No dobrze, proszę konkret. Cały czas zwracałem uwagę na jasność komunikatu językowego i na tym się przede wszystkim skoncentruję.
Piszę wyłącznie o tym co ja osobiście doświadczyłem czytając ten tekst. Do przemyślenia.
echO pisze: Las, stara puszcza o aż ciężkim od zapachów powietrzu, objął podróżnych krótko przed zaraniem.
Zaranie.
Jedyny zwrot, z którego znam to słowo, to "zaranie dziejów" i kojarzy mi się z początkiem jakiegoś okresu. Nie jest zbyt potoczny i ma umiarkowane zakorzenienie we współczesnym języku. Słownik mi podpowiedział, że "dawniej wczesny ranek" i zgaduję, że w takim znaczeniu został tu użyty. Mam termin niejednoznaczy i słabą podpowiedź.
Nie ma tu błędu w rozumieniu językowym, ale jest niedogodność w czytaniu. Wrócę do tego pod koniec.
echO pisze: W tłumie pni przeważały sosny, wiekowe i wyniosłe, o rozlicznych kikutach gałęzi.
To zdanie już przerabialiśmy. Poprawiłem sobie "sosny" na sosnowe", ale nadal nie jestem pewien czy rozumiem obraz.
Znów: błędu już nie ma, ale czyta się ciężko. Liczyłem, że może dalej będzie jakaś podpowiedź dlaczego z wiecznie zielonych sosen zostały pnie z wyschniętymi kikutami, ale dalej las rośnie bujnie i jaskrawo, a narrator ani żadna z postaci nie podpowiada skąd ten dysonans.
echO pisze: Niżej hojnie rozdawał się bez, leszczyna.
rozdawał się
Zgaduję, że rosło go dużo w okolicy. Tylko "rozdawał się" - "rósł", w przeciwieństwie do pary "zaranie" - "wczesny ranek" nie jest zamiennikiem. Wolno oczywiście nadawać wyrazom i zwrotom nowe znaczenia, ale dobrze jest zostawić czytelnikowi jakąś wskazówkę.
Popatrz na taki przykład.
Okruchy lodu/krople losy skrzyły się na bezchmurnym nocnym niebie.
Jest oczywiste, że żadnego lodu ani rosy na niebie być nie może. Jednak chyba każdy widział w życiu niebo i gwiazdy więc jest szansa, że da się odczytać intencję autora.
Zamiast odwoływać się do powszechnego zjawiska, można spróbować delikatnie podpowiedzieć znaczenie.
Gerwazy był tak frapuśny, że kobiety w okolicy straszyły nim dzieci.
Gerwazy był tak frapuśny, że kobity w okolicy, wszystkie bez wyjątku, wzdychały do niego każdej nocy.
"frapuśny" to neologizm, ale druga część zdania podpowiada jak go interpretować.
echO pisze: Ociekające festonami porostów i mchu niczym roślinne futro, długie swe brody oraz owłosione listowiem konary przewieszały ponad jadącymi.
"festony" są tu niezbyt szczęśliwym określeniem w połączeniu z mchem i porostami. Z definicji słownikowej "swobodnie zwieszający się z dwóch punktów zaczepienia" i takie też "wiszące" skojarzenie miałem, zanim zajrzałem do słownika. Czy to pasuje do mchu i porostu... mnie średnio. Mchy i porosty kojarzą mi się z czymś, co porasta powierzchnie, a nie zwisa.
Poza tym gramatyka. Jeśli mnie tu coś nie gra z gramatyką, to już grubo podejrzana sprawa. Co jest podmiotem tego zdania, a do czego odnosi się określenie "roślinne futro"? Z poprzedniego zdania i kontekstu początku wychodzi mi, że podmiotem są "potężne, grubopienne i majestatyczne okazy". "Roślinne futro" pasuje mi do mchu, który na chwilę staje się bohaterem tego zdania,a potem znów wracają "okazy". Ja za takie wyczyny na kartkówkach w podstawówce dostawałem ndst. Trzeba by to chyba jakoś inaczej zapisać.
echO pisze: Wszystkie, zaczepiane subtelnym wiatrem, grały cichuteńko najzupełniej metalicznym tonem.
"najzupełniej". wiem co to metaliczny ton, ale to dookreślenie wprowadza mi tu pewien bałagan. Zakładam, że jest określeniem do metalicznego, który jest określeniem do tonu. Tylko czy ten dodatkowy wyraz daje tu jakieś znaczenie? A jaki jest ton "niezupełnie" metaliczny?
Ponownie, językowo nie błąd, ale bardziej mi przeszkadza niż pomaga w czytaniu. Jeśli był, na przykład potrzebny wyraz, żeby zdanie miało określony rytm, to może lepiej dać dodatkowe określenie dla tonu? Coś w rodzaju, "cichy, metaliczny", "dźwięczny, metaliczny", "drżący, metaliczny", albo coś w podobnym kierunku. "Najzupełniej" jest w tym zdaniu, ale mam wrażenie, że nie znaczy nic.
echO pisze: w które ten sam wiatr dął i gwizdał zgoła odmiennie.
Odmiennie od czego? Do dyspozycji są tylko "dzwoniące" kwiaty, więc rozumiem, że gwizdanie i dzwonienie to nie to samo. Nic innego w opisie nie wydawało dźwięków. Znów dostaję słowo i nie za bardzo wiem w jakim celu.
echO pisze: Gdy podróżnym stawał na drodze jar, strome wzniesienie, zwarte zarośla, wykrot, wiatrołom – kukułka dawno już odzywała się z innego kierunku,
"innego kierunku". Innego od czego? Na intuicję rozumiem, że szli sobie przez las i jak napotykali przeszkody, to pojawiał się głos kukułki, który wyznaczał im kierunek. Natomiast wyraz "inny" nie ma tu dla mnie żadnego "zaczepienia". Ani podanego wprost, ani domyślnego.
Po raz kolejny nie ma błędu językowego, ale jest problem ze zrozumieniem komunikatu.
echO pisze: Przeciąć miał las, brnąć byle na wschód i to właśnie uskuteczniał.
"Uskuteczniał". Trochę się to gryzie ze stylizacją reszty tekstu.
echO pisze: Dzwonowe drzewa z dzwonowymi kwiaty takoż grały mu w drodze, rzadko, prawie wcale nie odzywały się z innych zakątków lasu.
Sprawa pierwsza: "dzwonowe drzewa". Chyba rozumiem zamysł, ale nie za bardzo to moim zdaniem działa.
Podam przykład:
W ogrodzie rosło tajemnicze drzewo z kwadratowymi owocami.
Jan zerwał kwadratowy owoc z kwadratowego drzewa.
Jeśli dobrze rozumiem Twoje intencje, to wydaje mi się, że nie możesz tak przenieść określenia "dzwonowe" z kwiatów na drzewo, na którym rosły. Domyślnie to nie działa, a w tekście nie było informacji o właściwości samego drzewa, która usprawiedliwiała by nazwanie go "dzwonowym". W moim przykładzie "kwadratowe drzewo" bardziej chyba sugeruje kształt samego pnia, niż to, że rosną na nim kwadratowe owoce. Co sugeruje Twój opis, znów nie jestem pewien.
Sprawa druga: Zdanie jako całość ma jakiś brak, który z trudem się zupełnie automatycznie i domyślnie w trakcie czytania. Może pomogło by "chociaż" przed "rzadko", może "jednak" po "odzywały się". A może źle się domyśliłem jego sensu... jak wspomniałem nie jestem pewien.
echO pisze: zając kniaził w zaroślach
"kniazić". Drobnostka, bo zając już nie wraca chyba w tej historii, więc wszystko mi jedno czy do kniazienia potrzebna jest zagrycha czy papier toaletowy, ale potrzebowałem słownika. To niekoniecznie problem po Twojej stronie. Ja mogę być zbyt mało rozwinięty językowo. Ale wyraz niezbyt współczesny i pomostu do zrozumienia brak. Zastanów się co takie wyrazy dają, a co zabierają tekstowi.
echO pisze: A co większa – niewiarygodne, kolorowe gromady motyli zaroiły sobą powietrze.
"A co większa" - tego w tym zdaniu nie rozumiem.
"niewiarygodne" - może niewiarygodnie kolorowe? Samodzielnie tego określenia znowu nie rozumiem. Niewiarygodne gromady motyli... Z jakiego powodu są niewiarygodne?
echO pisze: Las okazał się czarowny.
Znów nie ma błędu językowego. To zdanie różni się nieco od innych. Wydaje mi się, że niesie pewne ryzyko dla autora, bo sugeruje odbiór wcześniejszego opisu.
Popatrz na poniższe dwa przykłady.
1. Kunegunda miała długie blond włosy i duże błękitne oczy.
Była piękna.
2. Zenek opowiedział kawał:
- Szedł facet drogą i się potknął.
Kawał był śmieszny.
W obu przypadkach narrator podpowiada na koniec interpretację.
W pierwszym przyjmuję bo wyobraźnie podpowiada mi moją wersję pięknej blondynki z błękitnymi oczami. W drugim kawał mnie śmieszy, albo nie. Jeśli śmieszy to może się zastanowię po co autor mi to podpowiada, ale idę dalej. W drugim mam ochotę powiedzieć "ta... chciałbyś, jak ma być śmieszny, to opowiedz śmieszny".
W przypadku Twojego tekstu stoję pomiędzy. Jeśli wcześniejszy opis jest przekonujący i pobudza wyobraźnię, to nie ma o czym mówić. Jeśli nie to ryzykujesz ironiczny uśmiech u czytelnika. Twoje ryzyko, Ty decydujesz.
Dalej nie mam czasu.
Podsumowując, korzystasz często z marginalnych znaczeń wyrazów, albo próbujesz im nadać nowe znaczenia. Jeśli nie podpowiadasz czytelnikowi właściwego znaczenia, to pojawia się problem ze zrozumieniem, o czym piszesz. Nietypowe konstrukcje zdań czy wręcz błędy gramatyczne potęgują ten problem. Gdyby problem występował raz na jakiś czas, pewnie dałoby się nad tym "przeskakiwać", ale jeśli jest w tak wielu zdaniach to czyta się to bardzo ciężko i do końca nie zawsze można być pewnym, że się właściwie odczytało intencje autora.
Popatrz na przykład z tekstu, który zacytowałeś.
echO pisze: Czyż istnieje na świecie piękniejszy widok niż zachód słońca na pustyni, gdy, jakby
wstydząc się swej jaskrawej południowej mocy, zaczyna pieścić człowieka garściami barw o
niewyobrażalnej czystości i delikatności!
Podmiotem całego zdania jest słońce. Zachód jest słońca, wstyd jest słońca, pieszczenie też jest w wykonaniu słońca. Wyrazy rozumie się w ich powszechnych znaczeniach. Komuś się może garść barw podobać, a komuś nie. Ale garść barw jest zrozumiała bez pomocy słownika.
Wydaje mi się, że uchyliłeś nam drzwi do pewnego problemu.
echO pisze: potem już wystarczy ślizgać się na tych zdaniach wzrokiem i nie widzieć tych gaf
Drobne literówki i przecinki to rzeczywiście nie jest wielki, a przynajmniej nie zasadniczy problem. Ale gafy widać. Ja po tekście nie byłem w stanie się ślizgać, wciąż się potykałem na rozumieniu większości zdań.
Zwróć, prosze, uwagę, że Ty, jako autor pracujesz z tym tekstem przez wiele godzin. Myślisz o nim, dopracowujesz, budujesz w głowie obrazy. Jesteś nim "przesiąknięty", można powiedzieć. Wiele zdań rozumiesz, bo wiesz co chciałeś przez nie powiedzieć.
Pomyśl teraz jak wygląda kontakt z tekstem przeciętnego czytelnika. Czyta w miarę płynnie i ma, powiedzmy, około sekundy na przeczytanie i zinterpretowanie zdania. Dostaje parę wyrazów w określonej formie i ma ledwie chwilkę na zbudowanie na ich podstawie obrazu w swojej głowie. Jeśli nie zostawisz mu odpowiednich śladów, to zamiast iść za Twoją wyobraźnią, zabłądzi. Wszystkich oczywiście nie zadowolisz nigdy, sam musisz zdecydować jak głębokie odciski stóp w jaskrawym mchu chcesz zostawić.
Super by było gdyby ścieżka prowadziła do Twojego magicznego lasu, a po zdaniach dało się ślizgać. W tym wątku wypowiedziało się kilka osób. Nie chce mi się czytać wszystkiego od początku, ale czy choć jedna osoba zasugerowała, że po tekście się "ślizgała"? Wydaje mi się, że nie.
Mogę Ci podpowiedzieć dwie techniki, które być może znasz, do pracy nad własnym tekstem.
Leżakowanie - napisz i zapomnij na jakiś czas. Potem wróć i przeczytaj. Będziesz miał szansę doświadczyć tego, czego doświadcza czytelnik, czytając tekst po raz pierwszy.
Czytanie - przeczytaj tekst na głos. Łatwiej wyłapuje się błędy w składni i niezgrabności językowe.
Nie zaszkodzi te metody połączyć.
A, i taki drobiazg.
echO pisze: ale za długie toto i nie do rzeczy
Po raz drugi proszę, nie próbuj obrażać innych.
Jako pisarz odpowiadam jedynie za pisanie.
Za czytanie winę ponosi czytelnik.