Gabinet Rzeczy Niepotrzebnych [dialogi]

1
Dialogi zapisywane pomiędzy wpisami w swojego rodzaju niecodzienniku. Może komuś umilą wolne pięć minut :)

- Trudno nie wierzyć w nic, prawda? – Starszy mężczyzna poprawił monokl.
- Ależ ja wierzę. Przecież widzę pana, widzę te drzwi dookoła. Tylko nie wierzę w to, co jest za tymi drzwiami. Skąd ja się tutaj właściwie wziąłem?
- Wydaje się panu, że to sen, racja? – Pogładził rzadkie włosy na czubku głowy.
- A jest jakieś inne wytłumaczenie? Nie pamiętam dnia wczorajszego. Pamiętam ogólnie, ale nie tak jak człowiek budzący się rano. Takie uczucie to chyba domena snu?
- Ma pan całkowitą słuszność. Ale niech pan spojrzy: te szczegóły dookoła, te drzwi, widzi pan napisy na nich? – Kustosz wskazał na okalające hol rzędy ozdobnych przejść.
- Widzę, ale nie rozumiem co to ma do rzeczy.
- Jesteśmy w miejscu… które mógłby pan określić jako muzeum. Zwykle rozpoczynam oprowadzanie od kilku słów wstępu, po których w zwiedzającym zaszczepione zostaje ziarno zwątpienia w słuszność jego hipotezy: „to jest sen”…
- Niech panu będzie, przeniosłem się w niewytłumaczalny sposób do muzeum. Prosto z mojego domu. Tak, jest to hipoteza godna uwagi. A mógłbym wiedzieć, gdzie jesteśmy? Jakie to muzeum?
- Otóż co miałem powiedzieć, jesteśmy w Gabinecie Rzeczy Niepotrzebnych. Mam nadzieję, że w przyszłości nie będzie mi się pan wcinał w słowo…
- Ha! Gabinet Rzeczy Niepotrzebnych! Mam wyobraźnię. Ciekawe gdzie o czymś takim słyszałem?
- A teraz pan pomilczy. Po dobroci.


- Niegdyś dzieliliśmy okazy według osób, które je posiadały w momencie utracenia przez okaz potrzebności. Czyli… patrząc na pana minę widzę, iż nie przepada pan za eufemizmami. Tak, w momencie śmierci delikwenta, chociaż niekoniecznie. Ogólnie rzecz biorąc, im człowiek więcej posiadał przedmiotów o wartości jedynie duchowej tym większą półeczkę otrzymywał w Gabinecie.
- Mmmm?
- Chciał pan coś powiedzieć? Nie? Aktualnie wprowadziliśmy nową, znacznie bardziej skuteczną formę segregowania okazów. Jak pan zapewne zauważył przechodzimy właśnie przez salę antyczną. Jest to Grecja, III wiek przed naszą erą. W zasadzie nie naszą… nieważne. Segregacja przebiega w znacznie łatwiejszy sposób. Najpierw sprawdzamy okres z którego okaz pochodzi. Następnie region. Trzecim, najważniejszym czynnikiem jest pośredni lub bezpośredni powód uzyskania przez przedmiot statusu „okazu” w Gabinecie. Zwykle są to wojny, bitwy, wynalezienie czegoś… wie pan, że na przykład liczba okazów XX wieku, które uzyskały status w wyniku wypadku samochodowego przekracza znacznie liczbę okazów, które uzyskały takowy w niejednej wojnie?
- Fascynujące.
- O, może już pan mówić! Wyśmienicie! Niech pan się nie krępuje, proszę zadawać pytania! – Kustosz z uśmiechem na ustach ruszył korytarzem wiodącym do wieków średnich.


- Jak pan ma właściwie na imię? – Wymruczał Kustosz pod wąsem wcale nie zwalniając tempa.
- Przepraszam, ale co to pana..?
- Sądziłem, że zapytać jest grzecznie, panie Mateuszu. Widać jaki z pana światowy człowiek.
- W takim razie mnie wypada zrewanżować się takim samym pytaniem. Auaaa! – Mateusz uderzył barkiem w wystający element ramy płaskorzeźby ze starożytnej Persji.
- Proszę uważać. Zasadniczo nie jest pan w stanie tutaj nic zepsuć, jest to rada mająca na celu, de facto, utrzymanie pana przy życiu.
- Nic mi nie jest. Za to pan, panie… - Mężczyzna zrobił znaczącą pauzę. – Nadal mi się nie przedstawił.
- Bo różnie mnie zwą. Pan wywodzi się z kultury europejskiej, chrześcijańskiej… może być Piotr. Proszę mnie nazywać Piotrem. Tylko nie świętym, na Boga!
- Jeżeli to nie jest sen, to znaczy, że nie żyję?
- Eh, wy ludzie z dwudziestego pierwszego wieku… Tak, oczywiście. Nastąpiła śmierć, zapadnięcie w sen wieczny. I ten natychmiastowy efekt, uwierzy pan? – Piotr uniósł brew oraz koniuszek ust w grymasie, który mógłby być uznany za pewnego rodzaju uśmiech.
- Proszę ze mnie nie kpić.
- Ależ ja nie kpię. Jestem całkowicie pozbawiony poczucia humoru.


- Więc powiada pan, że wcale, a wcale pan ze mnie nie kpi. Ja znalazłem się, zupełnie przypadkiem, w miejscu gdzie od początku ludzkości składowane są rzeczy nikomu nie przydatne. – Twarz Mateusza pozostawała ściągnięta, zaciśnięte mocno usta wskazywały na to, że gra przestała być zabawna.
- O! Ile pan tutaj błędów popełnił w tym jednym zdaniu!
- Jakich znowuż błędów? Gramatycznych?
- Ależ! – Piotr, jak sam twierdził – nie-święty, żachnął się. – Z nas dwóch tylko jeden ma skłonność do kpiarstwa. Otóż takich błędów, jak na przykład to, że nie znalazł się pan tu przypadkiem. To po pierwsze. Po drugie – jak to – nieprzydatne? Przydatne, przydatne, chociażby nam! Tak w ogóle, jak pan sobie wyobraża trzymanie tutaj tylu przedmiotów? One znikają z Ziemi, czy jak?
- Nie wiem. Nie ja tutaj jestem wszechwiedzącym kustoszem dręczącym bogu ducha winnego człowieka.
- Bogu ducha winnego… - Kustosz szepnął. - A niech cię..! I jak tutaj się dogadać?! –Westchnął teatralnie, ale również z pewną satysfakcją. – Nie jestem wszechmocny. A i pan, panie Mateuszu, nie jest taki niewinny.
- Więc proszę mi przedstawić akt oskarżenia. Zadzwonię po adwokata.
- Sęk w tym, że tutaj nie ma adwokatów. Chociaż… w sumie był tutaj taki jeden. Całkiem miły człowiek, wręcz pańskie przeciwieństwo, że tak to ujmę…


- Widoczne w galerii po lewej okazy ze starożytnego Egiptu w pewnym stopniu świadczą o wyższości duchowej starożytnych nad żałośnie ubogą duchowością ludzi panu współczesnych. – Kustosz patrzył na niewidzialny punkt pod ozdobionym freskami sufitem. –Pokuszę się nawet o stwierdzenie, że postępujący od kilku stuleci regres zakończyć się może jedynie spektakularnym krachem waszej wspaniałej, nowoczesnej cywilizacji. Swoją drogą, zastanawiał się pan kiedyś jak wasze czasy zostaną nazwane?
- Słucham?
- Zapytałem, czy zdaje sobie pan sprawę, że czasy najnowsze przedawnią się bardzo szybko, zakładając, z odrobiną optymizmu, iż przyszłe generacje będą jeszcze w stanie pojąć znaczenie słowa najnowsze… Na czym to ja..? Acha. Oczywiście będzie im strasznie głupio nazywać coś co dawno minęło najnowszym. Na przykład ludziom średniowiecza nigdy nie przyszłoby na myśl nazwać ich czas wiekami ciemnymi, w pejoratywnym tego słowa znaczeniu.
- Zupełnie nie rozumiem o co panu chodzi. Możemy iść dalej?
- Panie Mateuszu… jest pan wybitnie niepojętny. Ja tu obrażam pana cywilizację, a pan mnie nie słucha. Godne pożałowania.


- Przepraszam bardzo, od pewnego czasu nurtuje mnie pytanie…
- Słucham.
- Czy w planie tej ekscytującej ekskursji przewidziany jest taki punkt jak jej koniec?
- Ciekawe pytanie. – Kustosz z zainteresowaniem przyglądał się inkrustacjom pokaźnej sali wyglądającej na tronową.
- Czy przewidziany jest koniec?
- Usłyszałem za pierwszym razem.
- Więc?
- Czuje się pan głodny? Albo zmęczony?
- Właściwie nie. Co wcale nie znaczy, że mam ochotę spędzić tu kolejnych kilka godzin!
- Pańska ochota nie ma szczególnie dużego znaczenia…
-…jak to nie ma?
- Chodźmy dalej. Sądzę, że znajdziemy kilka interesujących okazów tam, po prawej.


- W ogóle dlaczego ja tutaj łażę i oglądam jakieś idiotyczne „eksponaty”?
- Bo pan musi.
- Ale mnie się to wcale nie podoba!
- Czyli nie lubi pan muzeów?
- Nigdy nie lubiłem.
- A ja pana irytuję?
- Nie ująłbym tego w ten sposób…w pewnym stopniu, tak.
- A co pan powie na perspektywę spędzenia w Gabinecie, w moim towarzystwie jeszcze kilku godzin?
- A potem koniec tak? Mogę wracać?
- To może kilku dni?
- Dni? Przepraszam, ale co można tutaj robić kilka dni?
- A co pan, panie Mateuszu, powie o wieczności?
- Co?
- Jak pan myśli, gdzie się właśnie znajdujemy?
- To jakiś absurd. Jestem chory psychicznie? Co mi jest? Pan nie istnieje tak?
- Niektórzy wierzą, że nie istnieję… - Kustosz poprawił monokl. - …ale pan już chyba wierzy?
- Nie rozumiem.
- Fajne piekło dla ciebie wymyśliłem Mateuszu, co nie? - Mężczyzna uśmiechnął się ciepłym, szczerym uśmiechem. Uśmiechem, który Mateusz będzie oglądał jeszcze długo. Bardzo długo.

2
Na początku było fajnie. Historia w ciekawy sposób przedstawiona przez same dialogi. Trafiają Ci się mało, bardzo mało plastyczne zdania, typu:
Piotr uniósł brew oraz koniuszek ust w grymasie, który mógłby być uznany za pewnego rodzaju uśmiech.
Nie lubię zwrotu "mógłby być" (trudno się to wymawia), a jak już go użyłeś to nie widzę sensu w dodaniu "pewnego rodzaju". Gdy już coś napiszesz, przeczytaj to kilka razy. Wyłapiesz takie językowe hardcory i mało plastyczne zdania.
Historia przypominała mi fragment komiksu Sandmana, gdzie była biblioteka (i bibliotekarz) książek nigdy niewydanych. Książek wyśnionych przez autorów, którzy nie zdążyli czegoś napisać i właśnie takie powieści pojawiają się w bibliotece. Bardzo spodobał mi się pomysł również tutaj. Tytuł też przykuwa oko. Niestety, koniec mnie rozczarował. Piekło i Bóg. Nie sądzisz, że temat trochę wyczerpany i nudny? Na samym początku czytelnik już zastanawia się czy to nie Bóg. Ja myśląc o Sandmanie skierowałem się ku innowacyjnej historii (no, przynajmniej ciekawej) i zostałem zaskoczony. Mało pozytywnie.
Na Twoim miejscy pociągnąłbym opowiadanie w inną stronę. Serio, bo pomysł jest fajny. Usuń koniec i opowiadaj. Dlaczego tam trafił, czy to miejsce w snach, do którego może wracać, czy... masa, masa fajnych opowieści może powstać.
Ja bym tego nie zmarnował, a przynajmniej nie jednym zdaniem.

Znalazłem kilka błędów w zapisie, które Ci word podkreśli. Czasami zbliżałeś się do granicy sztuczności. Powiedzmy, że jej nie przekraczałeś, ale uważaj. Zdanie o "błędach gramatycznych" nie jest śmieszne i wydaje się wciśnięte na siłę.

A ogólnie to sam nie wiem. Podobno ważne jak kto kończy, nie zaczyna.
Piotr Sender

http://www.piotrsender.pl

3
Dziękuję za krytykę.
Być może powodem tego zakończenia i pewnej nierówności tekstu jest jego zawiła geneza. Faktycznie, z początku opowiadanie (które nie do końca miało być opowiadaniem) podążało w innym kierunku, ale w pewnym momencie postacie same z siebie powiedziały: "My wolimy tam" i jakoś tak to już wyszło... Bo pisane było bez planu, więc nic dziwnego. Dialogi są podzielone na krótkie fragmenty dopisywane co kilka dni, pomiędzy innymi sprawami, do tego nie wszystkie "części" się tutaj znalazły. Chyba przekonałeś mnie do pociągnięcia tej historii - bo taki początkowo miałem zamiar. Powód wrzucenia tego na forum? Wątpliwość co do słuszności formy.

4
Ciekawa treść i ciekawa forma.

Zacznijmy od początku, wszak początki są bardzo ważne. Tytuł przyciąga uwagę - interesujący, pomysłowy. Pierwsze zdania - też dobre. A dlaczego? Bo wrzucają czytelnika bezpośrednio w wir wydarzeń. To skuteczny zabieg, by od razu przykuć uwagę, tekst poza tym nabiera tempa.

Dalsza część opowiadania jest dosyć równa. Czyta się przyjemnie, wygodnie i szybko (dzięki dialogowi), często jest też całkiem humorystycznie. Najważniejsze jest to, że udało Ci się stworzyć dobry kontrast między Mateuszem i kustoszem. Skoro zdecydowałeś się poprowadzić wszystko za pomocą dialogu dwóch osób, musiałeś solidnie nacechować obie postacie, żeby tekst stał się ciekawszy oraz prawdziwszy. Udało Ci się całkiem nieźle. Dezorientacja i lekka tępota Mateusza połączona z elokwencją i pewnością siebie kustosza - zgrabne połączenie, dobry kontrast.

Do tego dobrze idzie Ci z dialogiem, zdarzają się brzydkie momenty (jak te z gramatyką), ale ogólnie wszystko ma pewien "floł", płynność, naturalność. :)

Zakończenie rzeczywiście zawodzi i wydaje się takie na siłę, nagłe, jakbyś nie miał już zapału, żeby to kontynuować (na dodatek nie pasuje klimatem do całej - lekko humorystycznej oraz surrealistycznej - reszty). Zgodzę się z Revisem - jeśli pociągniesz to w innym kierunku, rozwiniesz temat itp., możesz osiągnąć dobrą historię. Aktualnie wydaje się mocno niepełna. Zarówno w kwestii Mateusza, jak i genezy czy funkcji Gabinetu.

Powodzenia w pracy, pomyślnych dróg i szerokich wiatrów. ;)

Pozdrawiam.
"Życie jest tak dobre, jak dobrym pozwalasz mu być"
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”