Budzik zadzwonił minutę po moim przebudzeniu. Jestem z tego powodu bardzo niezadowolony. Okrutna pora dnia. Choć chciałbym twierdzić, że to jeszcze noc. Piąta nad ranem. Ach! Jakie to wspaniałe.
Wygramoliłem się spod kołdry, przetarłem oczy i spojrzałem z nadzieją w stronę okna. Niebo niebieskie, a w mym sercu smutek. Nie pada. Gdyby ktoś mi kiedyś powiedział, że tak będę reagował na ładną pogodę, to z pewnością wyśmiałbym człeka.
A jakby lały się z nieba strugi wody, deszczem nazywane. A gdyby tak chmury przybrały kolor purpury, albo chociaż nieco ściemniały i zaczęły kumulować swą moc nad lasem. Byłoby pięknie. Nie jechałbym do pracy.
Robota w lesie ma swoje plusy i minusy. Jednym z minusów jest pora o jakiej zaczynamy. Kolejna ujemna, to fakt, że trzeba się namęczyć. Plusem jest przyroda i te najdziwniejsze osobowości które tam spotykam.
Ubrałem się w strój roboczy. Sprawdziłem czy mam wszystko co potrzebne i zacząłem po cichu schodzić na dół domu w który mieszkałem. Otworzyłem bramę i odpaliłem auto które można zaliczyć do kolejnych plusów pracy w lesie. Nissan Terrano, może nie jest najlepszą terenówką jaką można jeździć po lesie, ale sprawia mi wielką satysfakcję. Szef wyjechał na kilka tygodni i zostawił mi samochód do dyspozycji. To ciekawe doświadczenie dla świeżego kierowcy, jeździć dużo większym autem od tych szkoleniowych.
Podjechałem po chłopaków i w ciszy, którą co jakiś czas mąciły nasze ziewnięcia, sunęliśmy w stronę lasu. W ciągu kilku minut, byliśmy już poza miastem. Przejechaliśmy, przez kilka wiosek i zaczęliśmy kierować się w kierunku zakładu karnego, który mieścił się nieopodal lasu. Objechałem zakład dookoła, aż w końcu znaleźliśmy się na upragnionej drodze. Czekałem na ten moment. Coraz więcej wyboi, dziur do omijania. Przy 40 km/h na takiej drodze czujesz jakbyś jechał co najmniej dwa razy szybciej.
-K**wa, na rajdzie jesteś młody? - odezwał się nagle Muniak
-To nas trochę rozbudzi, wyluzuj – odpowiedziałem
-Ja pier***e, zwolnij młody – dorzucił Stachu
-Dobra, już i tak prawie jesteśmy na miejscu – powiedziałem do chłopaków
Z gęstej leśnej drogi wyjechaliśmy na tzw. "zawracankę". Wysypany żwirem plac, był przeznaczony głównie dla tirów które przyjeżdżały na załadunki drewna.
Reszta ekipy już na nas czekała.
Krzychu, wygolony niemalże na zero, z fajką w gębie i szyderczym uśmiechem na twarzy, odezwał się pierwszy kiedy już wysiedliśmy z auta:
-Co to za k**wa spóźnianie ch*jki? Siema, k**wa!
-Korki były – powiedziałem z uśmiechem
-Korki to wy macie w dupach – odpowiedział Krzychu – Dobra, palcie fajki, ja też jeszcze zapalę i wchodzimy w las.
Przywitałem się ze wszystkimi i kiedy już wypalili papierosy, wzięliśmy z paki druty, paliwo, olej i pilarki. Szliśmy drogą w młodniku składającym się z drzew iglastych i głównie brzozy. Kiedy dotarliśmy na placyk na którym mieliśmy dzisiaj pracować, naszym oczom ukazały się drewniane kobyłki. Nasze dobre przyjaciółki na których wiązaliśmy drzewka w tzw. "faszynę".
Krzychu zaczął rozdzielać zadania i w końcu podszedł do mnie mówiąc, że dzisiaj będę pracował przy kobyłce z Andrzejem. Ucieszyłem się bo Boski, zawsze miał wiele do opowiedzenia. Nie ważne czy to prawda, ale dobrze się słuchało jego opowieści.
Andrzej "Boski", podobno działał kiedyś w grupie przestępczej. Krótko siedział w "hotelu". Jakieś trzy lata. Później miał areszt domowy. A teraz pracuje z nami od czasu do czasu w lesie. Ot tak, dla przyjemności.
-Ja przyjeżdżam tutaj, bo jest zielono i jest ten spokój, którego mi przez całe życie brakowało. Młody, ja mam z tych lewych fajek co niedzielę dwa koła, więc k**wa sam widzisz. Dom wybudowałem. Auto mam. Psa mam. To jeszcze dotleniać się trzeba, nie?
-No tak, trzeba trzeba... - odpowiedziałem zastanawiając się ile z tego co mówi jest prawdą
Minęły dwie godziny, związaliśmy już około dwudziestu wiązek, więc czas na przerwę.
Boski z Krzychem to dobrzy kumple. Mieszkają blisko siebie i często razem piją. Ich przyjaźń jest doprawdy ciekawa. Oparta na twardych podstawach wzajemnej lojalności i wspierania się fajkami. Właściwie to jednostronne wsparcie w postaci Boskiego, który zawsze spory zapas papierosów.
-Zobaczysz, rzucę to cholerstwo w ch*j. Mam astmę, muszę rzucić. Jeszcze dodatkowo raka mi brakuje do zestawu k**wa. - narzekał Krzychu
-Jak masz mieć raka, to go będziesz miał. Jacyś tam k**wa naukowcy mówią, że my wszyscy mamy komórki rakowe już w sobie tylko w stanie spoczynku i jednym się uaktywniają a innym nie. Także to czy jarasz nie ma w zasadzie znaczenia. - skomentował Boski
-Nie prawda. Papierosy mają na to wpływ czy się dostanie raka czy nie - odezwał się spokojnie leżący nieopodal Ariel
-No ja pie**ole, to mądrzejszy jesteś od naukowców z Discovery, k**wa? Oglądałem cały program o tym, to mi nie wmówisz, że jest inaczej
-To trzeba czytać też trochę fachowej literatury a nie tylko oglądać jakieś programy w telewizji, przedstawiające jeden punkt widzenia – mówił nieco szyderczym tonem Ariel
-Te, Arielku, sobie nie pozwalaj, nie dość, że masz takie cieplutkie, pedalskie imię, to jeszcze szczekasz ja jakaś popierdółka, jakiś piesek k**wa – odezwał się Krzychu
-To nie moja wina, że nie czytacie, trzeba czytać, żeby cokolwiek móc sensownego powiedzieć, a nie gadać takie pierdoły – powiedział Ariel
Andrzej się poderwał ziemi i skoczył do Ariela. Krzychu również wstał na równe nogi. Próbował powstrzymać Boskiego, ale zanim go złapał, ten zdążył kopnąć z impetem w tyłek Ariela.
-K**wa puść mnie! Zaj*bię tą gnidę! To ja k**wa do murzynów strzelałem, a tu taka ciotka będzie mi się wymądrzała?
-Daj spokój, jesteśmy w robocie! - krzyknął Krzychu, cały czas trzymając Andrzeja
-Dobra nic mu nie zrobię, ma szczęście...
Ariel przyglądał się wszystkiemu z pewnej odległości i nie myśląc o niebezpieczeństwie zaczął iść z powrotem w stronę mężczyzn. Kiedy przechodził koło Andrzeja, zrobił największy błąd w życiu, odezwał się.
-Mówię ci Andrzej, poczytaj sobie o tym. Przekonasz się, że mam rację
To był zdecydowanie straszny dźwięk. Trzask łamanej szczęki. Po szybkim sierpowym Andrzeja, Ariel padł nieprzytomny na ziemię. Zanim zdążyliśmy z chłopakami złapać i powstrzymać, Boski zdążył dwa razy kopnąć Ariela w tułowie.
Nigdy nie widziałem czegoś takiego z bliska. Krew sączyła się z ust powalonego a my przez minutę tylko nad nim staliśmy nie wiedząc co zrobić. Kilka dni później staliśmy nad jego grobem. Szkoda, że tamtego dnia nie padał deszcz.
Kocham deszcz
1
Ostatnio zmieniony wt 23 wrz 2014, 23:43 przez rafaelson23, łącznie zmieniany 3 razy.