Sprawa Moralnej Czystośći

1
Sprawa Moralnej Czystośći

WWWOpuściliśmy podziemną salę i zaczęliśmy kierować się do góry. Schody pięły się stromo, na stopniach zalegał kurz. Maria szła przodem, jej podarta u podnózy suknia, zamiatała o kamień, za każdym razem, kiedy dziewczyna potrząsała biodrami. Dotarliśmy do głównego hallu i od razu pojawiła mi się w głowie myśl: mamy trzy drogi do wyboru. Pierwsza to drzwi po lewej, solidnie scalone, obite mosiężnymi ćwiekami, z kołatką na wierzchu. Druga droga prowadziła w głąb ciemnego tunelu o łukowatym przejściu. Jakoś nie uśmiechało mi się tam zaglądać. Wyczuwałem, że to najgorsze rozwiązanie, jakie mogliśmy wybrać, więc tak naprawdę zostały tylko dwie drogi. Ostatnia prowadziła wyżej, schodami wylepionymi czerwonym dywanem, które zakręcały za kolumnadę z ciemnego marmuru i chowały się całkowicie, znikając ze źródła mojego wzroku.
WWW- Co robimy – zapytała Maria bacznie mi się przyglądając. Jej piękne niebieskie oczy były teraz nadnaturalnie duże, sprawiając wrażenie, że mógłbym się w nich przejrzeć.
WWW- Idziemy na górę. Musimy się stąd wydostać. Prędko.
WWWRuszyliśmy po schodach. Biegłem pierwszy, z góry dobiegały nas odgłosy biesiady; wesołe rozmowy, śmiechy i pobrzękiwanie orkiestry. Zatrzymaliśmy się na trzy czwarte drogi. Przyłożyłem palec do ust i wskazałem na kolumnadę. Maria kiwnęła głową. Zaczęliśmy się skradać, cicho stąpać po kamieniu, rozłożyliśmy ręce by odpowiednio wywarzyć ciężar ciała. Dotarliśmy do szczytu schodów. Wyjrzałem na korytarz. Pusto. Kiwnąłem na Marię i oboje czmychnęliśmy przez tunel, pędząc w przeciwnych kierunkach. Odwróciłem się i stanąłem na chwilę. Mimo, że się nie odezwałem, wiedziałem dokładnie jak wyglądam, co zdradzam swoją postawą: „Ty głupia, dziewczyno! Nie tędy! Wracaj tu!”. Maria poczerwieniała na twarzy, zupełnie jakby to był odpowiedni moment na zaloty, a potem równie szybko wróciła do mnie i mogliśmy ruszać dalej. Kiedy mijaliśmy stare i zakurzone komnaty, odgłosy biesiady stawały się coraz cichsze, aż całkowicie zginęły w mroku i pustce tego miejsca. Znaleźliśmy się w zrujnowanej części zamku, pełno tu było śladów dawnej wspaniałości, lecz ślady te były bardzo znikome. Więcej było śladów teraźniejszej działalności, czyli zapomnienia i rezygnacji. Na szczęście nie byłem estetą i mało mnie obchodził wystrój zamku. Niestety Maria inaczej patrzyła na te sprawy.
WWW- Czy mogą tu być szczury? – zapytała.
WWW- Kochana, tutaj może być wszystko. Zaczynając od duchów i szalonych czarnoksiężników, co to wieki temu zaprzysięgły bronić murów tej budowli, a kończąc na krwiopijcach i demonach nie z tego wymiaru. Szczury to raczej nasz najmniejszy problem. Uspokój się.
WWWPopatrzyłem na nią. Była blada, spocona, w podartej sukni, lecz ciągle atrakcyjna, a nawet nieco bardziej niż zwykle. Z ułożenia jej twarzy wyczytałem, iż mimo lekkiego strachu, jaki odczuwała, większą rozkoszą była dla niej ekscytacja, którą zapewnia jej ta szalona wyprawa. Schlebiło mi to w pewnym sensie. Przecież to ja byłem inicjatorem tego cyrku, to ja dostarczałem jej tych niezapomnianych wrażeń. Ale opamiętałem się po chwili. Na czułości będzie lepszy czas. Może najpierw wypadałoby zadbać o odpowiednią oprawę?
WWWKiedy wtrącono nas do lochu za ‘niepoprawne zachowanie publiczne’ zapewniłem Marię, że wyciągnę nas w krótkim czasie. Długo nie musieliśmy czekać, sądząc po fazach słońca i księżyca, a także moim własnym obliczeniom, minęły dopiero dwa tygodnie. W tym czasie, Linka musiał nieźle obróść w siłę. Już zanim zaczęła się cała ta farsa, zdawał się poszerzać swoje wpływy. Zamknięto kilka karczm o wątpliwej reputacji, kilku paserów wtrącono do lochu, sporo wyjechało z miasta. Cały gang Frediego musiał się ulotnić, gdyż nagle okazało się, że interesy nie idą tak jak powinny, a raczej odwrotnie – działają na niekorzyść szefa. W końcu, kiedy ktoś grozi ci stryczkiem i przedstawia dowody jak na tacy, nie masz chyba żadnego wyjścia, jak tylko ustąpić. No chyba, że masz nie równo pod sufitem. Wtedy możesz ewentualnie próbować ignorować całą sprawę, ale Fredy ciągle pozostawał jeszcze rozumny, w co niektórym trudno było uwierzyć. Oprócz tego Linka pozamykał wszystkie domy uciechy, zagroził, że każdy występek moralny będzie surowo karany, a wszystkich niepotrafiących się przystosować czeka areszt i wieczne potępienie. Ciekawe, co kryło się za całym tym jestestwem Józefa Linki? Czego on mógł chcieć? Jaki był jego cel? Tego nie wiedziałem, a bardzo chciałem się dowiedzieć…
Ostatnio zmieniony pt 12 lip 2013, 13:37 przez Jack Dylan, łącznie zmieniany 2 razy.
Na bezdrożach, jeszcze się spotkamy...

2
Jack Dylan pisze:Sprawa Moralnej Czystośći
1. Czystości
2. Czemu każde słowo z wielkiej litery?
Maria szła przodem, jej podarta u podnózy suknia, zamiatała o kamień, za każdym razem, kiedy dziewczyna potrząsała biodrami.
1. podnóży
2. Żaden z członów tego zdania nie jest do zaakceptowania:
a) "Maria szła przodem" - A mogła iść tyłem? Ludzie zazwyczaj chodzą przodem, więc nie ma po co o tym wspominać.
b) "suknia podarta u podnóży" - Umiesz mi pokazać u siebie podnóża?
c) "zamiatała o kamień" - chodziło Ci o "omiatała kamień"? I tak kiepsko to brzmi. Zamiatać o kamień - nie ma takiego sformułowania. Zamiatać kamień - to wyjdzie, że ona tej sukni jak miotły używa. Jak więc?
d) "potrząsała biodrami" - Potrafię sobie to wyobrazić, ale czy na pewno chodziło o taki właśnie ruch?
3. Nie mogę już rozwalać tego zdania. Ono jest złe na każdym poziomie. Podmioty biegają jak chcą (Maria, suknia, dziewczyna), interpunkcja gra na nosie (na 4 przecinki, 3 są źle) i nie wiem co się do mnie mówi (suknia zamiata o kamień kiedy dziewczyna trzęsie biodrami?).
Jack Dylan pisze:Dotarliśmy do głównego hallu i od razu pojawiła mi się w głowie myśl: mamy trzy drogi do wyboru. Pierwsza to drzwi po lewej, solidnie scalone, obite mosiężnymi ćwiekami, z kołatką na wierzchu. Druga droga prowadziła w głąb ciemnego tunelu o łukowatym przejściu. Jakoś nie uśmiechało mi się tam zaglądać. Wyczuwałem, że to najgorsze rozwiązanie, jakie mogliśmy wybrać, więc tak naprawdę zostały tylko dwie drogi
1. "Pierwsza [droga] to drzwi po lewej" - Droga to drzwi? Droga to jakiś odcinek w przestrzeni - nie może skupiać się w drzwiach. Może wieść przez drzwi ewentualnie.
2. Drogowe powtórzenie.
3. Jakie to są scalone drzwi?
4. Kołatka nie może być wewnątrz. Wiadomo, że na wierzchu.
Jack Dylan pisze:Ostatnia prowadziła wyżej, schodami wylepionymi czerwonym dywanem, które zakręcały za kolumnadę z ciemnego marmuru i chowały się całkowicie, znikając ze źródła mojego wzroku.
1. Wylepionymi? Gdybyś te dywany przykleił i pokrył nimi wszystkie ściany pomieszczenia, to można powiedzieć, że jest ono wylepione dywanami. Ale schody nie są wylepione.
2. schodami [...] czerwonym dywanem, które [...] - które się odnosi do schodów, ale mózg się niemal wywraca próbując ustalić sens tego zdania.
3. Znikać z pola widzenia, nie ze źródła wzroku.
Jack Dylan pisze:- Co robimy – zapytała Maria bacznie mi się przyglądając.
1. Co robimy? – zapytała [...].
2. Przecinek po "Maria"
Jack Dylan pisze:Jej piękne niebieskie oczy były teraz nadnaturalnie duże, sprawiając wrażenie, że mógłbym się w nich przejrzeć.
1. Przecinek po "piękne".
2. oczy nadnaturalnie duże - Ojej! Większe, niż występują w naturze? O.O
3. oczy były [...], sprawiając wrażenie - Kulawa konstrukcja. Nie można tak dobrać do niej słów, żeby było ok.
4. "sprawiając wrażenie, że mógłbym się w nich przejrzeć" - Mógł się w nich przejrzeć, czy te oczy tylko takie wrażenie sprawiały?
Jack Dylan pisze:- Idziemy na górę. Musimy się stąd wydostać. Prędko.
Nie czuję w ogóle tego pośpiechu!
Jack Dylan pisze:Biegłem pierwszy, z góry dobiegały nas odgłosy biesiady; wesołe rozmowy, śmiechy i pobrzękiwanie orkiestry.
1. Powtórzenie z "biec"
2. Jaka to jest wesoła rozmowa - czym się różni od rozmowy przeplatanej śmiechem? Wyróżniasz bowiem: "wesołe rozmowy, śmiechy".
3. Pobrzękiwanie orkiestry - "brzękanie" pasuje do instrumentów strunowych, nie do całej orkiestry.
Jack Dylan pisze:Zatrzymaliśmy się na trzy czwarte drogi.
Po trzech czwartych drogi? Ale ułamki? Po co?
Jack Dylan pisze:Zaczęliśmy się skradać, cicho stąpać po kamieniu, rozłożyliśmy ręce by odpowiednio wywarzyć ciężar ciała.
1. Skradać (tutaj) = cicho stąpać po kamieniu. Niepotrzebne ględzenie.
2. wyważyć
3. Wyważony może być przedmiot (czyli waga rozłożona tak, żeby jak najłatwiej się operowało danym narzędziej na przykład). Jak zrobisz jaskółkę, to nie powiesz "wyważam ciężar ciała, żeby się nie przewrócić", prawda?
Jack Dylan pisze:Kiwnąłem na Marię i oboje czmychnęliśmy przez tunel, pędząc w przeciwnych kierunkach
Nie rozumiem. :(
Jack Dylan pisze:Mimo, że się nie odezwałem, wiedziałem dokładnie jak wyglądam, co zdradzam swoją postawą: „Ty głupia, dziewczyno! Nie tędy! Wracaj tu!”
1. Usunąć przecinek sprzed 'że".
2. Wstawić przecinek przed "jak".
3. Usunąć przecinek przed "dziewczyno".
4. Zdradzać postawą można zniecierpliwienie - nie tak długą myśl.
Jack Dylan pisze:Maria poczerwieniała na twarzy, zupełnie jakby to był odpowiedni moment na zaloty, a potem równie szybko wróciła do mnie i mogliśmy ruszać dalej.
1. Rumieniec świadczy o zalotowej gotowości?
2. Konstrukcja! poczerwieniała [...], zupełnie jakby [...], a potem [...] i mogliśmy [...]. Jakże to zdanie pogmatwane.
3. Równie szybko - jak co? "równie" sugeruje porównanie.
Jack Dylan pisze:Znaleźliśmy się w zrujnowanej części zamku, pełno tu było śladów dawnej wspaniałości, lecz ślady te były bardzo znikome. Więcej było śladów teraźniejszej działalności, czyli zapomnienia i rezygnacji.
1. "ślady dawnej wspaniałości" - klisza
2. Powtórzenie
3. Bardzo znikome ślady - nie tak się używa słowa "znikomy". "Bardzo" trzeba zazwyczaj wywalać, bo wali kiczem.
Jack Dylan pisze:- Czy mogą tu być szczury? – zapytała.
Czy tu mogą być szczury?
Jack Dylan pisze:Zaczynając od duchów i szalonych czarnoksiężników, co to wieki temu zaprzysięgły bronić murów tej budowli, a kończąc na krwiopijcach i demonach nie z tego wymiaru.
1. zaprzysięgli
2. Zdanie to jest dla mnie chybioną próbą wprowadzenia humorystycznego pierwiastka.
Jack Dylan pisze:Była blada, spocona, w podartej sukni, lecz ciągle atrakcyjna, a nawet nieco bardziej niż zwykle.
To dopowiedzenie na końcu jest do skasowania. Powód? Konstrukcja zdania - Była taka i owaka, lecz [..], a nawet [...].
Jack Dylan pisze:Z ułożenia jej twarzy wyczytałem, iż mimo lekkiego strachu, jaki odczuwała, większą rozkoszą była dla niej ekscytacja, którą zapewnia jej ta szalona wyprawa.
1. Znów - zdanie tak złożone, że przestałeś nad nim panować.
2. Co można wyczytać z ułożenia twarzy? I co to jest w ogóle to ułożenie? Mina?
3. ekscytacja była rozkoszą?
Jack Dylan pisze:Schlebiło mi to w pewnym sensie.
W jakim sensie? Innym niż byłby gdybyś napisał "Schlebiało mi to"?
Jack Dylan pisze:Przecież to ja byłem inicjatorem tego cyrku, to ja dostarczałem jej tych niezapomnianych wrażeń. Ale opamiętałem się po chwili. Na czułości będzie lepszy czas.
1. Opamiętał się po chwili i przestał dostarczać? "Ale" użyłeś tutaj, jakby było zaprzeczeniem poprzedniego zdania.
2. Nie rozumiem, skąd wziąłeś te czułości. O czym mowa?
Jack Dylan pisze:niepoprawne zachowanie publiczne
Co to jest? Nawet w urzędniczej nowomowie by nie ułożyli takiego sformułowania. Czy zachowanie publiczne = zachowanie w miejscu publicznym?
Jack Dylan pisze:Kiedy wtrącono nas do lochu za ‘niepoprawne zachowanie publiczne’ zapewniłem Marię, że wyciągnę nas w krótkim czasie. Długo nie musieliśmy czekać, sądząc po fazach słońca i księżyca, a także moim własnym obliczeniom, minęły dopiero dwa tygodnie.
1. Takie przeciwieństwa nie powinny znaleźć się tak blisko siebie. Zgrzytają.
2. sądząc po [...], a także obliczeniom. - Nie ma to zdanie sensu.
Jack Dylan pisze:W tym czasie, Linka musiał nieźle obróść w siłę.
1. Usunąć przecinek po "czasie".
2. Obróść?!
Jack Dylan pisze:Zamknięto kilka karczm o wątpliwej reputacji, kilku paserów wtrącono do lochu, sporo wyjechało z miasta.
Sporo paserów wyjechało z miasta? Czy chodziło o ludzi ogólnie?
Jack Dylan pisze:Cały gang Frediego musiał się ulotnić, gdyż nagle okazało się, że interesy nie idą tak jak powinny, a raczej odwrotnie – działają na niekorzyść szefa.
1. Przecinek po "tak"
2. Jak interesy mogą działać na niekorzyść? Jak one w ogóle mogą być siłą sprawczą?
Jack Dylan pisze:W końcu, kiedy ktoś grozi ci stryczkiem i przedstawia dowody jak na tacy, nie masz chyba żadnego wyjścia, jak tylko ustąpić.
1. Wykasować przecinek przed "kiedy".
2. Powtórzenie
Jack Dylan pisze:No chyba, że masz nie równo pod sufitem.
1. nierówno
2. Usunąć przecinek przed "że".
Jack Dylan pisze:Oprócz tego Linka pozamykał wszystkie domy uciechy, zagroził, że każdy występek moralny będzie surowo karany, a wszystkich niepotrafiących się przystosować czeka areszt i wieczne potępienie.
1. Co to "występek moralny"? Jakaś specjalna odmiana występku?
2. Kim jest ten Linka, że na wieczne potępienie skazuje?
Jack Dylan pisze:Ciekawe, co kryło się za całym tym jestestwem Józefa Linki
Wygląda to "jestestwo", jakbyś wstawił je dlatego, że mądrze brzmi. Potrzebna jest konsekwencja stylu.

Interpunkcja, styl - nie działają. Zdarzają się ortografy.
Fabuła - nie ma (podejrzewam, że to jest część jakiejś większej całości). Oceniając to, co przeczytałem - Dwoje nijakich ludzi biegnie nie wiadomo skąd, nie wiadomo dokąd i nie wiadomo po co. Dlaczego miałoby mi zależeć, żeby gdzieś dotarli? Dostaję jeszcze strzępy jakichś informacji ze świata przedstawionego - w ogóle mi one niepotrzebne. Nie mają związku z resztą tekstu.
Dialogi - nie ma czego oceniać. Jak już ktoś się odzywa, wypowiada się niezwykle sztywno.
Bardzo niejasno opisujesz sytuacje. Na przykład tu:
Zatrzymaliśmy się na trzy czwarte drogi. Przyłożyłem palec do ust i wskazałem na kolumnadę. Maria kiwnęła głową. Zaczęliśmy się skradać, cicho stąpać po kamieniu, rozłożyliśmy ręce by odpowiednio wywarzyć ciężar ciała. Dotarliśmy do szczytu schodów.
Co tu się dzieje? Jakie oni ruchy wykonują? No nie wiem!

Niestety, nie umiem wskazać ani jednego silnego punktu tego fragmentu. :(

Pozdrawiam.


Weryfikacja zatwierdzona przez Adriannę
Ostatnio zmieniony pt 12 lip 2013, 13:36 przez Erythrocebus, łącznie zmieniany 1 raz.
www.huble.pl - planszówki w klimacie zen!

3
Dziękuje. Powinieneś sie zrelaksować, aż kipi tu frustracja.

Rubia: z komentarzem możesz polemizować. Usposobienie/charakter/nastrój komentującego nie są przedmiotem dyskusji.
Ostatnio zmieniony śr 10 lip 2013, 10:29 przez Jack Dylan, łącznie zmieniany 1 raz.
Na bezdrożach, jeszcze się spotkamy...

4
Eryth już przrył tekst na prawo i lewo, to tylko kilka uwag, niekoniecznie poprawnościowych.
Jack Dylan pisze:jej podarta u podnózy suknia
Narodziło się pytanie: gdzie suknia ma podnóże? Pewnie przy stopach. Nie zmienia to faktu, ze pierwszy raz słyszę o czymś podobnym. Licentia poetica?
Jack Dylan pisze:Maria szła przodem, jej podarta u podnózy suknia, zamiatała o kamień, za każdym razem, kiedy dziewczyna potrząsała biodrami.
Namęczyła się biedaczka. Idzie w podartej sukni w górę po schodach i przy tym potrząsa biodrami. Pracuje w Ministerstwie Szalonych Kroków?

Jack - załóż długą spódnicę, oderwij jej dół i spróbuj wejść po schodach do tego potrząsając biodrami. Proszę Cię, spróbuj. :lol:
Jack Dylan pisze:schodami wylepionymi czerwonym dywanem,
Podkreślony wyraz niezbyt fortunny. Na klej dywan przyczepili?
Jack Dylan pisze: Biegłem pierwszy, z góry dobiegały nas odgłosy biesiady; wesołe rozmowy, śmiechy i pobrzękiwanie orkiestry.
Jack Dylan pisze:Znaleźliśmy się w zrujnowanej części zamku, pełno tu było śladów dawnej wspaniałości, lecz ślady te były bardzo znikome. Więcej było śladów teraźniejszej działalności, czyli zapomnienia i rezygnacji.
Powyższe zdania są przykładem. Zdarzają się gdzieniegdzie powtórzenia, prawda?
Jack Dylan pisze:Zaczęliśmy się skradać, cicho stąpać po kamieniu, rozłożyliśmy ręce by odpowiednio wywarzyć ciężar ciała.
O, to fajne! Przypomniało mi postacie wampirów z niemego kina. :)
waga, ważyć, wyważyć
Jack Dylan pisze: Maria poczerwieniała na twarzy, zupełnie jakby to był odpowiedni moment na zaloty, a potem równie szybko wróciła do mnie i mogliśmy ruszać dalej.
POczerwienienie na twarzy to początek zalotów?
Jack Dylan pisze:Kiedy mijaliśmy stare i zakurzone komnaty, odgłosy biesiady stawały się coraz cichsze, aż całkowicie zginęły w mroku i pustce tego miejsca.
Z tą pustką trudno się zgodzić, wszak są uciekinierzy i balowicze. Mroku nie neguję, od dawna wiadomo, ze im ciemniej, tym przyjemniej.
Jack Dylan pisze:Długo nie musieliśmy czekać, sądząc po fazach słońca i księżyca, a także moim własnym obliczeniom, minęły dopiero dwa tygodnie.
Coś się posypało: "...sądząc po fazach słońca..., a także moim własnym obliczeniom..."

Stosunek mężczyzny do kobiety (przywództwo, jej zagubienie, erotyczne spostrzeżenia i odniesienie) rodem z romansu historycznego z serii "Różowa landrynka". Te opowieści fajne są, bo wiadomo, co będzie dalej: on ją wyprowadzi z zamczyska (kilka groźnych przygód wskazane) i uczczą to zlegając na jakimś łożu na pochędóżkę.

A teraz całkiem poważnie: Jack, zawaliłeś. Ten tekst jest chyba najgorszym, jaki czytałam w Twoim wykonaniu. Stać Cię na więcej. Na wiele więcej.

Miłego poprawiania.
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

5
Dziękuję Dorapa. Wspaniała weryfikacja, jak zawsze mądre wskazówki, świetne spostrzeżenie z tą różową landryką, bardzo oryginalne. No i dużo dobrych żartów, niektóre nawet zapisałem. Pozdrawiam was.
Na bezdrożach, jeszcze się spotkamy...

6
Jeszcze uzupełnienie, coś, o czym wczoraj pomyślałam, ale mnie CSM uwiodła.
Erythrocebus pisze:Niestety, nie umiem wskazać ani jednego silnego punktu tego fragmentu.
Z tym się nie zgodzę. Ostatni akapit, ten fragment o "inkwizytorze", Józefie L. jest wielce obiecujący. Wprowadza niepokój. Pojawia się przeciwnik, ktoś z kim może bohater walczyć nie tylko o Marię i jej wdzięki, ale również o wiele więcej. Słodki łotr kontra ponury moralista?

Pozdrawiam i życzę powodzenia.
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

7
Jack Dylan pisze:Tego nie wiedziałem, a bardzo chciałem się dowiedzieć…
I może od tego zacznijmy. Pierwszym co rzuciło mi się w oczy jest to, że zbyt długo musiałem dowiadywać się, co jest grane, a i tak nie jestem pewien czy udało mi się na to wpaść. Gdybym jednak na to wpadł to styl, jakim jest to napisane jest zbyt potoczny. Rozumiem, że rolę narratora odgrywa tu nasz bohater, ale trzeba pamiętać, że narrator to osoba, która będzie nam towarzyszyła do końca powieści czy opowiadania i jego język powinien być, jak najbardziej przystępny.
Większym problemem potoczności języka jest to, że jak zrozumiałem, akcja odbywa się w średniowieczu... Wybacz jeżeli piszę jakoś gniewnie, ale drażni mnie gdy ktoś zabiera się o tematy, o których nie ma pojęcia. W tej potoczności języka jest mnóstwo współczesności... Wiesz, co? Przeczytałem jeszcze raz i jednak kompletnie nie mam pojęcia, w jakich czasach akcja się odbywa, może ta współczesna potoczność języka nie jest tak do końca błędna. Tak czy inaczej błąd tu jest chyba oczywisty. Czytelnik ma rozumieć, a nie męczyć się i co parę zdań zmieniać swoją wizję tego, o jakim świecie właśnie czyta. Mam świadomość, że chciałeś by wrażenie było takie, że ten świat już gdzieś tam istnieje, a my wchodzimy w jego środek, ale trzeba dać czytelnikowi subtelnie do zrozumienia, w jakim kierunku ma pełznąć jego wyobraźnia.

Reasumując: nie wiem co, po co i dlaczego? Zdania pogmatwane z licznymi błędami, co nie ułatwia mi dojścia do tego. Fabuła... nie mam pojęcia, bo przecież nie mogę powiedzieć o czym to jest. I gdzie! :D To mnie męczy najbardziej. Współczesność, a średniowiecze to spora różnica jeżeli chodzi o rozrost fabuły.

Jako, że tekst został pocięta na tyle kawałków na tym zakończę.

Powodzenia, Jack.
„Prawdziwa mądrość zaczyna się, kiedy przestajesz cytować innych ludzi...”

8
Problem w tym, ze za dużo oczekujececie i zbyt wiele sami dopisujecie. Nie czytacie tego takim jakie jest, tylko zatrzymujecie sie co chwila - nawyk weryfikatora - (muszę wylapac błędy) i oceniacie. Powiedz mi K.B dlaczego sądzisz, ze to średniowiecze? Myslisz, ze ten fragment musi być poważny? Czy byłoby stosowniej gdyby narrator używał języka jak w Ogniem i Mieczem?
Na bezdrożach, jeszcze się spotkamy...

9
Ok... A powiedz mi co wskazuje na to, że to nie jest średniowiecze? Według mnie nic prócz języka, który, jak wspomniałem, ma w sobie coś ze współczesności.
Jack Dylan pisze:Znaleźliśmy się w zrujnowanej części zamku, pełno tu było śladów dawnej wspaniałości, lecz ślady te były bardzo znikome. Więcej było śladów teraźniejszej działalności, czyli zapomnienia i rezygnacji.
No i ten fragment spowodował moje wątpliwości. Jedyny jaki może nasunąć - ale nic więcej - że to czasy obecne. A cała reszta? Zostali wtrąceni do lochu (gdzie są trzymani już od dwóch tygodni... a bliscy? Znajomi? Nie martwią się o nich? Brzmi to realnie tylko wtedy, gdy jest to średniowiecze i zostali tam wtrąceni za coś, co było uznawane o złe). Są w jakimś zamczysku, gdzieś tam słychać odgłosy biesiady. Zrozum, że to jaki miałeś zamysł niekoniecznie jest widać.
Jack Dylan pisze:dlaczego sądzisz, ze to średniowiecze?
Podsumuję i zakończę pytaniem: a niby gdzie ja mam dowód na to, że to są czasy współczesne? Nie ma, więc nie dziw się, że czytelnik może odebrać takie wrażenie - popierając to tym o czym była mowa wcześniej.
Jack Dylan pisze:Nie czytacie tego takim jakie jest, tylko zatrzymujecie sie co chwila - nawyk weryfikatora - (muszę wylapac błędy) i oceniacie.
Ja przeczytałem najpierw całość, ale to nic nie zmieniło - czyli to co wyżej. Może weryfikatorzy mają to natręctwo, że tną Twoje teksty, jak im się żywnie podoba, ale oni już wiedzą co robią. Doceń ich pracę. Wielu z nich to ludzie, którzy zajmują się językiem i literaturą nie do dziś i wiedzą, co piszą. Poza tym, bądź ze sobą szczery. Przyjrzyj się zdaniom, które pisałeś i nie mów mi, że po weryfikacji Erythrocebusa i Dorapa nie dostrzegasz, jakie są pokraczne. Zrozum rolę, jaką pełni czytelnik i bądź świadom, że to on ma rozumieć, on ma wiedzieć i czuć to, co piszesz, bo jeżeli tak nie jest to wrzucanie tu swoich tekstów mijałoby się z celem. Jakiekolwiek ich rozpowszechnianie.
Jack Dylan pisze:Myslisz, ze ten fragment musi być poważny? Czy byłoby stosowniej gdyby narrator używał języka jak w Ogniem i Mieczem?

I proszę nie popadajmy w skrajności (: Rzeczywiście może to tylko moje odczucie. I estetyka wcale nie jest tu zła, więc... za to wybacz.
Czy oczekujemy za dużo? Ja na pewno nie. Ja nic nie oczekuje (: Ja komentuje dla własnego dobra i po to by móc się szkolić. Uczyć się nie tylko na własnych błędach.
Jeżeli uważasz, że to Ci wystarcza to ok. Ale to nie jest nawet dobre - a dla mnie to nawet do złego Ci brakuje. Przynajmniej jeśli chodzi o ten tekst. W roli czytelnika wymagam tylko przyjemności z czytania - jeżeli chodzi o opowiadania zamieszczone na tej stroni. Według mnie to nie jest spore wymagania.

Pozdrawiam.
„Prawdziwa mądrość zaczyna się, kiedy przestajesz cytować innych ludzi...”

10
Nie słuchasz mnie. Powtarzam jeszcze raz - jest to tylko fragment, więc nie możesz wymagać ode mnie, żebym ujął wszystkie odpowiedzi na twoje pytania w tak krótkim tekście. Całą resztę sam sobie dopowiadasz, i nie wiem dlaczego. Dobry tekst to taki, który sam się broni. Ten się nie broni, ponieważ nie jest nawet tekstem, nie jest cały, spójny, nie ma tu wiele. To luźny wątek, krótki fragment, który tylko wprowadza, niekoniecznie od początku, może to być nawet śodek opowieści, jakie to ma znaczenie? Czy język poprawny, czy odpowiednio użyte słowa? Skąd pewność, że akcja musi się dziać na jednej płaszczyźnie świadomośći? Skąd pewność, że to nie przeszłość, sen, omam, albo marzenie? Czy widzisz, co staram ci się uzmysłowić? Nie ma tu dobrych ani złych odpowiedzi. Nie możemy polemizować na temat czegoś, co nie jest skończone opierając się o sugestie i domysły. Nie ma domysłów, nie ma nic, nie ma reszty tekstu. Masz tylko to, co jest tutaj, nic więcej.

Dziękuję.
Na bezdrożach, jeszcze się spotkamy...

11
Jack Dylan pisze:Ten się nie broni, ponieważ nie jest nawet tekstem, nie jest cały, spójny, nie ma tu wiele.
Błagam. To co niby ja, prosty czytelnik, mam teraz począć? To Ty nie rozumiesz pewnej kwestii, a mianowicie - wybacz moją niedelikatność -tego, że mnie, jako czytelnika, nie obchodzi, co Ty tam dalej masz w głowie; wrzucasz tutaj jakiś gotowy fragment, pozwalasz by go przeczytano - i uwaga, bo to może Cię zaskoczy - i pozwalasz na weryfikacje go, ocenienie i powiedzenie, jakie są nasz odczucia.

Jack Dylan pisze:Nie możemy polemizować na temat czegoś, co nie jest skończone opierając się o sugestie i domysły. Nie ma domysłów, nie ma nic, nie ma reszty tekstu. Masz tylko to, co jest tutaj, nic więcej.
Pozwól, że znów nie delikatnie się zachowam: to po cholerę go tu wrzuciłeś skoro na temat tego nie można polemizować? Bo chyba wyminąłeś się z celem tej strony.

To co tu wrzucasz to Twoje pięć minut i to, co wrzucisz zostanie ocenione takim, jakie jest. Nie jest chyba to ciężko pojąć? Chyba, że miałeś nadzieję, że zrozumiemy Twoje oczekiwania i poczekamy na ciąg dalszy, bo jak rozumiem dopiero wtedy moglibyśmy uczciwie polemizować o Twoim tekście, który już wtedy takowym by był, tak?

Ja również dziękuję.
„Prawdziwa mądrość zaczyna się, kiedy przestajesz cytować innych ludzi...”

12
Jack Dylan pisze:Problem w tym, ze za dużo oczekujececie i zbyt wiele sami dopisujecie. Nie czytacie tego takim jakie jest, tylko zatrzymujecie sie co chwila - nawyk weryfikatora - (muszę wylapac błędy) i oceniacie.
aż sam się prosisz; nie jestem weryfikatorem- ja naprawdę nie wiem co to przyimek, imiesłów, nie znam połowy pojęć z zakresu teorii literatury jakie tu się przewijają

ale potrafię określić czy dany tekst ma bliżej do grafomanii czy do poziomu druku (oba pojęcia nieostre ale każdy wie o co chodzi)

to co wstawiłeś to przypudrowana grafomania, ale i tak przypudrowana ręką trzylatki, która dorwała się do matczynej kosmetyczki
Jack Dylan pisze:Kochana, tutaj może być wszystko. Zaczynając od duchów i szalonych czarnoksiężników, co to wieki temu zaprzysięgły bronić murów tej budowli, a kończąc na krwiopijcach i demonach nie z tego wymiaru. Szczury to raczej nasz najmniejszy problem.
kwintesencja drewnianego stylu, przeczytałeś aby raz to co narąbałeś (bo pisaniem tego nie można nazwać)
Jack Dylan pisze:Z ułożenia jej twarzy wyczytałem
ułóż sobie twarz w pozycji "do czytania" i przeczytaj swoje dzieło najlepiej na głos, do tego
Jack Dylan pisze:znikając ze źródła mojego wzroku
i to potrząsanie biodrami- widać, że masz problem z podstawami języka, może powinieneś więcej czytać- to ogólna rada, skoro wytykanie poszczególnych błędów Ci nie pasuje

żeby jednak zakończyć optymistycznie, jest jedna dobra rzecz w tym tekście- ilośc znaków :D

13
Wcale nie musisz kończyć optymistycznie. Nazywaj to sobie jak chcesz, grafomania do potęgi n-tej. To, ze tak uważasz tylko mnie cieszy.
Na bezdrożach, jeszcze się spotkamy...

14
Jack Dylan po co wrzucasz tu tekst, gdy w czambuł potępiasz wszelkie uwagi? Zresztą uwagi, które gdybyś je spokojnie rozważył przyniosły by wiele dobrego twojemu tekstowi. :(
Jak wydam, to rzecz będzie dobra . H. Sienkiewicz
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”