Kawiarnia Natchnienia

1
Pomysł narodził się o 4 nad ranem, co spowodowało napisanie wstępu. Reszta powstała po dwugodzinnym snu. Cóż... Smacznego ^^





Kawiarnia Natchnienia



We wnętrzu kawiarni panował półmrok rozrzedzony mętnym światłem małych lampek, stojących na każdym stoliku. ściany obite były materiałem w różnych odcieniach czerwieni. Ze starego radia płynęła przyciszona melodia, wypełniająca tło myśli.



Wejście do niewielkiej kawiarenki znajdowało się w bocznej, zacisznej uliczce. Mimo, iż nie rzucała się ona zbytnio w oczy, ciężko było tu znaleźć wolne miejsce. Kawiarnia słynęła w mieście z powodu swej atmosfery. Można było tu przyjść i odłączyć się od szalonego pędu życia, lub też pisać wiersze, gdyż natchnienie spływało na każdego, kto przekroczył jej próg. Nic więc dziwnego, iż tu zawsze można było zobaczyć kilka osób pochylonych nad kartkami papieru i piszących coś. Zapewne dlatego nazwano to miejsce „Kawiarnią Natchnienia”. Niektórzy mówili, iż ratuje ona ludzkie życia.



Przy stoliku, który stał w samym kącie pomieszczenia, siedział młody mężczyzna. Wyglądał na dwadzieścia lat, może trochę więcej. Jego jasne włosy spływały niesfornymi kosmykami na ramiona. Siedział pochylony nad filiżanką herbaty i, jak zahipnotyzowany, wodził w niej srebrną łyżeczką. Jego niewidzący wzrok był utkwiony w złoty haft na granatowym materiale obrusu. Usta chłopaka poruszały się w niemym szepcie. Siedział tu od kilku godzin. Nie upił ani jednego łyku herbaty. Mieszał jedynie ją łyżeczką i wciąż coś szeptał.

- Mogę? – dźwięczny, kobiecy głos przeszył powietrze. Naprzeciwko niego usiadła dziewczyna, rzucając torebkę na stół.

- Przepraszam, ale to jest jedyne wolne miejsce. Taki dziś tu tłok... A ja bardzo chciałam tu być... – zaczęła się tłumaczyć, szybko wyrzucając z siebie słowa, jakby chciała mieć już za sobą tą formalność.

Chłopak wreszcie podniósł wzrok na nieznajomą. Miała długie, kręcone, ciemne włosy i piwne oczy. Mówiła coś, unikając jego spojrzenia. Przepraszała. Lecz uwagę chłopaka przeciągnęło coś innego. Policzki dziewczyny przecinały stróżki łez.

- Dlaczego płaczesz? – spytał nagle, przerywając jej w połowie zdania.

Dziewczyna spojrzała na niego zdziwiona. Pierwsza myśl, jaka przyszła jej do głowy, gdy zobaczyła twarz chłopaka, dotyczyła jego oczy. Były wielkie, koloru szmaragdu i nadawały mu jakiś nierealny urok, jakby nie był człowiekiem.

- Płaczę, bo spotkało mnie coś złego. – odpowiedziała cicho, wciąż wpatrując się w jego oczy.

- Czy ludzie zawsze płaczą, gdy dotyka ich coś złego? – Kolejne pytanie, które spadło z ust chłopaka, było jeszcze dziwniejsze.

- Przeważnie tak. Niektórzy płaczą, gdy nikt ich nie widzi. – rzekła spokojnie, choć zdawało jej się to oczywiste i nie rozumiała, czemu ktoś pyta o coś takiego.

- Mnie też spotkało coś złego. – westchnął chłopak. - Ale ja nie umiem płakać.

- Jak to nie umiesz?

- Nigdy nie płakałem. – Zamilkł na chwilę. – Czy płacz przynosi ci ulgę?

- Tak. – odpowiedziała po chwili namysłu. – Kiedy płaczę, czuję, że ucieka ze mnie cząstka bólu.

- Dlaczego czujesz ból?

- A dlaczego ty zadajesz mi tyle pytań? Nie znamy się. – Dziewczyna spojrzała na niego uważnie.

- Usiadłaś przy moim stoliku… A ja po prostu chciałem wiedzieć. – Odgarnął kosmyk jasnych włosów z twarzy. – Chciałem pomóc... – dodał szeptem.

- Nie pomożesz. Nikt nie pomoże. – Wargi dziewczyny drgnęły, a oczy napełniły się łzami.

- Czemu? – zapytał spokojnie.

- Ponieważ On się pomylił.

- On?

- Bóg. – skrzywiła się, wymawiając te słowa.

- On się nie myli. – westchnął chłopak.

- Tak? Otóż przed tobą właśnie siedzi jego pomyłka. – Dziewczyna podniosła oczy i spojrzała na swojego rozmówcę. – Jestem tu przez pomyłkę. Nie powinno mnie tu być.

- Wiesz, kiedyś też tak mówiłem. – wyszeptał cicho.

- Ja w ogóle nie powinnam się narodzić, nie pasuję do tego świata... – mówiła i nagle zamilkła, jakby dopiero teraz dotarły do niej słowa chłopaka. – Kiedyś też tak mówiłeś? Czy to znaczy, że już tak nie uważasz? – spytała spokojniejszym tonem, wycierając łzy.

- Teraz tak nie uważam. – skinął głową. – Bo już wiem, że On się nigdy nie myli. Nigdy. Ale dowiedziałem się o tym za późno.

- Jak się o tym dowiedziałeś? – spytała niepewnie.

- Mam opowiedzieć? – Spojrzał na nią swymi szmaragdowymi oczami. – Wątpię, czy uwierzysz w moją historię. Ludzie nie wierzą w takie rzeczy. – dodał cicho.

- Może i nie uwierzę. Ale wysłucham historii człowieka, który kiedyś myślał tak, jak teraz ja. Proszę... – podniosła wzrok na chłopaka.

- Masz takie same oczy jak ona. Brązowe, przeszywane zielonymi strzałkami. – uśmiechnął się.

Jego uśmiech był ciepły, lecz jakiś dziwny. Napawał serce słodyczą i spokojem, a w duszę wlewał ukojenie.

- Opowiedz mi o niej. – Odwzajemniła uśmiech. – Opowiedz.

- Dobrze... – spojrzał z powagą na dziewczynę. – Macie takie podobne oczy. Ale włosy miała inne. Długie i falowane. Jej znajomi zawsze spierali się o to, jakiego są koloru. Jedni twierdzili, że są jasno-brązowe, inni, że jest blondynką. A ja zawsze uważałem, że są koloru miodowego.



Znałem ją od dziecka. Zawsze byłem przy niej. Widziałem jak dorasta. Obserwowałem, jak bawiła się lalkami, jak słuchała muzyki, jak chodziła do biblioteki. Czasami stawałem tuż za nią, gdy wybierała książkę, i delikatnie kierowałem jej dłoń do tej, którą sam chciałbym przeczytać. A ona albo wybierała tą książkę, albo krzywiła się lekko i sięgała po inną, którą sobie wcześniej upatrzyła. Ale nie ważne jaką wybrała, zawsze czytaliśmy razem. Siadałem obok niej i opierałem głowę o jej ramię. Lubiłem patrzeć, jak czyta. Jej twarz wyrażała wszystkie uczucia. Gdy się uśmiechała, na jej policzkach pojawiały się ledwie zauważalne dołeczki.



Chłopak uśmiechnął się lekko na wspomnienie, po czym kontynuował swą opowieść.

- Wiesz, kochała jesień. Uwielbiała zbierać złociste liście, a następnie wkładać je do grubych książek. Zawsze pilnowałem by wysuszyły się w tych księgach i dobrze prezentowały po wyjęciu. To tak ją cieszyło...

Zawsze starałem się być przy niej. Nawet gdy spała, czuwałem przy jej łóżku. Gdy śnił jej się koszmar i szeptała lub krzyczała coś we śnie, byłem przy niej i gładziłem po policzku. Zawsze ją to uspakajało i uśmiechała się przez sen.



Przerwał na moment i spojrzał na kelnerkę, zapalającą różane kadzidełko na ladzie. Cienkie drewienko zajarzyło się ogniem, po czym zaczęło się tlić powoli, wypuszczając w powietrze wonną wstążkę dymu.



- Gdy miała jakieś zmartwienie, szła na spacer. Zawsze szedłem tuż za nią. Podtrzymywałem ją, gdy o coś się potknęła, odchylałem gałęzie z jej drogi. Opowiadała drzewom o swym troskach i zmartwieniach. Zwierzała się im. Nigdy jednak nie rozmawiała ze mną. A przecież zawsze byłem przy niej. Zawsze... Ale ja to rozumiem. Drzewa widziała, mogła je dotknąć i poczuć. A Anioła można ujrzeć jedynie oczami wiary. Ludzie często zapominają o nas. Zapominają, że cokolwiek by się stało, to my i tak będziemy przy nich.

- Jesteś Aniołem? – szepnęła cicho dziewczyna.

- Byłem. – Chłopak opuścił wzrok. Po chwili znów zaczął opowiadać. – Ona straciła ukochaną osobę. Od tego momentu zaczęło rozpadać się jej życie. Jej oczy nie śmiały się już. W jej uśmiechu było więcej smutku i melancholii niż radości. Często płakała. Ocierałem jej łzy. Starałem się dać jej wsparcie. Lecz ciężko dać wsparcie komuś, kto nie wie o tym, że istniejesz... Tak mi się przynajmniej wtedy zdawało.



Wiesz, czasem próbowałem z nią porozmawiać. Szeptałem jej do ucha różne opowieści. A ona siadała wtedy za stolikiem, wyciągała swój notatnik i pisała wiersze. Moje słowa ubierała w rymy i przelewała na papier. Gdy jej znajomi pytali się, skąd bierze pomysły, odpowiadała, że nie wie, że zapewne jest to szept niebios. I miała rację.



Tak bardzo mnie to cieszyło, że ma w tych wierszach cząstkę mnie.

Ale wszystko umarło. Zniszczył ją smutek. Raz po kłótni z ojcem pobiegła do swego pokoju i zamknęła drzwi na klucz. Wyciągnęła z dna szkatułki małą, srebrną żyletkę... Kiedyś położyła ją tam ze słowami „na wszelki wypadek”. Tylko ja wiedziałem, że ją ma. Bo widzisz... Gdy ból był zbyt silny, wolała go zabić, rysując sobie na rękach kreski żyletką. Płakała wtedy, ale czuła też ulgę. Ja stałem przy niej i przytulałem ją do siebie. Nie wiem, czy czuła moją obecność. Tak bardzo zawsze płakała... Ja nigdy nie potrafiłem płakać razem z nią. Anioły nie umieją płakać…



Wzięła wtedy żyletkę i przyłożyła do nadgarstka. Byłem przerażony. Chwyciłem ją za ramiona i krzyknąłem by tego nie robiła, że jestem przy niej, że musi żyć.



Nie wiem, czy mnie słyszała, ale rozpłakała się wtedy. Odrzuciła żyletkę i powiedziała „dziękuję”. Chyba usłyszała...



Takich sytuacji było więcej. Bałem się, że kiedyś mnie nie usłyszy... Nikt nie interesował się tym, skąd ma te blizny na rękach. Ja wiedziałem...



To wszystko zdawało się być niesprawiedliwe. Umierała na moich oczach, a ja nie potrafiłem jej pomóc.



Poszedłem wtedy do Niego i zarzuciłem mu błąd. Stwierdziłem, że się pomylił, stwarzając mnie Aniołem i że powinienem być człowiekiem, bo ona potrzebuje przyjaciela z krwi i kości. Kogoś, kto wreszcie dostrzeże jej cierpienie.



A On odpowiedział tylko, że każdy ma wolną wolę. I zapytał, czy jestem pewny.



Byłem pewny!!! Byłem pewny, jak nigdy dotąd!



Ocknąłem się w parku. W jej ulubionym parku. Leżałem na ławce i czułem zimno, głód, pragnienie. Po raz pierwszy to poczułem. Zrozumiałem, że stałem się człowiekiem. Jaki ja byłem wtedy szczęśliwy... Pobiegłem od razu jej szukać. I znalazłem ją.



Siedziała na przystanku. Usiadłem przy niej i milczałem. Tak upłynęło pół godziny. Później przyjechał jej autobus. I wtedy zdobyłem się na powiedzenie jej słów, które od dawna pragnąłem by usłyszała.

- Nie jesteś sama.

Podniosła na mnie swe piwne oczy. Były puste.

Wiesz, co to znaczy? Mówi się, że oczy są zwierciadłem duszy. Gdy stają się puste, oznacza to, iż dusza umarła. Byłem przerażony. W jej spojrzeniu nie było ani miłości, ani strachu. Tylko pustka.

- Jestem. – odpowiedziała mi. To jedno krótkie słowo rozbiło moje serce. Ale postanowiłem się nie poddawać, obiecałem sobie, że jutro również z nią porozmawiam i uzmysłowię jej, że nie jest sama, że ma mnie. Tylko że... – chłopak zamilkł.

- Tylko że co? – spytała dziewczyna, biorąc go odruchowo za rękę. – Co się stało?

- Dziś byłem na jej pogrzebie. – wyszeptał cicho. – Rodzice znaleźli ją w jej pokoju. Miała przecięte żyły. W jednej ręce trzymała zakrwawioną żyletkę, w drugiej list. Napisała tylko jedno zdanie. „Odchodzę, bo dziś poczułam, że naprawdę jestem sama.”



Oczy chłopaka wypełniła kryształowa mgiełka łez, po chwili jego policzki przecięły dwie błyszczące stróżki.

- Chciałem być z nią jako człowiek, gdy ona potrzebowała Anioła. – szeptał, połykając słone łzy. – Więc nie mów mi, że On się pomylił. On się nigdy nie myli. To my się mylimy, korzystając z naszej wolnej woli. Każdy z nas ma wyznaczone miejsce w świecie. Nie wolno go zmieniać... Ja to zrobiłem i straciłem ją. Teraz mogę z całą szczerością powiedzieć, że to nie jest moje miejsce. To nie tu powinienem być.

- Kiedyś mój ojciec powiedział mi, że życie nie kończy się na jednym błędzie. – dziewczyna dotknęła jego policzka i wytarła słoną łzę. – Płaczesz. – uśmiechnęła się smutno. – Nauczyłeś się płakać.

- Tak. – wyszeptał. – Ale to stało się za późno. Nic nie naprawię tymi łzami.

- Naprawisz. Już naprawiłeś. – Ujęła jego dłoń, kładąc coś do niej. – Wiesz, ta kawiarnia naprawdę ratuje ludzkie życia.



Po tych słowach wstała i skierowała się do wyjścia. Chłopak odprowadził ją wzrokiem, po czym spojrzał na swą dłoń, którą jeszcze chwilę temu ściskała dziewczyna. W ręce trzymał małą, srebrną żyletkę.





To opowiadanie dedykuję mojemu Aniołowi z podziękowaniem za wieczne trwanie przy mnie...

"Czemuż wszystkie istoty, gdy wypełni się ich marzenie, zapominają z jakim trudem i zapałem dążyli do niego..."



"żyje się pragnieniem chwili, lecz umiera się, tracąc całe zycie..."




'Armandia' Wiktoria Korzeniewska

Re: Kawiarnia Natchnienia

2
Przeczytałem do połowy. Fabuła (?) Sam pomysł kawiarni natchnienia nie jest jakiś oszałamiająco błyskotliwy, ale można by to podrasować. Może wyszłoby coś ciekawego. Nie usłyszałem historii mężczyzny, nie dotrwałem, więc nie będę mówił, czy opek ma, czy nie ma sensu. Do momentu, do którego doczytałem był taki... prostolinijny. Nie znaczy to, że był zły. Ja jednak preferuję bardziej dobitne opisy, zabrakło opisywania uczuć. Historia nie jest opowiadana ani z perspektywy faceta, ani kobiety.



Poniężej wyłapane błędy tech.


Wiktoria pisze:
zaczęła się tłumaczyć, szybko wyrzucając z siebie słowa, jakby chciała mieć już za sobą tą formalność.


"...tę formalność"




Wiktoria pisze:
Pierwsza myśl, jaka przyszła jej do głowy, gdy zobaczyła twarz chłopaka, dotyczyła jego oczy.


"...oczu?"




Wiktoria pisze:
Były wielkie, koloru szmaragdu i nadawały mu jakiś nierealny urok, jakby nie był człowiekiem.


Głupio to napisane. Płytko.

"Były wielkie, koloru szmaragdowego; nadawały mężczyźnie specyficzny urok. źrenice wyglały na wyzbyte z uczuć... bla bla itp"



Jakby nie był człowiekiem? skonkretyzuj. a kim? manekinem?




Wiktoria pisze:
- Płaczę, bo spotkało mnie coś złego. – odpowiedziała cicho, wciąż wpatrując się w jego oczy.


zła budowa dialogów. brak kropki po "złego"

Re: Kawiarnia Natchnienia

3
Szewczyk pisze:Jakby nie był człowiekiem? skonkretyzuj. a kim? manekinem?


Trzeba było do końca doczytać...



Dzięki za ocenę. Choć szczerze powiem, że wolę, gdy oceniają to, co napisałam, po przeczytaniu całości.
"Czemuż wszystkie istoty, gdy wypełni się ich marzenie, zapominają z jakim trudem i zapałem dążyli do niego..."



"żyje się pragnieniem chwili, lecz umiera się, tracąc całe zycie..."




'Armandia' Wiktoria Korzeniewska

Re: Kawiarnia Natchnienia

4
Przeczytałem do końca i wciąż uważam, że zwrot "jakby nie był człowiekiem" jest słabiutki. Człowiek czyta ten fragment, i nie wie o co chodzi. Rozumiem jak być napisała "w jego oczach czaiło się coś nieludzkiego" bądź coś w tym stylu. To już kwestia gustu, a mój gust odrzuca "...jakby nie był człowiekiem".



Zastosuję się do szablonu używanego przez weryfikatorów.





Pomysł: 4--

Pomysł nie jest zły. Nadaję się na krótkie opowiadanko.



Styl: 2

No, niestety efekt zepsuł słabiutki styl. Napisałaś to... takim szkolnym sposobem. Wybacz, nie umiem tego uzasadnić fragmentami. To się po prostu czuje. Nie było w tym polotu, innymi słowy, nie płynąłem przez tekst jak przez niektóre płynę. Prędzej parłem pod prąd, ale to nie kwestia talentu a ćwiczeń i ciężkiej harówy.



Schematyczność: 3-

PROSTOLINIJNOść.



Błedy: 3

Błędów jako takich nie było, ale obniżam za styl, który - jak mówiłem - pozostawia wiele do życzenia.



Ogólnie: Bóg ma 5, Anioł 4, Ja 3, więc ty masz 2+ (ja, jako czytelnik, nie jako grafoman. żebyś nie odebrała jako wywyżaszanie się!)



Na koniec jedna rzecz, któa rzuciła mi się w oczy... mianowicie powtórzenia.

Napisałaś tak:



(...) Zawsze byłem przy niej. (...) Zawsze starałem się być przy niej. (...) byłem przy niej i gładziłem po policzku. (...) zawsze byłem przy niej. (...)




Nie lubię Kononowicza :D



PS. Jeszcze jeden cytat.

"To my się mylimy, korzystając z naszej wolnej woli. Każdy z nas ma wyznaczone miejsce w świecie. Nie wolno go zmieniać..."



Nonsens. Chyba rozumiem, o co ci chodziło, ale wyszło dość głupio. Nie mogę się z tym kompletnie zgodzić! A nie wypada, by czytelnik poprawiał bohatera tekstu, który jest... aniołem. Według Biblii - która jest skądinąd dla mnie makulaturą - Bóg dał nam wolną wolę po to, byśmy z niej korzystali. Anioł mówi u ciebie, że Bóg nigdy się nie myli, a tym fragmentem ukazujesz, że jednak pomylił się dając nam wolną wolę. NIEKONSEKWENCJA.



Teraz wypowie się innowyznaniowiec, nie przez pryzmat wiary jednak.



Gdybyśmy nic nie zmieniali, niczym nie różnilibyśmy się od zwierząt, bo one nie mają w życiu celu; jedzą, śpią i wydalają. My, ludzie, swój rozum ukazujemy poprzez dokonywanie wyborów, a zmiany to nieodłączny czynnik dokonywania wyborów.

Dodane po 6 minutach:
Wiktoria pisze:Trzeba było do końca doczytać...



Dzięki za ocenę. Choć szczerze powiem, że wolę, gdy oceniają to, co napisałam, po przeczytaniu całości.


Cóż, ty nie oceniłaś na naszym forum żadnego tekstu, a masz pretensję, że ja nie przeczytałem twojego do końca. Nikt nam za to nie płaci, byśmy czytali każdy tekst nowy na forum, szczególnie rekrutów. Nie bagatelizuj też drobnych ocen, ocen fragmentów, ocen chociażby innego zdania. Proza nie składa się z wielkich pomysłów, a z małych drobiazgów.

5
Jedziem, bo zziębniem.

Zacznę od błędów. Otóż brak kilku przecinków, kilka powtórzeń, widocznie nie przyjrzałaś się zbyt dokładnie opowiadaniu przed wrzuceniem go tutaj.

Ogólnie nie jest źle. Chociaż co prawda styl nie jest najwyższych lotów. Nie sądzę żeby była aż tak zły, by dać za niego 2. Jak zawsze mogło być lepiej, ale jak byłem młodszy zdarzało mi się czytać gorzej napisane opowiadania, które jednak doczekały się druku. Lecz świat się zmienia i musisz trochę poćwiczyć.

Co do schematyczności to przypomniał mi się film: "Miasto aniołów" z Nicolasem Cagem.

Błędy wymieniłem wcześniej, zrobił to również Szewczyk. Nie mogę się jednak zgodzić, co obniżenia oceny za błędy przez styl. Błędy obniżają styl, ale na odwrót? Never mind.

Czas na ocenę.

Pomysł:3

Styl:3

Schematyczność:3-

Błędy:3+

Ocena ogólna:3


Do przeczytania.



Pozdro.
Po to upadamy żeby powstać.

Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.

6
A ja sądzę, że to było całkiem przyjemne opowiadanie. Styl jest co prawda prosty, ale to wszystko przecież da się jeszcze wyrobić. Najważniejsze, że nie zajeżdża grafomanią :D Nie zgadzam się też z oceną samej koncepcji, kawiarnia to niezły pomysł na miejsce akcji, jakiegoś zbioru nowel, czy czegoś takiego. Tylko popracuj nad stylem i pomysłami. Niech będą ostrzejsze, takie z zębem - bo ta jest trochę zbyt prozaiczna. Dla mnie 4

7
jak dla mnie pomysł bardzo ładny, co prawda bez fabuły, bez akcji itp, ale coś w nim jest. przemawia, przynajmniej do mnie. rzeczywiście były błędy, ale nie tragicznie dużo, styl... średni. z jednej strony lekki, z drugiej taki.... może rzeczywiście szkolny, nie wiem. czegoś było w nim brak. aczkolwiek wzbudziłaś we mnie pewne uczucia, więc nie jest źle.



Pomysł: 4-

Ogólnie 4-

[a to co pomiędzy, jak u webera :)]



pozdrawiam
"Rada dla pisarzy: w pewnej chwili trzeba przestać pisać. Nawet przed zaczęciem".

"Dwie siły potężnieją w świecie intelektu: precyzja i bełkot. Zadanie: nie należy dopuścić do narodzin hybrydy - precyzyjnego bełkotu".

- Nieśmiertelny S.J. Lec
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”