Kocham deszcz

1
Budzik zadzwonił minutę po moim przebudzeniu. Jestem z tego powodu bardzo niezadowolony. Okrutna pora dnia. Choć chciałbym twierdzić, że to jeszcze noc. Piąta nad ranem. Ach! Jakie to wspaniałe.
Wygramoliłem się spod kołdry, przetarłem oczy i spojrzałem z nadzieją w stronę okna. Niebo niebieskie, a w mym sercu smutek. Nie pada. Gdyby ktoś mi kiedyś powiedział, że tak będę reagował na ładną pogodę, to z pewnością wyśmiałbym człeka.
A jakby lały się z nieba strugi wody, deszczem nazywane. A gdyby tak chmury przybrały kolor purpury, albo chociaż nieco ściemniały i zaczęły kumulować swą moc nad lasem. Byłoby pięknie. Nie jechałbym do pracy.
Robota w lesie ma swoje plusy i minusy. Jednym z minusów jest pora o jakiej zaczynamy. Kolejna ujemna, to fakt, że trzeba się namęczyć. Plusem jest przyroda i te najdziwniejsze osobowości które tam spotykam.
Ubrałem się w strój roboczy. Sprawdziłem czy mam wszystko co potrzebne i zacząłem po cichu schodzić na dół domu w który mieszkałem. Otworzyłem bramę i odpaliłem auto które można zaliczyć do kolejnych plusów pracy w lesie. Nissan Terrano, może nie jest najlepszą terenówką jaką można jeździć po lesie, ale sprawia mi wielką satysfakcję. Szef wyjechał na kilka tygodni i zostawił mi samochód do dyspozycji. To ciekawe doświadczenie dla świeżego kierowcy, jeździć dużo większym autem od tych szkoleniowych.
Podjechałem po chłopaków i w ciszy, którą co jakiś czas mąciły nasze ziewnięcia, sunęliśmy w stronę lasu. W ciągu kilku minut, byliśmy już poza miastem. Przejechaliśmy, przez kilka wiosek i zaczęliśmy kierować się w kierunku zakładu karnego, który mieścił się nieopodal lasu. Objechałem zakład dookoła, aż w końcu znaleźliśmy się na upragnionej drodze. Czekałem na ten moment. Coraz więcej wyboi, dziur do omijania. Przy 40 km/h na takiej drodze czujesz jakbyś jechał co najmniej dwa razy szybciej.

-K**wa, na rajdzie jesteś młody? - odezwał się nagle Muniak
-To nas trochę rozbudzi, wyluzuj – odpowiedziałem
-Ja pier***e, zwolnij młody – dorzucił Stachu
-Dobra, już i tak prawie jesteśmy na miejscu – powiedziałem do chłopaków

Z gęstej leśnej drogi wyjechaliśmy na tzw. "zawracankę". Wysypany żwirem plac, był przeznaczony głównie dla tirów które przyjeżdżały na załadunki drewna.
Reszta ekipy już na nas czekała.
Krzychu, wygolony niemalże na zero, z fajką w gębie i szyderczym uśmiechem na twarzy, odezwał się pierwszy kiedy już wysiedliśmy z auta:

-Co to za k**wa spóźnianie ch*jki? Siema, k**wa!
-Korki były – powiedziałem z uśmiechem
-Korki to wy macie w dupach – odpowiedział Krzychu – Dobra, palcie fajki, ja też jeszcze zapalę i wchodzimy w las.

Przywitałem się ze wszystkimi i kiedy już wypalili papierosy, wzięliśmy z paki druty, paliwo, olej i pilarki. Szliśmy drogą w młodniku składającym się z drzew iglastych i głównie brzozy. Kiedy dotarliśmy na placyk na którym mieliśmy dzisiaj pracować, naszym oczom ukazały się drewniane kobyłki. Nasze dobre przyjaciółki na których wiązaliśmy drzewka w tzw. "faszynę".
Krzychu zaczął rozdzielać zadania i w końcu podszedł do mnie mówiąc, że dzisiaj będę pracował przy kobyłce z Andrzejem. Ucieszyłem się bo Boski, zawsze miał wiele do opowiedzenia. Nie ważne czy to prawda, ale dobrze się słuchało jego opowieści.
Andrzej "Boski", podobno działał kiedyś w grupie przestępczej. Krótko siedział w "hotelu". Jakieś trzy lata. Później miał areszt domowy. A teraz pracuje z nami od czasu do czasu w lesie. Ot tak, dla przyjemności.
-Ja przyjeżdżam tutaj, bo jest zielono i jest ten spokój, którego mi przez całe życie brakowało. Młody, ja mam z tych lewych fajek co niedzielę dwa koła, więc k**wa sam widzisz. Dom wybudowałem. Auto mam. Psa mam. To jeszcze dotleniać się trzeba, nie?
-No tak, trzeba trzeba... - odpowiedziałem zastanawiając się ile z tego co mówi jest prawdą

Minęły dwie godziny, związaliśmy już około dwudziestu wiązek, więc czas na przerwę.
Boski z Krzychem to dobrzy kumple. Mieszkają blisko siebie i często razem piją. Ich przyjaźń jest doprawdy ciekawa. Oparta na twardych podstawach wzajemnej lojalności i wspierania się fajkami. Właściwie to jednostronne wsparcie w postaci Boskiego, który zawsze spory zapas papierosów.

-Zobaczysz, rzucę to cholerstwo w ch*j. Mam astmę, muszę rzucić. Jeszcze dodatkowo raka mi brakuje do zestawu k**wa. - narzekał Krzychu
-Jak masz mieć raka, to go będziesz miał. Jacyś tam k**wa naukowcy mówią, że my wszyscy mamy komórki rakowe już w sobie tylko w stanie spoczynku i jednym się uaktywniają a innym nie. Także to czy jarasz nie ma w zasadzie znaczenia. - skomentował Boski
-Nie prawda. Papierosy mają na to wpływ czy się dostanie raka czy nie - odezwał się spokojnie leżący nieopodal Ariel
-No ja pie**ole, to mądrzejszy jesteś od naukowców z Discovery, k**wa? Oglądałem cały program o tym, to mi nie wmówisz, że jest inaczej
-To trzeba czytać też trochę fachowej literatury a nie tylko oglądać jakieś programy w telewizji, przedstawiające jeden punkt widzenia – mówił nieco szyderczym tonem Ariel
-Te, Arielku, sobie nie pozwalaj, nie dość, że masz takie cieplutkie, pedalskie imię, to jeszcze szczekasz ja jakaś popierdółka, jakiś piesek k**wa – odezwał się Krzychu
-To nie moja wina, że nie czytacie, trzeba czytać, żeby cokolwiek móc sensownego powiedzieć, a nie gadać takie pierdoły – powiedział Ariel

Andrzej się poderwał ziemi i skoczył do Ariela. Krzychu również wstał na równe nogi. Próbował powstrzymać Boskiego, ale zanim go złapał, ten zdążył kopnąć z impetem w tyłek Ariela.

-K**wa puść mnie! Zaj*bię tą gnidę! To ja k**wa do murzynów strzelałem, a tu taka ciotka będzie mi się wymądrzała?
-Daj spokój, jesteśmy w robocie! - krzyknął Krzychu, cały czas trzymając Andrzeja
-Dobra nic mu nie zrobię, ma szczęście...

Ariel przyglądał się wszystkiemu z pewnej odległości i nie myśląc o niebezpieczeństwie zaczął iść z powrotem w stronę mężczyzn. Kiedy przechodził koło Andrzeja, zrobił największy błąd w życiu, odezwał się.

-Mówię ci Andrzej, poczytaj sobie o tym. Przekonasz się, że mam rację

To był zdecydowanie straszny dźwięk. Trzask łamanej szczęki. Po szybkim sierpowym Andrzeja, Ariel padł nieprzytomny na ziemię. Zanim zdążyliśmy z chłopakami złapać i powstrzymać, Boski zdążył dwa razy kopnąć Ariela w tułowie.
Nigdy nie widziałem czegoś takiego z bliska. Krew sączyła się z ust powalonego a my przez minutę tylko nad nim staliśmy nie wiedząc co zrobić. Kilka dni później staliśmy nad jego grobem. Szkoda, że tamtego dnia nie padał deszcz.
Ostatnio zmieniony wt 23 wrz 2014, 23:43 przez rafaelson23, łącznie zmieniany 3 razy.

2
Odblokowałam. :)

[ Dodano: Czw 11 Wrz, 2014 ]
Nie mam dobrych wieści:
tak miniaturka (sic) ma poważne mankamenty: jest językowo nieporadna. Bardzo-bardzo nieporadna...
Spróbuj przeczytać opowiadanie "Następny do raju" Marka Hłaski. Kilka razy. I inne jego opowiadania. Choć raz.
I potem napisz swoją opowieść.
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

3
A jakby lały się z nieba strugi wody, deszczem nazywane.
Ajajaj...

Że tekst jest nieporadny to naprawdę leciutko powiedziane.

Co jednak ciekawe, zaintrygowałeś mnie w pewien sposób. Chciałem się dowiedzieć jak to się skończy, co z tego wyniknie i w ogóle po co to wszystko. I niestety nie wiem. Facet wstał, pojechał do lasu na wycinkę, a tam jeden drugiemu dał w mordę, po czym ten uderzony kopnął w kalendarz. Serio? Oo
Coś mi się zdaje, że nie tak łatwo zabić człowieka - tym bardziej dorosłego i silnego, a to był przecież drwal - zakładam więc, że jakimś chucherkiem nie był? Fabularnie jest klapa, choć pomysł miałeś ciekawy.

Do tego okropnie rozchybotane jest tempo całego tekstu - raz opowiadasz szybciej, rzucasz krótkimi zdaniami albo wręcz równoważnikami, czasem zaczynasz rozwlekać się w kilkukrotnie złożonych zdaniach, na dodatek mówiąc o zwyczajnych pierdołach. Czułem się jak na kolejce górskiej.

Ta cenzura wulgaryzmów - po co to komu? Wystarczy, że na początku tekstu ostrzeżesz czytelników, aby spodziewali się całej tony mięcha. A przez te gwiazdki wygląda to sztucznie, jakbyś sam sobie nie ufał i próbował złagodzić swój tekst.
Przyznaję jednak, że same dialogi nawet mi się spodobały - są w dużej mierze naturalne, nie upiększane na siłę - w końcu tak właśnie wielu ludzi mówi. Nie wnikam w samą treść, ale za to sposób wysławiania się bohaterów oddałeś całkiem sprawnie. Co nie znaczy, że każdy ma ochotę coś takiego czytać - co wrażliwsi mogą się trochę zrazić. :)

Na koniec kilka masowych błędów:

1. Przecinki przed "który" (i wszelkimi wariacjami tegoż) - kompletny brak
te najdziwniejsze osobowości które tam spotykam
2. Zapis dialogów:
-Zobaczysz, rzucę to cholerstwo
Jak można nie stawiać spacji po myślnikach? Po każdej kropce, przecinku, myślniku, wielokropku, czymkolwiek tam jeszcze, MUSI być spacja (pomijając kilka wyjątków - koniec akapitu, ew. myślnik łączący słowa [np. biało-czarny]). Przecież to absolutna podstawa przy nauce pisania na klawiaturze :O
-To nas trochę rozbudzi, wyluzuj – odpowiedziałem
Zdania kończy się kropką. Zazwyczaj. W każdym razie, czymś je trzeba kończyć, a nie zostawiać takie gołe.

Jest tego więcej, ale pewnie inni z przyjemnością wytkną co trzeba ;)

Zatwierdzam jako weryfikację - Natasza
Ostatnio zmieniony pt 12 wrz 2014, 12:26 przez Anakolut, łącznie zmieniany 1 raz.
-- Paweł K.

To nie zabawa / Stara wiara / Niewdzięczność historii / Artysta

4
Powiem tak - czytałam znacznie gorzej napisane teksty. Językowo nie jest tragicznie (aczkolwiek dosyć "szkolnie" - proste zdania o mało odkrywczej treści). W oczy najbardziej rzucają się problemy z interpunkcją (wskazane przez przedmówców) oraz niepotrzebne przeskakiwanie z czasu przeszłego do teraźniejszego.

Do przemyślenia: moim zdaniem to nie tyle miniatura, co pojedyncza oderwana scenka, wprawka. Brakuje ciekawego pomysłu na fabułę, brakuje jakiejś mocnej, odkrywczej "klamry" zamykającej tekst (wbrew pozorom śmierć człowieka w bójce wcale nie wybrzmiewa tutaj literackim mocnym akcentem).

Przaśne dialogi z przekleństwami akurat nie są złe, zabić człowieka jednym ciosem pięści też się da przy odrobinie pecha, aczkolwiek niekoniecznie ciosem w szczękę (kość żuchwy się łamie, ale amortyzuje uderzenie, a delikwent jak rozumiem zmarł wskutek urazu głowy).

W Utah w 2013 sędzia piłkarski zmarł wskutek krwotoku do mózgu po tym, jak 17-letni zawodnik rąbnął go pięścią w twarz, z tym że zmarł w szpitalu tydzień po urazie:

http://www.cbsnews.com/news/soccer-refe ... ws-can-be/
Między kotem a komputerem - http://halas-agn.blogspot.com/

5
Na początku pragnę zaznaczyć, że gorąco kibicuję każdemu adeptowi pisarstwa. Uważam, że każdy, kto czuje chęć przelania słów na papier, jest już w pewnym sensie artystą, a na pewno twórcą; a to zdecydowanie lepsze niż siedzenie i gnicie w miejscu : )
Szanuję Cię więc rafaelson23, tym bardziej, że wystawiłeś się na konstruktywną, jednak często bezlitosną, krytykę.

No to ad rem:

Jeśli wyrazisz chęć, zacytuję wszystkie popełnione przez Ciebie błędy (językowe, logiczne, merytoryczne, składniowe) wraz z objaśnieniem. Literówki, gramatykę i interpunkcję sobie darujemy, chociaż jest z nimi również źle i wyraźnie sygnalizuję (tak jak przedmówcy), byś się nad tym pochylił.

Jednak największą wadą tego tekstu, jest Twój styl. W jednym momencie ciągnie Cię do poezji, jak choćby:
rafaelson23 pisze:Niebo niebieskie, a w mym sercu smutek.
i
rafaelson23 pisze:A jakby lały się z nieba strugi wody, deszczem nazywane.
a zaraz potem:
rafaelson23 pisze:Robota w lesie ma swoje plusy i minusy. Jednym z minusów jest pora o jakiej zaczynamy.
Pomijam powtórzenie, chociaż zwróć na to uwagę.
"Robota", jako określenie wykonywanego zawodu, już określa styl w jakim piszesz. Absolutnie nie mówię, że zły, ale kompletnie nie pasujący do dwóch wcześniejszych cytatów.
Niestety, takich przypadków w Twoim tekście jest więcej.

Mógłbym dalej pisać, o bladej kreacji bohatera (chociaż koniec końców nie była ona aż tak konieczna; jego osoba posłużyła jedynie do opowiedzenia historii morderstwa), dość niezłych, jednak czasem topornych, dialogach, mieszaniu czasów itd. Uważam jednak, że problem jest głębszy.

I teraz najważniejsza część mojej wypowiedzi, na którą chce zwrócić Twoją uwagę. Można nawet zaryzykować stwierdzenie, że wcześniejsze uwagi nie mają większego sensu,a jedynie służą wzbudzenie w Tobie zastanowienia, dlaczego jest tak, jak jest, a niestety nie jest najlepiej : (

King, spytany kiedyś o to, jak można nauczyć się pisać, odpowiedział:
Dużo czytać i dużo pisać.
I, niestety, wydaje mi się, że oczytania Ci brakuje. Każdy pisarz powie Ci, że często tworzy buble, ale zaraz po tym jak spłynął one z jego palców, są poddawane weryfikacji. U Ciebie tego nie ma. Tworzysz bubla i bubla pozostawiasz, nie czujesz, że coś tu zgrzyta.

Dlatego bardzo ważna rada z mojej strony - więcej czytania, bo jest w Tobie potencjał. Pomimo powyższych błędów,nie czułem się jakbym czytał wypracownie licealisty, ale jednak zalążek czegoś, co można, trochę na wyrost, określić jako próba napisania opowiadania.
Dlatego zabieraj się do roboty, nie zniechęcaj i trenuj. Nawet obecny na tym forum Andrzej Pilipiuk wspominał kiedyś, że sięgając po swoją twórczość z czasów jej początków, łapie się za głowę : ) Pisarzem się zostaje, nie rodzi; rodzi się z talentem. Wg. mnie - Ty go masz.

Z plusów - bardzo spodobał mi się opis miejsca pracy, coś mi pachnie, że sam kiedyś parałeś się takiej "roboty" : )

Aha, jeszcze kwestia fabuły - absolutnie ją zignorowałem, jednak wydaje mi się, że jej nie ma : ) Oczywiście w przenośni, ale mam nadzieję, że rozumiesz.

Pozdrawiam ciepło i trzymam kciuki,
Blooregard Q. Kazoo.

Zatwierdzam jako weryfikację - Natasza
Ostatnio zmieniony pt 12 wrz 2014, 12:25 przez Bloo, łącznie zmieniany 2 razy.
Miało nic nie być, ale może podziała na panel Avatara? *hopefully* Podziałało! Wdzięczny, pozostawiam : )

6
Kiedy dotarliśmy na placyk na którym mieliśmy dzisiaj pracować, naszym oczom ukazały się drewniane kobyłki. Nasze dobre przyjaciółki na których wiązaliśmy drzewka w tzw. "faszynę".


Faszyna – powiązane ze sobą cienkie gałęzie wiklinowe lub innych drzew czy krzewów. Obecnie używane głównie przy regulacji cieków i innych pracach wodnych, w celu umacniania brzegów. W przeszłości faszyna służyła do budowy dróg, jako część podbudowy oraz budowy umocnień polowych przy pracach fortyfikacyjnych.

Małe wyjaśnienie.

Teraz chciałbym wam naprawdę bardzo podziękować. Bo wasze komentarze do tekstu są naprawdę przydatne. Historia którą opisałem jest niemal prawdziwa. Finał był odmienny. Rzeczywiście jak jeden z przedmówców podejrzewał, miałem do czynienia z taką pracą.

Wspomnę jeszcze tylko, że tekst ten pisałem, że tak powiem, jednym ciągiem. Bez jakichkolwiek poprawek. Przy kolejnym bardziej się postaram. Pozdrawiam i raz jeszcze dziękuję.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Miniatura literacka”