"Niezdobyta forteca"

1
Skoro się tu zarejestrowałam, postanowiłam wam coś pokazać.

Napisałam to rok temu, a inspiracją była dla mnie wycieczka statkiem, w ciągu której zobaczyłam wiele pięknych, Greckich wysp.

Tekst zalicza się do gatunku fantasy. Bardzo prosiłabym o jakieś komentarze, przydadzą się ;). Bo właśnie się zastanawiam, czy pisać dalej.

Tekst został zbetowany przez moją koleżanke.





Gdzieś na wodzie…



Wpatrywała się w morze. Wydawało jej się granatowe. Fale tworzyły konie, białe galopujące konie. Męczyła ją choroba morska. Wolałaby być teraz na plaży, a nie na tym przeklętym statku. Dostrzegła wyspę: same skały i lasy. Nic ciekawego.

Może bezludna? Na takiej z chęcią by zamieszkała. Ludzie ostatnio ją denerwowali. No dobra, nie wszyscy. Kilku wzięłaby ze sobą. Przypomniała sobie bezsensowne pytanie spotykane w testach w tych ogłupiających gazetach: co byś zabrała ze sobą na bezludną wyspę? Wbrew woli teraz się nad tym zastanawiała. Co za głupota.

Jej ojciec, wraz z innymi pasażerami statku, uczył się tańca Zorba. Ich

ciała wspaniale będą unosić się na wodzie, kiedy już będą martwi. Choroba

morska już nie będzie dla dziewczyny problemem, zamieszka na swojej

bezludnej wyspie. Sama.



* * *

Gdzieś na suchym lądzie…



- Nie powinnaś się uczyć? - dobiegł do niej lekko chrapliwy głos.

- Wolę się napić - odpowiedziała kobieta. Nie zaszczyciła mężczyzny,

nawet krótkim spojrzeniem swoich niebieskich oczu. Jej długie czarne włosy rozwiewały się na wszystkie strony, co bardzo ją denerwowało.

Od morza wiał silny wiatr. Zbliżał się sztorm. Automatycznie pomyślała o Diegu. Czy był na statku?

- Cholera - zaklęła cicho.

Win szedł obok. Nie pytał już o nic. Wolał nie denerwować przyszłej nekromantki, nawet, jeżeli była jego przyjaciółką. A

nuż, kiedyś będzie potrzebował wskrzeszenia? Potrząsnął grzywą blond włosów

i spojrzał na kobietę.

- Sofia…

- Co? - spytała rozdrażniona.

- Nic mu nie będzie, nie martw się.

Posłała mu mordercze spojrzenie.

Zmierzali w stronę karczmy, niedaleko portu. Sofia niedługo miała przystąpić do egzaminu. Mała opuszczona wysepka Skia, na której się znajdowali, słynęła ze szkoły dla nekromantów, do której przyjmowano zarówno mężczyzn jak i kobiety.

Sofia nie zastanawiała się długo nad swoją przyszłością. Chciała być kimś potężnym i znaczącym. Egzamin miał się odbyć jutro. Istniał tylko jeden, mały problem - nie znalazła jeszcze ciała do ożywienia. Miała wątpliwości, żeby ktoś zgodził się, by go zabiła, a później wskrzesiła Niestety, nie wzbudzała zaufania.

Dziwne zwyczaje panowały w szkole. Spędzali parę lat na studiowaniu ksiąg, nauce zaklęć takich jak ognista strzała, później ożywiali drobne zwierzęta. A tu nagle, znajdź sobie martwego człowieka i przywróć go do życia!

Jedyne co mogła zrobić teraz, to się upić. Diego i tak dziś się nie

Pojawi. A nawet jeśli…



Znowu na wodzie…



Wdychał wspaniały zapach morza. Cieszył go wiatr, który targał jego

długie, brązowe włosy. Nie bał się sztormu. Tyle ich już przeszedł. Słońce opalało już śniadą skórę.

Diego pomyślał o skarbie, który dzisiaj zrabowali i aż mu ciarki przeszły

po plecach. Mógłby za to spokojnie żyć przez rok. Ale on chciał więcej!

Wiele, wiele więcej! Skarbów, sławy, śmierci!

Nigdy nie zawahał się przed wbiciem swojego zakrzywionego miecza w ciało człowieka. Był zły. Czemu miałby zgrywać dobrego? Czy ktoś zna dobrego pirata?

Diego nie znał i nie słyszał o takowym



Wracając na suchy ląd...



Siedziała w karczmie i popijała rum. Uwielbiała rum, najlepiej prosto od

piratów. Lecz tych dawno nie widziała. Win nie poszedł z nią. Oczywiście,

medyk miał lepsze rzeczy do roboty, niż towarzystwo przy butelce.

Poczuła dłoń na ramieniu. Odwróciła się z zamiarem obrzucenia

natręta obelgami.

- Mam dla ciebie prezent dobiegł do niej znajomy głos przyjaciele. Natychmiast się uspokoiła.



- Trzymaj! Trzymaj mocno! - krzyknął Diego.

Biegł tak szybko na ile pozwalał mu kołyszący się statek i woda wlewająca się falami na pokład. Musiał jak najszybciej zmienić sternika, który naprężył mięśnie i z największym wysiłkiem próbował utrzymać kurs. To jeden z tych gorszych sztormów, jakie dane było Diego przeżyć



Przez sztorm trupy znajdowały się coraz bliżej brzegu. Susan zgubiła

misia, z którym nigdy się nie rozstawała, jej mama rękę. Jakiś rekin wyczuł łatwą zdobycz i pozbawił jej tatusia nogi. Później cała rodzina stała się ucztą. (od autora: Ten kawałek koleżanka radziła mi wyrzucić. A ja nie jestem pewna. Czekam na sugestie)



- Możesz trochę poświecić? - spytał mężczyzna.

- Dokąd ty mnie prowadzisz? - odpowiedziała pytaniem Sofia.

- Zobaczysz - odparł tajemniczo.

Miał szczęście, że mu ufała. Nekromantka bez słowa uaktywniła czar

światła. W jej ręce pojawiła się rosnąca z każdą sekundą jasna kula.

- Tylko nie przesadzaj. Pójdziemy przez las i nie możemy być zbyt widoczni. Wiesz, wargi...

- Wiem, wiem - przerwała mu gniewnie - zresztą myślisz, że boję się warga?

- Chodź. - Zignorował jej wypowiedź.

Przyświecało im słabe magiczne światło. Przedzierali się przez gęsto

zarośnięty las. Milczeli. Sofia nie chciała się do tego przyznać, ale była

ciekawa i pełna nadziei. Słychać było szmery.

„To pewnie harpie, czają się na nas” - pomyślała młoda adeptka magii. Dobrze wiedziała, tak jak i Win, że w lesie roi się od tych dziwnych i niebezpiecznych stworzeń.

Trzepot skrzydeł.

Las, którym szli, był typowy dla tej wyspy: mroczny i cichy. Zwierzyny było w nim mało, przeważnie mięso przypływało statkami.Kupcy wymieniali je na warzywa i owoce, które hodował prawie każdy mieszkaniec wyspy. Przeważali rolnicy, ale sporą grupą tworzyli łowcy harpii. Z czasem było ich coraz więcej; szczególnie młodzieńcy uważali to za dobrą zabawę. Przynajmniej do czasu.

Te stworzenia - pół-ptaki, pół-kobiety – licznie zamieszkiwały wyspę i siały panikę wśród całej społeczności Skii, wykluczając jedynie, tych najsilniejszych nekromantów. łowcy uzbrojeni w łuki, przeczesywali lasy całej wyspy i wybijali potwory. Jednak dotąd nie znaleźli siedliska, z którego rozprzestrzeniało się tych stworzeń coraz więcej. Ludzie twierdzili, że to bóg Deorded (napisałaby raczej „Deorded – bóg czegoś tam – chroni…) chroni swoje ulubienice.

Wiedziała, że jeśli zostaną otoczeni przez harpie, kula ognia nie pomoże.

Trzepot skrzydeł.

Droga ciągnęła się w nieskończoność. Czas płynął powoli. Kobietę ogarniał strach i gniew na samą siebie. W końcu będzie Nekromantką, to coś

znaczy...

Tylko co? Pytanie to dźwięczało jej w uszach, odpowiedzi nie znała. I to

było prawdziwe źródło jej strachu. Absurdalne wydawało się jej dawne myślenie, że może jej się nie udać. Wtedy czuła się jeszcze gorzej. Nie była pewna chęci przynależności do tej społeczności, ani tym bardziej, swojej przyszłości.

Weszli na piaszczystą plażę przy małej zatoczce.

- I co to za niespodzianka? - spytała Sofia lekko drżącym głosem. Oglądała się co chwila za siebie, spodziewając się zobaczyć unoszące się nad ziemią cielsko harpii.

Win spojrzał na jej twarz oświetloną magicznym światłem.

- Rzuć w tą stronę kulę. – Medyk wskazał teren na wprost niego.

Zrobiła, co kazał. Lubiła to uczucie, gromadzenia się energii w jej dłoni. Patrzyła jak w jej rękach rosła kula gorąca, która tylko jej nie parzyła. Kiedy była wystarczająco duża, wielkości dyni, rzuciła ją. Kula przeleciała przez

plażę i zatoczkę. Na chwilę oświetliła...

Ciało. Prawie nagie ludzkie ciało. Rzuciła następną kulę. Nie myliła się. Na twarzy kobiety i mężczyzny, prawie równocześnie, pojawił się szeroki uśmiech.



Mężczyzna schodził z pokładu lekko chwiejnym krokiem. Z mokrych włosów pływała mu słona woda. Oczy szczypały, jednak był do tego przyzwyczajony. Z morzem miał do czynienia od lat. Chciał tyko znaleźć się w ciepłym, suchym łóżku. Ewentualnie wcześniej wypić butelkę rumu lub spotkać się z Sofią.

„Pewnie nie spodobałoby się jej. że stawia ją na równi z używką” pomyślał.

Ale ona też nią była! Diego nie miał czasu, ochoty ani serca na

głębsze uczucia. Tak jak wypije kolejną butelkę rumu, tak i zwiąże się z

kolejną kobietą. Jednego i drugiego w życiu pirata będzie, było i jest

wiele.

Skierował się do karczmy z zamiarem wypicia porządnego trunku a

później...To się jeszcze zobaczy.

To zależy tylko od niego, nikogo ani niczego (na przykład natrętnych

uczuć) innego

Tej nocy pracowali tylko nieliczni. Nekromanci, szykujący się do najważniejszego sprawdzianu w swoim życiu, przynajmniej tak wtedy im się wydawało. Nie wiedzieli ,że całe życie Nekromanty jest jednym wielkim sprawdzianem, charakteru, siły woli ale – co najważniejsze – tego, którą stroną wybiorą.



Mimo okropnej pogody w Księżycowym Kręgu zebrali się wszyscy magowie. Pośrodku kręgu, na świętym kamieniu, stał posążek boga Deordeda, pana ognia i śmierci, patrona Nekromantów.

Ten jeden różnił się do reszty bogów Innych światów. żył na ziemi, kiedy jego bracia zamieszkiwali pałace Niebios. Jego mała, skromna forteca, znajdowała się na niewielkiej wyspie Morza Zdradliwego. Jak powiadają legendy, jest nieśmiertelnym wygnańcem, pierwszym Nekromantą. Były to jedynie domysły, nikt bowiem nigdy nie dotarł na wyspę.

Nikt nie wiedział, ani nie próbował się domyślać, czemu został wygnany. Wiedziano jedynie, że Nekromantą stał się na przekór wszystkim innym bóstwom, zwłaszcza swojemu bratu, Orydeuszowi. Posępny pan wichrów, a zarazem wielki lizus (dzięki czemu zyskał swoją „potęgę”), zasiadał wśród najpotężniejszych bóstw.

Deorded, choć mieszkał wśród ludzi, podobnie jak jego brat - darzył ich nienawiścią. Bóg zamknął się w swojej fortecy, otoczony górami i licznymi potworami, które zechciały mu służyć.

Ludzie także nie uważali go za swego ukochanego boga. Bali się - nikt odważył się mu tego powiedzieć, nawet w przekleństwach.



Magowie usiedli na twardych, zimnych kamieniach, czekając na nowicjuszy. Mieli strzec całego rytuału, a wybranym ofiarować szaty. Po ceremonii świeżo upieczony Nekromanta nie miał

żadnych zobowiązań wobec szkoły; musiał jedynie być wierny Deordedowi. Ten wyznaczył limit wskrzeszeń ludzkich istot. Mogli przywrócić życie dziesięciu osobom w ciągu roku. Nie dotyczył on zwierząt. Ba! Nawet był znany sposób przypochlebienia się panu - wskrzeszenie biednego potworka.

Nekromanci powstali, widząc nadchodzących nowicjuszy. Założyli kaptury i padli na kolana, prosząc swojego boga o jak największą liczbę nowych braci.

Sofia kroczyła z tyłu pochodu, niosąc ciało zabezpieczone zaklęciami przed rozkładem. Była to dość urodziwa dziewczynka z długimi blond włosami. Okryła ją kocem - mała straciła ubranie i kilka części ciała/

I tak miła dużo szczęścia” pomyślała nowicjuszka.

Inni również nieśli zawinięte ciała, mając przy tym zamyślone i zacięte

miny. Nikt z nich nie myślał o przyszłości swojego "testu" i klucza do

potęgi. A na pewno nie myślała o tym Sofia, której ciało nie pochodziło z świata Nadmorskiego, ani z Innych światów. ściślej mówiąc - nie pochodziła z żadnego świata, jakie znali mieszkańcy tej wyspy.







Możliwe, że ciąg dalszy nastąpi.

2
witam. Wczoraj przeczytałem Twój tekst i nic nie zrozumiałem. Przed chwilą po raz drugi zagłębiłem się w lekture i ...guzik czyli ni cholery nie moge pojąć, o co chodzi. wg. mnie, to jest zbyt szarpane, za chaotyczne, jakbyś chciała koniecznie przedstawić na jednej kartce to, co powinno być na dziesięciu. Dziwne, bo nawet nie mogę ocenić pomysłu, ponieważ...nie wiem kto, co, po co i z kim. Są jacyś niekromaci, jest statek, sztorm, dziewczyna o ciemnych włosach ale to wszytko - to moje zdanie- zupełnie się nie lepi- jakby było wyrwane z kontekstu.

Nie przejmuj sie moja oceną. Jeżeli pisanie sprawia Tobie radoche - pisz. Pozdrawiam.
Kiedyś mnie nie było,

A potem się stałem,

Teraz znów mnie nie ma.



Z nagrobka na

cmentarzu w Cleveland

3
Dla mnie sprawa jest prosta, może dlatego, że pisałam ten tekst ;).

Na początku opisuje ludzi na statku, którzy (robie aluzje) zginą, a ciało jednej z pasażerów posłóży Sofii do testu.

Sofia- jest to kandydatka na nekromantke, Diego to jej chłopak, który jest piratem (opisuje jego zmagania na morzu).

A Win - medyk, to przyjaciel.

Rzecz dzieje się na wyspie Skii, gdzie znajduje się szkoła Nekromantów a ludzie wierzą w wielu bogów.

To na razie wszystko...

4
Dla mnie też bardzo poszarpane. Gwałtowne zmiany miejsca wydarzeń wprowadzają w zakłopotanie. Można by to załagodzić jakimiś dłuższymi opisami na początku takiej każdej częsci. Zdecydowanie powinno być więcej opisów.


Miała wątpliwości, żeby ktoś zgodził się, by go zabiła, a później wskrzesiła Niestety, nie wzbudzała zaufania.


Znając zwyczaje nekromantów to raczej nikt nie zgodziłby się na taką praktykę nad jego ciałem. Jeśli chodzi o świat fantasy to przyjęło się, że istota wskrzeszkona przez nekromantę nie posiada duszy, jest tylko wypalonym ciałem, służącym do różnych celów swoich panów. Inna sprawa dotyczy kapłanów, którzy potrafią usidlić duszę człowieka i zmusić ją do powrotu. I raczej nekromata nie przywraca utraconych części ciała :wink:



Tekst wymaga doszlifowania a może nawet ponownego przemyślenia i napisania od podstaw. Pomysł jest fajny - nie spotyka się kobiet zajmujących się nekromacją.[/i]

6
Temat świetny. Niestety postaci opisane zostały w taki sposób, że gdybym nie przeczytała twojego posta pod opowiadaniem, nie bardzo wiedziałabym, o co chodzi.

Byłoby fajnie, gdybyś wszystkich głównych bohaterów jakoś ze sobą połączyła, wyraźnie opisała zależności między nimi. Wtedy cała historia stałaby się bardziej spójna. Bo teraz jest to tylko kilka przypadkowych scen, jakieś bliżej niesprecyzowane miejsca i kilka postaci, na pozór nie mających ze sobą nic wspólnego.



I jedno zastrzeżenie:

Sofia kroczyła z tyłu pochodu, niosąc ciało zabezpieczone zaklęciami przed rozkładem. Była to dość urodziwa dziewczynka z długimi blond włosami.



Więc Sofia była urodziwą dziewczynką? Może zmień to na:



Kroczyła (...) niosąc ciało urodziwej dziewczynki (...) zabezpieczone zakleciami...



Przeredaguj jakoś tekst pod względem postaci, a będzie super, bo temat, opisany we własciwy sposób, będzie naprawde wciagający.
Wierzyłem, że miłość wzniesie mnie ponad ka, tak jak skrzydła wznosza ptaka ponad wszystko, co może go zabić i zjeść.

S. King

7
Hmm : ) to ja jestem jakiś inny - bo dla mnie wszystko było zrozumiałe. Może chodzi o klimaty w których się człowiek obraca? Wiecie - autor daje słowo, a wyobraźnia wydobywa z niego zdanie ;)

Cały tekst wyrwany z większego kontekstu - bo fakt mało rozwinięć i gdyby nie ostatnie zdanie/dwa - byłby przeciętny(podle) - a tak ratunek na białym rumaku i całość się trzyma :)

szkoda że fantastów tak mało : )



3+/-4

Pozdrawiam
Cave me domine ab amico, ab inimico vero me ipse cavebo.



Szaleństwo to obecnie jedyny rodzaj indywidualizmu. Reakcja obronna organizmu na absurdalny ład i banalność świata.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”