16

Latest post of the previous page:

Przeczytałam pierwszą wersje i drugą. Powiem tak, podczas gdy pierwsza urzekała nutą poezji - nie dopieszczonej, zrywnej, ale urokliwej= druga wersja cały ten urok zabiła. Ot jedno z wielu zapisów jakiegoś wydarzenia.
Jak najbardziej należy się wsłuchiwac w krytykę, ale nie bezmyślnie za nia podązac. Trzeba mieć instynkt samozachowawczy i to co skrytykowano poprawiac, ale z wyczuciem i umiarem = to twój zamysł, twoje spojrzenie - i tego się trzymajmy. A Gorgiasz zrobi zapewne łapankę błedów - i mam nadzieję części pierwszej - mimo wszystko tej lepszej = wtedy nauczysz się poprawiać tekst. ;D

[ Dodano: Pon 18 Sie, 2014 ]
Moja powyższa wypowiedź wyszła zbyt lapidarnie, by można ją było w pełni zrozumieć. Dlatego dodam jeszcze kilka słów wyjaśnienia.
Otóż pierwszą czesc zaczełaś z rozmachem ulotnych wrażeń od rzau wprowadzając czytelnika w klimat nieuchwytnego uroku przez pryzmat którego należy odczytać następne słowa. W poprawionej częsci tego wstępu zabrakło - i przez to błędne zapisy zdań dalszej czesci zostały uwypuklone. Cała teresć straciła swój urok.
Sama prawie zawsze czytanie tekstu/książki zaczynam od początku. I on właśnie decyduje czy będę czytała dalej czy nie. Nie zastanawiałam się dlaczego. Dopiero twój wstęp a potem jego brak uzmysłowił mi dlaczego tak się dzieje.
Otóż pierwsze zdania albo złowią mnie jako czytelnika, albo nie. Taki jest urok początku.
Co do tekstu - jest miły, czyta się go z zaciekawieniem, co nie oznacza jeszcze, że jest gładki bez potknięc. I na te potknięcia zwrócą ci uwagę weryfikatorzy. Tylko o jednym musisz pamietac - co chciałaś w tekście przekazać i czy poprawki nie popsują klimatu twego opka.
To chyba tyle.
Jak wydam, to rzecz będzie dobra . H. Sienkiewicz

17
Bardzo dziękuję za opinię! - właśnie marzyłam o tym, żeby czytelnikom wystarczyło na tyle cierpliwości, żeby przeczytać obydwie wersje i je porównać. Jestem wdzięczna.
Przede wszystkim muszę się obronić w jednej kwestii: nie podążyłam za krytyką bezmyślnie! Tak, jak wspomniałam, miałam gotową, dawno przepracowaną i wyszlifowaną (może za bardzo?) wersję tego tekstu. Moim głównym błędem było "polepszanie" go na chwilę przed wrzuceniem na forum (nie pierwszy raz popełniam błąd nadgorliwości, nie wytępiłam go jeszcze wystarczająco skutecznie, jak widać ;)) W efekcie otrzymałam krytykę wynikającą głównie z tego, co dodałam - tak oceniłam sytuację. Zmiana wersji była więc nie ślepym podążeniem, a powrotem do wersji podstawowej. Na sumieniu mogę mieć tylko pozbycie się sformułowania o "przekraczaniu granicy światła i ciemności" - nadmierne skupianie się na "niebie" może przywołać wrażenie kiczu, patosu - taki wniosek wyciągnęłam z jeden z wypowiedzi powyżej. A ponieważ dużo bardziej mi zależało na innych sformułowaniach z niebem w roli głównej, w dodatku fraza o owej granicy okazała się niezbyt czytelna logicznie (a tego zawsze bałam się jak ognia!) - wycięłam właśnie światło i ciemność.
Drugi fragment, który wyrzuciłam z wersji podstawowej również, to fragment o dziecku rozwijającym prezent-niespodziankę. Uznałam, że zbyt wiele nagromadziłam określeń dotyczących czynności rozwijania wafelka przez dziadka...a miało być bezpretensjonalnie. To drugie i ostatnie odstępstwo od wersji podstawowej, poza oczywiście poprawieniem 'źrenicy'. Ale generalnie powróciłam do wersji nie czyjejś lepszej, tylko mojej lepszej(moim zdaniem). To stary tekst, wrzucony na początek, na rozruch, bo planuję publikowanie następnych miniatur z cyklu.
Co do nauczenia się poprawiania tekstów - jedno wiadomo na pewno, nigdy nie poprawię tekstu tak, żeby się wszystkim podobało, poprawiam więc tak, jak ja uważam. Co wydaje się dość oczywiste ;) Przy zmianie wersji - obojętnie w którą stronę - najczęściej coś się traci, coś się zyskuje. Osobiście wolę skromniejszy opis prostej czynności i poezję "w powietrzu", pole do własnych dopowiedzeń - niż poezję na papierze, a nawet kawa na ławę - i wrażenie duszności u czytającego ...Pozdrawiam!

18
Eir, mnie podobały się obie wersje :) Z banalnego epizodu stworzyłaś ujmujący obraz.
Ja mam tego staruszka przed oczami :)
"Właściwie było to jedno z tych miejsc, które istnieją wyłącznie po to, żeby ktoś mógł z nich pochodzić." - T. Pratchett

Double-Edged (S)words

19
Hmm, nie wiem. Ni to groteska, ni drama, gdzieś tak sobie stanęłaś obok. Rozumiem pomysł: pieczołowite budowanie klimatu (kawki, ruiny) przecinasz głupotką, jaką jest jedzenie batonika - takie wprowadzenie przedmiotu, pozornie niepasującego do obrazka, ma sens. Tylko tu jakoś nie zagrało to dobrze - te PP jakoś nie pasuje, nie wiem dlaczego. Strasznie mnie to drażni -- a nie powinno, bo zestawienie wzniosłości z banałem mogło dać fajny efekt.
Jest to jeden z chwytów, często stosowanych w kinie i literaturze. Tylko tu nie przyniosło żadnego efektu. Równie dobrze staruszek mógł otworzyć soczek tymbarku i efekt byłby podobny. Może warto poszukać innego rekwizytu, który wpłynie na odbiór całości -- coś zmieni, zrobi różnicę na boisku, przechyli szalę w stronę konkretnego gatunku.
Coś tam było? Człowiek! Może dostał? Może!

20
@Marcin Dolecki - dzięki, dodałeś mi otuchy, ja za chwilę sama się pogubię w tych wersjach :P Ale pamiętam swoje szczęście, kiedy tę scenkę wyłuskałam ze skądinąd niczym się niewyróżniającego wieczoru! :)
@Filip - w moim zamierzeniu to nie był żaden chwyt, to po prostu plastyczny opis scenki, która zdarzyła się naprawdę - no a skoro ja to widziałam na własne oczy, to trudno mi się tłumaczyć ze stosowania tego czy tamtego, prawdę mówiąc po prostu starałam się nic nie zepsuć ;) Moja kreacja to wpleciony fragment dzieciństwa staruszka, kawki w ruinach. No, może też te guziki? nie pamiętam. Reszta to nasz fascynujący świat! Tak się fajnie złożyło, że papierek PP mocno błyszczał na zielono i srebrno - bo Tymbark nie błyszczy, żelki nie błyszczą, bułka z kiełbasą nie błyszczy, ba, nawet Snickers nie błyszczy! :P ;) Tak się też pięknie złożyło, że nazwa PP śmiesznie koresponduje z dziadkiem, który sam stał się takim troszkę PP ;)) Oczy fotografa czy poety nie mogłyby nie zauważyć, że wszystko łącznie z ubraniem dziadka - łasucha było sine i na tym tle PP błyszczący iście diabelsko! :) Dosłownie więc wszystko sprzysięgło się, żeby mi dostarczyć materiału na ten tekst! ;) I to jest prawdziwe szczęście. Pozdrawiam i dziękuję za komentarz!

21
To ja jeszcze tak:
Być może, o ile nie zawiodło Cię osobiste postrzeganie poetyki sceny, o tyle językowy przekład emocji, tkwiących w obrazie jest według mnie nieczytelny. Nie ma glębi, o czym pisze Filip

Patrz:
Przepaść
T. Różewicz
Babcia w czarnych sukniach
w drucianych okularach
z laseczką
stawia stopę
nad przepaścią krawężnika cofa
rozgląda się bojaźliwie
choć nie widać śladu samochodu
Podbiega do niej chłopczyk
bierze za rękę
i przeprowadza
przez otchłań ulicy
na drugi brzeg
Rozstępują się
straszliwe ciemności
nagromadzone nad światem
przez złych ludzi
kiedy w sercu
małego chłopca
świeci iskierka
miłości

albo "fotograficzny" Jacek Dehnel

BRZYTWA OKAMGNIENIA

Spójrz, właśnie tędy przeszła brzytwa okamgnienia –
plamki zakrzepłej sepii świadczą o jej przejściu;
z prawej zalane łąki i dachy obejścia
ponad nadmiarem siwej, nieprzejrzystej wody,
z lewej oni: tobołek, kufajka, patelnia,
warstwy rozwilgłych spódnic i rozmyte brody

pod kreskami kaszkietów. Łodzie ratunkowe
dojdą albo nie dojdą z Brześcia lub Kamienia.
Stan wody bez zmian. Zastój. Brzytwa okamgnienia
odcina to, co zbędne: całą resztę świata
za rozlewiskiem, jakieś sztaby kryzysowe
w surdutach, z wąsem, z lśnieniem słuchawek na blatach

szerokich, mahoniowych biurek. To, co płaskie
zostało na płaszczyźnie, na lśniącej powierzchni
cięcia: trafiają do nas te, nie inne, kreski
deszczu, bez chwili przed i chwili po, i wielka
woda i strach (na wróble) i ukryte paski
na których wisi w pustce mała, czarna Leica.
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

22
Nataszo - ja naprawdę przyjmuję do wiadomości, że wg Ciebie zabrakło głębi. Zrozumiałam, że przekaz pozostał dla Ciebie zamknięty. Każda opinia jest dla mnie ważna i cenna, Twoja również, szanuje ją i rozumiem.
Natomiast co do tekstów przez Ciebie załączonych - przeczytałam z ciekawością. Akurat ja wolę poezję Herberta, Grochowiaka, Sylwii Plath...wielu innych, polskich, zagranicznych. Tylko wiesz...to trochę tak w moim odczuciu wyszło, jakby ktoś czytający czyjąś miniaturę fantastyczną skomentował: "wiesz, zabrakło w tym polotu" - po czym wkleił mu "Władcę Pierścieni". ... chociaż i to nie do końca "oddaje", bo przynajmniej chodziłoby o ten sam gatunek. Zajmuję się poezją od wielu lat (nawet z pewnymi osiągnięciami w tej dziedzinie ;)) i wiem, że i wiersze Miłosza da się wziąć na warsztat i krytycznie poprzyczepiać się, powykreślać, poprzerabiać - wiem, bo robiliśmy to całą grupą poetycką dla ćwiczenia! ;)
Po prostu w pewnym momencie dyskusji o tekście dochodzimy do momentu, kiedy w relacji konkretny czytelnik - autor powinniśmy powtórzyć za "Twoim" Dehnelem: "trafiają do nas te, nie inne, kreski" - i tyle. Ja już nie ulepszę "Prince Polo". Ani głębi większej nie wykopię, bo jak zacznę znowu kopać, to się okaże, że wokół dołu stoi wianuszek czytaczy z miarkami i każdy ma inny pogląd na to, kiedy powinnam przestać kopać. Przepraszam za niewybredną metaforę ;) Pozdrawiam!

Re: Prince Polo [miniatura obyczajowa]

23
Zwykle nie zabieram głosu dwa razy w tej samej sprawie, jednak dla tej miniaturki uczynię wyjątek. Bo ona przyciąga uwagę i jest ciekawie napisana, co zresztą zauważyli też inni czytelnicy.
Nie odniosę sie też do zamierzeń autorki w kwesti jej zapatrywań na tekst - bo jak sama wspomniała każdy ma prawo do swojego odrębnego zdania.
Dla mnie ta miniaturka ma dwóch bohaterów - staruszka i kawke. I każde z nich niesie swoje przesłanie.
Staruszek - doświadczony przez los okupacji człowiek, z dziecięcą radością cieszy sie drobną, a dla niego jak ważną sprawą - rozkoszą podniebienia.
Kawka - symboliczny nosiciel nieszczęścia - najpierw oczyszczał zniszczone miasto, teraz odbiera staruszkowi jego przyjemnośc (jego wafelek).
Tyle ideologii. Teraz warstwa językowa - do której mam największe zastrzeżenia:
Eir pisze:Powoli zapadał zmrok. Skwer Dobrego Maharadży rozbrzmiewał krzykami kawek, które gromadziły się, aby przekroczyć granicę światła i ciemności.
Zdanie zbyt zawezające problem - pozostawmy sens, ale należy ująć to trochę inaczej.
Za chwilę miały zerwać się do lotu, jak zawsze przed zmierzchem i o świcie.
to samo jak powyżej
Na przystanku, kilka kroków od pustej ławki, stał przygarbiony staruszek.
informacja o ławce jest zbędna, można to było ując inaczej
Przed chłodem chroniło go tylko skromne paletko z rzędem guzików przypominających stare monety.
Palto jeszcze ujdzie, ale guziki wyskakują jak Filip z konopii - czyli należałoby to ująć przejrzyściej
Czekał, wsparty o lasce, popatrując ?? niespokojnie wokół. Wyglądał na podekscytowanego, jakby autobus miał go za chwilę zabrać na wycieczkę. W pewnym momencie sięgnął do kieszeni i wyjął orzechowe Prince Polo. Zielono-czerwone opakowanie zaświeciło blaskiem celofanu na tle filcowych szarości późnej jesien.
A skąd tu nagle jesień? wcześniej nie było o niej mowy
. Starszy pan niecierpliwie szarpnął górną część kolorowej folii, po czym drżącymi palcami zaczął obierać wafel jak banana. Z niekłamanym entuzjazmem w oczach przypominał małe dziecko rozpakowujące prezent-niespodziankę. Oddzierał z pietyzmem jeden cienki pasek pazłotko wafelka nie składa sie z pasków za drugim, wpatrując się w łakoć miłosnym wzrokiem. Kiedy Prince Polo został w trzech czwartych odwinięty, nachylił się nad nim i otworzył usta. W chwili, gdy od pierwszego kęsa dzieliły go dwa centymetry, wafelek złamał się i spadł na ziemię. Staruszek na chwilę zamarł, po czym spojrzał pod nogi takim wzrokiem, jakby patrzył w otchłań. określenie do zmiany- jednak pozostawić jego sens
Stał tam, szary, zgarbiony, z zielonym strzępkiem w ręce i przeżywał utraconą chwilę szczęścia.
Tymczasem ponad jego głową przeleciał niespiesznie krzykliwy, ptasi kondukt. Starszy pan ocknął się, spojrzał w górę i zobaczył cienie, przesuwające się po ciążącym ku czerni niebie. Znał kawki jeszcze z czasów dzieciństwa, kiedy Warszawa zmieniła się w wypiętrzone na ceglanym prochu góry ??- z kanionami, przełęczami i zapadlinami. Te utykające ptaki o trupio białych źrenicach w ruinach znalazły swój wymarzony dom. Rozpoczęły nowe życie, gdy miasto straszyło turniami zburzonych kościołów i błądzącymi po usypiskach cieniami ludzi. Żywiły się i mnożyły jak nigdy wcześniej. Hm, można jasniej? Trwał złoty wiek czarnych ptaków.
A kiedy na szczątkach ich gniazd odbudowała się Stolica – musiały nauczyć się prosić.
I czekać.
Jedna z kawek przysiadła nieopodal. Przekrzywiając głowę, wpatrywała się w pokruszoną, czekoladową cegiełkę.
Stary człowiek obserwował ją bez ruchu.

Czas nie istniał.
Ale podkreślam, mimo zastrzeżeń słownych miniaturka mi się bardzo spodobała. :lol:
Jak wydam, to rzecz będzie dobra . H. Sienkiewicz

24
Wspominałaś, że piszesz wiersze (czyli trafiam z odniesieniem :))

Myślisz i czujesz poetyckim tropami semantycznymi - tu też pojawiły się mocne i dobre obrazy-myśli:

Skwer Dobrego Maharadży
krzyk kawek na granicy świata i ciemności
staruszek w paletku z rzędem guzików jak stare monety (podmieniłabym na porównanie)
zielono-czerwony blask celofanu na tle filcowych szarości późnej jesieni
i teraz genialnie brzmi:
spojrzał pod nogi, jakby patrzył w otchłań
tymczasem ponad jego głową przeleciał niespiesznie krzykliwy ptasi kondukt.

itd.

i potem psułaś przeżycie podmiotu lirycznego (poezję) sporem z narratorem, który domagał się zazdrośnie (łokciami) dla siebie miejsca w obrazie. Więc psuł każdy trop, bo nie umiał myśleć przeżyciem wewnętrznym, tylko "akcją" .
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

25
@gebilis - co do tych konkretnych uwag, to warto się pochylić nad każdą z nich, wydają się w większości celne. ALE - np.ze zdaniem o ławce jest ten problem, że ja celowo tę ławkę tam umieściłam, celowo pustą - w końcu staruszek mógł na niej usiąść, a zamiast tego stał obok, jakby go "nosiło" ;) ... chyba naiwnie myślałam, że myśl czytelnika również pójdzie w tę stronę. Pewnie można lepiej to ująć, nawet zostawiając ławkę. I co do zdania z paskami...nie składa się z pasków, owszem, miałam na myśli, że on to opakowanie rozdzierał paskami (stąd porównanie z obieraniem banana oraz określenie "z pietyzmem" w pierwszej wersji tekstu). Choć rzeczywiście tekst sugeruje 'paskowość' samego sreberka ;) W sprawie uwagi o jesieni - muszę się zastanowić, bo nietypowy moment umieszczenia "informacji" o porze roku (zamiast czegoś w stylu: to był jeden z tych stalowych wieczorów późnej jesieni...) nie musi być niczym złym...w każdym razie ja to zrobiłam specjalnie...Pomyślę, tak jak i nad resztą Twoich konkretnych uwag. Dzięki - i pozdrawiam! :)

[ Dodano: Wto 19 Sie, 2014 ]
Nataszo - chyba rozumiem, co masz na myśli z tym narratorem. Rzeczywiście, możesz mieć takie wrażenie, jest ono usprawiedliwione. Ten tekst można było "rozegrać" na kilka różnych sposobów. Można też było pozostawić obrazek samym obrazkiem do samego końca, bez "komentarza odautorskiego" - zgadza się. Miałoby to swoje zalety. Ja wybrałam "przechwycenie" dziadka przez narratora i dopisanie mu niejako fragmentu przeszłości...Co do "łokci" w innych miejscach tekstu - cóż, w drugiej wersji starałam się je ograniczyć, ale nie wszyscy uważają, że z dobrym skutkiem ;))) Ja, tak jak już napisałam, raczej nie będę zmieniać już tego utworu, a jeśli nawet, to muszę odczekać. Teraz co poprawię, to na gorzej. Także miejmy litość dla dziadka, dajmy mu odpocząć, wiek robi swoje ;)
A - i nie mogę się powstrzymać przed jeszcze jednym nawiązaniem: szanuję poezję Różewicza, chociaż nie należy do moich ulubionych autorów - żeby nie było ;) jednak wiersz, który przytoczyłaś kilka "oczek" wyżej jest z kolei typowym według mnie przykładem na przyparcie, przybicie łokciem obrazka:
w końcówce mamy mianowicie:
"Rozstępują się
straszliwe ciemności
nagromadzone nad światem
przez złych ludzi
kiedy w sercu
małego chłopca
świeci iskierka
miłości"
Po pierwsze: nie podoba mi się osobiście ta końcówka. Nawet przyjmując, że ton całego wiersza bierze niejako w cudzysłów praktycznie wszystkie określenia, jakie są w nim użyte zaczynając już od "chłopczyka" ( bo z tego miejsca są użyte bardziej z punktu widzenia, myślenia, wyrażania się, czucia tej staruszki, następuje coś w rodzaju takiej 'mowy empatycznej' ze strony autora;)) nie zmienia to jednak faktu, że dla mnie uroda tego utworu kończy się na "i przeprowadza
przez otchłań ulicy
na drugi brzeg ". (Jeśli nie jeszcze wcześniej.)
Po drugie: z kolei akurat przy pomocy tego tekstu Różewicza mogę łatwiej teraz wytłumaczyć się z mojego "patrzenia w otchłań" - tej metafory użyłam na podobnej zasadzie do opisania spojrzenia staruszka na ziemię, pod nogi, gdzie leżał rozbity wafelek. Problem w tym, że owa "otchłań" może razić pomimo wszystko, tak jak i mnie jest nieswojo, jak czytam np. o "straszliwych ciemnościach" i "iskierce miłości", mimo, że wiem, że to jest jak gdyby niedosłowne użycie języka - nie posądzam Różewicza o banał i kicz...
Pozdrawiam!

26
Pierwsza wersja niestety wyszła kiczowato. Na oddanie uroku zwykłej chwili wystarczą zwykłe słowa. Nie potrzeba tu otchłani, źrenic, granic światła i ciemności ani nawet ciążącego ku czerni nieba. Te elementy są jak przyczepione z zupełnie innego świata, w żaden sposób nie pasują mi do świata staruszka, kawki i wafelka. Nawet jeśli miały na celu stanowić kontrastowe tło, wyszło moim zdaniem niezbyt zręcznie.
Wszystko po drobnych poprawkach mogłoby się jeszcze jakoś obronić, gdyby nie ostatnie zdanie: "Czas nie istniał". To zdanie przekona każdego niezdecydowanego czytelnika - tak, jednak to był kicz.

Druga wersja:
Z tekstu trochę "napompowanego" zrobił się ubogi w jakiekolwiek metafory. Wycięłaś kiczowate wstawki, ale nie zostawiłaś nic w zamian. Został po prostu stary człowiek i wafel. No i niezły fragment o Warszawie.

Podsumowując: Metafory muszą być, bez nich tekst się nie broni, ale muszą to być dobre metafory - świeże, ciekawe i spójne z przedstawionym światem (nawet te budowane na zasadzie kontrastu).

27
@efemeride - miło, że wpadłaś, dzięki :)

Zazwyczaj odnoszę się trochę skrupulatniej do wypowiedzi czytelników, z jednym wyjątkiem - kiedy wyczuwam w komentującym tę charakterystyczną nutkę arogancji, zbędnej złośliwości ;) Nie użyłam w tym tekście ani trudnych, wyszukanych metafor, ani metafor niezgrabnych i nieświeżych (wafel też był świeży ;)) ani skomplikowanych słów, kwestię "otchłani" już omawiałam dość dokładnie kilka postów temu...granica światła i ciemności jest po prostu porą dnia, pewnym nastrojem, kolorytem, punktem jednocześnie w czasie i przestrzeni...nie ma zamiennika...itd. itd...
...ale wybacz, po zwrotach typu: "...jak >przyczepione< z zupełnie innego świata", "kiczowate >wstawki<","...>w żaden sposób nie pasują<...", "To zdanie przekona >każdego< niezdecydowanego czytelnika - tak, jednak to był kicz."
...trochę - przepraszam - odechciewa mi się rozmowy. Pozostańmy więc przy tym, że tekst, ta czy inna wersja, przy takich lub innych drobnych usterkach - generalnie nadaje nie na Twoich falach. Natomiast "każdym niezdecydowanym czytelnikiem" nie jesteś. Zawsze lepiej wypowiadać się tylko za siebie, bo można przeszarżować ;)))
Pozdrawiam.

28
Można stwierdzić, że do opisu rzeczywistości nadają się zarówno (prawie) wszystkie słowa, jak i żadne z nich :) Eir wybrała taki sposób opisu, który uznała za najbardziej odpowiedni i konsekwentnie oraz elegancko zrealizowała zamysł :) Nawet zwykła scena może stać się okazją do intensywnych przeżyć i można ją opisać metaforycznym językiem.
"Właściwie było to jedno z tych miejsc, które istnieją wyłącznie po to, żeby ktoś mógł z nich pochodzić." - T. Pratchett

Double-Edged (S)words

29
@Marcin Dolecki - dziękuję za komentarz. Bardzo dobrze powiedziane :) I z tym względnym pasowaniem słów do opisu rzeczywistości...i z kwestią przeżycia i metafory. W tym tekście każde słowo, fraza jest użyte z jakiegoś powodu i po coś, nie ma zbędnych, nieprzemyślanych ozdobników, wszystko jest właśnie "przeżyte" i "wyrażone" jak najprecyzyjniej. Po prostu nie dogodzi się każdemu czytelnikowi, jak powszechnie wiadomo :)
Ja od siebie dodam, że tak jak teraz wróciłam do tego tekstu, to mam takie wnioski: 1) w drugiej wersji (eksperymentalnej? ;)) zbyt pochopnie "dałam się namówić" na usunięcie "granicy światła i ciemności" - żałuję...mea culpa 2) pierwsza wersja zadowala autorkę - wcześniejsze krytyczne komentarze kilku osób też ;) 3) akurat ja zauważyłam za to zupełnie inną, do tej pory nienapiętnowaną tutaj drobnostkę, która mi teraz trochę nie zagrała :P ;) ...ale akurat nie chodzi o stylistykę.
Pozdrawiam! :)
ODPOWIEDZ

Wróć do „Miniatura literacka”