziny. W następnym zdaniu z kolei okazuje się, że narratorka ma się dobrze, czyli wcale tak życie do góry nogami jej się nie wywróciło, za to jej matka cierpi.
Skup się na jednym: albo narratorka, albo matka, albo ogólne rozważania na temat śmierci.
A miałam ich całkiem sporo, głównie w szkole. I nie, nie chodzi mi o naukę, bo dostawałam całkiem przyzwoite oceny – w końcu uczyłam się w Dwight School, jednym z najbardziej prestiżowych nowojorskich liceów. Mam raczej na myśli swoje jakże marne życie towarzyskie. W Dwight School, żeby być „kimś”, trzeba być popularnym oraz mieć kupę kasy i zero mózgu. Właściwie sama nie wiem, dlaczego się tam kisiłam, i dziwię się, że wytrzymałam tam aż dwa lata.
To samo. Wpierw dowiadujemy się, że ma problemy w szkole, potem że nie, nie w szkole ale ze znajomymi. Potem że szkoła jest świetna, żeby zaraz potem bohaterka dodała, że szkła była okropna i trudno było wytrzymać.
Ale w sumie nie dziwiło mnie takie zachowanie u innych – zawsze żyłam w ich cieniu, trzymałam się z boku i w ogóle nie angażowałam w szkolne sprawy.
Nielogiczne. Wyśmiewali ją bo była odludkiem?
To był kwietniowy wtorek – dzień jak każdy inny.
To był zwyczajny kwietniowy dzień. Wtorek.
Nie wiedzieć czemu, nawet mi to specjalnie nie przeszkadzało.
A ja wiem. Nie lubiła szkoły.
Tak naprawdę nie lubiłam wychodzić na ulicę, do ludzi.
Tu już przesada. Matka w żałobie, szykany w szkole a teraz agorafobia. Czytelnik już się połapał, że bohaterka to wrażliwa indywidualistka lubiąca samotność.
Szłam zatłoczonymi ulicami miasta ze wzrokiem wbitym w chodnik i cicho szlochałam.
Mowa o Nowym Jorku a nie o małym miasteczku. Do domu daleko, a Amerykanie preferują cztery kółka. No i raczej w wielkich miastach trzeba nieźle się natrudzić, by ktoś na ciebie zwrócił uwagę. Każdy zajmuje się sobą i jest przyzwyczajony do dziwactw. Samotna dziewczyna to nic niezwykłego.
...marząc o tym, żeby jak najszybciej znaleźć się w domu, z mamą, która była moją jedyną prawdziwą przyjaciółką.
Wcześniej było na temat tego, jak matka pogrążona jest w bólu i córki nie zauważa, a córka nie zwierza się matce...
Wysiadłszy z taksówki na Pięćdziesiątej Dziewiątej Ulicy...
Wcześniej bohaterka szła.
Bez chwili wahania weszłam do środka, na drugie piętro, do mieszkania
Wystarczy jedno: weszła do domu.
No dobrze. Tak, masz rację, skarbie. Powinnyśmy zmienić otoczenie. Zaraz razem czegoś poszukamy w Internecie, OK?
Tak po prostu? Córka poprosiła, to matka rzuci wszystko, pracę (ona pracuje?) i zacznie od razu szukać nowego mieszkania.
– Cóż to za dziwaczne miasteczko? – dziwiła się moja mama, przyglądając się małemu białemu domkowi na zdjęciu.
Czemu dziwaczne? Przecież o nim nie słyszały. I dlaczego uważają je za dziwaczne, gdy przyglądają się zdjęciu domu?

Brak twojemu opowiadaniu realności, zwłaszcza tej ostatniej scenie z szukaniem domu. Co do samego opowiadania - nic nowego. Dziewczyna źle się czująca w szkole, chce uciec w siną dal. Przypominało mi to żywcem książkę którą czytałam niedawno: dziewczyna prześladowana w szkole, nie przyznaje się do tego przed matką która straciła męża i zapomniała o życiu. Jedyna różnica to taka, że w książce dziewczyna ucieka z gwiazdą rocka, a u ciebie Summer z matką. Bohaterowie są przewidywalni, biało-czarni.

Ten fragment mnie nie zachwycił. I nie chodzi tutaj o sprawność pisania - tę masz w miarę opanowaną - ale o ciekawą, barwną historię.
...ale tak już jest, że wstępy w większości przypadków są nudnawe.
Owszem. Książek których nikt nie chce czytać. Wstęp to podstawa.

24
Serena od dawna nie wrzuca tekstów na forum, więc nie wiem, czy te uwagi do czegokolwiek się jej przydadzą, ale - może będą pomocne dla innych autorów?

Tekst jest napisany sprawnie. Błędy językowe, wytknięte w poprzednich postach, nie są rażące i dadzą się bez problemu usunąć w trakcie zwykłej obróbki redakcyjnej.

Bohaterka wydaje się wyrazista, a jej sytuacja życiowa - przekonująco zarysowana. Ale, przy uważniejszej lekturze, ten właśnie aspekt tekstu budzi największe wątpliwości.
uczyłam się w Dwight School, jednym z najbardziej prestiżowych nowojorskich liceów.
W Dwight School, żeby być „kimś”, trzeba być popularnym oraz mieć kupę kasy i zero mózgu. Właściwie sama nie wiem, dlaczego się tam kisiłam, i dziwię się, że wytrzymałam tam aż dwa lata.
Mało prawdopodobne. W prestiżowej szkole, do tego w wielkim mieście, gdzie podaż kandydatów jest duża, co jak co, ale mózg bardzo się przydaje. Do tego, taką szkołę na ogół wybierają rodzice i, jeśli trzeba, wkładają dużo wysiłku w przekonanie potomka, dlaczego tam właśnie powinien uczęszczać. Potomek może się z tym nie zgadzać, lecz to zupełnie inna sprawa.
Były typowymi tlenionymi blondynami po solarze i miały na sobie identyczne czarne sukienki na ramiączkach oraz nieodłączne torby, w których zamiast podręczników nosiły stertę kosmetyków i Bóg wie, co jeszcze.
Nie bardzo się zgadza z prestiżem owej szkoły, taki image jej uczennic. Poza tym - wiadomo, że osoby wycofane, nieśmiałe nigdy nie cieszą się towarzyskim powodzeniem, ale w szkołach dla wybrańców panują również rozmaite snobizmy intelektualne, artystyczne, więc jakąś niszę dla siebie można znaleźć. Totalna alienacja bohaterki nie da się łatwo skwitować przerzuceniem odpowiedzialności na bezmyślne koleżanki.
Planowałam wyminąć Sharon i jej świtę i uciec stąd jak najdalej, lecz niestety nie udało się – Lael jak zwykle zrobiła mi na złość i zagrodziła przejście, uśmiechając się z wyższością.
www– A dokąd to się wybierasz, słoneczko? Przecież są lekcje.
Coś mi tu nie gra. Nauczyciele niby kontrolują obecność w szkole, natychmiast telefonują do rodziców, a równocześnie cztery pannice z tej samej klasy w czasie lekcji tak bez skrępowania snują się po korytarzach? I w ogóle – nie ma tam żadnego personelu pomocniczego, choćby jakiegoś portiera, którego należy się strzec, pełna swoboda wchodzenia i wychodzenia, kiedy dusza zapragnie? Przecież towarzystwo jest chyba nieletnie?
płakałam marząc o tym, żeby jak najszybciej znaleźć się w domu, z mamą, która była moją jedyną prawdziwą przyjaciółką.
Zawsze ukrywałam przed nią swoje myśli, uczucia, emocje i wszelakie problemy. Z niczego jej się nie zwierzałam, ponieważ nie chciałam dokładać jej zmartwień i wolałam sama się ze wszystkim uporać.
To właściwie na czym polega ta przyjaźń między matką i córką? O wiele prawdopodobniej by to zabrzmiało, gdyby bohaterka zaczęła ukrywać swoje problemy dopiero po śmierci ojca.

Generalnie - relacje bohaterki z otoczeniem są przerysowane, na granicy wiarygodności. rozumiem, że to wszystko jest potrzebne autorce, by uzasadnić nagła chęć porzucenia Nowego Jorku, lecz również w takim wprowadzeniu w jakąś opowieść warto zadbać o realizm detali, a przede wszystkim - o psychologiczną wiarygodność bohaterów. Bo nawet najbardziej niesamowite historie lepiej wypadają, jeśli w samym punkcie wyjścia są solidnie osadzone w realiach życia.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”