Rozpięła bluzkę. Jedwab spłynął po skórze, muskając piersi i brzuch. Materiał u jej stóp miał barwę oceanu.
Spojrzała mu w oczy. Pokręcił głową, że to nie wystarczy.
Swąd spalenizny przybrał na sile.
Zdjęła z siebie ciało i wszystko, co fizyczne. Nie znała już smaku posiłków. Wspomnienie dotyku rozbłysło i umknęło w nicość.
Wciąż się jej przyglądał.
W jednej ręce ściskała szczęście. W drugiej żal. Rozprostowała palce i uciekły z wiatrem.
Poprawił uchwyt na kosie i podał jej dłoń. Ścisnęła kościste palce ciesząc się z przewodnika w długiej drodze przez pustynię.
Na autostradzie dopalał się wrak samochodu. Wiatr przybierał na sile.