106

Latest post of the previous page:

Abstarhując od aliteracji ;)
Ja myślałam dotychczas, że to stare wygi nie chcą nas młodych porządnie uczyć, tylko wiecznie te proste formy i inne badziewia, bo na kursy przychodzą dzieciaki, co chcą pisać romansidełka o Edwardach i innych ochach, a tu nagle mnie oświeciło, że i my jesteśmy uparci.
Figa z makiem. Jak nie ma podstaw, nie ma zarwanych nocy, potu i łez nad upierdliwymi zasadami, to nie ma żadnego płynięcia. Nie jest się pisarzem ani żadnym artystą, jak się nie przejdzie początku. A byłoby tak fajnie od razu przejść do zabawy... :(

107
Wydaje mi się, że do pisania mimo wszystko trzeba mieć smykałkę, jedni znając wszelkie zasady, wyuczeni i wykształceni, będą tworzyć poprawny kaszan ;) a inni po prostu pisząc stworzą niepoprawne dzieło. Nie chcę oczywiście negować nauki i rozwoju, bo w końcu najlepiej stworzyć dzieło poprawne ;) ( no chyba że jest się geniuszem i swoją niepoprawnością ustala się nowe normy ;) )
"-Jak się dowiemy ile on ma lat ?
-Utnijmy mu nogę i policzmy słoje"

108
CośTamPisze pisze:Wydaje mi się, że do pisania mimo wszystko trzeba mieć smykałkę
Owszem, to się nazywa talent. Można uczyć się pisania latami bez specjalnego efektu. Bo to nie jest tak, że wystarczą dobre chęci. Nie wystarczą. Nawet dobre chęci poparte pracowitością... Używając tak ulubionego przez Andrzeja, "rzemieślniczego" porównania - jeden po latach nauki u stolarza zrobi krzesło które będzie miało cztery nogi i da się na nim usiąść. Inny stworzy stolarskie arcydzieło które każdy będzie chciał wziąć dla siebie. I siedzieć, i nie wstawać... :)
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

109
jeszcze raz - statystyka tekstów przychodzących do "Fenixa"

10% opowiadań - poziom "w zasadzie do druku".
20-30% - widać jakiś pomysł ale kompletnie skopane wykonanie
60-70% - kompost
0-10% - "ciekawostki zoologiczne" i teksty kompletnie "nie na temat".

O co chodzi? O to by pomóc tym którzy mają pomysły ale sobie nie radzą z formą.
Albo którzy mają pomysły, ale pomysły te wymagają drobnych korekt.

Część tych ludzi jakoś sobie poradzi - metodą prób i błędów dochodząc do poziomu górnych 10%. Problem w tym że stracą na to lata a wielu odpadnie o drodze, podda się, zrezygnuje.

Część ludzi w ogóle nie znajdzie właściwej drogi. Znam taki przypadek z Krakowa. Jest tu taki facet - napisał - bez przesady - ze 3 tysiące stron. Kilka powieści o niewyobrażalnie zaplątanej intrydze. Czytałem obszerne fragmenty. Nie wiem ile lat w to wtopił.

Kłopot w tym że po pierwsze straszliwie namotał niektóre wątki co wymagało by pewnych cięć i rozplątania, po drugie język kompletnie dyskwalifikuje całość.

To wszystko jest moim zdaniem do wyprostowania. Trzeba tylko posiedzieć z delikwentem i pokazać mu co knoci. I na to potrzeba tych 20-30 godzin. Nie potrafię policzyć ile czasu spędziłem na warsztatach kluby tfurców. Sądzę że ok 20. Efekt zobaczyć można porównując moje opowiadania z Fenixa z 1996 i 1998 roku.

Teraz problem kolejny: wiedza. nie każdy zna się na wszystkim. Nie każdy pisarz ma komfort swobodnego poruszania się w opisywanej epoce, czy realiach Dlatego gdy założę szkołę pisania niezbędne będą zajęcia ze źródłoznawstwa - aby początkujący nauczył się jak szukać informacji.

110
Moja prywatna zasada - bo nie mam takiej cierpliwości jak Andrzej.


Pisać może każdy, opowiadać historie tylko nieliczni. :oops: :oops:
Ale już sam fakt pisania daje kopa...
Władysław "Naturszczyk" Zdanowicz

111
Znaleźć diament to jedno. Umiec go oszlifowac to drugie. Ale OSZLIFOWAĆ go to juz trzecie. No i jeszcze czwarte - sprzedać cacko. Mam w kolekcji mała diament[sic!] i informuje wszem i wobec, że nieoszlifowany niczym nie rózni sie od byle grudy piachu, szary kwarc powiedzmy. Taka mineralologiczne porównanie.

Ale tez do jakiego stopnia ufać tym "Cudownym Podrecznikom Pisarstwa" autorstwa genialnych, wszechwiedzących wytwórców bestsellerów? Na ile można ufac radom innych a na ile własnemu wyczuciu w sprawie? Bo może to ja mam racje a on chce mi zrobic wode z mózgu i wyrżnąć z interesu? Albo to ja mam sieczke w głowie i nawet nie widzę, że mi ktoś przyzwoity dobrze radzi od serca? Taki schiz pisarzyny młodego.

I co pan na to Panie Andrzeju?

Tak na podsumowanie może?

112
Lu pisze:Ale tez do jakiego stopnia ufać tym "Cudownym Podrecznikom Pisarstwa" autorstwa genialnych, wszechwiedzących wytwórców bestsellerów? Na ile można ufac radom innych a na ile własnemu wyczuciu w sprawie? Bo może to ja mam racje a on chce mi zrobic wode z mózgu i wyrżnąć z interesu? Albo to ja mam sieczke w głowie i nawet nie widzę, że mi ktoś przyzwoity dobrze radzi od serca? Taki schiz pisarzyny młodego.
Przepraszam, że się wtrące, ale przecież z biegiem czasu im więcej się pisze, tym bardziej ma sisę wyczucie gdzie się robi źle, a co się chce osiągnąć. Poznaje się swoją granicę i pokora też jakoś zaczyna się w końcu (;p) pojawiać. Im bardziej się to w sobie rozwija, tym mniejsze jest prawdopodobieństwo, że pierwszemu lepszemu nawet geniuszowi odda się władzę na tekstem. Dobrze myślę?

A tam powyżej oczywiście, że odnosiłam się już do tych utalentowanych.

113
JD pisze:Przepraszam, że się wtrące, ale przecież z biegiem czasu im więcej się pisze, tym bardziej ma się wyczucie gdzie się robi źle, a co się chce osiągnąć.
Tylko wtedy gdy to pisanie jest drukowane ( większość autorów zupełnie inaczej widzi tekst przed drukiem i po druku, mimo, że to ten sam tekst) i gdy skomentuje to ktoś znający się na rzeczy. W innym wypadku nie, bo i skąd?
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

114
No dobra, ale my tu gadu gadu o tych co zaczynaja, co kornie zgarbieni z pierwszymi wypocinami do Guru leza i co? Zufac bezgranicznie czy krytykowac krytyka? Zero wyczucia, bo i z kąd je brac wtedy? Własne wydzimisię bezkrytyczne, albo gorzej, dół melancholijny i rzucanie tekstem do kosza na byle potknięciu. Kto dzierży w reku etalion słowa? No? Niech sie zgłosi mądry wśród mądrzejszych?

115
Zależy kogo wybierzesz na guru :) Poza tym istnieją tu stopnie wtajemniczenia. Nie trzeba wielkiego mistrza, aby powiedział Ci czy tekst nadaje się do druku czy nie. Wystarczy osoba o przeciętnej wiedzy i wrażliwości literackiej ( tylko uczciwa) ;) Natomiast jeśli wiadomo, że tekst się nadaje, trzeba go zanalizować, pokazać słabe i mocne strony, to zaczynają się schody... Bo wtedy potrzebny nam jest naprawdę duży guru.
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

116
- O Głeboka Mysli! Jaka jest odpowiedź na dręczące nas pytania: o sens pisania i całą resztę?

- Odpowiedź brzmi...

117
Navajero pisze:Tylko wtedy gdy to pisanie jest drukowane ( większość autorów zupełnie inaczej widzi tekst przed drukiem i po druku, mimo, że to ten sam tekst) i gdy skomentuje to ktoś znający się na rzeczy. W innym wypadku nie, bo i skąd?
Tak samo jak widzi się go inaczej dwa tygodnie po stworzeniu i rok później. Z czasem przecież te stare teksty służą nam, by zebrać swoje minusy do kupy. Nie kwestionuję tego, że tekst drukowany postrzega się inaczej, tylko uważam, że potrafimy być świadomi błędów, ale sobie sami pobłażamy. I tu powinien się zjawić ktoś z większym doświadczeniem itd. Jednocześnie tu jest ta granica. Nie możemy się godzić na zmiany rzeczy, których nie widzimy, bo na przykład jeszcze nie dojrzeliśmy do nich. Mam tu na myśli te głębsze, większe rzeczy, indywidualne środki wyrazu, które potrzebują czasu. Gdybyśmy się na to godzili, wszyscy pisalibyśmy tak samo.

118
JD pisze:Nie kwestionuję tego, że tekst drukowany postrzega się inaczej, tylko uważam, że potrafimy być świadomi błędów, ale sobie sami pobłażamy.
Nie, żaden "normalny" autor sobie nie pobłaża, jeśli tylko widzi jakieś błędy przed drukiem, to je poprawia. Bo chce, aby tekst był jak najlepszy. Natomiast istnieje pewna bariera psychiczna która nie pozwala nam spojrzeć na tekst przed drukiem, w taki sam sposób kiedy widzimy go już w książce/ piśmie. Chodzi tu rzecz jasna o głębszy poziom, "zwykłe" błędy wychwyci redakcja i korekta.
JD pisze: Mam tu na myśli te głębsze, większe rzeczy, indywidualne środki wyrazu, które potrzebują czasu. Gdybyśmy się na to godzili, wszyscy pisalibyśmy tak samo.
IMO nie, nawet stosując te same środki warsztatowe, każdy pisze inaczej. Jeśli weźmiemy dwóch znakomitych pisarzy, równie dobrych warsztatowo to ich pisanie nie będzie się od siebie różniło ( mam na myśli sposob pisania, nie temat)? Otóż będzie... Bo nawet tę samą historię każdy opowiada inaczej, także stosując te same co "konkurencja" środki wyrazu.
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

119
Lu pisze: Ale tez do jakiego stopnia ufać tym "Cudownym Podrecznikom Pisarstwa" autorstwa genialnych, wszechwiedzących wytwórców bestsellerów? Na ile można ufac radom innych a na ile własnemu wyczuciu w sprawie? Bo może to ja mam racje a on chce mi zrobic wode z mózgu i wyrżnąć z interesu? /.../
I co pan na to Panie Andrzeju?
1) większość podręczników pisania jest niewiele warta. Przeczytałem chyba wszystkie które się u nas ukazały,chyba że w ciągu ostatnich paru lat wyszło coś nowego.

2) Jakieś tam zaufanie można mieć do podręcznika napisanego przez człowieka który zajmuje się tym zawodowo. Do POLAKA który się tym zajmuje zawodowo. Bo za granicą realia są inne i czy to St.King czy K.Bułyczow opisują jak oni to zrobili że zostali pisarzami u siebie.

3) Nie ufałbym pisarzom głównonurtowym - zwłaszcza takim którzy jadą na dotacjach. Albo takim którzy za pisanie poradników zabrali się mając dorobek znikomy lub zgoła żaden. np. arcydzieło pt. "Twórcze pisanie dla młodych panien napisała pani która wcześniej machnęła jedną powieść i jeden zbiór opowiadań. Żenada...

4) Warsztaty literackie organizują przeważnie ludzie którzy sobie nie radzą z własną twórczością - tzn. kiedyś coś tam opublikowali i zamilkli... Swego czasu wymieniłem przez internet porcję bluzgów z panią która zakładała coś takiego w Warszawie mając za cały dorobek książkę "złożoną w wydawnictwie". Wykład ślepego dla niedowidzących o kolorystyce fresków pompejańskich...

5) Szkoły pisania są organizowane różnie. Przypadkiem wiem kto wykładał w "studium pisarskim" UJ (długo nie mogłem uwierzyć widząc to nazwisko - masakra...). Dwa razy dostawałem propozycje zatrudnienia w czymś takim - co świadczy że niektórzy organizatorzy jednak się poziomem przejmują i szukają fachowców.

6) Pisałem felietony o pisaniu dla Fahrenheita. (to te które wiszą na "Portalu Pisarskim") Feliks W. Kres też pisał - i nawet wydał w postaci zbioru. Wydaje mi się że gdy powstawały bylem jeszcze za młody szczurek by zrobić to dobrze - poza tym to nie jest podręcznik. U Kresa też nie tworzą logicznej całości. Nie jest to usystematyzowany zbiór wskazówek. Album ładnych i strasznych widoczków z gór, a nie przewodnik turystyczny po szlaku.

*

Opublikowałem 40 książek. Wydaje mi się że mniej więcej orientuję się w temacie. Chcę sprawdzić czy zdołam tę wierzę przekazać.

121
Czyli odradzamy Ksiegi Mądrości Wszelkiej, proponujemy dużo i różnego, takiego do czytania, dużo słuchać innych i jeszcze więcej myśleć samodzielnie. A potem cierpliwość, cierpliwość, cierpliwość... Żmudna łopatologiczna robita z klawiaturą. I tak w kółko pare lat. A na końcu pojawi sie perełka w tym małżu oślizgłym.

O prowadzeniu za rączkę mowy nie ma! A co!

Wróć do „Jak wydać książkę w Polsce?”

cron