106

Latest post of the previous page:

Może i żyję w jakimś matrixie, ale do tych kwestii mam zdecydowanie (może zbyt) idealistyczne podejście.

Traktowanie ludzi, którzy chcą coś wydać, jak ubogich krewnych, miętoszących nerwowo czapkę w sieni, wydaje mi się niegodnym i niewłaściwym.

Denerwują mnie (choć w jakiś sposób to rozumiem) wszelkie wymogi wydawnictw, co do formatu i formy (elektroniczna/tradycyjna) nadsyłanych tekstów. Ale przecież oni są tam po to, żeby czytać teksty (nawet najbardziej grafomańskie, nawet klasyczne rękopisy) i odpowiadać Autorom: "tak" lub "nie".

Nie mówiąc już o tym, że zakichanym obowiązkiem powinna być odpowiedź, czy tekst w ogóle dotarł (tradycyjny) lub czy dał się otworzyć (elektroniczny). Przecież gdy wysyła się tekst pocztą tradycyjną, to może on nie dojść, a gdy przesłany jest pocztą elektroniczną, to mogą wystąpić techniczne problemy z jego otworzeniem.



Niemniej jednak wiem, że jest inaczej. Dotarło to do mnie dobitnie, gdy na jednym z forów literackich (nie chcę wymieniać nazwy, bo nie lubię źle mówić o nieobecnych), szanowna redaktor wyraziła opinię, iż przesyłanie propozycji wydawniczej do kilku wydawictw równocześnie jest niekulturalne. "Bo przecież oni czytają i jak ktoś wcześniej przyjmie tekst do druku, to ich praca idzie na marne". Sorry, a praca osoby, która dany tekst storzyła, to co? Mam doświadczenia z wieloma wydawnictwami. Moja książka jest już w księgarniach, a niektórzy nie odezwali się nawet słowem (wymienię chlubne wyjątki, które odpowiedziały: Prószyński, Supernova, WAB) i gdybym szedł za radą "życzliwej" pani redaktor, to czekałbym już prawie od roku. Zapewne w nieskończoność.

Przeczytanie powieści zajmuje około dwóch dni, a jej napisanie? Pewnie średnio gdzieś tak sto, albo kilkaset razy więcej...



Nie będzie dobrze, dopóki obie strony nie zrozumieją, że wydawanie książek powinno się odbywać na warunkach partnerskich.

108
TadekM pisze: Tu chodzi nie tylko o to, żeby napisać dobry tekst. Tu już musisz wykombinować co możesz zrobić, żeby ktoś go przeczytał.
Czytałem kiedyś artykuł na ten temat (po angielsku) - jak wydawnictwa traktują teksty przysyłane przez jeszcze-nie-debiutantów. I wychodzi na to, że potężne znaczenie ma pierwsze zdanie. Jeśli ma coś w sobie, to doskonale, bo daje kredyt zaufania, który potrwa co najmniej pięć stron. Jeśli jednak nie, to jeśli kolejne trzy, cztery zdania nie będą w sobie miały odrobiny magii, "czytacz" odłoży tekst i zapomni o nim, bo wedle wszelkiego prawdopodobieństwa nie znajdzie dalej niczego wartego uwagi. Tutaj jest fragment tego artykułu, który kiedyś sobie zachowałem [wyjaśnienie: Enid Blyton to autorka książek dla dzieci]:


"I was gazing out beyond Beachy Head contemplating the ruins of my life." This, in the jargon of book publishing, is a shaker, a complete no-no as an opening line. Unless the author performs some miracle in the next couple of paragraphs, the publishing company's reader will flick to the next chapter and, if there's more of the same, cast the manuscript aside.



A similar fate awaits books that begin: "The day after my husband died"; "Picking up the pieces was never going to be easy" or, what one publisher describes as the Enid Blyton opener: "Peter and Bob decided to go to the market in Leeds that day". These are all shakers (as in head-shakers) of the first order.



On the other hand, the first line of Tolstoy's Anna Karenina -- "All happy families resemble one another, but each unhappy family is unhappy in its own way" -- is what another publisher describes as a nodder, in the sense that it makes you think yes, there's something I recognise in that. For the unpublished author, the first line or paragraph is all-important.
Panie, zachowaj mnie od zgubnego nawyku mniemania, że muszę coś powiedzieć na każdy temat i przy każdej okazji. Odbierz mi chęć prostowania każdemu jego ścieżek. Szkoda mi nie spożytkować wielkich zasobów mądrości, jakie posiadam, ale użycz mi, Panie, chwalebnego uczucia, że czasem mogę się mylić.

109
pierwsze zdanie, pierwszy akapit, pierwsza strona. Ale tu kuujemy nie tylko redaktora ale i przyszłego czytelnika.



zróbcie sobie ćwiczenie. sprobjcie przypomnieć sobie pierwsze zdania swoich ulubionych książek.

Dodane po 27 sekundach:

oczywiście ostatnie też powinno być mocne :twisted:

110
No właśnie... Pierwsze zdanie. Moje nie jest zbyt porywające :/ I tak się zastanawiam, czy jeżeli wydawnictwo życzy sobie fragmenty księżki, to czy koniecznie trzeba wysłać akurat początek, czy może kawałek środka ( o ile mam streszczenie wszystkiego i można się połapać)?
Strona autorska: http://zalecka-wojtaszek.pl

Wsparcie dla pisarzy: http://www.gabinet-holistic.com/
Pracuję z pisarzami, którzy mają poczucie, że nie do końca wykorzystują swój czas i potencjał i nie realizują się tak, jak by chcieli. Pomagam im przezwyciężać przeszkody związane z procesem twórczym i śmiało dzielić się sobą ze światem.

111
noetting pisze:I tak się zastanawiam, czy jeżeli wydawnictwo życzy sobie fragmenty księżki, to czy koniecznie trzeba wysłać akurat początek, czy może kawałek środka ( o ile mam streszczenie wszystkiego i można się połapać)?


Myślę, że chodzi o ustalenie, czy masz dobry styl. Dlatego radziłbym wysłać początek, bo w przeciwnym wypadku pomyślą, że wybrałaś najlepszy (według Ciebie) fragment i jak się im nie spodoba, to pozamiatane.



A te streszczenia, to dziwny wymóg. W streszczeniu się pisze: "Tomek zabija Marysię". I co to daje potencjalnemu wydawcy? Nic. Tomek może zabić Marysię na tysiąc sposobów, scena może mieć jeden akapit, albo piętnaście stron. Może być napisana porywająco, albo nie. Ech...

Ja już pisałem kilka postów powyżej, że jeśli się komuś nie chce czytać, to powinien albo zmienić robotę, albo zatrudnić jeszcze kogoś.

112
Nie masz racji. Streszczenie ma dać wydawcy pewność, że nieźle piszący autor nie jest np. świrem i nie ułoży takiej linii fabularnej która kompletnie położy książkę. Pamiętaj, że streszczenie dotyczy w zasadzie tylko debiutantów. A ktoś taki może mieć niezły styl, ale braki warsztatowe itp.
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

113
Navajero pisze:Nie masz racji. Streszczenie ma dać wydawcy pewność, że nieźle piszący autor nie jest np. świrem i nie ułoży takiej linii fabularnej która kompletnie położy książkę. Pamiętaj, że streszczenie dotyczy w zasadzie tylko debiutantów.


Streszczenie jest tylko po to, żeby redaktor miał mniej roboty. Nie chce mu się czytać, to żąda streszczenia. Poważni ludzi nie podejmują decyzji na podstawie skrótu pracy, tylko zapoznają się z całością, bo tylko w tym wypadku mogą mieć pewność, że decyzja jest słuszna.

Właśnie streszczenie może wprowadzić w błąd. Krótki opis akcji może wydawać się wariacki (czyli, że pisał go świr), a tekst może okazać się świetny i na pierwszy rzut oka idiotyczna akcja może mieć swoje uzasadnienie. Pod warunkiem, że zostanie to dobrze opisane. Ale tego redator-leń nawet nie będzie wiedział, bo jak mu się streszczenie nie spodoba, to nie sięgnie do tekstu.

114
Widzę, że masz jakieś nieprzyjemne wspomnienia z kontaktów z redaktorami/ wydawnictwami, ale może nie uogólniaj? Bo np. znani mi redaktorzy czytają dokładnie przesłane im teksty, a do zaopiniowania czy tekst jest dobry, nie trzeba wcale czytać całości, wystarczy jeden - dwa rozdziały, plus właśnie streszczenie. Bo to tylko wstępny ogląd tekstu. Później i tak jest czytana całość, bywa, że przez kilka osób z wydawnictwa ( bo trzeba ustalić nakład książki, a więc zaprognozować jak się sprzeda). A kiedy zapadnie decyzja, aby wydać, jeszcze inny redaktor będzie czytał całość dokładnie, w celu wyłapania błędów, tekst przejdzie przez korektę itp.
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

115
Navajero pisze:Widzę, że masz jakieś nieprzyjemne wspomnienia z kontaktów z redaktorami/ wydawnictwami, ale może nie uogólniaj?


Jak w życiu. Jedne wspomnienia są miłe, drugie mniej, ale nie o to tu chodzi.




Navajero pisze:do zaopiniowania czy tekst jest dobry, nie trzeba wcale czytać całości, wystarczy jeden - dwa rozdziały, plus właśnie streszczenie. Bo to tylko wstępny ogląd tekstu. Później i tak jest czytana całość, bywa, że przez kilka osób z wydawnictwa


Jeśli pierwsze dwa rozdziały są dobre, to i tak powinno się przeczytać całość, niezależnie od tego, czy autor nadesłał streszczenie, czy nie.



Nie chodzi o to, że jakiś redaktor mi zalazł za skórę (choć do tej pani redaktor, która twierdzi na forum literackim, że nietaktem jest rozsyłanie do kilku wydawnictw równocześnie, bo ona "w takim wypadku marnuje czas czytając" na pewno niczego już nie wyślę).

Uważam, że normą winno być, że wydawnictwa:

1. Czytają każdy nadesłany tekst,

2. Odpowiadają na każdy nadesłany tekst ("wydajemy" lub "nie dziękujemy").





Jeśli wydawnictwo wymaga streszczenia, to mam wrażenie, że z pierwszym punktem będzie problem.

Jeśli wydawnictwo nie ma czasu odpowiedzieć, to z pewnością nie ma też czasu dobrze przyjrzeć się tekstowi.

116
Stefan Darda pisze:Uważam, że normą winno być, że wydawnictwa:

1. Czytają każdy nadesłany tekst,

2. Odpowiadają na każdy nadesłany tekst ("wydajemy" lub "nie dziękujemy").
Z drugim punktem nie polemizuję, tym bardziej, że odpowiedź odmowna w jakiejś przygotowanej z góry, uprzejmej formie wymaga jedynie kliknięcia w "wyślij".



Punkt pierwszy jest dość problematyczny, o ile masz na myśli: Czytają każdy nadesłany tekst w całości.

Adam napisał, że wystarczy przeczytać jeden, dwa rozdziały, by zorientować się w wartości tekstu. To już wiele i dotyczy tych potencjalnie dobrych. Im próbka jest gorszej jakości, tym mniej potrzeba, by to zauważyć. Co byś zrobił po lekturze jednej strony, pełnej wszelkich możliwych niedociągnięć? Brnąłbyś dalej w nadziei, że autor wyrobił się w trakcie pisania? To oczywiście możliwe, ale dołożenie wszelkich starań, w tym sprawdzenie ortografii, żeby właśnie początek był jak najstrawniejszy, jest oznaką szacunku dla odbiorcy. Czasem nieodwzajemnionego, ale fakt pozostaje faktem.



A napisanie dobrego streszczenia też jest sztuką. I dużą szansą. Skoro redaktorowi może się nie chcieć czytać całości, to tym sposobem możemy go zainteresować. Nie widzę problemu.

117
powiem tak: miałem w życiu do czyniania z masą redaktorów zarówno "od książek" jak i od publicystyki. Co najmniej połowa z nich nigdy nie powinna zostać zatrudniona do tej roboty.



Generalnie uważam że dobry redaktor powinien przeczytać co najmniej początek.



Wymóg przekazania streszczenia jest co najmniej zastanawiający.



Odpowiadanie na listy jest fundamentalnym elementem kultury łacińskiej - problem że wsród redaktorów znaleźć człowieka kulturalnego wcale nie tak łatwo...

118
Widać miałem do tej pory dobre doświadczenia :)
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

119
Navajero pisze:Widać miałem do tej pory dobre doświadczenia :)


farciarz... :wink:



ja sie zdążyłem zetknąć z naprawdę malowniczymi przykładami zidiocenia, zchamienia i zdziczenia u tej grupy zawodowej.

120
Oczywiście, w punkcie drugim nie miałam na myśli, że redaktor musi brnąć przez cały, nawet najgorszy, pełen błędów tekst.

Trzeba wypośrodkować. Z jednej strony - tekst powinien być w miarę dobry, a z drugiej strony - redaktor musi mieć czas na poczytanie.

Cieszę się, że co do punktu pierwszego wątpliowści nie ma...:)

Dodane po 5 minutach:
Stefan Darda pisze:Oczywiście, w punkcie drugim nie miałam na myśli, że redaktor musi brnąć przez cały, nawet najgorszy, pełen błędów tekst.

Trzeba wypośrodkować. Z jednej strony - tekst powinien być w miarę dobry, a z drugiej strony - redaktor musi mieć czas na poczytanie.

Cieszę się, że co do punktu pierwszego wątpliowści nie ma...:)


"miałem", rzecz jasna i "wątpliwości" - jasna rzecz...:)

Wróć do „Jak wydać książkę w Polsce?”

cron