jan.jan pisze:Oblodzonym chodnikiem ostrożnie szedł średniego wieku mężczyzna.
Raczej:
mężczyzna w średnim wieku/ Powszechnie stosowany jest idiom
średniego wzrostu i lepiej nie kombinować z ich mieszaniem.
jan.jan pisze:wcisnął głowę między ramiona.
Raczej:
w ramiona.
jan.jan pisze:Metalowe oprawki okularów powoli wżynały mu się w czerwony nos.
... wrzynały. I dlaczego: powoli? Tu pasowałoby:
coraz bardziej.
jan.jan pisze:Był co prawda dość mocno skacowany, ale w jego krwi nie krążyła już ani krztyna alkoholu. Dziś o poranku zapewne jeszcze krążyła, ale pobudka, jaką zafundowała mu żona skutecznie go otrzeźwiła i zostawiła fantastyczny ból głowy.
Daruj sobie to podkreślone. Co do skuteczności pobudki zafundowanej przez żonę - nie wątpię, że zadziałała, ale ból głowy, to chyba jednak dość typowy objaw kaca i bez małżeńskiej awantury stan delikwenta byłby podobny.
jan.jan pisze: klął sensownie, bo wszystkie wyżej wymienione elementy zebrały się na kupę aby utrudnić mu życie
Na kupę (na stertę, na stos) można coś rzucać. Jeśli się zebrały, to raczej
w kupę albo
do kupy.
jan.jan pisze:I tak, 2 dni później,
Dwa dni później.
jan.jan pisze: jest już dzień pracujący
Dzień pracujący to jak herbatka tańcująca. Jeśli nie pasuje Ci
dzień roboczy jako nazbyt urzędowy, to napisz, że biedak skojarzył, że trzeba iść do pracy.
jan.jan pisze:z tej tamtej imprezy
Z tej czy tamtej imprezy.
jan.jan pisze: pokonał przestrzeń dzielącą go między wejściem a ladą,
Podkreślone - do wyrzucenia.
jan.jan pisze: Dzień dobry Obywatelu!
jan.jan pisze: A idź Pan do diabła!
Zlituj się... To oni mówią do siebie używając wielkich liter? Czy to w ramach kolejnej dawki humoru, serwowanego czytelnikowi?
Wracając do spraw ważniejszych: Romek Pawlak ma rację, że u Ciebie fabuła jest pretekstowa. Dodam jeszcze, że akcja kuleje, na poziomie najprostszej wiarygodności: wszedł do antykwariatu kolega zwany Małpą. Cinkciarz. Z torbą do ukrycia. Za nim weszli dwaj milicjanci, ewidentnie facetem zainteresowani, bo nie raz im podpadł. I co? Nie podeszli do niego? Tak sobie pogadywali z antykwariuszem, że nie zauważyli, że Małpa wychodzi? Przecież był tam jedynym klientem. Nie dostrzegli, że nie ma już torby, z którą wszedł?
Ja pamiętam serię kawałów o milicjantach i wiem, dlaczego milicjant zawsze chodził z psem, ale tu byli jednak we dwóch, więc przynajmniej jedna głowa powinna była zadziałać.
To jest pierwsza sytuacja, w której rzeczywiście coś się dzieje, a Ty ją rozłożyłeś pod względem dramaturgii.
I jeszcze sprawa narracji: taki bardzo wyraźnie wyeksponowany narrator, zwracający się wprost do czytelnika, prowadzący z nim jakąś grę, zapowiadający, że coś się zdarzy, chociaż nieprędko - cóż, rzecz gustu. Mi się to akurat kojarzy ze
Świerszczem za kominem Dickensa i innym powieściami z głębin XIX wieku, co samo w sobie nie jest skojarzeniem złym, ale też specjalnego entuzjazmu we mnie nie budzi. Ale: prowadzenie takiej narracji nie unieważnia cech gatunku. Jeśli powieść przygodowa, to szybkie tempo i zaskakujące zwroty akcji, jeśli romans - to kłębiące się namiętności, jeśli powieść historyczna - to zachowane realia epoki. Zabawy narratora z czytelnikiem nie zastąpią ani dobrze skonstruowanej fabuły, ani wiarygodnych bohaterów.
To tak na przyszłość - na wszelki wypadek.