[18+] Pirat - opowiadanie cz.1

1
...czas zacząć. Opowiadanie jest kompletne, co tydzień pojawią się kolejne części. Snułem historię, ale przy okazji robiłem sobie warsztat. Jest sporo wtrętów pod tytułem opisanie świata.
PS Gardach to nie Kovir i Poviss

Przemoc Seks Wulgaryzmy Będą trupy

PIRAT
Tego dnia chmury obrodziły wyjątkowo obficie nad Morzem Aglajskim. Piracki sterowiec Chciwość przebijał się przez białawe kłęby. Pchany mocą swych trzech silników, parł w kierunku pewnego punktu w przestrzeni. Na mapie był po to prostu obszar na bezmiarze wód, oddalony o piętnaście mil na wschód od bezludnej skalnej iglicy wystającej z morza. Ale w tym punkcie winien znaleźć się kurierski statek Skrzydlaty. Zaś gęste chmury dawały szanse na niezauważone podejście.
Dowódca Chciwości znał oczywiście marszrutę celu. Kosztowało go to raptem dziesięć złotych orłów, które jego człowiek wsunął w łapę urzędnika z kapitanatu. Kolejne trzy monety zmieniły właściciela w zamian za manifest pokładowy.
Czcigodny Reckard Vissir, bo o nim tu mowa, stał na mostku po lewicy sternika. Ktokolwiek by go zobaczył, pomyślałby że to raczej kupiec korzenny. Postawny, ubrany w niebieski surdut, takież obcisłe spodnie i koszulę z żabotem. Szeroką twarz o kanciastej szczęce i wydatnym nosie okalała kasztanowa, starannie przycięta broda. Włosy, solidnie popstrzone siwizną, nosił długie do ramion.
Dowcip polegał na tym, że trzy lata wcześniej piracki kapitan w istocie był kupcem korzennym i kapitanem własnego sterowca - Księżniczki. A teraz po raz chyba setny przelatywały mu przed oczami wydarzenia, które umieściły go w tej roli. Pirata.

RECKARD

Trzy lata wcześniej
Reckard siedział w siodle weloka, przemierzając ulice Kandalu. Człapiący w tempie biegnącego człowieka jaszczur leniwie omijał nielicznych przechodniów, obładowane towarem kargi i pojedynczy samochód. Drogę z portu lotniczego pokonał w pół godziny. A dwie godziny temu powinien był wyruszyć do Chabaru - gdyby jego mechanik, poproszony, nie sprokurował na Księżniczce awarii.
A wszystko z powodu kobiety. I poufnej wiadomości z zaufanego źródła.
Reckard powinien się w środku gotować. Ba, wyśpiewywane przez bardów ballady wręcz obligowały go, jako zdradzanego męża, do posiadania zaczerwienionego oblicza, zaciśniętych zębów i nieledwie smużek pary uchodzących z uszu. Jego umysł jednak nie przypominał gotującego się kotła, raczej płynącą niewzruszenie do przodu górę lodową. Nie planował na zapas, co i komu zrobi - zwłaszcza że, pomimo słyszanych od paru miesięcy plotek, wciąż nie wiedział kto zaszczyca sekretne miejsca Aidy Vissir.
Kilka lat po śmierci pierwszej żony, Elinory, zwrócił oko ku młodszej o dwadzieścia lat córce Meancheyów. Nawet nie było to małżeństwo z rozsądku ani dla posagu. Po prostu chciał, żeby ktoś zapełnił ten dom, zwłaszcza gdy wydał córkę za mąż, a syna wysłał na studia do metropolii. Poniewczasie dopiero zorientował się, że małżeństwo z ową pięknością o alabastrowej skórze i włosach jak skrzydło kruka nie przyniesie mu upragnionego spokoju. Że serwowane w równych proporcjach chłód i pogarda sprawią, że swego domu zacznie raczej unikać.
- Co mi broniło wykupić kontrakt kurtyzany? - zapytał sam siebie.
Dotarł przed dom i zeskoczył z siodła. Pozostawił jaszczura samopas - wiedział, że ten sam nie ruszy się na krok z miejsca, chyba że zgłodnieje. Rozejrzał się jeszcze. Przed murem rezydencji nie było żadnych pojazdów ani zwierząt. Ktokolwiek był niezapowiedzianym gościem, nie był aż tak ostentacyjny. Natomiast w bocznej uliczce Reckard dostrzegł wielkiego karga z palankinem na grzbiecie. Bez żadnych oznaczeń czy herbów. Czekało przy nim kilku służących.
Pchnął drzwi, minął zdziwionego odźwiernego i pomaszerował przed wewnętrzny ogród. W wejściu do domu wpadł na równie zaskoczoną służącą.
- Czcigodny? Ale…
- To nie ja, Areko. Ja odleciałem dwie godziny temu - warknął i dodał, korzystając z jej zaskoczenia - pani, tuszę, przyjmuje gościa w salonie?
- Nie, czcigodny. W małym gabi… - żachnęła się z przerażeniem, zasłoniła usta dłonią. Reckard delikatnie odstawił ją na bok.
- Zacna dziewczyna - powiedział i ruszył po schodach na piętro. Otworzył drzwi do gabinetu.
Aida Vissir półleżała na sofie. Nogi miała rozchylone, głowę odchyloną do tyłu, kruczoczarne włosy rozsypane po oparciu. Mruczała, przygryzając wargi. Rozwiązany dekolt ciemnoczerwonej sukni odsłaniał jej krągłe, białe piersi. Widok może i by wzbudził podniecenie w Reckardzie, gdyby nie para męskich pośladków, skądinąd kształtnych i umięśnionych, poruszająca się rytmicznie wśród koronkowych halek między jej nogami. Powyżej widniały szczupłe plecy osłonięte koszulą i tył głowy z długimi do ramion, kręconymi czarnymi włosami.
Aida spostrzegła męża, jęknęła głośno z przestrachu, przyciągnęła do siebie właściciela pośladków. Ów, opacznie zrozumiawszy, przyspieszył tempa.
Reckard przez kilka uderzeń serca rozważał, czy nie użyć zakończonego kolcem palcata, którym poganiał weloka i nie wpakować go gaszkowi po rękojeść w wiadome miejsce. Zamiast tego jednak podszedł i wymierzył kopniaka w to, co kołysało się poniżej pośladków. Absztyfikant wydał z siebie zduszony krzyk i obwisł na kochance. Kupiec poprawił w to samo miejsce, po czym delikwent osunął się na podłogę i zwinął w kłębek. Jego ciałem wstrząsnął skurcz.
Aida uznała za stosowne wrzasnąć.
Reckard butem odwrócił nieznajomego na plecy. I w tym momencie obok gniewu pojawił się strach. U jego stóp leżał półprzytomny, ze strużką śliny płynącą z kącika ust, Samrin Visquis. Bratanek Nordima Visquisa. Najwyższego Radcy kompanii Visquis i Synowie. Jego głównego wierzyciela.
Żeby było śmieszniej, historia jego długu zaczęła się od kłopotów finansowych ojca Aidy, w które Reckard był uprzejmy się wplątać. A potem, że współpraca była wcale owocna, zapożyczał się u Visquisa dalej na własne inwestycje.
Od strachu silniejszy był jednak gniew. Visquis czy nie, Reckard nie płaszczyłby się przed kimś, kto przyprawił mu rogi. Odwrócił się i spojrzał na małżonkę,
Aida Vissir podkuliła nogi i jęła zbierać materiał sukni wokół piersi.
- Reckard… Przecież ty odleciałeś... ?
- Powiedziałem sobie, że będę tolerował twoje...przygody. Dopóki będą dyskretne. O bękarty jestem spokojny - dodał z premedytacją. W ciągu czterech lat małżeństwa Aida zdążyła raz poronić, poza tym z zamierzonych ciąż nie wyszło nic. Bolała nad tym, zaś Reckard miał dwa dorosłe dowody na swoją własną płodność.
- Wiedziałeś…
- Że przyprawiasz mi rogi? Oczywiście. Z kim? Szczerze, nie zdążyłem. Zdaje się, za prędko ich zmieniałaś - tu akurat kłamał. To był pierwszy raz, gdy uzyskał coś więcej niż plotki i podejrzenia.
- Zresztą, jako rzekłem, mam gdzieś kto cię pierdoli - zadbał o obojętny ton i miał nadzieję, że brzmi szczerze - choć doceniam, że zabrałaś się wreszcie za uregulowanie długów papy. Własnymi… rękami - dodał, patrząc jednak na kłębowisko halek i szczelnie zaciśnięte uda żony.
Zacisnęła zęby, zasyczała. Starannie dobierał słowa tak, żeby bolało. Była zawsze dumna ze swego pięknego ciała, z wrażenia jakie czyniła na mężczyznach. Nie przywykła do wzgardy.
- Przynajmniej wreszcie ktoś mi wygodził jak należy!
- Moja droga, mógłbym wywodzić jaka jesteś w łożu, a raczej jaka nie jesteś. Ale długo by to zajęło, a dobrze byłoby przekroczyć cieśninę Tjeravada przed zmrokiem. Ale czekaj, czekaj, twój gość chyba odzyskuje kolory.
Samrin Visquis w istocie zacharczał i zwymiotował na podłogę. A Reckard odwrócił się i napotkał spojrzenia chyba czworga służby, ciekawie wychylających głowy przez uchylone drzwi.
- O, Pięciornik - zwrócił się do jednego z nich - dobrze, że jesteś. Tam w uliczce widziałem wierzchowca i służbę czcigodnego Visquisa. Pójdziesz do nich i powiesz, że pan wyszedł bocznym wyjściem.
- Za pozwoleniem, czcigodny, bocznym wyjściem? Dla służby?
- Nie. Bocznym wyjściem - odparł Reckard i pochylił się nad Visquisem. Był silnym mężczyzną, jedną ręką zebrał w garść kołnierz jego koszuli, drugą chwycił jak kleszczami za udo, podniósł go i bez ceregieli wyrzucił przez okno na ulicę.
Rozległ się łoskot upadającego ciała - szczęśliwie na trawnik - oraz dość wyraźny trzask pękającej kości. Służący zniknęli z drzwi jak zdmuchnięci. Reckard podniósł palcat i podszedł do skulonej na sofie, skamieniałej Aidy. Zadrżała, spodziewając się ciosu. On jednak pochylił się i pocałował ją w policzek. Uchyliła się z wstrętem.
- Bywaj, droga żono.
Dopiero gdy wyszedł z gabinetu i ruszył schodami w dół, dobiegła go wiązanka wyzwisk.
I wtedy lodowa góra w jego umyśle rozpadła się na kawałki. Nie pamiętał, jak dosiadł weloka i ruszył z powrotem. Zdążył dotrzeć do portu, wejść na pokład Księżniczki i wystartować. Gdy sterowiec wspiął się na trzy tysiące stóp i rozpędził, starczyło mu hartu ducha akurat na tyle, by spokojnym głosem scedować komendę na pierwszego oficera i starannie mierzonym krokiem udać się do kajuty. Zamknął drzwi, usiadł na koi i dopiero wtedy rozpłakał się z wściekłości. A gdy sterowiec zgodnie z planem przed zmrokiem przekroczył cieśninę Tjeravada - szczerbę między dwoma wystającymi z morza łańcuchami gór, wysokich na jedenaście tysięcy stóp - jak nigdy nie tykał alkoholu na pokładzie, wyciągnął butelkę i sumiennie się urżnął.
Trzy dni później siedział na tarasie jednej z licznych przytulnych tawern, w jakie obfitował chabarski port. Opróżnił już pół butelki złocistego wina. Wystygły obiad stał niemal nienaruszony na stole. Zdałoby się, Reckard patrzył na las masztów leniwie kołyszących się w porcie kliprów i fregat. W rzeczywistości myślał o treści radiogramu, który zgnieciony spoczywał w jego kieszeni.

DAŁEŚ NV CZEGO POTRZEBOWAŁ WYPOWIEDZIAŁ UMOWY SEKWESTR NA KSIĘŻNICZKĘ ZAMROŻENIE AKTYWÓW ARESZT DLA DŁUŻNIKÓW GDY WRÓCISZ K.

Rozmyślał. Nie gorączkowo bynajmniej; Chabar od Kandalu znajdował się daleko nie tylko mierząc milami. Jeszcze większa przepaść oddzielała służby celne i finansowe tych miast, nominalnie ściśle ze sobą współdziałające. Reckard oceniał, że w Chabarze Księżniczka zostanie zatrzymana najwcześniej za dwanaście dni.
Ale - dlaczego? Oczywiście że ostatnim ziarnkiem piasku było wyrzucenie Samrina oknem. Oczywiście, że Nordim Visquis patrzył na Księżniczkę pożądliwym okiem. Jego flota liczyła wprawdzie sześć statków powietrznych i dwa tuziny morskich, nie licząc udziałów w innych, ale od dawna mówiono, że statek Reckarda zbudowano pod szczęśliwą gwiazdą. Mężnie znosiła wichury i prądy powietrzne, jej motory pchały ją szybciej niż wynikałoby z obliczeń, różne urządzenia nawet w wilgotnym klimacie jakoś nie chciały się psuć. Kapitan nie raz i nie dwa razy odmówił sprzedaży choćby udziałów w niej.
Mimo wszystko - bez sensu. Dług Reckarda u Visquisów stanowiła głównie pożyczka na zakup i rozbudowę dwóch faktorii pozyskujących gumę, żywicę i szlachetne drewno. Dług Meancheya, który wypomniał żonie, stanowił niewielki ułamek - i spłacał go sukcesywnie bez większych wyrzeczeń. A teraz - postępowanie potrwa długo, pochłonie niebagatelne sumy. Za ten czas Księżniczka wprawdzie zmieni barwy, ale pozostanie w porcie nie przynosząc dochodu. A faktoria… Reckard kwaśno uśmiechnął się w kielich. Pożyczka przynosiła Visquisom regularnie płacone raty, a po rozkręceniu inwestycji miał spłacić ją udziałami. Teraz natomiast dostaną złotego orła za wyłożone trzy, zaś rozbebeszona budowa zostanie w połowie rozkradziona, a w drugiej pochłonięta przez dżunglę zanim zakończy się postępowanie.
Z tegoż samego powodu Reckard Vissir, którego ruchomości i nieruchomości nie pokryją długu, zgnije w więzieniu dla dłużników.
Bez żartów, wszystko dla statku?
Jeśli ją z tego wyciągnę, przechrzczę ją na Chciwość, pomyślał.
Wtedy się zorientował, że ktoś stoi przy stoliku. Gavdos Gued, jego pierwszy oficer. Zaprosił go gestem, wskazał butelkę wina. Zmieszał się, gdyż była pusta. Zawołał o kolejną i drugi kielich. Wtedy przypomniał sobie, że jego oficer przecież nie pijał alkoholu.
- Mów.
- Nasze listy kredytowe się odbiły. To co, jest w kasie, wystarczy na...
- U Visquisów, tak. Domyślam się, że u Cabaluanów również.
Gavdos uniósł pytająco brwi. Vissir zamiast odpowiedzi sięgnął do kieszeni i podał mu zmięty radiogram. Oficer przebiegł go wzrokiem i pokiwał głową. Taktownie nie spytał, jaki konkretnie pretekst dał Reckard. Mistrzowsko krótko podsumował sytuację:
- A. - po czym nalał sobie kielich wina i wychylił duszkiem. Skrzywił się niemiłosiernie. Młode, wytrawne wino, zamówione pod macki cincalamara z rusztu, musiało smakować mu jak ocet.
- Dlatego właśnie mam też środki u Nonoconana - pochwalił się kapitan - na okaziciela.
Gued uniósł brwi ze zdziwienia. Powierzyć pieniądze głównym konkurentom swoich partnerów… po namyśle, zupełnie niegłupi pomysł na nieprzewidziane sytuacje. Takie, jak ta.
Obaj wiedzieli jednak, że cokolwiek kapitan posiadał, załatwiało wyłącznie sprawy bieżące. Długie ręce służb skarbowych w końcu dosięgną i Księżniczkę i Reckarda.
Gavdosa natomiast nie. Nie był udziałowcem ani wspólnikiem. Mógł po prostu odejść, a z jego doświadczeniem inne kompanie czekałyby nań z otwartymi ramionami. Jednak przez dwanaście lat nauczył się szanować swojego kapitana, a przez trzy lata spędzone na Księżniczce - pokochał ten statek. Zatem nie, nie mógł po prostu odejść.
- Co kapitan zamierza?
- Poza oddaniem się w ich ręce albo palnięciem sobie w łeb? - zapytał ów sarkastycznie, pewnie dlatego że o żadnym z tych rozwiązań nie myślał poważnie. Gavdos musiał dojść do podobnego wniosku, gdyż zmilczał.
- Zachować wolność nie będzie trudno - mówił dalej kapitan - ot, zacznę od zera w jednym z miejsc, które ma na pieńku z Księstwem Aglajskim. Albo w Gardachu, żeby daleko nie szukać. Oczywiście, nie będę mógł nigdy wrócić…
- Tylko Gardach. Wszystkie inne… starczy że Hayaan z Monfalconem urżną się na przyjęciu, wycałują i odpuszczą sobie winy. A jak kapitan wie, może to nastąpić lada chwila, ta wojna celna obu zbytnio uderzyła po kieszeni. A wtedy kapitan poza Gardachem nigdzie stopy nie postawi… - przerwał Gued mało taktownie, mówiąc raczej do siebie. Czasem tak czynił, gdy się zamyślił.
- Tak czy tak, nie mogąc latać do Aglai nie utrzymam Księżniczki… będę musiał ją sprzedać albo zrujnuję się na jej utrzymanie...
I nie odpłacę Visquisom, pomyślał. Zostanę faktorem, może doradcą. I nie postawię już nogi na żadnym pokładzie. Przynajmniej w Gardachu będzie czym się odurzyć
- Czyli zostaje albo Gardach, albo piractwo - rzucił ponuro. Pierwszy oficer uśmiechnął się kwaśno. A kapitan kontynuował, jakby do siebie - mając dwudziestu czterech ludzi, z których na samą myśl o wyjęciu spod prawa zostanie może siedmiu. Dwie sikawki, z których nikt dawno nie strzelał i pukawkę dobrą do salutów. Z, jak pewnie wiesz, osiemnastoma nabojami.
Podniósł głowę, dopił wino.
- A zatem Gardach. Wyruszymy jutro rano. Aha, Gavdos…
- Tak, kapitanie?
- Jeśli jednak zostanę piratem - potem wielokrotnie zastanawiał się, czemu padły wtedy z jego ust te akurat słowa - ty odejdziesz. Masz dla kogo żyć.
Republika Gardach rozpościerała się na kilkudziesięciu zamieszkałych i ponad stu bezludnych wysepkach. Władcy okolicznych księstw patrzyli na nią krzywym okiem, nie tylko dlatego że tamtejsza konstytucja nie uznawała szlachty jako stanu wyższego. Zniesiono tam poddaństwo. W senacie zasiadali zarówno patrycjusze, jak i herbowi, a także - o zgrozo - ludzie wolni.
Oczywiście, pod płaszczykiem ideałów kryła się rzeczywistość niewiele odbiegająca od feudalnych księstw. Drogę na senatorskie krzesła torowano sobie głównie pieniędzmi (acz zdarzały się jednostki, które wspięły się tam dzięki zawartości głowy, a nie kufrów). Wieśniacy, drobni rzemieślnicy i rybacy niekoniecznie żyli dostatniej i spokojniej niż poddani z ościennych księstw. Dumne hasło mówiło o wolności jednostki, którą ograniczyć mogła jedynie wolność innej jednostki. W praktyce wolność bogatszej jednostki miała prymat przed wolnością biedniejszej.
To jednak mniej zajmowało Reckarda. Bardziej interesowało go gardaskie prawo azylu. Republika nie wydawała nikogo, niezależnie od zbrodni czy przewin, jakie by popełnił poza jej obszarem. Nie raz i nie dwa razy uciekali tam obaleni książęta, zbuntowani dowódcy czy zadłużeni kupcy. Oczywiście, uciekali też pospolici zbrodniarze, lecz osiemset mil morskiej pustyni od najbliższego miasta ograniczało ich liczbę.
Trafiali tam więc uciekinierzy sprytni lub bogaci. A pieniądze, które mieli, wzbogacały skarbiec Republiki. Bynajmniej nie ściągano z nich haraczu. Po prostu wydawali je na urządzenie sobie nowego życia. Musieli wszak jeść, mieszkać, zażywać rozrywek, prowadzić interesy. I to był drugi, ważniejszy powód niechęci ościennych księstw.
Trzecim, może mniej istotnym, była swoboda dostępu do wszelkich narkotyków, jakie wydawały rosnące na wyspach republiki rośliny. Lubid, ibuhor, mancananga, lemond, że nie wspomnieć o występującym tylko tam selchaku. Większość z nich była poza Gardachem dostępna tylko u pojedynczych kompanii, które słono płaciły władcom za monopol. A to dawało możliwość ryzykownego, ale niebagatelnego dochodu z przemytu.
Jednak to powód numer dwa spowodował kilka zbrojnych interwencji sąsiadów. Nieudanych, gdyż bogatą republikę stać było na zakup wyrafinowanego sprzętu oraz opłacenie wyszkolonej armii.
Następnego dnia okazało się, że słowa Gueda były prorocze. Koniec wojny celnej, krzyczały nagłówki gazet. Pokój między wielkimi rodami. Pierwsze strony ozdabiały szkice Wielkiego Księcia Alvarexa Monfalcona i Wielkiego Księcia Moctezu Hayaana - czy to portrety, czy też sceny w których podpisywali traktat, ściskali się lub, splatając dłonie w górze, pozowali razem rysownikom. Reckard uznał ów fakt raczej za wyklarowanie sytuacji, niż za kolejną kłodę rzuconą przez los pod nogi.
Księżniczka wyruszyła więc do Gardachu. Bez ładunku - wieści z Kandalu zdążyły już nadejść, żaden z faktorów nie był skłonny załadować frachtu na statek, na którym ciążył sekwestr. A na pewno nie za cenę narażenia się Visquisom. Z tegoż powodu zrezygnowało trzech ludzi z załogi. Reckard wręczył im podwójną gażę i pożegnał bez urazy.
Gdy jednak dotarli do Gardachu po dwóch dniach, załoga Księżniczki wzrosła w dwójnasób.
c.d.n.
Ostatecznie zupełnie niedaleko odnalazłem fotel oraz sens rozłożenia się w nim wygodnie Autor nieznany. Może się ujawni.
Same fakty to kupa cegieł, autor jest po to, żeby coś z nich zbudować. Dom, katedrę czy burdel, nieważne. Byle budować, a nie odnotowywać istnienie kupy. Cegieł. - by Iwar
Dupczysław Czepialski herbu orka na ugorze

[18+] Pirat - opowiadanie cz.1

2
misieq79 pisze:

Czcigodny Reckard Vissir, bo o nim tu mowa, stał na mostku po lewicy sternika. Ktokolwiek by go zobaczył, pomyślałby że to raczej kupiec korzenny. Postawny, ubrany w niebieski surdut, takież obcisłe spodnie i koszulę z żabotem. Szeroką twarz o kanciastej szczęce i wydatnym nosie okalała kasztanowa, starannie przycięta broda. Włosy, solidnie popstrzone siwizną, nosił długie do ramion.
Dowcip polegał na tym, że trzy lata wcześniej piracki kapitan w istocie był kupcem korzennym i kapitanem własnego sterowca - Księżniczki. A teraz po raz chyba setny przelatywały mu przed oczami wydarzenia, które umieściły go w tej roli. Pirata.[/akapit]
Jak dla mnie za szybko wspominasz o kupcu korzennym ponownie.
misieq79 pisze:

- Nie. Bocznym wyjściem - odparł Reckard i pochylił się nad Visquisem. Był silnym mężczyzną, jedną ręką zebrał w garść kołnierz jego koszuli, drugą chwycił jak kleszczami za udo, podniósł go i bez ceregieli wyrzucił przez okno na ulicę.
Nie wiadomo kto był silnym mężczyzną, Reckard czy Visquis? I kto kogo wyrzucił?

Nazwy statków nie trafiły w mój gust ale wiadomo subiektywny. Po za tym czyta się całkiem nieźle, jeśli to początek opowiadania to niestety brakuje akcji. Za dużo opisów, kto z kim i co i jaki to kraj. Może jak u Hitchcocka, powinieneś mocniej uderzyć na początku, jakaś bitwa powietrzna?

Pozdrawiam.

[18+] Pirat - opowiadanie cz.1

3
Hej,
Sam właśnie piszę - a raczej pisałem, bo od dwóch miesięcy tkwię w limbie bez natchnienia - powieść w podobnych klimatach, więc z zainteresowaniem przyjrzałem się Twojej wprawce. Najpierw uwaga ogólna - nie zgadzam się, że brak ostrego wejścia. Zdrada żony całkiem pasuje. Natomiast nie pasuje mi to, że najpierw są dwa akapity "jestem piratem, zaraz coś złego zrobię" a potem kilka ekranów tekstu tłumaczących, jak to się stało, że RV stał się piratem.

Ogólnie świat przedstawiony ok, akcja też.
misieq79 pisze: parł w kierunku pewnego punktu w przestrzeni.
"Pewny" oznacza "jakiś", ale także "niezmienny, tkwiący pewnie". Zdanie mi calościowo nie pasuje.
misieq79 pisze: Czcigodny Reckard Vissir, bo o nim tu mowa,
No właśnie nie do końca wiadomo, o kim mowa - jest chwilka zawahania, zanim trafia do czytelnika, że o kapitanie, a nie o jego cżłowieku, który komuś tam dawał w łapę.
misieq79 pisze: Ktokolwiek by go zobaczył, pomyślałby że to raczej kupiec korzenny.
Załoga też? Doprecyzowałbym.
misieq79 pisze: trzy lata wcześniej piracki kapitan w istocie był kupcem korzennym i kapitanem własnego sterowca - Księżniczki. A teraz po raz chyba setny przelatywały mu przed oczami wydarzenia, które umieściły go w tej roli. Pirata.
Wprawdzie zaraz po chwili jest doprecyzowanie, że chodzi o rolę pirata, ale znowu - czytelnik się tutaj potyka (przynajmniej ja się potknąłem). Może jestem czytelnikiem niekumatym, ale należy próbować pisać tak, i by do niekumatych czytelników trafiać.

Cały akapit ("wyglądał na kupca i kiedyś był kupcem") pokazuje całkiem zgrabny pomysł.
misieq79 pisze: Człapiący w tempie biegnącego człowieka jaszczur leniwie omijał nielicznych przechodniów, obładowane towarem kargi i pojedynczy samochód.
To zdanie jest sformułowane tak, że dłuższy czas mijał jeden samochód. Minął, czas dokonany, moim zdaniem byłoby zgrabniejsze
misieq79 pisze: wciąż nie wiedział kto zaszczyca sekretne miejsca Aidy Vissir.
Moim zdaniem przed "kto" przecinek, ale może niech się wypowie jakiś spec od interpunkcji.
misieq79 pisze: . Poniewczasie dopiero zorientował się, że małżeństwo z ową pięknością o alabastrowej skórze i włosach jak skrzydło kruka nie przyniesiemu upragnionego spokoju. Że serwowane w równych proporcjach chłód i pogarda sprawią, że swego domu zacznie raczej unikać.
Usunięcie tych słów niczego nie zmienia, a więc te słowa są zbędne.
misieq79 pisze: - Co mi broniło wykupić kontrakt kurtyzany? - zapytał sam siebie.
I znowu - w tym miejscu się potknąłem, bo jakiej kurtyzany? O co chodzi? I dopiero po sekundzie było "aha, w tym świecie pewnie można wykupić kontrakt z jakąś kurtyzaną, by zamieszkała z nim..."
misieq79 pisze: Kupiec poprawił w to samo miejsce, po czym delikwent osunął się na podłogę i zwinął w kłębek.
Nie brzmi to dobrze (ma na myśli "po czym" w tym zdaniu).
misieq79 pisze: Własnymi… rękami - dodał, patrząc jednak na kłębowisko halek i szczelnie zaciśnięte uda żony.
Nie rozumiem, po co tutaj "jednak"
misieq79 pisze: Zamknął drzwi, usiadł na koi i dopiero wtedy rozpłakał się z wściekłości.
Kompletnie mi nie pasuje jego płacz tutaj.
misieq79 pisze: Długie ręce służb skarbowych w końcu dosięgną i Księżniczkę i Reckarda.
Znowu 0 nie znam się na interpunkcji, ale czy przed drugim "i" nie powinno być przecinka? Pytam, bo nie wiem, i chętnie bym się dowiedział.
http://radomirdarmila.pl

[18+] Pirat - opowiadanie cz.1

4
RebelMac pisze: Jak dla mnie za szybko wspominasz o kupcu korzennym ponownie.
Rozmyślnie. W pierwszym akapicie opisuję wszak pirata. W drugim jest potwierdzenie że był tym, na kogo wygląda.
RebelMac pisze: Nie wiadomo kto był silnym mężczyzną, Reckard czy Visquis? I kto kogo wyrzucił?
Przypominam, że Visquis leży półprzytomny w pozycji embrionalnej i rzyga. Wyrwane z kontekstu rzeczywiście brzmi dwuznacznie, ale "przed" i "po" chyba wyjaśnia wątpliwości.
RebelMac pisze: Za dużo opisów, kto z kim i co i jaki to kraj.
Jak napisałem w słowie wstępnym, wrzucam dużo dygresji nt opisania świata. Wole strzelić akapit, niż napisać "odleciał do Gardachu, bo tam było prawo azylu, kropka". Niech to prawo azylu ma swoje ramy, przyczyny, środki egzekwowania. Wolę wyjaśnić, dlaczego Vissir zamiast po prostu wykreslić Aglaję z map nagle znajduje się w czarnej... Zakładam, że Czytelnik nie zna świata i zamierzam go w takich dygresjach przedstawić.
RebelMac pisze: jeśli to początek opowiadania to niestety brakuje akcji.
Po przeczytaniu klasyfikacji zmieniam zeznania: to mikropowieść. 118 tys znaków.
Wywalenie gaszka oknem to też akcja :D A pod koniec jest bitwa powietrzna. Poza tym, może istnieć opowiadanie bez Ziuuuuu! Ta-ta-ta-ta-ta! ;)


Generalnie to pierwsze dzieło i zastanawiam się, co z nim zrobić, czy nie skleić z kilkoma kolejnymi w powieść. Obrzynać nie zamierzam. Poza tym, to też mój warsztat i eksperyment.
Trochę spoilując: Są dwie duże retrospekcje, w sumie każda z nich mogłaby na bidę stanowić osobne opowiadanie, ale bez tej "klamerki" dziejącej się "teraz" jakoś wydają mi się niepełne, a na dodatek wnoszą istotne fakty.

RebelMac, Dzięki za wytrwałość i komentarz :)

szopen, zaraz się odniosę, wrzuciłeś kom zanim skończyłem

Added in 27 minutes 17 seconds:
szopen pisze: Zdanie mi calościowo nie pasuje.
Mnie w sumie też zgrzyta. Roboczo zmieniłem na "w kierunku swego celu"
szopen pisze: No właśnie nie do końca wiadomo, o kim mowa - jest chwilka zawahania
Taka gawędziarska wstawka, faktycznie robi dwuznaczność. Ale podobała mi się :D Ewentualnie do zamiany.
szopen pisze: Załoga też? Doprecyzowałbym.
"Ktoś nieznajomy, zobaczywszy go..."
szopen pisze: To zdanie jest sformułowane tak, że dłuższy czas mijał jeden samochód. Minął, czas dokonany, moim zdaniem byłoby zgrabniejsze
To miało na celu pokazanie ze samochody są tam rzadkim widokiem. Do czynności rozciągniętej w czasie bardziej pasuje mi niedokonany. Ale pamiętam że z tym samochodem też długo się głowiłem i nie wygłowiłem. Wywalę go w diabły i zastąpię np przekupkami ;)
szopen pisze: Moim zdaniem przed "kto" przecinek, ale może niech się wypowie jakiś spec od interpunkcji.
Tu i w setce innych miejsc. Niestety, jestem kutwa przecinkowa.
szopen pisze: I dopiero po sekundzie było "aha, w tym świecie pewnie można wykupić kontrakt z jakąś kurtyzaną, by zamieszkała z nim..."
No właśnie. Ale nie chciałem wrzucać akapitu o tym dla jednej myśli, w sumie nieistotnej dla reszty.
szopen pisze: Nie rozumiem, po co tutaj "jednak"
Bo mówi o rękach a patrzy na uda :D
szopen pisze: Kompletnie mi nie pasuje jego płacz tutaj.
Reakcja na stratę ma wiele masek. Wybrałem taką.
szopen pisze: Natomiast nie pasuje mi to, że najpierw są dwa akapity "jestem piratem, zaraz coś złego zrobię" a potem kilka ekranów tekstu tłumaczących, jak to się stało, że RV stał się piratem.
Jak pisałem RebelMac, jest określona kompozycja, kto wie czy jej nie poprzestawiam.
A w przyszły wtorek kolejnych kilka ekranów tekstu jak RV został piratem ;)

PS chętnie coś o Twoim uniwersum tez się dowiem.
Ostatecznie zupełnie niedaleko odnalazłem fotel oraz sens rozłożenia się w nim wygodnie Autor nieznany. Może się ujawni.
Same fakty to kupa cegieł, autor jest po to, żeby coś z nich zbudować. Dom, katedrę czy burdel, nieważne. Byle budować, a nie odnotowywać istnienie kupy. Cegieł. - by Iwar
Dupczysław Czepialski herbu orka na ugorze

[18+] Pirat - opowiadanie cz.1

5
Nie rozpiszę ci błędów, które dostrzegam, bo są tutaj dużo bardziej kompetentni, ale może kilka słów o samym odbiorze tekstu.

Faktycznie spore nagromadzenie opisów świata, przez co czytałam tekst na dwa razy. Może dałoby się to jakoś porozkładać, ale z drugiej strony to opowiadanie, więc i przestrzeń ograniczona. Zastanowiłabym się, czy wszystkie te informacje są kluczowe dla historii, czy też może dałoby się coś wyciąć lub któryś z akapitów zamienić na żywszą scenę z dialogami, co również daje możliwość przedstawienia zasad uniwersum.

Bardzo fajny i pełen humoru sposób narracji. Właśnie on przykuł mnie do tekstu pomimo drobnych trudności z monotonnością we fragmentach z opisami. Szczególnie mocno go oddałeś w scenie z kochankami, czytałam ją z ogromnym uśmiechem, a i do głównego bohatera zapałałam sympatią! Ładnie rozegrane z tym bocznym wyjściem :mrgreen:

Nie wiem, czy zamierzasz skakać po linii czasu, czy całość zgrabnie zapętlić, ale spodobał mi się ten spoiler:
misieq79 pisze: Jeśli ją z tego wyciągnę, przechrzczę ją na Chciwość, pomyślał.
A co do tego samochodu, to może podczas mijania go welok fuknął na niego nieufnie? Czy co tam weloki w chwilach konsternacji robią... Mi się pojedynczy samochód podoba, co najwyżej zarysowałabym nieco mocniej to, jak rzadkim jest widokiem na ulicach.
U weloka za to zainteresowała mnie inna kwestia: jaką prędkość rozwija welok, który aktualnie nie oddaje się leniwemu człapaniu, a biegnie na złamanie karku? Leniwe człapanie dorównujące prędkością biegnącemu człowiekowi tłumaczyłam sobie wielkością jaszczura, ale przed domem Reckard z niego zeskoczył i nic sobie nie złamał, więc trochę mnie to zastanowiło...

Czekam na kolejne części :D
Sometimes you win. Sometimes you learn.

[18+] Pirat - opowiadanie cz.1

6
Koloryzacja pisze: któryś z akapitów zamienić na żywszą scenę z dialogami, co również daje możliwość przedstawienia zasad uniwersum.
To jest na pewno pod rozwagę. W kwestii zamiany na dialogi - owszem, ale chciałbym uniknąć scen, w których bohaterowie mówią o rzeczach dla wszystkich oczywistych.
Koloryzacja pisze: A co do tego samochodu, to może podczas mijania go welok fuknął na niego nieufnie? Czy co tam weloki w chwilach konsternacji robią...
No właśnie. W innym opku popełniłem spory akapit pod hasłem "o wyższości konia nad welokiem - i na odwrót". Znowu sporo linijek i pytanie czy potrzebne :P Jedną z zalet weloków jest ich tępota, nie są płochliwe jeśli nie trafią na drapieżnika.
A z prędkością - chodziło o biegnącego przeciętnego człowieka, a nie Usaina Bolta. Czyli 15-20km/h. Czyli prędkość konia w kłusie, a to nie tak wiele. Może wywalę "leniwie".

Koloryzacja dzięki za uwagę :)
Ostatecznie zupełnie niedaleko odnalazłem fotel oraz sens rozłożenia się w nim wygodnie Autor nieznany. Może się ujawni.
Same fakty to kupa cegieł, autor jest po to, żeby coś z nich zbudować. Dom, katedrę czy burdel, nieważne. Byle budować, a nie odnotowywać istnienie kupy. Cegieł. - by Iwar
Dupczysław Czepialski herbu orka na ugorze

[18+] Pirat - opowiadanie cz.1

7
Czyta się "Pirata" bardzo dobrze, tak w zasadzie samoczynnie - nie trzeba się na siłę przedzierać przez tekst tak jak w niektórych przypadkach, język jest fajny, taki, nazwijmy to, soczysty i potoczysty :) Sama fabuła też zdecydowanie na plus, przy "c. d. n." naprawdę chce się to c .d. przeczytać (co zresztą zaraz będę robić :wink:). Scena Reckard + Aida + Visquis po prostu mistrzowska, szczerze Ci jej gratuluję, naprawdę Ci się to udało :)
A teraz się poczepiam :wink:
misieq79 pisze: pięknością o alabastrowej skórze i włosach jak skrzydło kruka
Jakoś mi ten opis zgrzyta w porównaniu z całością tekstu, taki trochę jak z taniego harlekina...
misieq79 pisze: para męskich pośladków, skądinąd kształtnych i umięśnionych
Narracja w tym miejscu prowadzona jest z punktu widzenia Reckarda, i ten fragment też mi zgrzyta; jakoś nie wydaje mi się, żeby Reckard, już zwłaszcza w takiej chwili, zauważał podobne detale budowy ciała kochanka żony :wink:
misieq79 pisze: dość wyraźny trzask pękającej kości
Nie jestem pewna, czy kość łamie się z dźwiękiem na tyle głośnym, żeby był słyszalny z wysokości pierwszego piętra.
misieq79 pisze: Zamknął drzwi, usiadł na koi i dopiero wtedy rozpłakał się z wściekłości.
Podobnie jak Szopenowi, płacz absolutnie nie pasuje mi do człowieka takiego, jak Reckard. Urżnięcie się jak najbardziej, ale łzy mi nie leżą.

To byłoby tyle, idę czytać dalej :)
Dobra architektura nie ma narodowości.
s

[18+] Pirat - opowiadanie cz.1

8
Isabel pisze: Narracja w tym miejscu prowadzona jest z punktu widzenia Reckarda, i ten fragment też mi zgrzyta; jakoś nie wydaje mi się, żeby Reckard, już zwłaszcza w takiej chwili, zauważał podobne detale budowy ciała kochanka żony
Słusznie, ale zauważ, że narrator wtrąca czasem trzy grosze typu "bo o nim tu mowa", "nasz bohater" niezależnie od punktu prowadzenia narracji.
Isabel pisze: Nie jestem pewna, czy kość łamie się z dźwiękiem na tyle głośnym, żeby był słyszalny z wysokości pierwszego piętra.
Ja w sumie też nie. Ale w "Działach Nawarony" Mallory i Miller usłyszeli złamanie na nadmorskim klifie, pewnie tym się sugerowałem.
Isabel pisze: Podobnie jak Szopenowi, płacz absolutnie nie pasuje mi do człowieka takiego, jak Reckard. Urżnięcie się jak najbardziej, ale łzy mi nie leżą.
To jest świat o innej kulturze, a szopen i Ty patrzycie przez pryzmat naszej, europejskiej. U nas okazywanie emocji, zwłaszcza kojarzących się ze słabością, jest tabu i be, szczególnie u mężczyzny. Okazywanie agresji to co innego, samcze i ohohoho :P . To raz. Podobna scena, acz spowodowana znacznie większym body countem, jest w innym z opowiadań, Książeczce. Dwa, płacze z wściekłości, nie żalu, i to w odosobnieniu.

PS Isabel, całość i następne dostępne via PM :)
Ostatecznie zupełnie niedaleko odnalazłem fotel oraz sens rozłożenia się w nim wygodnie Autor nieznany. Może się ujawni.
Same fakty to kupa cegieł, autor jest po to, żeby coś z nich zbudować. Dom, katedrę czy burdel, nieważne. Byle budować, a nie odnotowywać istnienie kupy. Cegieł. - by Iwar
Dupczysław Czepialski herbu orka na ugorze

[18+] Pirat - opowiadanie cz.1

9
misieq79 pisze:Tego dniachmury obrodziły wyjątkowo obficie nad Morzem Aglajskim
Zbędne.
misieq79 pisze:Pchany mocą swychtrzech silników
Przeca nie cudzych. Takich kwiatków jest więcej.
misieq79 pisze:piętnaście mil na wschód od bezludnejskalnej iglicy wystającej z morza
Wątpię, żeby ktoś miał zamieszkiwać takową, prócz mew i glonów.
misieq79 pisze:Kolejne trzy monety zmieniły właściciela w zamian za manifest pokładowy
Myślę, że można to wyrzucić.
misieq79 pisze:Czcigodny Reckard Vissir, bo o nim tu mowa, stał na mostku po lewicy sternika
Nie jestem fanem takich wstawek.
misieq79 pisze:Włosy, solidnie popstrzone siwizną
Może "przyprószone"?
misieq79 pisze:wydarzenia, które umieściły go w tej roli
Nie brzmi dobrze w tym kontekście.
misieq79 pisze:A dwie godziny temu powinien byłwyruszyć do Chabaru - gdyby jegomechanik, poproszony, nie sprokurował na Księżniczce awarii.
"Prokurować" brzmi dla mnie, jak nadać bieg zdarzeniom, które doprowadzą do innych zdarzeń. Nie jak synonim do "spowodować" z natychmiastowym skutkiem.
misieq79 pisze:zaciśniętych zębów i nieledwiesmużek pary uchodzących z uszu
Bardzo mi tu nie pasuje.
misieq79 pisze:włosach jak skrzydło kruka
Kiepskie porównanie w odniesieniu do włosów.
misieq79 pisze:Nogi miała rozchylone, głowę odchyloną do tyłu
Niefajnie.
misieq79 pisze:Absztyfikant wydał z siebie zduszony krzyk i obwisł na kochance
Po kopniaku w jajca powinien tak podskoczyć, że wybiłby głową dziurę w suficie.
misieq79 pisze:Zresztą, jako rzekłem, mam gdzieś kto cię pierdoli
Nie wiem, czy to odpowiednie słowo. Nie wpasowuje mi się w ogólny wydźwięk i klimat tekstu. Widziałbym tu coś w rodzaju "chędoży" lub "obraca".
misieq79 pisze:Tamw uliczce widziałem wierzchowca
"w uliczce" właściwie też niepotrzebne.
misieq79 pisze:Mistrzowsko krótkopodsumował sytuację:
Zbędne.
misieq79 pisze:tawojna celna obu zbytnio uderzyła po kieszeni
Zbędnych zaimków jest więcej.
misieq79 pisze:Drogę na senatorskie krzesła torowano sobie głównie pieniędzmi
A gdzie kolesiostwo?
misieq79 pisze:Nie raz i nie dwa razy uciekali tam obaleni książęta, zbuntowani dowódcy czy zadłużeni kupcy. Oczywiście, uciekali też pospolici zbrodniarze, lecz osiemset mil morskiej pustyni od najbliższego miasta ograniczało ich liczbę.
Raczej za blisko.
misieq79 pisze:załoga Księżniczki wzrosła w dwójnasób
Dwukrotnie.
misieq79 pisze:Z tegoż powodu zrezygnowało trzech ludzi z załogi
Przeca nie z urzędu miasta.

Podsumowanie:

Jest potencjał. Popieram przedmówców, jeśli chodzi o scenę zdrady. Całkiem zabawna, nie powiem.
Co do płaczu głównego bohatera. Może faktycznie powinien wyć? I mam na myśli wycie rannego kojota, nie dzieciaka w kołysce. Mógłby się też poczuć po prostu jak gówno.
Sporo zbędnych słów, to wymaga pracy.
Rozumiem, że pirackim statkiem jest sterowiec. Nie jestem pewien, czy ów model jest do tego najlepszy. Brakuje mi uzasadnienia, dlaczego akurat sterowiec. Czyż owe statki nie są delikatne? Brak mi również głębszego opisu Chciwości. Chciałbym wiedzieć, jak wyglądała, żebym w wyobraźni miał chciwość, a nie Hindenburga.
Nie jestem pewien, czy spieszyłbym się z wyjaśnianiem, dlaczego Reckard został piratem. Może najpierw jakaś próba przemytu lub scena walki w powietrzu? A nie takie: "Gość był kupcem, ale został piratem, opowiem wam, dlaczego".
Czyta się przyjemnie, to jest dokładnie to, co lubię - proste bez większych filozoficznych rozważań na temat sensu wszechświata i idei życia na łez padole. Prawdopodobnie przeczytam dalszy ciąg.
„Racja jest jak dupa - każdy ma swoją” - Józef Piłsudski
„Jest ktoś dwa razy głupszy od Ciebie, kto zarabia dwa razy więcej hajsu niż Ty, bo jest zbyt głupi, żeby w siebie wątpić”.

https://internetoweportfolio.pl
https://kasia-gotuje.pl
https://wybierz-ubezpieczenie.pl
https://dbest-content.com

[18+] Pirat - opowiadanie cz.1

10
misieq79 pisze: I wtedy lodowa góra w jego umyśle rozpadła się na kawałki. Nie pamiętał, jak dosiadł weloka i ruszył z powrotem. Zdążył dotrzeć do portu, wejść na pokład Księżniczki i wystartować. Gdy sterowiec wspiął się na trzy tysiące stóp i rozpędził, starczyło mu hartu ducha akurat na tyle, by spokojnym głosem scedować komendę na pierwszego oficera i starannie mierzonym krokiem udać się do kajuty. Zamknął drzwi, usiadł na koi i dopiero wtedy rozpłakał się z wściekłości. A gdy sterowiec zgodnie z planem przed zmrokiem przekroczył cieśninę Tjeravada - szczerbę między dwoma wystającymi z morza łańcuchami gór, wysokich na jedenaście tysięcy stóp - jak nigdy nie tykał alkoholu na pokładzie, wyciągnął butelkę i sumiennie się urżnął.

Ej, to jest własnie dobre. Gość ani na jotę, nie uchybił swojemu wizerunkowi w oczach innych - służby, załogi sterowca itepe. Dopiero jak ma komfort samotności to ulżył emocjom. I nie, wycie nie pasuje. A łzy z wściekłości jak najbardziej - zważywszy na okoliczności. Urżnięcie też ok, użyte słówko "sumiennie" nie wskazuje, że łoił i szlochał ;) tylko, że to raczej było metodyczne, męskie działanie.
Ogólnie scena z kochankiem plus reakcja bohatera po - bardzo ok.

I lodowa góra mi się podoba.
misieq79 pisze: że narrator wtrąca czasem trzy grosze typu "bo o nim tu mowa", "nasz bohater"
A tego typu wtrąceń bym się za to pozbyła. Bez żalu.
gosia

„Szczęście nie polega na tym, że możesz robić, co chcesz, ale na tym, że chcesz tego, co robisz.” (Lew Tołstoj).

Obrazek

[18+] Pirat - opowiadanie cz.1

11
Bartosh16 pisze: Po kopniaku w jajca powinien tak podskoczyć, że wybiłby głową dziurę w suficie.
Otóż nie :)
Bartosh16 pisze: Nie wiem, czy to odpowiednie słowo. Nie wpasowuje mi się w ogólny wydźwięk i klimat tekstu. Widziałbym tu coś w rodzaju "chędoży" lub "obraca".
Ja też. Ale chciałem, żeby było wulgarnie i pogardliwie.
Bartosh16 pisze: misieq79 pisze:
tawojna celna obu zbytnio uderzyła po kieszeni
Zbędnych zaimków jest więcej.
W narracji, zgoda. W dialogu można być łaskawszym.
Bartosh16 pisze: Rozumiem, że pirackim statkiem jest sterowiec. Nie jestem pewien, czy ów model jest do tego najlepszy. Brakuje mi uzasadnienia, dlaczego akurat sterowiec. Czyż owe statki nie są delikatne?
Uwaga, wykład ;) W naszym świecie, owszem. Zwłaszcza, że większość była wypełniana jednak wodorem, ze wszystkimi konsekwencjami. Na tej planecie jest większa gęstość atmosfery, 2-2.5x większa siła wyporu z kubika. I napełniane są helem, jest bardziej dostępny.
Weźmy takiego ziemskiego Akrona. Objętość 209 tys m3, balonetów nośnych 184 tys. Wyporność 182t, masa własna 110t, co zostawia 72t na paliwo, smary, załogę, balast, ładunek. U mnie robi się z tego 360-450t wyporności, które można zainwestować w wytrzymałość konstrukcji, zapas paliwa, ładowność, uzbrojenie.
I głównym problemem w moim uni jest dostępność silników, nie stali i aluminium do budowy. Niechby sterowiec miał ich osiem, będzie miał o wiele większy udźwig i zasięg niż samoloty zbudowane za podobną cenę, a same motory mogą być cięższe, mniej wysilone i dłużej wytrzymywać niż samolotowe.
Oczywiście, nie ma powietrznych pancerników. Gdyby ktoś chciał ochronić wszystkie balonety nośne, choćby przeciwko broni maszynowej, byłyby ze dwa hektary pancerza, nawet w tych warunkach nie do udźwignięcia.
ithilhin pisze: Ej, to jest własnie dobre. Gość ani na jotę, nie uchybił swojemu wizerunkowi w oczach innych
Aż szkoda że scenka też jest do rozdmuchania ;) Ale postaram się zachować klimat.
Ostatecznie zupełnie niedaleko odnalazłem fotel oraz sens rozłożenia się w nim wygodnie Autor nieznany. Może się ujawni.
Same fakty to kupa cegieł, autor jest po to, żeby coś z nich zbudować. Dom, katedrę czy burdel, nieważne. Byle budować, a nie odnotowywać istnienie kupy. Cegieł. - by Iwar
Dupczysław Czepialski herbu orka na ugorze

[18+] Pirat - opowiadanie cz.1

12
misieq79 pisze: Aż szkoda że scenka też jest do rozdmuchania Ale postaram się zachować klimat.
własnie nie szkoda - dobrze, że będzie więcej ;)
gosia

„Szczęście nie polega na tym, że możesz robić, co chcesz, ale na tym, że chcesz tego, co robisz.” (Lew Tołstoj).

Obrazek

[18+] Pirat - opowiadanie cz.1

13
misieq79 pisze:Uwaga, wykład ;) W naszym świecie, owszem. Zwłaszcza, że większość była wypełniana jednak wodorem, ze wszystkimi konsekwencjami. Na tej planecie jest większa gęstość atmosfery, 2-2.5x większa siła wyporu z kubika. I napełniane są helem, jest bardziej dostępny.
Weźmy takiego ziemskiego Akrona. Objętość 209 tys m3, balonetów nośnych 184 tys. Wyporność 182t, masa własna 110t, co zostawia 72t na paliwo, smary, załogę, balast, ładunek. U mnie robi się z tego 360-450t wyporności, które można zainwestować w wytrzymałość konstrukcji, zapas paliwa, ładowność, uzbrojenie.
I głównym problemem w moim uni jest dostępność silników, nie stali i aluminium do budowy. Niechby sterowiec miał ich osiem, będzie miał o wiele większy udźwig i zasięg niż samoloty zbudowane za podobną cenę, a same motory mogą być cięższe, mniej wysilone i dłużej wytrzymywać niż samolotowe.
Oczywiście, nie ma powietrznych pancerników. Gdyby ktoś chciał ochronić wszystkie balonety nośne, choćby przeciwko broni maszynowej, byłyby ze dwa hektary pancerza, nawet w tych warunkach nie do udźwignięcia.
Rozumiem, że przeanalizowałeś konsekwencje zagęszczenia atmosfery, dostosowanie organizmu do takich warunków itd., prawda?
„Racja jest jak dupa - każdy ma swoją” - Józef Piłsudski
„Jest ktoś dwa razy głupszy od Ciebie, kto zarabia dwa razy więcej hajsu niż Ty, bo jest zbyt głupi, żeby w siebie wątpić”.

https://internetoweportfolio.pl
https://kasia-gotuje.pl
https://wybierz-ubezpieczenie.pl
https://dbest-content.com

[18+] Pirat - opowiadanie cz.1

14
Bartosh16, myślę że nawet "ziemski" człowiek mógłby tam oddychać. Problemem jest głównie ciśnienie parcjalne tlenu, ale toksyczność zaczyna się od 0.5bar. A tamtejsi mieszkańcy żyją w tych warunkach od zawsze. Przystosowali się.
Ostatecznie zupełnie niedaleko odnalazłem fotel oraz sens rozłożenia się w nim wygodnie Autor nieznany. Może się ujawni.
Same fakty to kupa cegieł, autor jest po to, żeby coś z nich zbudować. Dom, katedrę czy burdel, nieważne. Byle budować, a nie odnotowywać istnienie kupy. Cegieł. - by Iwar
Dupczysław Czepialski herbu orka na ugorze

[18+] Pirat - opowiadanie cz.1

15
Dużo masz już komentarzy, więc ja tylko trochę o języku, gdyż piszesz wprawdzie swobodnie (urozmaicone słownictwo, dobry rytm zdań, brak wyraźnych dłużyzn), lecz jednak miejscami popadasz w styl przekombinowany. Za bardzo się starasz, żeby było precyzyjnie albo ozdobnie. Przez to opisy stają się niepotrzebnie skomplikowane.
misieq79 pisze: parł w kierunku pewnego punktu w przestrzeni. Na mapie był po to prostu obszar na bezmiarze wód, oddalony o piętnaście mil na wschód od bezludnej skalnej iglicy wystającej z morza.
Jeżeli coś w przestrzeni jest punktem, to na mapie nie może być obszarem. Różnica wielkości :) Znakiem? Znaczkiem? Ale, jak rozumiem, nie chodzi tu o odwzorowanie kartograficzne, lecz raczej o to, że sterowiec parł właśnie w kierunku obszaru, gdzie spodziewał się spotkać swój łup. Na mapie mogłoby to być zaznaczone po prostu jako miejsce, oddalone o piętnaście mil, itd.
Skalne iglice z reguły są bezludne, więc nie warto o tym wspominać.
misieq79 pisze: Ale w tym punkcie winien znaleźć się kurierski statek Skrzydlaty. Zaś gęste chmury dawały szanse na niezauważone podejście.
Dowódca Chciwości znał oczywiście marszrutę celu.
Niejasne. Raczej - marszrutę potencjalnego łupu. Poza tym - według starych, dobrych reguł składni "zaś" nie rozpoczyna zdania. Czyli: Gęste chmury dawały zaś szanse...
misieq79 pisze: Kolejne trzy monety zmieniły właściciela w zamian za manifest pokładowy.
W CO zmieniły właściciela te trzy monety?
Prościej jest lepiej, a na pewno bardziej komunikatywnie: za kolejne trzy monety dostał.. albo podobnie.
misieq79 pisze: wydarzenia, które umieściły go w tej roli. Pirata.
Niezgrabne. Nie można nikogo "umieścić w roli". Rolę się obsadza. I nie jestem pewna, czy robią to wydarzenia.
misieq79 pisze: Człapiący w tempie biegnącego człowieka jaszczur
A nie wystarczyłby sam człapiący jaszczur? Po co jeszcze ten biegnący człowiek? Poza tym - jaszczur może być tak duży, że kiedy człapie, człowiek musi biec, żeby dotrzymać mu kroku. Ale obaj poruszają się w RÓŻNYM tempie! Jeden - biegu, a drugi - człapania :)
misieq79 pisze: A dwie godziny temu powinien był wyruszyć do Chabaru - gdyby jego mechanik, poproszony, nie sprokurował na Księżniczce awarii.
Mocno to niejasne. Wiadomo tylko, że awaria była na życzenie. Czyje? Można by sądzić, że np. konkurencji, a właściciel Księżniczki własnie odkrył tę zagrywkę. I zastanawia się, co zrobić ze zdradzieckim mechanikiem. To nie jest działanie, które warto okrywać mgłą tajemnicy, więc mógłbyś napisać wprost, że: powinien był wyruszyć do Chabaru - gdyby sam nie poprosił/skłonił/namówił mechanika, żeby sprokurował na Księżniczce awarię.
misieq79 pisze: ballady wręcz obligowały go, jako zdradzanego męża, do posiadania zaczerwienionego oblicza, zaciśniętych zębów i nieledwie smużek pary uchodzących z uszu.
Posiadać można dobra ziemskie, ordery, ewentualnie harem. Albo, na przykład, zdolności językowe. Ale oblicze i zęby? Zbyt pompatycznie. Warto byłoby ożywić Twoją wyliczankę: ballady wręcz obligowały go, żeby jako zdradzany mąż, z zaciśniętymi zębami, zaczerwienionym obliczem i nieledwie smużkami pary uchodzącej z uszu, knuł plany zemsty na wiarołomnej, albo podobnie.

Myślę, że taka łapanka wystarczy. Tak więc - przydałoby się trochę wyczyścić tekst. Poza tym, dobrze się go czytało.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”