Projekt 12 [Urban fantasy], fragment

1
Tekst zawiera kilka wulgaryzmów.

Rzecz dzieje się długo po "Glucie" i krótko po "Przedstawieniu"






___Skoro boicie się paru czarnuchuw, lecę po teczkę sama. Nie mam zamiaru czekać, aż wam się łaskawie zahce ruszyć tyłki. Nie szukajcie mnie, dam sobie rade. Miłego oglądania TV.
___
___Alicja

___
___***
___
___Tak wściekły nie był od kiedy obudził się w szpitalu z porcją mielonego mięsa zamiast twarzy. Mieli dopracowany w każdym szczególe plan. Mieli ustalony termin. A smarkula musiała koniecznie pokazać światu jaka to ona jest wspaniała i polecieć sama, dodatkowo w najgłupszym możliwym momencie.
___Skoro chciała popełnić stylowe samobójstwo – jej broszka. Nie to było powodem wściekłości Bena. Sęk w tym, że gówniara wzięła jego motocykl.
___Siedzieli w krzakach i zadzierali głowy spoglądając na dziesięciopiętrowy biurowiec: on, ten jełop Robert i ubrana w swój wyświechtany, ognioodporny kostium Joanna, która nawet teraz uparła się, że nie założy butów.
___- Plan jest następujący – odezwała się. – Alicję najprawdopodobniej znajdziemy albo pod ziemią, gdzie trzymają więźniów, albo w archiwum na ósmym piętrze...
___- Albo w jakiejś kostnicy, jutro – mruknął Ben, spoglądając na przyjaciółkę. Zdał sobie sprawę z tego, że już nie pamięta, jak wyglądała z włosami. Pięć miesięcy to jednak kawał czasu.
___- ... a jeśli tam jej nie będzie, przeszukujemy cały budynek od góry do dołu...
___Przeciągnął się i położył na trawie. Słyszał to już z milion razy, ale nie marudził. Jeżeli ma odzyskać motocykl, lepiej, żeby Robert wszystko dobrze zapamiętał.
___- ... Ja i Ben wchodzimy do środka, a ty, kochanie, zostajesz na zewnątrz i rozprawiasz się z posiłkami, które Czarni na pewno wezwą, gdy zaczniemy rozrabiać. Wszystko jasne?
___Robert po raz milion pierwszy pokiwał głową, Ben w odpowiedzi tylko coś mruknął. Był zajęty wymyślaniem co zrobi Alicji, jeśli motocykl okaże się w jakikolwiek sposób uszkodzony.
___- W takim razie do roboty. Kochanie, możesz zaczynać.
___Kochanie spojrzało na trawnik i przestało mrugać. Po kilku sekundach ziemia zaczęła lekko wibrować, po paru następnych pojawiło się w niej pęknięcie. Ben wstał, otrzepał się i stanął z boku, żeby móc spokojnie popatrzeć. Lubił ten widok, poza tym rzadko miał okazję obserwować Roberta robiącego coś pożytecznego.
___Pęknięcie zamieniło się w głęboką rozpadlinę i nadal rosło. Zwały piachu wędrowały w górę po jego ścianach, układając się pod pobliskim krzakiem w elegancką stertę.
___- Na razie wystarczy – powiedział Robert, gdy dziura osiągnęła jakieś dwa i pół metra głębokości.
___Cała trójka wlazła do środka. Ben poczuł lekkie ukłucie w żołądku. Nienawidził ciasnych pomieszczeń. Przez otwór, który wydawał się być niewyobrażalnie wysoko, widać było tylko kawałek nieba. Ze ścian złowieszczo spadały pojedyncze ziarenka piasku.
___Wciągnął głośno powietrze, gdy poczuł, jak grunt ucieka mu spod nóg. Ziemia zaczęła odrywać się sporymi grudami od podłoża i tworzyć sklepienie. Osuwali się coraz niżej, trzymając się czego i kogo popadło. Parszywe uczucie – pomyślał Ben. – Nigdy więcej.
___Po chwili zapanowała zupełna ciemność.
___- Asia, zrób światełko – poprosił. Klaustrofobia najwyraźniej postanowiła przewiercić mu się przez żołądek na wylot.
___Z ulgą powitał światło zainstalowanej w goglach Joanny latarki. Zaczął rozróżniać kształty.
___- Robert, na co czekasz? – spytał dziarsko. – Jeszcze cztery metry wgłąb.
___Im szybciej skończą, tym mniejsza szansa, że ktoś odkryje jego fobię.
___
___***
___
___Stalową ścianę znaleźli bez większych problemów. Joanna utzymywała, że to dzięki kompasowi w jej goglach, ale Ben wiedział swoje. Po prostu mieli głupiego fuksa – jak inaczej wytłumaczyć fakt, że taka pierdoła jak Robert trafiła pod ziemią po omacku w obiekt o wymiarach metr na dwa?
___Joanna podeszła do ściany.
___- Chłopaki, lepiej się odsuńcie. Nie wiem, jaka to stal, ale będę potrzebowała przynajmniej tysiąca kilkuset stopni.
___- Robert, możesz jakoś powiększyć tę dziurę? – Wizja przebywania w ciasnej jamie razem z rozgrzanym do ponad tysiąca stopni kawałem metalu nie napawała Bena optymizmem.
___- A co niby mam zrobić z ziemią?
___- Nie wiem, może poupychaj po ścianach? Ugotujemy się tutaj.
___- Zrobimy inaczej.
___Po raz kolejny grudy ziemi ożyły pod spojrzeniem Roberta, tym razem odrywając się od podłoża, ścian i sklepienia jaskini i tworząc dzielącą ją na dwie części przegrodę. Tym sposobem męska część ekspedycji została odcięta od Joanny, ale niestety i od jej zbawczej latarki. Klaustrofobia wyciągnęła nową broń. Do kłucia w żołądku dołączyła gula w gardle.
___- Trzymasz się? – W dłoni Roberta rozbłysnęła najzwyklejsza i najwspanialsza na świecie lampka rowerowa.
___- Pewnie. A co, coś nie tak? Komu ukradłeś ten gadżet?
___Robert w odpowiedzi tylko się uśmiechnął. Skąd skurwysyn wiedział o klaustrofobii?
___- Zaczynam! – usłyszeli stłumiony głos Joanny.
___Mimo kilkudziesięciocentymetrowej warstwy ziemi podmuch ciepła poczuli prawie od razu.
___Ciasno, ciemno i gorąco. Ale czego się nie robi dla ukochanej maszyny?
___
___***
___
___Teren wyglądał na czysty. Ben i Robert odbezpieczyli pistolety i ostrożnie przeszli przez wytopiony otwór. Musieli się lekko schylić, żeby nie zawadzić głowami o wciąż gorący brzeg. Przeskoczyli przez powstałą na podłodze rozżarzoną kałużę i obaj instynktownie wyciągnęli ręce, żeby pomóc Joannie, ale ona po prostu stanęła na zastygającym metalu i przeszła po nim, zostawiając kilka śladów bosych stóp.
___Znajdowali się na końcu długiego, pustego korytarza, którego jedynym oświetleniem, nie licząc latarek, był widoczny gdzieś w oddali zielony napis „EXIT”.
___- Do dupy takie więzienie – powiedział głośno Ben. Objawy ustępowały, poczuł powracającą pewność siebie. – Żadnego alarmu, żadnych strażników, nic?
___Poza tym, co to za pomysł stawiać metalowe ściany pod ziemią? – pomyślał. - Brawa dla architekta.
___- To by tylko znaczyło, że Alicji tu nie ma. – Joanna zaczęła iść wzdłuż korytarza, świecąc w kraty kolejnych cel.
___Ben westchnął ostentacyjnie. Miał nadzieję, że cała operacja zakończy się właśnie tutaj. Przekopać się do bloku więziennego, sprać paru Czarnych, odbić Alicję i wyciągnąć z niej, co zrobiła z motocyklem. Tak to miało wyglądać. Najwyraźniej jednak maszyna musiała jeszcze chwilę poczekać.
___Robert podszedł z powrotem do dziury w ścianie.
___- Wracam na górę. Ben, zostawić ci latarkę?
___Ben przeanalizował te słowa kilka razy, szukając w ich brzmieniu choćby cienia szyderstwa. Nie znalazł.
___- Możesz zostawić. – Złapał rzuconą mu lampkę i z krzywym uśmiechem popatrzył, jak Joanna całuje Roberta na „do widzenia”, po czym odprowadził spojrzeniem znikającą w otworze sylwetkę. A żebyś zabłądził.
___- Przetopić ci? – Joanna wskazała na biegnący wzdłuż ściany rurociąg.
___Ben przygryzł dolną wargę. Potrzebował wody, ale wolał nie ryzykować. To, że alarm jeszcze się nie włączył, nie znaczyło, że mogą rozwalać co popadnie.
___- Nie ma tu jakiegoś kibla?
___- Tu nie widać, może jest gdzieś dalej.
___- Przetapiaj.
___Pod spojrzeniem Joanny rura rozrzażyła się na pomarańczowo, wygięła, jakby ktoś na niej usiadł, a po chwili z pęknięcia gdzieś na spodzie buchnęły kłęby pary i wytrysnął silny strumień wody.
___Ben odczekał, aż metal nieco ostygnie i zaczął zbierać wodę w bąbel. Gdy kula osiągnęła około półtora metra średnicy zakorkował rurę bryłą lodu, kiwnął głową na Joannę i ruszył w kierunku wyjścia. Miał wielką ochotę rozwalić jakiegoś czarnucha.
___
___***
___
___- Kurwa, mówiłem, żebyś uważała!
___- Przepraszam, nie wiedziałam, że to tak działa!
___Przenikliwy, świdrujący dźwięk syreny wypełnił więzienny korytarz. Gdzieś pod sufitem pulsowało czerwone światło.
___- Do tyłu! Zaraz się tu od nich zaroi! - Ben odciągnął Joannę od na wpół przetopionych drzwi. W rzeczywistości nie był na nią zły. Po prostu nie dopracowali planu tak szczegółowo, jak im się zdawało.
___Dobiegli do otworu, którym weszli, tylko po to, żeby zobaczyć w nim ścianę zbitej ziemi. Ben przeklął w duchu Roberta. Skurwysyn oczywiście zasypał za sobą przejście. Zupełnie jak dżdżownica – pomyślał Ben. – Jednym końcem zżera, drugim na bieżąco sra.
___- Wołaj tego swojego Romeo, niech nas stąd wyciągnie.
___Joanna z dziwnym wyrazem twarzy zaczęła majstrować przy goglach. Uraził ją? Chyba tak. Trzeba będzie później przeprosić.
___Ponownie skierował spojrzenie na pękniętą rurę, rozmroził korek i zaczął tworzyć z tryskającej wody lodową ścianę. Nie było to może najlepszą na świecie osłoną, ale kilka kul niewielkiego kalibru powinno wytrzymać.
___- Nie ma zasięgu. – W głosie Joanny słychać było początki paniki.
___Oczywiście, że nie było zasięgu. Znajdowali się dobre pięć metrów pod ziemią. Ben powstrzymał się jednak od kąśliwego komentarza, dość już dzisiaj nabroił.
___- Nie szkodzi – powiedział najspokojniej jak umiał. – Po prostu skurwysynów rozwalimy. Tak, jak wtedy na Placu.
___Wspomnienia tamtych wydarzeń może i nie były zbyt podnoszące na duchu, ale w tym przypadku ich przywołanie odniosło skutek. Joanna dumnie uniosła głowę i odsunęła gogle na czoło, w jej oczach pojawił się dawno niewidziany błysk.
___- W takim razie zrób coś z tą ścianą. Nic przez nią nie widzę.
___Ben wsłuchał się uważnie w jej głos, próbując wyłapać obrażony ton. Brzmiało normalnie, ale dzięki urazowi, który parę miesięcy temu zafundował mu Kubuś, niczego nie mógł być pewien.
___Przerwał pogrubianie zapory, położył na niej dłoń i zaczął porządkować strukturę lodu, który po chwili stał się przezroczysty jak szkło. Oczy Joanny zwęziły się, gdy spojrzała na nadtopione drzwi, w których w każdej chwili mogli pojawić się uzbrojeni po zęby Czarni. Ben poczuł, jak temperatura jej ciała się podnosi. Właśnie takiej jej teraz potrzebował – maszyny do zabijania.
___Dokończył tworzenie zapory i stanął obok Joanny, gotowy do działania. W razie potrzeby mógł roztopić kawałek ściany i użyć wody przeciwko Czarnym, ale jego rola polegała głównie na utrzymywaniu bariery w dobrej kondycji. Takie były zasady tego duetu: on – defensywa, Joanna – rozwałka.
___Mijały kolejne sekundy. Ben poczuł nieprzyjemne pulsowanie w skroniach. Dźwięk syreny wwiercał się w jego mózg, dodatkowo potęgując stres. Po szybkim, urywanym oddechu Joanny poznał, że i ona źle znosi oczekiwanie. Ukradkiem zwiększył grubość ściany po jej stronie, osłabiając nieco własną.
___- Bywaliśmy w gorszych sytuacjach – powiedział, starając się, żeby zabrzmiało to jak najbardziej swobodnie.
___Nie odpowiedziała. Może jednak się obraziła?
___Następne minuty spędzili w pełnym napięcia milczeniu. Kilka razy zdawało im się, że widzą jakiś ruch za drzwiami, ale za każdym razem okazywał się on jedynie grą cieni i pulsującego światła. Ben co chwilę zerkał na zegarek. Coś było nie tak, Czarni nie mieli w zwyczaju tak się ociągać. W końcu nie wytrzymał.
___- Minęło dziesięć minut. Gdyby zauważyli alarm, już by tu byli. Myślę, że powinniśmy iść dalej.
___- A co, jeśli właśnie o to im chodzi?
___Ben wzruszył ramionami.
___- Rozwalimy skurwysynów.
___Zaczął pchać lodową ścianę przed sobą, jednocześnie przesuwając się w kierunku wyjścia. Gdy tylko znaleźli się wystarczająco blisko, Joanna dokończyła roztapianie stalowych drzwi, które spłynęły na podłogę i zastygły na niej w postaci połyskującego placka. Ben opuścił barierę.
___Spojrzeli po sobie i ostrożnie wyszli z bloku więziennego.
___
___***
___
___- Od razu na ósme?
___- Nie – zaoponowała Joanna, wciskając wszystkie guziki po kolei. – Będziemy się zatrzymywać na każdym piętrze, może rzuci nam się w oczy jakiś ślad Alicji.
___Nie taki był początkowy plan. Ben już miał zaprotestować, ale w ostatniej chwili zmienił zdanie. Z napotkanymi Czarnymi, o ile nie będzie ich zbyt wielu, będą w stanie sobie poradzić, a zaproponowana przez Joannę taktyka rzeczywiście zwiększała szanse na odzyskanie motocykla. Poza tym nie bardzo miał ochotę spierać się z przyjaciółką. A może jednak zacząć się kłócić i dać jej wygrać?
___Drzwi windy zasunęły się, skrywając mroczne, puste tak samo jak więzienny korytarz pomieszczenie, w którym znaleźli się po przejściu przez stopione drzwi. Klaustrofobia po raz kolejny przypomniała o sobie niemiłym ukłuciem w żołądku. Jeszcze trochę i zacznę się przyzwyczajać – pomyślał Ben.
___Piętro oznaczone jako minus jeden okazało się podziemnym garażem, zastawionym w większości znajomymi czarnymi BMW. Joanna niemal od razu sięgnęła do przycisku parteru, ale Ben zatrzymał ją gwałtownym gestem.
___- Stop, stooop!
___Szansa była niewielka, ale nie miał zamiaru jej zmarnować. Zamroził bąbel, odłożył go w kąt, wybiegł z windy i zaczął rozglądać się za swoim motocyklem. Jeśli wpadł w ręce Czarnych, mogli go wstawić gdzieś tutaj.
___Szybkim krokiem przemierzał rzędy samochodów, wypatrując znajomego, białego kształtu. Widok każdego kolejnego BMW sprawiał, że ze zdenerwowania coraz mocniej zaciskał pięści. Gdzieś z tyłu dobiegły go zdziwione wołania Joanny, ale zignorował je, jego myśli skupione były wokół ukochanej maszyny.
___Doszedł do końca ostatniego rzędu. Nadzieje okazały się złudne. Poirytowany niepowodzeniem zaklął siarczyście, wyciągnął z kieszeni scyzoryk i na karoserii najbliższego pojazdu wyskrobał bogatego w szczegóły kutasa. Wydadzą parę złotych na lakier, będą mieli mniej na szkodzenie porządnym ludziom – pomyślał. Zaśmiał się z naiwności tego stwierdzenia, dokończył ostatni włosek i truchtem wrócił do Joanny, przeciągając po drodze ostrzem po tylu samochodach, ilu tylko zdołał. Nacisnął przycisk parteru. Drzwi windy zasunęły się z cichym skrzypnięciem.
___- Co tam robiłeś?
___- Szukałem śladów. Taki był plan, prawda?
___Joanna nie wyglądała na usatysfakcjonowaną tą odpowiedzią, ale na szczęście dla Bena nie zadawała dalszych pytań. Dotarło do niego, że zostawienie jej samej bez słowa wyjaśnienia również nie było zbyt miłe. Dzięki, Kubuś.
___W milczeniu odczekali, aż winda ruszy i wycelowali w drzwi lufy pistoletów. Na parterze znajdowało się główne wejście do budynku, ryzyko napotkania Czarnych było tam wielokrotnie większe.
___Ku zdziwieniu obojga główny hol biurowca również okazał się pusty. Pod ścianami stały rzędy foteli, popołudniowe słońce wpadało przez okna, oświetlając drewniany parkiet. Gdyby nie okoliczności, pomieszczenie robiłoby nawet przyjemne wrażenie.
___- Coś tu jest cholernie nie tak. Gdzie są wszystkie czarnuchy?
___- Ben, to biurowiec, nie baza wojskowa.
___- Tak? A jaki normalny biurowiec ma blok więzienny w piwnicy? Mam wrażenie, że wchodzimy w pułapkę. Patrz, nawet portiera gdzieś wcięło. – Ben wskazał na puste stanowisko za ladą koło drzwi wejściowych. Joanna ostrożnie ruszyła w tym kierunku.
___W zamocowanej przy uchu słuchawce coś zatrzeszczało.
___- Co u was? Na zewnątrz czysto.
___Głos Roberta Ben tym razem powitał z radością.
___- Tu też. Jesteśmy na parterze i jeszcze nikogo nie spotkaliśmy.
___- Dziwne. To mi wygląda jak pułapka.
___- Powiedz to swojej dziewczynie. – Spojrzał na Joannę, która właśnie przechylała się przez ladę. Robert rzucił coś wesołego w odpowiedzi, ale Ben już go nie słuchał. Prowadząc przed sobą bąbel biegł w kierunku przyjaciółki, która przyzywała go energicznymi gestami.
___- Co jest?
___- Portiera nigdzie nie wcięło. - Joanna pokazała palcem za blat.
___Ben, podejrzewając już, co zobaczy, obszedł ladę. Na podłodze leżała tęga, potwornie brzydka kobieta w średnim wieku. Oczy miała zamknięte, jej głowa była niezgrabnie oparta o przewrócone krzesło.
___- Co tu jest grane? – Uklęknął przy kobiecie i przyłożył dwa palce do jej szyi. Wyczuł słaby puls. - Żyje, ale co za skurwysyn ją tak urządził?
___- Ktokolwiek to był, czegoś tu szukał. – Joanna wskazała na pootwierane szuflady, z których wystawały pogniecione sterty papierów. – Kochanie, na pewno nikogo nie widziałeś?
___- Nikt nie wchodził, nikt nie wychodził.
___- Czarni raczej nie schowaliby teczki tutaj – wtrącił się Ben - Musiało chodzić o coś innego. Co to za dokumenty?
___Joanna zaczęła przeglądać zawartość biurka.
___- Listy obecności. Poza tym parę gazet, taśma klejąca, nożyczki, garść spinaczy, plik planów budynku...
___- Pokaż.
___W sumie mieli własny, ale co szkodziło porównać go z oficjalnym? Ben przyjął podaną mu kartkę i odszukał na niej ósme piętro.
___- ... zdjęcia kotów, zapasowe ołówki, szminka, jakieś klucze...
___- Dobra, starczy. Same śmieci. Patrz na to. – Pomachał planem. – Archiwum jest tu oznaczone jako „Pomieszczenie gospodarcze”.
___- Czyli wszystko się zgadza... Winda!
___Ben odwrócił się gwałtownie. Liczba na jednym z trzech wyświetlaczy malała. Ktoś zjeżdżał na dół.
___- Co jest grane?
___Równocześnie kucnęli za ladą i wycelowali w drzwi lufy pistoletów. Ben dodatkowo uformował swój bąbel w kształt talerza, zamroził go i zawiesił w powietrzu. W razie potrzeby mógł się nim posłużyć jako tarczą.
___- Asia? Ben? Co tam się dzieje?
___- Zamknij się – warknął Ben. Komentarze Roberta były ostatnią rzeczą, której teraz potrzebował.
___Trzecie piętro. Drugie. Pierwsze. Parter. Drzwi otworzyły się ze złowieszczym skrzypnięciem.
___Powietrze przeszył huk wystrzału.
___W następnej chwili Ben z zaskoczeniem odkrył, że przygważdża przyjaciółkę do podłogi, zasłaniając ją własnym ciałem. Za plecami usłyszał brzęk spadającej na ziemię lodowej płyty.
___- Ups... – Joanna wytrzeszczyła oczy na Bena. Lufa trzymanego przez nią pistoletu lekko dymiła. – Cywil... Ben, cywil!
___Ben pozwolił jej się podnieść. Usiadła obok nieprzytomnej kobiety i zaczęła kiwać się w przód i w tył, wodząc po portierni przerażonym spojrzeniem.
___Super. Tego tylko brakowało.
___- Spokojnie, może żyje. – Poklepał przyjaciółkę po ramieniu. – Zostań tutaj, ja sprawdzę, co z nim.
___Joanna energicznie pokiwała głową, nie przestając się kołysać. Ben wysunął się zza lady i pokuśtykał do windy. Syknął z bólu. Źle zrośnięta noga znowu się odezwała.
___Mężczyzna wyglądał na dwadzieścia parę lat i sądząc po leżącej obok niego walizeczce z narzędziami był elektrykiem. Kula trafiła go idealnie między oczy. Jeszcze parę miesięcy temu Benowi pewnie zrobiłoby się na ten widok słabo, ale teraz tylko przygryzł dolną wargę i niedbale szturchnął ciało nogą. Trup.
___- Żyje? – W głosie Joanny słychać było bogatą mieszankę trudnych do opisania emocji.
___- Nie bardzo. Ładnie wycelowałaś – odpowiedział, zanim zdążył ugryźć się w język. Najpierw myśleć, potem mówić, idioto!
___Zza lady dobiegł go szloch, a potem rytmiczna seria uderzeń czegoś o drewno. Miał przeczucie, że tym czymś jest głowa przyjaciółki. Niedobrze. Nie miał zbyt dużego doświadczenia w pocieszaniu rozhisteryzowanych kobiet.
___Przeklinając w duchu swój niewyparzony język wrócił do portierni. Widok, jaki ujrzał, skutecznie zniechęcił go do jakichkolwiek prób pocieszania.
___Joanna nadal kiwała się w tę i z powrotem, każde wychylenie do tyłu uzupełniając grzmotnięciem łysej głowy o biurko. Zasunięte na czoło gogle były przekrzywione. Prawą dłonią ściskała łydkę nieprzytomnej kobiety, w lewej cały czas trzymała odbezpieczony pistolet. Oczy miała szeroko otwarte, w jej spojrzeniu Ben dostrzegł coś, co do tej pory oglądał tylko na paru filmach. Ściślej mówiąc, horrorach.
___Delikatnie wyjął broń z jej ręki i dotknął przycisku komunikatora.
___- Robert, chyba będziesz musiał zabrać stąd swoją dziewczynę. Załatwiła elektryka i jest w szoku.
___- Nie! Idziemy dalej! - Joanna zerwała się na równe nogi, wyrwała zszokowanemu Benowi pistolet z ręki i szybkim, ale chwiejnym krokiem podeszła do windy. Spojrzała na ciało.
___- Przypadkowa ofiara – wyszeptała.
___- Na pewno? – Robert był wyraźnie zatroskany. – Jesteście na parterze, możemy się szybko ulotnić.
___- Nie! – wrzasnęła na całe gardło i z całej siły dźgnęła przycisk ósmego piętra. Ben, przestraszony, wcisnął się w kąt windy.
___- Robert, jak chcesz pomóc, to lepiej siedź cicho – wymamrotał do komunikatora.
___Rozsądek podpowiadał mu, żeby uciekać jak najdalej od tej wariatki, ale nie miał zamiaru zostawić przyjaciółki samej. Nie w tym stanie. Poczuł, że temperatura jej ciała gwałtownie rośnie, ale darował sobie komentarz. Winda może i była dość ciasna, ale chwilę w niej wytrzyma.
___Drzwi zamknęły się. Ucisk w żołądku powrócił, ale Ben ledwo to zauważył. Nie odezwał się ani słowem nawet, gdy dotarło do niego, że w holu, oprócz kobiety, której przecież wypadałoby pomóc, został jego bąbel.
___Joanna stała zupenie sztywno. Ben nie widział nawet, żeby drżały jej gałki oczne. Prawą dłoń miała kurczowo zaciśniętą na rękojeści wycelowanego w drzwi pistoletu. Co się do cholery dzieje w tej pokręconej, łysej głowie? Przecież zabijała już ludzi. Chociaż fakt, zawsze byli to Czarni albo wojsko, nigdy elektrycy.
___Zaczął mieć coraz poważniejsze wątpliwości co do sensu kontynuowania ekspedycji. Joanna była w tej chwili nieobliczalna, Robert jak zwykle bezużyteczny, Alicja prawdopodobnie martwa. Nie zdziwiłby się, gdyby za drzwiami archiwum czekała na nich gotowa do strzału armia czarnuchów. Liczył tylko na to, że po drodze znajdzie jakiś kibelek. Potrzebował nowego bąbla.
___Zatrzymali się na ósmym piętrze, gdzieś u góry odezwał się cichy dzwoneczek. Drzwi rozsunęły się, ukazując kolejny korytarz.
___Joanna ruszyła przed siebie, najwyraźniej nie zdając sobie sprawy z tego, że zostawia na dywanie osmalone ślady stóp. Ben wyskoczył z windy, w której zdążyło zrobić się nieprzyjemnie gorąco i podążył za nią. Otwierał każde mijane drzwi - wolał się upewnić, że nikt nie zajdzie ich od tyłu.
___W jedym z pomieszczeń, które wyglądało na laboratorium, znalazł zlew. Towarzystwo nowego bąbla dodało mu nieco otuchy.
___Zatrzymali się przed drzwiami, na których wisiała metalowa tabliczka z napisem „Pomieszczenie gospodarcze”. Były lekko uchylone.
___- Gotowa? – spytał Ben, niepewny, co zobaczy.
___Joanna nie odpowiedziała, zamiast tego otworzyła drzwi potężnym kopniakiem.
___Weszli do środka.
___
___***
___
___Ben nie był przygotowany na taki widok. Przez ostatnie parę miesięcy zdążył wyrobić sobie pewną znieczulicę na okropieństwa, ale to przebijało wszystko, co miał do tej pory okazję oglądać.
___Cała sala zasłana była trupami, i to nie byle jakimi. Krew pokrywała podłogę, ściany, nawet sufit. Tu i ówdzie dało się zauważyć szarą plamę płynu mózgowego. Z porozrywanych brzuchów wystawały strzępki wnętrzności, niektórym ciałom brakowało głów. Upiornego obrazu dopełniały poprzewracane szafki, walające się po ziemi sterty dokumentów i powybijane szyby w oknach.
___- O, kurwa... – Ben wciągnął głośno powietrze i oparł dłonie na kolanach. Akurat teraz był w pewnym sensie wdzięczny Kubusiowi. Dzięki niemu mógł podziwiać takie widoki bez mdłośći. Chociaż swoją drogą, gdyby nie Kubuś, w ogóle by mnie tu nie musiało być.
___
___Z zamyślenia wyrwał go huk wystrzału tuż za plecami. Odwrócił się gwałtownie, przygotowany do kontrataku.
___Joanna stała nad najbliższym trupem i pakowała mu w rozharatany brzuch cały magazynek.
___- Rozpierdoliłam chuja – oświadczyła z dumą, po czym twarz wykrzywił jej grymas rozpaczy i histerycznym tonem oznajmiła:
___- Zabiłam kolejnego!
___Ben otworzył usta w zdumieniu. Pierwszy raz słyszał, żeby używała takich wyrazów. Postąpił krok w jej kierunku.
___- Nie zabiłaś go, był dawno martwy...
___- Nie podchodź!
___Zrobił zeza, spoglądając na wycelowaną w swoje czoło lufę. Magazynek był pusty, ale Ben nie czuł się tym faktem specjalnie pocieszony. Asi najwyraźniej odbiło, a w każdej chwili mogła sobie przypomnieć, że potrafi zabijać także na inne sposoby. Zdecydowanie bardziej bolesne.
___Cofnął się kawałek, ignorując fakt, że depcze po czymś miękkim, oślizłym i do niedawna żywym.
___- To co mam robić? – spytał ostrożnie. Musiał ją uspokoić, ściągnąć na dół i zabrać w bezpieczne miejsce Chrzanić teczkę, chrzanić Alicję. Zastanowił się chwilę nad chrzanieniem motocykla. Tu wkradły się wątpliwości.
___Joanna rozejrzała się po pomieszczeniu nieprzytomnym spojrzeniem. Z oczu ciekły jej strużki łez.
___- Po coś tu przyszliśmy, prawda?
___Motocykl też chrzanić.
___- Po Alicję. I jak się uda, to po teczkę. Pamiętasz?
___Powoli pokiwała głową.
___- Alicja jest? – spytała rozmarzonym głosem.
___- Jeszcze nie sprawdzałem. Może się rozejrzę?
___- Pomogę ci! – Joanna z entuzjazmem ruszyła w kierunku kolejnego ciała, spojrzała na to, co zostało z jego głowy i najwyraźniej zmieniła zdanie, bo w następnej chwili Ben ze zdumieniem poczuł, jak przyjaciółka wtula mu się w pierś.
___- Tam jest trup... – wyszeptała.
___Ben wyczuł okazję i delikatnie wyjął z jej dłoni pistolet. Jeżeli udałoby mu się ją teraz jakoś uspokoić, może mógłby jednak szybko przeszukać salę.
___- Usiądź tu, odpocznij, ja się wszystkim zajmę. W porządku?
___Pokiwała głową i grzecznie dała się posadzić pod ścianą, z twarzą zwróconą ku zakrwawionej tapecie. Ben odetchnął z ulgą.
___- Siedź tak i nie odwracaj się.
___Wolał nie sprawdzać, jaka będzie reakcja Joanny na widok kolejnego trupa.
___Zaczął rozglądać się za Alicją. Cyniczna część jego charakteru miała nadzieję, że gówniara będzie leżała gdzieś martwa, najlepiej przygnieciona najcięższą z szafek. Przynajmniej miałby jeden problem z głowy.
___Ochroniarz z rozwalonym brzuchem. Czarny praktycznie wywrócony na lewą stronę. Jeszcze jeden ochroniarz. I jeszcze jeden, który wyglądał, jakby coś mu wybuchło wewnątrz czaszki. A tego skurwysyna chyba ktoś po prostu zastrzelił...
___Obszedł salę, oglądając każde ciało z osobna, ale żadne nie należało do Alicji. Spojrzał na Joannę. Wypalała wzrokiem jakiś wzorek na tapecie.
___- Tu jej nie ma. Rozejrzę się za teczką.
___Starał się, by zabrzmiało to bardziej jak propozycja niż stwierdzenie.
___- Odradzam – odezwał się w słuchawce głos Roberta. - Uciekajcie. Dwadzieścia samochodów i cztery helikoptery, wszystko pełne Czarnych. Miałem się nie odzywać, ale sam raczej nie dam rady.
___Ben zacisnął pięści. Bezużyteczny jełop. To na tyle, jeśli chodziło o Alicję. I o teczkę. I o motocykl.
___Coś uderzyło go w ramię. Zatoczył się i złapał przechyloną szafkę, która z przeraźliwym zgrzytem zwaliła się na ziemię razem z nim. Zdążył jeszcze zobaczyć, jak Joanna z wyrazem pełni szczęścia na twarzy wyskakuje przez rozbite okno, zostawiając na parapecie czarne, dymiące ślady.
___Zaklął po cichu. Źle zrośnięte udo bolało go jak diabli. Wstał, starając się nie urazić nogi i wyjrzał przez okno. Rozżarzona do białości sylwetka pędziła w kierunku kilku ciemnych plamek nad horyzontem.
___- Robert, mamy problem.
___- Właśnie widzę.
___Ben ruszył w kierunku drzwi. Po raz kolejny obiecał sobie w duchu, że w końcu wykombinuje, jak używać swojej mocy do latania.
___Przed wyjściem na korytarz rzucił jeszcze okiem na wypalony przez Joannę wzorek. Mylił się. Były to starannie wykaligrafowane, gotyckie litery, układające się w napis:
___„Pomóż mi”.
___ - Idę, idę... – mruknął sam do siebie i pokuśtykał do windy.
___
___***
___
___- Robert, chłopie, muszę przyznać: dzień należy do ciebie. Szczęka mi opadła, jak rozwaliłeś ten helikopter.
___- Ty też ich nieźle natłukłeś. Jak ręka?
___- Zagoi się. Jedna blizna mniej, jedna więcej, dla mnie to żadna różnica.
___- Potem ci wyciągnę tę kulę.
___- Kto ma klucz?
___- Chyba Asia wychodziła ostatnia. Zobacz w jej kieszeni.
___Drzwi poniemieckiego bunkra uchyliły się z cichym skrzypnięciem. Ben otworzył je szerzej kopniakiem, po czym pomógł Robertowi wnieść do środka Joannę i posadzić ją pod ścianą. Syknęła z bólu, gdy pokiereszowana noga zetknęła się z betonem.
___Wymacał na ścianie włącznik i przekręcił go. Zawieszone pod sufitem jarzeniówki zamigotały i wypełniły korytarz żółtawym światłem. Cała trójka zamarła.
___Alicja spojrzała każdemu z osobna głęboko w oczy, wyszczerzyła zęby w uśmiechu, który nigdy nie powinien pojawić się na twarzy żadnej dwunastolatki i rzuciła im pod nogi białą, tekturową teczkę. Spod okładki wysunęły się kluczyki od motocykla. Dziewczyna obróciła się na pięcie i zniknęła w drzwiach swojego pokoju. Ben zdążył jeszcze zauważyć niedomytą smugę krwi na jej policzku.
___Spojrzał na Joannę, potem na Roberta. Powolnym ruchem podniósł teczkę z podłogi. Przeczytał napis na nalepce w prawym, dolnym rogu:
___
___Projekt „12”.
___
Ostatnio zmieniony śr 03 lip 2013, 18:04 przez Articuno, łącznie zmieniany 2 razy.

2
Articuno pisze:Musieli się lekko schylić, żeby nie zawadzić głowami o wciąż gorący brzeg.
jak zapewne wiesz, tekst trzeba odchudzić, głównie z takich zdań; odpowiedz przede wszystkim sobie: po co to zdanie, ta informacja, czemu, komu ma służyć itp.
zdanie zbędne, podobnie jak kilka (albo i lepiej) innych
Articuno pisze:- Nie ma zasięgu. – W głosie Joanny słychać było początki paniki.
dialogi nie są drewniane ale dużo im brakuje, przez opisy (może ma to jakąś fachową nazwę) stają się cieżkie, nadmierne opisy spowalniają też akcję- a przecież nie piszesz o łąkach nad Niemnem tylko o dynamicznej nawalance

ten fragment można nazwać dobrym ale czy np. 400k znaków takiego tekstu byłoby zjadliwe? obawiam się, że nie ale chyba jesteś tego świadomy, ogólnie podobało mi się i jestem na tak, choć przydałyby się zmiany w odpowiednim kierunku

3
Przeczytane, jak i wszystkie inne części. Swym zwyczajem przespałem się z tym.

Co mogę powiedzieć? Po prostu mnie ta historia z każdym kolejnym fragmentem zniechęca. Zastanawiałem się czemu i wyszło na to, że to przez (anty)bohatera. Zniechęca mnie całkowicie i złapałem się na tym, że nawet mijam wzrokiem, to co on sobie tam myśli. Pozostali też mnie jakoś do siebie nie przyciągnęli, o to taka zgraja szurniętych dziwaków (wybacz proszę). Nie ma też informacji, wątku, który chciałbym śledzić.
W gruncie rzeczy mam wrażenie, że opowiadasz mi jakiś film. Nieprzyjemnie wrażenie, zwłaszcza, że to film, który ma raczej przyciągnąć widza efektami, wybuchami, rozróbą, a nie fabułą. Ta raczej jest sznurkiem mającym prowadzić z jednej akcji do drugiej.
Z początku mnie ciekawiły te moce, ale długo się na tym nie pociągnie, zwłaszcza, że co jakimś czas zastanawiam się: "Czemu nie zrobił tak...?"
-Może jak będę dużym chłopcem, ludzie będą mnie prosić o pomoc.
-Albo żebyś się przesunął.

4
Dzięki za komentarze, dały mi sporo do myślenia.

Misja od Smoke'a - odchudzić tekst o zbędne kawałki.
Misje od Thuga - wyraźnie zaznaczyć wątek, uciec od filmowości, przypilnować logiki poczynań bohaterów.

Ta filmowość mnie goni i goni. Próbuję uciekać, ale jak na razie chyba bezskutecznie.

5
dam sobie rade
Radę.
z porcją mielonego mięsa zamiast twarzy
Z twarzą wyglądającą jak porcja mielonego mięsa - to istotna różnica.
dodatkowo w najgłupszym możliwym momencie.
Pamiętaj, że bohater jest pod wpływem emocji - nie buduj zdań stonowanych. Rwij je. Pokaż te emocje. Używaj wykrzykników (od tego przecież są).
I to w najgłupszym możliwym momencie! - moim zdaniem, coś takiego lepiej pokazuje sytuację bohatera. A zmiana jest niewielka. Pamiętaj o tym. Emocje są ważną częścią tekstu. Czytelnik musi je poczuć.
kochanie, zostajesz na zewnątrz i rozprawiasz się z posiłkami, które Czarni na pewno wezwą, gdy zaczniemy rozrabiać.(...)
- W takim razie do roboty. Kochanie, możesz zaczynać.
Kochanie spojrzało na trawnik i przestało mrugać
Powtórzenie - wiem, że za drugim razem celowe, ale za dużo tego w jednym momencie.
Jestem też za formą "kochanie spojrzał/przestał" - odnosi się do mężczyzny.
Pęknięcie zamieniło się w głęboką rozpadlinę i nadal rosło. Zwały piachu wędrowały w górę po jego ścianach
Po jej ścianach (rozpadliny) - musisz uważać na takie drobnostki.
gdy poczuł, jak grunt ucieka mu spod nóg. Ziemia zaczęła odrywać się sporymi grudami od podłoża i tworzyć sklepienie. Osuwali się coraz niżej, trzymając się czego i kogo popadło.
Popracuj nad tym opisem, nie jest plastyczny - nie "widać" tego, co chcesz przekazać. Sytuacja jest w tym momencie ciekawa, więc kawałek dłuższy opis nikomu nie zaszkodzi.
Jeszcze cztery metry wgłąb
Skąd wie, że akurat cztery metry. W głąb.
Mimo kilkudziesięciocentymetrowej warstwy ziemi podmuch ciepła poczuli prawie od razu.
Nie pasuje mi ten podmuch. Ziemia rozgrzałaby się i poczuliby wzrost temperatury, ale nie tak nagły, żeby nazwać go podmuchem.
I, moim zdaniem, mimo tej ziemi miedzy nimi i tak by się ugotowali.
Musieli się lekko schylić, żeby nie zawadzić głowami o wciąż gorący brzeg.
Przykład skrajnego braku inteligencji wg mnie. Nie mogli już poczekać, żeby trochę przestygło? Rozumiem, że akcja musi zostać wykonana jak najszybciej, lecz mimo tego wizja przechodzenia przez otwór, który może cię trwale uszkodzić przy najmniejszym błędzie nie byłaby dla mnie kusząca.
ale ona po prostu stanęła na zastygającym metalu
Kałuża byłaby raczej dosyć rozległa, bo coś mi się czuję, że ściana nie należała do cieniutkich. A sam metal raczej nie straci temperatury na tyle szybko, żeby ślady stóp nie zostały "zalane".
Ben westchnął ostentacyjnie. Miał nadzieję, że cała operacja zakończy się właśnie tutaj. Przekopać się do bloku więziennego, sprać paru Czarnych, odbić Alicję i wyciągnąć z niej, co zrobiła z motocyklem. Tak to miało wyglądać. Najwyraźniej jednak maszyna musiała jeszcze chwilę poczekać.
Robert podszedł z powrotem do dziury w ścianie.
- Wracam na górę. Ben, zostawić ci latarkę?
Ben przeanalizował te słowa kilka razy
Mocne nagromadzenie imion i powtarzanie Bena.
Ben wsłuchał się uważnie w jej głos, próbując wyłapać obrażony ton. Brzmiało normalnie
Jak na mój gust, to za często wsłuchuje się w ton wypowiedzi kolegów "z pracy", żeby dostrzec drugie dno.
Ukradkiem zwiększył grubość ściany po jej stronie, osłabiając nieco własną.
Skoro miał czas, to wykorzystując wodę z rury mógłby chyba po prostu pogrubić ścianę.
Zaczął pchać lodową ścianę przed sobą
Przed siebie. Chociaż w sumie pchanie samo w sobie mówi o kierunku ruchu.
Nie – zaoponowała Joanna, wciskając wszystkie guziki po kolei - Będziemy się zatrzymywać na każdym piętrze
Więc powinna wcisnąć jeden guzik - wyższego piętra. Jeśli naciśnie wszystkie, to winda bezcelowo pojedzie do góry bez nich.
Wstał, starając się nie urazić nogi
Urazić można osobę, ale nie nogę.


Musisz jeszcze dużo pracować.

Poprawy wymagają dialogi, które w tym momencie są sztuczne i bezuczuciowe.
Opisy nie kreują jasnego wyobrażenia w głowie czytelnika - wie, że ktoś buduje tunel siłą woli, ale w jaki sposób - tego już mu tekst nie powie.
Akcja - im większe napięcie, im szybciej wszystko się dzieje, tym bardziej tekst jest "rozmazany". Gubisz istotne informacje i idziesz na skróty.

6
Misja od Zaqra - poprawić dialogi i przypilnować, żeby czytający widział to samo, co ja widzę pisząc.

Wszystkie błędy ortograficzne na początku to zabieg celowy.

Co do szukania drugiego dna - tak ma być.

Nie zrozumiałem, o co Ci chodziło z windą. Będąc w środku wciśnięcie wszystkich guzików powoduje, że będzie się zatrzymywała na wszystkich piętrach po kolei.

Z resztą się zgadzam, dziękuję za weryfkę.

7
Będąc w środku wciśnięcie wszystkich guzików powoduje, że będzie się zatrzymywała na wszystkich piętrach po kolei.
Będzie się zatrzymywać, ale wygląda to tak: zatrzymuje się na chwilę, drzwi się zamykają, a ona jedzie dalej, jeśli nikt nie "blokuje" drzwi.

9
Ja dodam swoje:
Arti - na Twoim miejscy zrezygnowałabym z wulgaryzmów. Stawały się irytujące, zamiast realizować jakiś cel literacki.

Druga sprawa - pewnie trudniejsza i bardziej subiektywna: brakuje mi opisów przeżycia wewnętrznego - posługujesz się zasadniczo opowiadaniem (jako forma podawcza, czyli przedstawienie zdarzeń) i dialogiem. Sądzę, że stąd pojawia się problem "drętwych" dialogów - mówienie nie nie wypływa ze stanów emocjonalnych, a jest kolejną prezentacją "zdarzenia/działania". pewnie i stąd ta próba dynamiki emocjonalnej poprzez wulgaryzmy (jedyny środek ekspresji)
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

11
Pierwsze wrażenie pozytywne, ale powstało kilka pytań. Na czoło wybija się jedno: Kim jest ten pie... Kubuś? :)

Inne wrażenia opiszę później. Teraz chcę wiedzieć, kim jest Kubuś.
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

12
I mam dylemat: O czym ma być następny fragment? Kubuś dla Dorapy, doprecyzowanie mocy dla Thuga czy coś według chronologii dla Nataszy... A może coś zupełnie innego dla siebie?

13
Obiecane wrażenia:
1. fizyczno-chemiczno-biologiczno - Arti, przemyśl tę podróż w głąb ziemi i potem operowanie ogniem. Żeby rozpuścić metal trzeba sporej temperatury, a oni stoją niemal obok i nic. Opisz wrażenia zmysłowe, niech ich chociaż powietrze parzy. Przecież ona robi to w bardzo niewielkiej przestrzeni, gdzie się ulatnia całe ciepło?

2.
Articuno pisze:Nie odezwał się ani słowem nawet, gdy dotarło do niego, że w holu, oprócz kobiety, której przecież wypadałoby pomóc, został jego bąbel.
U lalala, zostawił bąbelka. :D Przepraszam, ale mnie to określenie bawi. Facet chce być ponurym twardzielem i bawi się bąbelkami... Wiem, ze w jego rękach to groźna broń, ale to nie zmienia wymowy.

3.
Articuno pisze:_Dobiegli do otworu, którym weszli, tylko po to, żeby zobaczyć w nim ścianę zbitej ziemi. Ben przeklął w duchu Roberta. Skurwysyn oczywiście zasypał za sobą przejście. Zupełnie jak dżdżownica – pomyślał Ben. – Jednym końcem zżera, drugim na bieżąco sra.
Sytuacja dość podbramkowa, rozumiem zdenerwowanie Pana od Bąbli, ale niech nie będzie wulgarnym chamem. "skurwysyna" kupuję, pasuje do sytuacji, ale zdanie o dżdżownicy i wydalaniu jest niepotrzebna i niesmaczne.
Popieram prośbę innych - ogranicz wulgaryzmy. One niczego nowego nie wnoszą.

4.
Articuno pisze:- O, kurwa... – Ben wciągnął głośno powietrze i oparł dłonie na kolanach. Akurat teraz był w pewnym sensie wdzięczny Kubusiowi. Dzięki niemu mógł podziwiać takie widoki bez mdłośći. Chociaż swoją drogą, gdyby nie Kubuś, w ogóle by mnie tu nie musiało być.
Kim jest Kubuś?!
Przeczytaj dwie wersje: o kurwa; o, kurwa. Jest różnica, co nie?

5.
Articuno pisze:Przed wyjściem na korytarz rzucił jeszcze okiem na wypalony przez Joannę wzorek. Mylił się. Były to starannie wykaligrafowane, gotyckie litery, układające się w napis:
___„Pomóż mi”.
___ - Idę, idę... – mruknął sam do siebie i pokuśtykał do windy.
Czy jej chodziło o to, by pomógł jej spuścić łomot Czarnym czy o coś całkiem innego? Na mój gust o to drugie, może więc wcisnąć bohaterowi do głowy kilka myśli o tym, że trzeba z dziewczyna pogadać.

6.W ogóle proponuję, byś dal bohaterom życie wewnętrzne. Wiem, że to naparzanka super bohaterów i mają być przede wszystkim super moce, ale niech w ich szarych coś się dzieje, bo póki co ciemność, widzę ciemność. Dziewczyna wypala SOS na ścianie (do tego gotykiem) i nie ma przy tym żadnych przemyśleń? Oszalała w holu, bo utłukła niewinną osobę i żadnej myśli? Wkurza się, wrzeszczy, by po chwili być apatyczną kukiełką - to aż się prosi, by oddać jej głos. Podsłuchać co tam jej w duszy gra.

Rozumiem, że będzie cd. To ja poproszę o Kubusiu. I niech Kubuś myśli, niech ma jakieś życie wewnętrzne.

Kłaniam się i do następnego razu.
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”