"Sekretny dziennik 49 ( i pół ) latka" ( cz. 1 )

1
wulgaryzmy


Mam czterdzieści dziewięć lat i wcale nie jest mi to łatwo to zaakceptować z różnych względów, ale to nie o tym chciałem dzisiaj pisać.

Musiałem zamieszkać u mojej matki i od dobrego miesiąca jestem jej lokatorem przez parę dni w tygodniu, no bo praca mnie do tego zobligowała. Ma to oczywiście plusy dodatnie i plusy ujemnie, jak mawiał klasyk.

Przekraczając próg zamczyska na wzgórzu, w którym króluje ona, Czarna Wdowa, w milisekundzie zostaję wyzbyty swojej obecnej dojrzałości i jednym mrugnięciem jej wzroku mam na czas pobytu dziewięć, maksymalnie dwanaście lat. Niepotrzebne mi są zabiegi kosmetyczne i chirurgia plastyczna. Skóra na twarzy z odruchowego stresu momentalnie sama mi się naciąga na twarzy, a w dodatku nie mam żadnych blizn za uszami po tym emocjonalnym face liftingu. Moja przyjaciółka z banku, która zna mnie od ponad dwudziestu lat stwierdziła, że wyglądam jak na swój wiek nad wyraz dobrze. Na pytanie jakich kremów używam, że mam taką wyprasowaną ze zmarszczek twarz, przez moment chciałem jej w szczerości odpowiedzieć, że to jad rodzicielki, ale bałem się, że wprosi się do niej do domu na darmowe zabiegi upiększające, czego zapewne by nie przeżyła.

Dawno nie chodziłem tak często w papciach (nie jestem pantoflarzem i z premedytacją, nawet zimą, pomykam na bosaka). Po królewskich parkietach muszę jednak dygać w jakiś syfiatych niebieskich plastikowych klapkach. Jest mi to przypominane na każdym kroku : „ojciec też w nich po domu chodził” . No to chodzę w nich i potykam co rusz o klapkowe wspomnienia mamy. Opowiada mi „co drugi krok”, że kiedyś ojciec poszedł w nich nawet do sąsiadów po coś tam niezbędnego lub, że nawet w Wigilię Bożego Narodzenia siedział w nich przy suto zastawionym stole albo, że na basen też je zabierała więc mam nie marudzić i cicho w nich sunąc po domu i „nie domu” bo są na pewno super wygodne, bo On wiedział lepiej.

Jestem, a przynajmniej byłem harcerzem, nie tylko w podstawówce, ale i w szkole średniej. Black Widow, władczyni zamczyska na wzgórzu i wiejskiego podzamcza, pani dyrektor i radna zwana przeze mnie zdrobniale po prostu mateczką była onegdaj Komendantem Harcerskiego Hufca. Miała tych ubranych w chusty i mundury zielonych ludzików z kilka tysięcy. Obozy im organizowała i innego rodzaju biwaki, przemarsze pierwszomajowe i inne takie musztry. Chyba dopadła ją już „dzisiaj”, o zgrozo, starcza demencja. Nie dość, że budzi mnie waleniem w garnki o 6 rano na śniadanie, to codziennie robi mi inspekcję pościelonego (zawsze nie równo!) łóżka w moim pokoju. Gna mnie pod prysznic, jak bezmyślnego zucha z obozu dla maluchów, a przed wyjściem do pracy sprawdza czy mam aby wszystkie guziki i czemu nie dopinam tego ostatniego pod krawatem. Kurwa! Dobrze, że nie każe mi zakładać na marynarkę i wiązać pod szyją jakiejś kolorowej chusty ze znakiem herbowym. Mam również nadzieję, że nie będzie przypinać mi do butonierki znaczków sprawności zdobytych pod jej czujnym, smoczym wzrokiem.

Zastanawiam się czy nie powinienem jej wykorzystać, w mojej firmie, w której jestem sterem i okrętem, silnikiem i żaglem. Nadawałaby się do treningów personalnych zawodowych psychopatów, którzy szukają jakiś nowych kompetencji jakimi mogliby skutecznie manipulować i gnębić ludzi.

Przykład jej umiejętności? Ależ bardzo proszę : przyjechałem dzisiaj do niej do domu wieczorem. Niby nic, ale wczoraj byłem tam i z powrotem w Gdyni – co daje w sumie osiem godzin w aucie, praca tam na miejscu, powrót do domu o dwudziestej drugiej. Dzisiaj pobudka o szóstej i jazda na Śląsk do pracy, z której przyjechałem prosto do niej o dziewiętnastej. Byłem zmęczony, kurewnie, zasnąłem w fotelu po chwili rozmowy i montowaniu wcześniej huśtawki na drzewie dla siostrzeńców. Po niespełna kilku minutach snu obudził mnie świst, zgrzyt i buczenie kosiarki do trawy, którą smoczyca orała trawnik pod oknami pokoju, gdzie nieopatrznie zasnąłem. Chuj z tym, że była już dwudziesta trzydzieści, czas na koszenie suchej trawy zawsze jest dobry. No i to przecież idealny moment, owa złota godzina coachingu, żeby wzbudzać moje poczucie winy. Jak to powiedziała: „stara matka siedemdziesiąt jeden lat i musi kosić po nocy, a ty se leżysz i nic nie robisz. Ojciec w grobie przewraca się na pewno jak to widzi!”. Od razu wstąpiły we mnie siły witalne i tylko dzięki krótkiej modlitwie nie pogrzebałem jej żywcem obok ojca.

To idealna treserka krnąbrnych lwów z cyrku, znudzonych prezesów, którzy już wykorzystali wszystkie dostępne systemy motywacyjne dla pracowników, a efektów ich pracy nie widać. Moim zdaniem byłaby idealną motywatorką – terapeutką dla osób w śpiączkach: trzy zdania do uszka i o własnych siłach by stamtąd spieprzały do domu lub gdziekolwiek, nawet tam gdzie pieprz rośnie.

Kończę pisanie, bo jest już dwudziesta trzecia trzydzieści (i proszę nadal mam siły po jej terapii!) i przez Panią Komendant Obozu zostało ogłoszone gaszenie świateł. Mam już spać.

Oby do rana, jutro praca mnie wyzwoli.
Fraszki to wszytko, cokolwiek myślemy; Fraszki to wszytko, cokolwiek czyniemy". Jan Kochanowski

"Sekretny dziennik 49 ( i pół ) latka" ( cz. 1 )

2
Tomaso69, pokochałam Twoją Smoczycę od pierwszego wejrzenia :)
I widać jak Ty ją kochasz :)
Czekam na kolejny odcinek Dziennika :)
Tomaso69 pisze: Na pytanie jakich kremów używam, że mam taką wyprasowaną ze zmarszczek twarz, przez moment chciałem jej w szczerości odpowiedzieć, że to jad rodzicielki, ale bałem się, że wprosi się do niej do domu na darmowe zabiegi upiększające, czego zapewne by nie przeżyła.
-JA CHCĘ! Ja się nie boję!
Brniesz w mgłę, a pod stopami bagno, uważaj - R.Pawlak 28.02.2018

"Sekretny dziennik 49 ( i pół ) latka" ( cz. 1 )

3
Tomaso69, uchichrałam się. Pozdrów Mamę :P
Tomaso69 pisze: złota godzina coachingu
z tego najbardziej.

Fajny tekst, zabawny i lekko napisany. Jasne, że dałoby się jeszcze wygładzić ;) - to na pewno znajdą lepsi ode mnie, ale narrator ma swój styl i to jest dobrze.

Sarah pisze: -JA CHCĘ! Ja się nie boję!
idę z Tobą ;)
gosia

„Szczęście nie polega na tym, że możesz robić, co chcesz, ale na tym, że chcesz tego, co robisz.” (Lew Tołstoj).

Obrazek

"Sekretny dziennik 49 ( i pół ) latka" ( cz. 1 )

5
Tomaso69 pisze:


Mam czterdzieści dziewięć lat i wcale nie jest mi to łatwo to zaakceptować z różnych względów, ale to nie o tym chciałem dzisiaj pisać.
Dobry wstęp. Wprowadza gawędziarski styl i indywidualny rys.
Tomaso69 pisze:
Musiałem zamieszkać u mojej matki i od dobrego miesiąca jestem jej lokatorem przez parę dni w tygodniu, no bo praca mnie do tego zobligowała.
"Zobligowała" to chyba tutaj nie jest właściwe słowo, chyba, że bohater jest zawodowym opiekunem osób starszych i akurat się trafiło, że jego podopieczną jest mama.
Tomaso69 pisze:
Przekraczając próg zamczyska na wzgórzu, w którym króluje ona, Czarna Wdowa,
Kojarzy się niestety dość erotycznie. Taki był zamysł?
Tomaso69 pisze: w milisekundzie zostaję wyzbyty swojej obecnej dojrzałości i jednym mrugnięciem jej wzroku mam na czas pobytu dziewięć, maksymalnie dwanaście lat.
Pozbawiony, nie wyzbyty.
Mrugnięciem wzroku?
Poza tym... to to znaczy "jednym mrugnięciem jej czegokolwiek mam dziewięć lat"? Może jednym mrugnięciem sprawia, że mam dziewięć lat albo za jednym mrugnięciem mam dziewięć lat?
Tomaso69 pisze:
Niepotrzebne mi są zabiegi kosmetyczne i chirurgia plastyczna. Skóra na twarzy z odruchowego stresu momentalnie sama mi się naciąga na twarzy, a w dodatku nie mam żadnych blizn za uszami po tym emocjonalnym face liftingu. Moja przyjaciółka z banku, która zna mnie od ponad dwudziestu lat stwierdziła, że wyglądam jak na swój wiek nad wyraz dobrze. Na pytanie jakich kremów używam, że mam taką wyprasowaną ze zmarszczek twarz, przez moment chciałem jej w szczerości odpowiedzieć, że to jad rodzicielki, ale bałem się, że wprosi się do niej do domu na darmowe zabiegi upiększające, czego zapewne by nie przeżyła.
Jad rodzicielki uratował ten żarcik, ale w ogólnym zamyśle był dość ryzykowny.,
Tomaso69 pisze:
Dawno nie chodziłem tak często w papciach (nie jestem pantoflarzem i z premedytacją, nawet zimą, pomykam na bosaka). Po królewskich parkietach muszę jednak dygać w jakiś syfiatych niebieskich plastikowych klapkach. Jest mi to przypominane na każdym kroku : „ojciec też w nich po domu chodził” . No to chodzę w nich i potykam co rusz o klapkowe wspomnienia mamy. Opowiada mi „co drugi krok”, że kiedyś ojciec poszedł w nich nawet do sąsiadów po coś tam niezbędnego lub, że nawet w Wigilię Bożego Narodzenia siedział w nich przy suto zastawionym stole albo, że na basen też je zabierała więc mam nie marudzić i cicho w nich sunąc po domu i „nie domu” bo są na pewno super wygodne, bo On wiedział lepiej.
To jest dobre, podoba mi się potykanie o klapkowe wspomnienia.
Tomaso69 pisze:
Jestem, a przynajmniej byłem harcerzem, nie tylko w podstawówce, ale i w szkole średniej. Black Widow,
No i po co nagle ten angielski?
Tomaso69 pisze:
władczyni zamczyska na wzgórzu i wiejskiego podzamcza, pani dyrektor i radna zwana przeze mnie zdrobniale po prostu mateczką była onegdaj Komendantem Harcerskiego Hufca.
Nowe znaczenie słowa "onegdaj" zostało już zaakceptowane przez słownik PWN, ale niektórzy mogą się jeszcze burzyć, że znaczy ono "przedwczoraj". W związku z tym może warto je czymś zastąpić.
Tomaso69 pisze:
Miała tych ubranych w chusty i mundury zielonych ludzików z kilka tysięcy. Obozy im organizowała i innego rodzaju biwaki, przemarsze pierwszomajowe i inne takie musztry. Chyba dopadła ją już „dzisiaj”,
Po co cudzysłów?
Tomaso69 pisze:
o zgrozo, starcza demencja. Nie dość, że budzi mnie waleniem w garnki o 6 rano na śniadanie, to codziennie robi mi inspekcję pościelonego (zawsze nie równo!) łóżka w moim pokoju. Gna mnie pod prysznic, jak bezmyślnego zucha z obozu dla maluchów, a przed wyjściem do pracy sprawdza czy mam aby wszystkie guziki i czemu nie dopinam tego ostatniego pod krawatem. Kurwa! Dobrze, że nie każe mi zakładać na marynarkę i wiązać pod szyją jakiejś kolorowej chusty ze znakiem herbowym. Mam również nadzieję, że nie będzie przypinać mi do butonierki znaczków sprawności zdobytych pod jej czujnym, smoczym wzrokiem.
Ten fragment też jest dość przyjemny.
Tomaso69 pisze:
Zastanawiam się czy nie powinienem jej wykorzystać, w mojej firmie, w której jestem sterem i okrętem, silnikiem i żaglem. Nadawałaby się do treningów personalnych zawodowych psychopatów, którzy szukają jakiś nowych kompetencji jakimi mogliby skutecznie manipulować i gnębić ludzi.
Śmiem wątpić. Toksyczni szefowie wykorzystują zupełnie inne metody.
Poza tym - treningi personalne w jednoosobowym przedsiębiorstwie? O co chodzi? Bohater jest coachem-freelancerem, tak? Jeśli tak, to może warto to jednak jakoś jaśniej napisać, bo na razie wygląda to trochę tak, jakby jednoosobowa firma szkoliła własnych pracowników.
Tomaso69 pisze:
Przykład jej umiejętności? Ależ bardzo proszę : przyjechałem dzisiaj do niej do domu wieczorem. Niby nic, ale wczoraj byłem tam i z powrotem w Gdyni – co daje w sumie osiem godzin w aucie, praca tam na miejscu, powrót do domu o dwudziestej drugiej. Dzisiaj pobudka o szóstej i jazda na Śląsk do pracy, z której przyjechałem prosto do niej o dziewiętnastej. Byłem zmęczony, kurewnie, zasnąłem w fotelu po chwili rozmowy i montowaniu wcześniej huśtawki na drzewie dla siostrzeńców. Po niespełna kilku minutach snu obudził mnie świst, zgrzyt i buczenie kosiarki do trawy, którą smoczyca orała trawnik pod oknami pokoju, gdzie nieopatrznie zasnąłem. Chuj z tym, że była już dwudziesta trzydzieści, czas na koszenie suchej trawy zawsze jest dobry. No i to przecież idealny moment, owa złota godzina coachingu, żeby wzbudzać moje poczucie winy. Jak to powiedziała: „stara matka siedemdziesiąt jeden lat i musi kosić po nocy, a ty se leżysz i nic nie robisz. Ojciec w grobie przewraca się na pewno jak to widzi!”. Od razu wstąpiły we mnie siły witalne i tylko dzięki krótkiej modlitwie nie pogrzebałem jej żywcem obok ojca.
Fajna obserwacja, bardzo celna. Przydałoby się więcej czegoś takiego, a mniej ogólników i frazesów.
Tomaso69 pisze:
To idealna treserka krnąbrnych lwów z cyrku, znudzonych prezesów, którzy już wykorzystali wszystkie dostępne systemy motywacyjne dla pracowników, a efektów ich pracy nie widać. Moim zdaniem byłaby idealną motywatorką – terapeutką dla osób w śpiączkach: trzy zdania do uszka i o własnych siłach by stamtąd spieprzały do domu lub gdziekolwiek, nawet tam gdzie pieprz rośnie.
I skończyła się fajność, a znowu mamy przesadę i wymuszone żarciochy.
Tomaso69 pisze:
Kończę pisanie, bo jest już dwudziesta trzecia trzydzieści (i proszę nadal mam siły po jej terapii!)


Interpunkcja.
Tomaso69 pisze: i przez Panią Komendant Obozu zostało ogłoszone gaszenie świateł. Mam już spać.

Oby do rana, jutro praca mnie wyzwoli.
Żartowanie z ofiar Auschwitz jest mało smaczne.

Tekst ma potencjał, ale w moim przekonaniu jest do dużych przeróbek. Jak już pisałam - więcej smaczków, życia, scenek (chociażby najkrótszych) celnych obserwacji, a mniej wymuszonych żarciochów i bicia piany pozbawionego w zasadzie treści. Warto przedstawić postać przez jej zachowania. To po pierwsze pobudza wyobraźnię, po drugie dodaje tekstowi barw i wiarygodności.

Musisz też popracować nad językiem. Masz lekkość pióra, to widać, zdarzyło Ci się tutaj wiele ciekawych określeń i zgrabnych, gładko płynących fragmentów, ogólnie ten gawędziarski, sarkastyczny styl przekonuje, ale były też kiksy. Jeśli nie jesteś pewien znaczenia słowa, którego zamierzasz użyć, to warto się upewnić. Uważaj na wyrazy bliskoznaczne. Oko czasami można zastąpić wzrokiem, czasami nie.

Ogólnie: jest z czym pracować, ale moim zdaniem trzeba popracować. Mam wrażenie, że tekst napisałeś "jednym tchem", a potem wstawiłeś bez czytania. Brzmi jak historyjka, którą opowiada się znajomym przy piwie i przyznam, że gdybym usłyszała taką opowieść jako tekst zaimprowizowany i spontanicznie opowiedziany w knajpie, biłabym pokłony autorowi. Na tekst pisany to jednak trochę za mało. Popisy knajpianego krasomówstwa i żartów opartych na przesadzie oraz powtarzaniu tego samego schematu z różnymi wymiennymi elementami (mogłaby uczyć prezesów... albo mogłaby tresować smoki... albo mogłaby być kapo w obozie) są śmieszne w żywej rozmowie i dla słuchaczy, którzy są osobiście związani z mówiącym. W opowiadaniu już troszkę rażą. Pisząc masz czas na wymyślenie czegoś lepszego. Warto ten czas wykorzystać.

"Sekretny dziennik 49 ( i pół ) latka" ( cz. 1 )

6
MargotNoir pisze: Tomaso69 pisze: Panią Komendant Obozu zostało ogłoszone gaszenie świateł. Mam już spać.
Oby do rana, jutro praca mnie wyzwoli.


Żartowanie z ofiar Auschwitz jest mało smaczne.
Obóz harcerski, tak samo jak Komendant obozu harcerskiego.
Tak tak - to używany zwrot.
A umiejętność czytania ze zrozumieniem jest niezbędna, jeśli chce udzielać się rad na temat pisania :)
Pozdrawiam :)
Brniesz w mgłę, a pod stopami bagno, uważaj - R.Pawlak 28.02.2018

"Sekretny dziennik 49 ( i pół ) latka" ( cz. 1 )

8
Tomaso69 pisze: była onegdaj Komendantem Harcerskiego Hufca
Tomaso69 pisze: przez Panią Komendant Obozu zostało ogłoszone gaszenie świateł.
MargotNoir, tu widać wyraźnie, że nawiązanie - w moim odbiorze - było do harcerstwa i obozów harcerskich.

Natomiast masz rację, że hasło "Praca mnie wyzwoli" może kojarzyć się z Auschwitz. Mnie co prawda przy czytaniu wpadło jedynie do głowy odniesienie tylko do tego, że jutro bohater idzie do pracy, więc nie będzie "pod rozkazami" matki. Pewnie spowodowała to humorystyczna konwencja opowiadania, że nie odebrałam tego w kontekście obozu koncentracyjnego. Nie dlatego, że nie znam historii. Pewnie dlatego, że mam w sobie przekonanie, że do takich rzeczy nawiązuje się inaczej. W innym kontekście. W innym celu. A w tekście nic nie ma o bramie, o kapo. Dopiero Twoja interpretacja dała mi inne spojrzenie. Trzeba by spytać autora, ale moim zdaniem nie chciał grać świadomie szarganiem symbolu.
gosia

„Szczęście nie polega na tym, że możesz robić, co chcesz, ale na tym, że chcesz tego, co robisz.” (Lew Tołstoj).

Obrazek

"Sekretny dziennik 49 ( i pół ) latka" ( cz. 1 )

9
MargotNoir pisze: Wiem, że nie każdy musi znać niemiecki, ale żyłam do tej pory w przekonaniu, że każdy Polak wie, co oznacza ten napis.
Dopatrywanie się wszędzie symboli i ukrytych podtekstów, rozbiór zdania na to, co autor mogły przekazać, gdyby użył innego sformułowania - znacząco zmienia odbiór.
Jako czytelnik masz oczywiście do tego prawo. To Twoje subiektywne odczucia.

Ja wolę cieszyć się z humoreski, napisanej z dużym dystansem do świata a przede wszystkim - do samego siebie.
Brniesz w mgłę, a pod stopami bagno, uważaj - R.Pawlak 28.02.2018

"Sekretny dziennik 49 ( i pół ) latka" ( cz. 1 )

10
ithilhin pisze: Trzeba by spytać autora
Pewnie tak. Ja zobaczyłam zdanie, które jest prawie cytatem i nawiązanie aż rzuciło się w oczy. Może temat Auschwitz jest tak poważny, że autorowi, podobnie, jak Tobie nawet nie przyszło do głowy mieszanie go z takim rodzajem tekstu i dlatego umknęło mu nieświadome nawiązanie. Mam taką nadzieję, chociaż z drugiej strony nieświadome ranienie to nadal ranienie.

"Sekretny dziennik 49 ( i pół ) latka" ( cz. 1 )

11
MargotNoir pisze: Mam wrażenie, że tekst napisałeś "jednym tchem", a potem wstawiłeś bez czytania.
Podpisuję się pod tym rękami i czym tam jeszcze. Tekst słaby, niechlujnie napisany. Masa błędów które przytoczyła MargotNoir sprawia że odechciewa się dalszego czytania. Natomiast sama historia 49. latka wracającego na stare śmieci do matki, niby banalna a jednak ma ogromny potencjał komediowy. Szkoda że niewykorzystany.
(Moim zamiarem w żadnym wypadku nie jest pojechanie autorowi, wręcz przeciwnie, życzę sukcesów w dalszym pisaniu, tylko radzę więcej nad tekstem popracować. Pozdrawiam nawet:))

"Sekretny dziennik 49 ( i pół ) latka" ( cz. 1 )

12
Dziękuję za przeczytanie :)

Dziękuję za wszystkie uwagi i podpowiedzi :)

Coraz bardziej mi się tu podoba bo każda krytyka i pochwała dodaje mi śmiałości i umiejętności :)

Gwoli wyjaśnienia : moja rodzicielka była komendantką wszystkich moich harcerskich obozów :) piekło na ziemi :)

Potwierdzam z zawstydzeniem, że ostatnie zdanie jest niefortunne.

To-masz.
Fraszki to wszytko, cokolwiek myślemy; Fraszki to wszytko, cokolwiek czyniemy". Jan Kochanowski

"Sekretny dziennik 49 ( i pół ) latka" ( cz. 1 )

14
[DYGRESJA MODE ON]

Parę razy zastanawiałam się, skąd się bierze pracoholizm i doszłam do wniosku, że powody generalnie są trzy. Pierwsza grupa ludzi narażonych na skłonność do siedzenia po godzinach to perfekcjoniści, którzy nie wyjdą z pracy, póki wszystko nie będzie dopięte na ostatni guzik. Kolejni to materialiści - wiedzą, że im dłużej będą pracować, tym więcej zarobią, więc siedzą, a co. I ostatnia grupa - ci, którzy pracują, bo z dwojga złego wolą siedzieć w robocie niż wracać do domu, w którym, o zgrozo, byłoby jeszcze gorzej. Tytułowy 49(i pół)-latek zalicza się chyba do tej właśnie grupy ;). Co w sumie jest dość smutne, bo z doświadczenia wiem (niestety), jaki to ból musieć wracać do domu, w którym nikt na ciebie nie czeka (przynajmniej nikt życzliwie nastawiony).

[DYGRESJA MODE OFF]

Zacznę od tego, że ten tekst bardzo mi się podoba. Styl jest lekki, całość zabawna i wielokrotnie się uśmiechnęłam podczas lektury.
Sarah pisze: Tomaso69, pokochałam Twoją Smoczycę od pierwszego wejrzenia
Tak, mam bardzo podobne odczucia :D. Nie mam pojęcia, na ile tekst jest autobiograficzny (sądząc po liczbie w nicku i po komentarzach starych wyjadaczy, którzy pewnie znają dobrze twoją prywatną sytuację - całkiem znacznie), ale tak czy siak kobieta nie tylko sprawia piekielne wrażenie, lecz paradoksalnie - wzbudza sympatię. Bardzo dobrze opisane jej diabelskie zwyczaje, które doprowadzają biednego synka do spazmów. Niektóre fragmenty są doskonałe na tyle, że mogłyby być puentą w skeczu (jakiegoś dobrego kabaretu, nie toto, co teraz leci w TV). Oczywiście fragment o kremach, bombowy, tyle razy przytaczany, że już nie będę tego robić - ale wiedz, że jakby trochę tego jadu ci zostało, to ja chętnie podam adres do korespondencji ;).

Zacytuję coś innego:
Tomaso69 pisze: Jak to powiedziała: „stara matka siedemdziesiąt jeden lat i musi kosić po nocy, a ty se leżysz i nic nie robisz. Ojciec w grobie przewraca się na pewno jak to widzi!”.
Taaa, nikt nie ma takich magicznych mocy wywoływania wyrzutów sumienia jak matki. Cholerne czarodziejki. Gdyby nie były to jednocześnie najbliższe osoby na świecie, człowieka szlag by trafiał każdego dnia ;).

Podoba mi się język, jakim się posługujesz. Jest taki niewymuszony, lekki i dowcipny. Dobrze się to czyta, a całość skojarzyła mi się z serią o Adrianie Mole’u (jego dzienniki to coś cudownego) oraz, rzecz jasna, z “Sekretnym dziennikiem Hendrika Groena, lat 83 i jedna czwarta”. Styl pamiętnikarski jest o tyle trudny, że można albo wykorzystać go do stworzenia czegoś wspaniałego i dowcipnego albo wręcz przeciwnie - ponurego, pseudofilozoficznego, przeciągniętego i nudnego jak flaki z olejem. W twoim przypadku na szczęście pierwsza opcja jest bardziej trafna.

Również czekam na kolejną część dziennika - przyznaję, że monotematyczność pierwszej odsłony trochę mi przeszkadzała, chciałabym poczytać teraz o innych problemach typowego 49(i pół)-latka. Może sprawy sercowe? Interpretuj jak chcesz - czy metaforycznie, czy dosłownie. Humorystyczną analizę EKG też łyknę jak pelikan rybę <3.
Kreator pisze: Tekst słaby, niechlujnie napisany. Masa błędów które przytoczyła MargotNoir sprawia że odechciewa się dalszego czytania.
Faktycznie błędy pojawiły się, zostały wyszczególnione, ale chyba ogólna ocena jest trochę zbyt surowa. Tekst na pewno nie jest słaby! Może nie jest dopieszczony, ale słaby wg mnie nie jest.
Juliahof pisze: mój Komendant Obozu ma 88 lat
Mam babunię w tym mniej więcej wieku. Potwierdzam, ciężki kaliber ;).

Bardzo miła komedyjka.

Pozdrawiam,
Madeleine
Made, czyli: Madeleine, Magdalena Lipniak albo po prostu Madzia.

Chwałą jednych jest, że piszą dobrze, a innych, że się do tego nie zabierają.
Jean de La Bruyère
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron