Tylko jesienią

1
Niech leci, a ja lecę komentować, bo ostatnio się troszkę opuściłam.
Smacznego!

Dedykowane Z. Za co? Za cierpliwość, wyrozumiałość i chęć pomocy. Dzię-ku-ję.

Tylko jesienią

Zanurzać, zanurzać się
w ogrody rudej jesieni
i liście zrywać kolejno
jakby godziny istnienia*

*Stare Dobre Małżeństwo - "Jesień"

Poznałem ją na którejś z uroczystości wydawanych przez znajomych mej ówczesnej narzeczonej. Tak jak zazwyczaj, nudziłem się jak mops, podczas gdy Stella rozmawiała z koleżankami uczepiona mego ramienia, co rusz wyrywając mnie z zamyślenia pytaniem „Prawda, Vincencie?”. Niechbym tylko spróbował odpowiedzieć przecząco! Dlatego z mych ust zawsze wypływało jedynie słodkie:

- Prawda, Stello.

Po czym podkulałem ogon jeszcze bardziej i odpływałem w sieć plączących się nitek własnego umysłu. Jednak w pewnym momencie, gdy Stella jak zwykle zażądała mojego przytaknięcia, nie odpowiedziałem, bowiem zajęty byłem wpatrywaniem się w pewną osobę...

- Idę po drinka – szepnąłem na ucho narzeczonej, a ta skinęła głową.

Wyswobodziłem się z jej uścisku i niepewnym krokiem ruszyłem ku zjawiskowej nieznajomej, nimfie, która samym swym wyglądem urzekła mnie od pierwszego wejrzenia. Nadal tam była. Siedziała na jednym z obitych skórą foteli, w jednej dłoni trzymając szklankę z whisky, a w drugiej papierosa. Jej długie, czarne włosy łagodnie opadały na ramiona, a czerwona sukienka podkreślała nienaganną figurę.

- Fascynująca – mimowolnie szepnąłem sam do siebie.

I byłbym może jeszcze długo stał tak wpatrzony w nimfę, gdyby za mną nie odezwał się czyjś lekko zachrypnięty, sympatyczny głos.

- Prawda – przyznał mi rację. Odwróciłem się w jego kierunku; naprzeciw mnie stał niski, podstarzały mężczyzna z siwą, gęstą czupryną oraz sympatycznym uśmiechem. – Masz rację. Yve! – zwrócił się do kobiety, a gdy ta spojrzała pytająco, dodał: - Chodź tu na chwilkę, proszę.

Dziewczyna wstała z fotela, po czym zgrabnie ruszyła w naszym kierunku, kręcąc delikatnie biodrami. Miała wspaniałe, kocie ruchy.

- Poznajcie się. To moja córka Yve, a to… - mężczyzna łypnął na mnie pytająco.
- Vincent – uśmiechnąłem się, jednak dziewczyna nie odwzajemniła uśmiechu. Zamiast tego skinęła tylko głową. – Miło mi poznać.

Już, już wyciągałem rękę, by uścisnąć jej dłoń, jednak nagle wydało mi się to nieodpowiednie do sytuacji. Udałem, że zerkam na zegarek.

- Zajmiesz się gościem, Yve? Sama widzisz, jak mu się nudzi – uśmiechnął się szelmowsko mężczyzna, po czym skinął głową w moim kierunku i wmieszał się w tłum.

Resztę wieczoru spędziłem w towarzystwie Yve. Siedzieliśmy na jednej z kanap, popijając drinki i paląc papierosy. Rozmawialiśmy przy tym niemal szeptem, o sztuce – w końcu ja byłem poetą, a ona malarką - o miłości, o uczuciach. Rozmowa przybrała charakter intymny. A w wynajętym tego samego wieczora, hotelowym pokoju jeszcze intymniejszy.

***

Obudziłem się, a moją pierwszą myślą było „Gdzie podziała się Yve?”. Wstałem, szeleszcząc kołdrą i przeszedłem do kuchni, wiedziony zapachem świeżej kawy.
Siedziała przy stole kuchennym, ubrana jedynie w moją koszulę, którą wczoraj miałem na sobie. Jej włosy straciły już blask, a skóra zapach, jednak w oczach dziewczyny wciąż skrywała się wielka tajemnica i dzikość, nieodkryta jeszcze magia i czar.

- Cześć – powiedziałem głupio, całując ją w czubek głowy, po czym usiadłem przy stole, przed jednym z kubków z parującą kawą.
- Cześć – szepnęła cicho Yve, jednak wzrok wciąż miała utkwiony w głębinach napoju.

Włączyłem radio. Całe pomieszczenie wypełniła VI symfonia Beethovena. Siedzieliśmy tak pół godziny, godzinę, a może całą wieczność, wpatrując się raz to w kawę, a raz to w samych siebie, zasłuchani w gwizd pędzących za oknem aut oraz muzykę, dobiegającą z głośnika.
Żałowała? Tego się bałem. Kochała? Nie wierzyłem.
Jedyną czynnością, jaką wykonywała tego poranka, było powolne wypalanie papierosa.

***

Za oknem powoli się złociło.

Codziennie wychodziłem z Yve do samego centrum Paryża, serca miasta. Siadaliśmy na którejś ze starych ławek, ona szkicowała, a ja po prostu ją obserwowałem, niespiesznie wypalając swojego papierosa. Yve czasami przestawała szkicować, a wtedy jej wzrok przechodził na mnie. W oczach dziewczyny widziałem niezrozumiały dla mnie ból.

Yve uwielbiała jesień. Mawiała, że to pora roku idealna dla romansów. Kiedy pytałem, która jest odpowiednia dla rozstań, odpowiadała:

- Każda inna.

Nigdy nie znalazłem w sobie dość odwagi by spytać, która jest porą miłości.

***

Zimą Yve wyjechała do Hiszpanii. Tak przynajmniej powiedział don Berto, jej ojciec. A dowiedziałem się o tym, po setnym chyba telefonie adresowanym do ich willi.

- Przykro mi, Vincencie – dodał jeszcze na koniec don Berto, nie wiedziałem tylko, dlaczego miałoby być mu przykro.

Yve była niezależna, a ja nie próbowałem jej tego ograniczać. Wyjeżdżała i wracała, kiedy tylko zapragnęła. Nigdy się nie żegnaliśmy. Tym razem jednak było inaczej.

Zima powoli mijała, a Yve wciąż się nie pojawiała. Don Berto zaalarmował policję, jednak nigdzie jej nie odnaleźli. Yve zniknęła.

***

Jednego wiosennego popołudnia, gdy spacerowałem niespiesznie parkiem, odezwała się moja komórka. W słuchawce odezwał się zrozpaczony głos don Berta.

- Yve nie żyje. Chorowała i…

Rozłączyłem się. Nie chciałem słuchać.

Yve była w moim życiu tylko jesienią. Tylko jesienią i aż jesienią.
W końcu jesień jest jedyną dobrą porą dla romansów.

A dobra pora dla miłości?

Dziś już żadna.

2
Potwierdziłaś, że nawet najkrótsza miniaturka jest w stanie przezwyciężyć najdłuższą powieść. Tak, dobrze napisana miniatura potrafi wywrzeć na czytelniku to wspaniałe wrażenie. Odniosłaś sukces, nakreśliłaś jeden z najkrótszych i zarazem najlepszych tekstów jaki kiedykolwiek czytałem.

Historia wydaje się być niezwykle prostą, nierozbudowaną - znudzony prozą życia facet wdaje się w romans ze śliczną dziewczyną. Lecz o czym mamy pisać, jeżeli nie o sprawach najprostszych? Niektórzy sądzą, że naprawdę dobry tekst opowiada skomplikowaną historię. A czy ta historia była nieciekawa, nieskomplikowana? I tragiczna (mowa o opowiadanej historii, kończy się przecież śmiercią). Tak, zawarłaś w swojej miniaturce mnóstwo humanizmu. I za to wielki plus.

3
1) uwaga na powtórzenia. Druga rada: czytaj tekst na głos, w ten sposób sama dojdziesz do wniosku, że coś 'zgrzyta'
Gosha pisze:Poznałem ją na którejś z uroczystości wydawanych przez znajomych mej ówczesnej narzeczonej. Tak jak zazwyczaj, nudziłem się jak mops, podczas gdy Stella rozmawiała z koleżankami uczepiona mego ramienia, co rusz wyrywając mnie z zamyślenia pytaniem „Prawda, Vincencie?”. Niechbym tylko spróbował odpowiedzieć przecząco! Dlatego z mych ust zawsze wypływało jedynie słodkie
- mej, mego, mych. Poza tym cytowany fragment pozornie wydaje się być 'miękki' w wymowie.

2) mimo, iż coś wydaje się być proste niczym obieranie ziemniaków - czasem warto zainwestować w skrupulatniejszy opis, który pobudzi dodatkowe bodźce
Gosha pisze:Niechbym tylko spróbował odpowiedzieć przecząco!
- to co? Napisz o tym!

3) niejasności
Gosha pisze:Po czym podkulałem ogon jeszcze bardziej i odpływałem w sieć plączących się nitek własnego umysłu.
- czy bohater jest psem, kotem, czy to tylko taka metafora? Yyy... Szczerze powiedziawszy - nie wiem, co jest grane. Zwyczajnie się zgubiłem.

4) zastanów się nad sensem dwóch przytoczonych zdań - czy w praktyce nie traktują o tym samym?
Gosha pisze:Wyswobodziłem się z jej uścisku i niepewnym krokiem ruszyłem ku zjawiskowej nieznajomej, nimfie, która samym swym wyglądem urzekła mnie od pierwszego wejrzenia. Nadal tam była.
- bohater idzie w kierunku swojej nimfy. Ja ją widzę. Ja to czytelnik. Po co sprzedajesz nam tę samą informację dwa razy? Niepotrzebny akcent aktualne położenie nieznajomej.

5) uwaga na przecinki
Gosha pisze:A w wynajętym tego samego wieczora, hotelowym pokoju jeszcze intymniejszy.

6) przyglądnij się poprawnemu zapisowi
Gosha pisze:Obudziłem się, a moją pierwszą myślą było „Gdzie podziała się Yve?”.
Obudziłem się, a moją pierwszą myślą było: „Gdzie podziała się Yve?”.

7) nie zapominaj o wydzieleniu zdań podrzędnych od nadrzędnych
Gosha pisze:Wstałem, szeleszcząc kołdrą i przeszedłem do kuchni, wiedziony zapachem świeżej kawy.
- sam ma ogromny problem z interpunkcją, co czasem rzuca się w oczy czytającym moje komentarze.

Wstałem, szeleszcząc kołdrą, i przeszedłem do kuchni, wiedziony zapachem świeżej kawy.

8 ) niepotrzebny określnik
Gosha pisze:Jej włosy straciły już blask, a skóra zapach, jednak w oczach dziewczyny wciąż skrywała się wielka tajemnica i dzikość, nieodkryta jeszcze magia i czar.
- mówisz o dziewczynie, czytelnik jest w stanie - bez wyraźnego akcenty z Twojej strony - 'wyłapać' o kim mowa.

9) logika
Gosha pisze:- Cześć – szepnęła cicho Yve, jednak wzrok wciąż miała utkwiony w głębinach napoju.
- kawa... głębiny... ekhem... przeźroczystość. Nie ma głębin. To kawa, nie woda.
Gosha pisze:Yve była niezależna, a ja nie próbowałem jej tego ograniczać.
- 'tego' czyli czego? Niezależności. Yhy. Zatem bohater nie próbował ograniczać JEJ.

10) powtórzenia, np.:
Gosha pisze:Siadaliśmy na którejś ze starych ławek, ona szkicowała, a ja po prostu ją obserwowałem, niespiesznie wypalając swojego papierosa. Yve czasami przestawała szkicować, a wtedy jej wzrok przechodził na mnie.
- dyskusyjne, aczkolwiek powtórzenie.
Gosha pisze:gdy spacerowałem niespiesznie parkiem, odezwała się moja komórka. W słuchawce odezwał się zrozpaczony głos don Berta.
- klasyczne.

Ostatnie zdania są przemyślane. Reszta - pisana pod wpływem emocji. Nie roszczę żadnych pretensji do przesadnej uczuciowości w czasie pracy - ale z wyczuciem. Trzeba zachować w miarę obiektywny umysł. A przynajmniej starać się go takim utrzymać przez pewien czas.

Trzymaj się!

4
Cześć, Joe! Cześć, Gosha!

"Ostatnie zdania są przemyślane. Reszta - pisana pod wpływem emocji. Nie roszczę żadnych pretensji do przesadnej uczuciowości w czasie pracy - ale z wyczuciem. Trzeba zachować w miarę obiektywny umysł. A przynajmniej starać się go takim utrzymać przez pewien czas." - Joe

Joe, mam pytanko - napisałeś, że nie masz pretensji "do przesadnej uczuciowości w czasie pracy (...)".

Zgoda, każdy ma prawo mieć własne zdanie. Ale (jak już wspomniałem) chcę Cię o coś zapytać - dlaczego Twoim zdaniem Autor powinien "zachować w miarę obiektywny umysł (...) a przynajmniej starać się go takim utrzymać przez pewien czas?" Przecież my, twórcy (powiedzmy szczerze - każdy już jakiś tekścik sklecił), piszemy pod wpływem emocji, prawda? Kiedyś powiedziałem bliskiej mi osobie, że chyba nigdy nie będę dobrym pisarzem, ponieważ pisarz musi być >czysty jak łza<. A ta bliska mi osoba odpowiedziała, że to właśnie pisarz >czysty jak łza< musi być beznadziejnym artystą, gdyż tworzymy pod wpływem emocji, a człowiek czysty duchowo, czysty moralnie nie byłby w stanie stworzyć naprawdę dobrego tekstu. Emocje odgrywają istotną rolę. Warsztat pisarski nic nie znaczy bez emocji, podobnie jak emocje nic nie znaczą bez odpowiedniego warsztatu.

Gosha, teraz rada dla Ciebie (choć wiem, że Joe jest w te klocki o wiele lepszy ;P) - uczuciowość w Twoim tekście wcale mi nie przeszkadza. To prawda, aż "wylewa się" z obramowania miniaturki, przelewa się na czytelnika, ale moim skromnym zdaniem odniosłaś sukces. Widzisz, ja i Joe patrzymy na sprawę zupełnie inaczej. Pamiętasz, Joe, naszą krótką rozmowę ws. "Unii Gniewu". Wypomniałeś mi, że w tekście brakuje emocji, a ja odpowiedziałem, że mam problem z przedstawianiem emocji, bo najprawdopodobniej jestem "bezuczuciowcem" (takiego określenia akurat nie użyłem). Gosha, na pewno bardziej doceniam emocje płynące z Twojej miniatury, a to dlatego, że sam mam duży problem z ich okazywaniem.

Moim zdaniem w sztuce raczej nie może dojść do nadmiernego używania uczuć, emocji. Sztuka bywa odzwierciedleniem rzeczywistości, raz radosnym, raz przykrym. Pozostaję więc przy swojej wersji - uczucia są jak najbardziej na miejscu.

5
minojek pisze:Zgoda, każdy ma prawo mieć własne zdanie. Ale (jak już wspomniałem) chcę Cię o coś zapytać - dlaczego Twoim zdaniem Autor powinien "zachować w miarę obiektywny umysł (...) a przynajmniej starać się go takim utrzymać przez pewien czas?"
bo pisząc serduszkiem popełnisz tekst a'la Coelho? Są szkoły, które pierwszą wersję tekstu polecają stworzyć właśnie przy współudziale emocji i tylko emocji, a przy ewentualnych korektach - więcej główkować. Fajnie. Jestem za. Ale tylko po części.

6
Masz syndrom podwójnych przymiotników, co denerwowało mnie niemiłosiernie.
wspaniałe, kocie; siwą, gęstą; zachrypnięty, sympatyczny; długie, czarne;
Zmień to. Nadmiar przymiotników robi z opowiadania kolorowankę.
Tak jak zazwyczaj, nudziłem się jak mops, podczas gdy Stella rozmawiała z koleżankami uczepiona mego ramienia, co rusz wyrywając mnie z zamyślenia pytaniem „Prawda, Vincencie?” . Niechbym tylko spróbował
Mało plastyczne zdanie. Szczególnie pierwsza część i powtarzane „jak”.
A to czerwone...Tak się tego nie pisze.
kuchni
Kuchnia w hotelowym pokoju? Coś mi tu nie gra. W ogóle mi ta scena nie gra. Z kosmosu. Zostawił dziewczynę swoją. Nic o niej nie wiadomo. Ucięłaś to wszystko niespodziewanie jak kat życie. Zachowanie chłopaka nienaturalne, nawet jak na kogoś, kto nie kocha własnej kobiety i ma zamiar ją zostawić.
Jej włosy straciły już blask, a skóra zapach, jednak w oczach dziewczyny wciąż skrywała się wielka tajemnica i dzikość, nieodkryta jeszcze magia i czar.
Za długie te zdania robisz. Kropka po „zapach”. I nowe zdanko. Bardziej naturalnie będzie się to czytało.
raz to w kawę, a raz to w
Ja bym pozbył się tego drugiego "to".


Ogólnie jest cienko. Bo generalnie język opowiadania nie jest zły, ale dobór scen, pomijanie faktów, taki suchy opis jakoś nie przypadły mi tutaj do gustu. Mam wrażenie, że wiele rzeczy pominęłaś, urwałaś i napisałaś to opowiadanie tylko i wyłącznie dla dwóch fragmentów:
Yve uwielbiała jesień. Mawiała, że to pora roku idealna dla romansów. Kiedy pytałem, która jest odpowiednia dla rozstań, odpowiadała:

- Każda inna.

Nigdy nie znalazłem w sobie dość odwagi by spytać, która jest porą miłości.
[...]
Yve była w moim życiu tylko jesienią. Tylko jesienią i aż jesienią.
W końcu jesień jest jedyną dobrą porą dla romansów.

A dobra pora dla miłości?

Dziś już żadna.
No cóż. Nie podobało mi się.
Piotr Sender

http://www.piotrsender.pl

7
podczas gdy Stella rozmawiała z koleżankami uczepiona mego ramienia,
zgubiłeś przecinek ;-) z koleżankami, uczepiona mego... Dwa orzeczenia.
Niechbym tylko spróbował odpowiedzieć przecząco!
Oj! :-D nie prośbą, to groźbą, co? ;-))
o miłości, o uczuciach.
O... Zapewne zapomniał wspomnieć, że jest zakochany, co? ;-) i nagle przestał się bać owej diablicy. Ciekawostka ;-)) Nie mniej jednak trafnie ukazałeś jak instynktownie, ale tylko czasem, działają mężczyźni.
Żałowała? Tego się bałem. Kochała? Nie wierzyłem.
Skąd ja to znam? Dobrze ujęte.

Bo kobiety trzeba mocno kochać, ale wcale nie rozumieć. Z kolei męzczyzn trzeba dobrze rozumieć, i trochę ylko kochać. Zdrada? Być może, ale z drugiej strony... Może i ucieczka? Od damskiego terrorysty? "Spróbuj zaprzeczyć, to..." ;-D auć? PRZEPRASZAMMMMM, czytam dalej.

A dobra pora dla miłości?
Czuję się tak, jak gdybym przeżył coś podobnego.


Fajne, pisane lekką ręką, ale fajne! Nie powiem, że zachowanie pana Vincenta było na miejscu. Ale z drugiej strony... Cóż. Zachował się, jak zachowałby się każdy pan na jego miejscu. Reakcja z kolei była dziwna. Tak oczekiwał na wieści od niej, po czym "Nie! Nie chcę wiedzieć!" 0 emocji, 0 rozpaczy, tylko stwierdzenie, że teraz już żadna pora nie jest odpowiednią do miłości. To jest dla mnie niespójne. Reszta jak najbardziej OK ;-)
"Poszukiwacze potłuczonego fajansu"
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron