takie tam, z winem

1
Zrozumienie przyszło cicho, jak pocałunek w czoło, troskliwy, ciepły. Do poduszki z pierza, do spóźnionych snów.
Szarych i niespokojnych.

Dobranoc.

Przykrył ją kołdrą i usiadł obok. Spała jak dziecko, z palcami zwiniętymi pod policzkiem, lekkim rumieńcem i minimalnie rozchylonymi ustami.

Odsunął kosmyk włosów z jej czoła. Z czułością przyglądał się jak śni marzenie poza jego zasięgiem, zauroczony, nagle zrozumiał, że nieważne jak wyglądała, bo jakimś cudem dostała od niego wizualny immunitet. I że był zazdrosny o sen, który okradał go z szaro-zielonych oczu i szansy, żeby uczyć się ich na pamięć, wyryć w murze zakazanych myśli każdą rzęsę, każdą zmarszczkę uśmiechu, drgnienie powiek i psotny błysk tęczówek.

Spała.

Zasłoniła mu świat, więc wędrował po niej spojrzeniem, pedantycznie zbierając drobinki fascynacji i uczuć, o których myślał, że gdzieś zginęły przez lata ugniatania godzin od ósmej do szesnastej, a potem do północy i dłużej. Przez wykradane noce, własne pragnienia wciskane w pojawiające się na ekranie litery, które później sprzedawał za kredyt, sukienkę Klary lub wakacje dzieciaków. Przehandlował siebie za spłacone trzy mieszkania, za samochody - swój, chociaż go nie potrzebował, bo jeździł służbową beemką, i wybierany przez pół miesiąca burgundowy PT Cruiser żony, za najnowocześniejsze komórki, ciuchy, których marek nie rozróżniał, laptopy, spełnienie snów rodziny bliższej i dalszej, a nawet wielki pomnik na cmentarzu, rodzinny grób zaprojektowany do siódmego pokolenia – mury, wśród których za nic się nie widział.
Ani teraz, ani nigdy.

Jego marzenia.
Marzenia żony?
Pogubił się w tym tak dawno, że nie pamiętał, co było jego, co jej, i czy w ogóle miał udział w snach o przyszłości.

Patrzył na Małgorzatę jak matka na dzieci, z mnóstwem odczuć, zagubiony. I gdzieś w tym wirze pojawiała się potrzeba ochrony, troski, opieki.

I już wiedział.

Zacisnął dłoń, powstrzymując pragnienie, żeby dotknąć śpiącej. Nie powinno jej tu być. Jego też nie. Gdyby był mądrzejszy, wyszedłby z pokoju i wrócił nad ranem, jakoś by wytrzymał delikatny zapach, w którym szypr łączył się z czarną porzeczką, zmieszany z eleganckim drgnieniem liści jasnego drzewka piżmowego. Zapach, od którego chodził otumaniony jak byle zjarany trawą gówniarz.

Zaklął cicho, otworzył okno i zapalił, ciężko opierając rozgrzane czoło o szybę. Grudniowe powietrze wtargnęło do pokoju, zawirowało wokół, ostrym dotykiem siadając na policzkach i dłoniach, chłodząc rozpędzone myśli.

Alex odetchnął ciężko, spod przymrużonych powiek patrząc na żarzący się papieros, czując, mimo ciężkiego tytoniowego dymu, przebijający z palców aromat perfum. Jej perfum, które przywarły do skóry jak oset do psiej sierści. Pomyślał, że powinien umyć ręce, może się pozbędzie piżma, nektaru z porzeczek i szypru, ale czuł ją wokół, na sobie, w sobie, w smaku, na języku, tak głęboko, że nie miał szans, żeby od niej uciec.

Cichy pomruk ze strony łóżka przemknął mu dreszczem po karku. Odwrócił się powoli, wyrzucając niedopalonego papierosa na śnieg i mróz.

Siedziała swobodnie oparta o zagłówek, z leciutko przechyloną głową i spojrzeniem wbitym w niego jak kły węża w mysz.
- Zimno tu – powiedziała łagodnie. Bez nagany w głosie.
Skinął głową, zamknął okno.
- Przepraszam.
- Lubisz zimę?
- Chciałem pomyśleć… - Urwał zakłopotany. – Zapalić. – Sprostował. Uśmiechnął się niepewnie, podszedł, usiadł obok. – Jak się czujesz?
- Duszno było.
- Nie aż tak.
- Jestem przed okresem – zamruczała, pochylając głowę, ciemne włosy opadły falą na prawe ramię, ściągając jego wzrok na łagodne wgłębienie szyi i odkryte ramiona.

Nie wiedział, co odpowiedzieć. Zacisnął zęby, bo wszystko, co miał w głowie, to jej zapach. Dotyk. Oczy. Skóra. Śmiech. Gdyby mógł się ruszyć, oderwać od niej, wyszedłby tak, jak stał, wymeldował się, zmienił hotel. Albo wrócił do domu, do żony i straconych marzeń. Uciekł, jak nigdy mu się nie zdarzyło, bo zawsze potrafił stanąć twarzą w twarz z zagrożeniem, lubił walkę, starcie z przeciwnikiem, testowanie własnych możliwości.
Tu, z nią, był bezbronny jak niemowlę, związany tym, czego chciał i czego nie mógł wziąć.

Muśnięcie palców na skórze przedramienia, niedaleko podwiniętego mankietu koszuli od Pink, przeszyło go dreszczem, brutalnie wyrywając zza murów, które budował wokół umysłu, starając się utrzymać dystans do Małgorzaty.

- Przyniosłeś mnie do swojego pokoju. Dlaczego?
Cofnął rękę.
- Nie mogłem cię tam zostawić.
- Mogłeś. Jurek by się mną zajął.
- Woynarowicz jest tak pijany, że będzie miał trudności z powrotem do domu, ale jest dorosły, wie, co robi.
- Też jestem dorosła. – Uśmiechnęła się leciutko. – A przecież zająłeś się mną jak małym dzieckiem, wyniosłeś z pubu, przykryłeś, żebym nie zmarzła.

Wstał, podszedł do okna, mając niepokojące wrażenie, że jej obecność przecina kolejne sznurki kontroli, jaką starał się zachować nad ich relacją. Nie był pewny, czy powinien zapalić, czy lepszym rozwiązaniem było otwarcie okna i natarcie skóry śniegiem. Potrzebował ochłonąć, ale doskonale wiedział, że przy niej to niemożliwe.

- Źle się czułaś – wymamrotał, opierając się o szybę i przenosząc ołowiane spojrzenie na dziewczynę. – To ogromna różnica.

Patrzył, jak się do niego zbliżała. Bosa. W cholernej kiecce, która gdzieniegdzie odkrywając skórę, więcej zostawiała dla wyobraźni, przywiązując wzrok do każdego zmarszczenia i łuku. Do odkrytego karku i odsłoniętych ramion. Kasztanowych włosów.

Zajrzała mu w oczy.

- Ogrom różnicy jakoś umknął mojej uwadze – powiedziała cicho. – Zawsze ratujesz obce kobiety z opresji?
Zacisnął palce na ciepłym parapecie, modląc się, żeby zdołał je tam utrzymać.
- Nie jesteś obca.
Roześmiała się beztrosko, z niedowierzaniem. Sięgnęła ku niemu, lekko, psotnie pociągnęła za poluzowany krawat.

Alex zamarł. Niemal przestał oddychać, desperacko próbując odciąć się od wirującego aromatu zmieszanego z zapachem jej ciała, drobnych dłoni, jedwabistej skóry w brązowej sukience, która podkreślała talię i więziła wzrok wokół miękkich krzywizn dekoltu.
Od szaro-zielonych oczu.

Zaklął bezgłośnie.

Była za blisko.
- Jestem.
Powoli, prawie z niechęcią wsunął dłoń w ciemne włosy, zawinął je wokół pięści.
- Już nie. – Zdecydował, pochylając się, żeby ją wziąć.
Ostatnio zmieniony czw 03 kwie 2014, 00:24 przez ravva, łącznie zmieniany 2 razy.
Serwus, siostrzyczko moja najmilsza, no jak tam wam?
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.

3
ravva pisze:zmieszany z eleganckim drgnieniem liści jasnego drzewka piżmowego.
Przypuszczam, że to metafora, ale wygląda tak, jakbyś nie wiedziała, co to jest piżmo. Jeżeli ma zostać zapach piżmowy, to lepiej zmień na coś adekwatnego. A jeżeli chcesz koniecznie drzewko, to daj np. sandałowe.
ravva pisze:spojrzeniem wbitym w niego jak kły węża w mysz.
- Zimno tu – powiedziała łagodnie. Bez nagany w głosie.
To się chyba trochę kłóci w emocjach. Bo jeżeli już wąż (przebiegły, bezwzględny) z kłami (ostrymi, jadowitymi) wbitymi w mysz (bezbronna, śmierć), to zupełnie nie pasuje do tego łagodność i brak nagany. Cała ich rozmowa o zimie w ogóle się nie ma do węża i myszy (emocjonalnie).
ravva pisze:Tu, z nią, był bezbronny jak niemowlę, związany tym, czego chciał i czego nie mógł wziąć.
Dopiero tutaj jest wąż i mysz. Ale zaraz wszystko się odwraca, skoro wcześniej to on opiekował się nią jak dzieckiem. Chyba że ona to zaaranżowała?

Ładnie, ale bardzo po kobiecemu napisany tekst. A bohater męski. Nie zgadza mi się. Nie zgadzają mi się emocje i doznania z punktem widzenia. Gdyby to ona opowiadała (była wężem, który poprzedniego wieczoru udawał mysz, a teraz, rano, okazuje się, kto był kim naprawdę w tej relacji) to byłoby dla mnie spójne. Tak mam wrażenie jakiegoś, tego... dżendera. ;)
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

4
Thana pisze:
ravva pisze:zmieszany z eleganckim drgnieniem liści jasnego drzewka piżmowego.
Przypuszczam, że to metafora, ale wygląda tak, jakbyś nie wiedziała, co to jest piżmo. Jeżeli ma zostać zapach piżmowy, to lepiej zmień na coś adekwatnego. A jeżeli chcesz koniecznie drzewko, to daj np. sandałowe.
hm, nie, ale az mnie przytkało z samego rana - taki błysk, co mi sie połopaciło. nic. w opisie tych perfum figuruje "jasne drzewko piżmowe", sprawdzane przed zakupem, podczas dumania, co by tu jeszcze...
:-D

dzięki za komentarz, kawałek pod wpływem pisany, więc... hm. reszta jest bardziej szorstka.


smoke - :-D - cicho!!
cd tu? eee, niet.
moje erotyki nie nadają sie na "tu".
Serwus, siostrzyczko moja najmilsza, no jak tam wam?
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.

5
Zaciągnęłam języka w SB i wiem, że tekst jest świadomie osadzony w "harlequinie", to nie podnoszę argumentów z kategorii: jest obliczony na babską emocjonalność w kreacjach Ona i Ona, stereotyp "on był zmęczony sukcesem, ona zepsuta i z duszą" i rozegrają mój dramat uczuć między lirycznym cynizmem a cynicznym liryzmem.

Sprawnie stylistycznie, jest atrakcyjne konstruowanie romansowe narracji.

Ale tu bym przemyślała, bo poszło jakoś za daleko w egzaltacji i się jeszcze nakręca aż "po grób" (za grubą kasę):
ravva pisze:Zasłoniła mu świat, więc wędrował po niej spojrzeniem, pedantycznie zbierając drobinki fascynacji i uczuć, o których myślał, że gdzieś zginęły przez lata ugniatania godzin od ósmej do szesnastej, a potem do północy i dłużej. Przez wykradane noce, własne pragnienia wciskane w pojawiające się na ekranie litery, które później sprzedawał za kredyt, sukienkę Klary lub wakacje dzieciaków.
Aleks - nie Alex (chyba, może on zagraniczny)
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

6
ravva pisze:w opisie tych perfum figuruje "jasne drzewko piżmowe", sprawdzane przed zakupem,
To ja nie wiem, co twórca etykiety miał na myśli, ale piżmo z pewnością nie rośnie na drzewach. :D
http://pl.wikipedia.org/wiki/Pi%C5%BCmo
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

7
Thana pisze:To ja nie wiem, co twórca etykiety miał na myśli, ale piżmo z pewnością nie rośnie na drzewach.
:D
kurczak! w kontekście romansowym te weryfikowane gruczoły okołoodbytnicze piżmowca mnie powaliły :D
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

8
jak pocałunek w czoło
Nie wiem dlaczego, ale to „w czoło” mi nie brzmi; bez tego byłoby lepiej. Może kwestia jakiejś wewnętrznej poetyki, płynności frazy.
Patrzył na Małgorzatę jak matka na dzieci, z mnóstwem odczuć, zagubiony. I gdzieś w tym wirze pojawiała się potrzeba ochrony, troski, opieki.
Ten fragment jest za krótki. Znam to uczucie, kiedyś, dawno... I to dopiero początek tego, co właśnie tutaj można, należy opisać.
Gdyby był mądrzejszy
Mądrość – jakkolwiek pojmowana – jest ostatnia rzeczą która ma prawo pojawić się w takich sytuacjach. I mądrość o tym wie i nie pojawia się nigdy, nawet jako potencjalna sugestia. Lepiej nie prowokować. :wink:
wyszedłby tak, jak stał
Przecinek chyba zbędny, to porównanie.
brutalnie wyrywając zza murów, które budował wokół umysłu, starając się utrzymać dystans do Małgorzaty.
Nie sądzę, aby budowanie murów i utrzymywanie dystansu było dla mężczyzny priorytetem w takiej sytuacji.
Zacisnął palce na ciepłym parapecie, modląc się, żeby zdołał je tam utrzymać.
Biedne palce. Ale w życiu do działają niezależnie od mózgu, który zresztą we wspomnianych okolicznościach nie działa wcale. :mrgreen:

Tyle czepiania; trzeba było od czegoś zacząć. Piękny i obiecujący początek już mamy. Przeczytałem kilkakrotnie, ale przyznam, że po pierwszym zachwycie pojawiło się uczucie pewnego niedosytu, niedopowiedzenia, tak jakby w tej historii coś zostało pominięte, opuszczone, zlekceważone nawet. Może pojawi się dalej, rozwinie zarysowane stany emocjonalne, obserwację, pragnienia, bo oczywiście to tylko preludium i ciąg dalszy musi gdzieś się czaić. Pozostaję w oczekiwaniu...
moje erotyki nie nadają sie na "tu".
Jak nie – jak tak. Nie znasz się. :P

9
jeden taki teskni za ogórkami w kontekście.
i, hmm, stopami.
ale to już fetysz, jak się uprzeć :-D to by przylegało do textu.

thana, nie odpowiadam za translatory douglasa, za skojarzenia tak. pasowalo. bardziej niż poodwracane zwierzaki.

nat - :-D lubię x.
ixy, znaczy.
brzmią inaczej.

hmm.
brzmia.
Serwus, siostrzyczko moja najmilsza, no jak tam wam?
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.

10
No, właśnie z zapachami są takie pułapki - ambra to wymioty kaszalota, piżmo to... Cywet też. To tylko pokazuje, jak bardzo zwierzęco reagujemy, nawet wtedy, gdy wydaje nam się, żeśmy strasznie ludzcy. ;)

[ Dodano: Nie 19 Sty, 2014 ]
ravva pisze:thana, nie odpowiadam za translatory douglasa, za skojarzenia tak. pasowalo.
Ale to nie o to chodzi, że Ci pasuje albo nie, tylko to po prostu błąd rzeczowy. Nie ma drzew piżmowych (inna sprawa, że bohater może o tym nie wiedzieć i sobie metaforyzować oraz wymyślać).
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

11
Thana pisze:Ale to nie o to chodzi, że Ci pasuje albo nie, tylko to po prostu błąd rzeczowy. Nie ma drzew piżmowych (inna sprawa, że bohater może o tym nie wiedzieć i sobie metaforyzować oraz wymyślać).
:-D
moja wyobraźnia, auaaaaaa :D piżmowiec na drzewie, zadem w góre.
inna sprawa.
dobra.
zostańmy przy innej sprawie.
Gorgiasz pisze:Mądrość – jakkolwiek pojmowana – jest ostatnia rzeczą która ma prawo pojawić się w takich sytuacjach. I mądrość o tym wie i nie pojawia się nigdy, nawet jako potencjalna sugestia. Lepiej nie prowokować. :wink:
pojawia się.
i znika, przerazona nawałem emocji :-D
tak mówią.
Gorgiasz pisze:
brutalnie wyrywając zza murów, które budował wokół umysłu, starając się utrzymać dystans do Małgorzaty.
Nie sądzę, aby budowanie murów i utrzymywanie dystansu było dla mężczyzny priorytetem w takiej sytuacji.
eeee, nie. dystans jest bezpieczny :-D skracanie powoduje wzajemne przenikanie.
na wielu poziomach.
Gorgiasz pisze: Piękny i obiecujący początek już mamy.
heh, to nie poczatek. srodek.
moje erotyki nie nadają sie na "tu".
Jak nie – jak tak. Nie znasz się. :P
znam się. wiem, co piszę :-P

dzieki gor :-)
Serwus, siostrzyczko moja najmilsza, no jak tam wam?
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.

12
I że był zazdrosny o sen, który okradał go z szaro-zielonych oczu i szansy, żeby uczyć się ich na pamięć, wyryć w murze zakazanych myśli każdą rzęsę, każdą zmarszczkę uśmiechu, drgnienie powiek i psotny błysk tęczówek.
Ładne. Takie liryczne i pełne nostalgii.

W ogóle całość mi się podobała. Najbardziej - to co niedopowiedziane. Co było miedzy nimi, wisiało w powietrzu i co tak pięknie uchwyciłaś w literach. I jego bezradność,niechęć (do siebie?) na końcu.

Pokażesz co było przedtem i potem?
gosia

„Szczęście nie polega na tym, że możesz robić, co chcesz, ale na tym, że chcesz tego, co robisz.” (Lew Tołstoj).

Obrazek

13
jasne. pokażę.

liryczne, pełne nostalgii i ten, eeeegzaltowane :-D
Serwus, siostrzyczko moja najmilsza, no jak tam wam?
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.

14
Dla mnie jest to jak struny na których wygrywasz emocję, trącasz lekko, za chwilę szarpniesz. A chwile kiedy robi się zmysłowo są cudowne. Tam gdzieś Marek z małej, drobiazg.
Nieposłuszeństwo jest podstawą wolności, posłuszni muszą być niewolnicy.
Nam patriotom szabla i być może mogiła. Wam niewolnicy kajdany i zasłużone knuty.

15
Fajna, zmysłowa proza, bardzo efektowna. Narracja bardzo liryczna, kobieca, na poziomie wręcz nieosiągalnym do podrobienia dla facetów :)

Lubię takie zawieszenie uczuć, dodatkowo, pokazane w sposób, dający pozytywną energię - przecież to tylko dwójka ludzi, którzy za chwilę pójdą ze sobą do łóżka i będzie im razem dobrze. Fajnie, że ludzie się kochają :)

Zastanawia mnie jedno z ostatnich zdań:
Powoli, prawie z niechęcią wsunął dłoń w ciemne włosy, zawinął je wokół pięści.

Celowo użyłaś słowa pięść?
Coś tam było? Człowiek! Może dostał? Może!
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”