Rycerz w lśniącej zbroi [Urban fantasy], część 1

1
Linki do moich poprzednich tekstów dotyczących tej samej historii:

Glut
Przedstawienie
Projekt 12

Poniższy tekst jest częścią pewnej całości (Dłuższego opowiadania? Rozdziału?) mającej miejsce krótko po "Glucie" i dość długo przed "Przedstawieniem". W najbliższych tygodniach dorzucę kolejne części "Rycerza" (już leżakują w szufladzie), tak więc nie wiem, czy ocena fabuły ma teraz sens, chociaż wszelkie komentarze przyjmę chętnie.

Bardzo proszę o odniesienie się w weryfce do następujących "misji", które wyznaczyłem sobie po przeczytaniu komentarzy do "Projektu 12". Oto one:

Misja od Smoke'a - odchudzić tekst o zbędne kawałki.
Misje od Thuga - wyraźnie zaznaczyć wątek, uciec od filmowości, przypilnować logiki poczynań bohaterów.
Misja od Zaqra - poprawić dialogi i przypilnować, żeby czytający widział to samo, co ja widzę pisząc.
Misje od Nataszy - dawać wulgaryzmy tylko tam, gdzie są naprawdę potrzebne, nauczyć się opisywać przeżycia wewnętrzne.

Tekst zawiera kilka lekkich wulgaryzmów.



WWWNa środku krypty stało zombie. Było krzywe, obleśne i miało ręce przepisowo wyciągnięte przed siebie. Charknęło coś pod resztką nosa i zaczęło sunąć w kierunku Bena.
WWWBen zarąbał je dwoma ciosami paladyńskiego miecza, odchylił się na krześle i sięgnął po rozwrzeszczany telefon.
WWWZabrakło dziesięciu centymetrów.
WWWWymamrotał coś nieprzyzwoitego, wcisnął pauzę i z ociąganiem podniósł się sprzed komputera. Niezbyt miał ochotę odbierać. Gdy ktoś do niego dzwonił, na ogół czegoś chciał.
WWW- Halo?
WWW- Cześć, Ben. Słuchaj...
WWWAsia. Pół biedy.
WWW- ...to ci się nie spodoba, ale możesz włączyć wiadomości?
WWWBen zamarł.
WWW- Odkryli nas?
WWW- Nie, to coś innego. Po prostu włącz wiadomości.
WWWOdetchnął z ulgą. Cokolwiek Asia miała na myśli, nie mogło być dużo gorsze od policji, wojska, tłumu reporterów i cholera wie czego jeszcze.
WWWRozejrzał się za pilotem. Znalazł go pod stertą pustych torebek po chipsach i włączył telewizor.
WWWCycata reporterka komentowała relację na żywo z pożaru jakiegoś wieżowca. Ben przypomniał sobie, że rzeczywiście kilkadzieiąt minut temu słyszał gdzieś za oknem akademika syreny, ale przecież w takiej metropolii to norma. Czym różnił się ten pożar od setek innych?
WWW- Oglądasz?
WWW- Oglądam. Jakiś wieżowiec się pali. I co?
WWW- No... podobno to robota tego gościa od teatru i supermarketu.
WWWBen przysunął twarz do ekranu i oderwał wzrok od dekoltu reporterki. Płomienie wydobywały się z trzech miejsc: jednego dość nisko, drugiego mniej więcej w połowie wysokości budynku i ostatniego kawałek wyżej. Płonęły całe piętra, na żadnym z objętych pożarem poziomów nie było okna, w którym coś by się nie żarzyło. Rzeczywiście wyglądło to na celowe działanie - jeżeli w środku siedzieli ludzie, wydostanie ich mogło być trudne. Na dole uwijał się oddział strażaków otoczony tłumem gapiów. Z kilku wozów wystawały drabiny, ale nie sięgały nawet do połowy potrzebnej wysokości.
WWW- I co w związku z tym? - spytał, chociaż domyślał się już odpowiedzi.
WWW- Oni sobie nie radzą! Ciężko się to gasi, mówią, że jakiś napalm czy coś... Tam u góry są uwięzieni ludzie, a straż nie ma jak ugasić pożaru na trzydziestym ósmym, bo to za wysoko, a dwudzieste siódme...
WWW- Zaraz, zaraz. Chcesz,żebyśmy tam poszli i bawili się w bohaterów?
WWW- Ben, zrozum, ja nie mogę tak tu siedzieć i patrzeć, wiedząc, ż mogłabym...
WWW- Daj spokój! To profesjonaliści. Gasili setki takich pożarów, zaraz pewnie przyleci jakiś helikopter i zabierze tych ludzi z dachu.
WWW- Ale ci pomię...
WWW- Pomyśl. Pójdziemy tam, zrobimy show, a potem co? Złapią nas, wsadzą do jakiegoś laboratorium, zaczną robić...
WWW- Ale...
WWW- ...testy, eksperymenty...
WWW- Ben...
WWW- ...zleci się wojsko, będą nas maglować, tego chcesz?
WWWNa kilka sekund zapadła cisza.
WWW- No nie chcę.
WWW- Właśnie. Wyłącz telewizor i idź coś namaluj. Coś wesołego. W porządku?
WWWSłuchawka westchnęła.
WWW- W porządku.

***

WWWJoanna powolnym ruchem odłożyła telefon. Ben miał rację. Spodziewała się, że nie będzie chciał jej pomóc, ale rzeczywiście nie pomyślała o konsekwencjach. Gdyby ktokolwiek się dowiedział... Ciężko było jej to sobie wyobrazić. Cały świat zwaliłby im się na łeb.
WWWOstatni raz rzuciła okiem na telewizor. Od kiedy prezenterkom wolno mieć takie wielkie dekolty? Wyłączyła bezwstydne pudło i poczłapała do sztalug.
WWWCoś wesołego... Miała zamiar dokończyć zaczęty parę dni temu nokturn, ale widok nagrobków wprawiał ją w podły nastrój. Wyciągnęła nowe płótno i rozejrzała się za żółtą farbą.
WWWNastępne kilka minut upłynęło jej na bezmyślnym wgapianiu się w nic. Zero wesołych pomysłów. Czarna dziura. Biała dziura? Może innym razem.
WWWW końcu żachnęła się i umieściła na sztalugach cmentarz. Jakby nie było, dobre dziewięćdziesiąt procent jej prac było smutne, a przynajmniej melancholijne. Jakoś się nie czuła w słonecznych pejzażykach i takich tam. Kicz.
WWWKombinowała z farbami, aż uzyskała kilka różnych odcieni szarości i zaczęła malować, nagrobek za nagrobkiem. To nic, że w każdym leżała ofiara pożaru, to nic...

***

WWWBen rzucił komórkę na łóżko i wrócił do wesołego rozwalania hord potworów. Tłukł wściekle, starając się zagłuszyć potępieńczymi wrzaskami głos sumienia.
WWWTchórz.
WWWCisnął błskawicą w najbliższego zombiaka, który rozpadł się na drobne, dymiące kawałeczki. Jeszcze ze dwadzieśca i będzie level.
WWWTchóóórz...
WWWTen był twardszy. Potrzebował aż czterech błyskawic.
WWWŚmierdzący tchórz...
WWWKolejny zombiak okazał się zbyt potężny. Ben szarpnął wścieke myszką, patrząc, jak jego postać bezwładnie upada na posadzkę krypty.
WWWWlepił niewidzące spojrzenie w przyozdobiony paroma pajęczynami sufit. Nie mógł tu zostać. Znał Asię od dwudziestu lat. Dałby sobie głowę uciąć, że wariatka jednak pójdzie i spróbuje wykonać robotę strażaków za nich. Ufał jej całkowicie, ale gdyby ktoś ją złapał... Nie wiadomo, do jakich środków wojsko mogłoby się posunąć, żeby wyciągnąć informacje o ich zdolnościach. Poza tym, w takiej sytuacji Ben czułby się w psim obowiązku odbić przyjaciółkę.
WWWJakkolwiek by się sprawy nie miały potoczyć, wiedział jedno. Za piętnaście minut będzie pod wieżowcem, żeby powstrzymać Asię przed zrobieniem czegoś bardzo, bardzo głupiego.
WWWZałożył wyświechtaną, skórzaną kurtkę i ruszył do wyjścia. Po drodze spojrzał w lustro - odpowiedziało zmęczonym spojrzeniem podkrążonych, przekrwionych oczu.
WWWStoczyłeś się, Ben. Jeszcze parę lat temu byś się nie wahał.

***
WWWJoanna zatrzymała pędzel w połowie granitowego krzyża. Jak mogła być tak głupia? Znała Bena od dwudziestu lat, przecież on zawsze marudził, grymasił, ale w końcu unosił się swoim głupim honorem i pędził na ratunek wszystkiemu, czemu się dało. Jeszcze za czasów szkolnych stawał w obronie wszystkich kujonków - okularników... Wliczając w to ją samą. Nie, nie potrafiła go sobie wyobrazić siedzącego przy komputerze, czy co tam robił, podczas gdy obok mogli ginąć ludzie. Tym bardziej teraz, gdy dysponował czymś tak potężnym.
WWWZerknęła na zegarek. Od jej głupiego telefonu minęło już dobre dziesięć minut. Ben na pewno zdążył już wszystko przetrawić, teraz pewnie siedzi na tym swoim rupieciu i jedzie pod płonący wieżowiec, nadstawiając karku przez jej bezmyślność. Co ona sobie wyobrażała? Że po takiej akcji będą mogli wrócić do normalnego życia?
WWW Może po prostu zadzwonić? Szybko odrzuciła ten pomysł. Przecież Ben mógł jednak zostać w domu, nie chciała go jeszcze bardziej prowokować. Ruszyła w kierunku drzwi wyjściowych. Przekradła się na palcach obok drzwi sypialni, w której Robert odpoczywał po pracy. Niech śpi. Zawsze miał pretensje o jej spotkania z Benem, nie chciała musieć znowu kłamać.
WWWMinęła wiszące na ścianie przedpokoju lustro. Kątem oka dostrzegła swoje odbicie. Odruchowo zacisnęła powieki i odwróciła głowę. Jeszcze nie była gotowa na siebie spojrzeć. Cały czas pamiętała smród palonych włosów i szok, gdy po próbie na starym boisku dotknęła swojej głowy. Kiedyś będę musiała się przełamać. Jakiś wewnętrzny, nieśmiały głosik zasugerował, żeby to włąśnie teraz spojrzała sobie prosto w oczy, ale szybko ucichł. Kiedyś. Teraz miała ważniejsze sprawy na głowie. Zerwała z wieszaka kapelusz z szerokim rondem, który Robert kupił jej po, nazwijmy to, wypadku, i starając się nie narobić hałasu wyszła. Musiała uratować Bena przed wojskiem, eksperymentami i wszystkimi innymi paskudztwami, o których jej opowiedział. A poza tym - zacisnęła pięści - czuła się oszukana.

***
WWWRobert leżał z rękami podłożonymi pod głowę, pogrążony w pół - drzemce. Wcale nie był zmęczony. To znaczy był, ale nie fizycznie. Najbardziej męczył go utrzymujący się od paru miesięcy strach, że ktoś, a przede wszystkim Asia, odkryje na czym tak naprawdę polegało jego zajęcie. Wychodził na kilka godzin, przez parę minut robił swoje, resztę czasu spędzał w kręgielni i wracając odgrywał pantomimę. Głupio mu było tak oszukiwać własną dziewczynę, ale dzięki temu mieli za co żyć. Na konto regularnie wpływały eleganckie sumki. Wystarczająco duże, żeby w podbramkowych sytuacjach udobruchać drugą połówkę czymś naprawdę ekstrawaganckim, wystarczająco małe, żeby nie wzbudzać niczyich podejrzeń.
WWWJakaś zmiana wyrwała go z zamyślenia. Dźwięk? Nie, panowała idealna cisza. Dopiero po chwili dotarło do niego, że właśnie o to chodzi. Asia wyłączyła telewizor.
WWWCoś było nie tak. Przecież nigdy nie oglądała telewizji, twierdząc, że to zabija jej kreatywność. Spojrzał na zegarek. Szósta piętnaście... Na trzecim leciały wiadomości, na drugim chyba też. Nagle zachciało jej się posłuchać o polityce i ludzkich nieszczęściach? Wątpliwe, a tym dziwniejsze, że wyłączyła w połowie. Jak coś zaczynała, zawsze kończyła.
WWWUsiadł na łóżku. Trzeba było sprawdzić, co tam się dzieje. Już miał ruszyć do salonu, gdy w szparze pod drzwiami zobaczył dwa cienie. Znieruchomiał.
WWWCienie po chwili schowały się za framugą. Robert wytężył słuch. Dobiegło go cichutkie skrzypnięcie zamka. Co jest grane? Ktoś przyszedł, czy to Asia wychodziła? Jeśli tak, czemu mu nie powiedziała? Przecież zawsze to robiła.
WWWOdczekał kilka sekund i podszedł do okna. Oczywiście. Przedwczoraj kupiony kapelusz właśnie znikał za rogiem wraz z bosonogą właścicielką.
WWWNiewiele myśląc, za to obficie sypiąc pod nosem przekleństwami, Robert wciągnął buty, rzucił się do drzwi i wybiegł z domu. Miał pewne podejrzenia dokąd, a raczej - do kogo jego dziewczyna się wybierała. Nie ze mną takie numery. Czuł, że pewien studencik oberwie dzisiaj po buźce.

***

WWWSytuacja rzeczywiście wyglądałą kiepsko. Piąte piętro miało się już całkiem nieźle - z okien leniwie wysuwały się już tylko niemrawe obłoczki dymu, ale między dwudziestym siódmym a trzydziesty ósmym najwyraźniej nadal uwięzieni byli ludzie. Maksymalnie wyciągnięte drabiny, po których wspinali się strażacy, wyglądały na śmiesznie małe w porównaniu z drapaczem chmur, który mimo pożaru niewiele stracił na majestacie.
WWWBen zsiadł ze swojego wiekowego Kawasaki i przypiął je do pobliskiego znaku drogowego. Dopiero teraz, gdy hurgot motocykla ucichł, dało się usłyszeć hałasujący gdzieś u góry helikopter. Musiał gasić coś po drugiej stronie wieżowca, bo oprócz charakterystycznego odgłosu nic nie zdradzało jego obecności.
WWWBen zaczął się przedzierać przez zadzierający głowy tłum gapiów. Jeszcze nie miał planu jak odwieść Asię od jej durnego pomysłu. Jeśli już tu była i się napaliła na naprawianie całego zła na świecie, najprawdopodobniej będzie stawiała opór.
WWWRzucał okiem na każdą chudą brunetkę, gdy dotarło do niego, że powinien przecież wypatrywać łysiny. Po raz kolejny odezwało się w nim poczucie winy za obecny wygląd przyjaciółki, ale szybko zostało przepędzone przez głos rozsądku. Skąd miał wiedzieć, że włosy nie wytrzymają pięciu tysięcy stopni, skoro wytrzymała cała reszta?
WWWZatrzymał się i wyciągnął telefon. Przez chwilę rozważał możliwość załatwienia problemu w najprostszy możliwy sposób, ale szybko ją odrzucił. Zawsze istniała szansa, że Asia została jednak w domu i zgodnie z obietnicą malowała jakieś kwiatuszki, a wtedy by się dowiedziała, że on jednak tu przyjechał. Odpada.
WWWW tej chwili telefon zadzwonił.
WWWSuper.
WWW- Tak?
WWWJak się wytłumaczyć z panującego wokół hałasu? Gra komputerowa?
WWW- Ben, odwróć się!
WWWPosłuchał. Ujrzał przedzierającą się przez tłum Asię. Przy uchu miała komórkę, na głowie dziwaczny kapelusz, a na twarzy wyraz oznaczający tylko jedno.
WWWByła wściekła.
WWW- Idź coś namaluj, tak? - Na powitanie zdzieliła go przez ucho. Zabolało. - Siedź w domu, a ja wpakuję się w najgorsze możliwe gówno, żeby mnie potem Aśka musiała wyciągać?
WWWUniknął następnego ciosu, co tylko rozwścieczyło Asię jeszcze bardziej. Na usta cisnęła mu się riposta, że przecież to ona sama wyszła z pomysłem ratowania świata od zagłady, ale zdecydował się to przemilczeć. Musiała być wyjątkowo wkurzona, skoro użyła wulgaryzmu, nawet tak lekkiego jak "gówno".
WWW- Dobra! Ej, stop! Nie po to tu jestem! - Ponownie zrobił unik. Prawie się udało.
WWW- W takim razie po co? - Asia zatrzymała pięść w połowie kolejnego ciosu i zmierzyła Bena wściekłym spojrzeniem. Dałby głowę, że temperatura wokół nieznacznie wzrosła. Możliwe, żeby żar z trzeciego piętra sięgał aż tutaj?
WWW- Wychodzi na to, że po to samo, co ty.
WWWPrzyswojenie tej informacji zajęło Asi kilka sekund.
WWW- A to przepraszam. - Opuściła ręce.
WWWPrzez chwilę patrzyli na siebie w milczeniu. Ben widział po oczach przyjaciółki, że myśli o tym samym, co on. Skoro już tu byli, i to oboje...
WWW- To rozumiem, że sobie idziemy? - spytała nieśmiało.
WWWZawahał się jeszcze na moment. Gdzieś za plecami, u góry, narastał hurgot śmigłowca. Pewnie właśnie lądował na dachu...
WWW- Chyba.
WWWJakoś głupio mu było przytakiwać wyraźnie i dobitnie.
WWWTchóóórz...
WWWPrzygryzł dolną wargę i bez pożegnania obrócił się na pięcie.
WWWZałapał się akurat na najbardziej widowiskowy moment.
WWWNiebo rozświetliła pomarańczowa łuna. Z dotychczas spokojnych okien wieżowca wystrzelił grad odłamków szkła, parapetów i tynku. Ułamek sekundy później do zgromadzonego na dole tłumu dotarł skumulowany huk trzech eksplozji na trzech nowych piętrach, a następnie chrobot osuwających się fragmentów dachu.
WWWBen skamieniał.
WWWDachu.
WWWHelikopter wywinął w powietrzu kozła i z paskudnym chrzęstem wyrżnął bokiem w sąsiedni budynek. Płaty śmigła roztrzaskały się kolejno o ścianę i dołączyły do spadających kawałków betonu.
WWWPilot wrzeszczał.
WWWLudzie gdzieś u góry wrzeszczeli.
WWWTłum na dole wrzeszczał.
WWWBen siedział cicho i oglądał piekielny spektakl z szeroko otwartymi ustami. Podążał wzrokiem za opadającym kadłubem śmigłowca, z którego cały czas wydobywał się przerażony głos pilota. Podziwiał strzelające z okien jęzory ognia, w pewien trudny do określenia sposób napawał się nagłą zmianą ciśnienia w uszach.
WWWW ostatniej chwili rzucił się w bok unikając spadającej bryły betonu i zwalił przy okazji z nóg jakiegoś staruszka, który rozmawiał akurat przez telefon. Komórka wyleciała mu z dłoni, cichy trzask uderzenia rozmył się w ogłuszającym rąbnięciu okaleczonego helikoptera o chodnik paręnaście metrów dalej.
WWW- Sorry, dziadku - wystękał Ben. Chyba był cały, chociaż piekła go ręka, którą się podparł. Wstał i obejrzał się. Drobne otarcie.
WWWRozejrzał się za Asią. Klęczała tuż obok, z telefonem staruszka w dłoni.
WWW- Jesteś cała?
WWWPrzytaknęła, nie odrywając wzroku od ekraniku. Ben zmarszczył brwi. Coś było nie w porządku, widział to po jej twarzy.
WWW- Co, zepsuł się?
WWWWłaśnie był świadkiem katastrofy roku, a pyta o komórkę jakiegoś dziada. Fuck logic.
WWWAsia pokręciła przecząco głową i powolnym ruchem pokazała mu telefon.
WWWPrzez chwilę wpatrywał się w wyświetlacz. Najpierw pojawiło się niedowierzanie. Potem najzwyklejszy w świecie strach.
WWWA na sam koniec pieprzone poczucie obowiązku.
WWWRzucił się w kierunku staruszka, ale ten był szybszy. Zaskakująco energicznie doskoczył do klęczącej dziewczyny, wyrwał jej z dłoni telefon i rozpychając się łokciami pognał w kierunku zaparkowanych w bocznej uliczce samochodów.
WWWBen poczuł znajomy przypływ adrenaliny.
WWW- Asia, zostań tu i ratuj kogo się da, ja jadę za nim.
WWWAż się zdziwił spokojem we własnym głosie.
WWWNie czekając na odpowiedź pobiegł w kierunku motocykla. Czas na zabawę w bohaterów.
WWWW końcu po to tu przyszli.
Ostatnio zmieniony wt 25 lut 2014, 23:46 przez Articuno, łącznie zmieniany 2 razy.

2
moja misja wypełniona i pod tym kątem tekst wygląda poprawnie, nie wiem jak pozostałe misje ale odniosę się do tekstu jako całości,
Articuno, jakby Ci to powiedzieć... zmiany nie wyszły na dobre, poprzedni tekst jest mimo wspomnianych wad lepszy- dlaczego? bo jest twój. niedoskonały, ułomny, miejscami jest go za dużo, miejscami brakuje ale jest twój.
ten tekst jest poprawiony ale jest płaski, dalej brak emocji, czyta się dużo gorzej- dlaczego? bo jest sztuczny, brak w nim wyrazistego stylu autora, zbyt mocno przebija się chęć bycia poprawnym,

w projekcie12 była przynajmniej jakaś dynamika i tu też powinna być- jest przecież (teoretycznie) dramatyczna akcja i konflikt tragiczny? bohaterów- ważących na szali życie ludzi i własne bezpieczeństwo a tymczasem wszystko jest beznamiętne jak gazetka z supermarketu

jaka rada? cóż ostatnio posłuchałeś i źle na tym wyszedłeś ale rada moja jest taka; przeczytaj swój tekst a następnie przeczytaj coś Wielkiego i uznanego (i tak parę razy) nie będziesz od tego z automatu lepiej pisał ( w myśl zasady; kto z kim przestaje...) ale unaoczni Ci się różnica poziomów- ta różnica jest oczywista ale musi Ci się unaocznić czyli przed napisaniem jakiegoś nijakiego słabego zdania powinna Ci się zaświecić czerwona lampka- czy gdzieś już widziałem podobną konstrukcję? odpowiedź brzmi: nie- i w tym momencie w ciemno powinieneś uznać ze to co chciałeś napisać byłoby złe i powinieneś wyobrazić sobie jakby to napisał ktoś inny
i nie bój się, że w ten sposób nie wyrobisz własnego stylu albo że ktoś nazwie twój tekst kolejną nieudaną kopią Dostojewskiego czy kogo tam, - właśnie w ten sposób uwolnisz się od dotychczasowego pisania (słabego) a jako że Mistrzów będziesz miał wielu to z każdego zaczerpniesz to co najlepsze

ps brak poważnych wulgaryzmów to poważny brak

3
Dobra. Stoi. Wszystko do zrobienia. Wyciągam z szuflady drugą część Rycerza i kładę na warsztat, poczytam coś Wielkiego, trzeba to ogarnąć.

Jakoś tak wychodzi, że najbardziej jestem zadowolony z pierwszego tekstu, który tu zamieściłem, czyli z "Przedstawienia". Odnoszę wrażenie, że im dalej, tym gorzej. Mógłby się ktoś wypowiedzieć na ten temat? Wrzucone cztery teksty, pora wyciągać ogólne wnioski.

4
Na razie na szybko:
p
Smoke pisze:jest przecież (teoretycznie) dramatyczna akcja i konflikt tragiczny? bohaterów- ważących na szali życie ludzi i własne bezpieczeństwo a tymczasem wszystko jest beznamiętne jak gazetka z supermarketu
święta racja. że jest konflikt tragiczny spłaszczony, ale nie do końca z gazetki z hipermarketu
więc, Art, spróbuj na serio, bardzo na serio rozważyć problem homo tragicus - współczesnego. Co sądzisz o tezie? Popatrz - w pierwszej scenie masz komputerową grę - walkę z zombii. Ćwiczebnie - warsztatowo - spróbuj poprowadzić tak tę scenę, by przekazać nam poprzez ten motyw cząstkę poglądów. Poszukaj sposobu, by użyć tę scenę jako głos w dyskusji.
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

5
Hej

Miałam ci nie wklejać komentarza, ale jednak stwierdziłam, że jeśli tego nie powiem, to będziesz dalej tkwił w marazmie.

Poczytałam sobie trochę ciebie. Klimaty zupełnie nie moje, więc nie będę ci tu pisać komentarza co do treści, dlaczego mi się nie podobało, bo to po prostu kwestia gustu. Wpadłam tutaj przede wszystkim po to, by rzec: Jak to jest, że zacząłeś od w miarę dobrego Gluta, a potem sukcesywnie wprowadzając poprawki innych komentatorów, wrzucałeś coraz to gorsze teksty? Przypadek? Nie sądzę.

Z wprowadzania wszystkich poprawek i sugestii(bo przecież są to tylko sugestie i żaden komentator nie każe ci ich na siłę wprowadzać) stworzyłeś hybrydę. To już nie jest twój tekst, lecz zbitka gustów innych osób. Więc moje pytanie do ciebie: Chcesz tworzyć własne teksty, które mają twoją dusze i twój styl? Czy jednak popadać w skrajności i starać się dogodzić każdemu? Trochę rozwagi, wyczucia.

Komentarze oczywiście są jak najbardziej słuszne, i w każdym jest ziarnko prawdy, ale zapomniałeś chyba, że każdy widzi inaczej pewne rzeczy, inaczej odczuwa, dlatego niektóre opinie są ze sobą sprzeczne. Tekst powinien być przede wszystkim twój, bo jak sam widzisz, wprowadziłeś poprawki, ale dalej jest źle, bo poszedłeś za daleko, w drugą skrajność. Przedobrzyłeś. W Glucie czy Przedstawieniu (nie pamiętam już) jeszcze miałeś odwagę, by polemizować z tym, co ci ktoś zarzuca. Broniłeś tekstu, ale potem ci wszystko oklapło. Oczywiście wszelka arogancja, pyszałkowatość jest niedobra, ale o niej tutaj mówię. Raczej o tym, by wyciągać kwintesencje tego, o czym mowa w komentarzach. Filtrować to przez oko tekstu. Zastanawiać się, czy poprawienie jednego, nie zepsuje drugiego itd, Balans, balans ponad wszystko.

Jeśli tego nie czujesz, to żadne mentorskie rady ci nie pomogą. I na bożka, nie pytaj się kogoś, co masz dalej pisać lub co dalej poprawiać... Bo być może przez to, że piszesz na tak zwanego "żywca" nie mając całości w głowie, wkrada się chaos i tyle błędów. Jak na razie twój tekst przypomina halę, na której pasą się owieczki i każda chce wyskubać trochę trawki dla siebie. Więcej wiary w siebie, autorze i katorżniczej pracy, lecz mądrej i rozważnej.

Pozdrawiam życzliwie ;)
"Szczęśliwy człowiek, co złamał okowy godzące w intelekt,
i zaprzestał frasować się stale.
Znoś i trwaj! Ból ten przyda ci się kiedyś"

6
Almari,
nie do końca masz rację. Że Art gubi siebie, swój styl. On po prostu zaczyna w innym miejscu. Szuka siebie - nie w koncepcji fabularnej czy narracyjnej - szuka w warsztacie.
Ja to szanuję.
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

7
"Przedstawienie"

Pierwszy tekst, który wrzuciłem i w ogóle pierwszy, który napisałem. Wyrwana z kontekstu pojedyncza scena, ot, obraz, który ułożył mi się w głowie.
Przyjęty raczej ciepło, główne zarzuty:
- Filmowość. Trudno się nie zgodzić, tekst wygląda jak opis kawałka filmu, a nie o to w literaturze chodzi.
- Brak życia wewnętrznego bohatera. Nie może być rozbuchane, w końcu mamy scenę akcji, ale od czasu do czasu powinno się wejść w postać, a nie obserwować cały czas z boku.
Główne plusy:
- Jest dynamika, jest akcja, czyta się.

"Glut"

Drugi tekst. Czas spróbować się w czymś, co nie jest karkołomnym pościgiem, pora przedstawić czytelnikowi bohaterów, a jednocześnie dać punkt zaczepienia dla fabuły.
Główne zarzuty:
- Znowu narracja streszczeniowo - filmowa, beznamiętność, suche fakty. Z tym trzeba bez wątpienia walczyć.
- Mało plastyczne opisy. Fanem rozbuchanych opisów nie jestem, spróbuję je trochę podkręcić, ale bez przesady.
Główne plusy:
- Fajni bohaterowie. Super! W końcu to jedna z najważniejszych rzeczy. Skoro to mi wyszło, może załatać kreacją bohaterów inne niedociągnięcia? Spróbuję przy następnej okazji.

"Projekt 12"

Dobra. Skoro w "Przedstawieniu" najbardziej wyszła mi dynamika i akcja, a w "Glucie" bohaterowie, zobaczmy, co będzie, gdy pozbieram wszystko do kupy. Spróbuję też dodać postaciom życie wewnętrzne, "wejść w nie".
Główne zarzuty:
- Znowu sucho, bez emocji u bohaterów i czytelnika. Nosz kurde, znowu? Przecież Ben, z którego perspektywy piszę, ma myśli, analizuje, martwi się, boi, urąga, wspomina. Dlaczego nie wyszło? Hmmm... Większość tych "emocji" przedstawiłem w formie cytatów z myśli bohatera. Może nie tędy droga?
- Znowu filmowość. Ile można od tego uciekać? To tekst, nie kino, zdecydowanie trzeba nad tym aspektem popracować.
- Nadmierne użycie wulgaryzmów. Psują mi głównego bohatera! W sumie racja, nieświadomie próbowałem nimi załatać braki w dynamice emocjonalnej. Nie tędy droga, ciężko się nie zgodzić.
Główne plusy:
- "Ten fragment można nazwać dobrym...", "Pierwsze wrażenie pozytywne". Cosik mało konkretów, chyba mam tendencję spadkową. Trzeba czymś wyrównać.

"Rycerz w lśniącej zbroi".

A więc tak:
Weźmy to, co było fajnego w "Przedstawieniu". Dynamika i akcja. Niech płonie wieżowiec, akcje ratunkowe chyba mi nieźle wychodzą.
Weźmy to, co było fajnego w "Glucie". Rozwijamy bohaterów!
Weźmy to, co było fajnego w "Projekcie 12". Eee... To może...
Łatamy dziury z "Projektu 12". Nie przesadzać z wulgaryzmami.
Teraz co zrobić z tą filmowością? Chyba wynika ona z przedstawiania suchych faktów jeden po drugim. Połączmy to z problemem braku życia emocjonalnego bohaterów. Niech mają odczucia wobec wydarzeń, ale spróbuję nie przedstawiać ich tylko jako cytaty z myśli, poza tym dam podłoże do konfliktu wewnętrznego. Zobaczymy, jak wyjdzie.
Dodatkowo wrzucę tekst w trzech kawałkach, bo mi się trochę długi zrobił, nie chcę straszyć kilometrową ścianą tekstu, a i błędy będzie można poprawiać na bieżąco.
Główne zarzuty:
- Znowu płasko i sucho.
- Znowu brak emocji.
- Zatracam swój styl, bo za bardzo biorę do siebie komentarze.

[ Dodano: Pią 23 Sie, 2013 ]
Errata:
Możliwe, żeby żar z trzeciego piętra sięgał aż tutaj?
Miało być piętro piąte.

8
Articunio.

Wcale nie miałem się odzywać, ale widzę – człowiek w potrzebie, to zarzuciłem na ramię podręczny zestaw Pogotowia Wsparcia i jestem.

Bo mnie się to Twoje pisanie całkiem podoba.
I ten kawałek też mi się podoba, a co?

Jak się pojawiłeś na SB i zamęczałeś wszystkich pytaniami o różne szczegóły pomyślałem sobie: o, rany, kolejny melepeta, który – tylko patrzeć - wysmaży niezjadliwego kotleta i będzie się domagał uznania całego świata. Ale….przeczytałem pierwszą część i zmieniłem zdanie. Potem przeczytałem kolejną, a ponieważ wzbudziła zainteresowanie dobrych fachowców, nie było sensu dokładać się z kolejnymi radami.

Wygląda jednak na to, że wypełnianie misji przesłoniło Ci samą czynność tworzenia, co po trosze jest strzałem w kolano, bo wyraźnie Cię frustruje, nie przynosząc przy tym spodziewanej poprawy poziomu.

Wydaje mi się, że ważniejsze od klasyfikacji „dobry-zły” w odniesieniu do opublikowanych w Tuwrzuciu tekstów (jednoznacznie dobre nie trafiają się zbyt często) jest to, czy mają w sobie COŚ, jakąś potencję, która może dać rzeczy lepsze, ciekawsze, pełniejsze.

Mam nieodparte wrażenie, że Twoje teksty ów „faktor x” i owszem, posiadają.
Nie męczą oczu i nie brzydzą mózgu.
Nawet jeśli nie są całkiem wspaniałe :-)

Pewnie każdy ambitny twórca chciałby pisać niczym Dostojewski. Pytanie tylko, czy każdy piszący MUSI być Dostojewskim. Być może uparte rzeźbienie w kliszach podkultury połączone z doskonaleniem myśli i warsztatu może doprowadzić do powstania czegoś bardzo dobrego. I może to jest Twój przypadek? Może zamiast wpatrywania się w drogowskazy ustawione w dobrej wierze przez innych lepiej jest pilnować każdego zapisanego na dysku zdania, żeby brzmiało jak trzeba?

Może lepiej poprosić (przekupić?) choćby zaqra – wykonał kawał roboty - coby Ci pomógł przeanalizować to, co napisałeś, słowo po słowie, zdanie po zdaniu, żeby na najbardziej pierwotnym poziomie literackiego tworzywa wszystko grało. Wtedy łatwiej będzie ogarnąć szerszą perspektywę.

I pisać do bólu w palcach. Może dla odmiany coś zupełnie innego, żeby nabrać wprawy i świeżości.

A w przerwach czytać, czytać, czytać i porównywać – tu rada Smoke’a jest tyle oczywista, co bezcenna.

Nie łam się :-)
Masz sympatyka.
Będzie dobrze.

9
Ani mi w głowie się łamać!
Miło mi, że komuś się podoba.
Wygląda jednak na to, że wypełnianie misji przesłoniło Ci samą czynność tworzenia, co po trosze jest strzałem w kolano, bo wyraźnie Cię frustruje, nie przynosząc przy tym spodziewanej poprawy poziomu.
Nie powiedziałbym, że przesłoniło. Ja po prostu chcę poprawić pewne ewidentne niedociągnięcia, których jestem świadomy. Przy poprzednich tekstach ktoś mi wytknął niedostatek opisów, ale uznałem, że nie będę w to brnąć. Opis ma być wtedy, kiedy jest mi do czegoś potrzebny, nie będę ich wsadzał na siłę, żeby jednej osobie bardziej się podobało.
Jednak w sytuacji, gdy wszyscy lub prawie wszyscy są zgodni co do pewnych mankamentów (ta beznamiętność, brak emocji i "filmowość"), chyba jest zrozumiałe, że praca nad tymi aspektami staje się dla mnie pewnym priorytetem. Tym bardziej, że przy ponownym przeczytaniu wyraźnie te mankamenty widzę.
A to, że mimo starań popełniam w kółko te same błędy jest rzeczywiście frustrujące, ale do "łamania się" jeszcze mi daleko.
A w przerwach czytać, czytać, czytać i porównywać – tu rada Smoke’a jest tyle oczywista, co bezcenna.
Czytam dużo. Serio.
Może zamiast wpatrywania się w drogowskazy ustawione w dobrej wierze przez innych lepiej jest pilnować każdego zapisanego na dysku zdania, żeby brzmiało jak trzeba?
Potrzebowałem tych drogowskazów. Jestem początkującym, od samotnego analizowania swoich tekstów zdanie po zdaniu nie staną się one lepsze. A że właśnie wszyscy zaczęli mi mówić, żebym aż tak nie polegał na ulubionym narzędziu, jestem trochę zdezorientowany. Na stole leży druga część "Rycerza", korci, żeby ją poprawić i przepisać, ale teraz nie bardzo wiem co doskonalić.
Może tym razem zrobię to "na czuja" i za dwa tygodnie wrzucę całość. Zobaczymy, jak wyjdzie.

Zupełnie na marginesie, jak to jest, że już dwie osoby musiały się "przełamać", żeby wrzucić mi komentarz?

10
Hej

Ano właśnie dlatego. Żeby nie powiększać mętliku w głowie Autora. Bo widać, że chcesz i poszukujesz, dlatego nie ma sensu dorzucać się do tego, co zostało już prawidłowo wypunktowane przez znających się na rzeczy. Niech idzie po kolei.

Oczywiście, zrobisz, jak będziesz uważał za stosowne, pozwolę sobie jednak pozostać przy poglądzie, że w kwestiach warsztatowych wszystko zaczyna się u samych podstaw, przy szlifowaniu zdań. Jak jest to ważne - wystarczy zrobić sobie przerwę i wrócić do tekstu, żeby zobaczyć cały ładunek błędów siedzących w (na pozór) dopracowanych akapitach. A przy okazji pracy ze szlifierką różne rzeczy ogólniejszej natury ładnie porządkują się w głowie.

Cokolwiek jednak zrobisz i za którymi drogowskazami podążysz - powodzenia.

11
Dzięki, Leszek. Pomogłeś. Pora na pewien eksperyment, biorę się za pisanie.

[ Dodano: Wto 27 Sie, 2013 ]
Jeżeli ktoś jeszcze ma jakieś uwagi, a nie zamieszcza ich, żeby nie mieszać mi bardziej w głowie - proszę się nie krępować. Tę porcję już przetrawiłem i wyciągnąłem pewne wnioski.

12
Pierwsza cząstka, Art

Articuno pisze:z ociąganiem podniósł się sprzed komputera.
podniósł się sprzed...?
Articuno pisze:- Cześć, Ben. Słuchaj...
WWWAsia. Pół biedy.
WWW- ...to ci się nie spodoba, ale możesz włączyć wiadomości?
dziwny zapis, poniżej sugestia. To co pogrubione to przegadane.
- Cześć, Ben. - Asia. Pół biedy. - To ci się nie spodoba. Włącz wiadomości.
Articuno pisze:Cycata reporterka komentowała relację na żywo z pożaru jakiegoś wieżowca.
ktoś relacjonował a ona - cycata - komentowała?
Articuno pisze:słyszał gdzieś za oknem akademika syreny
szyk zdania, bo wychodzi akademik syreny
Articuno pisze:Ben przysunął twarz do ekranu i oderwał wzrok od dekoltu reporterki.
popatrz na konsekwencje ruchów - przysunąwszy, oderwał... (czyli wychodzi, że cycki były gdzie? )
Articuno pisze:Płomienie wydobywały się z trzech miejsc: jednego dość nisko, drugiego mniej więcej w połowie wysokości budynku i ostatniego kawałek wyżej.
niedobry kawałek
Articuno pisze:Płonęły całe piętra, na żadnym z objętych pożarem poziomów nie było okna, w którym coś by się nie żarzyło.
pozostaje w pamięci, że nie było okna.
Articuno pisze:Rzeczywiście wyglądło to na celowe działanie - jeżeli w środku siedzieli ludzie, wydostanie ich mogło być trudne. Na dole uwijał się oddział strażaków otoczony tłumem gapiów. Z kilku wozów wystawały drabiny, ale nie sięgały nawet do połowy potrzebnej wysokości.
ten opis bym przemyślała.
działanie = podpalenie? robotę podpalacza?
uwijanie się strażaków otoczonych, wystawanie drabin, połowy potrzebnych wysokości.
Articuno pisze: Oni sobie nie radzą! Ciężko się to gasi, mówią, że jakiś napalm czy coś... Tam u góry są uwięzieni ludzie, a straż nie ma jak ugasić pożaru na trzydziestym ósmym, bo to za wysoko, a dwudzieste siódme...
WWW- Zaraz, zaraz. Chcesz,żebyśmy tam poszli i bawili się w bohaterów?
WWW- Ben, zrozum, ja nie mogę tak tu siedzieć i patrzeć, wiedząc, ż mogłabym...

WWW- Daj spokój! To profesjonaliści. Gasili setki takich pożarów, zaraz pewnie przyleci jakiś helikopter i zabierze tych ludzi z dachu.
WWW- Ale ci pomię...
WWW- Pomyśl. Pójdziemy tam, zrobimy show, a potem co? Złapią nas, wsadzą do jakiegoś laboratorium, zaczną robić...
WWW- Ale...
WWW- ...testy, eksperymenty...
WWW- Ben...
WWW- ...zleci się wojsko, będą nas maglować, tego chcesz?
za dużo dialogu, według mnie ta część wyboldowana niepotrzebnie upchnięta w partię dialogową. Łopatologia psychologiczna - refleksja przez to staje się natrętnie wychowawcza.
Articuno pisze:Słuchawka westchnęła.
ja też westchnęłam. Bo mi się personifikacja podoba i nie podoba jednocześnie. Nie wiem.
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

13
Dzięki wielkie. Samemu wyłapałem tylko ten łopatologiczny dialog.
- Cześć, Ben. - Asia. Pół biedy. - To ci się nie spodoba. Włącz wiadomości.
Nieee... Pozwolę sobie pozostać przy dawnym zapisie, a szczekanie krótkimi informacjami i wydawanie rozkazów nie pasuje do mojej kreacji bohaterki.

Z resztą się zgadzam, i jeszcze raz dzięki, bo sam wyłapałem tylko łopatologiczność drugiego dialogu.

15
Heh, wspomniałeś na początku i o mnie, więc poczułem się zobowiązany napisać co czuję :)
Z drugiej strony wybacz, że tak późno, mam za duże zaległości na forum i mi (znowu sic!) umknąłeś.

I tak, nie miałem tego wrażenia filmu. Możliwe, że po prostu nie miał szans u mnie zaistnieć.
Tekst czytało mi się jakoś lżej, sam nie wiem czemu. Jednak co mnie zdziwiło, nie była to zaleta.
Już wyjaśniam, a przynajmniej spróbuję. Przeczytałem, zrobiłem sobie wstępny komentarz w głowie i zostawiłem, tzw. przespałem się z tym. Rzecz w tym, że przez tekst przeszedłem tak, iż rano, po "obudzeniu się" nic z niego nie pamiętałem, w przeciwieństwie do twoich poprzednich wrzutów. Dopiero kolejne czytanie przypomina mi o czym jest.
Tak jakby brakowało tej siły przebicia, która miałeś wcześniej, nawet jeśli się nie podobał, to i tak zostawiał swój ślad. A to chyba najważniejsze.
Kombinowałem troszkę nad tym, bo jak mówiłem, dziwi mnie to. I przyszło mi do głowy - może zamiast uciekać od filmowości, przyjąć ją i wykorzystać? Może to nie taka, jak mi się zdawało, wada, tylko dobrze do ciebie pasujące narzędzie?
Tak, zdaje sobie sprawę, jak to brzmi przy poprzednim moim komentarzu.

Dziękuje za kolejny fragmencik opowieści.

PS; Joanna sprawia wrażenie zupełnie innej osoby. Jest postacią aż tak zmieniająca się w podczas tych wydarzeń?
-Może jak będę dużym chłopcem, ludzie będą mnie prosić o pomoc.
-Albo żebyś się przesunął.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron