Mieszko

1
Poniższy tekst początkowo był wstępem tekstu napisanego na konkurs Littera Scripta, ale uległ pewnym modyfikacjom i ciekaw jestem waszej opinii :)
Resztę tekstu planuję jeszcze odświeżyć, poprawić i rozszerzyć, a potem użyć w innej postaci. Może kiedyś wrzucę go tutaj, ale tymczasem nic nie obiecuję. A poniższy wstęp daje jeszcze kilka możliwości, więc kiedyś być może na jego bazie powstanie coś innego ;)




WWMieszko, syn Siemomysła, władca Polan, podrapał się podbródku zarośniętym kępami gęstej brody. Poczuł pod palcami coś miękkiego, wygrzebał sporą, dorodną gnidę i zgniótł ją z cichym mlaśnięciem. Strzepnął resztki owadziego jaja z palców, po czym spojrzał na Czcibora, który wpatrywał się w niego w niemym oczekiwaniu.
WW– Po co nam to wszystko? – spytał Mieszko z wahaniem. – To całe nawracanie? A w czym nasze bóstwa są gorsze, od tego ich gorejącego krzaka?
WW– W niczym, bracie – odparł Czcibor. – To tylko polityka. Jeśli tego nie zrobisz, zachodni margrabiowie połkną twój kraj. Musimy odebrać im pretekst do ataku. A nadto, potrzebujemy sprzymierzeńca w postaci Czechów.
WW– Tfu! – Mieszko splunął na kamienną posadzkę. – Niech demony porwą tych zawszonych Czechów! – zaklął, wygrzebując kolejną gnidę ze skołtunionej brody.
WW– Błagam, bracie, ciszej! Nie zapominaj, kogo za moment będziemy gościć.
WWW tym właśnie momencie dwuskrzydłowe drzwi do komnaty otworzyły się. Kościsty mężczyzna, w długiej tunice ze znakiem orła, wyprostował się, nabrał powietrza w płuca i odezwał gromkim głosem:
WW– Książę czeski Bolesław, wraz z córką Dobrawą.
WWPo tych słowach do pomieszczenia wlał się kilkunastoosobowy kolorowy tłum. Przodem szło sześciu, odzianych w grube kolczugi, wojów o srogich wyrazach twarzy. Za nimi kroczyli dostojni goście, spośród których dwoje – tęgi mężczyzna i szczupła, wysoka kobieta - wyraźnie odznaczało się bogatymi strojami.
WWKsiążę Bolesław pokłonił się Mieszkowi, skinął głową Czciborowi, po czym skierował dłoń w stronę towarzyszącej mu kobiety, przedstawiając mężczyznom swą córkę, Dobrawę.
WWMieszko obserwował ją od momentu wejścia gości do komnaty. Na pierwszy rzut oka zdawała się wiotka i zgrabna niczym dobra klacz, ale już po chwili zaczął wątpić w swą pierwszą ocenę. Nie do końca gładka szyja i pomarszczone dłonie sugerowały, że to stara kobyła - bez wątpienia miała więcej niż dwadzieścia pięć wiosen, może nawet trzydzieści, a to już wiek znacznie zaawansowany jak na niewiastę. Przecież ona miała dać mu potomka, a czego spodziewać się po starej, zapuszczonej pannie? Dlaczego nikt dotąd jej nie zechciał? Już dawno powinna bawić gromadkę pulchnych, zawszonych czeskich szczeniąt, pomyślał Mieszko, po czym dyskretnie splunął na kamienną posadzkę.
WWWładca Polan podszedł do Dobrawy, przyglądając jej się uważnie. Jej włosy i dolną połowę twarzy zakrywała wyszywana w kwiatowe wzory chusta, ale zmarszczki w okolicach oczu nie zwiastowały niczego dobrego. Spod materiału wypadało kilka kosmyków raczej rzadkich włosów. Wycięcie sukni powinno eksponować piersi, ale Mieszko nie dopatrzył się tam żadnych wypukłości. Ujął dłoń niewiasty i uniósł ją do ust. Zobaczył długie, kościste palce i paznokcie obgryzione niemal do krwi. Ukradkiem rzucił okiem na Czcibora, posyłając mu spojrzenie pełne obrzydzenia, a ten ciężko przełknął ślinę. Mieszko powrócił wzrokiem do przyszłej małżonki. Spojrzał jej w oczy. W każdym razie, spróbował. Lewe oko Dobrawy uciekało gdzieś w bok, podczas gdy prawe niemrawo przyglądało się jemu. Miał wrażenie, jakby księżniczka postanowiła obejrzeć swego przyszłego męża jednocześnie podziwiając widoczny za oknem komnaty krajobraz. Skrzywił się ponownie.
WWDelikatnie ujął rąbek chusty i odsłonił jej twarz. Dobrawa uśmiechnęła się, najpiękniej jak umiała. I chociaż Mieszko słynął z męstwa i opanowania, mimowolnie zrobił krok do tyłu. W głębi duszy był z siebie dumny, że udało mu się powstrzymać wyrywający się z krtani okrzyk. Puścił dłoń kobiety, jakby było to rozżarzone polano i odwrócił się do Czcibora.
WW– Pozwól za mną, bracie – stanowczo powiedział, odchodząc w dalszy róg komnaty.
WWKsiążę czeski Bolesław otworzył usta z oburzeniem i chciał zaprotestować, ale Mieszko przerwał mu nagłym uniesieniem dłoni. Wojowie władcy Polan ujęli mocniej włócznie, widząc, że gwardziści czeskiego księcia wystąpili krok do przodu. Książę wstrzymał ich samym spojrzeniem, zagryzając wargi w nerwowym oczekiwaniu.
WW– Co ty wyrabiasz? – wysyczał Czcibor przez zęby, tak by nie usłyszał go Bolesław i jego córka. – Postradałeś rozum?
WW– Widzisz ją? – zapytał Mieszko nerwowym szeptem. – Widzisz to co ja? Czy ty zdecydowałbyś się na jazdę na kulawym, starym i szpetnym koniu, tylko po to, żeby hodowca spojrzał na ciebie łaskawszym okiem?
WW– O ile mnie oczy nie mylą, ona wcale nie kuleje – Czcibor zdawał się nie rozumieć ironicznego komentarza brata.
WW– Ale jest stara, i potwornie brzydka! – wybuchł nagle Mieszko, nie dbając już o ton głosu. Bolesław sięgnął do rękojeści miecza. – Jest tak potworna, że musiałbym ukrywać ją przed własnymi poddanymi. Nie ma piersi, by wykarmić mojego syna. A na dodatek, na moim dworze zdechnie niebawem z głodu, bo nie ma ani jednego zęba! Wolałbym poślubić psie truchło, niż to!
WWCzcibor zamarł z otwartymi ustami. Bolesław, czerwony jak burak, powoli stąpał w ich stronę, z dłonią opartą o jelec ciężkiego miecza. Za nim podążali gwardziści, z uniesionymi bojowo włóczniami. Dobrawa cicho chlipała, skrywając twarz w chuście.
WW– Won! – ryknął Mieszko, samemu dobywając miecza. Wojowie bez zachęty utworzyli zwarty szyk u boku władcy. – Won z mojego domu, czeskie łajzy! Straż, odprowadzić księcia Bolesława do wyjścia. I tę potworę razem z nim!
Ostatnio zmieniony pt 28 cze 2013, 17:14 przez Anakolut, łącznie zmieniany 1 raz.

2
po pierwszych trzech linijkach nie sądziłem że dotrwam do końca, ale dotrwałem i nawet się uśmiałem, podoba mi się, jest napisane lekko, nie jest wysilone, jest dynamika ale żeby nie było za słodko- większość dialogów jest drętwa

3
Anakolut pisze:Mieszko, syn Siemomysła, władca Polan, podrapał się podbródku zarośniętym kępami gęstej brody.
Nie tyle błąd, co wątpliwość. Mnie się "kępa" kojarzy z takimi indywidualnymi skupiskami. O:

Obrazek
Więc w głowie widzę Mieszka, który wpadł pod kosiarkę. Tu kawałek brody, tam kawałek brody... ;) Chodziło o kołtuny może?
Anakolut pisze:Poczuł pod palcami coś miękkiego, wygrzebał sporą, dorodną gnidę i zgniótł ją z cichym mlaśnięciem.
O nie, nie wierzę, że mi to zrobiłeś. To ja tutaj piszę o duszach (!), a Ty mi gnidą rzucasz w twarz? Bleee. A już trochę poważniej... no obrzydliwe to jest. Choć z drugiej strony, to mocne zdanie. Ble.
Anakolut pisze:Przodem szło sześciu, odzianych w grube kolczugi, wojów o srogich wyrazach twarzy.
Hm. Wywaliłbym te przecinki. Niepotrzebnie burzą rytm czytania.
Anakolut pisze:Na pierwszy rzut oka zdawała się wiotka i zgrabna niczym dobra klacz, ale już po chwili zaczął wątpić w swą pierwszą ocenę.
Porównanie człowieka do konia jeszcze by przeszło. Ale te przymiotniki? Czy mówi się o koniach "zgrabna" i "wiotka"?
Anakolut pisze:a to już wiek znacznie zaawansowany jak na niewiastę.
"znacznie zaawansowany" - znów, to chyba nie błąd, ale nie brzmi mi.
Anakolut pisze:Władca Polan podszedł do Dobrawy, przyglądając jej się uważnie. Jej włosy i dolną połowę twarzy zakrywała wyszywana w kwiatowe wzory chusta, ale zmarszczki w okolicach oczu nie zwiastowały niczego dobrego.
1. "przyglądając się jej uważnie" brzmi lepiej
2. Powtórzenie
3. Drugie zdanie - niby część po przecinku nawiązuje do tej przed, ale i tak brzmi pączkowato:
"Dziadek jeździł na rowerze, a babcia też lubi pączki."
Zwiąż je ciaśniej. Jak śpią w jednym zdaniu, to wypadałoby, żeby chociaż się do siebie przytuliły.
4. Jak ta chusta się układa? Od włosów aż pod nos?
5. Rozumiem niby, że zmarszczki i że się spodziewał już... Ale i tak - "zmarszczki nie zwiastowały"?
Anakolut pisze:Lewe oko Dobrawy uciekało gdzieś w bok, podczas gdy prawe niemrawo przyglądało się jemu.
Do szlifu konstrukcja zdania. To "jemu" tkwi na końcu i chichocze. Daj mu kopa.
Anakolut pisze:Puścił dłoń kobiety, jakby było to rozżarzone polano i odwrócił się do Czcibora.
1. "jakby było to rozżarzone polano" jest wtrąceniem, a udaje, że nie.
2. zamieniłbym miejscami "było" i "to"
Anakolut pisze:– Co ty wyrabiasz? – wysyczał Czcibor przez zęby, tak by nie usłyszał go Bolesław i jego córka.
Wysyczał. Nie musi tego robić przez zęby.
Anakolut pisze:Widzisz to co ja?
to, co
Anakolut pisze:Czy ty zdecydowałbyś się na jazdę na kulawym, starym i szpetnym koniu, tylko po to, żeby hodowca spojrzał na ciebie łaskawszym okiem?
Można usunąć "ty".
Anakolut pisze:A na dodatek, na moim dworze zdechnie niebawem z głodu, bo nie ma ani jednego zęba!
Usunąć "na moim dworze" i dopieścić (skrócić) zdanie, żeby bardziej kopało.

Jest nieźle. Humor w ogóle nie "pode mnie". Zahacza prawie o prymitywność (naśmiewanie się z brzydoty). Co nie zmienia faktu, że napisane jest to całkiem sprawnie.
Zgodzić się muszę ze Smokiem (jak to się odmienia?), że musisz popracować nad dialogami. Tak, żeby Czytelnikowi wydawało się, że bardziej podsłuchuje rozmowę, a nie jest świadkiem zetknięcia się kukiełek. Wiem, ciężka to sztuka.
Przeniosłeś mnie o tysiąc lat wstecz (to na plus), tylko okazała się ta przeszłość... szarawa.

Pozdrawiam.

Ps. Nie możesz czytelnikowi obrzydzać lektury tak na wstępie. A przynajmniej nie mi. ;)
Ps2. Wbrew pozorom, całkiem pozytywne wrażenia po przeczytaniu tego tekstu. Większość moich uwag opiera się o czysto subiektywne wrażenia. Czekam na coś Twojego, ale w innych klimatach.

Rubia: komentarz zatwierdzony jako weryfikacja.
Ostatnio zmieniony pt 28 cze 2013, 17:13 przez Erythrocebus, łącznie zmieniany 1 raz.
www.huble.pl - planszówki w klimacie zen!

4
Wrzucę kamyk do ogródka:
Historia jest alternatywna kabaretowo - i to raczej z kabaretu niezbyt wysokich lotów, gdzie koncept nawet dość ograny się sprzeda. Iskający się jak szympansy słowiańscy władcy (ja to widzę w całej dosłowności - te rozgniatane gnidy i szympansie mordy), potem brzydka jak kupa rajona księżniczka-narzeczona. Kupa śmiechu z przewagą kupy :P

Szkoda, bo autor ma potencjał
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

5
Rozumiem, że jest moda na historie alternatywne, że z jajem itd. Pilipiuk takie pisze i jest genialnie, inni też, ale... kurcze, no...

Oglądałem Pulp Fiction. Jestem Tarantino?


Ja się nie uśmiałem, sorry.

6
Saute, Ty nie, inni być może - każdemu podchodzi co innego :)
Nikogo nie miałem zamiaru tym tekstem naśladować, a alternatywa z jajem to nie motyw do używania przez Pilipiuka na wyłączność. Podobnie jak każdy inny twórca filmowy może wykorzystać scenę z bagażnika, będącą znakiem rozpoznawczym Tarantino ;) Nie każdemu od razu wyjdzie jak należy, ale do perfekcji dochodzi się przez nieudane próby.

Erythrocebus, co do prymitywności użytego humoru - jestem tego świadomy i uczyniłem to z pełną premedytacją. Bo przecież każdy lubi się śmiać z drugiego - brzydszego, ale mało kto się przyzna. A w końcu to temat równie istotny dla losów naszej cywilizacji, jak wiele innych - w końcu ileż to razy decyzje podejmujemy wyłącznie na podstawie wrażenia wizualnego? :)
Erythrocebus pisze:Czekam na coś Twojego, ale w innych klimatach.
Jakich? Zobaczymy, co da się zrobić ;)



Natasza, dziękuję za ten potencjał :P
Ten tekst nie miał być czymś wielkim - cel główny to wywołanie choć odrobiny uśmiechu, co chociaż udało się w przypadku Smoke'a ;)
Kupa śmiechu, nawet z przewagą kupy, to jednak wciąż pewna część śmiechu. Dobre i to ;)

Swoją drogą, coście się tak tej biednej gnidy uczepili? ;D Że niby pierwsi Piastowie byli piękni i wychuchani, niczym w serialowej Grze o tron, gdzie nawet kobiety dzikich są piękne, wymyte i wydepilowane? ;) Z pewnością mieli wszy, tudzież pchły od otaczających ich zwierząt, mycie należało do nawyków skracających życie, a podcieranie tyłków było atrakcją, na jaką pozwalali sobie niektórzy i to niezbyt dokładnie. Otaczały ich muchy i wszelakie pasożyty. Z resztą wszy towarzyszyły ludziom na co dzień jeszcze na przełomie poprzednich 2 stuleci - pamiętacie młoteczki do ubijania wszy w peruce? To bodajże XVIII wiek - a gdzie tu porównywać go z czasami Mieszka...

7
Anakolut pisze:Swoją drogą, coście się tak tej biednej gnidy uczepili? ;D Że niby pierwsi Piastowie byli piękni i wychuchani, niczym w serialowej Grze o tron, gdzie nawet kobiety dzikich są piękne, wymyte i wydepilowane? ;) Z pewnością mieli wszy, tudzież pchły od otaczających ich zwierząt, mycie należało do nawyków skracających życie, a podcieranie tyłków było atrakcją, na jaką pozwalali sobie niektórzy i to niezbyt dokładnie. Otaczały ich muchy i wszelakie pasożyty. Z resztą wszy towarzyszyły ludziom na co dzień jeszcze na przełomie poprzednich 2 stuleci - pamiętacie młoteczki do ubijania wszy w peruce? To bodajże XVIII wiek - a gdzie tu porównywać go z czasami Mieszka...
A tu jest pewne przekłamanie historyczne. Nie mycie się jest wymysłem wczesnego renesansu a nie średniowiecza. Przykładowo wraz z wyprawami krzyżowymi w europie pojawiają się publiczne łaźnie i termy.
Wszechnica Szermiercza Zaprasza!!!

Pióro mocniejsze jest od miecza. Szczególnie pióro szabli.
:ulan:

8
Rzeczywiście niemycie jest przekłamaniem. Słowianie nie są Mongołami, co się wody bali i renesansowe szaleństwa higieniczne nie znalazły takiego oddźwięku jak na postępowym zachodzie. ;)

Odnośnie miniatury nawet niezła. Jestem ciekaw, co dalej, autor zamierza opowiadać o:
a) prawosławnych Polakach,
b) Polakach z religią narodową,
c) Polakach podbijanych przez krzyżowców różnej maści.
d).....
:)
\

9
Anakolut, położyłeś tekst i nie ma co się wypierać, ani to śmieszne ani interesujące. O krotofili zapomnij. Co do szczegółów :słowianie znali łaźnie długo przed Mieszkiem i często z niej korzystali, z innych form higieny także: znali mydło. To raz. Po drugie mycia zaczęto unikać podczas fali epidemii, jakie przeszły przez Europę - uważając, że kąpiel jak i odzież przenosi zarazę.Co do mody średniowiecza dużo jest o tym w necie i nie trzeba być historykiem by te wiadomości odkryć.
A ostatnia uwaga historia alternatywna raczej kojarzy się z realnym, ówczesnym światem zmienionym przez podjęcie innych decyzji i działań - a nie brakiem poszanowania realiów.
Tu raczej pasowałoby fantasy.
Jak wydam, to rzecz będzie dobra . H. Sienkiewicz

11
Anakolut pisze:To tylko polityka. Jeśli tego nie zrobisz, zachodni margrabiowie połkną twój kraj. Musimy odebrać im pretekst do ataku. A nadto, potrzebujemy sprzymierzeńca w postaci Czechów.
Podobno miała to być historia alternatywna. Tymczasem mamy zwykły podręcznikowy banał.
Anakolut pisze:Już dawno powinna bawić gromadkę pulchnych, zawszonych czeskich szczeniąt, pomyślał Mieszko, po czym dyskretnie splunął na kamienną posadzkę.
Zaiste, stojąc w komnacie naprzeciwko grupy gości można sobie spluwać "dyskretnie".
Anakolut pisze:Nie do końca gładka szyja i pomarszczone dłonie sugerowały, że to stara kobyła
Są granice nośności metafor: chciałabym zobaczyć pomarszczone dłonie kobyły.
Anakolut pisze:Zobaczył długie, kościste palce i paznokcie obgryzione niemal do krwi.
Anakolut pisze:A na dodatek, na moim dworze zdechnie niebawem z głodu, bo nie ma ani jednego zęba!
1. Ciekawe, jak obgryzała sobie paznokcie niemal do krwi, nie mając ani jednego zęba. Dawała komuś do obgryzania?
2. Skoro nie zdechła na dworze taty, to i na Mieszkowym by się uchowała. Na polewkach, bułce maczanej w mleku, kaszy na miękko... Mieszko nie musi znać się na kuchni, ale na pewno widział niejednego bezzębnego starca czy staruszkę i powinien wiedzieć, że to nie jest śmiertelna przypadłość.
Anakolut pisze:Won z mojego domu, czeskie łajzy! Straż, odprowadzić księcia Bolesława do wyjścia. I tę potworę razem z nim!
No, jednak jest alternatywa. Bo już się obawiałam...

Wiem, że istnieje koszarowa wersja humoru. Ale żeby podnosić ją do rangi historii? Do tego alternatywnej?
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

12
Podobało mi się zakończenie:
Anakolut pisze:WWCzcibor zamarł z otwartymi ustami. Bolesław, czerwony jak burak, powoli stąpał w ich stronę, z dłonią opartą o jelec ciężkiego miecza. Za nim podążali gwardziści, z uniesionymi bojowo włóczniami. Dobrawa cicho chlipała, skrywając twarz w chuście.
WW– Won! – ryknął Mieszko, samemu dobywając miecza. Wojowie bez zachęty utworzyli zwarty szyk u boku władcy. – Won z mojego domu, czeskie łajzy! Straż, odprowadzić księcia Bolesława do wyjścia. I tę potworę razem z nim!
Ta reakcja Mieszka w zestawieniu z wcześniejszym akapitem strasznie mi się spodobała. Fajnie pomyślane, bo najpierw jest pauza (bohaterowie zastygają w oczekiwaniu), potem jest klaps i akcjaaaa! Fajne.

Ogólnie, taki tam, kabarecik.
Coś tam było? Człowiek! Może dostał? Może!

13
Hejka!

Zgodzę się co do potencjału autora. Mnie osobiście miło jest wyłowić humorystyczny tekst z głębin tekstów egzystencjalnych :-) Choć w końcówce zaczęło wiać grozą.

Zgadam się, że początek był dosyć mocny i sugestywny. Akurat gdy czytałam
Mieszko, syn Siemomysła, władca Polan, podrapał się podbródku zarośniętym kępami gęstej brody. Poczuł pod palcami coś miękkiego, wygrzebał sporą, dorodną gnidę i zgniótł ją z cichym mlaśnięciem. Strzepnął resztki owadziego jaja z palców, po czym spojrzał na Czcibora, który wpatrywał się w niego w niemym oczekiwaniu.
jadłam żurawiny i musiałam... cóż, odłożyć jedzenie :-) Uznałam to za zaletę opisu.

Na razie jest to lekka scenka z, cytując Rubię, "humorem koszarowym", która na końcu zwiastuje mocną akcję. Fajnie byłoby, gdybyś swój humor i talent wykorzystał do stworzenia powieści przygodowej. Kibicuję Ci, Anakolucie :-)
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron