Qinbeuq, rok 1935
Rok '35 przyniósł wiele zmian. Don Frederico Casta, mój "przełożony", sprowadził do miasta dwóch ziomków z dzieciństwa: Alberta Corazzi'ego i John'a Moccatti'ego. Casta uważał, iż Qinbeuq jest zbyt dużym miastem dla jednej organizacji i powinno zostać podzielone między pozostałych donów. Zdawał sobie jednak sprawę z faktu, iż obaj mężczyźni liczą na otrzymanie tak zwanej "wolnej ręki", na pełną swobodę ruchów. Żaden z nich nie zamierzał prosić Casty o pozwolenie na każdą akcję, o czym wyraźnie dali mu do zrozumienia w czasie pierwszego, wspólnego zebrania.
Gdybym nie spostrzegł tabliczki nad drzwiami z napisem "Luxury Hotel" pomyślałbym, że cała nasza grupa, złożona z trzech donów i kilkunastu ochroniarzy, przebywa w tanim, podrzędnym burdelu. Czerwony dywan wyłożony od ulicy do frontowych drzwi, podobny do Oscarowskiego, wzbudzał w przechodniach mieszane uczucia. Różowe obicia niektórych mebli również nie wyglądały oryginalnie, a wręcz, powiedziałbym, kiczowato. Po prostu tanio. W lokalu obowiązywał całkowity zakaz palenia, który prawie każdy z gości łamał. Miejscowi przestępcy - rabusie ukrywali się w toaletach i wypalali fajki, dyskutując jednocześnie o interesach.
-Zapraszam do mojego biura. Przepraszam, do jednego z moich biur. - Zaprosił zebranych Casta, wskazując obiema rękami na czereśniowe drzwi. - Musimy pogadać, sami wiecie. - Dodał już nieco mniej elegancko. - Wejdźmy.
Moccati i Casta, jako goście specjalni, otrzymali miejsca vip-owskie, to znaczy za samym biurkiem. Ja, wraz z pozostałymi "płotkami", musiałem zadowolić się niewygodnym, drewnianym krzesłem pod oknem, które swym wyglądem w ogóle nie odbiegało krzesłom stawianym w najtańszych jadłodajniach: niskie, twarde, niczym nie obite. Lecz te wady były winą producentów, nie Casty, a i on przyczynił się do upadku "Luxury Hotel". Starał się dbać o klientów, kazał kierownikowi stosować wysokie rabaty dla stałych klientów, nie podnosić głosu na obsługę, pilnować pokojówek. Tymczasem Maurizio Vellana, eksżołnierz, wolał spędzać czas na wlewaniu w swój organizm litrów wódki w towarzystwie kumpli. A Casta, musicie wiedzieć, ufał Vellanie nad życie. Swoją naiwność przypłacił dość słono, bowiem dwa lata po oficjalnym spotkaniu Casty z dwoma pozostałymi donami, w 1937 roku, "Luxury Hotel" zakończył swą działalność.
-Musicie pamiętać o jednym: to ja pierwszy przybyłem do miasta, to ja założyłem Rodzinę Buccici, to ja walczyłem o przyjaźń z policją. - Tłumaczył Frederico Moccatti'emu i Corazzi'emu. - Gdyby nie ja, do dziś działałoby tu kilkadziesiąt drobnikarzy, ludzi nierzadko niegodnych swych nazwisk i reputacji: sutenerów, pijaków, drobnych złoczyńców. Nienawidzę przemocy, przecież wiecie, ale musiałem działać. Chwyciłem tych kretynów za mordy i wybiłem co do jednego... Co do jednego, rozumiecie? Qinbeuq to wspaniałe miasto. Z całego serca pragnę, wierzcie mi, by stało się ono wielką metropolią, miastem świateł na wzór Nowego Jorku. Jednocześnie nie zamierzam całkowicie brać przykładu z Jorku i rządzących nim organizacji. Qinbeuq musi być określane "miastem jednej narodowości - bogaczy". Każdy, powtarzam, każdy ma prawo do godnego życia! Jeżeli tylko chce żyć godnie i nie popełnia karygodnych czynów. Qinbeuq miastem niekończących się możliwości, niczego więcej nie pragnę. Niczego!
Albert Corazzi, trzydziestosześciolatek z Vegas, tłuścioch i udawany mówca w jednej osobie z staromodnymi okularami na nosie i rzadką, siwą czupryną zaczesaną do tyłu, przypominał nieoszlifowany kamień. Z jego żelaznej twarzy wyczytałem jedno: niezadowolenie. Corazzi'emu nie zależało na byciu maskotką w rękach Casty, on chciał działać na własną rękę i prywatny rachunek. Bez zezwoleń i zbędnych obrad. Żyć tak, jak chciał i mógł. Poprawił włosy i zdjął z nosa okulary. Przetarł szkiełka materiałową, ciemnoniebieską szmatką i założył je powtórnie na nos.
-Nie będę ukrywał, że liczyłem na więcej. Wiele więcej. Przyjeżdżając tutaj, do "miasta niekończących się możliwości", krążyły mi po głowie różne myśli. Jednak ta jedna, najważniejsza, przebijała pozostałe: "Freddi'e da mi władzę, pozwoli zarobić grubą forsę i nie będzie zadawał niepotrzebnych pytań".
-Przejdźmy do rzeczy. - Pośpieszył go Frederico.
-Słuchaj, przyjacielu. Dobrze wiesz, że nie mam nic przeciwko tobie, znamy się od tylu lat, ufam ci. Myślałem, że dostaniemy z Moccatti'm wolną rękę, lecz ty chcesz, byśmy za każdym razem pytali cię o zdanie. Chciałem być niezależny.
-Podzielam zdanie Albert'a. - Wtrącił Moccatti.
(...)
TRZY MIESIĄCE PÓŹNIEJ, QINBEUQ
"Makbet" w reżyserii Nick'a Valky'ego przypadł do gustu wniebowziętemu Frederic'owi. Przez całe przedstawienie siedział w milczeniu, nie zapalając choćby papierosa, co miał prawo zrobić w wykupionej przez siebie loży.
-Muszę spotkać się z tym Valky'm. Jego talent i moje wpływy zagwarantują nam sukces. Zdobędziemy kolejne źródło dochodów. - Uśmiechnął się od ucha do ucha, wychylając kieliszek szampana. - Paulie, przekaż naszemu capo, aby umówił mnie na spotkanie z Valky'm. Ok.?
-Jasne, szefie. - Odparłem, napełniając kieliszek Frederica. - Dla szefa wszystko.
(...)
Tłum zgromadzony przed qinbeuqowskim teatrem przerażał nie lubiącego tłoku Castę, który starał się jak najrzadziej pokazywać publicznie. Teraz, gdy musiał swą osobę pokazać zebranym, poprawił kołnierzyk białej koszuli i zaciągnął czarny niczym noc krawat.
-Uważaj na niego. - Ostrzegł mnie August Brazzi, dyrektor teatru. - Miejcie oczy szeroko otwarte.
Tłum nie zebrał się w celu zobaczenia Dona Buccici'ego. Zebranym zależało na spojrzeniu w twarz młodemu aktorowi grającemu w "Makbecie", Julian'owi Sally'emu, idolowi wolnej młodzieży. Casta wiedział, że współpraca z kimś takim jak Sally, wzbudzi sympatię wśród mieszkańców Qinbeuq, o czym od dawna marzył. Zaproponował więc aktorowi wykwitną kolację w głównej kwaterze Rodziny Buccici. Kwaterze położonej w samym centrum miasta.
-To twoi fani, Julian, twoi fani. Twoi fani. - Powtarzał Frederico. - Nie zmarnuj danej ci szansy. Uszanuj tych ludzi. Szanuj ich zawsze.
Potężne, bogato zdobione drzwi otworzyły się i Casta znalazł się naprzeciwko grupy rozochoconych miłośników dziewiętnastoletniego Sally'ego.
-Zapamiętam pańskie słowa, Don Buccici.
Dlaczego zwracał się do Frederica jak biznesmen? Ponieważ Casta nie ukrywał przed nim swego prawdziwego oblicza. "Jestem gangsterem" - Oznajmił już podczas pierwszego spotkania. - "I zawsze nim będę".
Zza zakrętu wyjechała czarna limuzyna marki Rolls Royce, należąca do Dona Buccici'ego.
-To nasz wóz. - Poinformował szeptem Sally'ego, wycierając popielatą chustka pot z twarzy. - Zajmiemy tylne miejsca, z przodu usiądzie Paul.
Szofer celowo nie wyłączał silnika, czekał na nadejście swojego szefa i pozostałych ludzi z "ekipy".
-Chodźmy, autografy rozdasz kiedy indziej. - Rozkazał Frederico, odciągając Sally'ego od jednej z fanek. - Denerwuję się, zrozum.
Szedłem tuż za nimi, bacznie obserwując najbliższy teren. Byliśmy coraz bliżej wozu, każdy krok przybliżał nas do naszej ostoi, naszego czołgu na czterech kołach. Julian posiadał aktorski talent, lecz nie znał ludzi, nie potrafił odczytać ich myśli bez użycia słów. A ja taką zdolność posiadałem. Na pierwszy rzut oka dostrzegłem zdenerwowanie Frederica. Chętnie poszedłbym mu na rękę i przyśpieszył całą ceremonię, ale otrzymałem zakaz ingerowania w sprawy imprezy.
-Freddie! - Usłyszałem nieznajomy głos.
Wszyscy trzej odwróciliśmy się. Czas jakby zwolnił bieg. Ubrany na czarno, potężny ochroniarz celował rewolwerem w mego dona. Odskoczyłem w bok, sięgając po Colta. Nie zdążyłem. Huk wystrzału i chmura szarego dymu zbudziła mnie ze snu na jawie. Pojąłem jedno: to zamach.
-Stój! - Wrzasnąłem, gdy zauważyłem biegnącego ku limuzynie Sally'ego. - To zasadzka!
Bardzo proszę o opinie. Jednocześnie informuję, iż tekst składa się z kilku "wyrwanych", lecz połączonych ze sobą z sensem, fragmentów. A opisy bohaterów? Są zbyt ubogie? Znalazło się dla nich miejsce na początku powieści, proszę o tym pamiętać.
2
Moim skromnym zdaniem za dużo tutaj "Ojca chrzestnego" i "Człowieka z blizną". Cały tekst przypomina mi bardziej próbę aktualizacji wydarzeń, które opisał Puzzo, niż coś, na co wpadłeś Ty sam.
Z technicznego punktu widzenia, pobieżnie wygląda to mniej więcej tak:
— za dużo tutaj chaos, słownej "szamotaniny", która nic nie wyjaśnia
— moment, w którym po raz pierwszy urywasz tekst jest najgorszym z możliwych. Dlaczego? Ano dlatego, że serwujesz czytelnikowi coś, co ciekawi, a potem nagle zamykasz do tego dostęp
— interpunkcja — bolączka, która zabij ten tekst. Niepotrzebne przecinki wprowadzają zamęt, zmieniając tym samym sens zdania
Z technicznego punktu widzenia, pobieżnie wygląda to mniej więcej tak:
— za dużo tutaj chaos, słownej "szamotaniny", która nic nie wyjaśnia
— moment, w którym po raz pierwszy urywasz tekst jest najgorszym z możliwych. Dlaczego? Ano dlatego, że serwujesz czytelnikowi coś, co ciekawi, a potem nagle zamykasz do tego dostęp
— interpunkcja — bolączka, która zabij ten tekst. Niepotrzebne przecinki wprowadzają zamęt, zmieniając tym samym sens zdania
3
Dzięki za opinię, Edd. Po raz pierwszy postanowiłem się bronić. Otóż napisałeś, że za dużo w tym tekście "Ojca Chrzestnego" i "Człowieka z blizną", mało tego, nazwałeś tekst "próbą aktualizacji". Dobrze, powiedz (a właściwie napisz) dlaczego tak uważasz. Czytałeś kiedyś "Ojca Chrzestnego", czy oglądałeś tylko film? Jaki związek ma ten tekst z "Człowiekiem z blizną"? Nawet akcja filmu (remaku pierwszej wersji z bodajże lat trzydziestych) toczy się w latach siedemdziesiątych (mówią tu o drugiej wersji "Człowieka z blizną", pamiętaj). Uważasz, iż jeżeli w tekście dochodzi do morderstwa, to jest on "akutalizacją" "Ojca Chrzestnego" czy "Człowieka z blizną"? Może się mylę, proszę, wyjaśnij co miałeś przez to na myśli.
4
Czytałem.
Pamiętasz spotkanie donów? Pamiętasz śmigłowiec, strzelaninę? Tu odnajduję nawiązanie do tekstu. Człowiek z blizną. Kim na początku był Tony Montana? Nikim. Tu także odnajduję nawiązanie do tekstu. Wszystko jest nadto schematyczne. Nie powiedziałem: "Morderstwa są odzwierciedleniem opisów Puzzo". Odniosłem się do tekstu ogólnie, nie omawiałem części składowych. Tyle.
Pamiętasz spotkanie donów? Pamiętasz śmigłowiec, strzelaninę? Tu odnajduję nawiązanie do tekstu. Człowiek z blizną. Kim na początku był Tony Montana? Nikim. Tu także odnajduję nawiązanie do tekstu. Wszystko jest nadto schematyczne. Nie powiedziałem: "Morderstwa są odzwierciedleniem opisów Puzzo". Odniosłem się do tekstu ogólnie, nie omawiałem części składowych. Tyle.
No dobrze...
5No dobrze, ale dlaczego według ciebie w tekście nawiązałem do spotkania donów czy tego wspomnianego przez Ciebie śmigłowca? Pragnę też przypomnieć, że śmigłowiec pojawił się zarówno w FILMIE "Ojciec Chrzestny III" (w scenie, w której giną zebrani w sali donowie na zlecenie Joe'go Zassy, ale też w "Człowieku z blizną", kiedy to z pokładu helikoptera wyrzucony zostaje człowiek z powrozem na szyi). Czy w tekście przedstawiłem spotkanie donów albo "spotkanie" ze śmigłowcem?
6
To jest fragment, o który mi chodzi. Powiedziałem, że to kopia? Nie. Napomknąłem, że wzorujesz się na Puzzo, że aktualizujesz pewne wydarzenia. Nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę z istnienia książkowych kontynuacji "Ojca chrzestnego", publikowanych pod innymi tytułami?...minojek pisze:Gdybym nie spostrzegł tabliczki nad drzwiami z napisem "Luxury Hotel" pomyślałbym, że cała nasza grupa, złożona z trzech donów i kilkunastu ochroniarzy, przebywa w tanim, podrzędnym burdelu. Czerwony dywan wyłożony od ulicy do frontowych drzwi, podobny do Oscarowskiego, wzbudzał w przechodniach mieszane uczucia. Różowe obicia niektórych mebli również nie wyglądały oryginalnie, a wręcz, powiedziałbym, kiczowato. Po prostu tanio. W lokalu obowiązywał całkowity zakaz palenia, który prawie każdy z gości łamał. Miejscowi przestępcy - rabusie ukrywali się w toaletach i wypalali fajki, dyskutując jednocześnie o interesach.
-Zapraszam do mojego biura. Przepraszam, do jednego z moich biur. - Zaprosił zebranych Casta, wskazując obiema rękami na czereśniowe drzwi. - Musimy pogadać, sami wiecie. - Dodał już nieco mniej elegancko. - Wejdźmy.
Moccati i Casta, jako goście specjalni, otrzymali miejsca vip-owskie, to znaczy za samym biurkiem. Ja, wraz z pozostałymi "płotkami", musiałem zadowolić się niewygodnym, drewnianym krzesłem pod oknem, które swym wyglądem w ogóle nie odbiegało krzesłom stawianym w najtańszych jadłodajniach: niskie, twarde, niczym nie obite. Lecz te wady były winą producentów, nie Casty, a i on przyczynił się do upadku "Luxury Hotel". Starał się dbać o klientów, kazał kierownikowi stosować wysokie rabaty dla stałych klientów, nie podnosić głosu na obsługę, pilnować pokojówek. Tymczasem Maurizio Vellana, eksżołnierz, wolał spędzać czas na wlewaniu w swój organizm litrów wódki w towarzystwie kumpli. A Casta, musicie wiedzieć, ufał Vellanie nad życie. Swoją naiwność przypłacił dość słono, bowiem dwa lata po oficjalnym spotkaniu Casty z dwoma pozostałymi donami, w 1937 roku, "Luxury Hotel" zakończył swą działalność.
-Musicie pamiętać o jednym: to ja pierwszy przybyłem do miasta, to ja założyłem Rodzinę Buccici, to ja walczyłem o przyjaźń z policją. - Tłumaczył Frederico Moccatti'emu i Corazzi'emu. - Gdyby nie ja, do dziś działałoby tu kilkadziesiąt drobnikarzy, ludzi nierzadko niegodnych swych nazwisk i reputacji: sutenerów, pijaków, drobnych złoczyńców. Nienawidzę przemocy, przecież wiecie, ale musiałem działać. Chwyciłem tych kretynów za mordy i wybiłem co do jednego... Co do jednego, rozumiecie? Qinbeuq to wspaniałe miasto. Z całego serca pragnę, wierzcie mi, by stało się ono wielką metropolią, miastem świateł na wzór Nowego Jorku. Jednocześnie nie zamierzam całkowicie brać przykładu z Jorku i rządzących nim organizacji. Qinbeuq musi być określane "miastem jednej narodowości - bogaczy". Każdy, powtarzam, każdy ma prawo do godnego życia! Jeżeli tylko chce żyć godnie i nie popełnia karygodnych czynów. Qinbeuq miastem niekończących się możliwości, niczego więcej nie pragnę. Niczego!
8
Nie jestem miłośniczką mafijnych opowieści. Także fabularnie nie podoba mi się zbytnio, ale to któraś z kolei Twoja praca, którą czytam na forum. Widzę, że tematyka Cię interesuje, z postów wynika, że jesteś oczytany w tych sprawach. Trudno mi komentować wartość tekstu na tle podobnych, bo zwyczajnie się na tym nie znam.
Ale... widać jakieś postępy, przestałeś zamykać opis w linijce tekstu. Dobrze. Nie wiem, czy ktoś zwrócił Ci uwagę odnośnie diatogów. Wkleję Ci ściągę --> [ŚCIĄGA].
Przepisz to sobie czy wydrukuj i naucz na pamięć. Koniecznie.
Jest lepiej pod kątem opisów. Nareszcie się rozgadałeś jak należy. Trudno ocenić fragment, bo urywa się w takim momencie, że... powinnam natrzeć Ci uszy
Weryfikator też czytelnik, wydawanie pełnych ocen na podstwie urywków wcale nie jest łatwe.
Pisz dalej, na spokojnie. Jest lepiej niż ostatnio. Jeszcze daleko mi do pochwał, ale postępy są cieszące
Ale... widać jakieś postępy, przestałeś zamykać opis w linijce tekstu. Dobrze. Nie wiem, czy ktoś zwrócił Ci uwagę odnośnie diatogów. Wkleję Ci ściągę --> [ŚCIĄGA].
Przepisz to sobie czy wydrukuj i naucz na pamięć. Koniecznie.
Jest lepiej pod kątem opisów. Nareszcie się rozgadałeś jak należy. Trudno ocenić fragment, bo urywa się w takim momencie, że... powinnam natrzeć Ci uszy

Pisz dalej, na spokojnie. Jest lepiej niż ostatnio. Jeszcze daleko mi do pochwał, ale postępy są cieszące

"Niechaj się pozór przeistoczy w powód.
Jedyny imperator: władca porcji lodów."
.....................................Wallace Stevens
Jedyny imperator: władca porcji lodów."
.....................................Wallace Stevens
9
-Zapraszam do mojego biura. Przepraszam, do jednego z moich biur. - Zaprosił zebranych Casta, wskazując obiema rękami na czereśniowe drzwi. - Musimy pogadać, sami wiecie. - Dodał już nieco mniej elegancko. - Wejdźmy.
Który ze zwrotów użytych tutaj jest mało elegancki? Dziwnie musiało wyglądać to zaproszenie. Wyobrażałeś sobie tę sytuację? Mnie się wydaje nieco śmieszna - facet wskazujący obiema rękami na drzwi wygląda raczej komicznie.
Następna rzecz, która rzuca się w tym krótkim fragmencie to pierwsze dwa zdania. Takie chwalenie się dona - pokazuje jak płytkim jest człowiekiem.
"W ogóle" jest zbędne. Zabrakło wyrazu przez co zdanie jest koszmarnie zapisane.które swym wyglądem w ogóle nie odbiegało krzesłom stawianym w najtańszych jadłodajniach
Wyglądem nie odbiegało od krzeseł stawianych w najtańszych jadłodajniach.
Albo to zdanie nie ma sensu albo aż za wiele. Producenci się przyczynili wraz z donem do upadku hotelu? Jednakże wady krzeseł nie były winą Casty. Tylko upadek hotelu, a winą producentów oba.Lecz te wady były winą producentów, nie Casty, a i on przyczynił się do upadku "Luxury Hotel".
Tutaj czytelnik wzrusza ramionami. Nie pokazałeś w tekście, że ten hotel jest ważny dla dona.Swoją naiwność przypłacił dość słono, bowiem dwa lata po oficjalnym spotkaniu Casty z dwoma pozostałymi donami, w 1937 roku, "Luxury Hotel" zakończył swą działalność.
Według mnie tekst jest nużący. Chaotycznie zapisany - podajesz informacje, które nie mają swojego źródła w poprzednich zdaniach. Przykładem jest ten hotel. Nie przeczytałeś tego po napisaniu, inaczej nie byłoby tak koszmarnych konstrukcji zdań. Widać, że zmieniała ci się koncepcja w trakcie pisania.
Ogólnie radzę czytać każdy tekst po napisaniu po kilka razy. To najlepszy sposób na uniknięcie sporej ilości błędów.
Po to upadamy żeby powstać.
Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.
Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.
10
Wyobraź sobie faceta stojącego bokiem do drzwi i wtedy wszystko przestanie być śmieszne. Ale w tekście nie jest zaznaczone, jak on stoi, więc równie dobrze można pomyśleć, że frontem. Poza tym, nie wiem, czy to jest ważna informacja. Może lepiej w ogóle ją usunąć, albo zostawić "wskazał na drzwi"Weber pisze:Dziwnie musiało wyglądać to zaproszenie. Wyobrażałeś sobie tę sytuację? Mnie się wydaje nieco śmieszna - facet wskazujący obiema rękami na drzwi wygląda raczej komicznie.
Sory, że edytuję, ale nie chcę pisac osobnej wypowiedzi. Specjalnie "wypaczyłem" nieco ten obraz do śmieszności, właśnie przez brak określenia pozycji dona. Dobrze, że o tym wspomniałeś. - Web.
Ostatnio zmieniony pt 09 paź 2009, 11:21 przez padaPada, łącznie zmieniany 1 raz.
11
Skaczesz z tematu na temat. Czytelnik nie wie na czym ma się skupić. Najpierw jest o spotkaniu i miejscach, później o krzesłach, później o upadku hotelu (i dlaczego upadł), później o żołnierzu, a następnie znów o upadku hotelu. Zgubić się idzie. Do tego zdanie „Lecz te wady były winą producentów, nie Casty, a i on przyczynił się do upadku "Luxury Hotel"” jest straszne. Jest równie zakręcone jak cały akapit.Moccati i Casta, jako goście specjalni, otrzymali miejsca vip-owskie, to znaczy za samym biurkiem. Ja, wraz z pozostałymi "płotkami", musiałem zadowolić się niewygodnym, drewnianym krzesłem pod oknem, które swym wyglądem w ogóle nie odbiegało krzesłom stawianym w najtańszych jadłodajniach: niskie, twarde, niczym nie obite. Lecz te wady były winą producentów, nie Casty, a i on przyczynił się do upadku "Luxury Hotel". Starał się dbać o klientów, kazał kierownikowi stosować wysokie rabaty dla stałych klientów, nie podnosić głosu na obsługę, pilnować pokojówek. Tymczasem Maurizio Vellana, eksżołnierz, wolał spędzać czas na wlewaniu w swój organizm litrów wódki w towarzystwie kumpli. A Casta, musicie wiedzieć, ufał Vellanie nad życie. Swoją naiwność przypłacił dość słono, bowiem dwa lata po oficjalnym spotkaniu Casty z dwoma pozostałymi donami, w 1937 roku, "Luxury Hotel" zakończył swą działalność.
Tutaj też mi nie pasuje. Walczyć można o przyjaciół. Nie walczy się o przyjaźń. Jakoś tak głupkowato brzmi. Tzn. walczy się o wolność (bo ktoś Cię ciemięży), walczy się o prawo (bo ktoś Ci prawa odbiera). Walczy się o przyjaźń (bo ktoś Ci nie pozwala się przyjaźnić)? Jeszcze inaczej: sam zwrot jest dobry, ale w ustach bosa mafii o policji brzmi co najmniej sztucznie.walczyłem o przyjaźń z policją
Powtórzenia.Tłum zgromadzony przed qinbeuqowskim teatrem przerażał nie lubiącego tłoku Castę, który starał się jak najrzadziej pokazywać publicznie. Teraz, gdy musiał swą osobę pokazać zebranym, poprawił kołnierzyk białej koszuli i zaciągnął czarny niczym noc krawat.
No solisz jeszcze błędy. Przecinków czasami brakuje. Powtórzeń trochę, ale najgorsze jest to, co wypisałem. Rzucasz suchymi zdaniami, próbując tym samym zobrazować nam całą sytuację, a tak naprawdę zanudzasz strasznie. Przedstawiasz to w takiej formie, że się czytać nie chce. Zdarza Ci się użyć wyrazu lub zwrotu, który strasznie nie pasuje. Widać to w dialogach - wieją sztucznością. Musisz więcej czytać i słuchać, inaczej nie nauczysz się pisać prawdziwych dialogów i scen.
Nie do końca mi się podobało.