wulgaryzmy
Mam czterdzieści dziewięć lat i wcale nie jest mi to łatwo to zaakceptować z różnych względów, ale to nie o tym chciałem dzisiaj pisać.
Musiałem zamieszkać u mojej matki i od dobrego miesiąca jestem jej lokatorem przez parę dni w tygodniu, no bo praca mnie do tego zobligowała. Ma to oczywiście plusy dodatnie i plusy ujemnie, jak mawiał klasyk.
Przekraczając próg zamczyska na wzgórzu, w którym króluje ona, Czarna Wdowa, w milisekundzie zostaję wyzbyty swojej obecnej dojrzałości i jednym mrugnięciem jej wzroku mam na czas pobytu dziewięć, maksymalnie dwanaście lat. Niepotrzebne mi są zabiegi kosmetyczne i chirurgia plastyczna. Skóra na twarzy z odruchowego stresu momentalnie sama mi się naciąga na twarzy, a w dodatku nie mam żadnych blizn za uszami po tym emocjonalnym face liftingu. Moja przyjaciółka z banku, która zna mnie od ponad dwudziestu lat stwierdziła, że wyglądam jak na swój wiek nad wyraz dobrze. Na pytanie jakich kremów używam, że mam taką wyprasowaną ze zmarszczek twarz, przez moment chciałem jej w szczerości odpowiedzieć, że to jad rodzicielki, ale bałem się, że wprosi się do niej do domu na darmowe zabiegi upiększające, czego zapewne by nie przeżyła.
Dawno nie chodziłem tak często w papciach (nie jestem pantoflarzem i z premedytacją, nawet zimą, pomykam na bosaka). Po królewskich parkietach muszę jednak dygać w jakiś syfiatych niebieskich plastikowych klapkach. Jest mi to przypominane na każdym kroku : „ojciec też w nich po domu chodził” . No to chodzę w nich i potykam co rusz o klapkowe wspomnienia mamy. Opowiada mi „co drugi krok”, że kiedyś ojciec poszedł w nich nawet do sąsiadów po coś tam niezbędnego lub, że nawet w Wigilię Bożego Narodzenia siedział w nich przy suto zastawionym stole albo, że na basen też je zabierała więc mam nie marudzić i cicho w nich sunąc po domu i „nie domu” bo są na pewno super wygodne, bo On wiedział lepiej.
Jestem, a przynajmniej byłem harcerzem, nie tylko w podstawówce, ale i w szkole średniej. Black Widow, władczyni zamczyska na wzgórzu i wiejskiego podzamcza, pani dyrektor i radna zwana przeze mnie zdrobniale po prostu mateczką była onegdaj Komendantem Harcerskiego Hufca. Miała tych ubranych w chusty i mundury zielonych ludzików z kilka tysięcy. Obozy im organizowała i innego rodzaju biwaki, przemarsze pierwszomajowe i inne takie musztry. Chyba dopadła ją już „dzisiaj”, o zgrozo, starcza demencja. Nie dość, że budzi mnie waleniem w garnki o 6 rano na śniadanie, to codziennie robi mi inspekcję pościelonego (zawsze nie równo!) łóżka w moim pokoju. Gna mnie pod prysznic, jak bezmyślnego zucha z obozu dla maluchów, a przed wyjściem do pracy sprawdza czy mam aby wszystkie guziki i czemu nie dopinam tego ostatniego pod krawatem. Kurwa! Dobrze, że nie każe mi zakładać na marynarkę i wiązać pod szyją jakiejś kolorowej chusty ze znakiem herbowym. Mam również nadzieję, że nie będzie przypinać mi do butonierki znaczków sprawności zdobytych pod jej czujnym, smoczym wzrokiem.
Zastanawiam się czy nie powinienem jej wykorzystać, w mojej firmie, w której jestem sterem i okrętem, silnikiem i żaglem. Nadawałaby się do treningów personalnych zawodowych psychopatów, którzy szukają jakiś nowych kompetencji jakimi mogliby skutecznie manipulować i gnębić ludzi.
Przykład jej umiejętności? Ależ bardzo proszę : przyjechałem dzisiaj do niej do domu wieczorem. Niby nic, ale wczoraj byłem tam i z powrotem w Gdyni – co daje w sumie osiem godzin w aucie, praca tam na miejscu, powrót do domu o dwudziestej drugiej. Dzisiaj pobudka o szóstej i jazda na Śląsk do pracy, z której przyjechałem prosto do niej o dziewiętnastej. Byłem zmęczony, kurewnie, zasnąłem w fotelu po chwili rozmowy i montowaniu wcześniej huśtawki na drzewie dla siostrzeńców. Po niespełna kilku minutach snu obudził mnie świst, zgrzyt i buczenie kosiarki do trawy, którą smoczyca orała trawnik pod oknami pokoju, gdzie nieopatrznie zasnąłem. Chuj z tym, że była już dwudziesta trzydzieści, czas na koszenie suchej trawy zawsze jest dobry. No i to przecież idealny moment, owa złota godzina coachingu, żeby wzbudzać moje poczucie winy. Jak to powiedziała: „stara matka siedemdziesiąt jeden lat i musi kosić po nocy, a ty se leżysz i nic nie robisz. Ojciec w grobie przewraca się na pewno jak to widzi!”. Od razu wstąpiły we mnie siły witalne i tylko dzięki krótkiej modlitwie nie pogrzebałem jej żywcem obok ojca.
To idealna treserka krnąbrnych lwów z cyrku, znudzonych prezesów, którzy już wykorzystali wszystkie dostępne systemy motywacyjne dla pracowników, a efektów ich pracy nie widać. Moim zdaniem byłaby idealną motywatorką – terapeutką dla osób w śpiączkach: trzy zdania do uszka i o własnych siłach by stamtąd spieprzały do domu lub gdziekolwiek, nawet tam gdzie pieprz rośnie.
Kończę pisanie, bo jest już dwudziesta trzecia trzydzieści (i proszę nadal mam siły po jej terapii!) i przez Panią Komendant Obozu zostało ogłoszone gaszenie świateł. Mam już spać.
Oby do rana, jutro praca mnie wyzwoli.
"Sekretny dziennik 49 ( i pół ) latka" ( cz. 1 )
1Fraszki to wszytko, cokolwiek myślemy; Fraszki to wszytko, cokolwiek czyniemy". Jan Kochanowski