Ot, bajka [fantasy/romans(?!)]

1
Tytułem wstępu...

   Od dłuższego czasu nosiłem się z zamiarem napisania tekstu z taką "spłaszczoną" narracją z jaką możemy spotkać się w baśniach i klechdach. Długo nie mogę wymyślić czegoś, co by się na to nadawało, aż raptem przyszło samo - i napisałem opowiadanko o miłości :oops: Pierwsze i pewnie ostatnie w moim dorobku. Osobiście nigdy nie trawiłem łączenia fantasy i romansidła (normalnie mnie mdliło), ale... cóż... przyszła kryska na Matyska... Tak więc proszę, jedźcie do woli :)







      Ot, bajka



   Dawno, dawno temu; tak dawno, że nie warto myśleć o tym kiedy to było; za tyloma górami, rzekami i lasami, że nikt nie jest w stanie ich zliczyć było sobie królestwo, w którym magia nie była czymś nadnaturalnym, a ludzie żyli po sąsiedzku z wieloma innymi zadziwiającymi, czasem strasznymi, istotami.

   W królestwie tym rządy sprawowała piękna, mądra królowa z rodu tak starego i szanowanego jak można sobie to tylko wyobrazić; rządziła rozważnie, dbając o wizerunek swego kraju i dobro podwładnych. Przez całe życie mogła w swych rządach liczyć na pomoc magicznej, tajemniczej istoty - miru, zamieszkującej ściany pałacu; doradzającej jej rodzinie od niepamiętnych czasów. Kiedy królowa stała się kobietę los zesłał jej jeszcze jednego doradcę i przyjaciela. Był nim zaciężny rycerz. Co prawda nie pochodził ze znaczącej rodziny, ale swą mądrością, niezłomnością i oddaniem przerastał wszystkich znanych jej mężów. Bardzo szybko zrozumiała, że tylko z nim potrafi swobodnie rozmawiać o największych problemach gnieżdżących się w mrocznych zakamarkach jej duszy, jak i o najbardziej trywialnych błahostkach. Tylko przy nim mogła śmiać się szczerze i płakać nie czując skrępowania.

   Zajęło jej wiele miesięcy nim, uświadomiła sobie, że do szaleństwa zakochała się w owym rycerzu; lecz gdy już to nastąpiło, nie mogła znieść myśli, że jej uczucia nie są odwzajemniane. Czasami wydawało jej się, że w oczach przyjaciela widzi coś więcej niż sympatię; że widzi pożądanie, że rozbiera ją wzrokiem, że kocha tak jak tylko mężczyzna może kochać kobietę, ale ta chwila szybko pryskała i wracali do beztroskiej zabawy lub dysputy na temat przyszłości kraju. Mimo usilnych starań, małych podstępów i gierek słownych nie była w stanie uzyskać jednoznacznej odpowiedzi: kocha czy nie.

   W końcu pewnego razu, gdy najmniej się tego spodziewała stało się to o czym potajemnie marzyła. Po kilkudniowej misji, kiedy to jej ukochany wizytował warownie odpowiedzialne bezpośrednio za bezpieczeństwo stolicy, przyszedł do niej z raportem na jej prywatne salony. Nie przywitał jej jednak jak zwykle szerokim uśmiechem. Był poważny i spięty. Władczyni początkowo obawiała się, że chodzi o wyniki kontroli, ale bardzo szybko wyprowadził ją z błędu. Spojrzał jej głęboko w oczy i wyrecytował coś, co musiał wcześniej wielokrotnie powtarzać w myślach:

   - Pani, stoję przed tobą bez zbroi; zupełnie obnażony, z gorejącym sercem na dłoni. świadom, iż to właśnie ty trzymasz najniebezpieczniejszy oręż. Niestety nie mogę tego dłużej kryć. Kocham cię, o Pani. I w miłości tej się zatraciłem. Nie mogę bez ciebie żyć.

   Rycerz zamilkł. Oddychał nierówno i płytko. Jego potężne ramiona drżały. Zaciśnięta szczęka i żelazne spojrzenie były gotowe na przyjęcie razów.

   Królowa zamarła. Nie mogła uwierzyć własnemu szczęściu. W końcu usłyszała słowa, o których tyle razy śniła! Znaki, w które tyle razy wątpiła okazały się mówić prawdę. Mąż, który zawsze był przy niej gdy go najbardziej potrzebowała; najwierniejszy z wiernych, najdzielniejszy z dzielnych; najuczciwszy z uczciwych. Właśnie on kochał ją tak szaleńczo jak ona jego. Nie chciał być tylko przyjacielem, druhem, powiernikiem. Chciał być również kochankiem i mężem.

   - Nie lękaj się kochany. Nigdy więcej się nie lękaj. Przyjdź do mnie wieczorem, a zatracimy się razem – nie mogła powiedzieć nic więcej. Miała ochotę krzyczeć: dlaczego dopiero teraz?! Dlaczego?! Nie widziałeś jak usycham z tęsknoty gdy nie mogłam się z tobą spotkać przez kilka dni?! Nie widziałeś jak cierpiałam gdy uśmiechem przyjmowałeś zaloty moich dworek?! Jak opowiadałeś o egzotycznych tancerkach w dalekich krajach?! Nie widziałeś?! Dla ciebie przecież zakładałam najpiękniejsze suknie! Dla ciebie spryskiwałam się najdroższymi perfumami! Tobie – narażając się na pośmiewisko – okazywałam największe względy...

Oczywiście nie mogła tego wykrzyczeć. Była zbyt dumna, a jednocześnie zbyt szczęśliwa i oszołomiona. Z tym wszystkim co miała mu do powiedzenia musiała jeszcze chwilę poczekać. Musiała jeszcze upewnić się w jego miłości.

   Tej nocy oboje mało spali; mało też rozmawiali. Kochali się taj jak kochać się potrafią tylko osoby w sobie zatracone. Każdym ruchem, każdym gestem odnajdując się na nowo. Opuszkami palców gładzili swoje rozgrzane ciała. Roziskrzonymi spojrzeniami pieścili swoje rozpalone myśli. Byli wolni! A jednak...

   - Pani? - zagaił nad ranem rycerz ubierając lnianą koszulę, szykując się do wyjścia. - Powiedziałem co do ciebie czuję. Ty nie.

   Nie powiedziała?! Niemożliwe! Przecież to ona chorowała z miłości do niego; czasem z zazdrości. To ona marzyła o tym dniu, o tej nocy! Ale jednak miał rację, nie powiedziała.

   - W południe, mój luby, przyjdź na audiencję do sali tronowej – pożegnała go uśmiechem.

   On odszedł bez słowa.

   Królowa otuliła się aksamitem. Promieniała! Była szczęśliwa jak nigdy dotąd.

   - Co teraz zrobisz? – na pokrytej kolorowymi malowidłami ścianie pojawiły się fałdy przypominające ludzką twarz – miru.

   - Sama nie wiem. Kocham go! Przecież wiesz. Ale czy on też mnie kocha? Czy może myli przyjaźń i pożądanie z miłością?

   Fałdy przypominające ludzką twarz powędrowały ze ściany na sufit i dalej, by znieruchomieć na tkaninie baldachimu.

   - Czy jest jakaś różnica?

   - Ech, jesteś miru i nigdy tego nie zrozumiesz.

   Królowa na chwilę zamknęła oczy zapominając o swym nieludzkim przyjacielu i zanurzyła się w słodkich wspomnieniach mijającej nocy.

   - Co masz zamiar zrobić?! - miru ponowił pytanie, nie zwykły do bycia ignorowanym.

   - Muszę się upewnić! - rzuciła bez zastanowienia. - Muszę wiedzieć, że naprawdę mnie kocha, że nie jest to chwilowe zauroczenie lub jakaś pomyłka. Mam rację?

   - Jesteś królową. Musisz dobrze wybierać sobie mężów i kochanków. Od tego mogą zależeć losy całego państwa.

   - Tak, to prawda. Poza tym nie zniosłabym spojrzeń dworek, gdyby po tygodniu rzuciłbym mnie dla jednej z nich. Wiem już co zrobię... Ty już też pewnie wiesz. I módlmy się bym sama tego nie żałowała. Dlaczego to nigdy nie jest łatwe?

   - Ludzie – rzucił z przekąsem miru i rozpłynął się w baldachimie.



   W wielkiej jaśniejącej złotem sali tronowej nie było tego dnia nikogo poza samą królową górującą nad resztą na wysokim tronie i wszędobylskim miru ujawniającym co jakiś czas swe oblicze na pstrokatym, ciężkim arrasie wiszącym za władczynią. Brzęk galowej zbroi rycerza niósł się głośnym echem pod powałę. światło świec tańczyło na wypolerowanej stali. W oczach mężczyzny skrzyło się bezgraniczne szczęście i ten rodzaj obłędu nieodzownie łączony z miłością.

   Jak on mnie kocha, myślała królowa, jak on mnie kocha! Z każdym kolejnym stanowczym krokiem zbliżającym zakochanych w serce królowej wlewało się coraz więcej obaw i wątpliwości.

   - Czy aby na pewno dobrze robię? Czy go nie stracę? - wyszeptała drżącym głosem.

   - Pani, nie powinnaś się wahać – syknął niemal niesłyszalnie miru. - Jesteś władczynią tego królestwa. Musisz być stanowcza.

   - Masz rację – rzuciła już pewniej w momencie gdy z hukiem okutych butów rycerz zatrzymał się przed jej obliczem.

   - Pani – mężczyzna ukłonił się nisko. - Chciałaś mnie widzieć.

   - Tak, o najdzielniejszy – uśmiechnęła się szeroko, wbrew konwenansom, tak jak robiła to tylko dla niego. - Mamy prośbę. Wiemy, że wiążący ciebie kontrakt wygasa właśnie dziś. Chcemy jednak byś jeszcze ten jeden raz wyruszył z misją ku chwale królestwa i twej królowej.

   - Będę zaszczycony. Słucham, o Pani – rycerz odparł twardo, bez namysłu. Nie wyglądał na zaskoczonego choć blask szaleństwa w jego oczach zgasł nagle i zastąpił go rzeczowy chłód.

   Coś ukuło królową w piersi. Czy go właśnie nie straciła? Czy on naprawdę ją kocha? Po tym wszystkim co stało się minionego wieczoru, on tak bez najmniejszego zająknięcia jest gotów ją znów opuścić? Czy nie będzie o nią walczył?! Wiedziała, co prawda, że gdyby próbował odrzucić jej prośbę nie byłby wart jej miłości, bo przecież nie ma miłości bez poświęcenia. Z drugiej jednak strony liczyła, że dojrzy coś w jego spojrzeniu, w drgnięciu ust; coś co upewni ją w jego uczuciach. Teraz widziała tylko surową twarz wojownika na audiencji u swej władczyni; zimne oblicze żołnierza na odprawie. Nic więcej.

   - Pani – miru delikatnie wyrwał królową z rozmyślań.

   - Przepraszam cię rycerzu. Zaprzątają nas wielkie sprawy – władczyni próbowała ukryć zmieszanie. - Wracając do twojej misji. Mędrcy donoszą, że daleko na północy, w mroźnej krainie, niedaleko Zimnego Morza jest miasto co zowie się tak samo jak rzeka przezeń przepływająca. W mieście tym pewien alchemik jest w posiadaniu dwóch magicznych kamieni. Kamienie te mają moc materializowania rzeczy na ogół niematerialnych. Mędrcy uważają, że posiadanie tych kamieni może dać nam wiele zupełnie nowych możliwości i moc wręcz niewyobrażalną. Dlatego właśnie prosimy ciebie byś zdobył je dla nas okazując tym samym wierność i przydatność dla naszego kraju.

Królowa sama nie była pewna czy pod koniec jej głos za bardzo nie drżał, lecz z twarzy mężczyzny nie mogła odczytać żadnych uczuć.

   - Dobrze Pani. Wyruszam niezwłocznie – mężczyzna skinął głową po żołniersku, obrócił się na okutej pięcie i ruszył pewnym krokiem w stronę wyjścia.

   - Co ja najlepszego zrobiłam? – władczyni jęknęła cicho. Miru tym razem nie odpowiedział.

   Nim rycerz zniknął za drzwiami odwrócił się jeszcze w stronę stolnicy i rzekł donośnym, silnym głosem.

   - Pani, czeka mnie długa, niebezpieczna wyprawa. Mogę z niej nigdy nie powrócić...

   Tym razem w jego głosie usłyszała wyraźnie smutek i żal. Jednak ją kochał!

   - Wierzymy... Wierzę, że powrócisz cały i zdrowy – odparła cicho; tak cicho, iż pewnie nawet jej nie usłyszał. Dlaczego?! Dlaczego każe mu ryzykować życiem?! Przecież ją kocha tak jak ona jego! Dlaczego nie powie by został, by był przy niej? Powinna sama błagać by nie odchodził, nie zaś wysyłać go w tak niebezpieczną misję. Czy to duma, czy lęk, o którym on sam mówił dzień wcześniej? Może nie chciała lub nie umiała, w przeciwieństwie do niego, stanąć zupełnie bezbronna właśnie przed nim – przed mężczyzną, który dzierży najcięższy oręż; przed mężczyzną, który jednym słowem mógłby zranić do krwi...

   Rycerz wyszedł.



   Mijały dni, tygodnie, księżyce. W tym czasie były dni kiedy królowa zajęta zarządzaniem królestwa, dyplomacją czy ważnymi świętami nie myślała o ukochanym rycerzu. Najczęściej jednak snuła się po ogrodach pałacu, próbując sobie przypomnieć co kierowało nią gdy wysłała go tak daleko od siebie. Czuła się samotna i zagubiona. Z czasem nawet miru przestał się pokazywać, gdyż wiedział, że nie jest w stanie jej pocieszyć. Z dnia na dzień coraz większa i mroczniejsza pustka wypełniała jej świat i ją samą... Czasami do sali tronowej dochodziły wieści od kupców o dzielnym rycerzu kierującemu się nieugięcie na wrogą północ. Wbrew siłom natury; naprzeciw zbójom i piratom. Każdej takiej wieści królowa wyczekiwała z wytęsknieniem i trwogą. Gdy usłyszała, że rycerz wpadł w ręce nordyjskich handlarzy niewolników nie chciała przyjąć tego do wiadomości twierdząc, że to niepotwierdzona plotka. Gdy usłyszała o jego śmierci z paszczy dzikich wargów, przez miesiąc nie pokazywała się światu opłakując ukochanego i przeklinając swoją głupotę. Zawsze jednak po nie wiadomo jak tragicznych wieściach przychodziły te lepsze; że jednak żyje; że jest cały i zdrów; że jest w drodze powrotnej do domu. Nie wiedziała tylko czemu przez tak długi czas ani razu on sam nie przesłał jej słowa przez posłańca. Czy to miała być kara? Czy w ogóle o niej nie myślał? Może zakochał się w innej podczas podróży? A może po prostu ją znienawidził?



   Pojawił się - jak to bywa w takich sytuacjach - nagle, bez zapowiedzi; kiedy właśnie od dłuższego czasu do pałacu nie docierały o nim żadne wieści. Po prostu wszedł do sali tronowej podczas dużego bankietu.

   Muzyka i gwar ucichły jak ucięte. Szpaler zbrojnych jak na zawołanie odgrodził dworzan od przybysza. Rycerz stanął pośrodku sali. Był zmęczony i brudny. Wygięte blachy opowiadały historie wielu starć, z których chyba jednak wyszedł bez większego szwanku. Stał wyprostowany i godny.

   W piersi królowej łomotało oszalałe serce. Poderwała się z tronu i z niewyobrażalnym trudem powstrzymała się, by nie rzucić się na ukochanego. Była jednak władczynią i musiała się opanować. Oddychała z trudem a jej lica i pierś paliły czerwienią. Nie mogła się doczekać jego spojrzenia. Gdy w końcu zwrócił ku niej swe oczy, dostrzegła w nich zmęczenie i smutek, ale także bezbrzeżne uwielbienie i bezgraniczne oddanie. Cały czas ją kochał! I to kochał na pewno!

   - Pani – zwrócił się do niej lekko ochrypłym głosem. - Oto magiczne kamienie po któreś mnie posłała.

   Mówiąc to wydobył z niewielkiego trzosu dwa lśniące, czarne kryształy. Wśród dworzan przebiegł szmer podniecenia.

   - Zanim jednak ci je przekażę pozwól...

   Nie dokończył. Zamiast tego potarł delikatnie kryształy o siebie, przycisnął do ust i wyszeptał kilka słów. Zebrani w sali tronowej wstrzymali oddech, oczekując czegoś niesamowitego. Nie zawiedli się, a i długo czekać nie było im dane. Po chwili nieopodal dzielnego rycerza zawisła w powietrzu czarna kula skrzącej się energii. Rosła szybko przybierając rozmiary i kształt dorosłego człowieka. W nieprzeniknionej ciemności poczęły pojawiać się jasne punkty przypominające gwiazdy rozsiane na nocnym niebie. Magiczna postać dotknęła drobnymi stopami miękkiego dywanu. Jej kształty z sekundy na sekundę coraz bardziej przypominały piękną, delikatną kobietę. Jej oczy lśniły magnetycznym blaskiem.

   - Kochany... - wyszeptała królowa, widząc przed sobą swoje własne oblicze. W tej chwili była gotowa zerwać wszelkie konwenanse i pokazać całemu światu jak bardzo kocha tego rycerza, który nie dość, że wybaczył jej tragiczną decyzję, to jeszcze zrobił coś takiego... Sama nie wiedziała na co tak naprawdę patrzy, ale wiedziała, że jest to tak piękne, tak wyjątkowe i romantyczne, że ich miłość przetrwa wieki uwieczniona w pieśniach podróżnych bardów.

   Nagle z pleców magicznej kobiecej postaci wystrzeliły skrzydła; piękne, potężne, podobne do łabędzich i rozłożyły się nad zgromadzonymi. Sama istota rozbłysła tysiącem gwiazd. Dwór jęknął zachwycony i przerażony zarazem.

Pachniało fiołkami i konwalią.

   - To jest mój sen o tobie, Pani – wyszeptał ochryple rycerz.

   Nikt nie zauważył kiedy dobył miecza. Nikt nie zdążył zareagować kiedy szybkim cięciem rozpruł bok magicznej istoty rozbryzgując przy tym dziesiątki małych lśniących gwieździstym blaskiem kamyków. Istota chwiała się chwilę by w końcu upaść ciężko na ziemię roztrzaskując się i zamieniając się w czarny, drobny pył. Rycerz westchnął głośno z ulgą.

   - W końcu jestem wolny – dodał.

   I odszedł.



      KONIEC



P.S. Poprzednie opko opublikowałem w sobotę i nie wiem czy to należy kwalifikować jako "tydzień temu"? Na pewno w zeszłym tygodniu.
Ludzkość wymyśliła wiele sposobów samobójstwa. Ci, którzy próbują uśmiercić swoje ciało, znieważają boskie przykazania na równi z tymi, którzy próbują uśmiercić swoją duszę, choć zbrodnia tych ostatnich jest mniej widoczna dla ludzkich oczu.

2
to niech sie jakis VIP weryfikacyjno-edytujacy wypowie i wtedy sie albo wezme za tekst albo bede zmuszona zaczekac :(

na pewno na jakis komentarz, bo z mila checia przeczytam tak czy owak!
"czas nie leczy ran tylko przyzwyczaja do bolu"

3
Dawno, dawno temu; tak dawno, że nie warto myśleć o tym kiedy to było; za tyloma
Do takich zabiegów wykorzystuje się nie średniki, tylko myślniki albo przecinki.
było; za tyloma górami, rzekami i lasami, że nikt nie jest w stanie ich zliczyć było sobie królestwo
Zliczyć, przecinek.
miru, zamieszkującej ściany pałacu; doradzającej jej rodzinie od niepamiętnych czasów.
Znowu: zamień średnik na przecinek. średnik jest czymś pośrednim między kropką a przecinkiem, nie kończy zdania, ale jakby zaczyna nowe, które kontynuuje poprzednie. (Ale namieszałaś. No. To może lepiej zajrzeć do jakiegoś słowniczka ortograficznego. ^^)
Kiedy królowa stała się kobietę
Primo: kobietą. Secundo: jak to ,,stała się kobietą", to wcześniej była mężczyzną? Rozumiem, że chodzi o dojrzałość, ale brzmi to zaiste ciekawie. ;)
tylko z nim potrafi swobodnie rozmawiać o największych problemach gnieżdżących się w mrocznych zakamarkach jej duszy
Mroczne zakamarki duszy, o matko, zaleciało mi Eragonem i jego ,,zanurzeniami w poetyckich wersach krwi". XD Tak patetyczne, że aż śmieszne.
płakać nie czując skrępowania
Płakać, przecinek.
Zajęło jej wiele miesięcy nim, uświadomiła sobie
Bez przecinka.
gdy najmniej się tego spodziewała stało się to o czym
Spodziewała, przecinek. Stało się to, przecinek.
wizytował warownie odpowiedzialne
Odwiedzane.
Znaki, w które tyle razy wątpiła okazały się
Wątpiła, przecinek.
Mąż, który zawsze był przy niej gdy go najbardziej potrzebowała; najwierniejszy z wiernych, najdzielniejszy z dzielnych; najuczciwszy z uczciwych.
Znowu te średniki... (Które powinny być przecinkami. Albo kropkami ewentualnie.)
kochał ją tak szaleńczo jak ona jego
Szaleńczo, przecinek.
Nie lękaj się kochany.
Się, przecinek.
usycham z tęsknoty gdy
Tęsknoty, przecinek. Dalej też, przy wszystkich ,,gdy".
Tej nocy oboje mało spali; mało też rozmawiali.
I znów średnik.
- Co teraz zrobisz? – na pokrytej kolorowymi
,,Na" z wielkiej.
jest miasto co zowie się
Miasto, przecinek.
Mijały dni, tygodnie, księżyce. W tym czasie były dni kiedy królowa
Powtórzenie, to raz. Dwa: przecinek po tym drugim ,,dni".
próbując sobie przypomnieć co kierowało
Przypomnieć, przecinek.
Wbrew siłom natury; naprzeciw zbójom i piratom.
I znów...
bez zapowiedzi; kiedy właśnie
Tu raczej też, aczkolwiek stuprocentowej pewności już nie mam.







Hm... bajkowe. Bajkowe i ładne.

Ale o co, do jasnej Anielki, chodzi w zakończeniu?! XD

Z całego opowiadanie nie podoba mi się to zakończenie. Jest trochę... dziwne? Nijakie? Niewiele wyjaśniające?



Secundo: czepnę się tego, że nie wszędzie stosowałeś narrację typową dla baśni. Niekiedy była zbyt współczesna. Nad tym trzeba będzie jeszcze popracować. Bo oprócz tego opowiadanie mi się podoba. Naprawdę. ^^



Pozdrawiam.
Z powarzaniem, łynki i Móza.

[img]http://img444.imageshack.us/img444/8180/muzamtrxxw7.th.jpg[/img]

לא תקחו אותי - אני חופשי

4
Z uwag technicznych, to...


rządziła rozważnie, dbając o wizerunek swego kraju i dobro podwładnych. Przez całe życie mogła w swych rządach liczyć na pomoc magicznej, tajemniczej istoty - miru, zamieszkującej ściany pałacu; doradzającej jej rodzinie od niepamiętnych czasów. Kiedy królowa stała się kobietę los zesłał jej jeszcze jednego doradcę i przyjaciela.


Zaimki to diabelski pomiot, tu jest ich za dużo, wywalić.


Czasami wydawało jej się, że w oczach przyjaciela widzi coś więcej niż sympatię; że widzi pożądanie, że rozbiera ją wzrokiem,


Stwierdzenie „rozbierać kogoś wzrokiem” nijak pasuje mi do bajkowej stylizacji, niestety.


ale ta chwila szybko pryskała

Wiemy, że wiążący ciebie kontrakt wygasa właśnie dziś.


A fuj, brzydko brzmi.



Widać zamiłowanie do średników (Winky też już na to zwróciła uwagę) – jakby na to nie spojrzeć, rzadko używany środek, więc fajnie, że po niego sięgasz. Ale. Odnoszę wrażenie, że czasem jest to zupełnie niepotrzebne, że wystarczyłby przecinek, o, jak np. tu:


Mąż, który zawsze był przy niej gdy go najbardziej potrzebowała; najwierniejszy z wiernych, najdzielniejszy z dzielnych; najuczciwszy z uczciwych.





Oddychała z trudem a jej lica i pierś paliły czerwienią.


A z tym to nie do lekarza? ;)







A jeśli chodzi o wrażenie ogólne – styl w porządku, ale bez zachwytów. Niby nie jest źle, mimo kilku potknięć trzymasz poziom, ale coś jest nie tak. Może to dlatego, że zaznaczyłeś, że chcesz to napisac właśnie takim 'spłaszczonym' stylem – i udało Ci się. Z tymże dla mnie, w baśniach, styl w żadnym wypadku nie jest 'spłaszczony'.

Bym zapomniała – parę przecinków Ci uciekło.



Fabuła, jak dla mnie, jak najbardziej na plus. Ja tam lubię takie historyjki, z lekka infantylne, z drugiej strony zawsze z „tym czymś”. Może ta królowa była troszku nienaturalna (ale przecież to baśń!), może brakowało, nie wiem, większej głębi, ale i tak, podobało mi się. Nasuwa mi się tylko jedno słowo – sympatyczne to było, ot co ;)



Pozdrawiam.
The fact that no one understands you doesn't make you an artist.

5
dobra, jak juz jakis weryfikator sie pokusil o ocene, to ja tez.



krolowa jak rozwydrzone, rozpiesczone dziecko, srak, siak i owak biegnie z myslami.

kocha, nie kocha, wzdycha czy prycha.

to nie sarkazm, bo akurat cos takiego mnie sie tutaj podoba.

zupelnie jak ksiezniczka z "oblednego rycerza".

tak na marginesie film ten uwielbiam!

co takiego widze podobnego?

hmmm... tamta raz kazala glownemu bohaterowi nie walczyc i tym udowodnilby jej swa milosc, po czym zdanie zmienia.

biedny chlopak toczy kolejne pojedynki na kopie z wybitym obojczykiem w imie milosci. wlasciwie to nie wiem co mu sie tam porobilo ale mu to ponastawiali w jakiejs dziwnej sredniowiecznej maszynie.

no mniejsza z tym, to nie recenzja filmu! tfu!

tutaj tez babsko kreci i nie wie, czego chce.

dowodu milosci? no niech bedzie.

wysyla biednego rycerza po jakies kamienie, zeby jej udowodnil, jak to kocha!

oczywiscie misja z gatunku niemozliwych.



mam jedno ALE.

- Pani? - zagaił nad ranem rycerz ubierając lnianą koszulę, szykując się do wyjścia. - Powiedziałem co do ciebie czuję. Ty nie.





nie pasuje mi po 1 to zagail.

no a po drugie tak zachowalby sie rycerz?

watpliwe!





"- Pani, stoję przed tobą bez zbroi; zupełnie obnażony, z gorejącym sercem na dłoni. świadom, iż to właśnie ty trzymasz najniebezpieczniejszy oręż. Niestety nie mogę tego dłużej kryć. Kocham cię, o Pani. I w miłości tej się zatraciłem. Nie mogę bez ciebie żyć.

Rycerz zamilkł. Oddychał nierówno i płytko. Jego potężne ramiona drżały. Zaciśnięta szczęka i żelazne spojrzenie były gotowe na przyjęcie razów."



o na Boga! jakie to piekne!

naprawde myslalam, ze on tam golusienki stoi :D

nie wiem skad nagle w nim taka otwartosc ale co tam.

dla mnie bomba.





nie bede wspominala o podknieciach w rodzaju za dlug8ie zdania, interpunkcja.

o tym bylo.

slowo DYSPUTA w owym tekscie mi nie pasuje.

zamienilabym je na inne zdecydowanie.



historia mnie osobiscie sie podoba, choc zakonczenie jest takie, ze mnie zatkalo.

troche to odebralam, jakby nagle zabraklo czasu na pisanie i trzeba bylo skonczyc opowiadanie.

choc przyznam, ze jest intrygujace.

rycerz pewnie mial dosyc i stalo sie, co sie stac mialo :D

zastanawia mnie ten miru.

postac chyba wazna ale nie odegrala swojej roli i czuje niedosyt jej istnienia.
"czas nie leczy ran tylko przyzwyczaja do bolu"

6
Wlasnie, ta krolowa jakas taka... nastoletnia? Ale mogla byc, przeciez sie zdarzaja takie rzeczy. Generalnie dobrze napisane ale mnie nie do konca zaciekawilo. Nie zdolalem do konca przeczytac, nie wiem jak sie skonczylo, moze za dlugie poprostu... Przeczytaj "Rękopis znaleziony w Saragossie", zlapiesz troche archaicznego jezyka i basniowego klimatu (choc tam bardziej mroczne sprawy sie dzieja). Miru... nie wiem czy dobrze zrozumialem ale to niewidzialne COS? Bo generalnie podoba mi sie pomysl niewidzialnego przyjaciela, pozaziemskiego moze nawet czy cos w tym guscie. Taka zwykla ta bajeczka, strasznie nie lubie tematu milosci wiec moze jestem nieobiektywny za co z gory przepraszam
Tych wszystkich którzy upajają się zgiełkiem mass mediów, kretyńskim uśmiechem reklamy, zaniedbaniem przyrody, brakiem dyskrecji wyniesionym do rzędu cnót, należy nazwac kolaborantami nowoczesności.

7
Bogata wizja, przepych w przekazie i morał. Całość okraszona pięknymi słowami i porównaniami. Klasyk.



Czasami ubolewałem nad zbyt nowoczesnym językiem w narracji, kiedy odrywał mnie od tego "mini dzieła".



Takich bajek to się już nie czyta.



A przecinki, to wiesz... tragedia z nimi, oj tragedia powiadam.



Bardzo dobra... bajka
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

8
Dzięki za weryfikację!



Co do:



- interpunkcji - ech, no wiem, wiem ;/ Teoretycznie wystarczy przyswoić stronę lub dwie ze słownika ortograficznego... No właśnie, teoretycznie :) Możliwe, że cierpię na jakąś chorobę (dyskomę :) lub cuś), ale wytknięte błędy oczywiście poprawię, może już w najbliższy weekend;



- rozbierania wzrokiem - masz rację. Sam długo się zastanawiałem nad tym sformułowaniem, czy wywalić, czy nie, ale w końcu zostawiłem. Chyba jednak ostatecznie wyleci.



- "Kiedy królowa stała się kobietą" - heh, ani razu nie skojarzyło mi się to z czymś innym poza dojrzewaniem :P I tak to już zostawię.



- dysputy - MC, co proponujesz w zamian? Debatę, zwykłą rozmowę, czy coś jeszcze innego?



- końcówki - szkoda, że się tak "średnio" podobała :( Tak naprawdę cała historyjka została wymyślona pod tą końcówkę, która jako pierwsza uroiła mi się w głowie. I wydawała mi się "mocna" (w stosunku do klimatu historii oczywiście). Cóż... Właśnie po to umieszcza się teksty na takich portalach. Intersubiektywna opinia jest znacznie bliższa obiektywnej prawdzie niż własne odczucia.



- miru - fakt, rola tej istoty jest nie do końca odkryta, ale także nie do końca wykreowana żeby była jasność. Z drugiej strony wyobraźcie sobie sytuację gdy powstaje kilkanaście historyjek o tym świecie, opowiadających losy kilkunastu różnych władców rządzących w różnych etapach istnienia Królestwa i za każdym razem pojawiałby się ten sam miru; tak samo "niedopowiedziany"; tak samo niby-ważny, ale tajemniczy. I właśnie dopiero przeczytanie tych wszystkich opowiastek (o zgoła odrębnych fabułach) da pełen obraz owej istoty. Hmm... Byłoby to fajne. W takim razie mogę powiedzieć, iż zostawiłem sobie furtkę do tego "projektu".



I to chyba tyle.



Jeszcze raz dzięki!



Acha! Co mam zrobić jak poprawię powyższe opowiadanko? Edytować je, umieścić jako nowego posta, czy w ogóle jako nowy temat?
Ludzkość wymyśliła wiele sposobów samobójstwa. Ci, którzy próbują uśmiercić swoje ciało, znieważają boskie przykazania na równi z tymi, którzy próbują uśmiercić swoją duszę, choć zbrodnia tych ostatnich jest mniej widoczna dla ludzkich oczu.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron