Fragment, nie wiem jeszcze czego, ale obyczajowego. Publikuję u Was rzeczy nowe, specjalnie pisane dla Weryfikatorium. "Specjalizuję" się w publicystyce i eseistyce, ale żeby nie być ino mędrkiem, wkładam swoje teorie w praktykę i wystawiam na krytykę. Liczę na surowość.
*****
Są takie postacie blokowe, które budują pozór osób poważnych, kulturalnych, rozpoznawanych publicznie, cenionych w zakresie uprawianej specjalności, ale robiące to wszystko, by móc w pewnym momencie postąpić jak ostatni gówniarz, zrobić coś skrajnie niepasującego do zbudowanego latami wizerunku. Takie persony czują się bezkarne, wyłączone z podejrzeń na mocy pierwszego skojarzenia, czyli tego odruchu bezmyślnego, jakim rozeznaje się w rzeczywistości przeciętna społeczność lokatorów.
Pan Dariusz, wraz z żoną, mieszka na parterze dwupiętrowego bloku blisko centrum miasta, a więc nie na osiedlu, tylko przy jednej z wewnętrznych żyłek miejskich, którymi różne marki krwinek, przeważnie Volkswageny, dostarczają ekwiwalent tlenu w okolice rynku. Nie jest to serce miasta ani tym bardziej mózg, raczej śledziona, bez której da się żyć. Miasto jest małe, nieco ponad trzydziestotysięczne. Pan Dariusz pozycjonuje siebie w pierwszej setce, nie tyle wpływowych, co ozdobnych panów w wieku lat pięćdziesięciu. Nosi się na szaro. Jasny długi płaszcz kryje pod sobą czarny t-shirt z wizerunkiem artysty rockowego z czasów, gdy ten gatunek muzyczny jeszcze żył podtrzymywany nadzieją istnienia rozwiązań harmonicznych, jakie dają się zrealizować przy pomocy prostego riffu, a zarazem nie przypominają czegoś, co już było i wyciągnęło całą wilgoć z kobiet, podobnych tej, jaką pan Dariusz swego czasu poślubił. Spodnie dżinsowe, rockowo-granatowe, przetarte z małymi nadszarpnięciami mającymi symbolizować stare dobre czasy, których tak naprawdę nigdy nie było, ale które mocą zapomnienia i wypełnienia tego miejsca po pamięci fantazją, zostały arbitralnie powołane do istnienia, te spodnie w pewnym sensie też były szare. Tak jak kura, mucha, wróbel i pospolity człowiek są szarymi, najczęstszymi stworzeniami na tym placku ziemi, tak dżins jest tym samym w świecie tekstylnym. Nie zmienia to faktu, że postać tak wymodelowana i od dołu wykończona skórzanym mokasynem, a od góry zawinięta szalem, prezentowała się skromnie, ale skromnością popchniętą w stronę szlachetności rodowej. Jednym słowem, pan Dariusz słucha żony.
Małżonka funkcjonuje bezimiennie, jest dodatkiem do męża, przystawką. Sprawia wrażenie osoby nie istniejącej osobno. W istocie on i ona są jednym, a tym, co zdaje się ich łączyć, jest wizerunek zewnętrzny, wspólna aparycja jaką wypracowują w zaciszu parterowego mieszkania w dwupiętrowym bloku nieopodal centrum małego miasta.
Ci szanowni państwo przemieszczają się zielonym Volkswagenem Passatem kombi, rocznik 2005, ale robią to tylko wtedy, kiedy trzeba się wybrać poza miasto. Wolą chodzić pieszo, spacerować, odciskać swój pozór na świadomości miejskiej, dodawać miastu punktów za styl.
W tym samym bloku, piętro wyżej, tuż nad eleganckim państwem, mieszka nowy lokator. Zajmuje mieszkanie od roku, ale z żadnym z sąsiadów nie nawiązał bliższej znajomości. Ten trzydziestoparoletni człowiek prowadzi nieokreślony żywot singla. Trudno jest wywnioskować o jego rytmie dnia i nocy, ponieważ bywa, że za dnia mieszkanie jest głuche jak głębia oceanu, podczas gdy w nocy dźwięki dobywające się zza ściany przywołują wrażenie sonorystycznego utworu mogącego nosić tytuł "Rekonstrukcja" albo "Genesis". Czasem osobliwe stuki i szumy zaczynają się po południu, a kończą w środku nocy. Albo nie kończą, tylko trwają nadal. Innym razem mieszkanie potrafi być cały dzień puste, mimo to dźwięki i tak wybrzmiewają, przy czym nie ma mowy o hałasie, tylko umiarkowanej pracy czegoś dźwiękotwórczego. Nowy lokator zdaje się mieszkać z dźwiękami.
Jeśli chodzi o kwestię opisu postaci, to nosi on na sobie wygląd kogoś, kto nie chętnie dowiaduje się o tym, że go widać. Celuje strojem w najbardziej pospolite ubrania i nigdy nie trafia, ponieważ wszystko, co na siebie włoży, ustępuje pola jego dominującej aparycji. Żaden ubiór nie potrafi go zasłonić ani odmienić. Osobowość jest zbyt cała, skończona, gotowa. Każdy strój na niego nie pasuje, jakby człowiek ten miał nieubieralną kombinację parametrów ciała. Zawsze widzi się nagość pod ciuchami, przy czym wiecznie zażenowana jego mina, gdy napotyka cudzy wzrok, mówi "wiem".
Pozostałe lokale mieszkalne dwuklatkowego, dwupiętrowego bloku wypełniają mniej rzucający się w oczy mieszkańcy. Są to postacie mocno zżyte ze sobą, elementy ekosystemu blokowego. Zarówno pan Dariusz, wraz z żoną, który wynosi się ponad tę przyrodniczą symbiozę, jak i tajemniczy singiel wstrzelony jak kula w płot i tkwiący tam na odrębnych, własnych zasadach, obaj nie czerpią soków z grzybni społecznej. Nie są też pasożytami. Po prostu nie współtworzą jedni blokowej. Czują to wszyscy, ale nie nazywają, burczą tylko w sobie właściwym dialekcie i mrużą oczy.
Zablokowany
1Życie samotne, poza społeczeństwem, przybiera czasem postać trafnego komentarza naniesionego na marginesie ch..wej książki.