"Łąka" [Suspens]

1
Na łące zdawało się słychać tylko perlisty śmiech dziewczynki. Biegła na oślep przez wysoką trawę otoczona kwiatami, wdychając ich ciężką woń. Mama tego dnia prosiła ją by nie oddalała się zbytnio, lecz tym razem dziewczynka nie posłuchała. Bo cóż złego może jej się stać na kwiecistej polanie?

Dziewczynka poprawiła zadartą nieco za wysoko sukienkę i przystanęła. Dookoła otaczała ją sięgająca mniej więcej do pasa trawa i setki, tysiące kwiatów. Stada żółciutkich jak słońce mleczy, skupiska stokrotek porozsypywanych gdzieniegdzie- jakby od niechcenia, oraz wiele innych. Na horyzoncie nie było widać nic prócz wszechogarniającej łąki. To właśnie łąka zachęciła ją do złamania obietnicy danej matce. To ona ją zaprosiła. Ja tylko korzystam z gościnności! To nic złego! – usprawiedliwiała się żartobliwie.

Uniosła główkę do góry podziwiając sunące po niebie puszyste cumulusy.

Lubiła na nie patrzeć i porównywać ich kształty do zwierząt; wyobrażać sobie jak zmieniają się w psy, antylopy, czy tygrysy. Tutaj odnalazła swój azyl. Tu nie może stać się jej nic złego.

Powietrze wypełnione było mnóstwem owadów – cykającymi wesoło świerszczami, natrętnymi muchami, czy zapracowanymi pszczołami przeskakującymi z kwiatka na kwiatek. Jęknęła nagle przestraszona, gdy jedna z nich przeleciała jej koło ucha.

-Ha ha ha! – Zaśmiała się z samej siebie – To tylko głupia pszczółka!

Uniosła na chwilę swoje szczupłe, opalone rączki ku słońcu, przeciągając się i pobiegła przed siebie.

Biegnąc nuciła jakąś jej tylko znaną melodię, cieszyła się. W końcu było jej tu dobrze. Ale musi w końcu wrócić. Tak, pora wracać. Niestety stwierdziła, że tu gdzie zaniosły ją nogi trawa zgęstniała, przysłaniając jakiekolwiek kwiaty. Przypominało to zielony mur strzegący sekretów łąki.

Wiedziała, że to głupie, ale ów mur wydawał się przytłaczać - był wrogi.

-Gdzie ja jestem? – rozglądała się nerwowo, próbując określić kierunek z którego przyszła.

-No tak, zgubiłam się.

Ale bardziej niepokojący był widok nieprzebytej, surowo stojącej trawy. Gdyby mogła to pewnie patrzyła by na mnie spode łba – powiedziała dziewczynka, siląc się na żart. Przestępywała niecierpliwie z nogi na nogę po czym odwróciła się na pięcie - pójdzie w tamtym w kierunku! Zamarła jednak, rozdziawiając szeroko usta. Mimo bezwietrznego dnia trawa poczęła się kołysać, szumiąc przy tym cichutko. Bała się. Dopiero teraz poczuła skutki stojącego, rozgrzanego powietrza. Materiał sukienki kleił się do pleców, a w ustach brakowało śliny. Wyschnięty na wiór język teraz dał o sobie znać; było jej słabo . A do tego ta coraz niespokojniej poruszająca się trawa! Dziewczynka otrząsnęła się – Przecież to tylko trawa! Postąpiła śmiało krok do przodu. Źdźbła trawy zaszeleściły groźnie. Nie wydawało jej się, tym razem jej się NIE WYDAWAŁO! One nie chciały jej wypuścić!

Oddech stał się szybki, urywany – bała się. Chciała odgarnąć sięgającą jej do pasa zieloną gęstwinę, lecz skaleczyła się przeciągając palcem po ostrej „krawędzi”. Syknęła z bólu cichutko, a oczy zaszkliły jej się od łez.

-Chcę do mamy.

Rzuciła wzrokiem na zraniony palec. Duża kropla krwi ściekła jej po opuszku palca spadając na trawę.

Wiedziała, że to nie może być prawda, ale trawa ożywiła się. Migotała w słońcu szumiąc wesoło. Falowała teraz ochoczo, przypominając zielone morze w wietrzny dzień. Dziewczynka rozpłakała się. Było jej niedobrze, widok falującej trawy wywoływał zawroty głowy, przyprawiając o mdłości. Szum gwałtownie narastał , wwiercając się głowę, hipnotyzując.

-Ja chcę do mamyyyyyyy – rozszlochała się, pozwalając by wielkie jak groch łzy spływały jej po policzkach. W jednej chwili wszystkie dźwięki ustały jakby urwane. Dziewczynka z cichym stęknięciem, urwała płacz obserwując łąkę. Trawa stała.

Czarny kształt mignął z dala. Trawa w tamtym miejscu zdawała się przez chwilę kotłować.

Cisza.

Nagle coś zaczęło zbliżać się poruszając źdźbłami. Jak drapieżna ryba tnąca toń TO podążało za nią, roztrącając łodygi. Dziewczynka krzyknęła i pobiegła w odwrotnym kierunku. Kalecząc przedramiona i dłonie, ocierające się o ostrą trawę mknęła jak najszybciej mogła. Cokolwiek to jest nie dopadnie jej!

I znów szum. Urywany szum. Trawa…Śmiała się z niej?

Potknęła się nagle. Zamachała rękoma instynktownie, próbując odzyskać równowagę – udało się. W tej chwili poczuła jak coś zimnego zaciska swe szpony na jej przegubie, miażdżąc boleśnie skórę. Niebo zawirowało jej przed oczyma. Zsiusiała się. Już zawsze będzie słuchać mamy, zawsze!

Chciała odwrócić głowę, lecz „coś” szarpnęło jej chudym ciałkiem, wciągając ją w trawę.

Łąkę rozdarł krótki wrzask i głuche chrupnięcie łamanych rączek.
"Życie nas mija i patrzy ze śmiechem,

Jak nad zagadką stoimy bezradnie,

Jak złotą piłką bawimy się grzechem,

Czas przeklinając, co sny nasze kradnie."

2
Za dużo zaimka dzierżawczego "jej".


Mama tego dnia prosiła by nie oddalała się zbytnio, lecz tym razem dziewczynka nie posłuchała. Bo cóż złego może jej się stać na kwiecistej polanie?

Dziewczynka poprawiła zadartą nieco za wysoko sukienkę i przystanęła. Dookoła otaczała sięgająca mniej więcej do pasa trawa i setki, tysiące kwiatów. Stada żółciutkich jak słońce mleczy, skupiska stokrotek porozsypywanych gdzieniegdzie- jakby od niechcenia, oraz wiele innych. Na horyzoncie nie było widać nic prócz wszechogarniającej łąki. To właśnie łąka zachęciła do złamania obietnicy danej matce. To ona zaprosiła.

3
Na łące zdawało się słychać tylko perlisty śmiech dziewczynki.


Perlisty dotyczy zobrazowania - wyglądu. Jeżeli piszesz o "słyszeniu" czegoś, to na pewno nie perlistego. To tak, jakbyś napisał, że było słychać czerwony autobus.


Biegła na oślep przez wysoką trawę otoczona kwiatami, wdychając ich ciężką woń.


Rozpoczynasz drugie zdanie od orzeczenia i gubisz podmiot. Kto biegł? Łąka? Dziewczynka?




Bo cóż złego może jej się stać na kwiecistej polanie?
Zgubiłeś czas. Jeżeli biegła, prosiła (czas przeszły) to powinno być napisane: bo cóż złego mogło jej się stać...?


Dookoła otaczała ją sięgająca mniej więcej do pasa trawa i setki, tysiące kwiatów.


Poprzestawiam trochę przecinki, bo tutaj jakiś koszmarek wyszedł:



1. Dookoła otaczała ją trawa, sięgająca mniej więcej do pasa, i setki, tysiące kwiatów.

2. Dookoła otaczała ją sięgająca, mniej więcej, do pasa trawa i setki, tysiące kwiatów.


Stada żółciutkich jak słońce mleczy


Terminologia. Stada - zwierząt: ptaków, krów, koni, królików... Ale nie kwiatów. Połacia, łany i takie tam.


To właśnie łąka zachęciła ją do złamania obietnicy danej matce.
Dwie rzeczy. Z baku przecinka, zdanie mówi mi: danej matce - czyli tej konkretnej matce (jak dany przedmiot itd). Po drugie, jest to rozepchanie tekstu powtórzeniem informacji z początku.


To ona ją zaprosiła. Ja tylko korzystam z gościnności! To nic złego! – usprawiedliwiała się żartobliwie.


Myśli dziewczynki należałoby wyodrębnić cudzysłowem. W tej chwili gubią się z narracją i nie tylko mieszają, ale też zmieniają czas.


usprawiedliwiała się żartobliwie.
Pasują ci te wyrazy ze sobą? Mi wcale :) "swiftka" na końcu do usunięcia, i zdanie odzyska naturalny wydźwięk.


Lubiła [1]na nie patrzeć i porównywać ich kształty do zwierząt; wyobrażać sobie jak zmieniają się w psy, antylopy, czy tygrysy. Tutaj odnalazła swój azyl. [2]Tu nie może stać się jej nic złego.
1- Lubiła patrzeć na nie

2- Znowu zmiana czasu.


Uniosła na chwilę swoje szczupłe, opalone rączki ku słońcu, przeciągając się i pobiegła przed siebie.
Dwie rzeczy. Wiemy, że jest sama więc tylko swoje rączki mogła unieść - dodatkowa informacja jest zbędna. Druga sprawa, wpychanie "na chwilę" w zestawieniu z ziewnięciem jest już przerysowaniem - wiem, że jak ziewnęła, to trwało to chwilę, a nie zamarła w bezruchu na lat sto.

Biegnąc nuciła jakąś jej tylko znaną melodię, cieszyła się.


Skomplikowane zdanie ci wyszło. Z trzech powodów:

1. Biegnąc STOP nuciła jakąś jej tylko znaną melodię.

2. Ponieważ wcześniej użyłeś zaimka, to w tym zdaniu wymazałeś powtórzenie, zmieniając znaczeniowość narracyjną: teraz piszesz tak, jakby ktoś obok niej był, osoba druga, poza narratorem i zauważ, że to właśnie z tej narracji 3os. wskoczyłeś nagle na drugą. uniknąć tego można było w ten sposób:

Biegnąc, nuciła jakąś melodię i cieszyła się.

3. Rozdzielenie ostatniego członu przecinkiem to zły pomysł.


W końcu było jej tu dobrze.
Pokażę ci znaczeniowość zdania z przecinkiem i bez.

1. W końcu było jej tu dobrze = Na koniec dnia było jej tam dobrze. W końcu wykonywanych czynności (przy zakańczaniu), było jej tam dobrze.

2. W końcu, było jej tu dobrze. = (westchnięcie) Było jej tam dobrze. Sumując wszystkie wydarzenia i widoki, było jej tam dobrze.

Rozumiesz, że czasem przecinki są ważne?


Ale bardziej niepokojący był widok nieprzebytej, surowo stojącej trawy


Nie potrafię sobie tego wyobrazić.


Przestępywała niecierpliwie z nogi na nogę po czym odwróciła się na pięcie - pójdzie w tamtym w kierunku!


To jest: a) myśl bohaterki? b) narratora? c) Wtrącenie narracyjne powiązane z reakcją dziewczynki?


Zamarła jednak, rozdziawiając szeroko usta. Mimo bezwietrznego dnia trawa poczęła się kołysać, szumiąc przy tym cichutko. Bała się.


Zdanie w tym samym akapicie w którym używasz podmiotu domyślnego, odnosi się zawsze do zdania poprzedzającego. W tym wypadku, do trawy. W narracji, która wymaga stopniowania akcji, autorzy zawsze wpadają w podobny błąd. Łatwe wyjście z sytuacji to akapit. Zobacz na to.



Zamarła jednak, rozdziawiając szeroko usta. Mimo bezwietrznego dnia trawa poczęła się kołysać, szumiąc przy tym cichutko.

 Bała się.




I już wiemy, że przeskoczyłeś do następnych wydarzeń i/lub emocji. A jeżeli tak, natychmiast dotyczą jednej postaci, której akcja dotyczy.


Źdźbła trawy zaszeleściły groźnie.
Trochę tej trawy już za dużo.


Rzuciła wzrokiem na zraniony palec.
Spojrzała raczej. Jak się bała, zerknęła niepewnie.


Duża kropla krwi ściekła jej po opuszku palca spadając na trawę
Nie mogła ściec spadając. Nie ta kolejność. Mogła ściec i spaść, lub spaść po tym, jak ściekła.


-Ja chcę do mamyyyyyyy – rozszlochała się, pozwalając by wielkie jak groch łzy spływały jej po policzkach.
Tak trochę zaimkowo przecinkowo. Łzy były jej. Policzki też. Ona płakała, nie trawy. więc zaimek jej jest zbędny.


W jednej chwili wszystkie dźwięki ustały jakby urwane. Dziewczynka z cichym stęknięciem, urwała płacz obserwując łąkę.


Dwie rzeczy:



1. Powtórzenie brzydkie.

2. bardzo ważna rzecz: takie zdanie powinieneś koniecznie zaczynać od nowego akapitu. Wszak, to rozpoczęcie akcji.


Nagle coś zaczęło zbliżać się poruszając źdźbłami. Jak drapieżna ryba tnąca toń TO podążało za nią, roztrącając łodygi.


Tu wszystko ładnie i pięknie, ale powinien być włączony do zdania - tworzy zdanie porównawcze (jak ryba).


[1]W tej chwili poczuła jak coś zimnego zaciska swe szpony na jej [2]przegubie, [3]miażdżąc boleśnie skórę.


[1] - Rozpychanka. Wiem, że w tej chwili - można pominąć, a tekst przyśpieszy.

[2] - przegubie? Może na nadgarstku, czy gdzieś?

[3] - Ciężko sobie to wyobrazić... jakby kości, no to jeszcze, ale skórę?



O tekście: Ciekawy. Jako suspens, słaby, za to podoba mi się jak miniatura grozy. Zdecydowanie stworzyłeś klimat łąki i "czegoś" w niej. Przez chwilę zacieśniasz paranoiczny obraz dziecięcych wizji przeciwstawiając go nienaturalnym wydarzeniom. Ten zabieg podobał mi się. Pomysł średnio oryginalny, ale dobrze poprowadzony.



O stylu: Jak kulą w płot w tym wypadku. Chybione niektóre opisy, fatalnie (!) rozmieszczone przecinki, czasem "aż są", błędne spostrzeżenia i jak na tekst z akcją, źle rozmieszczone akapity. Trzeba by było ten tekst teraz odłożyć - zostawić. Wrócić za 3-4 miesiące i odkurzyć. Myślę, że na własnej obserwacji więcej się nauczysz, niż czytając moje porady. Tak to jest - wizje masz dobrą, ale ręka zawiodła. Tekst podobał mi się, ale tutaj naprawdę ratuje go pomysł i atmosfera - resztą jest na bardzo słabym poziomie.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

4
Na łące zdawało się słychać tylko perlisty śmiech dziewczynki. (...) Bo cóż złego może jej się stać na kwiecistej polanie?

(...) Dookoła otaczała ją sięgająca mniej więcej do pasa trawa i setki, tysiące kwiatów. Stada żółciutkich jak słońce mleczy, skupiska stokrotek porozsypywanych gdzieniegdzie- jakby od niechcenia, oraz wiele innych. Na horyzoncie nie było widać nic prócz wszechogarniającej łąki.


łąka nie jest synonimem polany, a w tym fragmencie wyraźnie jako synonim została potraktowana
'ad maiora natus sum'
'Infinita aestimatio est libertatis' HETEROKROMIA IRIDUM

'An Ye Harm None, Do What Ye Will' Wiccan Rede
-------------------------------------------------------
http://g.sheetmusicplus.com/Look-Inside ... 172366.jpg

5
Dzięki wielkie, a szczególnie Martiniusowi! Znowu zaimkoza mi wychodzi :roll: Ale trening czyni mistrza.

Pozdrawiam!
"Życie nas mija i patrzy ze śmiechem,

Jak nad zagadką stoimy bezradnie,

Jak złotą piłką bawimy się grzechem,

Czas przeklinając, co sny nasze kradnie."

6
Niestety stwierdziła, że tu gdzie zaniosły ją nogi trawa zgęstniała, przysłaniając jakiekolwiek kwiaty. Przypominało to zielony mur strzegący sekretów łąki.




Sekrety łąki - chodzi o kwiaty i tak dalej, ściółkę? Przysłania je trawa, od góry. Porównujesz ją do muru. A przecież mur nie przysłania od góry, tylko od boku.

Poza tym, kurde, naprawdę dywan długiej trawy kojarzy ci się z murem? Widziałeś kiedyś mur o wysokości pół metra, a wysokości i szerokości pewnie parudziesięciu? Kulawe porównanie i już.






patrzyła by


Łącznie.





Dopiero teraz poczuła skutki stojącego, rozgrzanego powietrza.


Gratulację - to najkoślawsze zdanie, jakie przeczytałem w tym miesiącu.



Migotała w słońcu szumiąc wesoło


Trawa migotała?




Trawa stała.


Dobrze, że nie siedziała, żłopiąc piwsko.

Trawa przestała się ruszać - nie lepiej tak albo coś w ten deseń?



Jak drapieżna ryba tnąca toń


Dookreśl, czego toń, bo źle brzmi.




Zsiusiała się


Opisujesz sytuację pełną grozy. I wyskakujesz ze słowem rodem z przedszkola. Klimat pryska, czytelnik się śmieje.









Nie poprawiłeś tego tekstu po przeczytaniu, prawda? Bo i po co, niech głupi odbiorca się męczy, wytykając to, co sam mógłbyś poprawić i przedzierając się przez koślawe zdania.

Za dużo zaimków, powtórzenia, gdzieniegdzie kwadratowe zdania.







Dziewczynka poszła na łąkę i coś ją zabiło. Fabuła godna noblisty, doprawdy. Wzbogać ją o jakieś szczegóły.





Ogólnie kicha.
Osoba, która dostaje od kolegi prezenty na urodziny, a sama mu ich nie daje, to niewdzięcznik.

Kobieta, której facet robi minetkę, a ona mu się nie odwdzięcza lodzikiem, to zdzira.

A jak nazwiemy użytkownika, który jest komentowany, a nie komentuje?

7
A mnie zastanawia to co Martinus mówi o słowie perlisty. Często się spotyka to określenie, a perlisty odnosi się chyba też do krótkich powtarzających się dźwięków. Ale moge się mylić:P

8
nenek pisze:A mnie zastanawia to co Martinus mówi o słowie perlisty. Często się spotyka to określenie, a perlisty odnosi się chyba też do krótkich powtarzających się dźwięków. Ale moge się mylić:P


Perlisty uśmiech - ładny, zadbany, świecący a także odsłaniający zęby (bo o nich mowa) oraz ustawiający wilgotne usta w taką pulchną łódkę :) To odnosi się do spostrzeżeń wizualnych. Nie dźwiękowych. To tak "mniej a więcej". Dlatego tez, perlisty uśmiech nie może być słyszalny. Widzialny, a i owszem :)



O, to jest perlisty uśmiech: :D



http://www.sjp.pl/co/perlisty Sorki, że tak po chamsku w twojej wiadomości, ale nie chciałem spamować - Bin



Marti EDIT: No ładnie - muszę zweryfikować wiedzę, bo ostatnio tłumaczono mi coś innego - a nie pokwapiłem się, aby to sprawdzić. Aczkolwiek, odniesienie z mojej interpretacji równie dobrze układa się do tego przypadku i równie dobrze nie układa się. Jednak, prawidłowo zostało to napisane - a ja nad interpretowałem.



Błąd zostawiam - niech się ludzie uczą na cudzych :)
Ostatnio zmieniony sob 30 maja 2009, 14:00 przez Martinius, łącznie zmieniany 2 razy.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

9

Zsiusiała się





Opisujesz sytuację pełną grozy. I wyskakujesz ze słowem rodem z przedszkola. Klimat pryska, czytelnik się śmieje.


Bo mówię o dziewczynce. Stąd takie określenia. Do reszty się zgodzę, bo masz rację. Tekst sprawdziłem(widać słaby ze mnie edytor) i w moim odczuciu w twej wypowiedzi jest więcej sarkazmu, niż krytyki. Ale dziękuję i tak.

[ Dodano: Sob 30 Maj, 2009 ]
Cytat:



Migotała w słońcu szumiąc wesoło





Trawa migotała?


Lepszego słowa nie mogłem znaleźć. Poprzyglądaj się trawie na wietrze z wysokości powiedzmy drugiego piętra bloku mieszkalnego. Naprawdę to przypomina migotanie. ;)

Pozdrawljaju!
"Życie nas mija i patrzy ze śmiechem,

Jak nad zagadką stoimy bezradnie,

Jak złotą piłką bawimy się grzechem,

Czas przeklinając, co sny nasze kradnie."

10
Stada żółciutkich jak słońce mleczy, skupiska stokrotek porozsypywanych gdzieniegdzie- jakby od niechcenia, oraz wiele innych
Zabójczo niezgrabne. "Wiele innych" nie mówi czytelnikowi nic (a przynajmniej nijak nie działa na wyobraźnię). Zbędne.


Uniosła główkę do góry podziwiając sunące po niebie puszyste cumulusy.
Dawno temu zaliczałem pod koniec roku geografię (tak ze trzy lata z rzędu), więc dał bóg, że wiem co to jest. Problem w tym, że większość ludzi pewnie nie. Da się to opisać inaczej, lepiej.


Gdyby mogła to pewnie patrzyła by na mnie spode łba – powiedziała dziewczynka, siląc się na żart.
Nom, siliła się, acz się nie wysiliła za bardzo. Kiepskie. W ogóle, to co u Ciebie ma być straszne jest zwyczajnie kanciaste.


Mimo bezwietrznego dnia trawa poczęła się kołysać, szumiąc przy tym cichutko.
To celowy zabieg, więc nie mam prawa się do niego przyczepiać, ale moim zdaniem nie wyszedł. Moja chora wyobraźnia jest w stanie przyjąć, że jakaś porąbana trawa może się kołysać mimo braku wiatru, ale nie rozumiem jak mogłaby przy tym szumieć. Wydało mi się to komiczne.


Oddech stał się szybki, urywany – bała się. Chciała odgarnąć sięgającą jej do pasa zieloną gęstwinę, lecz skaleczyła się przeciągając palcem po ostrej „krawędzi”. Syknęła z bólu cichutko, a oczy zaszkliły jej się od łez.

-Chcę do mamy.

Rzuciła wzrokiem na zraniony palec. Duża kropla krwi ściekła jej po opuszku palca spadając na trawę.

Wiedziała, że to nie może być prawda, ale trawa ożywiła się. Migotała w słońcu szumiąc wesoło. Falowała teraz ochoczo, przypominając zielone morze w wietrzny dzień. Dziewczynka rozpłakała się. Było jej niedobrze, widok falującej trawy wywoływał zawroty głowy, przyprawiając o mdłości. Szum gwałtownie narastał , wwiercając się głowę, hipnotyzując.


O, i odtąd jest "grozowy" fragment tego tekstu. Nie licząc kiepskich kawałków, które podkreśliłem i tego, że to jest jeszcze takie, no... Nieoszlifowane.

To co było wcześniej, jak to się ładnie mówi ssało. Wiem, że to budowanie pewnego nastroju, aby przejść w inny, ale generalnie nie budowało prawie żadnego.

Łąkę rozdarł krótki wrzask i głuche chrupnięcie łamanych rączek.
Być może jestem chory psychicznie - to niewykluczone - ale w tym momencie parsknąłem śmiechem.



Generalnie. Cóż, zaskoczyło mnie. Tym, że tekst, który po pierwszych kilku linijkach skazałem na stracenie okazał się jednak mieć jakiś potencjał. To taki mały potencjał, potencjałek rzekłbym, ale zawsze.

To bardzo niezgrabna narracja. Jak masz ulicę, to masz np. asfalt - on jest gładki, ładny i fajnie sie po nim jedzie. No, Ty też masz asfalt, ale taki jaki jest na tych wiejskich drogach, w okolicach, w które nawet Niemcy za okupacji się nie zapuszczali, bo nie było po co. Musisz postarać się bardziej słuchać tekstu, który piszesz, wyłapywać takie słowne potknięcia.



ALE



W gruncie rzeczy pojawiłem się tu tylko po to, żeby Cię bronić. I siebie. I innych sprawiedliwych.


Cytat:

Na łące zdawało się słychać tylko perlisty śmiech dziewczynki.





Perlisty dotyczy zobrazowania - wyglądu. Jeżeli piszesz o "słyszeniu" czegoś, to na pewno nie perlistego. To tak, jakbyś napisał, że było słychać czerwony autobus.


Jest takie bardzo ładne coś, co się nazywa synestezja. Ale to nawet nie o to chodzi. Dlaczego, jak W. napisze "perlisty śmiech", to jest źle?

Dlaczego jak ja napiszę "mglisty uśmiech", to redaktor się mnie czepia?

Wreszcie dlaczego, jak taki Zafon używa identycznych, a niekiedy nawet tych samych sformułowań (nie, to nie on nauczył się ich od nas, raczej my od niego), to jest fajnie?



Pytam, bo za każdym razem gdy widzę taką uwagę, instynktownie węszę za jakimś małym, złośliwym typkiem po drugiej stronie monitora, który udaje, że jest idiotą, tylko po to, żeby wytknąć błąd. Odnoszę wtedy wrażenie, że osoba, która tekst sprawdza ma jakieś naleciałości nauczyciela polonisty. Zasady są takie, a takie i nie waż się ich łamać, ani naginać. Nie wspomnę, że mentorzy tych wszystkich językowych faszystów (a jak, co mi szkodzi użyć mocnego określenia), wielcy i mali geniusze słowa robili to nagminnie.

[ Dodano: Sob 30 Maj, 2009 ]
Jeszcze do W.

Jak przeczytałem to, co napisałem to wyszło, że Cię strasznie tyram. To nie do końca tak. To co piszesz ma potencjał, ale wymaga sporo pracy. Czyli pisania ;)
Seks i przemoc.

...I jeszcze blog: https://web.facebook.com/Tadeusz-Michro ... 228022850/
oraz: http://www.tadeuszmichrowski.com

11
Tekst sprawdziłem(widać słaby ze mnie edytor)


Ile - raz, dwa? Ile tekst odleżał w szufladzie?

Odleżał przynajmniej jeden dzień i czytałeś go ze dwadzieścia razy? To i tak mało, ale jeśli zrobiłeś przynajmniej tyle, to zwracam honor.





Co do sarkazmu w mojej wypowiedzi - nie da się ukryć jego obecności. Ale żeby krytyk się nie zanudził podczas krytykowania, to czasem musi rzucić jedną czy dwiema złośliwościami. Grunt, aby dotykały one dzieła, a nie autora. Opowiadanko uważam za kiepskie, do ciebie absolutnie nic nie mam.



Ale kończę OT, za który moderatorów serdecznie przepraszam.
Osoba, która dostaje od kolegi prezenty na urodziny, a sama mu ich nie daje, to niewdzięcznik.

Kobieta, której facet robi minetkę, a ona mu się nie odwdzięcza lodzikiem, to zdzira.

A jak nazwiemy użytkownika, który jest komentowany, a nie komentuje?

12
Ja się zgadzam z poprzednikami w 100 % Technicznie ze mną kiepsko, więc daje tekst do skatowania - przyznaję. Broda, jeśli odebrałeś mojego posta jako posądzenie o atak ad personam to wybacz - nie miałem tego na myśli i rozumiem twój punkt widzenia. ;) Co do synestezji to miałem na myśli pisząc niektóre zdania. Może to rzeczywiście wyszło to kwadratowo, ale trening czyni mistrza. Jak jest potencjał to może za kilka za przeproszeniem gównianych tekstów pojawi się ten dobry? Koniec offtopu i dziękuję jeszcze raz za poświęcony czas nad moim potworkiem!

Pozdrawljaju!

[ Dodano: Sob 30 Maj, 2009 ]
TadekM i nenek dzięki żeście piersi za mnie nastawili, ale ze mną to czasem tak jest, że jak dobrze nie wiem to się wolę nie odzywać. ^^
"Życie nas mija i patrzy ze śmiechem,

Jak nad zagadką stoimy bezradnie,

Jak złotą piłką bawimy się grzechem,

Czas przeklinając, co sny nasze kradnie."

13
TadekM pisze:Pytam, bo za każdym razem gdy widzę taką uwagę, instynktownie węszę za jakimś małym, złośliwym typkiem po drugiej stronie monitora, który udaje, że jest idiotą, tylko po to, żeby wytknąć błąd.


Masz racje, tez czasami mnie łapie takie myślenie. np. jak czytam coś takiego:


TadekM pisze:Dawno temu zaliczałem pod koniec roku geografię (tak ze trzy lata z rzędu), więc dał bóg, że wiem co to jest. Problem w tym, że większość ludzi pewnie nie.


;)



Jarek Kret zrobił dobrą robotę ;) Wierz mi, ze mało kto w tym kraju nie wie, co to sa cumulusy, a juz szczególnie puszyste, na niebie, których kształty można porównać do zwierząt. Nie rób z czytelników idiotów :)
Leniwiec Literacki
Hikikomori
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”