Otchłań - Jeździec Mórz i Oceanów

1
GATUNEK - FANTASTYKA
Na początek chciałam dodać, że jest to nadal wersja robocza. Otwarta jestem na wszelkie sugestie poprawy. Przy okazji szukam porady odnośnie pierwszych rozdziałów, wprowadzających do historii. Sprawiają mi one największy problem, dalej już leci z górki. Przygotowane mam kilkanaście rozdziałów napisanej niżej powieści, ale nadal pomimo wracania do początku nie mogę poprawić go w zadowalający sposób. Odnoszę wrażenie jakby mój styl pisania ulegał zmianie w każdej kolejnej części historii. Nie mam pojęcia od czego to zależy, dlatego bardzo proszę o małą wskazówkę.
~*~
Cześć, nazywam się Thalia al Liliath.

Nie, zły początek. Jeszcze raz. Głupie przyzwyczajenie.

Cześć, na imię mam Thalia. Po prostu Thalia. Teraz, kiedy jestem wyrzutkiem, nie mam prawa do rodzimego nazwiska.
Zapewne rzeczą niezmiernie ciekawą jest, dlaczego? Więc, zostałam wydalona ze swojego ludu i tym samym pozbawiona nazwiska rodowego, a co się z tym wiąże wszystkich korzyści z niego płynących. Moja rodzina lata temu publicznie ogłosiła, że nie dzieli ze mną żadnych relacji, jestem dla nich obca. Koniec kropka. Okrutne, prawda? Miałam wtedy zaledwie dziewięć lat. Zostawili mnie bez pieniędzy i dachu na głową. Bez chęci do życia. Samiutką jak palec, pośród hordy niebezpieczeństw. Byłam omijana i wytykana palcami. Ludzie nie chcieli mieć nic do czynienia z dziwolągiem, w dodatku "niebezpiecznym". Czasem nazywano mnie czarownicą, innym razem po prostu pluli mi w twarz lub obrzucali kamieniami. I wszystko dlatego, że moja najlepsza jak myślałam przyjaciółka obdarzona widzeniem, przepowiedziała, iż przyniosę zagładę na nasz lud i wszystkie pozostałe. Byłam, jak można się domyślić, przerażona. Nie wiedziałam co się dzieje, choć przecież powinnam. W końcu od jakiegoś czasu krążyły słuchy o zamieszkach w odleglejszych plemionach. Regularnie poprawiano czarną listę, na której pojawiali się niebezpieczne typy spod ciemnej gwiazdy. Oczywiście moje nazwisko również ukazało się na pergaminie. Jakże by inaczej. I to na pierwszej pozycji! Pomyślcie tylko, czego strasznego dokonać może dziewczynka licząca sobie ledwie dziewięć wiosen? Z pewnością wymorduje całą wioskę w ramach rozgrzewki, będzie się żywić krwią niewinnych dzieci i nieskalanych dziewic, a na deser unicestwi wszechświat - wszystko co dobre i szlachetne. O zgrozo, jakże czarne jest jej serce. Strzeżmy się.
Wyczuwacie ironię?
Tak więc pogrążona w żalu, osamotniona, ukradkiem prześlizgnęłam się do kutra rybackiego i na zawsze opuściłam ojczyznę. Od tamtego czasu byłam tylko ja i woda, która stała się moją siostrą oraz wiatr, z którym zawarłam przymierzę, jako córka Aenylczyka i Asnylki.
Z perspektywy czasu cieszę się że tak potoczył się mój los.
Gdy zeszłam na ląd, czułam niewyobrażalną pustkę. To miejsce było dla mnie obce. Zlękniona poszukiwałam miejsca, które da mi schronienie, pozwalając zostać ukrytą przed bezlitosnymi spojrzeniami mieszczan. Codziennie zakradałam się do ulicznych straganów i z wprawą przywłaszczałam sobie ciepłe ubranie, strawę, a raz nawet udało mi się podwędzić mięciutką poduszkę do snu. Wyobrażacie sobie? Prawdziwy luksus! Niestety były też ciemne strony medalu. Parę razy mnie złapano i porządnie złojono. Miałam szczęście, iż nie zawiadomiono strażników! Tamten okres pamiętam jako walkę o przetrwanie. Jeśli mam być szczera, na swój sposób to lubiłam. To wtedy stałam się silna i nieugięta. Nauczyłam się polegać tylko na sobie. Samowystarczalność przede wszystkim. Drobne rabunki, czy uliczne bójki stały się moją pasją. Uwielbiałam tę adrenalinę, lęk przed przyłapaniem. Jednak czasem brakowało mi ciepła i miłości bliskich osób. Samotność wyniszczała mnie od środka, trawiąc każdy element dobra. Wiele razy spoglądałam tęsknym wzrokiem na rozweselone dzieci, bawiące się razem w ganianego. Nie mogłam wyzbyć się zazdrości, która niczym nieleczona rana jątrzyła się w mojej duszy. Czułość z jaką rodzice darzyli swoje pociechy: mamy nawołujące do ciepłego obiadu i zawsze przestrzegające przed nieumyciem rąk, ojcowie otaczający silnymi ramionami bezbronne dzieci, ciężką pracą zapewniając im dobrobyt i szczęście. To wszystko zdawało się mnie omijać na długo przed tym, jak zostałam porzucona. Gdy próbowałam nawiązać przyjaźń z rówieśnikami, starsi przepędzali mnie jak szkodliwego, niechcianego szczura. Bo w końcu który rodzic chciałby, by jego dziecko bawiło się z kocmołuchem? Niewielu, prawda? Jednak uparcie wierzyłam, że i mnie spotka kiedyś szczęście. Że nadejdzie dzień, który rozpocznie zupełnie nowy, lepszy etap w moim życiu. Jak mówią, nadzieja umiera ostatnia. Niestety wraz z upływem kolejnych tygodni, miesięcy, nadzieja ta wygasła, uśmiercona w zarodku.

Aż pewnego wiekopomnego dnia, na kradzieży przyłapał mnie przedziwny mężczyzna. Bałam się potwornie kary, jaką wymierzy za zbójnictwo, lecz on wydawał się wcale tym nie przejmować. Nie krzyczał, nic a nic się mnie nie brzydził. To była zupełna nowość. Choćby krzty niechęci nie widać było z jego oczu. Niezwykle mnie to zaintrygowało. Nieufnie, lecz z ogromną ciekawością podeszłam bliżej, miast uciekać.

- Czy chce mnie pan skrzywdzić? - zapytałam całkiem spokojnie. Mężczyzna zakłopotał się wielce i odkaszlnął parę razy.

- Skądże znowu! - Pochylił się nade mną marszcząc na chwilę krzaczaste brwi. W napięciu miętoliłam rąbek poniszczonej, starej szmaty, która stanowiła element mojego odzienia. W głowie nieustannie kołatała się myśl - Kim jest ten człowiek i jakie ma zamiary?

- Jak ci na imię? - padło pytanie.

- Thalia - bąknęłam. Starałam się ze wszystkich sił uchodzić za odważną, więc ani na moment nie spuszczałam wzroku z twarzy mężczyzny. Wtedy stało się coś niezwykłego. Mieszczanin o brunatnych włosach i krępej posturze obdarzył mnie najszczerszym uśmiechem, jaki dane mi było oglądać w całym swoim młodym życiu. Ten gest zupełnie wytrącił mnie z równowagi. Nagle zaczęłam pałać ogromną sympatią do tego człowieka.

- A gdzie są twoi rodzice, Thalio? - zaciekawił się.

- Ja nie mam rodziców - odpowiedziałam chłodno. Rzuciłam mu wyzywające spojrzenie. Niech sobie nie myśli, że jestem z tego powodu słaba!

- A co byś powiedziała na ciepły posiłek, tu w gospodzie? - Zachęcał ciemnowłosy, wskazując głośną jadalnię przy rogu ulicy.

- A będzie gorąca czekolada? - Spojrzałam na niego z nadzieją. Zaśmiał się serdecznie, przypominając tym szczekanie psa.

- Nawet dwie, jeśli masz ochotę. - Wyciągnął do mnie rękę. Bez wahania wsunęłam w nią swoją drobną dłoń. Zawarliśmy ciche, niewerbalne porozumienie - już nigdy nie będę samotną włóczęgą, skopywaną z kąta w kąt, a dom jego nie będzie pusty i zamknięty na urok tego świata.

Ale po kolei. Musimy zacząć od początku.

Na świecie istnieją trzy krainy - Zachodzącego Słońca, Cieni i Błogosławieństwa. Ta ostatnia, nosi nazwę Nylth i jest naszym ukochanym domem, stworzonym przez potężną boginię Selle. Zamieszkuje go siedem ludów.

Asnylth jest ludem wody. Stąd wywodzą się rybacy, marynarze i wielcy odkrywcy. Jest to plemię bystre i spostrzegawcze, a przy tym zmienne jak pogoda na morzu. Zasiedla obszar głównie przybrzeżny. Woda ma ogromne znaczenie w kulturze Asnylów. Bez niej cała cywilizacja ległaby w gruzach. Wiem o tym doskonale, jako że sama wywodzę się z tego właśnie ludu. Od dziecka uczeni jesteśmy podstaw nawigacji na morzu oraz jak nie dać się zjeść groźnym rekinom. Nasza karnacja jest koloru kawy z mlekiem. To przez to, że uwielbiamy kąpać się w słońcu. Nasze największe miasto znajduje się w Dolinie Wodospadów. Matka natura była nader łaskawa dla prastarych przodków - w rozległej zieleni utworzyła potężnych kalibrów ściany wodne, które nigdy nie wysychają, nawet jeśli nastaje ciężki okres suszy. Trzy największe krystaliczne słupy swobodnie mienią się w świetle, ukazując naturalne piękno plemienia. Oczywiście wodospadów jest tu więcej, całe mnóstwo! Ale tamte są najbardziej pokaźne.

Całym sercem kocham to miejsce. Ono sprawiało, że budziłam się z uśmiechem na twarzy i gnałam ile sił w nogach do małej łódki, skonstruowanej przez podwładnych moich rodziców. Magia w najczystszej, nieskalanej postaci, szczerze zapewniam!

Thenylth jest ludem ziemi, ceniącym sobie pradawne tradycje i zwyczaje. Thenylczycy są przyjaźnie nastawieni do wszystkich. Nikt nie ugości cię bardziej niż oni. To tam znajdziesz opasły tom pieśni ludowych w umysłach jakże sympatycznie usposobionych ludzi. Nie obejdzie się bez tańców i śpiewów przy ognisku każdego wieczoru, ani bez szerokiej gamy wiktuałów podczas biesiad. Sercem tego plemienia jest Gaj Amanem, świętego drzewa Nylth, od którego pochodzi cała zieleń polan i łąk.

Onylth to lud wielkich wojowników. Zdobywają umiejętności bitewne oraz strategiczne. Główną cechą w tych rejonach jest nieustraszoność. Od młodego wieku szkoleni są tam łucznicy, rycerze i assassyni. Płeć nie ma znaczenia, liczy się tylko siła, sprawność oraz spryt. Raz byłam na Wielkim Turnieju w Mieście Gór. Ryk tłumu i brzęk stali przyprawił moją matkę o mocną migrenę. Kazała zabrać się do gościnnej komnaty, lecz ja zostałam i z wielkim zapałem obserwowałam grację, a także płynność ruchów wojowników. W tamtej chwili zapragnęłam być jak oni. Mocno naprężone mięśnie, widoczna żyłka na czole, gdy gladiator próbował przewidzieć kolejny krok przeciwnika, pot na skórze, szał bitewny - walka wszelkiego rodzaju od zawsze do mnie przemawiała. Nigdy jednak nie pozwolono mi szkolić się w tym kierunku. ,, Broń? Potyczki? Cóż za nonses. To nie wypada damie!".

Innylth jest ludem ognia, zamieszkującym pustynie i wyniszczone przez słońce obszary. Innylczycy są najbardziej wyobcowani spośród wszystkich plemion. Nie lubią intruzów na swoich terytoriach, dlatego tak ciężko ich kontrolować. Specjalizują się w wyrobie broni. Ich karnacja jest niemal czarna od przypiekającego słońca. Całymi dniami pracują w kuźniach, czy innych pracowniach. Nieznany im jest odpoczynek. W genach mają zakodowane nieustanne konstruowanie nowych wynalazków, zlecanych przez Asynów. Ręce same rwą się do roboty.

Medinylth z kolei, to lud stworzony do zielarstwa, lecznictwa i czarów. Świetnie współpracuje z Thenylczykami, jako że ich wspólnym konikiem jest piękna flora. Wszelkie lekarstwa, maści i fiolki dodające urody pochodzą właśnie stąd. Poważnie chorzy lub ciężko ranni przybywają tu po uzdrowienie. Krążą plotki, iż wystarczy napić się wody ze strumienia Złotego Gaju, aby oczyścić duszę oraz ciało z drobnych infekcji, czy też poważnych zapaleń. W prawdzie nigdy nie próbowałam, ale to cenna informacja.

Aenylth, to lud powietrza. Nikt tak naprawdę nie wie czym się zajmują, poza nimi samymi. Dla pozostałych plemion są raczej aroganccy. Traktują wszystkich z wyższością, ale są najbardziej lojalni. Mnóstwo razy, których nie jestem w stanie zliczyć, błagałam tatę, by odkrył choć rąbek tajemnicy, lecz on pozostał głuchy na me prośby. W sekrecie zdradzę, iż troszkę udało mi się zasięgnąć języka. Dowiedziałam się od wędrownego pieśniarza, że Aenowie przepędzają straszne stwory, które przekroczyły próg naszego świata. Nie wiem jedynie na ile jest to prawdą.

Ostatnim ludem jest Elvenylth. Plemię Elvenów jest rozsądne , ale nie należy do spokojnych. Tubylcy żyją w zgodzie ze zwierzętami, posługując się ich mową, Do ich zadań należy gromadzenie wiedzy oraz sprawowanie pieczy nad Świętą Biblioteką, skarbnicą mądrości.

Z własnego doświadczenia wiem, że trudno jest zrozumieć o co chodzi w dialekcie erudytów. Przy byle okazji mają tendencję do naukowego bełkotu, od którego aż bolą uszy. Nie żartuję. Elvenowie są niezwykle dociekliwi. Żaden fakt nie umknie ich uwadze. Ponoć dzieci od kołyski potrafią porozumiewać się w trzech językach - języku zwierząt, pradawnych przodków oraz swoim rodzimym. Jeśli myślisz, że pięcioletniego Elvena oszukasz byle zagadką to grubo się mylisz! Mózgi tych dzieci pracują na najwyższych obrotach. Nim się obejrzysz, zostaniesz zasypany gradem wyjaśnień i mnóstwem definicji na pytanie - Czy teraz będzie padać? Jeśli nie chcesz mieć koszmarnego bólu głowy oraz ciężkiej depresji, czy zaniżonej samooceny, lepiej nie wdawaj się z nimi w potyczki słowne. Zawsze zwyciężają.



A teraz dosyć już wstępu.

Na imię mam Thalia i dziś opowiem swoją historię.

Otchłań - Jeździec Mórz i Oceanów

2
HorseRider pisze: pierwszych rozdziałów, wprowadzających do historii.
OMG pierwszy rozdział powieści fantasy. Moje Nemesis wróciło...
HorseRider pisze: Zapewne rzeczą niezmiernie ciekawą jest, dlaczego?
Zdanie do poprawki.
HorseRider pisze: a na deser unicestwi wszechświat - wszystko co dobre i szlachetne.
Tutaj też. Wszystko we wszechświecie jest donre i szlachetne?

Uwaga ogólna: narrator mówi cześć, i zaczyna od razu opowiadać historię swojego życia.
HorseRider pisze: z którym zawarłam przymierzę, jako córka Aenylczyka i Asnylki.
Bez "ę", a czy to przymierze polega na tym, że jest córką Aenylczyka i Asnylki? Bo zdanie się słabo czyta.
HorseRider pisze:
Nie mogłam wyzbyć się zazdrości, która niczym nieleczona rana jątrzyła się w mojej duszy
Klisza. Do tego cały fragment początkowy jak dotąd to klisza. Historia opowiadana już nieraz. Nic w tym złego opowiadać stare historie, ale na razie nie porywa... Do tego kocmołuch to brudas, niechluj. Te wszystkie dzieci na ulicach były czyściutkie i nigdy się nie brudziły? A to, że ona była niechlujna, to był najważniejszy powód, że nie pozwalano się z nią bawić?
HorseRider pisze: Nieufnie, lecz z ogromną ciekawością podeszłam bliżej, miast uciekać.
WTF? Przyłapał ją, bała się kary, ale zamiast spierniczać się okazauje, że po prostu ją zobaczył, a nie złapał, a ta tępa podeszła do niego? Mało to wiarygodne.
HorseRider pisze: - A będzie gorąca czekolada? - Spojrzałam na niego z nadzieją.

HorseRider pisze: Na świecie istnieją trzy krainy - Zachodzącego Słońca, Cieni i Błogosławieństwa. Ta ostatnia, nosi nazwę Nylth i jest naszym ukochanym domem, stworzonym przez potężną boginię Selle. Zamieszkuje go siedem ludów.
Komu ona to opowiada? Zaczyna od "cześć" i opowiada historię, i mówi o tym, co zapewne jest jasne dla mieszkańców tego świata.
HorseRider pisze: Woda ma ogromne znaczenie w kulturze Asnylów.
Ała. Kim jest bohaterka i do kogo mówi?
HorseRider pisze: w rozległej zieleni utworzyła potężnych kalibrów ściany wodne, które nigdy nie wysychają,
AŁA
HorseRider pisze: Trzy największe krystaliczne słupy swobodnie mienią się w świetle, ukazując naturalne piękno plemienia.
AŁA
Co ty mi robisz, kobieto!
Nie. Nie wiem, co to jest "ściana wody", która nigdy nie wysycha, ale na pewno nie kojarzy się ściana ze SŁUPEM i nie mam pojęcia, dlaczego jakiś dziw natury ma pokazywać piękno PLEMIENIA (a nie ich krainy).
HorseRider pisze: assassyni.
Asasyni. Tak jest po polsku.
HorseRider pisze: W genach mają
Genach? To jest fantasy? Na jakim poziomie mają wiedzę, naukę itd?
HorseRider pisze: Mnóstwo razy, których nie jestem w stanie zliczyć, błagałam tatę, by odkrył choć rąbek tajemnicy, lecz on pozostał głuchy na me prośby. W sekrecie zdradzę, iż troszkę udało mi się zasięgnąć języka. Dowiedziałam się od wędrownego pieśniarza, że Aenowie przepędzają straszne stwory, które przekroczyły próg naszego świata. Nie wiem jedynie na ile jest to prawdą.
Ała. Ała. Ała. Nie - jakiej tajemnicy? Po co nie byłam w stanie zliczyć?
HorseRider pisze: Tubylcy żyją w zgodzie ze zwierzętami, posługując się ich mową,
Przecinek to rybka, ale co, zwierzęta wszystkie jedną mowę mają?
HorseRider pisze: dialekcie erudytów.
Mają własny język? A może chodziło ci o żargon?
HorseRider pisze: A teraz dosyć już wstępu.

Na imię mam Thalia i dziś opowiem swoją historię.
Oj.

Powiem tak: jest lepiej niż niektóre inne pierwsze rozdziały powieści fantasy. Ale to nie znaczy, że jest dobrze. Na poziomie czysto językowym sobie radzisz, to jest poprawne - znowu potwierdza się, że większość wstawek debiutantek (w odróżnieniu od debiutantów) spełnia podstawowe kryteria poprawnościowe i nie gwałci języka tak, jak faceci.
Niemniej całość brzmi jak tekst dla dzieci, opisujący siedem krain kucyków, elfy powietrza, wody i dzwoneczka, albo temu podobne zestawy znane z czytania bajeczek dla moich dzieci.
Co gorsza, nie wiadomo, jak to czytać. Jeżeli dziewczyna opowiada swoją historię, to komu? I dlaczego zaczyna opowiadać od wykładu na temat geografii i ludów? To straszne zaczynać książkę od łups, wykładu na temat kultury, przy czym na dodatek ten wykład to takie ogólniki. Ci mówią językiem zwierząt i ludzi, ci kochają wodę.

Jestem dzisiaj nieco bardziej okrutny, ale nie potrzebujesz klepania po główce, bo warsztat nie jest zły. Tzn inni napiszą więcej, a jak wpadnie tu Smoke, to Cię zje.
Smoke pisze: SMOKE, PRZYZYWAM CIĘ!
Hehehe. Pardon.

Neimniej, masz większy problem na poziomie powyżej warsztatu. Tak historii po prostu nie można zacząć opowiadać. Wyobraź sobie, że wchodzisz do klasy i proszą cię, byś opowiedziała, jak spędziłaś święta. A ty na to "część, no więc jestem Polką, Polka to taka kraina w środku Europy, lubimy wieszczów narodowych, bigos i przypierniczać się do idiotyzmów. Z Polską graniczą Niemcy, Czechy..." I tak dalej. Kilka tysięcy znaków, a historia jeszcze się nie zaczęła.

Początek - może być. Później, kiedy zaczyna opowiadać o tym, jakie to straszne miało dzieciństwo - trochę kliszowate, ale serce nie boli. Ale potem, ta cała geografia i kultura, i krystaliczne słupy (ała) MUSI wylecieć.
http://radomirdarmila.pl

Otchłań - Jeździec Mórz i Oceanów

3
szopen pisze: Powiem tak: jest lepiej niż niektóre inne pierwsze rozdziały powieści fantasy. Ale to nie znaczy, że jest dobrze. Na poziomie czysto językowym sobie radzisz, to jest poprawne - znowu potwierdza się, że większość wstawek debiutantek (w odróżnieniu od debiutantów) spełnia podstawowe kryteria poprawnościowe i nie gwałci języka tak, jak faceci.
Niemniej całość brzmi jak tekst dla dzieci, opisujący siedem krain kucyków, elfy powietrza, wody i dzwoneczka, albo temu podobne zestawy znane z czytania bajeczek dla moich dzieci.
Co gorsza, nie wiadomo, jak to czytać. Jeżeli dziewczyna opowiada swoją historię, to komu? I dlaczego zaczyna opowiadać od wykładu na temat geografii i ludów? To straszne zaczynać książkę od łups, wykładu na temat kultury, przy czym na dodatek ten wykład to takie ogólniki. Ci mówią językiem zwierząt i ludzi, ci kochają wodę.
Przepraszam najmocniej, ale od tego "ała" jakoś mi się zabawnie zrobiło, co oczywiście nie znaczy, że wyśmiewam opinię! Bardzo dziękuję za wskazanie mi błędów. Teraz wiem nad czym popracować i szczerze mówiąc na takie komentarze właśnie liczyłam - mocne, ale kulturalne. Zgadzam się ze wszystkim co zostało napisane, tak jak mówiłam wyżej, nie jestem dobra w rozpoczynaniu opowieści, dlatego cenię sobie wyraźnie opisane niepoprawności. Nareszcie rozumiem co w tym rozdziale jest nie tak. Jeszcze raz, bardzo dziękuję, pozdrawiam!

Otchłań - Jeździec Mórz i Oceanów

4
Nie wiem czy powinienem wypowiadać się na temat innych tekstów, bo to trochę w stylu „przyganiał kocioł garnkowi”. Tak czy siak, mam parę uwag.

Główna bohaterka miała dziewięć lat, gdy została wyrzucona z rodziny, bo jej najlepsza przyjaciółka przepowiedziała że przyniesie zagładę na ich lud. Kiedy ja miałem dziewięć lat, przyjaźniłem się tylko z rówieśnikami. Trudni mi uwierzyć że lud Thalii tak po prostu dał wiarę jakiejś przepowiedni innej dziewięciolatki… to potrzebuje jakiegoś rozwinięcia albo wytłumaczenia, a przynajmniej tak mi się wydaje. Może przepowiednia jakiejś złej wiedźmy, albo nadworna wróżka czy coś. Idę o zakład że ta „przyjaciółka” pewnie pojawi się w jakimś rozdziale dalej, więc jej zmiana jej postaci może być problematyczna.

Uważam też że za dużo informacji serwujesz czytelnikowi na start - tutaj najbardziej w oczy rzucają mi się opisy siedmiu ludów. Gdy doczytałem do ostatniego, nie pamiętałem dokładnie tego pierwszego. Wiem że pewnie chcesz aby czytelnik miał solidną „bazę” twojego świata w swojej głowie, na której zbudujesz opowieść, ale musisz zrobić to trochę… powolniej?

Koniec końców… mi się nawet podobało, poczytałbym co dalej.
Śmieszne jest to, jak los nie pozwala ucieć przed przeznaczeniem.

Otchłań - Jeździec Mórz i Oceanów

5
szopen pisze: Niemniej całość brzmi jak tekst dla dzieci, opisujący siedem krain kucyków, elfy powietrza, wody i dzwoneczka, albo temu podobne zestawy znane z czytania bajeczek dla moich dzieci.
I w sumie 'nuff said.

Jako miłośnik jednak hard fantasy mam kilka uwag:
Mamy dziecię które, przydech, przyniesie zagładę. Jeżeli przepowiednia ma widoki na spełnienie się, to owego dziecięcia nie wyrzucamy z domu, nie wytykamy palcami, nie omijamy jak zepsutego powietrza. Dziecię zabijamy. Wybierając skuteczną metodę. Tu masz deskę ratunkową pt "co poszło nie tak" i czemu Thalia jednak przeżyła.

Parę razy mnie złapano i porządnie złojono. Miałam szczęście, iż nie zawiadomiono strażników
...nie zgwałcono, nie zabito, nie sprzedano do burdelu. Nie powieszono (9 lat to nie argument), nie obcięto ręki, nie napiętnowano żelazem.

OK, w tekście jest wyjaśnienie czemu udał się numer z kutrem rybackim (który oczywiście dziwnem figlem miał stosowne zapasy żywności i wody na pokładzie).
Ale kto jak kiedy nauczył ją kraść mięciusie podusie?

Bałam się potwornie kary, jaką wymierzy za zbójnictwo
...bo poprzednio zawsze ją tak strasznie, ale to STRASZNIE karano.

Bajeczkowo słodziaście. To nie jest komplement.
Ostatecznie zupełnie niedaleko odnalazłem fotel oraz sens rozłożenia się w nim wygodnie Autor nieznany. Może się ujawni.
Same fakty to kupa cegieł, autor jest po to, żeby coś z nich zbudować. Dom, katedrę czy burdel, nieważne. Byle budować, a nie odnotowywać istnienie kupy. Cegieł. - by Iwar
Dupczysław Czepialski herbu orka na ugorze

Otchłań - Jeździec Mórz i Oceanów

6
- Jak ci na imię? - padło pytanie.
- Thalia - bąknęłam. (...)
- A gdzie są twoi rodzice, Thalio? - zaciekawił się.
- Ja nie mam rodziców - odpowiedziałam chłodno. Rzuciłam mu wyzywające spojrzenie. Niech sobie nie myśli, że jestem z tego powodu słaba!
- A co byś powiedziała na ciepły posiłek, tu w gospodzie? - Zachęcał ciemnowłosy, wskazując głośną jadalnię przy rogu ulicy.
- A będzie gorąca czekolada? - Spojrzałam na niego z nadzieją. Zaśmiał się serdecznie, przypominając tym szczekanie psa.
- Nawet dwie, jeśli masz ochotę. - Wyciągnął do mnie rękę. Bez wahania wsunęłam w nią swoją drobną dłoń.
pedofil jak obszył :D

dziewczynka ma ile lat?, bo pytanie o rodziców sugeruje, ze niewiele ponad te nieszczesne 9. w takim razie, pierwsze, co przychodzi do głowy to dośc negatywna ocena zarówno nieznajomego i bezgraniczna naiwnośc bohaterki, która zyjąc na ulicy powinna nauczyć się podstaw miejskiego survivalu, zresztą, niby o tym piszesz:
" Tamten okres pamiętam jako walkę o przetrwanie. Jeśli mam być szczera, na swój sposób to lubiłam. To wtedy stałam się silna i nieugięta. Nauczyłam się polegać tylko na sobie. Samowystarczalność przede wszystkim. Drobne rabunki, czy uliczne bójki stały się moją pasją.".

wywal przydlugie wstępy, monologi bohatera na temat przeszłosci lub zalezności geopolitycznych nużą - takie kawalki podaje się w trakcie fabuły, podczas gdy bohater z klanu A morduje ohatera z klanu B, a i to wzmianką bohatera C typu: A zawsze nienawidzili B i wypruwali z nich flaki przy kazdej możliwej okazji.

ogólnie jest gites, potrafisz konstruowac zdania tak, żeby nie bolalo, błedów za wiele nie ma, a to, co jest pozostaje kwestia warsztatu, ten zas jest do wypracowania.
Serwus, siostrzyczko moja najmilsza, no jak tam wam?
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.

Otchłań - Jeździec Mórz i Oceanów

7
Lubię fantasy i lubię kobiece postacie. Dlatego to tekstu byłam nastawiona z góry przychylnie. Niestety, nawet mimo kredytu zaufania na początek, muszę powiedzieć, że tekst mnie rozczarował.
Koślawe zdania:
Zapewne rzeczą niezmiernie ciekawą jest, dlaczego?
Więc, zostałam wydalona ze swojego ludu
Detale świata przedstawionego: rody i plemiona, co sugeruje z jednej strony klimat "dawny" (cokolwiek to znaczy, brak danych do przybliżonego określenia względem naszych epok) i matki, nawołujące do mycia rąk (czyżby w tym świecie mieli wiedzę o bakteriach?). No i sama narracja zupełnie poszatkowana: wstęp - jakiś facet, wydaje się, że coś zacznie się dziać - po czym, ni z tego, ni z owego, opowieści o ludach.
Tak więc, podobają mi się niektóre zarysy świata przedstawionego: rody i możliwość wyrzeknięcia się potomka, nawiązanie do żywiołów itp. Ale tego jest za mało.
No i ten patetyczny ton. zadanie jest trudne: dzieciak został pozbawiony domu, dzieją się z nim dramatyczne rzeczy. Jak ukazać perspektywę takiego dzieciaka, będąc dorosłym, tak, żeby to brzmiało wiarygodnie? Imo takie zadanie wymaga już pewnego pisarskiego wtajemniczenia, dlatego ja rozwiązałabym to tak, że wprowadziłabym bohaterkę już dorosłą (czy podrośniętą), która relacjonuje przeżycia z dzieciństwa w urywkach opowieści w dialogach. Ewentualnie, w jakichś migawkach ze wspomnień.
A cały tekst przepisałabym od początku.
"ty tak zawsze masz - wylejesz zawartośc mózgu i musisz poczekac az ci sie zbierze, jak rezerwuar nad kiblem" by ravva

"Between the devil and the deep blue sea".

Otchłań - Jeździec Mórz i Oceanów

9
HorseRider pisze: skopywaną z kąta w kąt, a dom jego nie będzie pusty i zamknięty na urok tego świata.
"I rzekł Pan..." z jakiegoś powodu ten fragment niesamowicie skojarzył mi się ze stylem biblijnym :D. Ale pomińmy to na moment.

Warsztat masz raczej dobry, na ile potrafię to ocenić, nie licząc okazjonalnie dziwnie ułożonych słówek - patrz wyżej :3 - ale to chyba kwestia stylu... Tutaj boję się opiniować, bo nie wiem, gdzie jest granica pomiędzy niewłaściwą konstrukcją a odautorskim stylem :D. To zostawię innym, generalnie czytało się raczej płynnie, zacinałam się co najwyżej na takich zdaniach i sobie je oglądałam, bo to nie moja bajka, wstawianie "wielce" czy "nader" w narracji :3. Ale widzę znaczącą różnicę pomiędzy stylem do pytania retorycznego, a po nim... Dziwne to troszkę, ale *unosi ręce*.

Fabularnie jest nieco ciężej. Zgodzę się z przedmówcami - troszkę nie przemawia do mnie konwencja. Styl "nie dark" też jest absolutnie w porządku, ale są tu dla mnie takie szczególiki, które przeszkadzają w odbiorze... Jakby to przełożyć na słowa... Rzeczywistość brutalna i bezlitosna, zabójcy, niemili ludzie i wygnanie dziecka, ale z drugiej strony... dziewięcioletnia dziewczynka, która "dość lubi życie na ulicy, bo staje się silna i nieugięta". Jakoś odczuwam wewnętrzny sprzeciw pomiędzy jednym a drugim :/.

Jak dla mnie przy historii, którą opowiadała główna bohaterka, odnosi się też na przykład wrażenie, że była ona jedyną sierotą w mieście. Nie było innych biednych dzieci, żebraków? A może cywilizacja jest tak rozwinięta, że ich nie ma? Cóż... Nie wiem ;). Odosobnienie i wyobcowanie jest jak najbardziej w porządku, ale moment - dziewczynka jest na liście "typów spod ciemnej gwiazdy" - i co ta lista ma na celu? Złapanie wyznaczonych celów? To dlaczego jeszcze nikt jej nie zawlókł do strażników? A jak nie da się jej rozpoznać, bo jest obdrapanym dzieciakiem w łachmanach, to po co właściwie w ogóle jej wizerunek na liście? Tak się tylko zastanawiam... Bo to są niby takie nieistotne szczególiki w kontekście całości, i możliwe, że tekst dalej coś w tą stronę tłumaczy, ale kiedy fragment jest tak krótki, to wybijają się na pierwszy plan ;).

I opis ludów też nie brzmi dla mnie zbyt dobrze jak na początek powieści. Czułam się jak przy czytaniu encyklopedii z komentarzem. Osobiście wolałam, żeby to wszystko - generalnie cały ten wstęp! - zawrzeć jakoś zgrabnie w pierwszych rozdziałach. Takie wstępy, jak ten wyżej, są fajne, gdy są krótkie, konkretne i zabawne... Może bohaterka mogłaby myśleć o przeszłości wykonując jakoś czynność? Albo może pójść o krok dalej, i na przykład - nie wiem - tą nieco ograną historię wygnanej dziewczynki przedstawić w jakiś kreatywny sposób, tak, żeby przykuć uwagę? :D Mogłaby... Jest z plemienia wody... Stać sobie przy jakimś wodospadzie, widzieć w odbiciach sceny i opisywać je z jakiegoś odgórnego powodu? Pomysłów można wymyślić mnóstwo, byle było ciekawie :3.

Ale cóż, nie jest źle! Pozdrawiam serdecznie i przepraszam za tak długą opinię :<. Na początku miałam nie pisać, ale tytuł mnie sprowokował niestety :D. (Przez jakiś czas podpisywałam się jako Otchłań w internecie... Dalej się nieco utożsamiam z tym przydomkiem, ha, historia)
Co cię nie zabije, zawsze może cię dobić...

Otchłań - Jeździec Mórz i Oceanów

10
Nie czytałam poprzednich komentarzy, więc coś się może powtarzać. Zamierzam skupić się na głównie na koncepcji, jej słabych stronach i moich wątpliwościach.

HorseRider pisze: I wszystko dlatego, że moja najlepsza jak myślałam przyjaciółka obdarzona widzeniem, przepowiedziała, iż przyniosę zagładę na nasz lud i wszystkie pozostałe.
To jakieś społeczeństwo pacyfistów, skoro po takiej przepowiedni nie zabili jej na miejscu.
HorseRider pisze: Pomyślcie tylko, czego strasznego dokonać może dziewczynka licząca sobie ledwie dziewięć wiosen?
Może np. przypadkiem wywołać pożar, przywlec zarazę, obudzić smoka w jaskini, ściągnąć na swój gatunek klątwę, ogólnie sporo może, a co dopiero, jak dorośnie. Jak wygląda sprawa ze spełnianiem się tych widzeń? Bohaterka brzmi jakby w nie nie wierzyła.
HorseRider pisze: - A będzie gorąca czekolada? - Spojrzałam na niego z nadzieją. Zaśmiał się serdecznie, przypominając tym szczekanie psa.
Bardzo ufne dziecko, jak ona przeżyła na ulicy?
HorseRider pisze: Tubylcy żyją w zgodzie ze zwierzętami, posługując się ich mową,
Wiem że mowa zwierząt to coś powszechnego w fantastyce, ale... Zwierzęta w naszym świecie nie mają swojej mowy, bo to umiejętność niesamowicie skomplikowana, wymagająca posługiwania się symbolami. Jedynie delfiny i szympansy podejrzewa się o tę umiejętność, ale nie ma na to sensownych badań. Niektórzy sądzą że to dzięki mowie powstała u nas samoświadomość. Jeśli zwierzęta w twoim świecie mają własny język, to widzę etyczny problem w zjadaniu ich, a może nawet należałoby rozważyć, czy to aby na pewno zwierzęta, czy już raczej istoty rozumne. No i które zwierzęta? Ryby, owady i ślimaki też? A zjadają się nawzajem?
Chyba że ten język to po prostu jakaś magia, która pozwala przekazać zwierzęciu nasze intencje i usposabia je do nas przyjaźnie.
HorseRider pisze: Z własnego doświadczenia wiem, że trudno jest zrozumieć o co chodzi w dialekcie erudytów. Przy byle okazji mają tendencję do naukowego bełkotu, od którego aż bolą uszy. Nie żartuję.
Czy to miał być fanfik do "Niezgodnej"? W dialekcie chodzi o porozumienie się w specyficznej dla danej grupy odmianie języka. Tobie chyba chodzi o to, że trudno zrozumieć ich dialekt. To nic dziwnego, obcy dialekt zwykle trudno jest zrozumieć.
HorseRider pisze: . Odnoszę wrażenie jakby mój styl pisania ulegał zmianie w każdej kolejnej części historii. Nie mam pojęcia od czego to zależy, dlatego bardzo proszę o małą wskazówkę.
Bo styl sobie trzeba wyrobić. Na początku, jest właśnie taki plastyczny, zależny od nastroju, przeczytanej ostatnio książki itd. Z czasem to się unormuje.
"Strasznie mnie wkurza gdy się pytają:
Jak tam roboty się posuwają
A w budownictwie przecież pracuję
Co mnie obchodzą robotów ruje!?"
Autor nieznany(przynajmniej mnie)

Jajko to bardzo świeży kurczak.

Otchłań - Jeździec Mórz i Oceanów

11
Nie wiedzieć czemu, czytając Twój tekst przypomniałam sobie serię dla młodzieży o Bobbym Pendragonie - przypomina mi go w konstrukcji (poniekąd forma pamiętnika, humor).

Ogólnie rzecz biorąc, pomysł jest super. Wiesz jak chcesz by wyglądał świat Twój i Twojej bohaterki. Problem polega na tym, że czułam się, jakbyś zaprezentowała nam swoje notatki z konstruowania tła fabularnego. Mamy kawałek akcji, a za chwilę kilka akapitów zawiłości, żywcem wyjetych z podręcznika antropologii kulturowej. Jeśli mam być całkiem szczera, to sporo fragmentów zwyczajnie przeskoczyłam.

Z czym jednak najbardziej nie mogłam się pogodzić, to z faktem, że bohaterka niby spędza dzieciństwo na ulicy, o którym mówi, że ją zahartowało, sprawiła, że jest harda i nieugięta, a bierze za łapę pierwszego lepszego typka i upewnia się, że dostanie od niego kakao (pewnie z rohypnolem).
A tak z innych kwestii:
- Ile też bohaterka ma lat? Brzmi to tak, jakby miała 9, ale z opowiadania o hartujacym życiu na ulicy wnioskuję, że więcej.
- Czemu od razu jej nie zabili, słysząc, że sprowadzi na nich masakrę? Lajos potraktował "łagodnie" Edypa i popatrz gdzie go to zaprowadziło?
- komu bohaterka opowiada swoje przeżycia?

Ogólnie pisz, masz pomysły, więc teraz tylko popracuj nad realizacją :)
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”