łucjusz przebudził się ze snu z wrażeniem, że zapomniał o ważnym spotkaniu. Chciał się przeciągnąć, ale napotkał opór w postaci twardych desek. Z racji fachu szybko skojarzył fakty – znajdował się w trumnie. Był ekspertem od spraw grobowych, więc zachował spokój. W każdym podręczniku nekromancji istniały całe rozdziały o radzeniu sobie w podobnych sytuacjach. W zasadzie po prostu zamknął powieki i spróbował ponownie zasnąć. Przeszkadzało mu tylko światło – raziło i zupełnie nie pasowało do sytuacji. Zamrugał, starając się przyzwyczaić łzawiące oczy.
– O, myślałam, że to kibelek – odezwał się piskliwy głosik gdzieś poniżej.
Nekromancjusz spojrzał w dół i uniósł brwi.
– Kibelek? – wymamrotał.
Ustalił, że znajduje się w pionowo ustawionej skrzyni, najwyraźniej otwartej przez niewielką rudowłosą dziewczynkę, która teraz wpatrywała się w mężczyznę wielkimi oczyma. Jako doświadczony specjalista od nekromancji traktował ludzi jako niewarty uwagi stan prezombie, ale mimo wszystko wprawiali go w zakłopotanie gadulstwem i przywiązaniem do rzeczy przyziemnych. Nie całkiem też pojmował ideę dzieci.
– Noo – odpowiedział głosik.
– Nie powinnaś być teraz w szkole albo coś takiego? – zapytał łucjusz, przypominając sobie niejasno fakty z własnego dzieciństwa.
– Są wakacje – wyjaśniła. – Nie wiesz, gdzie znajdę kibelek?
Zamrugał. Miał nadzieję, że jeśli dostatecznie długo zachowa ciszę, stworzenie sobie pójdzie i będzie mógł ponownie zapaść w sen.
– Jak się nazywasz? – zapytała uparcie dziewczynka, przebierając nogami. – Bo ja jestem Ala. – Wyciągnęła rączkę. łucjusz odruchowo potrząsnął małą dłonią. Gdy złapał się na tym, szybko schował rękę z powrotem do trumny i przybrał znudzoną minę.
Otworzył usta, aby odpowiedzieć, i ugryzł się w język. Tylko milczenie mogło go uratować, przywrócić spokój, ciszę i wieczny sen.
– A tak właściwie, to chyba w tej skrzyni nie jest zbyt wygodnie, prawda? – zauważyła dziewczynka. – Mój wujek dostał taką, jak wykitował.
– Jak to się stało? – profesjonalne zainteresowanie wzięło górę.
– Utopił się w bimbrze.
– Aha.
– Czy ty też się utopiłeś?
Nekromancjusz otrząsnął się oburzony.
– Nie – powiedział sztywno. – Zostałem tradycyjnie wrzucony do trumny przez tłum rozwścieczonych wieśniaków i zakopany. Najpierw chcieli mnie spalić, ale padał deszcz i wystąpiły problemy natury technicznej.
– Och, to okropne – stwierdziła dziewczynka.
– Nie, dlaczego? – zdziwił się łucjusz. Zakopanie żywcem było powszechną chorobą zawodową nekromancjuszy. Często przechodzili ją kilkakrotnie.
Widząc, że nie zdoła powrócić do przerwanego odpoczynku, wyszedł z trumny ku ogromnej radości Ali i się przeciągnął. Dziewczynka podskakiwała i zaciskała piąstki.
– Jesteś zombie, jesteś zombie, prawda? Nigdy nie widziałam zombie, podobno istnieją tylko w bajkach. Czy potrafisz zrobić: Rhhhaaaaa? – zapytała, podskakując w miejscu i zaciskając piąstki. – Potrafisz, potrafisz, potrafisz?
– Nie jestem zombie – oburzył się. – Jestem nekromancjuszem – wyjaśnił z dumą.
– Aha – szarpnęła się za kucyk wyraźnie zmartwiona.
– A tak właściwie, co tutaj robisz? Gdzie twoi rodzice? – przypomniał sobie zdanie, którego używało się w stosunku do zbłąkanych dzieci. Było nawet zapisane w specjalnym podręczniku, który trzymał gdzieś na zapleczu laboratorium.
– Nie żyją. Mieszkam w sierocińcu i muszę codziennie jeść owsiankę – wydęła usta z obrzydzeniem.
Widząc, że dzieciak nie zamierza sobie pójść, łucjusz wzruszył ramionami i rozejrzał się wokół. Trumna stała na stercie śmieci pośrodku miejskiego wysypiska. Wrony buszujące w odpadkach patrzyły podejrzanie na dwójkę intruzów. Poczuł się dotknięty. Wyrzucono go na śmietnik? Czy ludzie dzisiaj nie mają szacunku dla starszych?
Drugiegozkolei znaleźli kilka metrów dalej. Nekromancjusz z daleka zauważył zgniłą stopę wystającą ze stosu butelek. Drobne zaklęcie i zielonoskóry, trochę rozpadający się osobnik stanął na nogi ku uciesze Ali.
– No, teraz mamy własnego zombie. Co będziemy robić dalej?
– Zukhm? – zdziwił się Drugizkolei.
– Zuk! – powtórzyła radośnie dziewczynka.
– Co MY będziemy robić? – łucjusz potrząsnął głową. – Myślałem, że wrócisz do sierocińca, do swojej owsianki.
Z nieumarłym sługą u boku, nekromancjusz mógł odszukać resztę starej gwardii i odzyskać swoją Ponurą Warownię. Jeśli dobrze pamiętał, forteca została podbita przez bandę wieśniaków z widłami i pochodniami, kiedy oddawał się styczniowej hibernacji. Nie powinno być większych problemów z odzyskaniem posiadłości. Kilka zaklęć i będą uciekać jak pędraki przed głodnym umarlakiem. Uśmiechnął się szeroko.
– Nie cierpię owsianki. Jest oookropeczna – wyjaśniła Ala. – Ale lubię ciebie. Mogę zostać twoją uczennicą? Zawsze chciałam zostać nekromancjuszką – wyrzuciła szybko. W rzeczywistości nie była dokładnie pewna czym są nekromancjusze, ale takie zdanie wydawało się odpowiednie.
– Naprawdę? – łucjusz poczuł się mile podłechtany. Więc jednak młodzież jeszcze nie zapomniała. Zawód nie podupadł zupełnie, ciągle byli chętni na poznanie tajemnic ukrytych w starych księgach i zakurzonych laboratoriach.
– Dobrze, ale najpierw…
– Naprawdę, mogę? Naprawdę, naprawdę, naprawdecznie? – Ala podskakiwała z radości i chociaż łucjusz nie był pewien, czy to dobry krok do zostania nekromancjuszką, doszedł do wniosku, że liczą się dobre chęci.
– Ygham – powiedział Drugizkolei.
łucjusz nie słuchał, patrzył w dal, ponad rozciągające się u stóp wysypiska miasto, gdzie wznosiły się strzeliste wieżyce fortecy.
– Mój zamek – powiedział z dumą. – Pewnie jest opustoszały i zrujnowany. – Marzył o skruszałych, zapleśniałych murach pełnych robaków. Ech, marzenia. Nigdy nie udało mu się wyhodować odpowiedniej jakości grzyba na ścianach, ale może po latach wreszcie się powiedzie. – Najpierw musimy sprawdzić, jak się tam sprawy mają.
– Nie – oświadczyła stanowczo Ala. – Najpierw musimy znaleźć kibelek.
Powrót nekromancjusza [humorystyczne fantasy] fragment
1zapraszam na http://wieza.org miłośników RPG posłuchaj mojej muzyki